0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Grzegorz Dąbrowski / Agencja Wyborcza.plFot. Grzegorz Dąbrow...

To miała być historia o Obozie dla Puszczy, o bohaterskiej walce miłośników przyrody, dzięki której Puszcza Białowieska została uratowana. Kryzys uchodźczy na granicy z Białorusią dopisał jednak zupełnie inne, niespodziewane i wciąż otwarte zakończenie. Dorota Borodaj, dziennikarka współpracująca m.in. z OKO.press, napisała książkę o Puszczy Białowieskiej, w której dramat przyrody przeplata się z dramatem ludzkim. Książka "Szkodniki. O ludziach, drzewach i maszynach w Puszczy Białowieskiej” ukazała się nakładem Wydawnictwa Dowody. Można ją kupić tutaj.

„Nie chcę tworzyć tanich metafor, ale w Puszczy są zachowane procesy naturalne, które ciągle, nieprzerwanie trwają. Jak się wejdzie w budowanie opowieści o Puszczy, to można poczuć ten proces. Co chwilę dzieje się coś, co w ogóle odwraca narrację, dodaje nowy kontekst” – mówi Dorota Borodaj.

Fragmenty książki można przeczytać tutaj:

Przeczytaj także:

Mozaika z opowieści o Puszczy

Biorąc do ręki książkę o Puszczy Białowieskiej, spodziewałam się opowieści o obronie przed wycinką drzew, o objęciu całej Puszczy parkiem narodowym. Ty wychodzisz ponad to, piszesz o korniku drukarzu, ale też o meblach z puszczańskiego drewna. O aktywistach broniących Puszczy, ale też o tych, którzy teraz chodzą do lasu z termosami i opatrunkami.

Ta książka jest trochę jak Puszcza. Jest tam wiele różnych elementów, które tworzą sieć powiązań, nie zawsze widoczną na pierwszy rzut oka. To nie jest tak, że szłam od początku z takim pomysłem. W trakcie pracy zaczęłam rozumieć, że inaczej się nie da opowiedzieć Puszczy.

Jak budowałaś tę mozaikę?

Trafiłam w książce podsumowującej sześćdziesięciolecie Hajnowskich Zakładów Przemysłu Drzewnego na zdjęcia meblościanki Puszcza. To dla reporterki to jest jak sztabka złota, sznurek, który trzeba pociągnąć. Temat, który trochę odpowiada na pytanie, skąd to lokalne przywiązanie do takiej, a nie innej opowieści o Puszczy. O puszczy, która jest związana z rozwojem miasta, z rozwojem lokalnej tożsamości opartej na dumie. Nawet kiedy meble nie były już z puszczańskiego drewna, to meblościanka nazywała się Puszcza, a zestaw wypoczynkowy Hajnówka. To buduje kontekst.

W trakcie pracy cały czas trafiałam na takie drogi, badałam je, wybierałam te, które pozwalały mi więcej zrozumieć. Niektórych rzeczy byłam pewna, niektóre założyłam od początku. Wiedziałam, że napiszę o pierwszych staraniach o objęcie całej Puszczy Białowieskiej parkiem narodowym. Wydawało mi się to podstawową lekcją do odrobienia, a mam wrażenie, że były osoby z Obozu dla Puszczy, zwłaszcza takie, które przyjechały spontanicznie i się tej Puszczy na miejscu uczyły, nie wiedziały, że ich protest to jest kolejny punkt na osi czasu. Czułam, że to bardzo ważne, żeby pokazać, co było przed nimi. Chciałam opowiedzieć o obronie Puszczy w 2017 roku, odtworzyć temperaturę tego sporu.

Były też takie tematy, które docierały do mnie jako tropy i czułam, że niezwykle mnie ciekawią.

Tak jak historia stuletniej mieszkanki Hajnówki, która ma napisane na nagrobku “Ten las ja sadziłam”. Zaczęło mnie bardzo interesować to, co pchnęło kogoś, żeby taki napis umieścić na grobie. Nie widziałam w tym jedynie wyrazu buty albo przekonania, że Puszcza jest posadzona ręką człowieka. Dostrzegłam bardzo mocny rys tożsamościowy. To były koraliki, które zbierałam po drodze.

Jak Szyszko edukował o przyrodzie

Jeden z najbardziej zaskakujących koralików to ten, który doprowadził cię do historii o byłym ministrze środowiska Janie Szyszko. Był twarzą wycinek w Puszczy Białowieskiej, ty opowiadasz o tym, jak dawniej popierał pomysł powstania parku i edukował o przyrodzie.

Duża część pracy polegała na tym, że jeździłam i gadałam z ludźmi o tej książce, opowiadałam im o bohaterach, wątkach albo moich wątpliwościach i patrzyłam, jak to rezonuje. Tak było z profesorem Kazimierzem Rykowskim. Rozmawialiśmy długo, a pod koniec naszego spotkania rzucił: “No nie wiem, co z tym Szyszko się stało. To nie był zły człowiek. Miał nawet program dla dzieci o przyrodzie”. Nie wiedziałam o tym! Poprosiłam o kwerendę w TVP i dostałam listę programów, w których Szyszko opowiadał o przyrodzie, mówił nawet, jak ważnym jej elementem jest kornik drukarz.

Z tych rozmów i z tych koralików wyszła opowieść o Puszczy Białowieskiej, ale ona wcale nie wyczerpuje tematu. Nie pisałam encyklopedii, nie jestem teraz i nigdy nie będę „ekspertką od Puszczy”.

Za to w mojej książce występują osoby, które o Puszczy wiedzą niemal wszystko.

Ja tylko zadawałam pytania.

Dorota Borodaj siedzi przy biurku ze swoją książką
Dorota Borodaj, fot. Tomek Kaczor

2021 rok sam dopisuje zakończenie

Pisanie książki zaczęłaś jeszcze przed kryzysem uchodźczym na granicy polsko-białoruskiej…

A potem przyszedł 2021 rok i sam dopisał mi zakończenie książki.

Mam wrażenie, że kiedy mamy do czynienia z ludzkimi tragediami, wpadamy w pułapkę i głupio nam – dziennikarkom i dziennikarzom – pisać o przyrodzie. Bo jak pisać o ukraińskich lasach, kiedy Ukraińcy giną na wojnie? Jak opowiadać o objęciu Puszczy parkiem narodowym, skoro w tej Puszczy właśnie zamarzają ludzie?

Miałaś taki dylemat w trakcie pracy nad książką?

Musiałam przerwać pisanie. Przez sekundę miałam taką myśl, że nie wiem, jak teraz pisać w ogóle o przyrodzie. Ale szybko się tą myślą zawstydziłam i poczułam, że otwiera się właśnie jakiś nowy rozdział. Przerwa w pisaniu dała mi czas, żeby trochę lepiej zrozumieć, co się dzieje. Szybko zrozumiałam, że po prostu dopisuje się kolejna część do tej historii, że ja być może nie będę wiedziała w ogóle, gdzie postawić kropkę. I to też jest element tej książki, ten rodzaj zawieszenia, w którym zostajemy.

Jak się odblokowałaś? Co zrobiłaś, żeby wrócić do pisania?

Zrobiłam więc coś, co sprawdzało się przy pracy nad książką od początku: poszłam do ludzi, zaczęłam zadawać pytania i dostrzegać, jak te historie się przeplatają. Celowo do opowieści o tym, jak kryzys na granicy wpływa na przyrodę, wybieram jedną konkretną drogę leśną i jedną konkretną bohaterkę, która tę drogę bada, czyli dr Katarzynę Nowak. Śmierci, o których ona opowiada, nie są spektakularne.

Umierają tam dość niewielkie zwierzęta, gady, płazy, małe ssaki. Zabijają je ciężarówki wiozące materiały budowlane i samochody wojskowe.

Moi bohaterowie uczą mnie patrzeć na Puszczę z perspektyw, które do tej pory mi były zupełnie nieznane. Tak jak mikroskop dr Marceliny Zimny, która, badając skład torfu, odtwarza historię Puszczy Białowieskiej, czy właśnie drepcząc za doktor Nowak, która opowiada o tym, że nawet śmierć tej jaszczurki, którą teraz mijamy, ma wpływ na cały ekosystem. Jest dowodem rzeczowym w sprawie kolejnej ludzkiej, bardzo silnej ingerencji w Puszczę. Pytałam moich rozmówców, jak oni tę ingerencję widzą, co o niej myślą.

Te same opowieści, różni nadawcy

Okazało się, że powtarzamy pewne sceny, tylko one zmieniły swoich nadawców. W 2017 roku Lasy Państwowe i rząd mówiły, że przyroda sobie bez człowieka nie poradzi. Środowiska opowiadające się za ochroną Puszczy mówiły, że przyroda sobie poradzi, tylko zrobi to na swój własny sposób. Może nam się estetycznie nie podobać, bo z perspektywy spacerowicza obumarłe drzewa pozostawione w lesie nie są może najbardziej atrakcyjne.

Ale to nie ma nic do rzeczy i powinniśmy Puszczy dać spokój.

W 2021 i 2022 roku, kiedy zaczęła stawać zapora na granicy, to środowiska naukowe związane z ochroną Puszczy zaczęły mówić, że przyroda może sobie z tym nie poradzić. Tym razem to rząd przekonywał, że przyroda da sobie radę. To było też dla mnie bardzo interesujące, jak te same refreny zmieniają swoich nadawców.

To samo wydarzyło się z bohaterkami z dwóch stron barykady, których słowa przytaczam. Mieszkanka, która w Puszczy żyje od pokoleń, mówi o Obozie dla Puszczy, że co jacyś ludzie z Warszawy będą tu przyjeżdżać i mówić mi, jak o ten las dbać. Ja znam ten las, wiem, jaki jest, wiem, co dla niego dobre. A później jedna z aktywistek, która działała w Obozie dla Puszczy i mieszka tam od 2017, patrząc na aktywistów przyjeżdżających na granicę, mówi: przyjeżdżają tu na chwilę i już mi mówią, jaka Puszcza jest. Ja wiem, jaki jest ten las. Ja tu mieszkam, ja przecież o niego walczyłam.

Kryzys na granicy bardzo poplątał ścieżki podziałów. Wybił z takiego przekonania, że wiemy, który okop jest nasz, gdzie są nasi, a gdzie nie nasi.

Puszcza z milionem tematów

Zabierając się za temat Puszczy, miałaś swój okop?

Wydawało mi się, że wchodzę w tę historię, żeby napisać kronikę Obozu dla Puszczy. Bohaterskiego zrywu i zwycięskiej walki. Moje serce nie przeszło drugą stronę, dalej uważam, że cała Puszcza powinna być parkiem narodowym. Nie ukrywam tego, ale nawet jeśli nie wychodzę z mojego okopu, to nie chcę z jego perspektywy pisać. Jednocześnie chciałam uniknąć symetryzmu i udawania, że piszę taką książkę, w której wyłożę wszystkie racje na stół. Mało piszę o tym, jak jest. Raczej cały czas mówię o tym, jak ktoś mówi, że jest. I teraz dostaję od czytelników wszystkie możliwe opinie. Że opisałam wszystko, że pominęłam coś najważniejszego, że zapomniałam o czyimś głosie, albo że komuś, kto mieszka od pokoleń w Puszczy, wyjaśniłam niektóre rzeczy.

Ja nie jestem na zlecenie żadnej zespołu. Z poczucia, że wchodzę w tę historię, żeby opisać bohaterski Obóz dla Puszczy, wybiłam się błyskawicznie. I mam nadzieję, że to widać w książce. Opisuję różne strony sporu z szacunkiem. Chociaż dla księdza Tomasza Duszkiewicza, kapelana Lasów Państwowych i dla zmanipulowanej narracji wokół wycinek w Puszczy – kościelnej, religijnej, ku chwale ojczyzny — żadnej litości nie mam.

Skąd ty wzięłaś się w Puszczy? Skąd u ciebie ten temat?

Ten temat podrzucił mi Paweł Winiarski, mój kolega, z którym znam się od 20 lat, od kiedy przyjechałam do pracy na Uniwersytecie Powszechnym imienia Jana Józefa Lipskiego w Teremiskach. Pracowałam jako asystentka i mieszkałam w jednym z pokoików na poddaszu odremontowanego budynku starej szkoły. Puszczę traktowałam jako tło. Bardzo mało też po niej chodziłam.

Splątane historie

Później wracałam do Puszczy, do przyjaciół. Z czasem stała się ważnym miejscem dla mojej rodziny. Pod koniec 2019 roku Paweł rzucił: słuchaj, trzeba by napisać książkę o Obozie dla Puszczy. W samym Obozie nie byłam. Odwiedziłam go raz, ale nie mogłam się zaangażować: miałam w domu noworodka. Obserwowałam wszystko z dystansu, znałam ludzi, którzy się zaangażowali. Byłam trochę z zewnątrz, a trochę swoja.

Byłaś już w Puszczy po wydaniu książki?

Byłam! Zrobiliśmy prapremierę w Teremiskach, byłam tam tylko na jeden dzień. Strasznie lało. Ale i tak poszłam na spacer, chciałam się przejść po tym lesie i tak totalnie nic od niego nie chcieć. Po prostu tam być. Do momentu, aż oddałam książkę do druku, miałam otwarty folder w głowie, w komputerze, w telefonie, na którym nagrywałam sobie setki wiadomości głosowych. Puszcza tak działa, trudno przestać szukać w niej kolejnych tematów.

Nie chcę tworzyć tanich metafor, ale w Puszczy są zachowane procesy naturalne, które ciągle, nieprzerwanie trwają. Jak się wejdzie w budowanie opowieści o Puszczy, to można poczuć ten proces. Co chwilę dzieje się coś, co w ogóle odwraca narrację, dodaje nowy kontekst. Jak książka była przygotowana do druku, zobaczyłam, że środowiska kibicowskie organizują obywatelskie spacery po Puszczy. Postanowili sami wyłapywać ludzi w drodze i dzwonić po Straż Graniczną. Weszłam na ich stronę na Facebooku i zobaczyłam, że jako zdjęcie profilowe ustawili sobie herb Hajnówki, o którym piszę w książce.

Poczułam, że coś się tu splątało, historia kryzysu na granicy i historia wycinek, bo przecież w tym herbie widać drzewa i piły.

Nie mogłam już o tym napisać, już było za późno, ale te historie wciąż spływają.

Puszcza i jej szkodniki

Myślisz, patrząc na Puszczę już z zewnątrz, że te tytułowe szkodniki, ludzie, będą dalej działać na jej niekorzyść? Czy jednak przyjdzie otrzeźwienie?

Widzę, co się dzieje wokół Puszczy — weźmy, chociażby, ostatnią decyzję Donalda Tuska, żeby zawiesić prawo azylowe. Żyjemy w świecie, w którym wartości tworzące europejską, współczesną tożsamość, zostają zawieszone na kołku w imię jakichś “wyższych” celów. Ta debata jest przez władzę – nie tylko poprzednią – ustawiana w taki sposób, by nikt się nie będzie przejmował tym, że przez Puszczę przechodzą kolejne kilometry drutu żyletkowego, giną kolejne zwierzęta, giną kolejni ludzie. Wystarczy to przysłonić wielkimi, cięższymi słowami — bezpieczeństwo, granica, wojna. I Puszcza, jej problemy, przestają się liczyć.

Mam też wrażenie, że pozwoliliśmy sobie Puszczę zabrać. Zobaczyłam, jak wiele osób, które w 2017 roku mówiły jednym głosem, dziś się ze sobą nie zgadza.

Ale z drugiej strony: znam takich, którzy zdejmowali protestujących z harwesterów, a dziś chodzą z herbatą i kaloszami do lasu. To mi daje nadzieję.

Bardzo mocno wierzę, że jeszcze będziemy chcieli zawalczyć o ten las, jak w 2017 roku. Wtedy ludzie jechali do Puszczy, nie zważali na to, że jest zakaz wstępu, chodzili na spacery, przypinali się do maszyn. W 2021 bez mrugnięcia okiem pozwoliliśmy na to, żeby w Puszczy była strefa zamknięta. A co, gdyby przyjechało tam 5 tys. osób i zrobiło spacer przez środek zony? To miałoby niezwykłą siłę.

Mur porośnięty zielenią

Masz nadzieję, że to się uda?

Mam w sobie dwa wilki. Jeden mówi, że jest nadzieja, drugi, że taki ruch nigdy nie powstanie. Wiem na pewno, że nie możemy Puszczy odpuścić, musimy tam jeździć, łazić po niej, mieszkać w agroturystykach, płacić mieszkańcom i pokazywać, że to wciąż jest miejsce, które przyciąga turystów. Myślę też, że świat się zmienił i będziemy coraz głośniej walczyć o przyrodę. To jest temat mocniejszy niż kiedykolwiek, a wiele z tego, co dzieje się obecnie w Puszczy Białowieskiej, wynika ze zmiany klimatu i wpływu człowieka na przyrodę.

I to dotyczy zarówno tego, że las jest zbyt słaby, by zwalczać kornika drukarza, jak i tego, że na drugim końcu świata ludzie muszą opuszczać swoje domu, bo toczą się tam konflikty, są łamane prawa człowieka albo po prostu brakuje wody i jedzenia.

W wyobraźni widzę, jak nadchodzi dzień, w którym zdejmujemy drut, otwieramy przejścia dla zwierząt w zaporze, a sam mur porasta dziką roślinnością. Stoi tam, niszczejący, pełen dziur, podkopów, cały w zieleni. Mocno wierzę, że Puszcza ma moc, żeby go wchłonąć. Tylko potrzebuje czasu. Ale przecież Puszcza umie w czas.

;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze