9 lutego 2021 sąd ogłosi wyrok w procesie wytoczonym przez Filomenę Leszczyńską – bratanicę jednego z bohaterów książki „Dalej jest noc” – redaktorowi tomu, prof. Janowi Grabowskiemu z Uniwersytetu w Ottawie, oraz prof. Barbarze Engelking, autorce jednego z rozdziałów.
OKO.press relacjonowało sprawę obszernie. Pisaliśmy o książce „Dalej jest noc”, przełomowym studium Zagłady, znienawidzonym przez polityków rządzącej prawicy; pisaliśmy o samym procesie oraz publikowaliśmy obszerną odpowiedź prof. Engelking na zarzuty.
Przypomnijmy więc tylko krótko, o co chodzi.
Za przedstawienie historycznej prawdy dwoje historyków i znanych badaczy Zagłady zostało pozwanych z powództwa cywilnego przez Filomenę Leszczyńską. Twierdzi, że jej stryj – sołtys Edward Malinowski ze wsi Malinowo w powiecie Bielsk Podlaski – został przedstawiony w niekorzystnym świetle.
W procesie wytoczonym naukowcom wsparcie daje jej Reduta Dobrego Imienia – finansowana przez rząd organizacja, promująca wizję przeszłości zgodną z polityką historyczną PiS.
Leszczyńska żąda 100 tys. zł odszkodowania i przeprosin w mediach.
Przed ogłoszeniem wyroku polskie i zagraniczne organizacje zrzeszające historyków publikują wyrazy wsparcia dla oskarżonych i piszą o zagrożeniu dla wolności badań naukowych. Co najmniej jeden list w tej sprawie od stowarzyszenia ocalonych z Zagłady otrzymał także ambasador RP w Izraelu Marek Magierowski (o jego odpowiedzi na list piszemy niżej).
Historycy z PAN: to będzie efekt mrożący
2 lutego stanowisko „w sprawie wolności badań naukowych” wyraził Komitet Nauk Historycznych PAN – jedno z najważniejszych (obok Polskiego Towarzystwa Historycznego) ciał wypowiadających się w imieniu środowiska historyków.
Zacytujmy jego fragment:
„Zakwestionowane w pozwie sądowym fragmenty książki (…) są wynikiem badań naukowych pani profesor Barbary Engelking. Nie oznacza to, że opublikowane wyniki tych badań są ex definitione wolne od błędów faktograficznych lub interpretacyjnych. Ich wskazywanie i podważanie musi się jednak odbywać zgodnie z tymi samymi wymogami, to jest na drodze naukowej, a nie prawnej.
W kulturze akademickiej nie do pomyślenia jest pozywanie autora, a w tym wypadku także dodatkowo redaktora publikacji naukowej i grożenie im sankcjami karnymi i finansowymi (100 tys. zł) za, zdecydowanie wykraczające poza zarzut sformułowany w pozwie, naruszenie »prawa do tożsamości i dumy narodowej«, »prawa do niezakłamanej historii II wojny światowej« czy »prawa do otrzymywania rzetelnych informacji z opłacanych z podatków badań naukowych«. Tego rodzaju działania muszą budzić najwyższe zaniepokojenie środowiska historycznego.
Zmierzają one do spowodowania tzw. efektu mrożącego, tj. zniechęcenia do podejmowania badań i otwartej dyskusji, a tym samym mogą mieć negatywny wpływ na badania historyczne i upowszechnianie wiedzy o historii”.
Pod stanowiskiem podpisał się przewodniczący KNH, prof. Tomasz Schramm z Uniwersytetu Adama Mickiewicza.
Autorzy pozwolili sobie także na przytyk wobec urzędującego ministra edukacji i szkolnictwa wyższego, prof. Przemysława Czarnka, cytując stanowisko Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP) wobec projektu „Pakietu Wolności Akademickiej” przedstawionego przez ministra (pisaliśmy o nim tutaj). Jest to przytyk, bowiem wielokrotnie mówiący o potrzebie obrony wolności akademickiej minister nie zająknął się nawet słowem w obronie stojących przed sądem za pracę naukową historyków.
Protesty polskie i zagraniczne
Listy z wyrazami poparcia napływają z Polski i zagranicy.
„Badacze Centrum [badań nad Zagładą] otwarci są na wszelkie dyskusje naukowe (…) I to są naszym zdaniem właściwe formy dyskusji naukowej. Natomiast uruchomienie w tej sprawie procedury sądowej budzi bardzo poważne obawy dotyczące ograniczania wolności badań naukowych”
– napisał w oficjalnym oświadczeniu Instytut Filozofii PAN (podpisali się pod nim prof. Józef Niżnik, filozof i socjolog, oraz prof. Andrzej Rychard, socjolog).
Polskie władze zapewne będą bardziej wrażliwe na protesty płynące zza granicy. 1 lutego swoje stanowisko wydało International Holocaust Remembrance Alliance – międzynarodowa organizacja, zrzeszająca 33 kraje, której Polska jest członkiem.
Przewodnicząca IHRA Michaela Küchler, przypomniała polskiemu rządowi, że zobowiązał się do wspierania „badania Zagłady we wszystkich jej wymiarach” oraz „otwartego i dokładnego” mierzenia się z przeszłością.
„W świetle tych zobowiązań zwracamy się do rządu polskiego, wzywając go, aby zapewnił możliwość prowadzenia wolnych i niezależnych badań”
– napisała przewodnicząca IHRA.
Protestowało także Towarzystwo Przyjaźni Izrael-Polska:
„Stanowczo sprzeciwiamy się, aby fundacje i instytutu, zasilane z budżetu państwowego Państwa Polskiego, brały udział w zorganizowanej akcji »zamykania ust« badaczom za pośrednictwem procesów sądowych. Procesy, których jedynym celem jest zniechęcenie i dążenie do zaniechania badań i publikacji dotyczących historii Żydów Polskich”.
Podobne oświadczenia możemy cytować długo. Swoje stanowiska wydały m.in. Żydowski Instytut Historyczny oraz dyrektor Muzeum POLIN.
Ambasador przemilcza rolę rządu
3 lutego ambasador RP w Izraelu Marek Magierowski (były dziennikarz „Gazety Wyborczej”, który wybrał karierę w dyplomacji PiS) opublikował na Twitterze odpowiedź na pismo w sprawie procesu prof. Grabowskiego i prof. Engelking, które otrzymał od Centrum Organizacji Ocalonych z Zagłady w Izraelu (ang. Center of Organizations of Holocaust Survivors in Israel).
„Wykracza poza nasze możliwości rozumienia to, dlaczego taki fragment [za który zostali pozwani] może być powodem procesu sądowego w liberalnej demokracji takiej jak Polska (…) Uważamy, że taki proces jest nieusprawiedliwiony i stawia w złym świetle dobre imię kraju, który szanujemy”
– napisała eks-ambasadorka Colette Avital w imieniu organizacji.
Ambasador Magierowski w odpowiedzi przekonywał, że to proces cywilny (ale nie wspomniał o tym, że prowadzony przez współfinansowaną przez rząd RP organizację). Chwalił wiedzę prof. Engelking i prof. Grabowskiego („jest uznana na świecie”) oraz wypominał Izraelowi inny proces, w którym żołnierze izraelscy pozwali o zniesławienie palestyńskiego reżysera. „Jako dyplomata mogę tylko powiedzieć: to prawo Izraela i jego wewnętrzna sprawa” – dodawał.
Przekonywał również, że są historycy – których nie wymienił – którzy nie zasługują na obronę przed procesami cywilnymi („mógłbym wyliczyć długą listę” – napisał, nie podając jednak nazwisk).
OKO.press poprosiło ambasadora Magierowskiego na Twitterze, żeby podzielił się tymi nazwiskami, ale – ku naszemu ubolewaniu – nie wymienił nawet jednego.
Proces prof. Engelking i prof. Grabowskiego staje się, jak widać, kolejnym osiągnięciem Reduty Dobrego Imienia – która swoimi działaniami utrwala na świecie obraz Polski jako kraju represjonującego naukowców za wyniki swoich badań.
Obojętnie jaki będzie wyrok, skazujący bądź uniewinniający, to pozostanie on materialnym dowodem na spróchnienie polskiego prawa i wymiaru sprawiedliwości. To nie jest proces o wolność badań naukowych ani o ustalenie materialnej prawdy o jakimś od lat nieżyjącym sołtysie. To jest ewidentnie proces o wolność słowa. Jednym z niewielu powszechnie uznanych ograniczeń wolności słowa jest zniesławienie co próbuje w swoim oskarżeniu wykorzystać powódka. Problem w tym, że zniesławić można jedynie osobę żyjącą. Daleka żyjąca krewna osoby zmarłej nie może być zniesławiona za czyny zarzucone zmarłemu. Ewentualne pomyłki, a nawet zamierzone kłamstwa na temat czynów osób zmarłych, jeśli udowodnione, mogą oczywiście ośmieszyć a nawet odebrać reputację ich autorom, ale bynajmniej nie stanowią powodu do kneblowania im ust na drodze sądowej. Że Magierowski ma inne zdanie to oczywiście można zrzucić na jego wieczną minę kota sr….cego na bezludnej wyspie. Szkoda jednak, że autor artykułu przystaje na narrację M i "reduty" próbując dyskutować czy oskarżenie jest "prawdziwe". W praktyce wymiaru sprawiedliwości innych krajów, w których wolność słowa jest święta, sąd odrzuciłby natychmiast takie oskarżenie jako frywolne " (frivolous lawsuit) ponieważ powódka nie ma materialnego powodu do wniesienia oskarżenia (zarzuty oskarżonych wobec trzeciej osoby jej nie zniesławiają obojętnie czy są czy nie są prawdziwe) a oskarżeni mieliby podstawę do domagania się solidnego odszkodowania za nękanie bezzasadnym pozwem. Dziwi mnie, że tak niedawno OKO wraz Karnowskimi było przerażone "cenzurą" Facebooka a w tym przypadku ewidentny atak dintojry dobrej zmiany na wolność słowa pozostaje bez pryncypialnego komentarza.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
>Tu nie chodzi o żadne blokowanie badan naukowych….
Tu się zgadzamy w 100%. Tu chodzi o wolność słowa, które oczywiście nie obejmuje pomówienia osób żyjących. Natomiast jeśli trzecia osoba czuje się powołana do obrony zmarłego to przysługuje jej, jak wszystkim prawo do wolności wypowiedzi. Ale nie do występowania na drogę sądową. Nie tędy droga. Zasada wolności słowa jest ważniejsza od czyjegoś osobistego stresu wywołanego negatywnym opisem osób zmarłych. Meritum całej sprawy jest wolność słowa a nie stwierdzenie prawdy materialnej. Dlatego szkoda, że redakcja OKO stara się udowodnić, że oskarżeni historycy nie mylili się w swoim opisie. Bo w tym przypadku udowodnienie pomyłki należy do innych historyków, np. z IPN (który jak wiadomo pisze alternatywną historię) ale nie do sądu. Dlatego uważam, że jakikolwiek wyrok by nie był w takiej sprawie to będzie prawnym skandalem. Jeszcze jednym dowodem na "bizantyńskość" naszej sprawiedliwości. Sprawa jest ważna bo takich kontrowersji historycznych, które pociotki nieżyjących bohaterów wydarzeń mogłyby "interpretować" na swoją niekorzyść jest multum.
Dziękuję "wszystkim oskarżonym" za odwagę mówienia prawdy o postawie części naszego społeczeństwa podczas okupacji. Czekam, by znalazł się ktoś, kto napisze książkę o podkarpackiej Gniewczynie, bo na IPN nie na co liczyć. A jest historia prawie tak potworna jak Jedwabne. Profesorowi Grabowskiemu dziękuje za wstrząsającą książkę o roli policji granatowej w Zagładzie.
Pewien nieżyjący już człowiek był świadkiem mordowania Żydów uciekających z GG na Węgry na rzece Białka przez naszych górali, być może słynnych Tatrzańskich Kurierów. Temat wart opracowania.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Jestem pewien, że zarówno ta "walcząca" o odszkodowanie za "zniesławienie" zmarłego sołtysa jak i troll Ropczyński, nie zapoznali się z treścią pracy "Dalej jest noc". Te dwa opasłe tomy zostały wydane w 2018 roku i coś długo zastanawiała się "obrończyni dobrego imienia" nad wystąpieniem do sądu.
Jestem pełen podziwu dla pracy jaką wykonali Autorzy książki. Chwała Im za to dzieło.
Autorzy "Dalej jest noc…" rzeczywiście wykonali wielką pracę, wprost rewelacyjną. Jednym z najbardziej zasłużonych jest autor art. o powiecie
miechowskim prof. Dariusz Libionka. Napisał, że chłopi w Galicji mordowali szlachtę i Żydów t. 2, s. 24. Chodzi o tzw. rabację galicyjską z 1846 roku, w czasie której chłopi pod wodzą Jakuba Szeli zamordowali ponad tys. osób ze stanu szlacheckiego. Nie zamordowali nikogo ze społeczności żydowskiej . Co więcej, po wymienionych wydarzeniach przedstawiciele Żydów występowali w roli rozjemców między chłopami a szlachtą. Pisał o tym pozytywnym oddziaływaniu Żydów, Majer Bałaban, żydowski historyk, w udokumentowanej pracy "Dzieje Żydów w Galicji Rzeczpospolitej Krakowskiej 1772-1868", Lwów 1916r.,reprint: Szczecin 2015 r.,s.165-166 .
Należy docenić wysiłek Dariusza Libionki, gdyż niejako na wstępie swojego artykułu zapowiedział, że o prawdę w "Dalej jest noc.." będzie trudno.
Potwierdził to prof. Jan Grabowski, który w "Nocy…" nawet nie wspomniał o folksdojczach., wzorujących się na swoich autorytetach z SA i SS, którzy już w listopadzie 1938 r. zamordowali na terenie Niemiec ok. 90 Żydów. Była to tzw. Kristallnacht ( noc kryształowa). Sama romantyczna nazwa pobudzała do czynów adeptów Herrenvolk.