Ci, którzy chcą strzelać, mówią, że żubrów jest za dużo. Ale czy „za dużo” w ogóle istnieje? BEZBRONNE, cykl OKO.press o zwierzętach, które musimy lepiej chronić.
Wiking umarł na własnych zasadach. Można było się spodziewać, że ten dzień się zbliża. Sierści na wielkim ciele było coraz mniej, wystawały żebra, chodził powoli, często odpoczywał.
Na zdjęciu zrobionym dwa dni przed śmiercią leży na leśnej drodze, w śniegu. Pewnie szedł do miejsca, które pamiętał z dzieciństwa, tam, gdzie podjadał siano z matką.
Ciało znaleziono w mroźny styczniowy dzień między puszczańskimi drzewami. Łatwo było poznać, że to Wiking. Żaden żubr nie miał tak ogromnych rogów.
Nie zginął potrącony przez auto, nie postrzelił go kłusownik ani myśliwy. Nie został zabity, bo ktoś uznał, że populację żubrów trzeba redukować. Umarł ze starości.
Bobrzą tamę ktoś rozjechał koparką. Łosia zabił myśliwy, bo „pomylił z dzikiem”. Żubr zginął na drodze, potrącony przez auto. Dzikie zwierzęta objęte różnymi formami ochrony giną, tracą domy, są płoszone. W reporterskim cyklu OKO.press „Bezbronne” pokażemy, jak wygląda ochrona zwierząt w Polsce. Jak prawo, które miało chronić, nie chroni. Jak człowiek, który miał pomóc – szkodzi i zabija.
– Nie wiem, czy zobaczymy dziś żubra – studzi mój entuzjazm prof. Rafał Kowalczyk z Instytutu Biologii Ssaków PAN. Spotykamy się w Białowieży w mroźny poranek, jeszcze przed świtem. Profesor przekonuje, że o tej porze białowieskie łąki są najpiękniejsze. – Mamy rok nasienny dębu, w lesie jest dużo żołędzi. To przysmak żubrów. Nie muszą jeszcze szukać pożywienia poza lasem, więc nie podchodzą do paśników, próżno ich szukać na łąkach. A między drzewami, trudno je dostrzec – wyjaśnia i odpala silnik.
Na tropienie żubrów umawiamy się na początku listopada, trzy tygodnie po obradach sejmowych komisji zajmujących się środowiskiem i rolnictwem. Debatowano na nich o przyszłości gatunku. Redukcja, odstrzał, mięso – wynotowałam sobie, słuchając transmisji. “Są kraje w Unii Europejskiej, np. Niemcy, gdzie żubr może być spożywany. Zresztą jeden przeszedł kilka lat temu przez granicę i został w ciągu 48 godzin zastrzelony zgodnie z przepisami. Następnie tego samego dnia w tej miejscowości zjedzony (...), bo akurat strażacy mieli grilla” – mówił na posiedzeniu komisji poseł PiS Paweł Sałek.
Jan Krzysztof Ardanowski z PiS, były minister rolnictwa, dodał: Populacja jest duża. (...) Skoro to są osobniki, które żyją również na wolności, czyli powodują różnego rodzaju straty i utrudnienia, [musimy] przystąpić do normalnej (...) regulacji tej populacji i opracowania strategii, która ma odpowiedzieć, ile tych żubrów na dobrą sprawę chcemy?”. To nie pierwsze takie wystąpienie Ardanowskiego. W 2019 roku, jeszcze jako minister, postulował, by bobry i żubry były “wpisane na listę zwierząt jadalnych”.
Takiej listy – wyjaśniał wtedy w mediach prof. Kowalczyk – nie ma, a oba gatunki są ważne i ściśle chronione.
– Narracja, że żubry są agresywne, powodują szkody, a populacja się nadmiernie rozrosła i trzeba ją redukować, pojawia się od lat – dodaje naukowiec. – Teraz wraca z próbami osłabienia ochrony żubra.
Żubry w Polsce są gatunkiem ściśle chronionym, symbolem polskiej przyrody. Jesteśmy ostoją tego gatunku.
Na całym świecie żyje ponad 11 tysięcy żubrów, w Polsce – 2800.
– Dużo! – zauważam.
– Ale to nie znaczy, że jest ich za dużo. Żubrów nigdy nie będzie za dużo – mówi profesor Kowalczyk. – W ekologii nie można mówić o pojemności środowiska. Wyliczanie jej jest karkołomne. Podejmowano takie próby dla populacji słoni w Afryce czy bizonów w Yellowstone i to zawsze kończyło się niepowodzeniem. Takie szacunki są obarczone ogromnym błędem, bo zależą od wielu czynników. W Puszczy Białowieskiej w latach 70. ustalono, że zbyt duża liczba żubrów zagrozi lasom i uprawom rolnym, więc populacja nie powinna przekraczać 250 osobników.
W tej chwili mamy tu około 900 żubrów i poziom konfliktów nie wzrósł znacząco.
Zwolennikami odstrzałów są rolnicy, skarżący się na szkody, które na ich polach wyrządzają żubry. W 2023 roku Skarb Państwa wypłacił rolnikom ponad 4 mln zł odszkodowań z tego tytułu. – To 10 proc. odszkodowań za szkody wyrządzone przez gatunki chronione – porównuje Kowalczyk.
Odstrzał postulują też leśnicy, którzy zajmują się żubrami w lasach. Lasy Państwowe w latach 2017-2019 przeznaczyły na ochronę żubra ponad 13 mln zł, a przecież – co słychać wśród zwolenników polowań – zwierzęta mogłyby na siebie zarobić.
Na październikowej komisji sejmowej wystąpiła profesor Wanda Olech-Piasecka z SGGW w Warszawie, prezeska Stowarzyszenia Miłośników Żubrów, związana również z Polskim Związkiem Łowieckim, propagatorka podejścia – jak nazywa to Kowalczyk – „hodowlanego”.
Powtarzała, że trzeba “regulować wielkość i strukturę populacji”. – Jeśli może pojawić się przychód, który pójdzie na ochronę żubrów, to dlaczego z tego nie skorzystać? – pytała, sugerując polowania komercyjne i sprzedaż trofeów – rogów, skóry, popiersia. Postuluje to od dawna. W 2017 roku, w wywiadzie dla “Braci Łowieckiej”, mówiła: “Populacjami trzeba zarządzać głową, a nie emocjami. Uważam, że w przyszłości myśliwi powinni wziąć żubry pod opiekę, bo mają doświadczenie w utrzymywaniu żywotnych populacji”.
Jedziemy przez puste, zaspane wioski. Jest już widno, ale słońce jeszcze nie wzeszło. Na łąkach osiada mgła. – Magia! – mówi Rafał Kowalczyk, wjeżdżając w szutrową drogę między łąkami. Osobowym volkswagenem telepie. – Miałem zabrać z Instytutu terenówkę, ale kolega zostawił na niej głowę żubra – tłumaczy się.
Ktoś zgłosił naukowcom, że w lesie leży martwy żubr. Badacze w takich wypadkach zabierają głowę, a resztę ciała zostawiają padlinożercom. Głowa będzie wypreparowana. W Instytucie zostanie sama czaszka, trafi do Naukowej Kolekcji Zoologicznej. W wielkich szafach jest blisko 190 tysięcy czaszek i kości dzikich zwierząt, w tym 1600 czaszek żubrów. – To jedna z największych takich kolekcji na świecie i druga pod względem liczby okazów w Europie – chwali się naukowiec.
Profesor mieszka w Białowieży od 30 lat. Od 20 zajmuje się badaniem żubrów. Wie, gdzie lubią odpoczywać, a gdzie potrafią wyskoczyć na szosę. Niektóre rozpoznaje: jeden ma złamany róg, blizny na ciele, inny ulubione miejsce na łące. Na tylnym siedzeniu samochodu wiezie aparat z gigantycznym obiektywem.
To on zrobił zdjęcie umierającego Wikinga. Opublikował je na Facebooku, pisząc: “To już chyba ostatnie dni Wikinga”. Był 2017 rok.
Ząb Wikinga badacze wysłali do laboratorium w USA. Tam wyliczono, że urodził się w 1996 roku. Miał ponad 20 lat. “Wiking był symbolem współistnienia i pokojowego paktu, jaki zawarli ludzie i zwierzęta w Puszczy Białowieskiej” – pisał Adam Wajrak, dziennikarz “Wyborczej” i mieszkaniec Teremisek, w których najczęściej można było spotkać Wikinga.
Profesor Kowalczyk pokazuje mi zdjęcia Wikinga: wielka, brązowa głowa, ciemne rogi, jakby wyrzeźbione z kamienia. Miały 84 cm rozpiętości. To białowieski rekord, ale mniejsze też robią wrażenie. Zawinięte ku górze rogi – u samców grubsze i szerzej rozstawione, u samic cieńsze i bardziej zakręcone – są ważnym narzędziem walki o hierarchię w stadzie i do obrony. W trakcie ataku żubr zadaje cios od dołu, uderzając rogami.
Na pierwszy rzut oka żubry wyglądają jak Bestia z disnejowskiej bajki. Jeśli przyjrzymy się lepiej, widać łagodne oczy i niemal melancholijny wzrok. Garb na plecach pomaga przy schylaniu się po pożywienie.
