Polka mieszkająca od lat w Ameryce: „Nie wierzę, żeby Andreessenom i Muskom udało się zbudować państwo, o jakim marzą. Obawiam się jednak, że ich wpływy i zasoby wystarczą, by doprowadzić do dekonstrukcji państwa, w którym żyjemy"
Sławomir Zagórski, OKO.press: Donald Trump rządzi już ponad 100 dni. Przeżyliśmy szok związany z jego pierwszymi posunięciami, ale chyba nie sposób przyzwyczaić się do takiego stylu rządzenia? Jak odbierają to Amerykanie? Jesteś tam na miejscu.
Maria Wern: Właściwie codziennie budzę się ze ściśniętym żołądkiem. Ze strachu, w którą stronę to zmierza. Czuję się tak, jakby ktoś wyszarpywał mi państwo spod nóg.
Przed 20 stycznia 2025 mieszkałam w kraju, w którym sprawy toczyły się przewidywalnie. Nawet kiedy szły w złym kierunku, tak jak podczas wojny w Iraku, to toczyły się według znanych zasad. Kiedy politycy podejmowali skandaliczne decyzje, wiadomo było, wedle jakich procedur postępują. I co obywatele mogą z tym zrobić.
Obydwoje mamy szczególny stosunek do tego kraju. Ja spędziłem w nim 5 lat i od pierwszej wizyty byłem nim zafascynowany. Amerykańską nauką, sztuką, życzliwością mieszkańców, nieograniczonymi możliwościami. Dlatego tak bardzo przeżywam to, co dzieje się tam teraz.
Obydwoje mamy szczególny stosunek do tego kraju. Ja spędziłem w nim 5 lat i od pierwszej wizyty byłem nim zafascynowany. Amerykańską nauką, sztuką, życzliwością mieszkańców, nieograniczonymi możliwościami. Dlatego tak bardzo przeżywam to, co dzieje się tam teraz.
Przyjechałam do Stanów z wyidealizowanym wyobrażeniem o tym państwie. Widziałam oczywiście niedostatki: haniebne ubóstwo, brak powszechnej służby zdrowia, niedofinansowaną edukację publiczną, głodne dzieci.
Pamiętam, jak na początku pandemii wszyscy napadli burmistrza Nowego Jorku, Billa de Blasio, że ludzie mrą jak muchy, a ten zwleka z zamknięciem szkół. A on mówił w radiu: „Jak zamknę szkoły, to co te dzieci będą jadły?”. Oboje wiemy, że najbogatszych oddziela od reszty społeczeństwa Rów Mariański. Że klasa polityczna zatraciła wrażliwość społeczną. Społeczeństwo zostało wepchnięte w wojnę kulturową, polaryzuje się.
Długo jednak byłam przekonana, że ustrój demokratyczny i wydolne państwo potrafią takie problemy systematycznie rozwiązywać. W końcu demokracja to nie stan, a proces. Wymaga od obywateli pracy i stałej uwagi. W demokracji nie da się, na przykład, wyplenić korupcji, nie da się tego zrobić w żadnym ustroju. Ale społeczeństwo obywatelskie i demokratyczne państwo mają lepsze narzędzia, żeby ją tropić i karać, a przez to mitygować jej skalę. Są skuteczniejsze niż ten żałosny system, w którym my wyrastaliśmy.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Komentarze