0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Zuchowicz / Agencja GazetaDawid Zuchowicz / Ag...

Gdy feministyczne organizacje zapowiedziały w mediach społecznościowych akcję „Słowo na niedzielę”, czyli protesty przed i w budynkach kościołów, narodowcy ogłosili, że będą bronić świątyń przed „aborcjonistkami”.

W niedzielę, 25 października 2020, na schodach Kościoła Św. Krzyża w Warszawie, szef Stowarzyszenia Marsz Niepodległości i jego ludzie ze Straży Marszu szarpali kobiety, ciągnęli, popychali, zabierali im flagi i kartki z hasłami.

Policjanci nie tylko nie reagowali, ale obwieścili narodowcom, że to „ich teren” i jeśli chcą - mogą wynosić protestujących sprzed wejścia do kościoła.

W rozmowie z OKO.press ks. Zygmunt Berdychowski, proboszcz warszawskiej Parafii pw. Świętego Krzyża potwierdził, że wyraził zgodę na interwencję narodowców w kościele i przed kościołem.

Mówi, że sami się zgłosili i jest im wdzięczny, że bronią świątyni przed napierającą „tłuszczą”. Według jego relacji, policja prosiła, by wierni wsparli ją w obronie kościoła, bo sama nie dałaby rady.

Przeczytaj także:

Proboszcz: bronią nas przed dziczą

Gdy dzwonimy do ks. Zygmunta Berdychowskiego w niedzielny wieczór i pytamy o ochronę świątyni, duchowny nie ukrywa złości. Kilka razy rzuca słuchawką.

W rwanych rozmowach opowiada o tym, co działo się przez cały dzień. O protestujących przed Kościołem Św. Krzyża przeciwko rozszerzeniu zakazu aborcji mówi: „dzicz”. Nie wiadomo, kto tę „dzicz” ściągnął przed Św. Krzyż, ale to się wyjaśni i skonsultuje z prawnikami, jakie wyciągnąć konsekwencje. Przez „dzicz” wierni nie mogą spokojnie wejść do kościoła, „dzicz” - w osobie trzech kobiet - przeniknęła też do środka i zakłóciła mszę. Mogło dojść do profanacji, ale na szczęście szybko interweniowali obrońcy kościoła.

Pytamy proboszcza, czy był świadkiem interwencji narodowców - według relacji protestujących, była ona agresywna i brutalna. „Oczywiście” - odpowiada Berdychowski. Czy nie przeszkadzał mu sposób interwencji? Proboszcz rzuca słuchawką.

Dzwonimy znów i pytamy, czy to on prosił o pomoc narodowców ze Straży Marszu Niepodległości.

„Proszę panią, ja prosiłem tylko... Nie tylko: aż prosiłem. Nie prosiłem, sami się zgłosili ludzie z gotowością do tego, żeby pomóc w zabezpieczeniu porządku na terenie kościoła. Tylko tyle mam do powiedzenia” - plącze się ks. Berdychowski i znów odkłada słuchawkę.

W następnej rozmowie mówi, że trzeba przyjść zobaczyć, co się dzieje przed kościołem, a potem można rozmawiać.

Wieczorem przed kościołem już praktycznie pustki - protestujący przenieśli się na ul. Miodową, pod siedzibę kurii metropolitalnej. Ale wejścia na schody Kościoła Św. Krzyża wciąż pilnuje kordon policji. Gdy tłumaczymy, że chcemy porozmawiać z proboszczem, przekazują to stojącym za nimi członkom Straży Marszu Niepodległości. Potem trzeba wytłumaczyć się szefowi warszawskiej SMN, który rano pilnował bazyliki archikatedralnej, a od kilku godzin stoi pod Św. Krzyżem.

Narodowiec pozwala wejść, ale eskortuje nas do zakrystii - bo jak mówi, boi się prowokacji. Gdy słyszy nazwę OKO.press jego nieufność rośnie. Odchodzi dopiero, gdy w zakrystii siostra zakonna potwierdza, że wie, o co chodzi , bo rozmawiała z nami przez telefon i prosi, by poczekać na proboszcza.

Narodowcy: „miecz sprawiedliwości nad Wami wisi!”

Gdy po piątkowych i sobotnich ogromnych protestach przeciwko ograniczeniu prawa do aborcji, feministyczne organizacje ogłosiły akcję „Słowo na niedzielę”, czyli protesty przed kościołami i w kościołach, środowiska narodowe zaczęły skrzykiwać się do „obrony świątyń” przed „aborcjonistkami”.

„Dzisiaj Koledzy ze Straży Marszu Niepodległości chronią kilka warszawskich kościołów przed zapowiadanymi profanacjami ze strony satanistycznej lewicy. Strzeżcie się tchórze, bo miecz sprawiedliwości nad Wami już wisi!” - pisał w niedzielę na Twitterze Robert Bąkiewicz, szef Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, niegdyś jeden z liderów ONR.

Wpis Roberta Bąkiewicza na Twitterze

Straż to przybudówka Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Początkowo miała pilnować porządku podczas zgromadzeń organizowanych przez narodowców 11 listopada. Ale z roku na rok coraz bardziej przypomina paramilitarną jednostkę - tworzy oddziały z dowódcami,

szkoli swoich rekrutów w prowadzeniu walk ulicznych i strzelaniu, zaopatruje ich w jednolite umundurowanie, kupuje środki łączności pozwalające komunikować się w sytuacji, gdyby nie działała sieć telefoniczna i buduje zaplecze medyczno-ratunkowe.

Od początku rządów PiS, podczas kolejnych Marszy Niepodległości, policja przekazuje w jej ręce bieżące interwencje (sama obserwuje marsze z daleka, by nie prowokować zajść z narodowcami). Umundurowani członkowie straży usuwają z trasy marszu niepożądane ich zdaniem osoby, wyrywają flagi i banery osobom protestującym przeciwko faszyzmowi, decydują które media mają prawo relacjonować marsz, a które nie.

Podobnie członkowie SMN zachowywali się w niedzielę przed kościołami.

Policja do narodowców: to wasz teren

Robert Bąkiewicz stawia się tego dnia do „obrony” Kościoła Św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu. To parafia bliska środowisku ludzi z Ordo Iuris. Przez całą niedzielę ludzie związani z tym środowiskiem obserwują zdarzenia ze schodów kościoła i z tłumu protestujących.

Bąkiewicz i jego koledzy także ustawiają się na szczycie schodów, przed wejściami do świątyni. Bąkiewicz wyjątkowo nie w marynarce i płaszczu, lecz bardziej bojowo - w krótkiej kurtce z naszywką Straży Marszu Niepodległości. I bez maseczki.

Gdy protestujący krzyczą co jakiś czas w jego kierunku, by założył maseczkę, zasłania się na chwilę chustą, ale po chwili znów jest bez niej. Przez kilka godzin krąży tak w tłumie protestujących, policji i dziennikarzy.

Gdy Włodzimierz Ciejka z Wolnych Mediów dopytuje Bąkiewicza, dlaczego nie nosi maseczki, ten odpowiada: „bo taki jest mój wybór”. Po chwili uznaje, że Ciejka już „dosyć nagrał” i każe swoim ludziom „wyprowadzić go”. Narodowcy, na oczach policji ciągną więc Ciejkę po schodach.

Narodowcy decydują też, kto może wejść do kościoła, a kto nie. Gdy ktoś pyta Bąkiewicza, na jakiej podstawie odbywa się selekcja, ten odpowiada: „Na takiej podstawie, że widzimy, kto przychodzi z tamtej grupy [protestujących] i kto krzyczy”.

Według narodowców prawa wejścia do kościoła i nawet stania na schodach nie ma 65-letnia Katarzyna Augustynek, która często uczestniczy w antypisowskich protestach. Na filmie opublikowanym przez portal wawalove.pl widać jak Bąkiewicz ściąga jej z ramion flagę w tęczowych barwach z napisem „siła bezsilnych” i ciska nią w dół. Katarzyna głośno protestuje, ale policja zamiast zareagować na zachowanie Bąkiewicza, zaczyna szarpać ją. Ktoś z narodowców podpowiada, żeby ją „wyprowadzić”, ale

funkcjonariusz - do którego koledzy zwracają się Nowek albo Nowak - tłumaczy narodowcom: „My nie wyprowadzamy. My możemy asekurować. Panowie chcą wynieść - proszę bardzo”.

Więc Bąkiewicz wydaje rozkaz by wynieść kobietę. Jeden z jego ludzi pyta jeszcze raz funkcjonariusza „Nowaka”: „Mamy wynieść tę panią?”

„Nie wiem, to jest wasz teren” - odpowiada funkcjonariusz. I już po chwili narodowcy wleką Katarzynę po schodach, wrzeszcząc: „Uwaga!”

W relacji Włodzimierza Ciejki widać jak w innym momencie ciągną pod pachy po schodach młodą kobietę, która protestowała w kościele. W rozmowie z OKO.press kobieta opowie potem, że jeszcze w świątyni narodowcy szarpali ją i że jeden zakrył jej usta ręką i powiedział: „zamknij się, szmato”.

Gdy co jakiś czas ktoś protestuje, że narodowcy nie mają prawa decydować, kto może stać przed wejściem do kościoła, ci tłumaczą, że działają za zgodą proboszcza. Tomasz Kalinowski, wiceprezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości pisze na Twitterze:

„Straż Marszu Niepodległości dostała pozwolenie od proboszcza parafii św. Krzyża na wyprowadzanie osób agresywnych z terenu kościoła. Potwierdziła to policja”.
Wpis Tomasza Kalinowskiego na Twitterze

Na wszelki wypadek poseł Robert Winnicki, prezes Ruchu Narodowego zapewnia jednak w mediach społecznościowych, że „wszystkim broniącym kościoła” zostanie zapewniona pomoc prawna. Wsparcie prawne deklaruje też Ordo Iuris.

Proboszcz: „jestem im wdzięczny”

W niedzielny wieczór, podczas spotkania w zakrystii Kościoła Św. Krzyża znów pytamy proboszcza Zygmunta Berdychowskiego o ochronę kościoła.

Czy kościół powinien odpowiadać na protesty wystawiając do ochrony bojówkę narodowców? Czy oni - działając z upoważnienia proboszcza - powinni zachowywać się tak, jak się zachowywali? Czy protestujący nie mogli uznać tego za prowokację? „Jak pani by się czuła w swoim domu, gdyby taka tłuszcza napierała? Myślałaby pani o tym jak zabezpieczyć siebie i swoich bliskich. A tu jest nasz dom. Tu są nasi bliscy. Ja jestem im wdzięczny za to, że oni tutaj nie dopuszczają tych, którzy prowokują od samego rana” - odpowiada ks. Berdychowski.

Dlaczego o pomoc poprosił narodowców ze Straży Marszu Niepodległości? „Żadnych ludzi nie wzywałem, oni sami byli gotowi tutaj, ponieważ wiedzieli, co się dzieje. Pani koniecznie chce tego, żeby ci ludzie [protestujący] przyszli i zrobili to, co zrobili gdzie indziej: zdewastowali kościół, a najlepiej podpalili jeszcze” - denerwuje się ksiądz. „Osoby, które z własnej woli przychodzą, po to żeby pilnować, żeby nie doszło do profanacji - pani im ma za złe?

Pani ma za złe, że pilnują tutaj? To już jest bezczelność. Jeżeli ludzie przychodzą tu się modlić, a ci napastnicy, tacy agresywni, chcą wejść i nie wiadomo jakie rzeczy robić - nie można się bronić?” - pyta duchowny.

Dlaczego nie zdał się po prostu na ochronę policji? „Policja też jest. Ale policja prosi żeby parafianie też przyszli i pomogli” - przekonuje ksiądz. Chwilę później tłumaczy, że policja sama „nie jest w stanie” obronić świątyni. „O to chodzi, żeby nie było tak, że tylko policja pilnuje. To są ludzie którzy tutaj chcą się modlić. I

oni nie pozwolą z miejsca świętego robić targowiska. Politykę uprawiać w kościele. To jest profanacja. Ci ludzie bronią tego miejsca przed profanacją.”

Policja: proboszcz mógł kazać SMN pilnować drzwi

Czy to prawda, że policja prosiła by jej działania wsparła ochotnicza straż kościoła? - pytamy rzecznika Komendy Stołecznej Policji, nadkomisarza Sylwestra Marczaka.

„Na pewno nie prosiliśmy żeby pomagał nam ktoś ze Straży Marszu Niepodległości, ONR czy innych ugrupowań. Nie ma takiej opcji” - zapewnia rzecznik. I tłumaczy, że policjanci mogli przekazać administratorowi obiektu - czyli proboszczowi - że może on wskazać kogoś, kto będzie pilnował wejścia do kościoła. Bo to administrator obiektu decyduje, kto może do niego wejść. A policja nie jest od pilnowania, kto wchodzi.

„Oczywiście, gdyby coś się działo w kościele i administrator prosiłby nas o pomoc, to wtedy podejmowalibyśmy interwencję” - tłumaczy Marczak. Wyjaśnia też, że

jeśli ktoś czuje się poszkodowany działaniami osób, które ochraniały kościół, może skierować sprawę cywilną lub karną do sądu. I że np. młoda kobieta, która "zgłosiła, że miała być zrzucona, czy wyniesiona przez osoby uniemożliwiające wejście do obiektu", została poinformowana o możliwości dalszych kroków prawnych.

Według rzecznika, policjanci nie interweniowali, gdy narodowcy ciągnęli ją po schodach, "bo byli tyłem" do tego zajścia. Ale gdy tylko poinformowała ich o zajściu, dowódca podjął decyzję o wylegitymowaniu wszystkich osób z grupy ochraniającej kościół, by - jeśli kobieta złoży zawiadomienie - "poprowadzić szybko czynności w tej sprawie".

Rzecznik tłumaczy również, że osoby, które podczas protestu przed Kościołem Św. Krzyża nie miały maseczek zostały ukarane mandatami. A w sprawie tych, którzy uporczywie odmawiali zasłonięcia twarzy, policja skierowała notatki do sanepidu. Sanepid za łamanie obostrzeń antycovidowych może nałożyć od 5 do 30 tys. zł kary.

Udostępnij:

Bianka Mikołajewska

Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.

Komentarze