Kowalczyk w Instytucie pokazuje mi futro żubra – jest brązowe i zaskakująco miękkie w dotyku. Młode, które przychodzą na świat wiosną, są rudawe. Już w kilka godzin po porodzie zaczynają chodzić, choć nieporadnie.
Wjeżdżamy do Teremisek. Łąki wokół starych, drewnianych domów są oszronione.
– Jest pod drzewem – mówi z ulgą profesor. Na polanie leży żubr, nie zwraca na nas uwagi. Kiedy podchodzimy bliżej, powoli odwraca głowę, jakby pozował do zdjęcia.
– Byki najczęściej żyją samotnie albo w niewielkich grupach kawalerskich – wyjaśnia naukowiec.
– Tego pan kojarzy? – pytam, celując aparatem w żubra.
– Widuję go tu często. Żubry, które pojawiają się regularnie w miejscowościach, nazywam “zepsutymi”. Przyzwyczajone do ludzi i dokarmiania, nie zachowują się jak zwykłe żubry. Normalnie na obecność człowieka reagują ucieczką. Badaliśmy to, zrobiliśmy 450 prób. Okazało się, że żubry oddalają się, kiedy podejdziemy do nich na średnią odległość około 100 metrów. Te “zepsute”, uciekają później i można podejść do nich o wiele bliżej.
Arkadiusz Szaraniec, dziennikarz i przyrodnik, w książce “Żubry lubią jeżyny” opisał, jak zachowują się żubry bieszczadzkie, znacznie mniej przyzwyczajone do ludzi niż ich kuzyni z Puszczy Białowieskiej. “Stronią od ludzi, kiedy tylko ich zobaczą, a najpierw usłyszą lub zwęszą, wieją od razu, gdzie pieprz rośnie. Nagły rumor i tętent w gęstwinie, trzask gałęzi, świeże odciski racic i okrągłe placki – na to można głównie liczyć z ich strony” – pisał Szaraniec.
Samotnik znosi nasze towarzystwo ze spokojem. Podnosi się leniwie i odwraca tyłem, łypiąc na nas co chwilę. Skubie pokrytą szronem trawę. To pora żerowania – o świcie, po nocnym odpoczynku.
Żubry, najwięksi roślinożercy, jedzą głównie zioła, trawy oraz liście drzew i krzewów, czasami sięgają po pędy i korę. Zimą żerują na polach uprawnych, gustują w rzepaku i zbożach ozimych, podskubują siano, zbierają kolby kukurydzy. Lubią liście malin i grabu, ale nie przepadają za turówką wonną – trawą wykorzystywaną do aromatyzowania słynnej Żubrówki.
Kiedy Teremiski się rozbudzą, na podwórka wybiegną psy, żubr-samotnik schowa się w lesie. Będzie przeżuwał aż do wczesnego popołudnia, kiedy wróci na żer.
Wiking też był “zepsuty”. Miał dużo cierpliwości do ciekawskich ludzi. Przez ostatnie lata życia nie ruszał się z Teremisek, dni spędzał w samotności, za słaby już, żeby nadążyć za innymi żubrami.
Tylko raz użył rogów wobec gapia, który podszedł tak blisko, że mógłby dotknąć rogów. Wiking poderwał się i przewrócił natręta. Skończyło się na strachu. Naukowcy z IBS PAN przeanalizowali wszystkie czterdzieści pięć ataków żubrów na ludzi z lat 1979-2015. Tylko w dziesięciu z nich żubr uderzył człowieka rogami, w pozostałych była to krótka gonitwa. Ani jeden atak nie był śmiertelny.
– W 85 procentach przypadków powodem agresywnego zachowania żubrów było albo celowe płoszenie, albo zbyt bliskie podejście.
Dystans krytyczny to 50 metrów – opowiada Kowalczyk.
– A gdybyśmy podeszli za blisko? – pytam, przypatrując się naszemu żubrowi.
– Moglibyśmy go zdenerwować. Żubry nie lubią niepokojenia. Średnio po 14 minutach reagują. Zwykle ostrzegają o ataku. Zwieszają nisko głowę, kręcą ogonem, ryją racicą ziemię, tarzają się. Niektórzy cieszą się, że żubr się popisuje, a to próba rozładowania napięcia. Niedawno zbierałem odchody do badań i widzę, że kilkanaście osób z dziećmi podeszło blisko dwóch samców, które ruszyły w ich kierunku. Zaczęło się nagrywanie telefonem, zdjęcia. Mówię, że to niebezpiecznie, jak będziecie uciekać z dziećmi, gdy żubry zaatakują? Konsternacja. Wycofali się.
Kowalczyk do Puszczy Białowieskiej pierwszy raz przyjechał, mając 18 lat.
– Uczyłem się w technikum leśnym, przyjechałem tutaj na konkurs. Pociągi z Hajnówki jeździły bardzo wolno, bo na tory wychodziły żubry – tak nam tłumaczono. Środek zimy, na dworcu zimno, piece kaflowe nie wyrabiały, drzwi zawiane śniegiem. Syberia, pomyślałem. A później trafiłem do Puszczy. W moich rodzinnych stronach, w Świętokrzyskiem, lasy były typowo gospodarcze, a tu potężne dęby, strzeliste świerki, bałagan, dużo martwego drewna. Pomyślałem, że chciałbym kiedyś tu pracować.
Wracał do Puszczy jako student Wydziału Leśnego SGGW. Później dowiedział się, że w Zakładzie Badania Ssaków (obecnie Instytucie Biologii Ssaków) PAN potrzeba ludzi do pracy w projekcie dotyczącym dużych ssaków drapieżnych. Tak trafił do Białowieży. Pomagał w badaniach rysi, zaczął doktorat o ekologii borsuka.
– Brałem też udział w projekcie wilczym, badałem jenoty i lisy, pomagałem koledze w projekcie o norkach i tchórzach. Dyrektor Zakładu zaproponował, żebym zajął się żubrami. Uważał, że sobie poradzę, bo to gatunek, w którego ochronie jest sporo polityki, trzeba dogadać się z parkiem narodowym, z leśnikami, a ja przecież z wykształcenia jestem leśnikiem. Nie chciałem.
– Jak to?
– Byłem specjalistą od drapieżników, nie interesowały mnie te leniwe krowy, stojące przy brogach siana. Tak wtedy myślałem o żubrach. Wydawało mi się, że nie ma nic nowego do odkrycia. Dąsałem się długo, aż pojawiły się pytania: wpuszczamy je do lasu, ale czy to są leśne zwierzęta? Czy musimy je dokarmiać? W końcu się przełamałem i dostałem grant. Nie miałem więc wyjścia i rozpocząłem badania. Był 2004 rok.
Razem z zagranicznymi naukowcami, którzy przyjechali do Białowieży, Kowalczyk zaczął się przyglądać żubrom. Analizował próbki kości, budowę ciała. Zauważył, że dzięki szerokiemu pyskowi mogą brać duże kęsy roślin, a ich zęby o wysokich koronach są przystosowane do ścierania pokarmu trawiastego o dużej zawartości krzemionki. Układ trawienny jest też typowy dla przeżuwaczy żywiących się trawami.
Kilkadziesiąt białowieskich żubrów dostało obroże GPS. Kowalczyk z zespołem obserwował, dokąd najczęściej wędrują. Okazało się, że z lasu wychodziły na polany, łąki, zręby i doliny rzeczne.
– To wskazuje, że żubry są naturalnie przystosowane do życia na otwartych terenach – wyjaśnia naukowiec. – Nie są zwierzętami leśnymi, jak myślano przez lata. Lasy, w przeciwieństwie do łąk, nie oferują zimą zbyt wiele pokarmu dla tak dużego roślinożercy.
– Stworzyliśmy pojęcie gatunku uchodźcy,
który nie ma dostępu do siedlisk optymalnych lub został zepchnięty do środowisk marginalnych.
To skutkuje niższymi zagęszczeniami, mniejszym rozrodem czy wyższą śmiertelnością, co oczywiście zwiększa ryzyko wyginięcia. Pojęcie się przyjęło, w tej chwili poza żubrem rozpoznano ponad 30 gatunków, które zostały tak sklasyfikowane – m.in. zebra przylądkowa i antylopa hirola w Afryce czy europejska foka mniszka – wylicza Kowalczyk.
– Co będzie dalej z ochroną gatunku? – pytam prof. Kowalczyka, kiedy stoimy na polanie, wypatrując kolejnych żubrów.
– Pojawiają się inicjatywy, żeby obniżyć ich status ochrony na poziomie unijnym. Wniosek w tej sprawie trafił już do ministerstwa klimatu – mówi naukowiec.
Profesor Wanda Olech-Piasecka już w czerwcu mówiła o tym w Sejmie. Chce zmian unijnych przepisów i przeniesienia żubrów do kategorii gatunków, które mogą być “pozyskiwane ze stanu dzikiego i eksploatowane”. Obecnie żubr w całej Unii jest gatunkiem wymagającym ścisłej ochrony.
Taka zmiana otworzyłaby furtkę do polowań. Olech-Piasecka uważa, że Polska powinna wykorzystać swoją prezydencję w Unii Europejskiej w 2025 roku i wprowadzić temat odstrzału żubra do Brukseli.
– Nie można do tego dopuścić – mówi prof. Kowalczyk. – Jestem zwolennikiem zarządzania populacjami na podstawie badań naukowych. Bez tego żubry będą wymagały opieki człowieka, będą dalej wprowadzane do lasów, z których migrują na pola, powodując konflikty. Powinniśmy szukać bardziej otwartych przestrzeni, gdzie można wprowadzać żubry. Idealne są nieużywane poligony czy obszary górskie. A przede wszystkim protestuję przeciwko podejściu hodowlanemu, polowaniom i pytaniom, jaką rolę żubr pełni w środowisku. Nie musimy szukać uzasadnienia dla jego obecności.
Przed siódmą rano między łąkami kręci się coraz więcej turystów. Mijamy campera na szwajcarskich blachach, rodzinę wypatrującą żubrów, fotografkę z przewodnikiem. Na polanie rolnicy ustawili stogi siana – żubrzy przysmak.
W oddali, pod lasem, profesor Kowalczyk zauważa trzy żubry. Wytężam wzrok i zastanawiam się nad pomysłem polowania na zwierzęta, które już kilka razy niemal wymarły.
120 tysięcy lat temu skrzyżowały się ze sobą dwa gatunki – żubr pierwotny i tur. Tak najprawdopodobniej powstał żubr. Okazał się bardziej odporny i przystosowany do życia w zimnym klimacie. Miał grube, wełniste futro i charakteryzował się dużą "plastycznością pokarmową i środowiskową” – mógł żywić się zróżnicowanym pokarmem roślinnym i przeżyć w środowiskach leśnych. Przetrwał wielkie plejstoceńskie wymieranie, w przeciwieństwie do mamutów, nosorożców włochatych czy jeleni olbrzymich.
– Po ustąpieniu lodowca nastąpiła ekspansja lasów. Cała Europa była nimi pokryta – opowiada Kowalczyk, kiedy wpatrujemy się w żubry pod lasem. Stąd nie widać, jak są potężne, a samce ważą nawet ponad 800 kilogramów. – Lasy zaczęto wycinać, bo ludzie potrzebowali miejsca na pastwiska i uprawę roślin. Ten proces na zachodzie postępował szybciej niż tu, na wschodzie. I choć lasy nie były optymalnym środowiskiem dla żubrów, stały się ich schronieniem przed presją człowieka.
W XVIII wieku żubry występowały już tylko na Kaukazie i w Puszczy Białowieskiej, która już wtedy była chroniona jako królewski rezerwat łowiecki. Nie wolno było wycinać drzew ani polować.
Za zabicie żubra kłusownikowi groziła nawet kara śmierci.
Strzelać do żubrów mogli za to królowie, choć korzystali z tego przywileju rzadko – takie polowania odbywały się kilka razy w ciągu stulecia.
Pod koniec XVIII wieku, mimo blisko 400-letniej ochrony w Puszczy, żyło tylko 280 żubrów. To według prof. Kowalczyka świadczy o nieprzystosowaniu tych zwierząt do życia w lesie. W XIX wieku, kiedy Puszcza stała się własnością carów rosyjskich, zaczęto wycinać otwarte polany, tworząc żubrom miejsca do żerowania. Tępiono też drapieżniki, a żubry dokarmiano. W połowie wieku liczebność wzrosła do 1500 osobników. Sukces nie trwał długo. Zaczęto intensywnie polować, eliminując kolejne żubry. Na początku XX wieku w Puszczy zostało około 700 osobników.
– W 1919 roku żubry żyjące na wolności w Puszczy Białowieskiej wyginęły – opowiada Kowalczyk. – W czasie I wojny światowej Puszcza była okupowana przez wojska niemieckie. Żubr był łatwym celem i obfitym źródłem mięsa dla żołnierzy. Polowała na nie też miejscowa ludność, bo ochrona przestała obowiązywać. Ostatnie żubry w górach Kaukazu zostały wybite kilka lat później.
– Jak to się stało, że żubry wciąż istnieją?
– Były cennym towarem wymiennym i podarkiem, który królowie polscy i carowie rosyjscy wysyłali do innych możnowładców. Trafiły też do posiadłości niemieckiego księcia Jana Henryka XI Hochberg von Plessa w Pszczynie. Przekonał cara Aleksandra II Romanowa, że prześle mu 20 jeleni z Lasów Pszczyńskich, które wyginęły w Puszczy Białowieskiej w czasie małej epoki lodowcowej. W zamian chciał cztery żubry. Car przystał na propozycję – wyjaśnia profesor. – Po I wojnie światowej spośród osobników, które przetrwały w niewoli, wybrano te, które można było wykorzystać do odtworzenia gatunku.
Już w 1929 roku polski rząd kupił pierwsze żubry.
Polska po zaborach była krajem zniszczonym, biednym, a mimo to znaleźli się ludzie, którzy chcieli odtwarzać populację żubra i zdobyli na to środki. Zwierzęta hodowano w specjalnych rezerwatach, które funkcjonują do dziś. W 1952 roku wypuszczono pierwsze żubry na wolność – mówi naukowiec.
Pogawędka, Pomścibór, Potus, Powilga, Puzel, Puzanna, Puźnianka – tak nazywają się żubry żyjące w hodowlach. Są pilnowane i trzymane w zagrodach, żeby po raz kolejny nie znalazły się na skraju wyginięcia.
Dziś w Polsce żyją dwie linie genetyczne żubrów. Nizinne, czyli białowieskie, których imiona zaczynają się na „po” i nizinno-kaukaskie z imionami na „pu”. Tragedię początku XX wieku przeżył tylko jeden żubr kaukaski, nie było więc szans na odbudowanie linii kaukaskiej. Badacze musieli go skrzyżować z żubrami nizinnymi.
Choć żubry z obu linii wyglądają podobnie, są trzymane osobno. Wolnożyjące żubry nizinno-kaukaskie można spotkać tylko w Bieszczadach.
Obserwujemy z profesorem trzech żubrzych kawalerów, idą powoli w stronę lasu. Jest tak cicho, że niemal słyszę ich kroki. Trudno sobie wyobrazić, że w środku tej ciszy miałyby padać strzały.
– Do 2018 roku odbywały się polowania komercyjne na żubry w Puszczy Boreckiej i Knyszyńskiej – mówi mi prof. Kowalczyk. – Próbowaliśmy z innymi przyrodnikami to zatrzymać. Ówczesny minister środowiska Jan Szyszko wyrzucił nas z Państwowej Rady Ochrony Przyrody. Za żubry i za stanowisko w sprawie wycinki Puszczy Białowieskiej.
W 2016 roku w OKO.press Edward Krzemień opublikował tekst “Zabić żubra”. “Za komercyjnym dziesiątkowaniem żubrów stoi lobby połączonych sił leśników i myśliwych, ponad podziałami politycznymi. Tak samo było za rządów PO-PSL” – pisał. Stały za tym ogromne pieniądze.
Za samo postrzelenie żubra myśliwi płacili ponad 12 tys. Za zabicie i zachowanie trofeum — nawet 36 tys.
“Do tego dochodzi zapłata za koszt organizacji polowania i pobytu myśliwego (są też oferty dla pobytu z dzieckiem), minimum pięć dni, po dobre kilkaset złotych” – czytam.
“Zabić żubra” stał się mocnym głosem w debacie o odstrzałach komercyjnych. OKO.press razem z Greenpeace stworzyli petycję, domagając się zatrzymania płatnych polowań: “Gatunki chronione, takie jak żubr, powinny mieć prawo do naturalnej śmierci, mieć szanse dożycia starości w środowisku, w którym żyją. Wszelkie argumenty, że trzeba zabijać żubry z powodu zbyt dużej ich liczby, starości czy słabej kondycji, nie mają biologicznego uzasadnienia”. Niedługo po tym Greenpeace wydał raport, oceniając, że system odstrzałów redukcyjnych w Polsce „jest niezgodny z prawem krajowym i unijnym”.
„Raport zatrzymał to wszystko” – wspominała prof. Olech-Piasecka podczas sejmowej komisji w październiku 2024. „Nadleśnictwa, które wykonywały odstrzał, były zasypywane hejtem” – mówiła. W kwietniu 2018 roku Lasy Państwowe ogłosiły, że kończą z odpłatnymi polowaniami na żubry. Dziś odstrzał jest możliwy tylko w wyjątkowych przypadkach, za zgodą Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska i wykonywany przez wyszkolonych pracowników.
To nie oznacza, że żubry mają już spokój. W Sejmie za odstrzałem wytrwale lobbuje prof. Olech, a myśliwi w “Strategii zrównoważonego łowiectwa” zapisali punkt o konieczności „wdrożenia strategii zarządzania populacjami konfliktowych gatunków chronionych: wilka, żubra, kormorana (...)”.
Rafał Kowalczyk sam był myśliwym. W technikum zdał egzamin łowiecki i kupił dubeltówkę.
– Chodziło o spędzanie czasu w terenie. Sukcesów łowieckich nie miałem. Zastrzeliłem sarnę i tyle – opowiada. – Po przeprowadzce do Białowieży i tak przestałbym polować, ze względu na przekonania. A jeszcze się okazało, że wpisowe do miejscowego koła łowieckiego to była trzykrotność mojej pensji. Sprzedałem broń koledze. Tak skończyła się moja łowiecka kariera.
Dziś myśliwi profesora Kowalczyka raczej nie lubią. Zasiada w komisji ds. reformy łowiectwa po stronie społecznej, postulując zmiany w liście gatunków łownych, zakaz polowań podczas rykowiska i lepszą ochronę gatunków chronionych. W tym żubrów.
– Były przypadki zastrzelenia żubrów w Puszczy? – pytam.
– Jeden, ale śledztwo umorzono. Częściej zdarzało się to na Pomorzu Zachodnim.
Przeglądam doniesienia o zabitych żubrach.
18 września 2023, Myślibórz, Zachodniopomorskie Towarzystwo Przyrodnicze znajduje kulejącą żubrzycę. Nie ma dla niej innego ratunku niż skrócenie cierpienia. W sekcji zwłok okazuje się, że wcześniej została postrzelona. 12 października 2023, Drawsko Pomorskie. Na policję zgłasza się myśliwy, który polował na poligonie i zabił żubra, bo “myślał, że to dzik”.
23 października 2023, Mirosławiec koło Czaplinka, myśliwy z Irlandii zabija samicę żubra, karmiącą matkę. Sprawców często nie udaje się znaleźć. Kary są łagodne. W 2019 roku w nadleśnictwie Łobez leśnik zastrzelił żubra, bo “myślał, że to dzik”. Wyciął z niego 200 kg mięsa.
Wyrok: miesiąc więzienia.
Teoretycznie za zabicie chronionego zwierzęcia grozi 5 lat pozbawienia wolności.
– Żubry przy drodze do Hajnówki! – profesor odczytuje sms od kolegi z instytutu. – To niedawno wyremontowana, ruchliwa trasa. Rocznie ginie na niej 6-7 żubrów. Kolejny mógł zginąć wczoraj – mówi Kowalczyk.
Dzień wcześniej wracał z Warszawy. Przed Hajnówką policja i auto dostawcze ze zgniecioną maską. – Facet potrącił żubra, ale ten przeżył. Szukałem go chwilę z latarką, jeden z policjantów też, ale nic nie znaleźliśmy – opowiada.
– Jak trzeba pędzić, żeby wjechać w tak spokojne, duże zwierzę? – dziwię się.
– O, żubry potrafią być szybkie i biec z prędkością nawet 60 km/h.
Przy tej drodze są głębokie rowy, żubry pokonują je z impetem i nagle pojawiają się na szosie.
Przy trasie widzimy samochód z Instytutu – pracownicy rozglądają się za potrąconym żubrem. Po drugiej stronie, na polu stoją dwa potężne byki, mniejsze krowy, a w środku młode. Kowalczyk pokazuje mi żubrze odchody pełne ziaren kukurydzy i zbiera żółte kolby, których żubry nie znalazły. Przydadzą się do badań kaloryczności pokarmu. Z lasku obok wybiegają trzy kolejne żubry. Biegną szybko, w stronę stada, nie zwracając na nas uwagi.
– Musimy podchodzić po kilka kroków i się zatrzymywać – instruuje profesor. Żubry posyłają nam zniecierpliwione spojrzenia i odchodzą kawałek. Patrzą, co zrobimy. My parę kroków, one kawałek truchtu.
– Potrącony żubr mógł być z tego stada – stwierdza Kowalczyk. – Poszukajmy go.
Po wyraźnie odbitych racicach w ziemi śledzimy trasę, jaką mógł przejść po wypadku. Profesor idzie szybko, przeskakuje rowy, ale zauważa nawet najmniejszy ślad.
– Obserwujmy, czy są kruki, one czasami pomagają znaleźć ciało – mówi, wpatrując się w niebo. Ale potrąconego żubra nigdzie nie ma.
– Przeżył? – pytam.
– Mógł, chociaż po wgnieceniach w aucie widać, że uderzenie było mocne. Zdarza się niestety, że znajdujemy żubra po wypadku daleko od drogi, gdzie skonał w męczarniach, albo żywego, ale cierpiącego. Trzeba go wtedy dostrzelić.
Żubr potrącony przez wojskową ciężarówkę zginął na miejscu. Była połowa listopada 2023 roku, wioska Stare Masiewo, stu mieszkańców i dwa żubry. Ludzie wiedzieli, że byki przychodzą na pola, a na drodze trzeba zwolnić.
Żołnierz nie zwolnił. Jest z tego wypadku zdjęcie:
nad martwym żubrem stoi jego towarzysz, jakby nie dowierzał, co się stało. Trąca go głową.
Był przy nim aż do załadowania ciała na przyczepę ciągnika. Profesor Kowalczyk po tym wypadku pisał w OKO.press: „To może świadczyć o więzi między tymi osobnikami, a może nawet o świadomości śmierci, której przykłady obserwowano u słoni, szympansów, delfinów, czy blisko spokrewnionych z żubrem bizonów”.
Miesiąc później na drodze między Białowieżą a Hajnówką wojsko znów wjechało w żubry. Zginęły dwie samice. Leżały prawie 50 metrów od siebie. – To wskazuje, że ciężarówka jechała szybko i nie wyhamowała po uderzeniu w pierwszego żubra. A na tej drodze jest ograniczenie prędkości – wyjaśnia Kowalczyk.
Kryzys humanitarny na granicy polsko-białoruskiej zmienił życie w Puszczy. Żołnierze z bronią wchodzą do sklepów, przez wioski pędzą wojskowe samochody. – Te zabite żubry, ale też śmiecenie w lesie, wycinanie drzew, palenie ognisk, przybijanie tabliczek do pni, czy porozrzucany w lesie drut żyletkowy pokazują, że wojsko nie ma szacunku dla tego lasu – mówi naukowiec.
– Jak to wszystko wpływa na żubry?
– Sama obecność wojska w lesie wpływa na rozmieszczenie i aktywność zwierząt. Żubry odsunęły się od granicy. Tak samo zareagowały wilki i jelenie, korzystają tylko lisy, zjadając resztki po prowiancie żołnierzy.
– A mur? – dopytuję. W 2022 roku na granicy z Białorusią stanęła zapora, długa na 186 km i wysoka na 5 i pół metra.
– Polska i białoruska populacja żubrów i tak od lat 80. były oddzielone od siebie sistemą, zaporą z drutu kolczastego ustawioną przez ZSRR. Dla drapieżników to bariera do pokonania, ale nie dla żubra. Między granicą a sistemą jeszcze przed początkiem kryzysu zwierzęta miały 37 km² ziemi niczyjej do swojej dyspozycji. Białorusini tam nie wchodzili, bo to już za sistemą, Polacy też nie, bo za granicą. Zwierzęta wykorzystywały to spokojne miejsce do rozrodu i odpoczynku. Kiedy Polska rozciągnęła wzdłuż granicy zasieki z drutu żyletkowego, concertinę, powstała pułapka, w której utknęło 20 żubrów. Późną jesienią, kiedy w lesie nie ma już pokarmu.
Dwa zginęły. Rząd PiS utrzymywał, że ze starości, choć na zdjęciach widać, że były wychudzone. Po pertraktacjach ze Strażą Graniczną concertinę rozgrodzono. Reszta żubrów została uwolniona.
W szafie w Instytucie Biologii Ssaków leży kilkanaście czaszek żubrów. To tylko część kolekcji, którą pokazuje mi prof. Kowalczyk. Wybiera jedną z większych i daje mi do rąk. Sięga mi od bioder po szyję. Napinam mięśnie, żeby jej nie upuścić.
– Najcięższe mogą ważyć do 20 kg, a przed preparacją nawet ponad 50 kilogramów – mówi naukowiec.
Na parterze Instytutu oglądam szkielet Wikinga. Analizuję kostka po kostce, z bliska przyglądam się wielkiemu garbowi i imponującym rogom, patrzę na pęknięcie na żebrze, które musiało doskwierać mu w ostatnich chwilach życia. – Był tak duży, a jego rogi tak rozłożyste, że nie zmieścił się do szklanej gabloty, którą mieliśmy w instytucie, musieliśmy więc zamawiać znacznie większą – opowiada naukowiec. – Czuliśmy, że trzeba Wikinga jakoś upamiętnić.
Wiking rozsławił białowieskie żubry, pokazał, że dzikiego zwierzęcia nie trzeba się bać. Stał się symbolem Puszczy.
Po jego śmierci Kowalczyk napisał na Facebooku: „Wiking pokazał nam, że każde zwierzę ma silną wolę życia. Co roku w Puszczy padają dziesiątki, a może setki żubrów, dzików, jeleni, saren, rysi i wilków. I jest to naturalne prawo przyrody”.
Żadne prawo, mówi profesor, nie pozwala nam na uśmiercanie żubrów, bo są stare. Bo wydaje nam się, że jest ich za dużo. Bo ktoś chciałby zawiesić sobie ich rogi na ścianie albo zjeść kotlet z żubra.
Żubry powinny umierać jak Wiking. Na własnych zasadach.
Prawa zwierząt
Polski Związek Łowiecki
bezbronne
Instytut Biologii Ssaków PAN
odstrzał żubrów
polowanie na żubry
żubry
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze