0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot: ISABEL INFANTES / AFPFot: ISABEL INFANTES...

„Realizm w stosunkach międzynarodowych to przekonanie, że wielkie mocarstwa mają prawo do posiadania swoich stref wpływu, w obrębie których nikt nie powinien podważać ich władzy. To takie myślenie pozwala Chinom na nękanie Tajwanu, a Rosji na siłowe podporządkowanie sobie Ukrainy. Nie zgadzamy się na taką wizję świata. Nie zgadzamy się na mobbing w systemie międzynarodowym" – mówi w rozmowie z OKO.press Ben Tallis, badacz stosunków międzynarodowych i teoretyk nowego idealizmu.

O potrzebie odrodzenia liberalizmu, skutecznej ochrony demokracji przed niszczącym wpływem nieliberalnych sił, ostatecznym upadku iluzji co do skuteczności stosowania liberalnych polityk wobec nieliberalnych aktorów, a także neoidealistycznym przebudzeniu Europy z Benem Tallisem*, autorem książki „To Ukraine with Love: Essays on Russia's War and Europe's Future" (2022) rozmawiamy w rocznicę wybuchu wojny w Ukrainie.

Tę wojnę zaczęła właściwie aneksja Krymu w 2014 roku, ale my zbudziliśmy się z nią 24 lutego 2022 rano. Wtedy była szokiem, dziś jest częścią codzienności. W Ukrainie giną tysiące ludzi, kraj jest zrujnowany, ale trwa w solidarnym, wspaniałym oporze. Polska pomaga, pokazując siłę społeczeństwa obywatelskiego.

Od roku to jest nasza wojna.

W OKO.press przypominamy ten czas, analizujemy, gdzie jesteśmy i co może stać się dalej: z wojną, z Ukrainą, z Rosją. Z Europą i Polską.

Czas na europejskie „hard power"

Paulina Pacuła, OKO.press: W swojej książce piszesz, że wojna na Ukrainie doprowadziła do głębokiej zmiany w sposobie myślenia wielu Europejczyków o polityce, bezpieczeństwie czy handlu. Kurtyna opadła, zrozumieliśmy wreszcie, czym są reżimy autorytarne i do czego są zdolne. I że warto bronić naszych wartości. To zasługa Ukraińców, którzy tak dzielnie stawili Rosji opór.

Ben Tallis, Niemiecka Rada Stosunków Międzynarodowych: Tak, ten rok był dla Europy bardzo mocnym sygnałem alarmowym, choć to może dość banalne stwierdzenie. Po pierwsze w wielu krajach, wśród dużej części elit politycznych i społeczeństwa, obudziła się świadomość, że potrzebujemy większą wagę przykładać do twardej siły, hard power, podczas gdy przez lata Europa myślała o sobie jako o źródle miękkiej siły, soft power.

Wielu ludzi w demokratycznych społeczeństwach zrozumiało, że liberalna demokracja to coś, czego warto bronić, o czego przetrwanie warto walczyć.

Przykład przyszedł ze strony Ukraińców. Mogli uznać, że aby powstrzymać rozlew krwi, lepiej jest poddać się wrogowi, który – jak się wydawało – ma znaczną przewagę militarną. Ale oni wiedzieli, że to najgorsze, co mogą zrobić. Widzieli, jak Rosja traktuje swoich obywateli, jak traktuje ludzi na terenach okupowanych. I powiedzieli: nie. My chcemy żyć w wolności, chcemy demokracji, chcemy lepszej przyszłości. I jesteśmy gotowi o to walczyć.

Największa zmiana, która w wyniku wojny zaszła w europejskiej polityce, to jasność widzenia wynikająca z tego, że opadła kurtyna. Straciliśmy złudzenia, czym są i do czego są zdolne reżimy autorytarne. To pozwoliło nam zobaczyć, co jest właściwe, a co niewłaściwe, co powinniśmy robić, a czego nie. Wiele osób zdało sobie sprawę z tego, że potrzebujemy nowych sposobów myślenia i działania. I taki nowy sposób myślenia i działania wyłonił się bardzo szybko. Nazwałem go neoidealizmem.

Piszesz, że w poszukiwaniu inspiracji Europa powinna brać przykład z Czech, Słowacji czy Estonii. „W poszukiwaniu nowej polityki Europejczycy powinny patrzeć na swoje nowe, radykalne centrum”. Co miałeś na myśli, stawiając taką diagnozę?

Od początku wojny uderzała zupełnie inna odpowiedź na to, co się dzieje w Ukrainie ze strony państw Europy Środkowo-Wschodniej i krajów Europy Zachodniej.

Te reakcje odróżniało nie tylko to, że państwa środkowoeuropejskie były niemal natychmiast przekonane co do konieczności przekazywania Ukrainie ogromnej pomocy militarnej. Niezwykłe było też uzasadnienie tej pomocy. Oczywistym dla nich było nie tylko, że to jest w ich interesie, bo sąsiadują z Ukrainą, są państwami frontowymi. Oczywiste było także, że mają takie zobowiązanie moralne.

Petr Fiala, premier Czech, napisał: „to jest także nasza wojna”. Dla państw Europy Środkowo-Wschodniej było to oczywiste od samego początku.

Tymczasem reakcja Europy Zachodniej była zupełnie inna. Nie słyszeliśmy takiej retoryki ze strony np. Francji czy Niemiec. I o ile ostatecznie te kraje poszły po rozum do głowy – mimo że zajęło im to sporo czasu – i zaczęły wspierać Ukrainę (zwłaszcza Niemcy), to wydaje się, że wciąż nie dostrzegają albo nie chcą dostrzec transformacji, którą pociąga za sobą ta wojna. Chcą pozostać przy starym sposobie uprawiania polityki i relacji międzynarodowych. A one w tych okolicznościach są nie tylko nieadekwatne, ale też niebezpieczne.

Przeczytaj także:

Gruba czerwona linia: autokracja vs. demokracja

Na czym polega transformacyjny efekt tej wojny?

Wytyczyła wyraźną granicę pomiędzy demokracjami a autokracjami. Pokazała, że z autokracjami nie można postępować tak jak z demokracjami. Demokracje powinny być wspierane, powinny ze sobą współpracować, handlować między sobą, integrować się, podczas gdy autokracje powinny być izolowane, ograniczane, odstraszane i powstrzymywane.

To jest jasne dla neoidealistów. Sanna Marin, premierka Finlandii, powiedziała ostatnio: „państwa nieliberalne nie powinny być traktowane jak państwa liberalne. Handel i rozwój ekonomiczny nie mogą być pretekstem do przymykania oczu na łamanie praw człowieka”.

Tymczasem Olaf Scholz stale podkreśla: musimy unikać zimnej wojny z Chinami, po wojnie musimy jakoś wrócić do relacji handlowych z Rosją.

Przez wiele dekad polegaliśmy na bardzo powierzchownym odczytywaniu idei końca historii.

Przekonanie, że ekspansja liberalnego handlu, rozwój współpracy gospodarczej będzie automatycznie prowadził do rozprzestrzeniania zasad liberalnej polityki, do demokratyzacji społeczeństw, było nie tylko naiwne i nieprawdziwe. Pozwalało widzieć lukratywne biznesy z autokratami jako oparte na bardzo szlachetnych przesłankach. Tymczasem prowadziło jedynie do wzbogacania autokratów, do wzmacniania naszych rywali.

Idea „zmiany poprzez handel”, która legła u podstaw zjednoczenia Europy po II wojnie światowej, przełożona na współpracę z państwami autokratycznymi okazała się przynosić zupełnie inne efekty.

Tak. Nawet Angela Merkel przyznała w wywiadzie w 2022 roku, że tak naprawdę nigdy nie wierzyła w ten koncept. Wierzyła za to w możliwość ograniczania destrukcyjnych zapędów państw autokratycznych poprzez budowanie zależności gospodarczych. Ale to też nie zadziałało tak, jak miała nadzieję.

Naprawdę zaskakuje, że takie myślenie, jakie reprezentuje kanclerz Scholz, wciąż dominuje w dużej części Niemiec.

