Amerykańscy miliarderzy przekonali klasę pracującą do poparcia polityk, które jej szkodzą, służą za to najbogatszym. Nie jest to nowe zjawisko: sporo do powiedzenia na ten temat miał Karol Marks. O tym, jak koncepcje myśliciela z Trewiru pozwalają nam lepiej rozumieć triumfy współczesnej oligarchii, pisze filozof ekonomii Aleksander Ostapiuk
W ostatnich miesiącach uwaga całego świata jest skupiona na duecie Trump i Musk. Prawica chwali każdy ich ruch, a przeciwnicy argumentują, że Trump i Musk to zagrożenie dla demokracji i świata, w którym żyjemy. W tej dyskusji skupiamy się na osobach Trumpa i Muska zapominając czasem, że ich działania popiera duża część społeczeństwa amerykańskiego.
Trump i Musk mają poparcie wśród klasy pracującej, której nic nie powinno łączyć z dwoma kapitalistycznymi miliarderami (Trump zdobył 56 proc. głosów ludzi bez studiów przy 42 proc. Harris, wśród białych bez studiów Trump miał 66 proc. poparcia). Mariaż Trumpa i Muska ucieszył wyborców, którzy z aprobatą patrzą na nowo powstały departament wydajności rządowej (DOGE), za który odpowiada najbogatszy człowiek świata.
Wizja Trumpa i Muska jest prosta. Zwijamy nieefektywne państwo poprzez ograniczenie wydatków, a wspieramy biznes poprzez deregulacje.
Poparcie dla tej polityki jest paradoksalne, ponieważ traci na niej klasa pracująca głosująca na Trumpa, która jest mniej wykształcona, mniej zarabia i częściej korzysta z pomocy państwa. Na zmianach korzystają natomiast najbogatsi kapitaliści, którzy dostaną niższe podatki, kontrakty rządowe i deregulacje.
Ogólnie zakłada się, że ludzie kierują się swoim własnym interesem, głosując za daną partią. Dlaczego więc klasa pracująca popiera politykę, która wspiera miliarderów, a nie klasę pracującą?
Mamy dwa wytłumaczenia.
Oba wyjaśnienia są prawdziwe. W tekście postaram się pokazać, w jaki sposób kapitaliści przekonali klasę pracującą do poparcia polityk, które służą najbogatszym, a szkodzą jej.
Najłatwiej zrozumieć ten paradoks wykorzystując Karola Marksa i jego koncepcje bazy, nadbudowy i fałszywej świadomości.
Proszę nie bać się terminologii, w tekście teorii będzie mało i wszystko będzie zrozumiałe, nawet jeżeli macie mgliste pojęcie o Marksie. Sama myśl Marksa do dziś jest dyskutowana i ma wiele interpretacji. Ja wykorzystam marksistowską analizę socjologiczno-filozoficzno-ekonomiczną, aby zrozumieć, w co grają Trump i Musk. Bez tego szerokiego spojrzenia będziemy żyć w ciągłym chaosie, próbując interpretować ich pojedyncze wypowiedzi. Zamiast lasu będziemy widzieć drzewa.
Skupiam się na USA, ale wnioski dotyczą również Europy, Polski, i losów demokracji, w których widzimy mariaż biznesu i populistycznej prawicy. Wielu naszych polityków zaczęło mówić Trumpem i Muskiem. Przechylenie prawicowe oznacza szczucie na imigrantów i walkę z „kulturą woke”. Z kolei przechylenie biznesowe niesie ze sobą m.in. narrację o nieefektywnym państwie i niezbędnych deregulacjach.
Najpierw krótki słownik terminów stosowanych przez Karola Marksa.
Baza – dotyczy struktury ekonomicznej w kapitalizmie. Pierwszym aspektem są „siły wytwórcze”, które dotyczą technologii i wiedzy. Są one dynamiczne, ponieważ technologia i wiedza rozwijają się, dzięki czemu rośnie efektywność kapitalizmu. W naszej analizie najważniejsza jest druga część bazy, czyli „stosunki własności”, które stanowią o tym, kto otrzymuje zysk w kapitalizmie. Według Marksa mamy dwie klasy: kapitalistów i proletariuszy. Kapitaliści posiadają środki produkcji (np. firmy) i na nich zarabiają. Proletariusze, czyli pracownicy nie posiadają środków produkcji i muszą sprzedawać swoją pracę kapitalistom, żeby przeżyć. W kapitalizmie większa część zysku idzie do kapitalisty, a nie pracownika. Dlatego kurier zatrudniony przez Rafała Brzoskę zarabia 5 tys. zł miesięcznie, a Rafał Brzoska zarabia miliony. Tak samo będzie w fabrykach Tesli. Pracownicy zarabiają niewiele, a zysk idzie do Muska.
Nadbudowa – jej celem jest utrzymanie bazy i istniejących „stosunków własności”. W nadbudowie chodzi o dominującą ideologię, która tworzy przekonanie w społeczeństwie, że podział zysku pomiędzy kapitalistą a pracownikiem jest sprawiedliwy. W kapitalizmie jest sprawiedliwe, że Brzoska i Musk mają miliardy, a szeregowi pracownicy zarabiają minimum. Większość tak uważa, ponieważ wierzymy w świętość prywatnej własności i to, że zyski mają iść do kapitalistów, do których należą firmy.
Sama przewaga narracyjna kapitalistów jest widoczna w języku. Kapitaliści to pracodawcy, czyli to oni dają pracę.
Ta wiara w istotność kapitalistów sprawia, że nie szokuje nas to, że pracownicy zarabiają zdecydowanie mniej niż właściciele firm. Dodatkowo uważamy, że podział zysków w kapitalizmie jest sprawiedliwy, ponieważ pensja jest wynikiem dobrowolnej gry rynkowej. W dzisiejszym kapitalizmie nie ma niewolnictwa. Jeżeli nie pasuje ci pensja to możesz zmienić pracę albo założyć własną firmę.
Fałszywa świadomość – to mechanizm, który sprawia, że pracownicy przyjmują idee kapitalistów jako własne, nawet jeżeli działają one przeciwko ich interesom. Fałszywa świadomość jest wynikiem nadbudowy i ideologii wykorzystywanej, aby utrzymywać kapitalizm. Przykładowo w Polsce większość nie jest za podniesieniem podatków dla najbogatszych, bo uważają to za niesprawiedliwe. Czyli np. kurier nie chce, by Brzoska płacił wyższe podatki, choć skorzystałby na tym, ponieważ część pieniędzy poszłaby na usługi publiczne jak ochrona zdrowia. Dlaczego kurier nie chce podwyżki podatków dla Rafała Brzoski? Bo dominującą wiarą w kapitalizmie tworzącą nadbudowę jest narracja o „kowalu swojego losu”. Wierzymy w to, że jak ktoś zarobił, to na to zasługuje, a sukces wynika z ciężkiej pracy. Każdy może osiągnąć sukces, trzeba tylko się wziąć za siebie. W ostateczności fałszywa świadomość powoduje, że pracownicy są zwolennikami kapitalizmu, na którym korzystają kapitaliści.
Teoria Marksa jest dużo bardziej zniuansowana, ale nie będę komplikował argumentów. Dzięki bazie, nadbudowie i fałszywej świadomości zrozumiemy, dlaczego klasa pracująca popiera Trumpa i Muska, którzy proponują więcej kapitalizmu (niższe podatki dla najbogatszych i mniej państwa).
Zacznijmy od bazy, czyli sytuacji ekonomicznej. USA jest innowacyjną gospodarką, która ciągle się rozwija. W ostatnich 10 latach średni wzrost roczny PKB to 2,38 proc., przy 1,44 proc. Unii Europejskiej (dane za Bankiem Światowym). Wzrost PKB wzrostem PKB, ale dla Marska najważniejsze było to, kto korzysta na wzroście: kapitaliści, czy pracownicy („stosunki własności”).
Współczesny ekonomista Thomas Piketty potwierdza to, co prognozował Marks, czyli w kapitalizmie bogacą się kapitaliści, a nie klasa pracująca. Piketty na danych pokazuje wielki wzrost nierówności od lat 80. XX wieku.
Same dysproporcje są ogromne i widać przewagę najbogatszych. Co istotniejsze te nierówności z roku na rok się powiększają.
Piketty krytykuje dzisiejszy kapitalizm nie za to, że nierówności istnieją, ale za to, że rosną, doprowadzając do podziału na bogate top 10 proc. i resztę, która ledwo wiąże koniec z końcem. Piketty tłumaczy to wzorem r>g. R to stopa wzrostu z kapitału, a g to wzrost gospodarczy. Jeżeli popatrzymy na giełdę to wzrost z kapitału (r) wynosił w ostatnich 10 latach 13,3 proc. rocznie przy wzroście gospodarczym na poziomie 2,38 proc.
Jeśli giełda jest zbyt abstrakcyjna, to pomyślcie o osobie, która ma kapitał w postaci 20 mieszkań, na których zarabia.
Konkluzja: w kapitalizmie nie zarabia się na pracy, ale na kapitale.
Po drugiej strony barykady mamy klasę pracującą, która utrzymuje się ze swojej pracy, a nie kapitału. Bardzo niewielka część pracujących ma wysokie dochody. Są to głównie specjaliści jak lekarze, prawnicy czy informatycy. Większość klasy pracującej żyje od pierwszego do pierwszego. Pomimo wzrostu gospodarczego na przestrzeni lat spora część klasy pracującej w USA żyje na bardzo podobnym poziomie (uwzględniając inflację) co w latach 60. Lwia część wzrostu PKB idzie do kapitalistów, a nie pracowników.
Kluczowa jest tutaj niska pozycja negocjacyjna amerykańskich pracowników. W latach 60. XX wieku 35 proc. pracowników należało do związków zawodowych i pracownicy mieli odpowiednią siłę, aby wspólnie wywalczyć wysokie pensje. Dzisiaj tylko 10 proc. należy do związków zawodowych, a pozycja pracownika jest zdecydowanie słabsza. Nie można również zapomnieć o dwóch wielkich kryzysach (2008, 2020), które uderzyły klasę pracującą. W przeciwieństwie do kapitalistów nie ma ona poduszki bezpieczeństwa wypchanej dolarami.
Rezultatem tych rosnących nierówności w kapitalizmie jest gniew klasy pracującej.
Wróćmy do Marksa. Według niego to niezadowolenie klasy pracującej ze swojej sytuacji ekonomicznej doprowadzi do obalenia kapitalizmu. Tak się jednak nie stało. Klasa pracująca zagłosowała na kapitalistę Trumpa, który wraz z Muskiem proponują jeszcze więcej kapitalizmu. Pytanie za tysiąc dolarów. Dlaczego?
System kapitalistyczny utrzymuje się dzięki nadbudowie, czyli dominującej ideologii. Ludzie wierzą, że kapitalizm jest sprawiedliwy i nie ma innej lepszej alternatywy.
Pierwszą ideologią utrzymującą kapitalizm jest narracja o byciu kowalem swojego losu. Ta narracja mówi o tym, że za naszą sytuację jesteśmy odpowiedzialni tylko my sami. Kapitalizm różni się od wcześniejszego klasowego społeczeństwa, gdzie nasza sytuacja zależała od urodzenia. Rodziłeś się arystokratą – żyłeś dobrze, rodziłeś się chłopem – żyłeś źle. Mieliśmy praktycznie zerowe możliwości awansu społecznego. Dzisiejszy kapitalizm jest inny. Żyjemy w społeczeństwie merytokratycznym, w którym to od naszej pracy zależy, czy będziemy bogaci, czy biedni. Tę narrację „kowala swojego losu” powielają kapitaliści jak Musk czy Brzoska, którzy chwalą się tym, że pracują po 20 godzin dziennie. Ma to utrwalić przekonanie w ludziach, że jeżeli będą ciężko pracować, to też mogą być miliarderami. W tej narracji każdy z nas może być przedsiębiorcą, wystarczy założyć startup. Abstrahując od prawdziwości historii Trumpa i Muska o byciu self-made menami (obaj mieli bardzo bogatych rodziców) sama historia dobrze się sprzedaje i amerykańskie społeczeństwo wierzy w bycie kowalami swojego losu.
Dodatkowo kapitaliści przedstawiają się jako geniusze zmieniający świat. Szczególnie kapitaliści związani z nowymi technologiami, jak Musk są traktowani jak wizjonerzy.
Drugą stroną monety w narracji o kowalu swojego losu są ludzie, którym się nie udało osiągnąć sukcesu. Jeżeli nie jesteś bogaty to tylko twoja wina, leniu!
Drugim aspektem nadbudowy jest indywidualizm. Żyjemy w hiperindywidualistycznym społeczeństwie, nie uważając, że mamy obowiązki wobec innych. Jako konsumenci nie potrzebujemy innych, bo wszystko możemy kupić na rynku. Odeszliśmy od społeczeństwa, gdzie jako jednostka byliśmy zależni od wspólnoty czy rodziny. Oczywiście w kapitalizmie nadal zależymy od innych (np. producentów telefonów), ale nie czujemy wspólnoty z innym, bo w kapitalizmie te interakcje są sprowadzone do transakcji rynkowych.
Marks nazywał to fetyszyzacją produktu. Oznacza to, że kupując nowe buty, zupełnie zapominamy o tym, że ktoś w jakimś kraju rozwijającym się nam te wyprodukował. W ostateczności kapitalizm poprzez transakcje na wolnym rynku doprowadził do indywidualizacji. Nie myślimy o sobie jako o części wspólnoty, ale jako o indywidualnym konsumencie. Dodatkowo kapitalizm spowodował, że ludzie postrzegają interakcje z innymi jako rywalizację. Tak samo, jak firmy ze sobą rywalizują, tak i my rywalizujemy z innymi na rynku pracy. Zgodnie z logiką rynkową wytrwają najsilniejsi, a reszta przegra.
Te dwa procesy (wiara w „kowala swojego losu” i indywidualizm) doprowadziły do tego, że ludzie postrzegają życie społeczne przez pryzmat społecznego darwinizmu.
Uwierzyliśmy w to, że świat społeczny działa jak kapitalizm. Wygrywają najsilniejsi, a słabsi przegrywają.
Dlatego wiele osób nie widzi problemu w tym, że w dzisiejszym kapitalistycznym społeczeństwie mamy miliarderów, a z drugiej strony ludzi, którzy walczą o to, by przetrwać od pierwszego do pierwszego.
Kolejnym elementem nadbudowy, który utrwala wiarę w kapitalizm, jest utożsamianie kapitalizmu z wolnością. Na wolnym rynku jestem wolny i nikt mnie do niczego nie zmusza. Przy pomocy pieniędzy jako konsument decyduję, czego chcę. Dodatkowo to konsument ma zawsze rację, a przedsiębiorcy nie kwestionują naszych przekonań. Rezultatem takiego postrzegania wolności jest to, że żyjemy w społeczeństwie kapitalistycznym, w którym konsument zastąpił obywatela.
Demokracja oznacza dyskusje i poszukiwanie kompromisów, które ograniczają naszą wolność. W kapitalizmie tych problemów nie ma. Płacę i dostaję to, czego chcę i nie muszę się martwić innymi.
Ostatnim elementem nadbudowy jest utożsamianie kapitalizmu z rozwojem. Ta narracja wywodzi się z koncepcji niewidzialnej ręki rynku Adama Smitha [1723-1790]. Mówi ona o tym, że przedsiębiorcy, kierując się własnym egoizmem, muszą spełnić preferencje konsumentów poprzez dostarczenie im produktów i usług, których konsumenci chcą. W ostateczności wszyscy korzystamy na kapitalizmie, bo firmy wprowadzają coraz lepsze produkty.
Te wszystkie elementy nadbudowy nie są przyjmowane bezkrytycznie. Jeżeli sytuacja ekonomiczna jednostek jest zła, to wiara w kapitalizm słabnie. Można to zaobserwować wśród amerykańskich pracowników, pracujących na dwóch zmianach po 12 godzin dziennie i ledwo wiążących koniec z końcem. Ta sytuacja generuje niezadowolenie, ale najczęściej nie ogniskuje się ono na kapitalizmie, ale jest przerzucane na innych.
Jedną z pierwszych decyzji po przejęciu władzy przez Trumpa było mianowanie Muska szefem departamentu wydajności rządowej (DOGE). W narracji kapitalistów za wszystkie problemy odpowiada państwo, które trzeba ograniczyć.
Państwo jest przedstawiane jako biurokratyczny moloch, który jest źle zarządzany, kosztując społeczeństwo miliardy. Wykorzystuje się tutaj opowieść o prywatnych firmach jako jedynych, którzy doprowadzają do wzrostu PKB. I zgodnie z narracją o prymacie kapitalizmu, państwo ma być zarządzane jak firma i przynosić zyski.
Oprócz walki z biurokracją Musk i Trump zaczęli ograniczać wydatki na wiele programów socjalnych (pomoc dla najuboższych, szkoły, ochrona zdrowia). Jest w tym ideologia społecznego darwinizmu oparta na opowieści „kowalu swojego losu”. Z tej perspektywy osoby, które potrzebują pomocy od państwa, są nierobami niezasługującymi na pomoc. To twoja wina, że jesteś biedny.
Kolejną narracją stosowaną przez kapitalistów jak Trump i Musk jest przedstawienie państwa jako reżimu, który zabiera wolność. Faktycznie, państwo ogranicza wolność, ale robi to, mając na celu dobro jednostki albo dobro społeczeństwa. Dlatego mamy regulacje środowiskowe, czy obowiązkowe szczepienia. Wielu ludzi traktuje te ograniczenia z wrogością. Najlepszym przykładem były ograniczenia podczas pandemii COVID-19.
Z drugiej strony mamy narrację o kapitalizmie, który zapewnia wolność. W tej narracji liczysz się tylko ty. Jeżeli chcesz mieć 10 samochodów, to miej 10 samochodów. Nikt nie może ci mówić, jak żyć. Jesteś wolny. Takie pojmowanie wolności indywidualistycznej jest krytykowane. Można np. argumentować, że przez nadmierną konsumpcję generujesz zanieczyszczenia, a przez brak szczepień zarażasz innych. Odpowiedzią „wolnościowców” na tę krytykę będzie zaprzeczanie zmianom klimatycznym czy istnieniu COVID-19. Sumienia mają czyste i mogą robić, co chcą.
Takie postrzeganie wolności ma konsekwencje dla całego systemu demokratycznego. Demokracja nie polega na tyranii większości, ale na szukaniu kompromisów. Żyjemy w pluralistycznym społeczeństwie, w którym zderzają się odmienne poglądy. Nie przekonuje to zwolenników Trumpa, którzy są wychowani w kapitalizmie, gdzie nie trzeba debatować z innymi. Zamiast tego mamy społeczny darwinizm z prawem silniejszego. To myślenie wspiera autorytaryzm, czego najlepszym ucieleśnieniem jest Trump. Postrzega on demokrację wraz z jej procedurami jako przeszkodę. W tej opowieści nie ma czegoś takiego jak społeczeństwo demokratyczne. Zamiast niego jest rynek, w którym jedna strona wygrywa, a druga przegrywa.
Oprócz państwa Trump i Musk szukają winnych wszędzie poza kapitalizmem. Asem w talii, która daje poparcie, jest szczucie na imigrantów, które Trump uskutecznia od lat. W tej narracji nielegalni imigranci są złem w czystej postaci: kradną, gwałcą, przenoszą choroby i jedzą psy. Są przedstawieni jako zagrożenie dla narodu. Te same narracje w różnym natężeniu są wykorzystywane w krajach europejskich.
Kolejnym wykreowanym przeciwnikiem są elity. Nie chodzi tu o elity finansowe, jak Musk i Trump, ale o elity intelektualne, które mówią innym językiem niż klasa pracująca. Niechęć do elit intelektualnych polega na tym, że są to autorytety, które mówią, co jest dobre, a co złe. Najlepszym przykładem niechęci do autorytetów są naukowcy i lekarze, którzy mówili o negatywnych skutkach covidu. Ludzie nie chcą słuchać autorytetów, którzy mówią im, co mają robić. Proszę pamiętać, że w kapitalizmie to klient ma zawsze rację.
Na tym relatywizmie żerują populiści jak Trump, którzy każdą krytykę swoich akcji określają jako fake news. W tej perspektywie nie ma czegoś takiego jak obiektywna prawda, są tylko różne narracje.
Ta strategia podmywa wartość wszystkich mediów. CNN ma swoją narrację, a Fox News swoją. W ostateczności, żyjemy w świecie, gdzie każdy ma swoją rację. Dlatego żaden doktor nie będzie mi mówił, że zaszczepienie się przeciw COVID-19 jest dobre.
Trzecim przeciwnikiem jest „radykalna lewica”, utożsamiana z “kulturą woke”. Ten przeciwnik jest kreowany od lat. Kilka lat temu zamiast kultury woke prawica mówiła o politycznej poprawności. Trump i prawica kreują lewicę na ideologicznych zamordystów, którzy ograniczają wolność zwykłych ludzi. W tej narracji mam np. prawo nazywać osób LGBTQ+ ideologią, bo nikt nie ma prawa narzucać mi, co mogę mówić – liczy się tylko moja indywidualistyczna wolność. Słowo narzucać nie jest przypadkowe. Lewica jest przedstawiona jak orwellowski Wielki Brat, który poprzez język kontroluje społeczeństwo. Skupianie się partii lewicowych na kwestiach ekonomicznych niewiele zmienia – i tak są postrzegane przez pryzmat swojej światopoglądowej „ideologiczności”. Klasę pracującą przed tym komunizmem obronią rzecz jasna kapitaliści-miliarderzy.
Ostatnim wrogiem są inne kraje. Główne miejsce w narracji wojennej Trumpa zajmują Chiny, ale w zależności od sytuacji może to być również Kanada, Meksyk czy Dania. Chodzi o to, by zrzucić winę za ciężką sytuację pracowników w USA na innych. Trump nie powie ludziom, że przenoszenie fabryk z USA do innych krajów to część kapitalizmu, w którym firmy działając na globalnym rynku, będą szukały tańszej siły roboczej. Zamiast tego będzie grzmiał, że za tę trudną sytuację odpowiadają Chiny czy Meksyk.
W taki sposób odciąga się uwagę opinii publicznej od strukturalnych problemów związanych z kapitalizmem – takich jak nierówności. Kapitaliści u władzy – jak Trump czy Musk – nie chcą zmiany systemu, na którym korzystają. Dlatego zrzucają winę na innych, jak państwo, imigranci czy „kultura woke”.
To budowanie niechęci w stosunku do innych doprowadza do polaryzacji społeczeństwa, podmywania wartości demokracji i wielu innych problemów. Są to bardzo niebezpieczne procesy, ale nie będę się nimi zajmował w tym miejscu, ponieważ głównym celem tekstu jest pokazanie, dlaczego klasa pracująca wspiera polityki służące kapitalistom, które dla niej samej są szkodliwe. Jak pamiętacie, u Marksa była to fałszywa świadomość. W chaosie tysięcy wypowiedzi Muska i Trumpa, najważniejszym dla życia amerykanów jest ich pomysł na gospodarkę.
Pierwszą polityką są zapowiedziane obniżki podatków dla firm. Fałszywa świadomość oznacza wiarę w to, że dzięki niższym podatkom gospodarka będzie się rozwijać z korzyścią dla wszystkich. Tymczasem najbardziej na obniżonych podatkach skorzystają kapitaliści, a nie pracownicy.
Drugą polityką jest zwijanie państwa i ograniczenie wydatków. Przyklaskiwanie przez wyborców Trumpa ograniczeniu wydatków np. na szkoły i ochronę zdrowia to symptom fałszywej świadomości, ponieważ to klasa pracująca najbardziej korzysta na programach socjalnych oferowanych przez państwo.
Trzecią polityką jest wpieranie prywatnych firm. Trump zapowiedział program Sarget i wpompowanie 500 mld $ w rozwój firm AI. Być może finalnie wszyscy Amerykanie skorzystają na rozwoju AI, ale jedno jest jasne: bezpośrednio i najbardziej skorzystają na tym prywatne firmy technologiczne i kapitaliści, którzy dostaną ogromne środki, za które zapłaci podatnik.
Ostatnią proponowaną polityką jest deregulacja. Gdzie tu fałszywa świadomość? W całkowitym ignorowaniu faktu, że regulacje są tworzone m.in. po to, by chronić pracowników i konsumentów przed nadużyciami ze strony firm. Najistotniejszym aspektem deregulacji jest to, że Trump i Musk proponują mniejsze regulacje dla firm technologicznych. Według ich narracji ma to służyć rozwojowi, ale w ostateczności sprawia, że firmy technologiczne (np. X, Facebook) będą miały jeszcze większy wpływ na kształtowanie opinii publicznej, co niezawodnie wykorzystają do promowania własnych interesów.
Marks przewidywał upadek kapitalizmu. Według niego zła sytuacja ekonomiczna klasy pracującej doprowadzi do obalenia systemu. Tak się jednak nie stało: to państwo uratowało kapitalizm przed samym sobą. Dzięki siatce zabezpieczeń społecznych, czy programów w czasach kryzysów klasa pracująca nie jest na tyle zdesperowana, by wyjść na barykady, aby obalić kapitalizm.
O niezbędności państwa w utrzymaniu kapitalizmu wiedzą kapitaliści. Dlatego wykorzystują państwo do własnych celów. Mariaż biznesu i władzy istnieje w USA od dawna i dotyczy wszystkich partii. Ale nigdy ten mariaż władzy i biznesu nie był tak jaskrawy, jak dzisiaj. Kapitaliści podważają wartość demokracji i specjalnie polaryzują społeczeństwo. Opinia publiczna skupia się na kolejnych przesadzonych wypowiedziach Trumpa i Muska, podczas gdy oni wprowadzają polityki, które dają jeszcze większą władzę kapitalistom. Sukcesem Trumpa jest przekonanie klasy pracującej, że jest jej obrońcą pomimo tego, że wprowadza polityki, które tejże klasie pracującej szkodzą.
Wnioski z tej analizy brzmią złowieszczo. Wydaje się, że kapitaliści znaleźli sposób, by rozgrywać klasę pracującą. Ale tak nie musi być na zawsze. Wiele w tym tekście poświęciłem ideologii (nadbudowa). Natomiast to sytuacja ekonomiczna (baza) jest najważniejsza. Jeżeli życie klasy pracującej nie poprawi się do 2028, to zrzucanie winy z kapitalizmu na innych może nie wystarczyć.
Na początku tekstu pisałem o tym, że można wyciągnąć wnioski z sytuacji w USA dla Polski. Najważniejszym z nich jest zrozumienie, że miliarderzy – tak jak politycy – przede wszystkim kierują się własnym interesem i chcą systemu, z którego sami będą korzystali. Dlatego, kiedy przychodzi Rafał Brzoska mówiący o deregulacji, która ma być dobra dla społeczeństwa, proszę pomyśleć o Marksie i zastanowić się, o czyje dobro konkretnie tutaj chodzi.
Filozof ekonomii. Zatrudniony na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Autor książki "The Eclipse of Value-Free Economics. The concept of multiple self versus homo economicus”.
Filozof ekonomii. Zatrudniony na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Autor książki "The Eclipse of Value-Free Economics. The concept of multiple self versus homo economicus”.
Komentarze