0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: FOT. SŁAWOMIR KAMIŃSKI / Agencja Wyborcza.plFOT. SŁAWOMIR KAMIŃS...

Gdyby świat idealny Prawa i Sprawiedliwości ułożyć na podobieństwo wyborczego spotu reklamowego, wyglądałby on następująco.

Wyobraźmy sobie niedzielę tradycyjnej polskiej rodziny. Ta niedziela to coś zupełnie co innego niż sobota, która upłynęła – zwłaszcza żonie i matce – pod znakiem tradycyjnego sprzątania i zakupów. Niedziela to dzień, w którym czas się zatrzymuje – bo taki jest porządek świata. Na to się przez cały tydzień pracuje. A to, jaka jest niedziela, pokazuje i nam, i innym, jakie w ogóle jest nasze życie.

Teraz jest już po kościele – rodzina wróciła z niego lśniącym dieslem, dumą pana domu. Nie jest tam daleko – ale do kościoła się jeździ, a nie chodzi i na pewno nie jeździ się starym gruchotem, jak Nowak, co wciąż mieszka parę domów dalej, choć robota mu się rąk nie trzyma.

„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.

Na pierwsze obiadowe danie jest obowiązkowy rosół. A teraz na stół, nad którym wiszą krzyż i portret najwybitniejszego Polaka w historii, naszego polskiego Ojca Świętego, wjeżdża schabowy. Na deser będzie drożdżowe ciasto z kruszonką, obficie posypane cukrem pudrem. To nie przypadek, że w niedzielę trzeba dobrze zjeść – ten niedzielny stół z rosołem i schabowym jest potwierdzeniem stabilności i dostatku. A przecież nie zawsze tak było - i gorsze czasy zawsze mogą wrócić. Mówią o tym w TVP, pokazując Tuska. O tym też zawsze trzeba pamiętać.

Przy tym niedzielnym stole czas naprawdę się zatrzymał – i pewnie jeszcze kilkadziesiąt czy kilkaset kolejnych razy się zatrzyma. Dzieci (jeszcze) nie kwestionują kulinarnych i estetycznych norm domu rodzinnego. „Nie wydziwiają". Nie ma takich problemów, jak w rodzinie siostry, gdzie córka, co do chrztu się ją trzymało, właśnie sobie pomalowała włosy i wsadziła w nos kolczyk, a teraz jeszcze chce się wypisywać z katechezy. No, odmieniec normalnie.

W telewizorze lecą teleturnieje na Polsacie albo Dwójce TVP. Do 19.30, bo wtedy oczywiście czas na „Wiadomości”.

Przeczytaj także:

Taki świat idealny, malowany przez spindoktorów Prawa i Sprawiedliwości, z perspektywy, nazwijmy to, miejsko-progresywnej, to już część świata raczej wyobrażonego niż realnego. Dla części czytelników OKO.press rzeczywistość niedzieli z rosołem jest fantomem z przeszłości, niekiedy odtwarzanym w jakichś fragmentach (czasem rosół, kiedy indziej schabowy), częściej to jednak opowieść z raportów badawczych prof. Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego.

Inna część czytelników OKO.press odwiedza ten świat sporadycznie – jadąc z wizytą, czy poznając rodziców nowej partnerki/ra. Jeszcze inna z tego świata uciekła – jak ten brat, co wyjechał do miasta, syn, który chciał zamieszkać z chłopakiem, czy córka, co męża znaleźć nie chciała.

I tak, świat tradycyjnej polskiej rodziny i niedzieli z rosołem, to nie jest ten „nasz” świat.

Ale ten świat jak najbardziej istnieje, fizycznie i namacalnie. I to właśnie po nim podróżują politycy Prawa i Sprawiedliwości w trakcie kolejnych kampanii wyborczych. Teraz też wyruszają.

Stare i nowe opowieści PiS

„Ruszamy w Polskę" – zapowiedzieli w piątek 10 marca prezes partii Jarosław Kaczyński i jej rzecznik Rafał Bochenek. Ten ostatni doprecyzował, że spotkań z wyborcami „będą tysiące”. Już w sobotę premier Mateusz Morawiecki odwiedził Jasło, w niedzielę jego poprzedniczka Beata Szydło bawiła w Sandomierzu. To obrazki – i miasta – znane z każdej kampanii PiS.

Politycy PiS aż do wyborów znów będą jeść rosół w domach swych sympatyków – zamieszczą nagrania z tych spotkań w internecie, w nich zaś wszystko będzie wyglądać dokładnie jak w opowieści z początku tego tekstu. Znów będą w salkach parafialnych i na rynkach mniejszych miast i małych miasteczek spotykać się z wyborcami ze świata niedzielnego stołu. Znów też będą ich straszyć. Tak, także tym samym, co w poprzednich latach, czyli między innymi:

  • powrotem rządów liberałów, którzy odbiorą Polakom świadczenia socjalne i doprowadzą do zubożenia społeczeństwa;
  • opowieścią o fali krzepkich młodych mężczyzn z Bliskiego Wschodu i Afryki, którzy usiłują z bardzo złymi zamiarami przedrzeć się przez granicę do polskiego raju;
  • narracjami o środowiskach LGBT, które czyhają na polskie dzieci oraz rodziny.

Ale teraz politycy PiS mają też dla wyborców sprzed niedzielnego stołu nowe, świeższe opowieści. Właśnie o samym stole.

  • O mięsie, którego jedzenia chcą zabronić Polkom i Polakom Rafał Trzaskowski razem z Platformą i lewactwem.
  • O tym, jak progresywiści chcą odebrać Polakom samochody i prawo do latania tanimi liniami – i razem z Tuskiem z powrotem wtrącić ich w biedę.
  • O larwach, chrząszczach i świerszczach, do których nieświadomej konsumpcji chcą Polaków zmusić brukselscy eurokraci.
  • Oraz o oszalałych lewackich ikonoklastach, którzy chcą burzyć pomniki naszego polskiego Ojca Świętego, a może nawet kościoły, nie mówiąc już o zrywaniu zwykłych, rodzinnych portretów.

PiS będzie bronił domowego ciepła

W telewizorze przed niedzielnym stołem skończył się Kabareton. Teraz przerwa na reklamy. „To moja matka, ta ziemia! To moja matka, ta ojczyzna!” – woła z nowego spotu do zgromadzonych przy stole zastanawiająco zagniewany papież Jan Paweł II. A pan premier ogłasza, że jest wojna. Nie tylko ta na wschodzie – z czołgami i gradami, ale teraz też ta w kraju. To wojna, w której trzeba bronić świata niedzielnego stołu, wojna, która toczy się tu, na tej ziemi i o oblicze tej ziemi. To wojna cywilizacyjna, którą próbują wywołać pewne środowiska – tłumaczy premier.

View post on Twitter

„To działania, które wykraczają poza wszelką debatę i poza cywilizowany spór” – mówi szef rządu i wiceszef partii rządzącej. Chodzi o to samo, o czym przed obiadem mówił proboszcz, który chwalił uchwałę Sejmu w obronie dobrego imienia naszego papieża i nawet zapowiedział, że wywiesi ją w kościelnej gablocie. Co jak co, ale Ojca Świętego trzeba bronić, on rozsławił Polskę w świecie, i cały świat nam go teraz zazdrości.

„Wreszcie jakiś porządek praw i wartości, które trzeba utrzymać i obronić. Tak jak to Westerplatte” – w imieniu pana premiera jego spot kończy nieżyjący papież. A widzowie spotu przed niedzielnym stołem dobrze zapamiętują, że w tej cywilizacyjnej wojnie chodzi nie tylko o Ojca Świętego, ale o samą polskość. O to, jak się w Polsce żyje i będzie żyło. O suwerenność i godność.

Już od jesieni staje się coraz bardziej jasne, że przed wyborami 2023 roku PiS chce opowiedzieć tej tradycyjnej rodzinie znad stołu z rosołem i schabowym, że będzie zawzięcie bronić nie tylko wszystkich składników jej niedzielnego obiadu, lecz także całej scenografii, w której rodzina zasiada, i w której istnieje. Bo z takich właśnie rodzin składa się lwia większość elektoratu Prawa i Sprawiedliwości.

A zatem PiS będzie bronił ciepła w domu, będzie bronił wypucowanego na niedzielę diesla i cen ropy, będzie bronił mięsa na rosół i schabowego, będzie bronił samego obyczaju jedzenia mięsa, będzie bronił statusu materialnego rodziny, będzie bronił szczelności polskich granic, będzie bronił Jana Pawła II i jego portretu, będzie bronił nawet tego, że proboszcza trzeba szanować, mimo że swoje za uszami ma.

To nic, że zagrożenia opisane przez obóz rządzący są wyimaginowane – a by dowieść ich istnienia, Zjednoczona Prawica przeprowadza szeroko zakrojone kampanie dezinformacyjne. Takie jak te z ostatnich miesięcy, które dotyczą:

  • zielonej energii, systemu ETS i programu Fit for55 – i ich wpływu na wysokość rachunków w polskich domach oraz na kondycję ekonomiczną polskiego społeczeństwa;
  • historii o Komisji Europejskiej, która rzekomo ma rekomendować dodawanie owadów (chrząszczy, larw, świerszczy) do różnego rodzaju produktów;
  • opowieści o raporcie Cities 40 – przedstawianym jako program Rafała Trzaskowskiego i Platformy Obywatelskiej, którzy zamierzają odebrać Polakom prawo do jedzenia mięsa i nabiału, kupowania nowych ubrań i użytkowania samochodów;
  • narracji o „15-minutowych miastach”, mających być tajną bronią lewicy i liberałów zmuszającą obywateli do porzucenia marzeń o swobodnym przemieszczaniu się – zwłaszcza przy użyciu własnego auta.

To wszystko historie o rzekomych zagrożeniach dla samego stylu życia Polek i Polaków układające się w jedną szerszą całość – czyli opowieść o progresywistach (Platformie, Lewicy, liberałach, weganach, feministkach, środowiskach LGBT, etc.), którzy sprzysięgli się, by wywrócić Polakom ich niedzielny stół z rosołem i schabowym i siłą odebrać im dotychczasowy styl życia.

Jan Paweł II jako obrońca znanego świata

W tym właśnie kontekście dyskusja po publikacji książki Ekke Overbeeka i reportażu TVN na temat Jana Pawła II spadła PiS-owi niemal dosłownie z nieba. Opowieści o chrząszczach, zakazie mięsa i rekwizycji samochodów to było jednak wciąż nieco za mało. Dopiero za sprawą Karola Wojtyły cała narracja o śmiertelnie zagrożonym niedzielnym, rodzinnym obiedzie zyskała właściwy wymiar.

„Jan Paweł II jest dla nas, dla Polaków tym, co nas jednoczy i spaja. Jest tym zasadniczym ogniwem – światłem wolności. Kto próbuje ten płomień zgasić, spotka się z jasnym i twardym »nie«" – mówiła w telewizyjnym orędziu po przegłosowaniu uchwały „w obronie” Jana Pawła II Marszałek Sejmu Elżbieta Witek. „Dzisiejszy świat próbuje podważać nasze fundamenty, wystawia je na próbę, odwraca pojęcia i buduje fałszywych bożków” – podkreśliła Marszałek Sejmu, definiując przy okazji, do czego ma PiS-owi posłużyć zażarta obrona papieża Polaka.

Jan Paweł II ma być opoką – „ogniwem, które jednoczy i spaja” – nie tylko wszystkich Polaków zbierających się w niedzielę nad rosołem, ale i wyborczą narrację PiS.

To narracja o obronie starego, dobrego porządku przed „dzisiejszym światem” i jego „fałszywymi bożkami”.

Tymczasem świat niedzieli z rosołem i schabowym, ten świat spod portretu Jana Pawła II, naprawdę jest bardzo poważnie zagrożony. I to na wiele różnych sposobów. Kompletnie różnych jednak od tego, co wyłania się z opowieści PiS -u.

  • Tuż za polską granicą naprawdę toczy się pełnoskalowa wojna rozpoczęta przez Rosję – Zachód dopiero szuka nowych sposobów na globalne bezpieczeństwo, a ryzyko rozszerzenia się konfliktu rozpoczętego atakiem Rosji na Ukrainę wcale nie jest nierealne.
  • Kryzys klimatyczny w dalszym ciągu napędza procesy migracyjne – „wędrówka ludów” XXI wieku wcale się nie zakończyła i może przybierać bardziej gwałtowne formy, powodując kolejne społeczne lęki i wstrząsy w krajach Unii Europejskiej.
  • Inflacja w ekspresowym tempie spycha klasę niższą i niższą średnią – czyli także beneficjentów podwyżek płacy minimalnej i transferów socjalnych – z powrotem w dół drabiny społecznej.
  • Ceny mięsa – i w ogóle żywności – poszybowały w górę, co jest już boleśnie dostrzegalne przy szykowaniu każdego niedzielnego obiadu.
  • Polska się w dalszym ciągu sekularyzuje, spadają zarówno dzietność, jak i odsetek zawieranych małżeństw, więc też i tradycyjnych rodzin zbierających się pod portretem Jana Pawła II będzie coraz mniej. Przybywa i będzie za to przybywać uciekinierów i banitów z tego świata.
  • Trwa proces migracji z prowincji do miast – metropolie rosną w siłę, prowincja słabnie, co wiąże się z rozpadem tradycyjnych wzorców budowy modelu życia czy awansu społecznego.
  • Wykluczenia komunikacyjne tylko się pogłębiają – na polskiej prowincji samochód wciąż jest jedynym dostępnym narzędziem dotarcia do większych ośrodków – choćby siedziby powiatu.
  • Zagrożone są też same fundamenty dotychczasowego wzrostu zamożności i jakości życia w Polsce. Na skutek działań PiS Komisja Europejska blokuje wypłaty dla Polski z Krajowego Planu Odbudowy, do czasu rozwiązania spowodowanych przez Zjednoczoną Prawicę problemów z praworządnością i sądownictwem, nasz kraj nie może też liczyć na środki z Funduszu Spójności. Gdyby ta blokada miała potrwać dłużej, będzie to oznaczało mniej inwestycji i remontów, więcej dziur w drogach, więcej zepsutych aparatów medycznych, coraz większe nierówności między metropolią a prowincją.
  • Można do tego dodać jeszcze niezaleczone rany Polek i Polaków po pandemii. Żałobę po 200 tysiącach jej pośrednich i pośrednich ofiar. Głębokie poczucie niepewności, wywołane przez pandemiczne wstrząsy na rynku pracy i w służbie zdrowia. I może nawet stłumione poczucie winy, że tak łatwo przeszliśmy nad tym do porządku dziennego.

Wyżej od PiS tylko papież

PiS nie daje rodzinie przy niedzielnym stole odpowiedzi na ani jeden z wyżej wymienionych problemów. Ba, nawet tych problemów nie śmie wymieniać. Zamiast tego opowiada swym wyborcom o „dzisiejszym świecie”, który „próbuje podważać nasze fundamenty, wystawia je na próbę, odwraca pojęcia”. I oczywiście wskazuje winnych tego stanu rzeczy – winnych tego, że świat niedzieli z rosołem powoli się kończy. Tuska i Trzaskowskiego, Komisję Europejską, oszalałe lewactwo, osoby LGBT, wegan, cyklistów, miejskich aktywistów, „Gazetę Wyborczą” i OKO.press.

Na tych zastępczych odpowiedziach na realne problemy tradycyjnych Polek i Polaków będzie się opierać rozpoczynająca się kampania wyborcza PiS. Jednak może to właśnie dzięki tym zastępczym, jakże łatwym do przyjęcia odpowiedziom, w świecie niedzieli z rosołem PiS wciąż dzierży niemal niepodzielny rząd dusz. Ba, wyżej jest tylko papież.

;
Na zdjęciu Witold Głowacki
Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze