0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Wyborcza.plFot. Dawid Chalimoni...

Ekscesy władzy PiS z Pegasusem (np. atak na Krzysztofa Brejzę, który był szefem kampanii wyborczej opozycyjnej partii w 2019 roku) i ostrzeżenia ekspertów od praw człowieka skłoniły obecnie rządzącą koalicję do zobowiązania się przed wyborcami, że wprowadzi regulacje umożliwiające realną kontrolę nad inwigilacją.

Obywatele po zakończeniu inwigilacji przez służby mieli się dowiadywać o tym, że byli w zakresie zainteresowania służb. To miało im dać narzędzie do sprawdzania, po co służby zakładały podsłuchy i czy naprawdę, skoro inwigilacja nie była zasadna, dane z niej zostały zniszczone. Indywidualne przypadki miały służyć do kontroli systemowej i pomocy służbom, by nie powtarzały błędów.

Tak się do tej pory nie stało.

Sądy zyskały już więcej kompetencji do kontroli inwigilacji. Biuro RPO chce jednak zainicjować debatę i zwrócić uwagę na problem.

20 listopada 2025 RPO zorganizował konferencję dla prawników i ludzi ze służb w tej sprawie „Pod nadzorem / bez nadzoru”.

„Od zobowiązania koalicji, że problem ureguluje, mija właśnie dwa lata. Zostały jej jeszcze dwa – i to ostatni moment na dyskusje, jak to zrobić. Nie mamy już do czynienia z zagrożeniem samej prywatności – ta w świecie mediów społecznościowych przestała zresztą już być wartością. Ale chodzi o prawo i wolność do podejmowania decyzji przez obywateli” – mówił Wojciech Klicki i cytował na konferencji byłego szefa PKW prof. Wojciecha Hermelińskiego, że po ataku na Brejzę Pegasusem, wybory w 2019 roku nie były może sfałszowane, ale na pewno nie były one uczciwe.

Przeczytaj także:

Ile mogą służby?

W Polsce prawo do prowadzenia kontroli operacyjnej ma już 10 służb (20 lat temu było ich tylko cztery). Tylko pięć podlega sejmowej Komisji Służb Specjalnej. Pozostałe innym komisjom w Sejmie i różnym resortom (od MON, przez KPRM po Ministerstwo Finansów). „Niebawem prawo do inwigilacji dostanie Służba Ochrony Kolei” – żartowali uczestnicy konferencji.

W tym, że takie prawo mają, nie ma nic złego. Więcej, powinny mieć także prawo do pobierania zawartości kontrolowanych urządzeń.

Kontrola operacyjna jest jednak kontrolą inwazyjną. Przydałaby się więc jej standaryzacja i koherentność z prawem karnym – tak jak w przypadku stosowania przymusu bezpośredniego. W Polsce stosuje go wiele służb, ale przepisy w tej sprawie mają wspólne.

Tymczasem zasady prowadzenia kontroli operacyjnej zawarte są w 11 tajnych instrukcjach z indywidualnym systemem interpretacji, co jest kontrolą operacyjną, a co nie.

Najwięcej uprawnień ma dziś CBA, a Żandarmeria Wojskowa może więcej niż Służba Kontrwywiadu Wojskowego. W tej sytuacji nie tylko współpraca, ale nawet wymiana informacji między służbami jest utrudniona i ociera się o dezinformację (mówił o tym uczestnik konferencji i były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego gen. Krzysztof Bondaryk).

W efekcie – zauważył gorzko gen. Bondaryk – w przeciwieństwie do państw, które zdefiniowały, co służbom wolno w całościowych ustawach (Litwa, Szwajcaria), albo wprowadziły jednolite przepisy do regulacji karnoprocesowych (Niemcy, Szwecja Austria),

„mamy w Polsce system mieszany, z definicjami zapisanymi w tajnych instrukcjami służb i infamią za podsłuchy stosowane »w poprzednim reżimie«”.

Funkcjonariusz, AI i biała kartka

Statystyki dotyczące kontroli operacyjnej są niepełne i bałamutne. Wiadomo, że 40 tys. takich kontroli zarządziła w zeszłym roku policja. Oczywiście każda kontrola dotyczy kilku osób, bo kontroluje się komunikację między ludźmi (szczegóły – w prezentacji dr Dominiki Czerniak z BRPO).

Co do innych służb, to dane o ich działaniach pojawiają się tylko w zbiorczych sprawozdaniach Prokuratora Generalnego i nie są precyzyjne.

Techniczne możliwości inwigilacji rosną tak jak techniczne możliwości komunikowania się.

Wiadomo też, że dziś do analizy zebranego materiału używa się wielkich modeli językowych (LLM). Sędziowie już zauważają np., że wnioski o zgodę na inwigilację pisane są coraz lepiej, co może świadczyć o tym, że funkcjonariusze korzystają z prywatnych narzędzi AI. Jednak o to, co najważniejsze dla obywateli, czyli o to, co się dzieje z przetwarzanymi w ten sposób danymi osobowymi, nikt nie pyta.

Co się udało obywatelom

W maju 2024 roku grupa obrońców praw człowieka wygrała sprawę przed Trybunałem w Strasburgu (Pietrzak, Bychawska-Siniarska i inni przeciwko Polsce). Poskarżyli się, że polskie prawo nie pozwala im sprawdzić, czy byli obiektami inwigilacji. A z racji tego, czym się zajmowali, mogli być. Bez możliwości kontroli tego faktu konstytucyjne gwarancje prawa do prywatności, poufności korespondencji i poszanowania życia rodzinnego są iluzoryczne.

Sprawa toczyła się 7 lat, ale w końcu Europejski Trybunał Praw Człowieka przyznał im rację i nakazał Polsce zmienić prawo. Trybunał, wykorzystując swoje wcześniejsze orzecznictwo, chociażby w sprawie Zakharov przeciwko Rosji, wskazał, że prawa człowieka są naruszane, jeśli jest choć prawdopodobieństwo podsłuchu i nie da się tego sprawdzić. Zwiększa to bowiem ryzyko niekontrolowanej inwigilacji i jej nadużywania. Prawo krajowe musi więc zostać wyposażone w zabezpieczenia przed taką praktyką służb.

Już wcześniej, w 2019 roku, Adam Bodnar jako Rzecznik Praw Obywatelskich zaproponował wraz z ekspertami rozwiązanie polegające na informowaniu obywatela o inwigilacji, która – po jej zakończeniu – okazała się bezprzedmiotowa. Nic dziwnego, że w dniu ogłoszenia wyroku ETPCz w opisywanej wyżej sprawie Bodnar – już jako minister sprawiedliwości – wraz z ministrem spraw wewnętrznych Tomaszem Siemoniakiem ogłosił, że rozpoczynają rządowe prace nad systemową zmianą przepisów o kontroli nad inwigilacją.

Półtora roku później się okazało, że generalnej ustawy porządkującej to, co mogą służby, nie będzie.

Sprawa jest zbyt skomplikowana, sytuacja państwa zbyt niebezpieczna, a służb z różnymi interesami zbyt dużo, by taka zmiana się udała.

Co prawda prace nad założeniami ustawy zostały wpisane do rejestru prac rządowych – co oznaczało ich formalne rozpoczęcie. Jednak w czerwcu 2025 roku zostały skreślone z rejestru przez koordynatora służb specjalnych, którym jest obecnie Tomasz Siemoniak.

Nie znaczy to jednak, że nic się w sprawie nie dzieje.

  • Przed Urzędem Ochrony Danych Osobowych toczy się kolejne zainicjowane przez aktywistów postępowanie. Dotyczy ono przechowywania danych telekomunikacyjnych, do czego firmy telekomunikacyjne są zobowiązane przepisami prawa telekomunikacyjnego. Stoi ono jednak w sprzeczności ze standardami europejskimi. A dziś z danych, kto, kiedy i gdzie wykonał połączenie, policja może wyciągnąć dużo więcej informacji o każdym z nas, niż 20 lat temu, kiedy przepisy o retencji danych przyjmowano. Postępowanie przed Urzędem Ochrony Danych Osobowych teoretycznie może doprowadzić do decyzji nakazującej usuwanie danych zgodnie z Kartą Praw Podstawowych UE i artykułem 15 Dyrektywy e-Privacy. Oczywiście taka decyzja jest następnie zaskarżalna przed sądami administracyjnymi, więc to bardzo długa ścieżka – z finałem przed TSUE. Na konferencji u RPO mówił o tym Wojciech Klicki z fundacji Panoptykon, jeden ze skarżących we wspomnianej wyżej sprawie przed ETPCz. OKO.press pisało o tej inicjatywie tu:
  • Sądy tymczasem już zyskały nowe narzędzia kontroli. Do tej pory sędzia wydający zgodę na inwigilację musiał uzasadniać decyzję tylko w sytuacji, gdy była ona odmowna. Wprowadzone przed rokiem rozporządzenie zmieniło to. Sędziowie zostali zobowiązani do uzasadniania także decyzji pozytywnych. Rozporządzenie wprowadziło też wymóg podawania sądowi informacji o planowanych działaniach, w tym rozwiązań technicznych, jakie mają być stosowane, i tego, jakiego typu materiały mają być w ten sposób pozyskane. Rozporządzenie nie objęło jednak wszystkich służb, w tym np. administracji skarbowej i policji – a tylko ABW, SKW i CBA.
  • Nad kolejną dosyć ważną zmianą pracuje Ministerstwo Sprawiedliwości. Chce cofnąć zmianę w procedurze karnej, za pomocą której PiS zalegalizował użycie dowodów z podsłuchów, zdobytych niezgodnie z prawem, w postępowaniu sądowym (art. 168 a i b Kodeksu postępowania karnego). Te tzw. owoce zatrutego drzewa mają przestać być dopuszczalne przed sądem. Zaś dowody zdobyte w toku inwigilacji „przy okazji” innej sprawy mogłyby być wykorzystywane przed sądem tylko w przypadku najcięższych (tzw. katalogowych) przestępstw.
  • 14 listopada 2025 roku ruszyły zaś formalnie prace nad rządowym projektem nowelizacji ustawy o ABW, który zmieni przepisy dotyczące kontroli sądowej nad podsłuchami prowadzonymi tym razem już przez wszystkie służby (tego nie można było zrobić rozporządzeniem wprowadzonym w 2024). Jeśli planowana zmiana wejdzie w życie, sąd okręgowy, który udzieli zgody na inwigilację, nie tylko będzie musiał ją uzasadnić, ale też zyska – w ramach nadzoru – prawo do cofnięcia zgody, o ile uzna, że kontrola operacyjna nie jest już potrzebna, jest bezskuteczna albo nieprzydatna (te dwie zmiany referował Michał Hara, dyrektor Departamentu Prawa Karnego w Ministerstwie Sprawiedliwości).

Problem w tym, że w obecnych warunkach przepis ten będzie nie do zastosowania

Sędziowie, pracujący w trybie dyżurowym, nie mają dziś sił i środków do weryfikowania wniosków o inwigilację. Dlatego są one masowo akceptowane, a obowiązek uzasadniania zgody doprowadzić może do masowego stosowania swoistych szablonów – z wyjaśnieniem, że zgoda jest konieczna. Sądy (Sąd Okręgowy w Warszawie – bo tam trafia większość wniosków ze służb) nie będą więc miały szansy na weryfikowanie zasadności inwigilacji w trakcie samej operacji.

Na dodatek już wiadomo, że więcej narzędzi do kontroli służb nie dostaniemy.

Dowodem na to są losy projektu przygotowywanego w MSWiA przez gen. Bondaryka.

Dzieje jednego projektu

Gen. Bondaryk podczas konferencji w Biurze RPO opowiadał o swoim projekcie Kodeksu Pracy Operacyjnej. Pracował nad nim jeszcze przed wyborami w 2023 roku, a po nich – już jako dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa w MSWiA.

Projekt zakładał nie tylko doprecyzowanie, czym jest kontrola operacyjna jako jedna z 25 metod pracy operacyjnej. Miał dookreślić także podział kompetencji między służbami. Chodziło o to, by nie było tak, że wszystkie służby zajmują się tym samym. I aby najbardziej ingerujące w prywatność działania zostawić ściśle określonym służbom specjalnym.

Projekt zakładał też wyeliminowanie stosowania systemów typu Pegasus pod pozorem kontroli operacyjnej (miała to być osobna metoda pracy, z osobną procedurą uzyskiwania zgody).

Zakładał też wzmocnienie sądów przez powołanie w nich osobnych wydziałów zajmujących się inwigilacją.

Jednak projekt został skreślony z listy prac rządu przez koordynatora służb specjalnych w czerwcu 2025. Dlaczego? „Wszyscy byli przeciw” – powiedział Bondaryk.

To zła wiadomość. Brak kontroli zagraża bowiem zarówno obywatelom, jak i służbom: nie pozwala na poprawę skuteczności, grozi naruszaniem uprawnień wobec obywateli oraz uwikłaniem służb w walkę o władzę (ostrzegał Tomasz Sordyl, NIK).

Skoro nie ma co liczyć na wzmocnienie kontroli nad służbami, zostają sądy. W Sądzie Okręgowym w Warszawie i Sądzie Apelacyjnym w Warszawie (rozpatruje odwołania od odmów zgody na inwigilację) – wniosków o kontrolę operacyjną nie rozpatrują neo-sędziowie. Sędziowie w tych sądach mają dużą prawną renomę. Na razie nie udało się wdrożyć pomysłu, by policyjne wnioski (a jest ich najwięcej) trafiały do sądów w całym kraju, co odciążyłoby stołeczne sądy.

Na zdjęciu głównym – protesty w Katowicach w styczniu 2016 roku, gdy władze PiS rozszerzały uprawnienia inwigilacyjne służb. Fot. Dawid Chalimoniuk/Agencja Wyborcza.pl

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze