0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jedrzej Nowicki / Agencja GazetaJedrzej Nowicki / Ag...

Kantar w sondażu dla TVN zapytał Polaków o tematy, jakie według nich powinny być w kampanii wyborczej najważniejsze.

Ankietowani mogli wybrać maksymalnie trzy odpowiedzi. Najwięcej osób, ponad połowa z pytanych (55 proc.) wybrała odpowiedź „stan służby zdrowia”. Na dwóch kolejnych miejscach mamy odpowiedzi „programy socjalne np. 500 plus, 13. emerytura itp.” (35 proc.) i „edukacja, sytuacja w szkolnictwie” (34 proc.).

W maju 2019 w sondażu IPSOS OKO.press zadało Polakom pytanie „Na ile ważne są – według Pana(i) – następujące cele, na które można przeznaczyć pieniądze z budżetu państwa?”. Pytaliśmy o pomysły PiS z piątki Kaczyńskiego, ale także m.in. o ochronę zdrowia i edukację.

IPSOS maj 2019 Na co wydawać pieniądze z budżetu
IPSOS maj 2019 Na co wydawać pieniądze z budżetu

Chociaż pytania były inne, w obu mamy wskazówki co do tego, jakie priorytety w wydatkach publicznych powinni obrać rządzący. I odpowiedzi w obu przypadkach są zbieżne.

  • W naszym sondażu również pierwsze miejsce zajęła ochrona zdrowia, i to z bardzo podobnym wynikiem (57 proc.).
  • Odpowiedź „wyższa jakość edukacji” zebrała 34 proc. odpowiedzi – dokładnie tyle samo co edukacja w sondażu Kantar dla TVN.
  • W sondażu TVN drugie miejsce zajmują świadczenia socjalne. U nas - wyższe świadczenia dla osób z niepełnosprawnościami (37 proc.), 18 proc. osób wskazało też świadczenie 500 plus na każde dziecko.

Sondaże nie są w pełni porównywalne ze względu na różne pytania i inną pulę odpowiedzi. Sondaż TVN można interpretować różnie, bo pytanie o to, co powinno być tematem kampanii, niekoniecznie jest pytaniem o większe wydatki z budżetu państwa.

Ale podobieństwo w odpowiedziach do sondażu OKO.press wskazuje, że oba badania uchwyciły odczucia Polek i Polaków: ochrona zdrowia, edukacja i system świadczeń socjalnych w Polsce potrzebują znacznie większej uwagi rządzących niż dotychczas. I inwestycji.

Sprawdziliśmy więc, jak wyglądają wydatki na te dziedziny na tle innych państw. Niestety, w tych porównaniach wypadamy często bardzo źle.

Nie samym 500 plus

Wniosek, że Polska powinna wydawać więcej na świadczenia socjalne, może wydawać się zaskakujący. Ale takie świadczenia to nie tylko finansowe wsparcie rodzin z dziećmi - wiele obszarów socjalnych jest niewspółmiernie zaniedbanych. I widać to, gdy porównamy siebie z innymi państwami.

Rodzina i dzieci

Efekt 500 plus jest w europejskich statystykach widoczny. Pod względem wydatków państwa na rodzinę i dzieci jesteśmy (dane za 2017 rok) na szóstym miejscu z 30 (UE 28 + Szwajcaria i Norwegia) z 2,7 proc. PKB. Jeszcze w 2015 roku zajmowaliśmy 20. miejsce z 1,2 proc. PKB. Likwidacja kryterium dochodowego i związany z nią wzrost wydatków na program o ok. 20 mld zł (co odpowiada 1 proc. PKB) sprawi, że najprawdopodobniej przesuniemy się na czoło tej klasyfikacji.

Nasze państwo, pomimo dużych wydatków na rodzinę i dzieci, nie jest w stanie zapewnić najmłodszym formalnej opieki. Niedawny raport NIK pokazał, że w niemal połowie skontrolowanych gmin były problemy z dostępnością opieki przedszkolnej. Liczba wniosków o przyjęcie dzieci przekraczała liczbę dostępnych miejsc o średnio 30-60 proc. Prawie ⅓ dzieci nie dostała się do wybranego przedszkola, z czego niemal wszystkie to trzy- i czterolatki. W części gmin rodzicom nie wskazywano alternatywnych placówek albo proponowano takie, które były nieatrakcyjne np. ze względu na ich lokalizację lub godziny pracy.

Osoby z niepełnosprawnością

Na świadczenia i inne formy wsparcia dla osób z niepełnosprawnościami (1,3 proc. PKB w 2016 roku) również wydajemy mniej niż wynosi unijna średnia (2 proc.). Podwyższenie renty socjalnej i zasiłku pielęgnacyjnego w wyniku protestu w 2018 mogło nieznacznie podnieść ten wskaźnik - podobnie jak zapowiadane przez rząd nowe świadczenie dla osób ze znaczną niepełnosprawnością, obwarowane progiem dochodowym. Wątpliwe jednak, byśmy się choćby zbliżyli do średniej UE.

Bezrobotni i wsparcie mieszkaniowe - całkowita katastrofa

Bardzo źle natomiast wypadamy, jeśli chodzi o świadczenia i inne wsparcie dla osób bezrobotnych. Polska przeznacza na nie zaledwie 0,2 proc. PKB. Unijna średnia jest ponad sześć razy wyższa (1,3 proc. PKB), a Finlandia i Belgia wydają na ten cel ok. 2,5 proc. swojego PKB.

Jeśli chodzi o zasiłki mieszkaniowe, to większość krajów Unii przeznacza na ten cel raczej niedużą część swojego Produktu Krajowego Brutto - unijna średnia wynosi 0,5 proc. Jednak w unijnej statystyce w rubryce Polska widnieje zawstydzające 0. W latach 2008-2015 było to niewiele więcej, bo 0,1. W ostatnich latach wydatki na ten cel spadły do tak niskiej wartości, że można je zaokrąglić do zera.

Polska ma też potężny problem podażowy z mieszkaniami. Pisaliśmy niedawno o tym, że sztandarowy program mieszkaniowy PiS - Mieszkanie Plus - daleki jest od spełnienia składanych wcześniej obietnic. A potrzeby pozostają ogromne - szacuje się, że w Polsce brakuje ponad 2 milionów mieszkań.

Przeczytaj także:

Względnie dużo na emerytury

Te dane znajdują potwierdzenie w analizie Jakuba Sawulskiego z Instytutu Badań Strukturalnych. W swojej analizie polskich wydatków socjalnych z 2017 roku pisał, że "Polska wydaje relatywnie dużo na emerytury i renty, ale mało na świadczenia dla bezrobotnych, pomoc społeczną dla osób wykluczonych i zasiłki mieszkaniowe".

Słowa o relatywnie wysokich wydatkach na emerytury mogą dziwić, ale znajdują potwierdzenie w danych. Jesteśmy wciąż względnie młodym społeczeństwem, które na emerytury wydaje nieproporcjonalnie dużo.

Źródło wykresu: http://ibs.org.pl/publications/czy-polska-jest-panstwem-opiekunczym/

Dlatego z dużą ostrożnością należy podchodzić do pomysłów rozszerzania świadczeń emerytalnych (13 emerytura, "emerytura bez podatku" proponowana przez PSL). Ta część społeczeństwa otrzymuje już dużo - jako całość, bo nierozwiązany pozostaje np. problem kobiecych bieda-emerytur, nie sięgających nawet emerytury minimalnej ze względu na brak odpowiedniego okresu składkowego.

Skrajnie niedofinansowana ochrona zdrowia

Ochrona zdrowia dotyczy każdego. Polacy czekają miesiącami w kolejkach do lekarzy specjalistów i na własnej skórze odczuwają niedofinansowanie lekarzy i szpitali. Pod względem jej finansowania wypadamy bardzo źle na tle całej Europy.

W lipcu pisaliśmy o miażdżącym raporcie Najwyższej Izby Kontroli na temat problemów opieki zdrowotnej w Polsce. Jego podstawowe wnioski brzmią: system jest skrajnie niedofinansowany, źle zorganizowany, nieprzyjazny dla pacjenta, nie wykorzystuje własnego potencjału.

Większość państw na świecie uznaje finansowanie opieki zdrowotnej obywateli za swój obowiązek. Nie wszystkie są jednak gotowe ponosić ciężar wydatków na zdrowie w tym samym stopniu. Różnią się tym, jakie świadczenia uznają za niezbędne, oraz sposobem publicznego finansowania leczenia (z funduszu utrzymywanego z powiązanych z pensją składek lub wprost z budżetu państwa).

Wśród 45 krajów OECD Polska zajmuje 32. miejsce pod względem wydatków na służbę zdrowia na osobę. Zdecydowanym liderem tego zestawienia są Stany Zjednoczone. To jedyne państwo OECD, które ma tak silnie prywatny system opieki zdrowotnej. Dlatego Amerykanie wydają na zdrowie mnóstwo pieniędzy, ale nie idzie za tym jakość usług.

Dwa razy mniej niż średnia OECD

Średnia OECD w 2018 roku wyniosła 3992 dolary na osobę. Poza USA, tę średnią przekraczają wysoko rozwinięte państwa Europy Zachodniej i Północnej oraz Kanada, Australia i Japonia.

Polska wydaje na jednego obywatela prawie dwa razy mniej niż średnia – 2056 dolarów. To nieco więcej niż Węgry (2047), ale znacznie mniej niż inne kraje regionu: Czechy (3033), Słowenia (2859) czy Litwa (2416).
Lekarze na 1000 osób OECD
Lekarze na 1000 osób OECD

Wydatki na zdrowie - za mało

Minister zdrowia Łukasz Szumowski pod naciskiem kilkumiesięcznych protestów lekarzy-rezydentów zgodził się na przyspieszenie całego procesu o rok. 5 lipca 2018 wprowadzono nowelę, zgodnie z którą wydatki publiczne na zdrowie mają osiągnąć 6 proc. PKB w roku 2024, zaś w latach 2018-2023 nie mogą być niższe niż:

  • 4,78 proc. PKB w 2018
  • 4,86 proc. PKB w 2019
  • 5,03 proc. PKB w 2020
  • 5,30 proc. PKB w 2021
  • 5,55 proc. PKB w 2022
  • 5,80 proc. PKB w 2023

To krok do przodu, ale nie wiadomo, czy wystarczający. Dodatkowo rząd, obliczając wartość wydatków na ochronę zdrowia na kolejne lata, zastosował trik, który pozwoli mu wydawać mniej pieniędzy. Obliczając wartość dla roku 2019, rząd opierał się na PKB z roku 2017. W ten sposób przyoszczędzi na zdrowiu około 8 miliardów złotych. Ucierpią — jak zwykle — pacjenci oraz personel ochrony zdrowia.

Obecnie na tle Europy pod względem wydatków na zdrowie w stosunku do PKB jesteśmy na szarym końcu. Według Eurostatu Polska w 2017 roku wydawała na nią 4,7 proc. PKB - to 25. miejsce w Unii. Według OECD – 4,5 proc. w 2018 roku i zajmowała 35. miejsce na 44 państwa. W pierwszej dziesiątce państw Unii znajdziemy za to Czechów (7,5 proc.) i Słowaków (7,1 proc.).

6 proc. wydatków na zdrowie w 2017 roku przekroczyła ponad połowa (16) krajów Unii. Unijna średnia wynosiła 7 proc. Jeżeli w 2024 roku je osiągniemy, to jedynie nadrobimy zapóźnienia.

To wynik zaniedbania kolejnych polskich rządów i decyzji politycznych sięgających lat 90. Leszek Balcerowicz, wicepremier i minister finansów w rządzie Jerzego Buzka, nie zgodził się na projektowaną przez ekspertów 11-procentową składkę zdrowotną, skończyło się na 7,5 proc. Ostatnim rządem, który składkę zdrowotną nieznacznie podniósł był rząd SLD-PSL.

Mało pieniędzy - mało lekarzy

Niskie płace dla lekarzy sprawiają, że młodzi lekarze emigrują z Polski. Dla 36 państw OECD monitoruje i publikuje statystyki liczby lekarzy na tysiąc mieszkańców. Tutaj Polska jest na 30. miejscu z 2,4 lekarza na tysiąc mieszkańców. Wyprzedzają nas wszystkie kraje, które do Unii Europejskiej dołączyły w 2004 roku i później (i są ujęte w tej statystyce) – Łotwa (3,2), Węgry (3,3), Słowacja (3,3), Estonia (3,5) i Litwa (4,6). Przed Litwą są już tylko Norwegia (4,8) i Austria (5,2).

Trudno się dziwić, że Polacy nie są zadowoleni ze stanu polskiego systemu ochrony zdrowia. Zapaść tego systemu nie jest problemem ogólnoeuropejskim – jesteśmy jednym z najgorszych krajów kontynentu.

21 proc. wyborców PiS chciałoby więcej pieniędzy na edukację

Na to, że Polacy chcą też, aby tematem kampanii była edukacja (sondaż TVN) i chcą, aby na edukację wydawać więcej (sondaż OKO.press) zapewne wpływa „reforma” edukacji Anny Zalewskiej i masowy strajk nauczycieli. W dużej mierze dzięki byłej minister edukacji temat w ostatnich latach na stałe zagościł w przestrzeni publicznej, a nauczyciele mieli szansę zaprezentować swoją perspektywę na niskie płace w edukacji.

W naszym sondażu z maja 34 proc. pytanych uznało (mając do wskazania najwyżej dwie odpowiedzi), że edukacja powinna być jednym z najważniejszych wydatków budżetowych.

Wybór tej odpowiedzi nie był dyktowany logiką sympatii partyjnych. Zwolennicy PiS rzeczywiście wybierali ją rzadziej, ale było to wciąż 21 proc. z nich, chociaż minister Zalewska przez prawie cztery lata przekonywała ich, że w edukacji wszystko jest jak trzeba. Wyborcy Wiosny i Koalicji Europejskiej wybierali tę odpowiedź dwukrotnie częściej – to 41 proc. wskazań. Pokazuje to, że może istnieć wspólna przestrzeń do rozmowy o zwiększeniu finansowania edukacji w Polsce.

Szczególnie, że na tle Europy tutaj też wypadamy kiepsko.

Edukacja - Polska w dolnej części stawki

W wydatkach na edukację jako odsetek PKB OECD klasyfikuje 43 kraje. Tutaj zajmujemy 28. miejsce, jeśli wykluczymy szkolnictwo wyższe. Według danych OECD Polska przeznacza na ten cel 2,9 proc. PKB. Na pierwszych dwóch miejscach mamy Republikę Południowej Afryki (4,9 proc.) i Kostarykę (4,7 proc.). Na kolejnych miejscach - bogate kraje Zachodu.

Eurostat używa innej metodologii i jego liczby są nieco wyższe. Niemniej, wynik Polski jest podobny – po odliczeniu danych za szkolnictwo wyższe nasz kraj zajmuje 19. miejsce z 28. Z 3,7 proc. PKB na edukację.

Dane z OECD to rok 2015, Eurostatu – 2017. Różnice w metodologii w niektórych przypadkach powodują znaczną różnicę w wynikach. W OECD Łotwa ma 3,3 proc. PKB i 17. miejsce z 43., w danych Eurostatu – 5 proc. i trzecie z 28. Większość krajów zajmuje jednak podobne pozycje w klasyfikacji. Polska w obu przypadkach i tak plasuje się w dolnej części stawki.

Płace nauczycieli - 3. od końca w Europie

W ostatnich latach polscy nauczyciele nie bez powodów protestowali przeciwko zbyt niskim płacom w edukacji z kulminacją w tegorocznym strajku. Płace polskich nauczycieli na tle Europy wyglądają jeszcze gorzej niż publiczne wydatki na edukację.

Najnowszych danych na temat nauczycielskich pensji dostarcza raport Education at a Glance z 2018 r. Liczby z naszego kraju są alarmujące. O raporcie pisaliśmy w maju 2019 w tekście „Co Mateusz Morawiecki wie o europejskich zarobkach? Sprawdzamy na przykładzie nauczycieli”.

Spośród 27 krajów europejskich ujętych w raporcie, polscy nauczyciele i nauczycieli zajmują trzecie miejsce od końca. W przypadku nauczycieli o najwyższym stopniu kwalifikacji zawodowej mniej niż w Polsce (26 636 dolarów rocznie brutto, z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej) zarabia się tylko w Czechach (24 091) i na Słowacji (24 224). Taki międzynarodowy dolar uwzględniający siłę nabywczą to waluta teoretyczna, stworzona, aby w porównaniach gospodarczych między państwami wyeliminować różnice w poziomach cen. Nie można przeliczać go na złotówki według bieżącego kursu dolara amerykańskiego, ale do porównań nadaje się doskonale.

I w tych porównaniach wypadamy bardzo źle.

Udostępnij:

Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze