0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Sylwia Penc / Agencja Wyborcza.plSylwia Penc / Agencj...

25 sierpnia, tuż przed początkiem nowego roku szkolnego, w Belwederze z inicjatywy Prezydenta Andrzeja Dudy zorganizowano spotkanie przedstawicieli samorządów i władz centralnych, by porozmawiać o systemie wsparcia, szczególnie dla ukraińskich uczniów, którzy przebywają w Polsce. Co zmieniło się od czerwca? Czy szkoły są bardziej przygotowane do przyjęcia dzieci cudzoziemskich? Ile uchodźców pozostaje poza systemem i na jaką pomoc mogą liczyć? Co robią władze lokalne, a co rząd?

JESTEŚMY TU RAZEM

Powoli wyczerpują się zasoby dobrej woli i możliwości pomocy ukraińskim rodzinom, które ratując się przed rosyjską agresją, próbują w Polsce mieszkać, pracować i uczyć się. Państwo nie wspiera już Polek i Polaków, którzy przyjmują uchodźców. Czas na nowo ułożyć relacje i szukać rozwiązań. Chcemy w OKO.press opisywać historie gości z Ukrainy, usłyszeć je od was. Czekamy też na listy polskich pracodawców, gospodarzy, wszystkich osób, które chcą napisać komentarz lub zgłosić pomysł. Piszcie na adres [email protected].

МИ ТУТ РАЗОМ

Поволі вичерпуються ресурси доброї волі та можливості допомоги українським родинам, які, рятуючись від російської агресії, намагаються жити, працювати та навчатися в Польщі. Держава більше не підтримує польок та поляків, які приймають біженців. Настав час заново формувати стосунки та шукати рішення. В OKO.press ми хочемо описати історії гостей з України, почути їх від вас. Також чекаємо на листи від польських роботодавців, господарів та всіх, хто бажає написати коментар чи подати ідею. Пишіть на [email protected].

Rozmawiamy z wiceprezydentką Warszawy Renatą Kaznowską i wiceprezydentką Sopotu Magdaleną Czarzyńską-Jachim, które brały udział w rozmowach u prezydenta.

Anton Ambroziak, OKO.press: Jak wyglądało spotkanie w Belwederze?

Renata Kaznowska, wiceprezydentka Warszawy: Miało formę raczej wysłuchania, a nie wspólnej pracy nad rozwiązaniami. Ale było merytoryczne. Najwięcej miejsca poświęciliśmy właśnie sprawom edukacyjnym.

Z wiceprezydent Sopotu Magdaleną Czarzyńską-Jachim apelowałyśmy o zwiększenie finansowania na oświatę. Zwracałam uwagę, że potrzebne jest uczciwe dzielenie środków.

Subwencja oświatowa naliczana jest w oparciu o tzw. wagi. W sumie jest ich ponad 20, a jedna z nich, którą my, samorządowcy nazywamy "edukacyjnym janosikowym", pomniejsza subwencję tzw. bogatszym samorządom, przekierowując znaczną część środków do tych biedniejszych.

Tyle że zamożne gminy płacą już zwyczajne "janosikowe" na wsparcie biedniejszych gmin. Tylko w tym roku Warszawa oddała w ten sposób 1,2 mld zł.

Janosikowe edukacyjne jest niesprawiedliwe i wyjątkowo krótkowzroczne. Młodzież z mniejszych ośrodków często wybiera do nauki duże miasta. W warszawskich szkołach ponadpodstawowych aż 30 proc. młodzieży pochodzi spoza stolicy. Cieszy nas rola metropolii edukacyjnej, ale koszt inwestycji to 100 mln zł rocznie.

Teraz dochodzi jeszcze jeden element: to najbogatsze gminy przyjmują dziś 90 proc. uchodźców z Ukrainy, co oznacza kolejne koszty.

Do warszawskich szkół od 1 września pójdzie co najmniej 17 tys. ukraińskich uczniów. O 2,7 tys. więcej niż w poprzednim roku szkolnym.

I to nie koniec. Cały czas mamy zgłoszenia, nie wiemy na jakiej liczbie się zatrzymamy.

Przeczytaj także:

W Sopocie uczniów z Ukrainy też będzie więcej?

Magdalena Czarzyńska-Jachim, wiceprezydentka Sopotu: Już wcześniej w sopockich szkołach było dużo dzieci, a nauka online w ukraińskiej szkole, jeśli była wybierana, to przez starszych uczniów. Od września dzieci będzie więcej, co chwilę spływają nowe zgłoszenia i to oczywiście utrudnia nam organizację roku szkolnego.

Powiem szczerze, dopiero od kilku dni układamy siatki godzin i zatwierdzamy tworzenie oddziałów przygotowawczych. A sytuacja zmienia się właściwie z godziny na godzinę.

A minister Piontkowski pokazał wam szacunki krajowe?

Renata Kaznowska: Nie szacunki, ale dane z Systemu Informacji Oświatowej. One są trochę zaniżone względem danych samorządów, bo my mamy jeszcze dostęp do bieżących zgłoszeń. Skala jednak jest zbliżona.

Według ministerstwa, od września w polskich szkołach będzie uczyć się co najmniej 198,5 tys. ukraińskich uczniów.

Na Mazowszu 32 692 osoby, z czego ponad 50 proc. w Warszawie.

Da się policzyć, ile dzieci i młodzieży zostaje w ukraińskiej szkole online?

Tych danych nie ma nikt. W ubiegłym tygodniu miałam spotkanie z wiceministrem edukacji Ukrainy i zadałam mu to samo pytanie. Ukraina nie ma jednolitego systemu, w którym można łatwo sprawdzić, kto i skąd się loguje.

Jako miasto szacujemy, że oprócz 17 tys. uczniów, którzy dołączą do polskiego systemu, w domach będzie uczyć się zdalnie ok. 40 tys. osób.

To kilka roczników! Gdyby szacunki z Warszawy rozciągnąć na cały kraj, oznaczałoby, że potencjalnie do polskiego systemu może trafić jeszcze 400 tys. uczniów.

Dlatego niezwykle ważne, by przy skokowym wzroście uruchomić środki rządowe, np. z funduszu inwestycji strategicznej, które pozwolą dużym miastom inwestować w infrastrukturę oświatową.

To znaczy, że chcecie rozbudowywać szkoły?

Rozbudowywać i budować nowe. Badania organizacji międzynarodowych pokazują, że 60 proc. uchodźców deklaruje, że zostanie w kraju wyboru, czyli w Polsce. Nawet biorąc poprawkę na to, że Ukraińcy chcą wracać do siebie, jak tylko skończy się wojna, musimy być przygotowani na to, że spora część zostanie. A to oznacza dodatkowe 10, 20, 30, 40 tys. uczniów.

W skali Warszawy to 10-20 dodatkowych szkół.

Magdalena Czarzyńska-Jachim: Nie mamy możliwości nie przyjąć ucznia, który deklaruje, że chce kontynuować naukę w polskim systemie. Dużo dzieciaków trafia od razu do standardowych oddziałów, które wypełnione są maksymalnie. Niby w klasach 1-3 zwiększono limity uczniów, ale tak zbliżamy się do granicy.

Dwa dni temu miałam spotkanie z dyrektorami szkół, na którym usłyszałam, że dochodzimy do ściany. 48 godzin później sytuacja była jeszcze trudniejsza, bo nagle dużo dzieci zostało dopisanych się do zerówek i przedszkoli. W piątek znów się spotykamy i na nowo układamy siatkę godzin.

Mówiliśmy ministerstwu, że gdyby strona ukraińska zrezygnowała z nauczania online, system szkolny w wielkich miastach by padł.

Na razie Ukraina deklaruje, że zajęcia online będą kontynuowane, co niewątpliwie odciąży polskie szkoły.

Najgorzej, że poruszamy się wciąż w dwóch odrębnych systemach.

Dzieci, które uczą się online są poza jakimkolwiek wsparciem, nie mogą liczyć na opiekę psychologiczną, integrację, nie mówiąc o zajęciach dodatkowych. A ich rodzic, najczęściej mama, nie może podjąć pracy, bo musi zajmować się dzieckiem.

Za to uczeń wybierający polską szkołę nie ma w ofercie języka ukraińskiego.

Trzeba zacząć myśleć o łączeniu systemów, bo wyzwanie nie zniknie w kilka miesięcy.

Dziś, jako samorządy, wspieramy dzieci z własnych środków, ale trzeba do tego problemu podejść centralnie, stworzyć spójne rozwiązania systemowe. Teraz.

Na ile wykorzystujecie możliwość tworzenia oddziałów przygotowawczych?

Dziś od ministra Piontkowskiego usłyszałam, że stworzyli nam znakomite ramy do działania, a my - samorządy - z nich nie korzystamy. Zapytałam go, czy myśli, że nam się nie chce, czy może jednak napotykamy na obiektywne bariery.

Największym problemem, oprócz pieniędzy, są braki kadrowe, co zresztą dotykało polskie szkoły zanim trafiły do nas dzieci z Ukrainy. W Sopocie mamy kadrę, ale tylko dlatego, że coraz więcej nauczycieli uczy kilku przedmiotów lub uczy w kilku szkołach. Jak duże obciążenie pracą mogą unieść? I jak długo?

Każdy oddział przygotowawczy to dodatkowe pomieszczenie, dodatkowy wychowawca, asystenci językowi - nie każda szkoła może sobie na to pozwolić. Kuratoria zgodziły się co prawda, by oddziały przygotowawcze tworzyć poza placówkami. Dzięki temu w Sopocie mamy jeden oddział przedszkolny w szkole, a jeden w Młodzieżowym Domu Kultury. Ale także przy takim rozwiązaniu zasoby lokalowe są ograniczone.

Do tego dochodzą problemy organizacyjne. Część dzieci uczy się w naszym systemie i równolegle korzysta z ukraińskiej szkoły online. Jak mówimy im, że mogą jeszcze dołożyć 6 godzin zajęć z języka polskiego to nie ma się co dziwić, że brakuje chętnych.

Póki co, w Sopocie na osiem szkół - cztery średnie i cztery podstawowe - będziemy mieć 7-8 międzyszkolnych oddziałów przygotowawczych, łączących kilka roczników.

Renata Kaznowska: W Warszawie już w zeszłym roku mieliśmy ponad 150 oddziałów przygotowawczych. W tym mamy kolejnych 27 zgłoszeń.

Ten system, wbrew temu, co twierdzi minister Piontkowski, nie jest idealny.

Proponowaliśmy, by oddziały przygotowawcze zastąpić klasami powitalnymi.

To byłaby nauka języka polskiego, z elementami matematyki, czy przyrody. Po roku, dzieci przystępowałyby do egzaminów językowych i testów kompetencyjnych, i na tej podstawie dalej byłyby odsyłane do odpowiednich grup wiekowych.

Dziś mamy tylko sześć godzin języka, trochę podstaw programowych, a większość uczniów trafia do oddziałów ogólnych. Dzieci nie czują się komfortowo, a proces wyrównywania wiedzy jest rozciągnięty w czasie. W dłuższej perspektywie to może rodzić frustracje.

Tak jak podczas rekrutacji do szkół średnich, gdy ukraińscy uczniowie i uczennice, ze względu na brak kompetencji językowych, byli na straconej pozycji?

Magdalena Czarzyńska-Jachim: Tutaj liczyły się też decyzje rad pedagogicznych. W Sopocie mieliśmy oddziały przygotowawcze w szkołach podstawowych, a na świadectwach ukraińskich uczniów nauczyciele wpisywali, czy oni powinni trafiać bezpośrednio do klas ogólnych, czy do oddziałów przygotowawczych.

Staraliśmy się podchodzić do uczniów indywidualnie, ale rekrutacja i tak była trudna, nawet dla polskich uczniów, bo do szkół ruszyło 1,5 rocznika. Odpowiadając na zapotrzebowanie, stworzyliśmy 3 dodatkowe klasy w naszych liceach, co pozwoliło przyjąć jeszcze 80 uczniów. Co nie znaczy, że nie było frustracji.

Jakie problemy zgłaszają nauczyciele?

W ubiegłym roku do szkół zapisało się sporo uczniów w wieku 16-17 lat, którzy w tym momencie w Ukrainie kończą obowiązkową ścieżkę edukacji. Zdobyli świadectwa w systemie online, ale polski system wciąż rozpoznaje ich jako uczniów objętych obowiązkiem szkolnym. Czyli powinniśmy ich więc ścigać i siłą doprowadzać do szkoły.

Nauczyciele denerwują się, że mają w klasie osoby, które zapisały się z przymusu, ale w zajęciach nie chcą uczestniczyć, bo liczy się dla nich tylko ukraiński dokument.

Problemem są też egzaminy: wciąż nie ma jasnych kryteriów, a testy nie odzwierciedlają możliwości ukraińskich uczniów.

Wielu z nich jest lepiej przygotowanych z przedmiotów ścisłych niż polscy uczniowie, ale przez egzaminy z języka polskiego ich szanse w rekrutacji spadają.

Renata Kaznowska: Problemem jest też bariera językowa. Dzięki finansowemu wsparciu UNICEFu [red. - Fundusz Narodów Zjednoczonych na rzecz dzieci) i Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej [red. - jedna z największych polskich organizacji pozarządowych niosących pomoc humanitarną] w warszawskich szkołach zatrudniliśmy 200 asystentek językowych, w większości ukraińskich nauczycielek. Ale nadal słyszmy o pedagogach, którzy będą prowadzić proces dydaktyczno-wychowawczy z translatorem w ręku.

Problemem, tak jak mówi prezydentka Czarzyńska-Jachim, jest też kadra. Już bez wojny cierpieliśmy na olbrzymi deficyt.

I co na to minister?

Magdalena Czarzyńska-Jachim: Przyznał, że kluczowe jest finansowanie, a ministerstwo dostrzega konieczność zaopiekowania się uczniami, którzy korzystają z nauki online. Ale czy to znajdzie odzwierciedlenie w decyzjach finansowych rządu?

Renata Kaznowska: Od kilku lat powtarzam, że mamy ekonomiczny demontaż oświaty, a koszty są przerzucane na samorządy.

Warszawę oświata kosztuje ponad 5,5 mld zł, z czego subwencja wynosi tylko 2,7 mld zł. W przyszłym roku szkolnym tylko energia elektryczna będzie nas kosztować 100 mln zł więcej. Młodzież z Ukrainy to dodatkowe 60 mln zł, nauczyciele zarabiają za mało, młodzi nie chcą wybierać zawodu.

Ile razy jeszcze musimy powtórzyć, że w polskiej oświacie dzieje się bardzo źle?

A czy nauczyciele mówią wam o pogarszającej się sytuacji bytowej ukraińskich rodzin mieszkających w Polsce?

Magdalena Czarzyńska-Jachim: Uruchomiliśmy pracowników socjalnych, którzy mimo wakacji starają się monitorować sytuację. Chyba najgorsze jest to, że Ukrainki, bo są u nas najczęściej kobiety, które podejmują pracę i tak nie są w stanie zarobić tyle, by samodzielnie wynająć mieszkanie.

W dużych miastach ceny najmu są dziś kosmiczne. To prowadzi do sytuacji, w której część osób rezygnuje z aktywności zawodowej, bo ta nie poprawia ich warunków. I tak muszą mieszkać w użyczonym przez miasto akademiku, tak jak to dzieje się w Sopocie. I trudno przekonać te osoby, że mogłyby przenieść się do mniejszej miejscowości, gdzie znajdą nie tylko mieszkanie, ale i pracę, czy wygodniejsze usługi edukacyjne.

Choć co do tego ostatniego, nie narzekałabym na duże miasta. Działamy na własną rękę. Z UNICEF-em tworzymy centrum nauki zdalnej, a także prowadzimy zajęcia językowe. Za to ze środków PCPM zorganizowaliśmy półkolonie językowe, w których udział wzięło 130 dzieci.

Renata Kaznowska: W Warszawie robimy to samo: tworzymy huby edukacyjne i centra rozwoju, gdzie młodzież może przyjść się uczyć. Czekają na nich laptopy, szybkie łącze internetowe, pomoc psychologiczno-pedagogiczna.

Są też miejsca do nauki języka polskiego, ale na to wszystko nie dostaliśmy złotówki od państwa. Wszystko opłacamy dzięki pomocy UNICEFu, ale umowa kończy się w grudniu. Dlatego potrzebne są długofalowe działania rządu, żebyśmy mieli pewność, że działania, które podejmujemy nadal będą finansowane.

Jak wygląda sytuacja w przedszkolach?

Prowadzenie przedszkoli jest zadaniem własnym gminy. MEiN ponosi tylko koszty utrzymania sześciolatków. Rząd finansował przyjmowanie dzieci z Ukrainy, ale tylko do wakacji. Dostawaliśmy 833 zł na ucznia. To i tak poniżej kosztów, które w Warszawie wynoszą ponad 1200 zł miesięcznie.

Od lipca nie mamy nic, dlatego apelowałam dziś, by polski rząd łożył na wszystkie uchodźcze dzieci. Pomoc uchodźcom jest zadaniem rządu. Wszystkim nam powinno zależeć na dobrym procesie integracji naszych gości, którzy wybiorą nasz kraj na nowe miejsce do życia.

JESTEŚMY TU RAZEM. Powoli wyczerpują się zasoby dobrej woli i możliwości pomocy ukraińskim rodzinom, które ratując się przed rosyjską agresją, próbują w Polsce mieszkać, pracować i uczyć się. Państwo nie wspiera już Polek i Polaków, którzy przyjmują uchodźców. Czas na nowo ułożyć relacje i szukać rozwiązań. Chcemy w OKO.press opisywać historie gości z Ukrainy, usłyszeć je od was. Czekamy też na listy polskich pracodawców, gospodarzy, wszystkich osób, które chcą napisać komentarz lub zgłosić pomysł. Piszcie na adres [email protected].

МИ ТУТ РАЗОМ. Поволі вичерпуються ресурси доброї волі та можливості допомоги українським родинам, які, рятуючись від російської агресії, намагаються жити, працювати та навчатися в Польщі. Держава більше не підтримує польок та поляків, які приймають біженців. Настав час заново формувати стосунки та шукати рішення. В OKO.press ми хочемо описати історії гостей з України, почути їх від вас. Також чекаємо на листи від польських роботодавців, господарів та всіх, хто бажає написати коментар чи подати ідею. Пишіть на [email protected]

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze