W nocy z piątku na sobotę (z 27 na 28 marca 2020) Sejm – głosami PiS i PO – przyjął rządowy pakiet przepisów nazywany przez polityków PiS „tarczą antykryzysową”. Dziś w nocy poprawki do tarczy przegłosował Senat. Rządowa pomoc ma uchronić przedsiębiorstwa przed bankructwem, a pracowników najemnych przed zwolnieniami.
„Ta propozycja ma charakter czysto propagandowy. Jeśli przeanalizujemy szczegóły, widać, że wsparcie jest pozorne i zupełnie nieprzystające do potrzeb” – mówiła OKO.press Anna Karszewska, menedżerka i prezeska Kongresu Kobiet.
Ze wsparciem dla pracowników jest nawet gorzej – w praktyce rządowy pakiet wręcz pogarsza ich sytuację. Tarcza „uelastycznia” kodeks pracy, daje sygnał do znaczących obniżek wynagrodzeń, nie oferuje żadnego wsparcia bezrobotnym.
„Próba ochrony miejsc pracy odbywa się kosztem pracowników, ich zarobków” – mówiła OKO.press Katarzyna Rakowska, działaczka Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza.
„Wsparcie zapowiadane przez rząd PiS dla polskiej gospodarki jest niskie w porównaniu z tym, co proponują inne kraje w podobnej sytuacji do naszej” – mówią OKO.press Damian Iwanowski i Jan J. Zygmuntowski* z think-tanku ekonomicznego Instrat.
Jak rząd mógłby sfinansować znacząco większy pakiet antykryzysowy? Po prostu zadłużając się. „Mamy przestrzeń, żeby to robić” – przekonują ekonomiści.
Adam Leszczyński, OKO.press: Twierdzicie, że macie receptę na kryzys. Jaką?
Damian Iwanowski, Jan J. Zygmuntowski: Wszystkie rządy eksperymentują, zmieniają pomysły z tygodnia na tydzień. Na pewno udało nam się wyciągnąć dużo lekcji z kryzysu 2008 roku. Wiemy, jak może się zachować gospodarka w trakcie recesji. Jak pisaliśmy w naszym ostatnim raporcie, teraz jest dużo trudniej – mamy szok podażowy, zerwane łańcuchy dostaw, niektóre branże zostały właściwie zamknięte. To jest nowość. Ale mamy już wypracowany zestaw standardowych interwencji kryzysowych.
Wiemy, że musimy dokonać luzowania ilościowego – zwiększyć podaż pieniądza w gospodarce. Wiemy, że musimy zatroszczyć się o duży pakiet fiskalny, który zabezpieczy dochody najbardziej narażonych grup. Wiemy, że musimy zatroszczyć się o system ochrony zdrowia.
Ile pieniędzy na to trzeba wydać w Polsce i skąd je wziąć?
To zależy od tego, jak długo ograniczenia gospodarcze będą działać, a takich odpowiedzi szukalibyśmy raczej u epidemiologów.
Wydarzenia na Zachodzie pokazują, jak bardzo liczby przeznaczane na wsparcie rosną z czasem i w miarę rozwoju epidemii – mieliśmy już 3 posiedzenia FED poza zwykłym kalendarzem i na każdym ogłaszano większe wsparcie dla gospodarki.
Wsparcie zapowiadane przez rząd PiS dla polskiej gospodarki jest niskie w porównaniu z tym, co proponują inne kraje w podobnej sytuacji do naszej.
Jak to finansować w przypadku Polski? Długiem. To jest prosta odpowiedź.
Rząd zwleka z ogłoszeniem tego, jak sądzę, m.in. ze względu na fetyszyzację zrównoważonego budżetu, o którym mówił od dawna. Ciężko jest z tej narracji wyjść bez politycznych strat…
Zawsze można powiedzieć: „mamy wyjątkową sytuację”. Akurat naprawdę mamy.
Myślę, że są teraz skupieni na epidemii, a nie na budowaniu nowej narracji. Przeszkadza nam jeszcze neoliberalna tradycja myślenia o ekonomii w Polsce: że dług jest zły. Tymczasem widzimy, że w USA i w Europie Zachodniej dług nie okazał się zły…
Może jednak nie jesteśmy USA? I jak się zadłużymy, będziemy mieli inflację, puste półki, ucieczkę kapitału…
NBP już zapowiedział skupowanie obligacji skarbowych na rynku wtórnym, czyli w praktyce finansowanie deficytu z druku pieniądza. Takie działanie pokazuje otwartość na finansowanie z długu.
Mamy przestrzeń, żeby to robić. Do limitów konstytucyjnych mamy jeszcze ponad 250 mld złotych, do tego finanse publiczne są w doskonałym stanie – 70 proc. obligacji mają krajowe podmioty, a koszty obsługi i deficyt niskie.
Tymczasem 212 mld, o których mówił premier Morawiecki przed przyjęciem tzw. „tarczy antykryzysowej”, to kwota, która zawiera bardzo różne instrumenty. Jakaś jedna trzecia to luzowanie ilościowe NBP. Jedna trzecia to przesunięcia lub odroczenia podatków. Tylko jedna trzecia to bezpośrednie wsparcie pracowników i wsparcie socjalne. Przy czym pieniądze mają pochodzić w części z wydrenowania np. Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, który w ogóle został powołany w innym celu.
Mamy limit na to, żeby zadłużyć się na ponad 10 proc. PKB, zanim osiągniemy limit konstytucyjny (limit to 60 proc. PKB, dziś mamy dług na poziomie 44,5 proc.). Ten limit konstytucyjny, dodajmy, też jest arbitralny – został wytyczony bez żadnych badań, po prostu jako kopiuj-wklej zapisów z traktatu w Maastricht, który był stworzony w zupełnie innej rzeczywistości gospodarczej.
Czy jeśli NBP będzie finansował dług drukując pieniądze, czy nie spowoduje to inflacji?
Mamy dwa scenariusze. Albo oszczędzamy na walce z kryzysem, albo wdrażamy szeroki pakiet wsparcia finansowany długiem. W pierwszym mamy gwarantowany bardzo głęboki kryzys, a kapitał i tak może od nas uciec, bo kryzys pogorszy naszą atrakcyjność jako np. rynku inwestycyjnego.
Jeśli drukujemy pieniądze, przynajmniej mamy możliwość zmniejszenia katastrofy gospodarczej. Paradoksalnie w tym drugim wariancie możemy być jako kraj w lepszej sytuacji – bardziej atrakcyjni dla inwestorów. Zaś ewentualny spadek ratingu z powodu wzrostu poziomu zadłużenia będzie niższy niż w przypadku załamania gospodarki. Recesja będzie krótsza. Obywatele będą mniej cierpieć.
Mówicie tyle: „ryzyko ucieczki kapitału mamy zawsze, a korzyści tylko w jednym wariancie – kiedy się zadłużamy?”
Musimy o tym myśleć jako o pewnym „arbitrażu długowym”. Jest szansa, że nie wydarzy się nic, jeśli zadłużymy się u własnego społeczeństwa, jak od lat robią to Japończycy i Amerykanie. Jeśli się nie zadłużymy, koszty uderzą w najsłabsze grupy, ludzi na śmieciówkach, jednoosobowe działalności gospodarcze, mikro i małe przedsiębiorstwa.
Załóżmy, że macie rację. Zadłużamy się na 250 mld zł. Co z tymi pieniędzmi trzeba zrobić?
Kwestia pracownicza jest najważniejsza.
Dlaczego?
Bo większość obywateli Polski to pracownicy lub pracownice. Utrzymywanie sytuacji, w której firmy redukują zatrudnienie sprawia, że popyt konsumpcyjny załamuje się kompletnie. Firmy wpadają w spiralę – redukują zatrudnienie, ale i tak nie są w stanie wyjść na swoje, ponieważ mają mniej zamówień, więc redukują je dalej…
Musimy zadbać o to, żeby pracownicy mieli ciągłość dochodu. Im więcej ludzi straci pracę, lub istotnie spadną ich zarobki, tym więcej firm z coraz to nowych sektorów gospodarki będzie miało problem.
Do tego stałe zobowiązania, jak np. spłata kredytów hipotecznych, mogą wpędzić ludzi w wieloletnie długi.
Jak to zrobić? Dawać im pieniądze?
Dawać firmom pieniądze tylko pod warunkiem jednoznacznego powiązania z utrzymaniem zatrudnienia. Nie powinno być przyzwolenia na znaczące redukcje pensji – jak jest w ustawie rządowej – tylko nacisk na ochronę zatrudnienia i pensje na niezmienionym poziomie, nawet 70–80 proc., jak w niektórych krajach Zachodu, takich jak Dania czy Hiszpania. U nas jest 40 proc i to co najwyżej średniego wynagrodzenia.
Zawsze można nie wydać tych wszystkich pieniędzy, jeśli epidemia będzie trwała krócej. Jeśli dłużej – np. anulować czy umorzyć składki na ZUS czy PIT.
Nie należy ich tylko odkładać w czasie. Za pół roku czy za rok będzie szczepionka – ale obudzimy się w marcu 2021 roku z przedsiębiorstwami gigantycznie zadłużonymi. Zadłużone państwo ma dużo więcej możliwości spłaty od prywatnych firm: może go np. rozkładać na długi okres. Prywatny dług, jeśli pozwolimy mu narosnąć, będzie ciągnął ku ziemi gospodarkę przez lata.
Co z ludźmi na śmieciówkach?
Dajmy im dochód podstawowy. Minimalna wersja, naszym zdaniem, to 80 proc. pensji minimalnej. To jednak nie może być jednorazowe świadczenie. Być może takie finansowanie jest potrzebne przez 3, 4 czy 5 miesięcy, bo tyle może potrwać, zanim zlecenia wrócą na rynek. To grupa ok. 1,5 mln osób zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych i w ramach jednoosobowych działalności.
Ci ludzie już dziś są w sytuacji kryzysowej. Dlatego uzyskanie pomocy nie może wymagać jakiś skomplikowanych formularzy, rozbudowanych procedur udowadniania spadku przychodów.
Wyobraźcie sobie, że dyskutujecie z kimś, kto wam powie: „wy tym ludziom na działalności będziecie dawać pieniądze z długu, a ja pracuję na etacie w urzędzie i muszę ciężko pracować na niewiele więcej. To jest niesprawiedliwe”.
Trzeba ludziom tłumaczyć, że nie ma branż odpornych na kryzys, nawet jeśli niektóre, np. e-handel, radzą sobie na razie nieco lepiej.
Jeżeli dyskutowałbym z przedsiębiorcą, powiedziałbym, że kiedy inni nie będą mieli dochodu, to on też nie będzie miał zleceń.
Poza tym te osoby kiedyś będą musiały wrócić na rynek pracy i wtedy poniosą duży koszt, np. przekwalifikowania się.
Prawda jednak, że dochód podstawowy budzi skrajne emocje. Mimo to w praktyce PiS zapowiedział go już – na razie tylko przez dwa miesiące, ale propozycja wypłaty 2000 zł brutto przez dwa miesiące już leży na stole.
Czyli wasza propozycja różni się od rządowej: większą skalą wsparcia oraz troską o pracownika? Uważacie, że utrzymanie popytu w gospodarcze jest kluczowe?
Nie można jednocześnie skutecznie przeciwdziałać kryzysowi i trzymać się budżetu bez deficytu. Im dłużej taki cel będzie przyświecał rządowi, tym większe będą późniejsze straty gospodarcze. To także kwestia skali ludzkich dramatów, którym mamy obowiązek zapobiec.
Kryzys to także szansa. Mamy już spadek zapotrzebowania na energię elektryczną przekraczający 7 proc. Pakiet inwestycji publicznych mógłby być zielony – tak zrobiła Korea Południowa po 2008 roku. Oni wydali go na zielone miejsca pracy i zieloną energię. Możemy zrobić to samo.
Trzeba też wesprzeć system ochrony zdrowia. Nie może być finansowana na poziomie 5 proc. PKB jak przewidywał tegoroczny budżet. To mniej niż wydają inne kraje naszego regionu. Trzeba zapewnić placówkom publicznym i pracownikom tzw. „służby zdrowia” radykalnie większe finansowanie. Tarcza rządu PiS przewiduje prywatyzację szpitali, co wygląda raczej jak żerowanie na tej sytuacji, by wyprzedać resztki publicznego systemu, który dziś osłania nas od tragedii.
Kryzys sprzyja zmianom. Mieliśmy od paru lat dyskutowaną kwestię pracowników na śmieciówkach. Teraz trzeba działać natychmiast. Dyskutowaliśmy o ochronie zdrowia. Dziś znów trzeba działać natychmiast.
Nie spodziewacie się raczej uśmieciowienia, ograniczenia praw pracowniczych? Pod hasłem wspierania biznesu?
Na pewno widać, że ujawnia się „doktryna szoku”, jak nazwała ją Naomi Klein – skorzystajmy z szokowej sytuacji, żeby zaostrzyć warunki sprawowania władzy.
Przyjęta Tarcza jest ewidentnie napisana pod naciskiem lobby największego biznesu, bo zmierza do cofnięcia warunków pracy niemal do XIX wieku, a osobom bezrobotnym czy małym firmom oferuje de facto bankructwo i śmierć głodową. Jesteśmy w puncie przełomu.
W 2008 roku nie udało się zorganizować odpowiedzi pracowników i progresywnych ekonomistów na kryzys. Myślę, że tym razem jesteśmy lepiej przygotowani.
rozmawiał Adam Leszczyński
Damian Iwanowski – ekspert ds. polityki gospodarczej think-tanku Instrat. Konsultant organizacji międzynarodowych i analityk do spraw polityki innowacyjnej, polityki konkurencji, regulacji gospodarczych, oraz ewaluacji reform gospodarczych. Absolwent warszawskiej SGH oraz National University of Singapore
Jan Zygmuntowski – prezes zarządu think-tanku Instrat i wykładowca Akademii im. L. Koźmińskiego. Naukowo zainteresowany problematyką rozwojową, systemami gospodarczymi, ekonomią innowacji oraz polityką publiczną. Absolwent Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Polscy socjaliści zapomnieli o Leszku Nowaku. Odradzająca się klasa trójpanów niszczy nasze społeczeństwo i gospodarkę. Ubezwłasnowolnili związki zawodowe, zostawili sobie 25% gospodarki, media i teraz mają wsparcie kościoła. To nie wielki kapitał, tylko nieudolni managerowie państwowych firm i ich koledzy: importerzy rosyjskiego węgla i producenci kotłów do jego spalania, wydoją budżet. Leszek Nowak przewidział to 1985 roku:\" Nie ma cienia wątpliwości co do tego, że gdyby ugrupowania nacjonalistyczne jakimś sposobem przejęły władzę w Polsce, to socjalistyczną gehennę przeszlibyśmy raz jeszcze-tyle, że inaczej by się wtedy nazywała\". To nie pazerni kapitaliści podnieśli ceny artykułów potrzebnych do walki z wirusem. To decyzja Morawieckiego i jego prośba, wysłuchana przez chińskiego satrapę, o zakaz sprzedaży polskim odbiorcom produktów potrzebnych do walki z koronawirusem spowodowała perturbacje na rynku. Ziobro stworzył grupę do walki ze spekulacja. MON utrudnił i opóźnił transport zakupionych przez Jurka Owsiaka. Socjalizm to system, w którym trójpanowie dzielnie rozwiązują problemy, których sami są przyczyną. A polscy socjaliści mówią, że to wina demokracji liberalnej.
>A polscy socjaliści mówią, że to wina demokracji liberalnej…..
Dokładnie tak. Artykuł jest typowym przykładem propisowskiej postawy polskiej "lewicy", ich nieuctwa (również historycznego – dlatego Leszczyński mówi z pogardą o XIX wieku, wieku rozwoju!)
oraz ignorancji ekonomicznej. Charakterystyczna jest postawa europejskiej czwórki przeciwnej drukowaniu pieniądza Austrii, Holandii, Niemiec i Szwecji (oraz w dużej mierze Finlandii). To tkz kraje socjalne ale na tyle trzeźwe, że nie przejadały swoich nadwyżek tylko budowały kapitał na cięższe czasy. Nic dziwnego, że Pinokio jest zawiedziony ich postawą i narzeka na brak euro-solidarności. Ale dlaczego niby miałyby płacić za fanaberie jego i jego elektoratu. Niech sparzą d**pę to może się nauczą co to naprawdę jest liberalizm.
Uważam, że apele, nawoływanie, dyskusje nie mają już sensu. PiS pod wodzą schizofrenicznego kurdupla i zakłamanego nieuka – premiera już określił cel. Będziemy mieli państwo o bolszewickim modelu z początków XX. Tylko takie rozumie prezes – wychowanek KGB i UB. Tylko naiwni mogą uwierzyć w pozorne ustępstwa Morawieckiego. To kłamca i mitoman, ogarnięty przekonaniem o nieomylności. Wszystko to wspierane przez cichych wspólników z "opozycyjnych" partii z Czarzastym i Zandbergiem oraz przez popisy głupoty Kidawy.
Święta racja. PiS buduje komunizm na modłę chińską a analitycy mówią, że to będzie kapitalizm :-))) więc socjaliści walczą z kapitalizmem i wspierają dyktaturę. A faszyści mówią, że to wina liberalnej demokracji!
Polska to nie USA a PLN to nie USD. Dodruk pustego pieniądza doprowadzi nas błyskawicznie do gierkowskiej nędzy, to po pierwsze. Ten kryzys, w który nawet jeszcze nie weszliśmy, jak każdy kryzys musi bardzo boleć i mieć wiele "ofiar" ale na końcu zawsze powstaje lepsza zracjonalizowana i bardziej efektywna gospodarka.Bezrobocie na poziomie 10% to jedna z wielu pozytywnych stron kryzysu, bo to pracownik ma zabiegać o pracę a nie odwrotnie.Wszystkie "bezbolesne" drogi na skróty, prowadzą do marazmu ,biedy i dyktatury populistycznych kacyków.
Myśli Pani, że kryzys naleje rozumu do tępych głów polityków, którzy przejęli 25% gospodarki? Nigdy. Tylko takie działania mądrych i zmotywowanych ludzi doprowadzą do wydarcia energetyki trójpanom
https://zielonewiadomosci.pl/tematy/energetyka/zwyciestwo-klimatyczne-energa-i-enea-zawieszaja-finansowanie-elektrowni-ostroleka-c/
https://zielonewiadomosci.pl/tematy/ekologia/greenpeace-pozywa-pge-za-zmiany-klimatu-koncern-musi-odejsc-od-wegla-do-2030-r/
W erze totalnego braku rąk do pracy nie jest trudne skonstruowanie systemu zapobiegającego bezrobociu. Zwłaszcza przy takiej koncentracji gospodarki w rękach państwa. Wystarczy nie być analfabetą jak premier i zdecydowana większość rządu i polityków. Tych ostatnich – wszelkiej maści. Proszę też nie liczyć na lepszą gospodarkę po kryzysie. Kto ma ją uruchomić? Głupawa Kidawa, komuch Zandberg, krzyżowiec Hołownia, roztropek Kosiniak? Nikt dbający o siebie i rodzinę nie zaryzykuje współpracy z Duda tymi typkami. Wracaja czasy emigracji wewnętrznej i zagranicę. W razie odłożenia wyborów lub przegranej kaczor z Morawieckim skierują gniew motłochu na wykształciuchow, prywaciarzy, sędziów, imigrantow.
Przypominam tylko o pryncypiach, które w wyniku wojen lub ciężkich kryzysów docierają nawet do najbardziej kołtuńskich społeczeństw.Nie ma wojen bez zabitych,cierpienia i nędzy,podobnie nie ma kryzysów bez bezrobocia ,bankructw i tragedii ludzkich.To jest ten czyściec, który zmienia państwa na całe dekady a nawet wieki.Ten kryzys, o ile będzie prawdziwą hekatombą ma szanse dać nowe otwarcie.Kodeks pracy do kosza,związki zawodowe w obecnej warcholskiej wersji na bruk,30% społeczeństwa przyzwyczajone do pasożytowania na reszcie do roboty itd.
Wirusy podobnie jak bakterie są mieszkańcami ziemi dużo starszymi od homosapiens, a mało tego wszelkie formy życia stały się dla nich doskonałym domem. Moim zdaniem problem tkwi w tym czy jako cywilizacja globalna potrafimy stworzyć sprawne systemy ochrony zdrowia oraz systemy ostrzegania kryzysowego i zarządzania tymi kryzysami. Bo nie oszukujmy się, to nie pierwsza i nie ostatnia pandemia. Od dłuższego czasu WHO ostrzegało, że wraz ze wzrostem mobilności ludzkości, globalizacji gospodarczej, rośnie zagrożenie epidemiologiczne. I co ważne rozprzestrzenia się ciągle robiący spustoszenie wirus niepamięci albo szybkiego zapominania. Trzy dekady po 89 roku i 8 dekad po II WŚ, co obecnie mamy? W niepamięć powoli idzie doświadczenie zbrodni hitleryzmu wynikłe z zakażenia nacjonalistycznego, mało kto się przejmuje wirusem stalinizmu, zapomnieliśmy o koszmarnych czasach szalejących chorób zakaźnych na przełomie XIX i XX wieku. Za to spokojnie patrzymy na rozprzestrzeniającego się wirusa nacjonalizmu. A to nie kto inny, jak ten wirus na przełomie wieków zbierał krwawe żniwa. Lekceważymy i występujemy z żądaniami skasowania takich organizacji międzynarodowych jak np. UE. Nie chcemy przyjąć do wiadomości, że dzięki ponadnarodowym porozumieniom i instytucjom, z Unią Europejską na czele byliśmy w stanie jako społeczność międzynarodowa pokonać te wirusy. Oszołomów od teorii spiskowych podobnie, jak i populistyczno nacjonalistycznych polityków, którzy mają proste recepty na rozwiązywanie każdego, nawet najbardziej skomplikowanego problemu nie brakuje, mało tego ich lawinowo przybywa. Weryfikacja następuje dopiero w warunkach kryzysu i wtedy dopiero sprawdzają się budowane latami wymagające dużych nakładów finansowych i organizacyjnych sprawne systemy bezpieczeństwa publicznego jak i utrzymania gospodarek państw
Internet to taki twór, który upublicznia największe bzdety, a acani takowe publikujesz.