Na szczęście słychać też inne głosy, np. wśród Zielonych czy liberałów z FDP. Ministra spraw zagranicznych Annalena Baerbock powiedziała ostatnio o oddzielaniu wartości od interesów: „takie rozgraniczenie to bzdura. Nasze wartości są naszym interesem i należy do nich dążyć”. Dokładnie za takim traktowaniem wartości opowiadają się neoidealiści.

Jak byś zdefiniował neoidealizm?

To zarówno idea, jak i pojęcie badawcze. To nowe podejście do wielkich teorii w stosunkach międzynarodowych, które wyłoniło się w odpowiedzi na wojnę w Ukrainie. To podejście do polityki zagranicznej oparte na moralności i wartościach. Jego głównym założeniem jest to, że wszystkie państwa demokratyczne, także te najmniejsze, mają prawo do samostanowienia. To prawo wyraża się poprzez swobodny wybór strefy integracji (takiej jak np. UE czy NATO) oraz odrzucenie sfer wpływu.

Neoidealizm wyrasta z przekonania, że wartości to cele same w sobie, a ich realizowanie, obrona i wcielanie ich w życie leży w naszym interesie.

To zupełnie inne myślenie o świecie niż to prezentowane przez realistów.

Kłamstwo realizmu

Realizm w stosunkach międzynarodowych, którego przedstawicielami są m.in. John Mearsheimer, Stephen Walt czy Charles Kupchan, to przekonanie, że wielkie mocarstwa (a Rosja jest takim mocarstwem) mają prawo do posiadania swoich stref wpływu, w obrębie których nikt nie powinien podważać ich władzy. Takie myślenie to odmawianie małym narodom prawa do samostanowienia. To pozwalanie Chinom na prześladowanie Tajwanu, Rosji na siłowe podporządkowanie sobie Ukrainy.

Według tej koncepcji winę za wojnę w Ukrainie ponosi NATO, które kontynuując rozszerzanie na wschód, zaczęło ingerować w rosyjską strefę wpływu.

Neoidealiści zdecydowanie przeciwstawiają się takiemu myśleniu, bo ono kształtuje świat, w którym nie chcemy żyć. Nie zgadzamy się z przekonaniem, że małe państwa, które są położone w obrębie czyichś „stref wpływów" nie mają nic do powiedzenia na ten temat, nie mają prawa decydowania o sobie czy wybierania sojuszy. Nie zgadzamy się na mobbing w systemie międzynarodowym.

Najgorszym grzechem nauki o stosunkach międzynarodowych było nazwanie realizmu realizmem.

Wbrew tej nazwie realizm nie ma nic więcej wspólnego z rzeczywistością niż jakakolwiek inna teoria naukowa. To pogląd narzucony światu, idea, która kształtuje nasze myślenie o świecie, a wraz z nim działanie. Wyjątkowo paskudna idea. O tym, jakie dramatyczne konsekwencje miał ten imperialistyczny i szowinistyczny pomysł, opowiada świetna książka Matthew Spectera pt. „The Atlantic Realists, Empire and International Political Thought Between Germany and the United States” (Atlantyccy realiści. Imperium i rozważania o polityce międzynarodowej pomiędzy Niemcami i Stanami Zjednoczonymi).

Idealizm w stosunkach międzynarodowych nie jest jednak niczym nowym. To konkurencyjna wobec realizmu koncepcja funkcjonująca mniej w więcej od pierwszej połowy XX wieku. Jej podstawowym założeniem było postrzeganie stosunków międzynarodowych przez pryzmat zasad, wartości moralnych oraz prawa. Co jest nowego w neoidealizmie?

Przede wszystkim mocne podkreślenie tego, że trzeba brać pod uwagę twardą siłę państw, hard power. Neoidealizm to nie ignorowanie siły, to rozpoznanie, że potrzebujemy twardej siły i geostrategicznego myślenia, by być w stanie bronić tego, co stanowi istotę naszych społeczeństw. A tym czymś są wartości: prawa człowieka, podstawowe wolności, demokratyczne rządy, społeczny i kulturowy liberalizm, prawo do lepszej przyszłości oraz dobrobytu. Siła i władza są środkiem do celu, a nie celem samym w sobie. Co więcej, jesteśmy przekonani, że dążenie do tych wartości to najlepszy środek do osiągania bezpieczeństwa i dobrobytu.

Tak więc kwintesencją neoidealizmu jest połączenie materialnej siły – także do obrony i odstraszania – z moralnymi ambicjami.

Ścieżka odnowy demokracji

W swojej książce piszesz, że neoidealizm ma też bezpośrednie przełożenie na polityki wewnętrzne, na funkcjonowanie demokracji. Jakie?

Na poziomie wewnętrznym neoidealizm stawia sobie za cel doprowadzenie do tego, by nasze demokracje funkcjonowały tak, jak powinny. A to oznacza konieczność przemyślenia wielu aspektów naszego systemu społeczno-polityczno-gospodarczego. W ostatnich latach w UE obserwowaliśmy ogromny wzrost frustracji społecznych, lęku, obaw o przyszłość. Wielu z nas straciło poczucie kontroli nad swoim życiem, przestało wierzyć w to, że przyszłość może być lepsza.

To wynika z tego, jak zorganizowane są nasze społeczeństwa, z neoliberalnej ekonomii, która kształtowała nasze systemy gospodarcze. Przemyślenie modelu kapitalizmu, tego, w jaki sposób dzielimy się dobrobytem generowanym przez gospodarkę rynkową, jest bardzo ważnym elementem neoidealistycznej agendy.

Musimy budować spójne społeczeństwa, w których wszyscy widzą dla siebie przyszłość.

To jest kluczowe dla odporności naszego systemu. Rosnące rozwarstwienie społeczne, popadanie ludzi pracujących w biedę bardzo osłabia naszą odporność. Reżimy autokratyczne skutecznie wykorzystują te pęknięcia. Tak działa m.in. dezinformacja.

Neoidealizm ma ogromny potencjał do powtórnego ożywienia liberalizmu jako siły politycznej bardziej niż siły regulacyjnej, którą stał się w ostatnich dekadach. Państwa Europy Zachodniej zaczęły kultywować coś, co nazywam liberalizmem technokratycznym. To defensywna i konserwatywna forma liberalizmu, która opierała się na przekonaniu, że nie powinniśmy zbyt wiele zmieniać w naszych systemach, by przypadkiem czegoś nie zepsuć.

Ale w ostatnich latach widzieliśmy tego tragiczne skutki. Okopaliśmy się w pałacu zasad i instytucji, które przestały spełniać swoją rolę. Widzieliśmy, jak liberalne instytucje mogą być wykorzystywane do nieliberalnych celów. To najlepszy dowód na to, że taka liberalna polityka, jaką prowadziliśmy do tej pory, straciła rację bytu. Moim zdaniem neoidealizm daje szansę na reorganizację w dobrym kierunku.

Tu od razu nasuwa się obawa o popadanie w pewną wewnętrzną sprzeczność. Jak praktykować liberalizm, jeśli nie możemy go praktykować wobec wszystkich, bo musimy się jednocześnie bronić?

Tak, to jest dylemat, w którym tkwi obecnie wiele osób, które identyfikują swoje poglądy jako liberalne. Najlepszym przykładem tego była dyskusja o wprowadzeniu zakazu wiz dla Rosjan, która przetoczyła się przez Europę pod koniec lata. Pojawiły się obawy, że to stosowanie kolektywnych kar, wrzucanie wszystkich Rosjan do jednego worka, karanie zwykłych ludzi za politykę ich władz. Argumentowałem wówczas, że pojęcie kolektywnej kary jest tu zupełnie nieadekwatne. Kolektywną karą była masakra dokonana przez nazistów w 1942 roku w czeskiej wiosce Lidice. Wymordowano wówczas ludność cywilną, bo nazistom wydawało się, że stamtąd pochodziły osoby odpowiedzialne za zamach na Reinharda Heydricha, protektora Czech i Moraw. To była kolektywna kara.

Wprowadzenie zakazów wizowych dla Rosjan, ze wszystkimi wyjątkami, które zostały wpisane w tę procedurę, to nie jest stosowanie kolektywnej kary. To rozpoznanie, że

na Rosjanach spoczywa kolektywna odpowiedzialność za to, co robi ich państwo.

Mówił o tym Vaclav Havel, czeski prezydent, filozof i publicysta. Parafrazuję: o ile indywidualne decyzje o niestawianiu oporu mogą być zrozumiałe, to kolektywny efekt takich decyzji sprowadza się do tego, że opresyjne reżimy są w stanie działać, mają przyzwolenie. W przypadku wojny w Ukrainie to skutkuje śmiercią tysięcy ludzi i wielkim cierpieniem. Musimy to uwzględniać.

Tymczasem podczas tej dyskusji dało się zaobserwować niechęć czy nieumiejętność posłużenia się logiką „my versus oni”, która jest podstawą prowadzenia i zwyciężania wojen. To jest uderzające z wielu względów. Być może to, o czym pisał Jurgen Habermas, charakteryzując powojenne europejskie społeczeństwo jako postnarodowe, postzwycięskie i postheroiczne służyło nam w latach powojennych, gdy budowaliśmy pokój w Europie. Ale jestem przekonany, że takie postawy nie zdadzą się na wiele w sytuacji, w której musimy stawiać czoła autorytarnym konkurentom, którzy robią wszystko, by osłabić nasze społeczeństwa.

Dlatego podkreślam konieczność skupienia się na liberalnych skutkach bardziej niż na liberalnych praktykach. Rozważanie nad tym, czy powinniśmy wciąż przyznawać Rosjanom liberalny przywilej swobodnego przemieszczania się i działania w UE jest tylko wyrazem tego, jak bardzo się zagubiliśmy. Musimy przestać osłabiać nasze społeczeństwa.

Neoidealizm to nie neokonserwatyzm

Jak mówisz, to radykalne myślenie o tym, że nasze wartości są w naszym interesie i jako takie powinny być chronione, legło u podstaw reakcji państw Europy Środkowo-Wschodniej na wojnę. Ale nie da się w ten sposób widzieć działań polskiego rządu.

Nie, nie da się, działania Polski wynikają z zupełnie innych pobudek. Polska zrobiła niesamowicie dużo dla Ukrainy, okazała się jednym z największych sojuszników Ukrainy. Była przykładem dla innych państw, skutecznie wywierała presję m.in. na Niemcy. To dzięki Polsce udało się „uwolnić Leopardy”, czyli uzyskać zgodę od Niemiec na wysyłanie do Ukrainy czołgów. I za to należy się wam wielki ukłon.

Ale kiedy premier Morawiecki rok temu stał w Kijowie i mówił „to wojna w obronie naszych wartości”, wiele osób zastanawiało się, kim jesteśmy „my” w tym zdaniu i o jakie wartości chodzi.

Neoidealizm wyrasta całkowicie z wartości liberalnych. Z idei praw człowieka i wolności demokratycznych. Tymczasem doskonale wiemy, że polski rząd jest daleki od przestrzegania i ochrony tych wartości. Ma problemy z praworządnością, wolnością mediów, ograniczaniem prawa do aborcji, czy wrogością wobec osób LGBT+.

Neoidealizm to nie neokonserwatyzm. Neoidealiści nie tylko nie wdrażaliby nigdzie demokracji siłą, tak jak robili to neokonserwatyści, którzy uznali za zasadne najechać Irak w 2003 roku. Neoidealiści nie wyznają kulturowego konserwatyzmu, nie uważają, że tradycyjne instytucje są wartością samą w sobie. To siły liberalne i progresywne.

Polska polityka zagraniczna, a także wewnętrzna, jest w dużym stopniu oparta na wartościach neokonserwatywnych.

Tak więc pomimo że Polska jest wielkim sojusznikiem Ukrainy i od razu odpowiedziała na apele prezydenta Zełenskiego o pomoc, to nie jest częścią tego neoidealistycznego przebudzenia, które widzimy dziś w Europie.

View post on Twitter

W piątek 24 lutego, w dzień rocznicy rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę, przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen powiedziała: „To rok brutalnej agresji, rok heroicznego oporu Ukraińców, rok europejskiej solidarności. Przed nami przyszłość w zjednoczeniu”. Czy to neoidealistyczne przebudzenie widzisz także w europejskich instytucjach?

Tak, dla mnie postawa Ursuli von der Leyen świadczy o neoidealistycznych tendencjach. Warto zauważyć i podkreślić, że tuż po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę znalazła się w absolutnej awangardzie, jeśli chodzi o rozpoznanie tego, jak UE może pomóc i co może zrobić dobrze. To było z jej strony bardzo odważne i innowacyjne myślenie.

Komisja Europejska nie tylko zaproponowała stworzenie funduszu, z którego możliwy będzie zakup broni dla Ukrainy – pierwszy raz w swojej historii UE sfinansowała zakupy broni. KE podjęła się też koordynacji ekonomicznej odpowiedzi na ten kryzys, uruchomienia sankcji, ale też przede wszystkim dała Ukrainie potwierdzenie jej europejskich aspiracji.

27 lutego 2022 roku w Kijowie Ursula von der Leyen dwoma zdaniami zmazała lata pełnej obaw i niechęci europejskiej polityki wobec Ukrainy, która sprowadzała się do ciągłego trzymania tego kraju na dystans, ale w zasięgu ręki. Powiedziała: jesteście jednymi z nas i członkami naszej wspólnoty. To był niesamowicie ważny moment.

To von der Leyen pomogła państwom Europy Środkowo-Wschodniej przezwyciężyć opozycję Francji i Holandii oraz niechęć Niemiec do zaoferowania Ukrainie statusu państwa kandydującego do UE. Ten gest dał Ukraińcom wielką nadzieję – niezbędną do prowadzenia tej wojny.

Jej słowa sprzed kilku dni wypowiedziane przy okazji rocznicy wojny w Ukrainie potwierdzają europejską drogę Ukrainy. Ursula von der Leyen mówi de facto: nie zostawimy was, nie zmęczymy się. Tak samo mówił prezydent Biden podczas wizyty w Polsce.

Do przemówienia prezydenta Bidena zaraz wrócimy, ale chciałam zapytać też o kwestie rozszerzenia UE. W kolejce do Unii – oprócz Ukrainy, Mołdawii i Gruzji, które złożyły swoje aplikacje tuż po wybuchu wojny – czeka m.in. Albania, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, Macedonia Północna, Serbia. Czy rozszerzanie UE także znajduje się wysoko w agendzie neoidealistów?

Tak, zintensyfikowanie zaangażowania UE w rozszerzenie jest kluczowe dla wzmocnienia naszej pozycji geostrategicznej w regionie. Polityka rozszerzeniowa UE to jedna z bardziej efektywnych i skutecznych polityk demokratyzacyjnych, jakie istnieją.

Największym osiągnięciem Unii Europejskiej było to niezwykle kreatywne podejście do geopolityki, które pozwoliło twórcom UE w zupełnie nowy sposób wyobrazić sobie funkcjonowanie granic. Unia Europejska zrodziła się z zaprzeczenia tej wywodzącej się z realizmu geopolityki, według której jedyną formą relacji między państwami mogłoby być siłowe podporządkowywanie innych sobie lub bycie podporządkowanym.

W Europie państwa postawiły stworzyć strefę dobrowolnej integracji tak, aby ludzie mogli swobodnie podróżować, poznawać się, działać razem, żyć. To sprawiło, że przestaliśmy bać się różnić, to pozwoliło przeobrazić strukturalne konflikty w strukturalną współpracę. Ta idea jest dla UE wciąż kluczowa. Musi jej jednak towarzyszyć głębokie przemyślenie naszych liberalnych praktyk, aby stosowane wobec nieliberalnych graczy, nie wystawiały naszych społeczeństw na szwank.

Neoidealizm Bidena

Podczas przemówienia w Polce prezydent Biden powiedział, że wojna w Ukrainie była dla nas wszystkich testem: czy odpowiemy na prośby Ukraińców o wsparcie, czy będziemy silni w naszym sojuszu, czy staniemy w obronie prawa narodów do samostanowienia, czy wesprzemy prawo ludzi do wolności i życia wolnego od agresji. Wreszcie, czy staniemy w obronie demokracji. Wydaje się, że jego przemówienie to neoidealistyczny manifest.

Tak, w istocie tak jest. Putin myślał, mówił Biden, że przywódcy demokratyczni są słabi, a przywódcy autokratyczni tacy jak on, są mocni, a tymczasem jest dokładnie na odwrót. Biden pokazuje: „to ja jestem zdecydowany, to ja staję w obronie wolności i demokracji”. A później w swoim przemówieniu określa to jako najważniejszy cel, jaki można mieć. Kiedy mówi, że „wolni ludzie odmawiają życia w ciemności i beznadziei”, to odwołuje się do istoty neoidealizmu: wiary w lepszą przyszłość i dążenia do niej.

U Bidena widać bardzo mocne tendencje neoidealistyczne, ale obserwując politykę Stanów Zjednoczonych, można powiedzieć, że często jego instynkty są przytłumiane. Bywa powstrzymywany przez ludzi z własnej administracji, których cechuje dużo bardziej zachowawcze myślenie, strach przed oskarżeniami o to, że USA angażują się w wojnę, której niestety wiele osób w Stanach nie widzi jako swojej. Ale jestem przekonany, że sam Biden widzi tę wojnę jako swoją wojnę i w związku z tym przez cały czas jego urzędowania USA będą zaangażowane we wspieranie Ukrainy. Mam nadzieję, że to samo będzie widoczne w Europie.

Jaka twoim zdaniem powinna być dalsza postawa Europy wobec wojny w Ukrainie?

Musimy zrobić wszystko, by Ukraina wygrała. Musimy ją wyposażyć w sprzęt, który jest jej do tego niezbędny. To powinno być naszym priorytetem, a nie oferowanie Rosji gwarancji bezpieczeństwa lub martwienie się o to, czy ma jak wyjść z tej wojny z twarzą. Dokładnie tak jak mówiła o tym Kaja Kallas, premierka Estonii podczas niedawnej konferencji bezpieczeństwa w Monachium: Ukraina ma powrócić do granic z 1991 roku, powinna zostać przyjęta do NATO tak szybko, jak to możliwe po osiągnięciu zwycięstwa, bo tylko to zagwarantuje nam pokój w regionie. Ukraina powinna wejść także do UE, bo Ukraińcy mają prawo do lepszej przyszłości. To wszystko powinno się stać jak najszybciej.

Niestety jesteśmy jeszcze daleko od końca wojny, dlatego musimy mieć jasność w kwestii tego, co leży na szali. Neoidealizm oferuje jasną odpowiedź i drogę wyjścia z potrzasku.

Na zdjęciu: demonstracja poparcia dla Ukrainy w Londynie, 25 lutego 2022.

*Dr Benjamin Tallis – jest badaczem stosunków międzynarodowych w Centrum dla Przyszłości Europy im. Alfreda von Oppenheima oraz w Niemieckiej Radzie Stosunków Międzynarodowych. Specjalizuje się w europejskiej polityce bezpieczeństwa, polityce integracji, relacjach UE-Ukraina oraz europejskiej myśli geostrategicznej. Był członkiem europejskiej misji bezpieczeństwa w Ukrainie oraz na Bałkanach. Spędził pięć lat jako ekspert w Instytucie Stosunków Międzynarodowych w Pradze, gdzie szefował Centrum Europejskiego Bezpieczeństwa. Ponadto doradzał wielu europejskim rządom, a w 2016 roku współtworzył europejską strategię globalną, tzw. EU Global Strategy. Doktorat zrobił na Uniwersytecie w Manchester. Jest autorem kilku książek, m.in. nieprzetłumaczonej jeszcze na język polski „To Ukraine with Love: Essays on Russia’s War and Europe’s Future" (2022), która jest wykładem neoidealizmu oraz wydanej w 2023 roku „Identities, Borderscapes, Orders: (In)Security, (Im)Mobility, and Crisis in the EU and Ukraine".

;
Na zdjęciu Paulina Pacuła
Paulina Pacuła

Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.

Komentarze