PiS w tym roku do lipca zebrał w jednorazowych dużych wpłatach 8 mln zł. Co znaczy, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni po decyzji PKW udało mu się zebrać 6 mln? I co będzie, kiedy PiS te listy wpłat upubliczni – a musi, bo taki przepis sobie wprowadził w 2022 roku
Jakie rezerwy finansowe – wśród ludzi, a nie spółek skarbu państwa – jest w stanie uruchomić PiS po tym, jak stracił część wsparcia z budżetu? Do pewnego stopnia sprawdzimy to, gdy zobaczymy, ilu ludzi uda się ściągnąć prezesowi Kaczyńskiemu mimo deszczu na sobotnią demonstrację do Warszawy. Ale wiele informacji jest już w publicznych informacjach o finansowaniu partii.
Z zawartych tam tabelek wynika, że szykuje nam się ekscytująca politycznie jesień.
Finansowanie budżetowe to podstawa funkcjonowania partii. W ten sposób obywatele – za pośrednictwem państwa – wspierają system wielopartyjny. Im więcej głosów, tym więcej pieniędzy (pod warunkiem składania rzetelnych sprawozdań i przestrzegania prawa wyborczego, o czym PiS się właśnie dowiedział, podobnie jak wcześniej PSL, Nowoczesna i Polska 2050).
Jednak to nie jedyne źródło finansowania. Zgodnie z ustawą o partiach politycznych nie ma żadnych ograniczeń w zbieraniu składek członkowskich. Partia może też otrzymywać spadki w dowolnej wysokości.
Inaczej jest z darowiznami. Przede wszystkim wprost zakazane jest organizowanie zbiórek publicznych – czyli zbieranie na różne konta czy do puszek pieniędzy na partię. (art. 24 ustawy o partiach). Żadne zbiórki.pl czy partonite’y również nie wchodzą w grę.
Eksperci zauważyli już, że teoretycznie politycy PiS mogliby zbierać pieniądze w ramach swoich zbiórek, a potem wpłacać je na konto partii. Ale jako że zbiórki są ewidencjonowane, a przepływy finansowe podlegają kontroli służb skarbowych, szybko wyszłoby to na jaw. A dla PKW byłby to dowód na obchodzenie przepisów ustawy (materiał o możliwościach finansowania partii zamieścił portal Konkret24.pl, są tam ciekawe opinie prawników).
Wpłaty na konto partii mają dwa ograniczenia. Po pierwsze – zgodnie z ustawą rocznie jedna osoba nie może wpłacić więcej niż 15-krotność minimalnego wynagrodzenia (w zeszłym roku 52 350, teraz to 64 500 zł, ale limit dotyczy osobno wpłat na konto partii i na fundusz wyborczy). Po drugie, jeśli ktoś wpłaci ponad 10 tys. rocznie, partia musi to ujawnić w rejestrze wpłat na swoim BIP. To wynika z przepisów wprowadzonych przez PiS w 2022 r.
W wyborczym roku 2023 przychody PiS wykazane w sprawozdaniu dla PKW wyniosły w sumie (partii i komitetu wyborczego) 83 mln. Z czego 30 mln stanowiła subwencja, a 15 mln – kredyt. Indywidualne wpłaty od ludzi dały 20 mln.
Z tych 20 mln 3 mln stanowiły składki od 48 tys. członków PiS. To najwięcej wśród polskich partii. Wystarczyłoby, żeby PiS podniósł składki trzykrotnie, i wystarczyłoby mu na sfinansowanie płac pracowników.
Od składek dużo ważniejsze są jednak w budżecie PiS indywidualne wpłaty osób, które nie były do tego zobowiązane statutem partii – bo tak właśnie jest z pieniędzmi ze składek.
20 milionów wpłat od ludzi minus 3 miliony ze składek członków partii daje nam 17 mln wpłat dobrowolnych. Z tych 17 mln połowa (8,6 mln) pochodzi z wpłat dużych (ponad 10 tys. zł na osobę rocznie), a także mniejszych wpłat, ale przekazanych na fundusz wyborczy.
Jak wynika z rejestru wpłat, na te 8,5 mln zrzuciło się zaledwie 340 członków ścisłej elity finansowej partii.
Do tego ci politycy tak naprawdę finansowali swoje własne kampanie wyborcze – 93 proc. z tych pieniędzy wpłynęło dopiero od września 2023 roku, kiedy ruszyło drukowanie imiennych ulotek i plakatów wyborczych (ten fenomen opisywała przed rokiem Anna Mierzyńska).
Tu PiS wyraźnie różni się od innych partii, które te ujawniane w rejestrze wpłaty zbierały bardziej rytmicznie – do września 2023 roku uzbierały co najmniej 40 proc. całorocznych wpłat.
Dla masowego ruchu ważne są wpłaty małe, wynoszące poniżej 10 tys. Te w 2023 roku dały PiS-owi także 8,5 mln, czyli drugą połowę indywidualnych wpłat. Podobną strukturę wpłat ma wśród starych partii PSL. Ale już np. Koalicja Obywatelska prawie ¾ wpływów z indywidualnych wpłat ma od darczyńców płacących mniej niż 10 tys. rocznie. Więc jakby ma trochę lepiej.
Jeśli teraz wielka mobilizacja PiS miałaby dać efekty, to udział mniejszych wpłat w całości wpłat indywidualnych musiałby radykalnie wzrosnąć. Informacje, czy to się dzieje, powinniśmy mieć niebawem, bez czekania na sprawozdanie finansowe za 2024 rok – bo partia musi ujawnić duże wpłaty na swoim BiP. Znając pełną kwotę wszystkich wpłat, możemy to i owo wnioskować.
W sprawie dużych wpłat w 2024 roku PiS ujawnił rejestr wpłat do lipca. Widać z niego, że po przegranych wyborach parlamentarnych duzi darczyńcy lekko się uaktywnili (ale też mieli przed sobą wybory samorządowe i europejskie). Było ich ponad 500, więc o 30 proc. więcej niż przed rokiem, a wpłacili już ponad 8 mln zł. Dlaczego jednak rejestr kończy się na połowie roku? Henryk Kowalczyk, skarbnik PiS, w rozmowie z money.pl wyznał, że brak w rejestrze wpłat z lipca i z sierpnia, bo wtedy ich po prostu nie było.
Tymczasem w rządzącej PO ruch w interesie jest cały czas: też ma więcej dużych darczyńców (470) i uzbierała 8 mln – a wpłaty spływają cały czas. Rejestr obejmuje dane do końca sierpnia.
Jak pamiętamy, na decyzji PKW z 29 sierpnia PiS traci co najmniej 57,6 mln.
Po dwóch tygodniach od decyzji PKW z 29 sierpnia o obcięciu dochodów budżetowych PiS partia ogłosiła, że zebrała na konto ponad 6 mln zł, a wpłat dokonało prawie 50 tys. osób. Pytanie, ile z tych pieniędzy to wpłaty duże, od elit, działaczy, którzy chcą się przypodobać prezesowi (245 z nich i tak po prostu musi płacić, bo takie jest polecenie Kaczyńskiego: 225 posłów i senatorów PiS ma wpłacać po 1 tys. zł miesięcznie, a 20 europosłów – po 5 tys. zł).
Money.pl cytuje 12 września skarbnika PiS: teraz w przelewach na konto partii dominować ma kwota 100 zł, a „dywersyjne” wpłaty groszowe od przeciwników PiS stanowią “najwyżej 10 proc.” ogółu przelewów.
Wynikałoby z tego wszystkiego, że liczba wpłacających na konta partii nie przekracza liczby jej członków. Żeby poruszyć więcej ludzi, trzeba więcej emocji, więc zapewne emocji nam nie zabraknie.
Choć rządzący będą się starali entuzjazm zwolenników PiS pohamować. Np. opowieściami o przekrętach PiS-owskich elit.
PiS każdy wynik zbiórki będzie chciał przedstawić jako sukces. Już teraz zbiórka na konto zbliża się do kwoty, która starczyłaby na sfinansowanie rocznych wydatków partii na płace. Ale dla funkcjonowania Prawa i Sprawiedliwość lepsze byłoby, żeby partia zebrała jak najwięcej drobnych wpłat. By zaangażowała w ten sposób wyborców.
Tu pojawia się jednak jeszcze jeden problem.
Te drobne wpłaty złożyłyby się na gigantyczną bazę danych osobowych o wpłacających. Takich baz partie żyjące z dotacji budżetowych nie musiały tworzyć. Ale Kaczyński chciałby uzyskać wsparcie od grupy obywateli, która jest większa niż sama jego partia (czyli 48 tys.).
Do rejestru wpłat należy podawać imię ojca wpłacającego – tak sobie zażyczyło Ministerstwo Finansów w 2022 roku. To anachroniczne, bo oznacza to, że jedna osoba identyfikuje się przez dane osobowe innej osoby. A przez to zbiór danych o ludziach puchnie. Ale nie ma wyjścia, taki jest przepis.
PiS dodatkowo zażyczył sobie, by w przelewach na konto partii podawać PESEL. Na to nie ma już żadnej podstawy prawnej – ale partia organizująca akcję masowych wpłat jest w kłopocie. Musi móc udowodnić, że (zgodnie z ustawą o partiach) te wpłaty nie pochodzą od firm czy instytucji, a wpłacający to obywatele polscy mieszkający w Polsce. PESEL ułatwia sprawę księgowym. Ale na przetwarzanie tej – w końcu szczególnie chronionej danej, która nie tylko identyfikuje człowieka, ale ujawnia m.in. jego wiek – nie ma podstaw prawnych (2 września prezes Kaczyński ogłosił, że już PESEL-u podawać nie trzeba, ale co partia zebrała, to zebrała).
Tymczasem prezes Kaczyński zachowuje się tak, jakby nie wiedział, co to dla jego partii oznacza. Na wiadomość, że przeciwnicy PiS skrzykują się, by strolować akcję PiS wpłatami groszowymi, powiedział, że to świetnie, bo PiS pozna dane swoich przeciwników.
„Przygotowana już jest akcja wpłacania po kilka groszy, żeby nam utrudnić sytuację, ale my będziemy mieli z tego korzyść, ponieważ będziemy wiedzieć, gdzie są Silni Razem i to jest też dla nas ważne”
– powiedział Kaczyński.
I przez chwilę znaleźliśmy się na filmie kryminalnym sprzed pół wieku, kiedy grupa policjantów przekopuje się przez stos papierów, by wpaść na trop przestępcy. Dziś jednak dane to nie stosy papierów w teczkach – to bezcenne dobro, którego przede wszystkim trzeba bardzo dobrze strzec. Im więcej danych, tym ryzyko dla nich większe. A o tym, by sobie w tych danych grzebać bez podstawy prawnej, w ogóle mowy nie ma.
Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych zapytał więc PiS, co w zasadzie zamierza robić z danymi wpłacających i do czego chce używać numerów PESEL. Partia ma 14 dni na odpowiedź.
Ale czy PiS wie, że taka baza to nie zysk a zagrożenie? Zawsze coś może się z nią stać – dane wyciekną, bo informatyk zapomni o aktualizacji zabezpieczeń, ktoś skopiuje dane na pendrive'a, a potem go zgubi. Albo każe „zawiesić na BIP” nie ten plik z danymi, co trzeba. Wypadki się zdarzają – ratować przed nimi może tylko (jak podpowiada RODO) precyzyjna analiza ryzyka i wprowadzone na jej postawie zabezpieczenia techniczne i organizacyjne. To trudna operacja nawet dla stabilnych, od lat uczących się bezpiecznie przetwarzać dane organizacji. Wiele z nich za błędy w przetwarzaniu danych dostaje wysokie kary.
A PiS przecież jest w kryzysie i organizacyjnym chaosie, więc skończyć się może różnie i to, co dziś jest finansowym zyskiem, za chwilę może się okazać stratą.
Władza
Jarosław Kaczyński
Prawo i Sprawiedliwość
finansowanie kampanii
partie
partyjne pieniądze
rejestr wpłat
sprawozdania finansowe
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022
Komentarze