0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Agnieszka Sadowska/ Agencja Wyborcza.plFot. Agnieszka Sadow...

Występując w Sejmie 18 listopada 2025, Donald Tusk poinformował, że sprawcami ataku na kolej byli dwaj Ukraińcy. Premier trafnie ocenił, że służby rosyjskie korzystają z obywateli Ukrainy, ponieważ celem Kremla jest nie tylko podsycanie chaosu i sianie paniki, ale także budzenie nastrojów antyukraińskich wobec uchodźców w Polsce.

Ostrzega przed propagandą, ale narzeka na „ciężary”

Tusk przestrzegał, byśmy nie ulegali tej rosyjskiej manipulacji. Można było nawet oczekiwać, że powie coś życzliwego o uchodźcach i uchodźczyniach, np. wyrazi satysfakcję, że jak na migrację tej skali współżycie polsko-ukraińskie układa się dobrze, a nasz kraj korzysta na ukraińskiej pracy.

Premier się jednak zasępił i wytłumaczył, że manipulacja rosyjska jest

„szczególnie groźna w państwach takich jak Polska, gdzie mamy wystarczająco dużo ciężarów z tytułu ponad miliona ukraińskich uchodźców w Polsce. Coraz łatwiej, ze zrozumiałych względów, rozbudzać sentymenty antyukraińskie”.

Donald Tusk jednocześnie stwierdził, że rosną w Polsce antyukraińskie postawy, co potwierdzają sondaże (np. CBOS – zobacz wykres) i znalazł dla nich usprawiedliwienie w postaci „dużych ciężarów”, które takie sentymenty ze „zrozumiałych względów” kształtują.

Jeszcze w marcu 2023 postawy "za" przyjmowaniem uchodźców (83 proc.) zdecydowanie dominowały nad "przeciw" (11 proc.), ale od kwietniowego kryzysu zbożowego na granicy rośnie niechęć. We wrześniu 2025 "za" było już tylko 48 proc.

Pomimo, zakładam, dobrych intencji wypowiedź premiera wpisuje się w prawicową narrację, że „Polski – jak to ujmują posłowie Konfederacji – nie stać na to, żeby utrzymywać dwa narody”, a uchodźcy to trudny do zniesienia i zaakceptowania ciężar. Zamiast wzmacniać premier podważył postawę wciąż połowy społeczeństwa, która jest za przyjmowaniem uchodźców.

Opinia Tuska aż się prosi o sprawdzenie, jakie to ciężary ponosimy. Ale zaczniemy od skuteczności rosyjskiej propagandy, bo ostrzeżenia premiera były niestety uzasadnione.

Przeczytaj także:

Taksówkarz, Miller i Braun

Poseł PSL, wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski opisywał w TVN24 reakcję taksówkarza: „I co panie marszałku, tyle pomagamy tej Ukrainie, a oni chcieli wysadzać nasze pociągi”.

Taksówkarze są dla polityków źródłem informacji o tym, co myśli „lud”. Niestety, podobne są sugestie osoby z najwyższej półki, czyli Leszka Millera, premiera z lat 2001-2004, dziś występującego w roli politycznego celebryty, który „ma odwagę" dzielić się swymi ukraińskimi fobiami. 18 listopada Miller zasugerował na FB, że w wyjaśnieniu aktu kolejowej dywersji powinny wziąć udział władze w Kijowie, bo „premier Tusk wprawdzie wspomniał, że to z rosyjskiej inspiracji,

ale kto ich tam wie”.

Komentarz posła Włodzimierza Skalika na FB Konfederacji Korony Polskiej Grzegorza Brauna jest jeszcze bliżej propagandy Kremla: „No i się potwierdziło: co najmniej dwóch Ukraińców stoi za ostatnimi aktami dywersji. Wpuściliśmy wilka do owczarni i on już gryzie. Rząd Tuska milczy i szuka winnych wszędzie, tylko nie na Ukrainie. Zamiast natychmiastowej deportacji i zamknięcia, i kontroli na granicy –

kolejne miliardy dla Kijowa i otwarte wrota dla ich agentów.

Polska staje się celem, a władza klęczy przed Zełenskim. Nie boimy się powiedzieć: natychmiast wyrzucić wszystkich dywersantów i ich popleczników z Polski!”.

Ponad milion uchodźców. Na pewno, panie premierze?

Analizę ciężarów zacząć trzeba od liczby „ponad miliona uchodźców”.

Owszem, najnowsze rządowe dane z 12 listopada 2025 potwierdzają, że ukraińskich uchodźczyń i uchodźców jest w Polsce 964 tys. Tylu osobom „nadano status cudzoziemca na podstawie specustawy z 2022 roku” i mają numer PESEL UKR. Niecały milion, ale taką nieścisłość można by Tuskowi wybaczyć.

Rzecz w tym, że... nie zgadza się liczba dzieci, a dokładniej liczba dzieci w wieku szkolnym. Otóż według tych samych oficjalnych danych, dzieci uchodźczych w obowiązującym w Polsce wieku szkolnym 7-18 lat (roczniki 2007-2028) jest dziś 354 tys. (w tym 189 tys. chłopców i 165 tys. dziewcząt).

Tymczasem według raportu Centrum Edukacji Obywatelskiej, który cytuje dane z Systemu Informacji Oświatowej (SIO), prowadzonego przez MEN, w październiku 2024 do polskich szkół chodziło 148,6 tys. dzieci uchodźczych. Ich liczba wzrosła o kilkanaście tysięcy, bo od 1 września 2024 MEN wprowadził obowiązek nauki dla ukraińskich dzieci, uzależniając od tego wypłatę świadczenia 800 plus. Ale to wciąż mniej niż połowa dzieci w wieku szkolnym wg PESELI UKR.

Sprawdzam te same oficjalne statystyki z października 2024 roku. Okazuje się, że są podobne do dzisiejszych: uchodźców ogółem – 979,6 tys., w tym dzieci w wieku 7-18 lat niemal tyle samo, co dzisiaj – 357 tys.

Brakuje ponad 200 tys. dzieci! O tyle więcej było i jest w oficjalnych rejestrach, niż chodzi do szkoły.

Co więcej, według danych ZUS z maja 2025 roku świadczeniem 800 plus objętych jest 144,8 tys. ukraińskich dzieci uchodźczych, czyli niemal tyle samo, ile chodzi do szkoły. To wzmacnia wiarygodność ich realnej liczby w Polsce – ok. 150 tys.

Nawiasem mówiąc, taką

rozbieżność danych z baz SIO, ZUS i PESEL należy uznać za skandaliczne zaniedbanie.

Eksperci postulują ich zintegrowanie, ale nikt nie jest tym zainteresowany. Rządowi „opłaca się” wykazywać większą niż prawdziwa liczbę uchodźców, dla MEN szukanie ukraińskich dzieci poza systemem szkolnym stworzyłoby problem.

Gdzie podziało się 200 tys. dzieci?

Czy to możliwe, że 200 tys. dzieci w wieku szkolnym przebywa w Polsce i pomimo obowiązku nauki nie chodzi do szkoły? Rodzice ich nie zapisują, choć grozi za to grzywna do 10 tys., zł i stanowi to warunek otrzymywania potężnego zastrzyku pomocy, jakim jest zasiłek wychowawczy 800 plus?

Co by się z nimi miało dziać? Nie uczą się wcale? Uczą się w ukraińskim systemie? Niestety, ministerstwo edukacji Ukrainy nie podaje, ile osób uczy się zdalnie.

„Brak ukraińskich dzieci” może częściowo wynikać z rezygnacji z nauki uczennic i uczniów starszych klas. Ich liczba po wprowadzeniu obowiązku nauki generalnie wzrosła, ale nadal 36 proc. ukraińskich nastolatków na przełomie III i IV klasy liceum przestaje chodzić do szkoły, a między klasą I a II w technikach ubywa ich 30 proc.

To może być wynik ucieczki przed złą atmosferą, jaka często towarzyszy ukraińskim nastolatkom w szkołach lub racjonalna decyzja, by zbliżając się do ukraińskiej matury (w wieku 17 lat¹) przestawić się na naukę zdalną. To jednak nie może tłumaczyć opisanej wyżej szokującej rozbieżności. Ukraińskich dzieci w wieku 7-17 lat (bez 18-latków) jest w Polsce wg tych samych oficjalnych danych prawie 310 tys., a w październiku 2024 było ich jeszcze więcej – 319 tys. To wciąż dwa razy więcej niż w polskich szkołach.

Narzucające się wyjaśnienie brzmi: tych dzieci i ich rodziców już w Polsce nie ma.

Wyjechali na Zachód, zostały tylko ich PESELE UKR w rządowej bazie, bo wyjeżdżając do krajów z grupy Schengen, nie są z niej wyrejestrowywani, tak jak to się dzieje na granicy z Ukrainą.

Prawdziwa liczba uchodźców ukraińskich w Polsce może być zatem o dobre 30 proc. mniejsza niż podawana przez rząd i wynosić maksymalnie 650-700 tys.

Zwracali na to uwagę już w lutym 2025 eksperci think tanku CeNEA. Do podobnych wniosków prowadziła ich także analiza zatrudnienia Ukrainek i Ukraińców. Według raportu NBP w lipcu 2024 roku aktywnych na rynku pracy było ok. 70 proc. dorosłych uchodźców. Tymczasem odsetek zatrudnionych wg ZUS policzony wśród dorosłych posiadaczy PESEL UKR byłby znacząco niższy, dla kobiet – ledwie 40 proc.

Ile wpłacili Ukraińcy? 17,7 mld

Według raportu Deloitte i UNHCR ukraińscy uchodźcy wygenerowali w 2024 roku aż 2,7 proc. polskiego PKB – pracując i płacąc podatki w Polsce. Tymczasem, nawet gdyby przyjąć (zawyżone – patrz wyżej) dane o liczbie uchodźców, stanowią oni i one 2,5 proc. ludności polskiej i ukraińskiej, która mieszka dziś w Polsce², a gdyby uznać realistycznie, że jest ich maks. 700 tys., ten odsetek spada poniżej 2 proc. Autorzy raportu twierdzą, że uwzględnili „pełen wpływ” obecności uchodźców na gospodarkę.

Raport Deloitte i UNHCR opracowano na podstawie „modelowania pełnego wpływu na gospodarkę oraz wszystkich danin publicznych, czyli podatków oraz składek. Wśród nich, oprócz podatków dochodowych płaconych przez uchodźców, uwzględniono płacony przez nich VAT i akcyzy, a także składki ZUS i NFZ oraz PIT i CIT płacone przez firmy, których dochody wzrosły dzięki zatrudnieniu pracowników z Ukrainy lub ze względu na konsumpcję dóbr i usług przez uchodźców”.

Jak szacował w 2024 roku Bank Gospodarstwa Krajowego, „wpływy z podatków i składek ubezpieczeniowych płaconych przez ukraińskich migrantów sięgały [w 2024 r.] 15,1 mld zł”. BGK stwierdził, że wpłacają do polskiego budżetu więcej, niż otrzymują w postaci świadczeń, np. 2,8 mld z tytułu 800 plus.

BGK ogólnikowo zauważył, że Ukraińcy mogą liczyć na wiele innych świadczeń, w tym dostęp do publicznej opieki zdrowotnej i bezpłatnej edukacji.

Próbując oszacować konkretne ciężary i porównać je z zyskami z ukraińskiej obecności w Polsce, jesteśmy skazani na ujęcia cząstkowe i arbitralne. Z jednej strony nie uchwycimy ani pełnego udziału Ukraińców w usługach finansowanych przez państwo (policja, infrastruktura itp.), a z drugiej nie wycenimy mniej wymiernych korzyści z ukraińskiej obecności w postaci ożywienia gospodarki czy poprawy sytuacji demograficznej.

Szukając jednak bilansu ad hoc, wyjdziemy od opracowania portalu Demagog z marca 2025. Otóż według danych ZUS, ubezpieczenia społeczne (emerytalne, rentowe, chorobowe, wypadkowe) i zdrowotne wpłacone za obywateli Ukrainy wyniosły w 2024 roku ok. 15 353 mln zł, w tym społeczne 11 849 mln i zdrowotne 3 504 mln.

Te daniny dotyczą wszystkich płatników, zarówno pracodawców lub zleceniodawców opłacających składki swoich ukraińskich pracowników, jak i osób finansujących samodzielnie swoje ubezpieczenie.

Z kolei ministerstwo finansów poinformowało, że CIT, PIT oraz VAT od obywateli Ukrainy wyniosły w 2024 roku ok. 2,4 mld zł.

Podsumowanie zysków państwa z pracy osób z Ukrainy wygląda zatem tak:

  • składki społeczne – 11,8 mld
  • składka zdrowotna – 3,5 mld
  • CIT, PIT oraz VAT – 2,4 mld zł

RAZEM ok. 17,7 mld zł

Uwaga! ZUS i ministerstwo finansów podsumowują wpłaty wszystkich Ukrainek i Ukraińców przebywających w Polsce, czyli:

  • osób uchodźczych – oficjalnie 964 tys., w rzeczywistości zapewne maks. 700 tys.;
  • migrantów przedwojennych, czyli obywateli Ukrainy z zezwoleniem na pobyt czasowy w związku z podejmowaną pracą sprzed pełnoskalowej agresji Rosji w lutym 2022 – ok. 462 tys.
  • z zezwoleniem na pobyt stały lub rezydenta długoterminowego UE – ok. 92 tys.

Oznacza to, że wszystkich ukraińskich obywatelek i obywateli jest w Polsce między (oficjalnie) 1 518 tys. a (realnie) 1 254 tys. Także szacunki kosztów ich pobytu będziemy zatem odnosić do wszystkich Ukraińców i Ukrainek, a nie tylko do uchodźców, w roku 2024.

Ile wydaliśmy na ukraińskie zdrowie? 2,3 mld

Z analizy Rynku Zdrowia wynika, że NFZ „zarabia” rocznie na ukraińskich pacjentach, bo „spływ składki zdrowotnej pracowników pokrywa z nadwyżką także koszty leczenia grupy niepracującej, która otrzymała świadczenia w związku z wojną”³. Według informacji NFZ, koszty leczenia Ukraińców w Polsce wyniosły w 2024 roku ok. 2,3 mld zł.

NFZ rozbił też na kategorie ukraińską składkę zdrowotną:

  • 2,3 mld zł pochodziło od osób na umowę o pracę;
  • 0,9 mld od osób na umowie zleceniu lub umowie agencyjnej;
  • 0,4 mld od prowadzących własną działalność.

Jak widać, suma 3,6 mld jest nieco wyższa niż wcześniej podawane dane (3,5 mld).

Od 30 września 2025 dorosłym obywatelom Ukrainy, którzy nie opłacają składek i nie pracują w Polsce, ograniczono dostęp do części świadczeń (np. stomatologicznych) ze względu na rzekomą turystykę zdrowotną, co ma przynieść oszczędność ok. 29 mln zł. Prezydent Nawrocki już zapowiada, że nie podpisze specustawy przedłużającej obecne zasady ubezpieczenia zdrowotnego, które obowiązują do 4 marca 2026.

Na 800 plus i inne świadczenia? 3,5 mld

Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej przedstawiło szczegółowe dane o świadczeniach wypłaconych w 2024 roku zarówno osobom uchodźczym, jak i wszystkim z Ukrainy. Skupimy się na tych drugich:

  • Rodzina 800 plus – 2 892,7 mln,
  • programu Dobry Start – 50,9 mln,
  • Rodzinny Kapitał Opiekuńczy – 69,5 mln,
  • dofinansowania opieki dziecka w żłobku 14,3 mln,
  • świadczenia rodzinne wypłacane (tylko osobom uchodźczym) w związku z konfliktem zbrojnym – 225,7 mln

RAZEM: 3 253,1 mln

  • Rodzina 800 plus – 2 200 mln,
  • programu Dobry Start – 39,6 mln,
  • Rodzinny Kapitał Opiekuńczy – 42,5 mln,
  • dofinansowania opieki dziecka w żłobku 4 mln,
  • świadczenia rodzinne wypłacane (tylko osobom uchodźczym) w związku z konfliktem zbrojnym – 225,7 mln

RAZEM: 2 511,8 mln

W zestawieniach „kosztów” pomija się zwykle wypłacane Ukrainkom i Ukraińcom renty i emerytury. Przeciętna miesięczna liczba ukraińskich emerytur w 2024 roku wynosiła 7,1 tys., a łączna kwota wypłaconych świadczeń emerytalnych – 58,2 mln. Średnia emerytura ukraińska w Polsce wyniosła zatem 683 zł miesięcznie.

Doliczyć można też zasiłek dla bezrobotnych, który pobiera 11 tys. Ukrainek i Ukraińców (media prawicowe rozsiewały fake newsa, że liczba dotyczy samego woj. podkarpackiego). Wysokość ukraińskiego zasiłku waha się między 1,2 a 1,5 tys. zł, co oznacza, że skala tej formy wsparcia może sięgać 170 mln zł

Razem uzyskujemy wartość wsparcia rzędu 3 481,3 mln, czyli ok. 3,5 mld.

Warto przypomnieć, że w wyniku populistycznej licytacji, w której udział wziął w kampanii wyborczej Rafał Trzaskowski („nawet gdyby tak dyktowało nam sumienie, nie można pomagać bezwarunkowo. Do Polski przyjeżdża się do pracy, a nie po socjal”) we wrześniu 2025 odebrano prawo do zasiłku 800 plus cudzoziemskim (w tym ukraińskim) dzieciom, których rodzice nie pracują, choć to właśnie im jest on najbardziej potrzebny.

Minister finansów fantazjował, że budżet może na tym zyskać „kilka niskich miliardów”. Na podstawie... rządowego uzasadnienia projektu nowelizacji wyliczyliśmy, że „zysk” może wynieść ok. 240 mln, nie licząc kosztów społecznych takiej polityki.

Na edukację? 2,7 mld (3,9 mld z wydatkami samorządów)

Wśród kosztów, które nie były brane pod uwagę w dotychczasowych zestawieniach, jest nauczanie ukraińskich dzieci. Liczymy je w 2024 roku, kiedy tzw. standard A potrzeb oświatowych na jednego ucznia (przeliczeniowego) wynosił 7 866 zł rocznie.

Jak już wiemy z SIO, w październiku 2024 w polskich szkołach uczyło się:

  • 148,6 tys. dzieci uchodźczych oraz
  • 54,1 tys. to dzieci migrantów ukraińskich sprzed wybuchu pełnoskalowej wojny,

co daje razem 202,7 tys. uczniów i uczennic.

Oznacza to, że na ich naukę samorządy otrzymały z budżetu państwa 1 594,4 mln zł.

Jeśli jednak uczennica korzysta dodatkowo z nauczania języka polskiego, dotacja rośnie rocznie dodatkowo od 2,4 tys., do nawet 14 tys. w zależności od liczby uczniów. Jak wynika z danych SIO, w dodatkowej nauce polskiego bierze udział 48 proc. dzieci uchodźczych, czyli ok. 71 tys., zapewne wśród dzieci migranckich ten wskaźnik jest bliski zeru.

Jesteśmy skazani na szacunki, ale przyjmując ostrożnie, że średni koszt takiej nauki wynosi ok. 9 tys. zł, szacujemy dodatkowy koszt ukraińskiej edukacji na 667 mln zł.

Do tego trzeba doliczyć nauczanie 33,8 tys. ukraińskich przedszkolaków. Podstawowa kwota dotacji w 2024 roku wynosiła na ucznia przedszkola publicznego – 16 579 zł, a na ucznia w niepublicznym przedszkolu 12,434 zł.

Przyjmując średnią dotację w wysokości 14-15 tys. zł, otrzymujemy przybliżony koszt nauki przedszkolnej 33,8 tys. ukraińskich dzieci na ok. 500 mln zł.

Oznacza to, że łączne koszty ukraińskiej edukacji w 2024 roku wyniosły:

  • dotacja na ucznia zgodna ze standardem A – 1 594,4 mln zł
  • dopłata do nauki polskiego 667 mln
  • dotacja na naukę przedszkolną 500 mln
RAZEM 2 761,4 mln

Uwaga: Znaczna część środków na edukację pochodzi ze środków własnych samorządów jako organów prowadzących. Według szacunków dokładały one w 2024 roku ok. 40 proc. do środków z budżetu.

Gdyby zatem policzyć koszt środków publicznych (rządowych i samorządowych), na edukację ukraińskich dzieci, to uzyskujemy ok. 3 866 mln, czyli ok. 3,9 mld zł.

Bilans na plusie 8-9 mld zł

Podsumowując,

  • Składki i podatki, jakie Ukrainki i Ukraińcy zapłacili państwu w 2024 roku wyniosły ok. 17,7 mld zł;

Koszty świadczeń, jakie uzyskali wyniosły:

  • na zdrowie – 2,3 mld zł
  • na zasiłki – 3,5 mld zł
  • na edukację – 2,7 mld / (3,9 mld z wydatkami samorządu)
RAZEM: 8,5 mld / (9,7 mld z wydatkami samorządów)

BILANS wynosi zatem 9,2 mld / (8,1 mld zł z wydatkami samorządów)

Tyle w 2024 roku zarobiliśmy „netto” na obecności obywateli i obywatelek Ukrainy, przy uwzględnieniu tylko wymiernych zysków i łatwych do uchwycenia „ciężarów”.

Ile z tego wiąże się z obecnością ukraińskich uchodźców? Na pewno relatywnie mniej.

Ich wskaźniki zatrudnienia są wysokie, ale niższe niż przedwojennych migrantów, ich koszty nieco wyższe (niektóre świadczenia tylko dla nich, nauczanie języka polskiego), mają też bez porównania więcej dzieci. Może to oznaczać, że bilans uchodźców jest znacznie gorszy dla Polski, niż wynikałoby z ich (realistycznego) udziału 56 proc. w migracji ukraińskiej i może nie przekraczać 5 mld zł.

Ciężary realne i odczuwane

Kiedy Donald Tusk mówi o ciężarach, odwołuje się – i niestety wzmacnia – do emocji społecznych, dla których takie rachunki, jak w tym tekście, nie mają większego znaczenia.

Chodzi raczej o odczucia ludzi, że na obecności Ukraińców coś tracą, przy czym takie przekonanie nie musi być oparte na doświadczeniu. Może być i częściej jest wynikiem krążących opinii, zasłyszanych historii, wpisów w mediach społecznościowych, czy wręcz fake-newsów, w tym kolportowanych przez rosyjskie boty.

Słysząc, że przez Ukraińców wydłużają się kolejki do lekarzy (a w wersji fake-newsa, że Ukraińcy mają w nich pierwszeństwo i np. od ręki kierowani są na zabiegi, na które Polacy czekają dwa lata) osoba czekająca miesiącami na świadczenie kieruje swoją frustrację na „tych Ukraińców”. Zwłaszcza że taką narrację nakręcają politycy prawicy.

Sławoimr Mentzen, luty 2025: „Polak w Polsce, żeby się leczyć u lekarza, to musi płacić składkę zdrowotną, a Ukrainiec nie musi. Przyjeżdżają z Ukrainy do Polski, rejestrują się do lekarza, wydłużają nam kolejki, mają potem jeszcze leki refundowane i wracają do siebie. Turystykę medyczną sobie zorganizowali za nasze pieniądze” – dodał.

Karol Nawrocki, luty 2025: „Rzeczywiście mam takie sygnały, że obywatele, którzy przybyli tutaj z Ukrainy, sprawiają problemy w kolejkach do szpitali i do przychodni. Jestem zdania, że Ukraińcom nie powinno się żyć w Polsce lepiej niż Polakom”. Te wypowiedzi fact-checkował Konkret24

Janina Petelczyc pisała w OKO.press, że „liczba osób z Ukrainy pracujących w sektorze opieka zdrowotna i pomoc społeczna w listopadzie 2024 roku sięgnęła prawie 28 tys. A zatem w powszechnym zarzucie o przyjazdach osób z Ukrainy na leczenie, rzekomo blokujących kolejki do lekarzy, zapomina się, że osoby te swoją pracą odciążają system”.

Takie argumenty nie przekonają kogoś, kto czeka z dzieckiem w kolejce do pediatry. Rzecz w tym, że nastawiony przez antyukraińskie przekazy, patrzy na Ukrainkę siedzącą obok z dzieckiem, jak na wrogą rywalkę, zamiast widzieć kobietę, której także należy się pomoc.

Podobnie krążący zarzut o szkołach przepełnionych za sprawą ukraińskich dzieci, ma niewiele wspólnego z rzeczywistością, a jeśli już to tylko w niektórych dzielnicach największych miast, głównie Warszawy. Uczniowie z Ukrainy stanowią ledwie 2,7 proc. uczniów, wg danych SIO uczą się w 58 proc. polskich szkół (na wschodzie – znacznie rzadziej niż na zachodzie) i w co trzeciej klasie w Polsce, ale

w ogromnej większości klas (93 proc.) do polskich dzieci dołączyło jedno lub dwoje ukraińskich.

Oczywiście każde dziecko z gorszą znajomością polskiego to dla szkoły problem (a zarazem szansa edukacyjna), ale skala wyzwań statystycznie rzecz biorąc nie jest aż tak duża.

„Ciężar” samej obecności, czyli nie mów po ukraińsku

Oczywiście wszędzie tam, gdzie tworzą się kolejki (do lekarza, urzędu, na imprezę masową itd.) obecność Ukrainki czy Ukraińca wydłuża czas oczekiwania, a każdy ukraiński samochód powiększa tworzący się korek. Kluczowe jest jednak, jak takie zdarzenia są postrzegane, na ile nakłada się na nie „narodowościową siatkę pojęciową”, która każe inaczej patrzeć na ukraińską niż na polską obecność.

Im częściej słyszymy o tym, jakie trudności i przykrości wynikają z ukraińskiej obecności, tym łatwiej je dostrzegamy.

Im częściej słyszymy o ciężarach, tym łatwiej je odczuwamy.

Zaczynamy niechętnie patrzeć na każdą ukraińską obecność, czy to będzie grill organizowany w parku, czy grupa młodych śmiejąca się w centrum handlowym, nawet wtedy, gdy nie oznacza to żadnego ograniczenia „dla Polaków”. Sygnałem wywoławczym jest sam ukraiński język.

OKO.press opisało przypadki agresji w miejscach publicznych (w sklepie, na ulicy, w autobusie) kierowanej do Ukraińców. Uderzająca jest zwłaszcza przemoc wobec dzieci, np. żądanie wyrażane przez „całkiem kulturalne panie”, by w tramwaju nie mówiły po ukraińsku, skoro są w Polsce. Czasem pojawia się grożenie, wyzywanie, szarpanie.

Ukraińska rodzina, której córki zostały zaatakowane przed warszawskim sklepem, sprzedaje właśnie samochód, ponieważ – jak mówią – nie mogą już znieść „faków” pokazywanych im przez innych kierowców.

¹ Wiek szkolny w Ukrainie obejmuje 7-17 lat, ale jak wyjaśnia MEN „w Polsce nauka jest obowiązkowa do 18. roku życia i wielu ukraińskich 17-latków i 17-latek uczy się jeszcze w szkole średniej, a jeśli ją ukończyli muszą spełniać obowiązek nauki w szkole policealnej, wyższej lub na kwalifikacyjnych kursach zawodowych”.

² Polaków jest (wg danych na wrzesień 2025) już tylko 37 mln 376 tys. Razem z wszystkimi obywatelami i obywatelkami Ukrainy mieszka w naszym kraju 38 mln 858 osób (wg oficjalnych danych rządowych PESEL UKR), a realistycznie zapewne ok. 38,6 mln.

³ Z perspektywy NFZ jest to tym korzystniejsze, że leczenie 747 mln objętych specustawą jest opłacane z Funduszu Pomocy uruchomionego w 2022 roku. Dla naszych rozważań nie ma to znaczenia.

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze