Donald Tusk w rozmowie z TVN24 zasugerował, że może powrócić do polskiej polityki. Były premier odgrywa dziś rolę ojca, który przyjeżdża dać klapsa niesfornym dzieciakom z opozycji. Szkopuł w tym, że dzieciarnia dorosła i chce iść na swoje
Donald Tusk 4 czerwca 2021 w rozmowie z Agatą Adamek w TVN24 wyraźnie zasugerował, że myśli o powrocie do aktywnej roli w polskiej polityce. Z jego słów można wywnioskować, że widzi siebie w dwóch rolach (niekoniecznie się wykluczających): jako ratownika pikującej w sondażach Platformy Obywatelskiej i patrona ściślejszej współpracy po stronie opozycyjnej. Jego ponowna, nagła aktywność na krajowym podwórku musi być również odczytywana jako rodzaj wotum nieufności wobec dwóch młodszych liderów obozu liberalno-centrowego: Borysa Budki i Rafała Trzaskowskiego.
Jeszcze rok temu podczas kampanii wyborczej Trzaskowski ogłaszał, że czas Tuska w krajowej polityce się skończył: "Era Tuska i era Kaczyńskiego przeminęła. Chcę jasno powiedzieć: Donalda Tuska już nie ma na polskiej cenie politycznej i może nadszedł czas, żeby nie było na niej również Jarosława Kaczyńskiego, który wydaje rozkazy prezydentowi" - tak Trzaskowski mówił 6 lipca 2020 roku w Łodzi.
A Tusk swoją nową rolę "emeryta" wówczas akceptował: "Chodźmy Jarosławie na wspólny, długi spacer, pogadamy o dawnych czasach. To dobra chwila, by uwolnić Andrzeja i Rafała od naszych sporów i emocji" - pisał na Twitterze były premier i były szef Platformy Obywatelskiej.
Dziś ochota na polityczną emeryturę najwyraźniej mu przeszła.
Agacie Adamek o swoich młodszych kolegach oraz ich aktywności i swoich planach mówi tak:
Trudno nie zauważyć, że Donald Tusk przyjął wobec Budki i Trzaskowskiego protekcjonalny ton ojca, który mimo całej wyrozumiałości wobec niesfornych latorośli, jest już wyraźnie zirytowany ich nieporadnością: ocenia ich, recenzuje ich poczynania i jednocześnie nie wyklucza, że znów zostanie ich szefem.
Przekładając z języka politycznego na polski, Tusk opisuje Budkę jako lidera, który być może nawet bardzo się stara, ale niewiele mu wychodzi i jeśli Tusk zechce, to raz, dwa przywództwo w Platformie mu odbierze.
Z kolei Rafał Trzaskowski wg opisu Tuska to raczej aktywista niż polityk, osoba, która może i kiedyś odegra jakąś poważną rolę, ale na razie głównie "mobilizuje młodych" oraz ma "pewne plany i koncepcje na przyszłość".
Ewentualny powrót byłego premiera do polskiej polityki będzie ogromnym problemem dla obu nowych liderów Platformy i siłą rzeczy zepchnie ich do roli "juniorów", niezdolnych jeszcze do osiągania samodzielnych sukcesów w "seniorskiej" polityce. Dla polityków w sile wieku z dużymi ambicjami to może być duże upokorzenie.
Pokoleniowe różnice to jedna z niedocenianych przeszkód powrotu Donalda Tuska do polskiej polityki. Kiedy odchodził z niej niemal 7 lat temu, większość z obecnych liderów i liderek opozycji wobec PiS była jeszcze przed 40:
Dziś to politycy i polityczki o ugruntowanej pozycji, mocno osadzeni na polskiej scenie politycznej. Z pierwszymi porażkami, ale i sukcesami. Donald Tusk ma 64 lata, średnia wieku obecnych liderek i liderów to 46 lat (a i tak zawyża ją 61-letni szef SLD Włodzimierz Czarzasty).
18 lat różnicy to pokoleniowa przepaść, różnica jak między ojcem i dziećmi. Założenie, że dorosłe, żyjące już od dawna "na swoim", dzieci dadzą się spokojnie rozstawić po kątach przez powracającego do aktywności patriarchę jest ryzykowne.
To już byłoby trzecie podejście Tuska do powrotu w roli aktywnego polityka na scenie krajowej. Pierwszy raz mówiło się o tym wiosną 2019 roku, gdy wygłosił wykład na Uniwersytecie Warszawskim, później - jesienią 2019 roku - stał się wymarzonym przez część opozycyjnej opinii publicznej kandydatem na kandydata na prezydenta. Ostatecznie jednak nie zdecydował się na start, uznając, że jego duży elektorat negatywny - wskazywany również przez sondaż Ipsos dla OKO.press - przeszkodzi mu w zwycięstwie. Teraz zapowiada powrót po raz kolejny.
Trochę przypomina to fabułę wyprodukowanego przez HBO serialu "Sukcesja", w którym medialny magnat i głowa rodziny Logan Roy ogłasza przejście na emeryturę, po czym raz po raz powraca, uznając, że jego dzieci nie nadają się do przejęcia schedy. Ale dla widzów jest jasne, że odejść po prostu nie chce. Podobnie jest z Tuskiem - jak pisze Iwona Szpala w "Gazecie Wyborczej", zwolennicy powrotu Tuska w Platformie Obywatelskiej widzą ten ruch jako możliwość zablokowania Trzaskowskiego.
Czy rzeczywiście "młodzi" Budka z Trzaskowskim radzą sobie aż tak fatalnie, jak zwykło się uważać? Niekoniecznie. A i potencjał "starego" Tuska jest dziś niezbyt dobrze rozpoznany. Na pewno może liczyć na wiernych działaczy i wyborców PO. Ale co dalej?
Gdy opinia publiczna rytualnie narzeka na opozycję wobec PiS, wykazuje się słabą pamięcią. Bo Prawo i Sprawiedliwość jest dziś najsłabsze od dawna. Można powiedzieć, że samo podstawiło sobie nogę antykobiecym wyrokiem Trybunału Przyłębskiej ws. aborcji i chaotyczną epidemią, ale to w polityce norma: bez błędów jednej strony nie ma zysków strony drugiej.
Od 7 miesięcy nie było ani jednego poważnego sondażu, w którym PiS miałby samodzielną większość. Jego zdolność do zachowania władzy i możliwości koalicyjne zależą obecnie wyłącznie od wyniku Konfederacji. Oczywiście, Platforma Obywatelska spada w sondażach, płacąc za chaotyczną strategię w sprawie ratyfikacji Funduszu Odbudowy, ale nie jest wykluczone, że w kolejnych miesiącach odrobi straty i ustabilizuje poparcie. Doskonale radzi sobie Polska 2050 Szymona Hołowni. Stabilne jest poparcie dla Lewicy. Turbulencje przeżywa PSL, ale ludowcy już wielokrotnie pokazali, że potrafią wychodzić z sondażowych tarapatów.
Powyborcza koalicja opozycji w nowym rozdaniu jest jak najbardziej realna, obojętnie, czy wybory odbędą się jeszcze jesienią tego roku, na wiosnę 2022, czy w zwykłym konstytucyjnym terminie - jesienią 2023.
Czy Tusk może tu przynieść jakościową, długotrwałą zmianę i wzmocnić opozycję na tyle, by większość nie była tylko realna, ale aż pewna? Trudno powiedzieć, jego pozycja mierzona badaniami zaufania, jest podobna jak PiS - najgorsza od lat:
Na pewno krótkofalowo Donald Tusk mógłby wzmocnić notowania Platformy Obywatelskiej, zmobilizować wokół partii tę część jej żelaznego elektoratu, która obecnie szuka dla siebie nowej oferty i znajduje ją głównie w Polsce 2050. Ale czy zbawiłby całą polską opozycję? Tu pojawiają się duże wątpliwości. Tym bardziej że poza reanimacją starego dwubiegunowego podziału i odświeżeniem personalnego sporu między Tuskiem a Kaczyńskim, trudno znaleźć w ofercie byłego premiera nową jakość.
Zarówno Borys Budka, Rafał Trzaskowski, jak i Szymon Hołownia, czyli liderzy liberalnego centrum i konserwatywno-liberalnej prawicy, wykonali w ostatnich kilkunastu miesiącach duży wysiłek programowy. Oczywiście nie odnaleźli (jeszcze?) Świętego Graala w postaci nowego programu 500 plus, ale na miarę praktyki i codzienności polityki w Polsce ich wysiłek jest godny docenienia.
Budka z Trzaskowskim mają różną stylistykę, ekspresję i język, ale obaj konsekwentnie kierowali Platformę Obywatelską w jedną stronę: z formacji konserwatywnej, zakurzonej, przyzwyczajonej do własnej nijakości próbują zrobić nowoczesną formację socjalliberalną. Taką, która oprócz przedsiębiorców zaczęła doceniać pracę i pracowników ("Prawa pracownicze są święte" - mówiła w lutym 2021 na jednej z konwencji PO posłanka Izabela Leszczyna), oprócz praw jednostki z liberalnego kanonu zaczęła doceniać też wagę wspólnoty i zauważyła fakt, że nie wszystkie problemy świata rozwiąże wolny rynek (cały klip promujący "Campus Polska Przyszłości" Trzaskowskiego jest reklamą właśnie działania wspólnotowego), wreszcie opowiedziała się za prawem kobiety do decyzji o przerwaniu ciąży.
Szymon Hołownia z Polski 2050 tworzy partię nowoczesnego konserwatyzmu, doceniającego tradycję i religijność, ale też otwartego na prawa osób LGBT, mocno podkreślającego potrzebę radykalnych działań przeciwko katastrofie klimatycznej, doceniającego potrzebę dobrych usług publicznych dostarczanych przez państwo. Zaspokaja też potrzebę partii buntu, skierowanej przeciwko dotychczasowej scenie politycznej, odciągając część sfrustrowanych wyborców od PiS-u i skrajnej prawicy z Konfederacji.
Można zaryzykować tezę, że nielewicowa część opozycji demokratycznej przeciwko PiS od 2015 roku nie była tak zróżnicowana i nie miała tak bogatej oferty dla wyborców, bo jest przecież jeszcze PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza z tradycyjnie chadecko-ludowym przekazem i programem.
Co wnosi do tego Tusk? Trudno powiedzieć. Na pewno wiadomo, że chce pokonać PiS i jest zdeterminowany.
"Mam poczcie, że znowu trzeba zainwestować wszystko, co tylko można, żeby wolność czy demokracja, czy przyzwoitość w życiu publicznym znowu nie była tylko marzeniem, ale żeby znowu stała się faktem. Mentalnie, emocjonalnie, życiowo ja jestem gotów podjąć każdą decyzję, żeby pomóc odwrócić ten bardzo niebezpieczny dla Polski, moim zdaniem, bieg zdarzeń" - mówił w TVN24.
Jak odwrócić ten bieg zdarzeń? Determinacją, czułością i synergią.
Tusk: "To też jest doświadczenie z tej pierwszej »Solidarności«, w której miałem zaszczyt uczestniczyć i dzisiaj jest dokładnie tak samo jak wtedy, że niezależnie od różnic, czasami też konfliktów emocjonalnych, personalnych, najważniejsze jest odbudowanie synergii w opozycji. Czyli zdolności, żeby ludzie, szczególnie liderzy opozycji też mieli wobec siebie trochę więcej zrozumienia i nawet czułości".
Kiedy Tusk zaczyna mówić coś bardziej konkretnego, wpada w ton trącącego myszką liberalnego populizmu, raczej z roku 2007 niż 2021.
"To jest mentalność trochę bolszewicka, czyli szukanie wszystkich możliwych podziałów w taki sposób, żeby móc wygrywać jakąś premię polityczną. Skończyła się wojna z LGBT, czy z kobietami, to w tej chwili jest wojna z przedsiębiorcami" - tak w rozmowie z TVN24 były premier ocenił zarys pomysłów PiS na system podatkowy.
Porównywanie zwiększania obciążeń fiskalnych dla zamożniejszych do bolszewizmu oraz prowadzącego do depresji i samobójstw szczucia na osoby LGBT? To dość specyficzny sposób argumentacji.
Podobnie jak odwoływanie się w tym kontekście do Unii Europejskiej: "Jeżeli pieniądze i wpływy, to są z Unii Europejskiej, a autorskim pomysłem PiS są wyższe podatki" - mówi były szef Rady Europejskiej, jakby zapominając, że z obecnym degresywnym systemem podatkowym Polska jest na tle Europy dziwadłem. (A jak pokazują w swojej analizie ekonomiści z Fundacji Instrat, plany rządzących jedynie nieznacznie zwiększą progresywność systemu podatkowego w porównaniu z innymi krajami OECD i UE).
Zamiast wizji, mamy więc zaczepki znane od 16 lat, gdy zaczęła się wojna PiS z Platformą. Czy na pewno wyborcy oczekują od polityków większej ilości zaczepek i pyskówek? Być może tak, być może nie, na pewno nie jest to uniwersalny pomysł na sukces.
A nawet gdyby publiczność polityczna była już tylko zdolna do prostych odruchów złości, czy polityk z takim doświadczeniem i dorobkiem powinien iść w tę stronę? Od Donalda Tuska, czy się go lubi, czy nie, można chyba oczekiwać pogłębionej refleksji. Zamiast populistycznych uproszczeń mógłby przypominać choćby to, co mówił w podsumowaniu swego pięcioletniego (grudzień 2014-listopad 2019) przewodnictwa Radzie Europejskiej:
"Jaki sens będą mieć jedność, suwerenność i solidarność, jeśli nie będziemy umieli bronić Europy, rozumianej jako terytorium wolności, kultury i prawa, przed przeciwnikami zewnętrznymi i wewnętrznymi? Europa to nie kontynent w sensie geograficznym. To kontynent w sensie aksjologicznym. I takim pozostanie, o ile wystarczy nam siły, by chronić nie tylko nasze granice i interesy, lecz przede wszystkim – istotę Europy".
Tusk brał udział w najważniejszych wydarzeniach światowych, ale gdy wraca na własne podwórko, traci szerszą perspektywę, a tym samym marnuje szansę pogłębienia polskiej debaty i pokazania, że rządy PiS są nie do przyjęcia ze względów fundamentalnych.
Ocenę pomysłu na powrót Tuska można sformułować wg szkoły otwockiej i falenickiej.
Wg szkoły otwockiej były szef Rady Europejskiej może być brakującym ogniwem na opozycji, a jego programowe zamglenie to atut: dzięki temu może budować mosty i zostać patronem jakiegoś rodzaju porozumienia przynajmniej części sił opozycyjnych.
Ale wyznawca szkoły falenickiej powie, że program pod hasłem "Trzeba pokonać PiS", obiecujący Polakom przywrócenie standardów demokratycznych i walkę z "nowym bolszewizmem", może stać się czarną dziurą, która wchłonie młodych liderów i uczyni z nich jednorodną, bezprogramową masę, która znów w ostatecznym starciu przegra z bezwzględną machiną polityczną Prawa i Sprawiedliwości.
Jednak przede wszystkim wydaje się, że na cokolwiek zdecyduje się Donald Tusk, musi zdecydować się szybko. Wielomiesięczny serial kolejnych zapowiedzi zapowiadających zapowiedź powrotu to prosty sposób na paraliż i chaos nie tylko w Platformie Obywatelskiej, ale na opozycji w ogóle.
Opozycja
Borys Budka
Barbara Nowacka
Rafał Trzaskowski
Donald Tusk
Koalicja Obywatelska
Platforma Obywatelska
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Komentarze