W nowej szkole Jehor siedział z Ukraińcem, jednak przez to, że rozmawiali, nauczycielka ich rozsadziła. Teraz siedzi z Polką. – Mówiła, że mu pomoże, jak nie będzie czegoś rozumiał – opowiada Katia, mama Jehora. Polskie szkoły powinny być otwarte na przyjęcie różnych dzieci
Według danych Systemu Informacji Oświatowej (SIO) z lutego 2023 roku w polskich szkołach i przedszkolach uczy się 187,9 tys. dzieci z Ukrainy, przybyłych do Polski po rosyjskiej agresji. Wcześniej pisaliśmy, że w domach pozostaje ich dwa razy więcej.
Powoli wyczerpują się zasoby dobrej woli i możliwości pomocy ukraińskim rodzinom, które ratując się przed rosyjską agresją, próbują w Polsce mieszkać, pracować i uczyć się. Państwo nie wspiera już Polek i Polaków, którzy przyjmują uchodźców. Czas na nowo ułożyć relacje i szukać rozwiązań. Chcemy w OKO.press opisywać historie gości z Ukrainy, usłyszeć je od was. Czekamy też na listy polskich pracodawców, gospodarzy, wszystkich osób, które chcą napisać komentarz lub zgłosić pomysł. Piszcie na adres [email protected].
Поволі вичерпуються ресурси доброї волі та можливості допомоги українським родинам, які, рятуючись від російської агресії, намагаються жити, працювати та навчатися в Польщі. Держава більше не підтримує польок та поляків, які приймають біженців. Настав час заново формувати стосунки та шукати рішення. В OKO.press ми хочемо описати історії гостей з України, почути їх від вас. Також чекаємо на листи від польських роботодавців, господарів та всіх, хто бажає написати коментар чи подати ідею. Пишіть на [email protected].
Ukraińskie ministerstwo edukacji podaje, że za granicą rok szkolny 2023/2024 rozpoczęło w sumie pół miliona ukraińskich dzieci. Szef resortu Oksen Lisowy obiecał, że do 15 września 2023 roku pojawią się konkretne liczby, ale wciąż ich nie ma.
Wcześniej, na początku sierpnia 2023, premier Ukrainy Denys Szmyhal mówił, że około miliona ukraińskich dzieci przebywa za granicami kraju. Dodał też, że rząd ułatwi im połączenie z ojczyzną i powrót do domu.
Rząd ukraiński szukając rozwiązań, które umożliwią dzieciom naukę w ukraińskim systemie edukacji, wprowadza nową formę edukacji. Uczniowie będą uczyć się ukraińskiego programu szkolnego (język ukraiński, literatura, historia i inne przedmioty, które nie są nauczane w szkołach zagranicznych) przez 6-8 godzin tygodniowo. Reszta przedmiotów ma być nauczana w szkołach krajów, w których przebywają. A po powrocie do Ukrainy ta część ich edukacji będzie automatycznie zaliczana.
W zeszłym roku władze Sopotu otworzyły osiem oddziałów przygotowawczych dla ukraińskich dzieci. Uczniowie chodzili głównie na zajęcia z języka polskiego, ale nie tylko.
– Mieliśmy oddziały przygotowawcze na różnych poziomach w różnych szkołach. Teraz musieliśmy je rozwiązać, bo są one rozwiązaniem doraźnym – opowiada Magdalena Czarzyńska-Jachim, wiceprezydentka Sopotu. – Część oddziałów przygotowawczych przekształciła się w zwykłe klasy, np. łączyliśmy dzieci w szkołach podstawowych. W szkołach ponadpodstawowych dzieci trafiły do poszczególnych klas, tzw. zwykłych, polskich.
Nie wszystkie dzieci ukraińskie były w klasach przygotowawczych. Dużo dzieci ukraińskich jest w klasach zwykłych, na niższych poziomach dzieci się szybko uczą, także tam są klasy mieszane. Mają też dodatkowe zajęcia z polskiego. Starsi uczniowie i uczennice mają także dodatkowe godziny wyrównawcze, np. w klasach ósmych czy maturalnych, szczególnie pod kątem przedmiotów egzaminacyjnych.
– Na poziomie szkół ponadpodstawowych wdrożyliśmy program doradztwa zawodowego. Jest on dla wszystkich dzieci, ale mamy dodatkowy program dla dzieci ukraińskich. Czasami jest im trudno wybrać specjalizację – mówi Magdalena Czarzyńska-Jachim.
Na 1720 uczniów w sopockich szkołach podstawowych 217 osób pochodzi z Ukrainy. W szkołach ponadpodstawowych uczy się około 50 dzieci ukraińskich i w przedszkolach około 50. Łącznie to 314 uczniów.
Istotną rolę w przyjęciu dzieci z Ukrainy odegrały asystentki międzykulturowe, które pomagają polskim nauczycielom w komunikacji z nowymi uczniami oraz ich rodzicami.
– Dyrektorzy bardzo pozytywnie oceniają pracę asystentek. Przed wakacjami prosili, żeby dalej pracowały, bo widzą, jak dużo wnoszą. Są łącznikiem między nauczycielami i uczniami, między szkołą a rodzicami. Stanowią dla tych dzieci realne wsparcie w szkołach – mówi Czarzyńska-Jachim, dodając, że w sopockich szkołach często są dwie takie osoby na jedną placówkę. Są zatrudnione dzięki finansowaniu z miasta, ze środków uzyskanych z UNICEF-u i funduszy unijnych.
Beata Kacprowicz, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 3 im. 2 Pułku Nocnych Bombowców „Kraków” w Malborku jest podobnego zdania. Pani Switłana, pomoc nauczyciela, była wsparciem dla ukraińskich dzieci uchodźczych prawie od początku pełnoskalowej inwazji. Mieszka w Polsce od 2014 roku, dobrze posługuje się językiem polskim.
– Dzięki pani Switłanie od początku ukraińskie dzieci były zaopiekowane. Jest odpowiedzialna, pracowita, po prostu jest dobrym człowiekiem. Pomagała nam tłumaczyć dokumenty, wyjaśniać pewne sytuacje, wspierała matki. Weszła w środowisko szkolne, w problemy dzieci. To był duży plus – wspomina dyrektorka.
W OKO.press pisaliśmy, że wciąż za mało jest specjalistów, którzy pomogliby w komunikacji. Według ostatnich danych w całej Polsce było ich zaledwie 350.
– Asystenci międzykulturowi rzeczywiście są dodatkowym wsparciem.
Dzisiaj chodzi o Ukraińców, ale w przyszłości osoby, które znają różne języki i potrafią komunikować się z dziećmi powinni być dostępne dla wszystkich cudzoziemców
– mówi Kacprowicz. Dyrektorka wypłaca pensję pani Switłanie ze środków pomocowych dla Ukrainy. Według dyrektorki, w polskich szkołach powinno być więcej asystentów tego rodzaju, nie tylko dla dzieci ukraińskich.
– Mam poczucie, że będziemy mieć coraz więcej różnych uchodźców i my jako szkoła nie jesteśmy do tego przygotowani. Nauczyciele nie mogą być ekspertami od wszystkiego. Nie chcę dodatkowo ich obciążać. Asystent w szkole może nie tyle rozwiązuje problemy, ile jest opiekunem, pomocnikiem tych dzieci i rodzin, szkolnym łącznikiem.
Oprócz asystentki uchodźczym dzieciom w Malborku pomaga w adaptacji pani Natalia, ukraińska psycholożka, która ma dyżury w kilku szkołach.
Centrum Edukacji Obywatelskiej opublikowało raport pt. „Uczniowie uchodźczy w polskich szkołach”, w którym zaznacza, że wciąż nie wprowadzono systemowych, trwałych rozwiązań w zakresie zatrudnienia i organizacji pracy asystentek międzykulturowych.
– Na pewno wszyscy się już trochę przyzwyczaili. Robimy dużo działań integracyjnych, ale widzimy, że nie wszystkie kończą się sukcesem – mówi wiceprezydentka Sopotu. – Są dzieci, które wolą się trzymać w swoim towarzystwie albo mają problemy językowe. Oczywiście staramy się je wspierać. Niestety, część nastolatków ukraińskich, szczególnie takich 16+, decyduje się na ukraińską szkołę online.
Wypadają nam z systemu. Z rozmów z mamami wiem, że często chcą iść do pracy.
Jest grupa zmotywowanych, która chce się tu rozwijać, ale jest taka grupa, która nagle trafiła tu w trudnym wieku nastoletnim i woli się uczyć zdalnie. Nie mamy nad tym kontroli.
Już wcześniej pisaliśmy, że najwięcej ukraińskich uczniów znajdujących się poza polskim systemem edukacji, to dzieci urodzone w latach 2004-2007.
– W naszej szkole mamy dużą grupę dzieci z niepełnosprawnościami. W siódmej klasie mamy Maszę, która opiekuje się dziewczynką niedowidzącą. Zawiązała się między nimi przyjaźń. Pochodzenie z innego kraju już nie jest wyróżnikiem w szkole – mówi Kacprowicz.
Niektórzy polscy rodzice czują się zaniepokojeni, że w klasach jest duża liczba dzieci ukraińskich. Ich zdaniem może to wpłynąć na obniżenie jakości edukacji – bez względu na to, jak dobrze te dzieci nauczyłyby się polskiego, wciąż nie będą na tym samym poziomie co dzieci, dla których to język ojczysty.
– Myślę, że na początku, kiedy dzieci nagle pojawiały się w klasach – nawet bez znajomości języka – obaw było więcej. Teraz nie dostajemy takich sygnałów od rodziców – mówi Czarzyńska-Jachim.
W szkole, w której dyrektorką jest Kacprowicz, uczy się około 20 ukraińskich dzieci na wszystkich poziomach – od zerówki do ósmej klasy.
– Nie było żadnej skargi od rodziców – mówi dyrektorka. Wspomina, jak na początku rodzice polskich dzieci pomagały dzieciom ukraińskim. Otrzymały wszystko, co było potrzebne do nauki.
– Natomiast wydaje mi się, że jako nauczyciele musimy zwracać uwagę na to, jak dzieci z Ukrainy przyswajają materiał, czy jest dla nich to trudne – mówi Kacprowicz. – Wcześniej mieliśmy dzieci i rodziców, którzy się przeprowadzili z innych krajów, nie tylko z Ukrainy. Te dzieci przychodzą do nas, mając za sobą różne przeżycia. Albo się asymilują, albo mają z tym problemy.
Staramy się nie tyle wyróżniać te dzieci, ile mieć na nie czujność.
Ale nie zapominamy o dzieciach polskich. One także mogą mieć trudności z tym że więcej czasu poświęca się cudzoziemcom.
Według Centrum Edukacji Obywatelskiej pojawiły się nowe potrzeby polskich uczniów.
„Obecnie uczniowie czują niepokój o to, jak będzie wyglądało życie ich/ich rodzin w wielokulturowym kraju, co jest werbalizowane w postaci opowieści o roszczeniowych Ukraińcach czy dominacji języka ukraińskiego na ulicach etc.” – czytamy we wspomnianym raporcie.
Polskim dzieciom towarzyszą emocje, których nie potrafią rozpoznać, ani sobie z nimi poradzić. To skutkuje przemocą słowną i fizyczną. Badacze zauważają, że chęć pomocy, która była na początku inwazji, już nie jest powszechna.
„Wielu uczniów ma w gronie kolegów osoby z Ukrainy i na poziomie indywidualnych relacji są otwarci i przyjaźnie nastawieni” – czytamy w raporcie. „Jednak mocno widoczna jest też postawa wrogości do zgeneralizowanego Innego. W trakcie wywiadów, wielu polskich uczniów wprost wypowiadało się z niechęcią o uczniach z Ukrainy, oceniając ich jako: „roszczeniowych”, „leniwych” czy „wykorzystujących sytuację”. W badanych szkołach postawy polskich uczniów rozpięte są na kontinuum od życzliwej, wspierającej relacji, przez obojętność, „mijanie się”, po wrogość”.
W ciągu swojego pobytu w Polsce – od kwietnia 2022 roku – ośmioletni Jehor zmienił trzy polskie szkoły. Najpierw chodził do szkoły w Paszkówce, gdzie rodzina mieszkała w ośrodku dla uchodźców z Ukrainy. Potem z mamą Katią i młodszą siostrą przenieśli się do Łodzi. 1 grudnia 2022 roku Jehor poszedł tam do klasy przygotowawczej dla dzieci z Ukrainy. Nie miał wyboru, tylko tam były miejsca. Katia wynajmowała mieszkanie z innymi uchodźczyniami. Wspierały się nawzajem i opiekowały się dziećmi, kiedy druga była w pracy.
W maju sąsiadki zdecydowały się na wyjazd do Łotwy. Katia znalazła mniejsze mieszkanie, Jehor skończył szkołę, a we wrześniu poszedł do nowej placówki blisko nowego domu. Teraz chodzi do zwykłej polskiej klasy.
W klasie przygotowawczej były dzieci w różnym wieku. Jehor już rozumiał język polski, bo w Paszkówce chodził do zerówki, a potem – od września do końca listopada 2022 roku – do pierwszej klasy w polskiej szkole. Miał więc większą wiedzę od innych dzieci.
Katia chwali szkołę w Paszkówce, mówi, że tam byli dobrzy nauczyciele, sprzyjający klimat, lekcje były interesujące dla dzieci. Ukraińskie dzieci uczyły się razem z polskimi.
W Łodzi nauka w ukraińskiej klasie w porównaniu ze zwykłą klasą w Paszkówce wyglądała chaotycznie i niepoważne.
– Może dlatego, że dzieci były w różnym wieku? – pyta Katia. – W tej klasie ukraińskiej nie było zadań domowych. Jakieś kserówki miały, nie zawsze były sprawdzane. Nie bardzo znam polski, ale jak sprawdzałam zeszyty, to widziałam, że to niepoprawnie. Dziecko się denerwowało.
W czerwcu było zebranie rodziców. Nauczycielka przydzielała dzieci po klasach według poziomu wiedzy. Jehor mógł iść do drugiej klasy, ponieważ w klasie ukraińskiej się nudził. Pisać, czytać już umiał.
– Tam była niedobra atmosfera. Zdarzały się sytuacje, kiedy nasze dzieci bawiły się na podwórku – no bo ukraińskie dzieci zawsze są razem i polskie dzieci ich zaczepiały, krzyczały, np.: „Ukraina – g.” i zaczynała się bójka.
Nauczyciele zawsze winnych widzieli tylko w naszych dzieciach.
My, ukraińscy rodzice, mówimy, że nasze dzieci opowiadały nam inną sytuację. Skąd moje dziecko, Ukrainiec, zna polskie przekleństwa? Nie przeklinam ani po ukraińsku, ani tym bardziej po polsku. Nauczycielka nie wiedziała, co nam na to odpowiedzieć.
W nowej szkole jest lepiej, atmosfera przyjemna. Katia pytała mamę innego dziecka z Ukrainy, które przez rok chodziło do tej szkoły, czy były konflikty pomiędzy polskimi i ukraińskimi dziećmi. Mówiła, że nie było żadnego.
Tutaj nauczycielka ciągle im powtarza, że wszyscy są równi. Jak w Paszkówce, tam nauczycielka tak mówiła do polskich uczniów: „Żyjecie u siebie w domu, możecie chodzić do swojej szkoły…”.
– I ona jakoś tak to im uzmysłowiła, że nie zaczepiali naszych, Ukraińców, i nie miały nic przeciwko nim. Wiele zależy od nauczycieli – mówi Katia. – W nowej szkole widzę, że nauczycielka nie stosuje taryfy ulgowej wobec Jehora, bo jest Ukraińcem. Syn robi takie same zadania jak polskie dzieci. Jeśli nie wiesz, to trzeba się nauczyć. Podoba mu się, lekcje odrabia. Nie muszę z nim siedzieć, sam sobie radzi.
Jehor jest zbyt nieśmiały, żeby dopytywać podczas lekcji. Swoją rolę odegrała trauma wojenna. Nauczycielka mówi, że on wszystko rozumie, odpowiada na pytania, czyta, pisze. Dwa razy w tygodniu są dodatkowe zajęcia z języka polskiego i matematyki dla dzieci ukraińskich. Póki co wszystko wygląda dobrze – podsumowuje Katia.
Asystentki międzykulturowej w nowej szkole nie ma. W poprzedniej była. W większości zajmowała się klasami 7-8, bo tam byli Ukraińcy. Twierdziła, że bez niej polska nauczycielka nie daje rady prowadzić lekcji. Ponieważ ukraińskie dzieci zachowują się niegrzecznie, przeklinają.
– Hańbią naród – mówi Katia. Jej zdaniem odpowiedzialność za takie zachowanie leży na rodzicach.
Po doświadczeniu z poprzedniej szkoły Katia zawsze pyta Jehora, czy polskie dzieci go nie obrażają. Mówi, że nie. Siedział w ławce z Ukraińcem, ale ponieważ rozmawiali, nauczycielka posadziła ich osobno. Teraz Jehor ma sąsiadkę Polkę.
– Powiedziała, że mu pomoże, jak nie będzie czegoś rozumiał.
Polscy rodzice są mili wobec nas – dodaje Katia. Nauczycielka przedstawiła mnie na zebraniu. Mówili, żebym prosiła o pomoc, gdybym czegoś nie wiedziała. Przyjemna klasa. Niedawno dzieci miały wycieczkę. Syn był bardzo zadowolony – opowiada Katia.
Przed nowym rokiem szkolnym Jehor obawiał się, że w klasie nie będzie Ukraińców.
– Łatwo mu przejść na język polski, kiedy bawią się na podwórku z polskimi dziećmi – chociaż naszych dzieci zawsze jest na zewnątrz więcej – ale to go stresowało. 4 września był pierwszy dzień szkoły. Widzę dziewczynę tak samo przerażoną, jak ja. Tylko Ukrainki chodzą takie przestraszone po szkole – śmieje się Katia. Więc oprócz Jehora w klasie jest jeszcze jedno dziecko z Ukrainy.
W zeszłym roku Jehor oprócz nauki w szkołe polskiej uczył się online w szkole ukraińskiej. W tym roku szkolnym Katia jednak zrezygnowała z tych zajęć.
– Powiedzieli, że trzeba łączyć się 2-4 razy na tydzień. Fizycznie nie dajemy rady. Jestem w pracy, chociaż pomaga mi z dziećmi starsza pani z Ukrainy, nie podłączy go do zajęć – opowiada Katia. – Szczerze mówiąc, to nauczanie online jest niepoważne. Poprzedni rok zakończyliśmy bez napisania trzech testów, bo nie mieliśmy czasu zająć się jeszcze ukraińską szkołą. Zmienialiśmy mieszkanie. Mimo to otrzymaliśmy zaświadczenie ukończenia drugiej klasy, bez uwzględnienia tych testów. Więc co to jest za nauka?
Uczy się tutaj matematyki, angielski jest, rysowanie, informatyka, więc po co jeszcze ta szkoła. Nie jestem przeciwko temu, żeby odrabiał jakieś zadania z języka ukraińskiego, kiedy będzie miał czas. Jehor już lepiej zna polski niż ukraiński. Więcej czasu spędza w polskiej szkole. Ale kiedy pytam dzieci: Pojedziemy gdzieś dalej do innego kraju? Odpowiadają:
„Nie, tylko do Ukrainy”. Chętnie, tylko dom w Berdiańsku jest pod okupacją.
Niedawno byłam w jednym z małopolskich ośrodków dla uchodźców z Ukrainy. Rozmawiając z właścicielką, zwróciłam uwagę na grupkę dzieci w wieku około od 5 do 10 lat. Usłyszałam:
– Mają fajnie, bo teraz wszyscy razem chodzą do szkoły. Dzieci ukraińskie chodzą do jednej klasy.
Z jednej strony te dzieci w swojej grupie czują się bezpieczniej. Ale takie rozwiązanie odbiera im szansę na kontakt z polskimi dziećmi. W ośrodku, w szkole bawią się tylko „ze swoimi”. Dla polskich dzieci to też nie jest dobrze: wiedzą, że w szkole są „inne dzieci”, ale nie mają okazji ich poznać, więc mogą mieć wobec nich uprzedzenia.
Badacze Centrum Edukacji Obywatelskiej we wspomnianym raporcie zwracają uwagę na to, że „formuła oddziałów przygotowawczych nie sprawdza się i prowadzi do izolacji uczniów ukraińskich”.
„W szkołach obecne jest też podejście separacyjne wyrażające się w tworzeniu klas »cudzoziemskich« lub sadzaniu uczniów ukraińskich razem. Jest ono poważną barierą dla integracji. Najlepsze efekty przynosi tworzenie klas mieszanych z małą liczbą uczniów cudzoziemskich [potwierdza to doświadczenie Jehora – red.]. Jednak takie rozwiązanie w części szkół staje się coraz mniej realne ze względu na dużą liczbę uczniów ukraińskich przyjętych do placówki. W efekcie w szkołach funkcjonują obok siebie równolegle dwie społeczności – ukraińska i polska – z bardzo małą przestrzenią na integrację lub wręcz bez niej” – czytamy w raporcie CEO.
Mimo to pedagodzy, nauczyciele, psycholodzy starają się natychmiast rozwiązywać problemy.
– Mam wrażenie, że jest lepiej. Trzeba być czujnym i dobrze obserwować. Być otwartym – wnioskuje Beata Kacprowicz. – Trzeba się wspierać i współpracować, a nie zwalać jeden na drugiego.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Komentarze