Sprawdź, czy dasz sobie radę z testami równie dobrze, jak polskie dzieci z IV klasy, które w badaniu TIMSS przegrały tylko z tygrysami Wschodu. I to pomimo zatrważająco złego samopoczucia nauczycielek i uczniów. Co zrobić z trzema paradoksami polskiej edukacji?
Zanim omówimy opublikowane w środę 4 grudnia 2024 wyniki polskich dzieci z IV klasy w słynnym badaniu TIMSS, sprawdźmy na sobie zadania, jakie rozwiązywali uczniowie z 58 krajów świata. Oczywiście możesz sobie te osiem zagadek (po 4 z matematyki i przyrody) opuścić, zwłaszcza, jeśli boisz się kompromitacji...
Międzynarodowe badanie wyników nauczania matematyki i nauk przyrodniczych TIMSS (Trends in International Mathematics and Science Study) prowadzone jest co cztery lata od 1995 roku, w Polsce – od 2011 roku. Dzieci dostają po ok. 13 pytań z matematyki i 45 minut na odpowiedzi, podobnie jest z przyrodą.
Test jest „mądry” – sprawdza nie tylko gołą wiedzę, ale i umiejętności jej stosowania i rozumowanie.
W edycji 2023 roku w 58 krajach (plus 5 regionów) przebadano 360 tys. dzieci z 12 tys. szkół, z tym że musiały mieć co najmniej 9,5 roku, ale bez górnego limitu. W Polsce od 17 kwietnia do 7 czerwca 2023 testowano 4660 dzieci w 149 szkołach, a dodatkowe ankiety wypełniały też nauczycielki i nauczyciele (524) oraz rodzice (4324).
Polskie dzieci po raz pierwszy odpowiadały nie na papierze, ale na przygotowanych dla nich komputerach. Niebagatelny koszt badania (2,35 mln) pozwolił Instytutowi Badań Edukacyjnych (IBE) przeprowadzić analizę ogromnej bazy danych i przygotować klarowny raport, który omówimy.
Zaczniemy od wiadomości zaskakująco radosnych, skończymy na okropnie smutnych.
Można się było obawiać, że wynikami uczniow muszą zachwiać:
Nic takiego się nie stało, polskie dzieci z wynikiem 546 pkt wypadły zdecydowanie lepiej niż w 2019 roku (520) a poziom co najmniej wysoki (minimum 550 pkt) osiągnęło aż 50 proc., w porównaniu z 36 proc. przed czterema laty.
Co więcej, nasze uczennice i uczniowie brylują w światowych rankingach, lokując się tuż za szóstką z Chin, Japonii i Korei (króluje Singapur – 615 pkt!), gdzie dzieci poddawane są ogromnej edukacyjnej presji.
edukacja nie wzmacnia, a może nawet osłabia różnice klasowe,
wynikające z wyposażenia kulturowego, jakie dziecko dostaje w domu. A można się było tego obawiać, bo przecież w czasie covidowym, który dotknął badane dzieci w I i II klasie, edukacyjna rola rodziców rosła.
Wyniki poniżej niskich (do 400 pkt) i niskie (400-474) uzyskało w Polsce tylko 17 proc. Mniej jest u sześciu tygrysów Wschodu i na Litwie, ale już w Anglii i Irlandii więcej, nie mówiąc o Finlandii (25 proc.), USA (32 proc.), Hiszpanii (38 proc.) czy Francji – 44 proc.
Wyniki wysokie (550-625) i bardzo wysokie (ponad 625) uzyskało aż 48 proc. polskich dzieci, znowu najściślejsza czołówka!
W 40 z 58 krajów chłopcy osiągnęli statystycznie lepsze wyniki niż dziewczęta. W Polsce różnica wyniosła 11 pkt i słabą pociechą jest, że we Francji i Australii sięgnęła 23 pkt. Wyniki bardzo dobre (625 pkt i więcej) uzyskało u nas 12 proc. dziewczynek i 17 proc. chłopców.
Co szczególnie niepokojące, w TIMSS 2015 roku statystycznie istotnych różnic między płciami nie było, a w 2019 roku były mniejsze niż obecnie – 8 pkt.
Podobnie jest w słynnych badaniach PISA: 15-letnie dziewczyny wypadają z matematyki gorzej niż chłopcy, za to biją ich na głowę z czytania ze zrozumieniem i remisują w naukach przyrodniczych. Pewną rolę odgrywają tu z pewnością stereotypy genderowe, które głoszą, że dziewczyny nie mają głowy do matematyki i w ogóle myślenia ścisłego, i należy raczej rozwijać ich empatię i inne umiejętności społeczne. W efekcie mniej kobiet robi kariery w naukach ścisłych i informatyce.
TIMSS coś nam tu dodatkowo podpowiada. Z trzech treści, jakie pojawiały się w zadaniach, nie było (statystycznych) różnic pod względem „geometrii” i „elementów statystyki”,
za to jedyna i to znaczna (18 pkt) była różnica w „liczbach”.
Być może zatem rodzice – ulegając stereotypom – częściej oczekują liczenia od chłopców?
Raport IBE powinien zaowocować rekomendacjami dla szkół, jak przeciwdziałać genderowym stereotypom, a być może nawet kampanią społeczną, która zachęciłaby rodziców do bardziej równościowego wychowywania dzieci w „kwestiach matematycznych” i oswajaniu liczb.
Piąte miejsce Polski (550 pkt) na świecie** za fenomenalnym Singapurem (607), Koreą, Tajwanem oraz Turcją (rezultat naciągany, bo badano dzieci w piątej klasie), statystyczny remis z Anglią, Japonią, Australią, Hongkongiem i Finlandią (542, ale statystycznie to tyle, co polskie 550) to wynik zaskakująco dobry.
Jak widać w tabeli poniżej, za nami reszta świata w tym cała UE, z niezłymi Skandynawami, kiepską Holandią i Niemcami (515), nie mowiąc o Francji (488).
Przyroda obejmowała pytania z zakresu biologii (45 proc.), fizyki (35 proc.) i geografii (20 proc.), które na szczęście do VI klasy uczone są jako jeden przedmiot i dopiero w VII i VIII zaczyna się szatkowanie wiedzy o przyrodzie na te trzy dyscypliny plus chemia.
W porównaniu z 2023 rokiem (519 pkt) Polska odnotowała
wyjątkowo duży wzrost – aż o 31 pkt!
Warto dodać, że w 2015 roku nasze dzieci też wypadły doskonale (547 pkt).
Pocieszające, że i tutaj zróżnicowanie wyników było nieduże, aż 72 proc. uczniów i uczennic miało umiejętności na poziomie wysokim lub średnim, a tylko 3 proc. schodzi poniżej niskiego. Biliśmy tu na głowę wszystkich, poza tygrysami Wschodu.
Nie było różnic między dziewczętami i chłopakami, także w skalach rozumowania i stosowania wiedzy przyrodniczej.
Zaznaczyły się różnice związane z miejscem zamieszkania. Dzieci z wielkich miast (570 pkt) i przedmieść (561 pkt), wypadły lepiej niż z miast średniej wielkości (553 pkt) i małych (542 pkt), zupełnie dobrze spisały się też dzieci ze wsi (545 pkt),
Ciekawym przykładem jest zadanie z magnesami. Dobrą odpowiedź (wiesz jaką?) zaznaczyło 68 proc. polskich dzieci, wobec średniej międzynarodowej 63 proc. Tymczasem o magnesach polskie dzieci uczą się dopiero w VIII klasie, na fizyce.
Być może zasługę mają niedoceniane w Polsce nauczycielki edukacji wczesnoszkolnej (kl. I-III), które zgodnie z podstawą programową mają planować z dziećmi i wykonywać proste obserwacje i eksperymenty. Pewną rolę może też odgrywać inwazja magnesów na polskie lodówki...
Wiedzieliśmy z licznych badań, że edukacja przedszkolna ma sens, ale badanie TIMSS daje tu piekielnie mocne potwierdzenie. Na przykład z przyrody najwyższe wyniki (625 + pkt) ma aż 78 proc. dzieci, które mają za sobą cztery lata edukacji przedszkolnej (żłobek, przedszkole i zerówka). Podobnie jest z matematyką – im dłuższy staż, tym lepsze wyniki.
To mogłoby napawać optymizmem jako czynnik wyrównujący szanse: dzieci z domów z mniejszym kapitałem kulturowym mogą skutecznie to kompensować edukacją żłobkową i przedszkolną. Ten mechanizm jest znany i potwierdzony w badaniach. Jest jednak jeden oczywisty warunek: ta edukacja musi być dla nich dostępna.
Tymczasem w Polsce dzieci z domów o niższym statusie socjoekonomicznym w znacznie mniejszym stopniu korzystają z edukacji przedszkolnej. Jak piszą ekonomiści Paweł Bukowski, Jakub Sawulski i Michał Brzeziński w wydanej niedawno książce „Nierówności po polsku”: "W 2022 w
aż 46 proc. gmin w Polsce nie działała żadna publiczna ani prywatna placówka opieki nad dziećmi do lat trzech.
Najmniej miejsc w przeliczeniu na tysiąc małych dzieci było w najuboższych i słabo zurbanizowanych województwach, warmińsko-mazurskim, świętokrzyskim i lubelskim. Na dodatek żłobki lub kluby dziecięce są w większości prywatne – w 2022 roku do sektora prywatnego należało aż 3/4. W konsekwencji
opieka żłobkowa jest w Polsce usługą tylko dla wybranych.
Na koniec 2018 korzystało z niej tylko 18 proc. dzieci do lat trzech".
Tę właśnie nierówność w długości edukacji poprzedzającej szkołę w zależności od statusu społeczno-ekonomicznego widać jak na dłoni w wynikach TIMSS.
Znowu – zadanie dla polityki państwa, by to korygować, np. przy pomocy dopłat do przedszkoli, a także ułatwień transportowych. Ale przede wszystkim:
zagwarantowania wszystkim dzieciom do lat 3 dostępu do bezpłatnego żłobka.
W ankietach rodzice odpowiadali m.in. na pytanie o to, w jakim stopniu przygotowywali swoje dzieci do nauki czytania i liczenia. Okazało się, że średni wynik dzieci, których rodzice robili to „bardzo często” wyniósł 558 pkt z matematyki i 562 pkt z przyrody. Gdy rodzice robili to tylko „czasami” – wyniki spadały do 540 pkt i 544 pkt.
Polska znalazła się na 10. miejscu edukacyjnego zaangażowania rodziców, zanim dzieci pójdą do szkoły, za nieco zaskakującym towarzystwem krajów głównie bałkańskich, które aspirują do świata zachodniego, co może tworzyć dobry klimat dla edukacji: Albanii, Kazachstanu, Gruzji, Irlandii, Czarnogóry, Kanady, Bośni i Hercegowiny, Korei, Kosowa i Macedonii Północnej. Z czołówki poza nami jest Korea i Irlandia.
Badana populacja w TIMSS to dzieci w czwartym roku edukacji szkolnej, ale jest tylko dolna granica wieku (9,5 roku), górnej nie ma, co uprzywilejowuje kraje, w których dzieci idą do szkoły później. Średni wiek badanych dzieci wahał się od 9,8 we Włoszech do 11,3 w Rumunii.
W Polsce, Danii, Łotwie i Turcji (gdzie badane są dzieci z piątej klasy, bo w czwartej są zbyt młode), średni wiek wynosi 10,9 roku.
Występuje oczywista zależność, że starsze dzieci wypadają w testach lepiej, co nieco osłabia satysfakcję z miejsc Polski w przedstawianych rankingach. Gorsze wyniki w 2019 roku (w porównaniu z 2015 i 2023) badacze tłumaczą tym, że pojawiło się wtedy sporo dzieci, które załapały się na obniżenie wielu szkolnego do sześciu lat, co PiS odwołał w 2016 roku.
Na pocieszenie – polskie dzieci wypadają lepiej, niż wypadałoby z wyższego wieku, np. z matematyki – zgodnie z trendem – powinny mieć ok. 537 pkt, a mają – przypomnijmy – 546.
Z badania dowiadujemy się, że średni staż pracy w polskiej podstawówce to 23,7 lat, przy średniej wszystkich krajów 17,7 lat. Widać tu odroczone skutki... komunizmu, bo przed nami są wyłącznie kraje dawnego bloku ZSRR, na czele z Litwą (28,8 lat) i Węgrami (27,0). Połowa nauczycielek i nauczycieli ma co najmniej 50 lat. Feminizacja zawodu jest ogromna 88 proc., ale daleko nam do Litwy (99 proc.!), czy Czech (94 proc.). Na Zachodzie dominacja kobiet jest mniejsza: w Niemczech – 85 proc., we Francji – 79 proc.
Nasi nauczyciele matematyki i przyrody wyróżniają się pod względem wykształcenia: bijemy rekordy w odsetkach wyższego i kierunkowego, zamiast licencjatu, który dominuje w innych krajach.
W TIMSS Polska zachowuje się cały czas, jak jakiś szalony skoczek o tyczce, wyskakuje ponad innych, a potem spada na sam dół. Zobaczcie kolejny upadek:
Jak widać, nauczycielki i nauczyciele matematyki są pod względem satysfakcji na przedostatnim miejscu, ledwie przed Japonią, a przyrodniczki i przyrodnicy umościli się już na samym dnie wśród 58 krajów.
Szczegółowe odpowiedzi, które składają się na wskaźnik satysfakcji zawodowej, nie wyglądają na pozór aż tak tragicznie, skoro 90-91 proc. nauczycielek deklaruje, że lubi swoją pracę. Kolejne oceny wypadają jednak coraz gorzej, a na pytanie, czy czują się doceniane, już tylko 42 proc. osób odpowiada, że tak.
Porównanie z poprzednimi edycjami TIMSS także pokazuje na spadki. Poczucie dumy ze swojej pracy: w 2015 roku deklarowało 74 proc., w 2019 – 66 proc., obecnie tylko 62 proc.
Taki może być koszt polityki edukacyjnej PiS. Pytanie, na ile nowym władzom (także oświatowym) udaje się odwrócić ten niebezpieczny trend? Bo na dłuższą metę musi on zaszkodzić także wynikom nauczania, zwłaszcza w starszych klasach.
A jednocześnie ci najbardziej sfrustrowani ze wszystkich ludzie, odwalają kawał skutecznej roboty, którego inni nam zazdroszczą.
Doskonale przygotowane – sądząc po wynikach – dzieci oceniają swoje kompetencje zaskakująco nisko. Fatalnie wypadają także uczniowskie oceny nauczycielskiej pracy. Pod względem „przystępności nauczania przyrody i matematyki”, Polska jest znowu na ostatnim miejscu!
„Przystępność” obliczana była na podstawie takich odpowiedzi: „nie wiem czego pan/pani wymaga, nie wszystko rozumiem z tego, co mówi, nie odpowiada na moje pytania, nie sięga po różne sposoby, żeby pomóc nam się uczyć”.
Tak niska ocena nauczycieli nie może być „obiektywnie” prawdziwa, skoro edukacja prowadzona w szkole daje tak dobre efekty.
Także pod względem lubienia matematyki i przyrody wypadamy tragicznie. Wskaźniki fascynacji spadają, nudy rosną. "Niecierpliwie na lekcje matematyki czekało w 2015 roku – 46 proc. dzieci, w 2019 – 42 proc., w 2023 roku już tylko 32 proc. Z przyrodą podobnie, tyle że spadek jest szybszy i z wyższego poziomu: 57 proc., 50 proc. i 39 proc.
Bardziej od naszych dzieci nie znoszą matematyki w Tajwanie i Korei, a przyrody na Cyprze, Szwecji, Finlandii i Danii. Czyli zajmujemy miejsca 56. i 54. na 58 krajów. Hurra!
Jeśli ktoś dotrwał do tego miejsca tekstu, to ma pecha. Ostatnia tabela wbija w fotel. Pokazuje poziom „poczucia przynależności do szkoły” w 58 badanych krajach. Szukając Polski, zacznijcie od razu od samego dołu.
Poczucie „przynależności do szkoły” było obliczane na podstawie odpowiedzi na siedem pytań, które widać na wykresie poniżej. Jak widać, ogólnie rzecz biorąc, przeważają odpowiedzi pozytywne, np. aż 80 proc. „zdecydowanie” ma w szkole przyjaciół, ale „zdecydowanie” lubi chodzić do szkoły już tylko 19 proc., a czuje się z nią związany/a – 16 proc.
Polskie odpowiedzi budzą ogromny niepokój dopiero na tle wyników z 58 krajów, które pokazują, że dzieci na świecie generalnie lubią szkołę i dobrze się w niej czują. Okazuje się, że Polska ze wskaźnikiem 8,6 jest na ostatnim miejscu. Najmniej osób – ledwie 23 proc. – ma w czwartej polskiej klasie poczucie silnej przynależności do szkoły.
Powtórzmy. Wydawało się, że pandemia i „dokonania reformatorskie” PiS muszą zachwiać wynikami uczniów i uczennic.
Nic takiego nie nastąpiło. Z drobnym zastrzeżeniem wieku nieco powyżej średniej, nasze dzieci są w światowej czołówce edukacyjnej, równając się (przyroda) z potęgą edukacji dalekowschodniej, opartej na katorżniczej wręcz pracy dzieci i ogromnym nakładów, także finansowych, rodziców***.
Z państw UE jesteśmy na samym topie: drudzy w matematyce (za sensacyjną Litwą) i razem z Finlandią pierwsi w przyrodzie. Gratulacje należą się nauczycielkom, rodzicom i samym dzieciakom.
Wyniki pokazują, jakie rezerwy mamy jako społeczeństwo,
mimo wszystkich trudności i zawirowań politycznych, cywilizacyjnych i kulturowych, jakie przeżywamy. Polskie dzieci są zdolne, a edukacja, przynajmniej wczesna, potrafi to wykorzystać.
Jednocześnie główne autorki tego sukcesu – polskie nauczycielki – czuły się w 2023 roku na tle innych krajów fatalnie niedoceniane, miały poczucie, że już nie cieszą się wyzwaniami i nie czują dumy ze swej pracy.
To musi oznaczać, że praca dydaktyczna zamienia się w mozół i naprawdę trudno zrozumieć, na jakiej zasadzie system tak skutecznie działa, nawet biorąc pod uwagę dobre wykształcenie i doświadczenie zawodowe pań i panów nauczycieli****.
Jeszcze smutniejszy jest obraz dzieci, które nie mają z nauki satysfakcji, odklejają się od szkolnej rzeczywistości, nie identyfikują ze szkołą. I coraz mniej lubią do niej chodzić. Fatalny nastrój zapewne rzutuje na ich samoocenę, skoro uznają, że nie są kompetentni (choć są) i że nauczyciele nie potrafią ich dobrze uczyć (a przecież robią to).
Nie wiadomo,
kto bardziej w szkole cierpi – nauczycielki czy uczniowie?
Następne badanie TIMSS będzie wiosną 2027 roku, tuż przed wyborami parlamentarnymi. Wyzwaniem, jakie stoi przed ministrą Barbarą Nowacką ze wsparciem m.in. Katarzyny Lubnauer (wice m.in. od spraw programowych), jest wspomóc nauczycielską dumę i rozbudzić uznanie dla tego niesamowitego zawodu. A także tworzyć szkołę, w której będzie więcej luzu, radości i kreatywności, do której uczniowie będą szli z przyjemnością i poczuciem, że to wszystko ma sens, poza przygotowaniami do egzaminów i testów rzecz jasna.
Czy szkoła oparta na nauczaniu z tak wysokim poziomem frustracji może być efektywna w mądrzejszym tego słowa znaczeniu? I czy „fajniejsza” szkoła musi stracić na skuteczności i tym samym spaść w międzynarodowych rankingach? A jeśli tak, to czy to byłoby ogólnie rzecz biorąc dobre, czy złe?
* Drobna zmyłka, wcale nie podchwytliwe. Bieguny jednoimienne się odpychają, pociąg A odjedzie.
** Oczywiście wśród badanych 58 krajów. Nie wydaje się jednak, by wśród pozostałych 150, któryś mógł wypaść lepiej.
*** W Korei wiele dzieci chodzi do dwóch szkół, rano do publicznej, po południu do prywatnej, a sami Koreańczycy nazywają swoje podejście epidemią: lekcje dla dwulatków, nauka także w wakacje, rujnowanie się na lepszą szkołę dla dziecka.
**** Oczywiście nie sposób wykluczyć, że przejawia się tu tendencja do nadmiernego narzekania, podobno polska cecha.
Edukacja
Przemysław Czarnek
Katarzyna Lubnauer
Barbara Nowacka
Dariusz Piontkowski
Anna Zalewska
Ministerstwo Edukacji Narodowej
Prawo i Sprawiedliwość
IBE
Instytut Badań Edukacyjnych
likwidacja gimnazjów
matematyka
PISA
przyroda
TIMSS
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze