Asystencji osobistej nie będzie. Wydatki na obronę są teraz ważniejsze. Premier podzielił się tą prawdą z wyborcami na spotkaniu 26 lipca w Pabianicach. Premier nie zna jednak całej prawdy, bo dane o tym, jak wygląda reforma wsparcia dla OzN, uzyskać bardzo trudno. Nam jednak udało się coś ustalić
Problem dotyczy co najmniej kilkuset tysięcy osób. Wraz z najbliższymi jest ich więcej, niż koalicji zabrakło do zwycięstwa w wyborach prezydenckich. Nie chodzi tylko o to, że nie ma dla nich pieniędzy – ale o to, jak zostali potraktowani. Jak władza komunikuje się z obywatelami. I jak ich rozczarowała.
Przy okazji – była to jedna ze 100 obietnic Koalicji Obywatelskiej Tuska przed wyborami.
Pytanie o ustawę o asystencji osobistej zadała premierowi aktywistka i osoba z niepełnosprawnością, Ewelina Brodzińska (na zdjęciu poniżej). Przedstawiła się jako radna z Włocławka, osoba prowadząca dzienny dom pomocy i spółdzielnię socjalną „Empatia”: „Asystencja osobista to nie jest luksus, tylko możliwość normalnego życia. Bardzo potrzebujemy tej pomocy”.
Tusk wyglądał na przejętego:
„Kwestia niepełnosprawności to coś, na czym zawsze mi zależało. Ale muszę Wam powiedzieć słowo prawdy. Kiedy mówię o priorytecie, jakim jest niebezpieczeństwo, które się teraz realnie przed nami pojawia… Przeciętne państwo NATO-wskie wydaje na zbrojenia 2,5 proc., a my musimy 5 proc. 1 proc to ponad 40 mld złotych.
Czyli te dwa procent więcej, które musimy wydać jako kraj najbardziej zagrożony, to 80 mld złotych, których w tej chwili nie mam na innego typu projekty. Każdy odpowiedzialny premier musi szukać działań, które nas nie wywrócą do góry nogami.
Wiem, nudzę, o deficycie i budżecie ludzie nie chcą słuchać. Ale to nie ślepota ani głupota, tylko muszę działać w ramach poważnej odpowiedzialności za całość spraw państwowych”.
Ustawa o asystencji miała kosztować co najmniej 8-10 mld zł rocznie.
Tak to wygląda z perspektywy władzy. A z perspektywy ludzi?
Z ogromnymi kłopotami postępuje w Polsce zmiana w systemie wsparcia dla osób z niepełnosprawnościami. Zamiast zwalać ten obowiązek na barki najbliższych, państwo – nie rząd, ale cała wspólnota – próbuje wziąć odpowiedzialność na siebie. Choć to kosztuje i jest trudne w realizacji.
Budowanie tego systemu to praca wielu ludzi – i w administracji, i w organizacjach społecznych. A, pamiętajmy, organizacje wspierające osoby z niepełnosprawnościami, to rdzeń polskiego społeczeństwa obywatelskiego. Działają nawet od kilkudziesięciu lat, gromadzą wiedzę i kapitał społeczny, który decyduje o tym, że lokalne społeczności są w stanie funkcjonować.
To rozwiązania w Polsce rewolucyjne: traktują osoby z niepełnosprawnościami podmiotowo, nie oceniają ich „niezdatności”, ale tworzą mechanizmy do ustalenia, czego tym osobom brakuje do niezależnego życia.
„Niezależne życie”, czyli takie, w którym decyzji nie podejmuje za ciebie zawsze i wszędzie wycieńczony opieką opiekun – to sformułowanie z Konwencji ONZ o prawach osób z niepełnosprawnościami. Jest ona częścią polskiego prawa od 2012 r., ale wdrażana jest z oporami. Przede wszystkim dlatego, że w Polsce przyjęło się, iż niepełnosprawność jest sprawą „prywatną”, zadaniem rodziny, a państwo – zrzuciwszy zadanie wspierania osób z niepełnosprawnościami na opiekunów – może ich w łaskawości swojej jakimś świadczeniem.
To, że asystencji osobistej z budżetu nie będzie, można było przewidzieć patrząc na zachowanie władzy w ostatnich tygodniach.
Zanim jednak opowiem, jak władza zwodziła ludzi i traktowała ich jak przedszkolaków, informacja zaskakująca.
Pierwszy element tej zmiany władza naprawdę realizuje. Kolejki po świadczenie wspierające, wywołane przez PiS, powoli, ale skutecznie się rozładowują.
Były monstrualne, bo PiS przyjął nowe prawo zgodnie z zasadą „władza wie lepiej”. Więc rozwiązania – i sposobu jego wdrożenia, co też jest sztuką – nie konsultował. W efekcie po wejściu w życie 1 stycznia 2024 r. system się zapchał. Głównie dlatego, że ustawa zakładała przyjmowanie wniosków na papierze – a te należało następnie ręcznie wprowadzić do systemu. I to by się zapewne dało zrobić, ale nie w momencie, gdy wszyscy potrzebujący naraz te wnioski złożyli.
Premier w Pabianicach w ogóle o tym nie wiedział. A byłaby to dobra wiadomość dla tych, którzy na świadczenie czekają. Premier mógłby opowiedzieć o tym, że bezpieczeństwo to nie tylko zbrojenia i gospodarka.
Że demokratyczne społeczeństwo nie zostawia ludzi samych z ich lękami. A lęk przed niepełnosprawnością (i starością) dotyka wszystkich. Nie wszystko da się zrobić naraz, ale robimy to.
Premier wspomniał tylko o dosyć kontrowersyjnym pomyśle renty socjalnej. A nie wiedział o postępach w świadczeniu wspierającym, bo jego ministerstwa nie mają danych na ten temat na podorędziu (o czym za chwilę). Tymczasem powieść o PKB i wydatkach zbrojeniowych może ukoić tych, którzy nigdy o asystencji osobistej nie słyszeli. Dla tych, którzy trzeci miesiąc publicznie pytają, co z ustawą, brzmi to jak kpina.
Dane na temat świadczenia wspierającego – niekompletne, ale jednak – dostaliśmy po dwóch tygodniach upraszania się o nie w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
W sumie oceniono sytuację i wydano decyzje dla 402 tys. osób (dane z 2 lipca). Z czego świadczenia dostanie 280 tys. osób (wsparcie dla pozostałych oceniono na mniej niż 70 punktów, więc nie kwalifikują się do wsparcia). Muszą jednak złożyć wniosek do ZUS, bo on wypłaca pieniądze.
Dziś – wedle danych ZUS z 31 maja – nowe świadczenie dostaje 147 281 osób.
Kiedy się popatrzy na dane sprzed roku, widać, że różnice między województwami są ciągle podobne, co może zależeć tak od podejścia ekspertów ustalającego się w regionach, jak i od demografii.
Ponieważ ustawa wdrażana jest od osób w najtrudniejszej sytuacji (grupy po prawej stronie obu wykresów), oznacza to, że ponad 100 tys. uzyskało prawo do ponad 4 tys. złotych na dodatkowe wydatki, które ponoszą z powodu niepełnosprawności. Tego wcześniej nie mieli i lepiej sobie nie wyobrażać, co to znaczyło.
Proces wydawania decyzji gwałtownie przybrał na sile.
Oto wykres sprzed roku:
A tu na ten sam wykres (dolna linia) uzupełniony o dane tegoroczne (górna linia).
Widać też, że najwięcej decyzji dotyczy siedemdziesięciolatków – osób, które do tej pory żyły bez wsparcia i nikomu nawet nie przychodziło do głowy, że im się jakieś należy. Ot, starość. Wobec postępującego starzenia się społeczeństwa wykres ten powinien być ważnym memento.
Na pytanie, ile się czeka na decyzje w poszczególnych województwach, nie dostaliśmy odpowiedzi – mimo obietnic. Mamy jednak dane z zeszłego roku – pokazują monstrualne zaległości. Tylko dwa województwa mieszczą się w cywilizowanym przedziale trzech miesięcy na wydanie decyzji.
Teraz ministerstwo przesłało nam ogólne zapewnienie, że czas oczekiwania „niebawem nie będzie przekraczał trzech miesięcy”. A tam, gdzie to nie idzie, Warszawa wprowadzi działania uzdrawiające.
Gdzie nie idzie – tego jednak nie wiemy. Ale może w tym tygodniu resort dane wydobędzie i dośle.
W sumie jednak państwo wykonało jakąś pracę. I gdyby traktowało swoje zobowiązania wobec obywateli poważnie, mogłoby to opowiedzieć. Nie na wiecu – ale choćby w komunikacji do środowiska osób z niepełnosprawnościami.
I tu wracamy do oświadczenia premiera z wiecu właśnie – że na ustawę o asystencji nie ma pieniędzy.
Ta ustawa też mogła być sukcesem, a zapowiada się na katastrofę. I znów nie chodzi o samą ustawę i to, co w niej jest, ale o to, jak to się odbyło.
Usługa asystencji finansowana z budżetu (a nie z pieniędzy konkursowych, które są, lub ich nie ma, więc czasem ktoś pomoże ci np. wstać z łóżka, umyć się i ubrać, a czasem nie) była, jak wspomnieliśmy jednym ze 100 konkretów Tuska.
Poważne prace nad projektem trwały cały 2024 rok w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Urzędnicy korzystali z dorobku społecznego (wcześniej ustawę próbował przygotować prezydent Duda, nie wyszło mu, ale ruch społeczny swoje już zdążył wypracować).
Od listopada 2024 roku ruszyły prace nad projektem w rządzie.
Nikt nie oczekiwał, że to będzie proste. Prosto jest dać każdemu po 800 zł po spełnieniu zero-jedynkowego kryterium. Stworzyć system, w którym w całym kraju ludzie w podobnych sytuacjach dostają podobne wsparcie, ale jednocześnie mechanizm pomocy będzie uwzględniał różne okoliczności – bo nie ma takiej samej niepełnosprawności – to dla państwa wyzwanie. Wydawało się, że wszystko jest robione zgodnie z regułami sztuki. Przede wszystkim rząd zaangażował się w szerokie konsultacje w całym kraju i zaangażował do tego osoby z niepełnosprawnościami i działaczy społecznych. W taki sposób nowoczesne społeczeństwa budują skuteczne rozwiązania.
Istotą tego projektu jest jednak to, żeby nie bać się niepełnosprawności, bo nie zostaniemy z tym sami.
Wydawało się nawet, że udało się ten przekaz przełożyć na coś zrozumiałego dla wszystkich: bijący rekord popularności serial „Matki Pingwinów” jest właśnie o tym, co się dzieje, kiedy wsparcie dla dziecka z niepełnosprawnością spada wyłącznie na najbliższych. To był serial o braku asystencji.
W OKO.press poświęciliśmy społecznemu fenomenowi serialu cały cykl.
Na spotkaniach konsultacyjnych ministerstwo polityki społecznej pokazywało projekt, ludzie testowali go na własnych przypadkach. Zebrano w ten sposób w całym kraju tysiąc poprawek. Niektóre się wykluczały. Trzeba było dokonać wyboru. Wszyscy to rozumieli: musiało to trwać. I trwało. Od listopada 2024 do maja 2025.
W prezydenckiej kampanii wyborczej idea asystenta osobistego dostała nieoczekiwane wsparcie, dzięki aferze z mieszkaniem pana Jerzego, które „za opiekę” przejął kandydat Karol Nawrocki. A przecież pan Jerzy powinien mieć asystenta – wtedy jego mieszkania by nie sprywatyzowano, byłoby dla innych. A wsparcie miałoby ludzki wymiar.
Czy to nie dobry argument za wielką zmianą, do której koalicja potrzebowała swojego prezydenta?
Jednak właśnie w tym momencie projekt ustawy o asystencji utknął w Komitecie Stałym Rady Ministrów. Czyli na samym finiszu – tuż przed przedstawieniem go rządowi.
Szef Stałego Komitetu RM, minister Maciej Berek powołał zespół do rozpatrzenia poprawek.
Po dwóch miesiącach, w kolejnej transzy, resort finansów przedstawił 46 stron kolejnych uwag. Teraz?
Widać było, że coś nie gra. Ale rzecznik rządu na pytanie, o co chodzi, nie odpowiedział przez 10 dni (dla porównania – rolkę o tym, że tabel alimentacyjnych nie będzie, nagrał w dzień od pojawienia się problemu). OKO.press złożyło więc wniosek o dostęp do informacji publicznej, by te poprawki – i odpowiedzi MRPiPS zobaczyć. Minęło osiem dni, odpowiedzi nie ma, choć wszystkie dane są w jednym miejscu w elektronicznym systemie wymiany dokumentów administracji.
Rzeczywiście, ustawa byłaby bardzo kosztowna, a zyski w postaci uwolnienia kapitału społecznego ludzi zamkniętych w domach i zmuszonych teraz do wspierania ich członków rodziny – przyszłyby za jakiś czas. Ale to akurat było wiadomo od początku. Także przy pisaniu 100 konkretów w 2023 roku. Wtedy wojna w Ukrainie już trwała.
Jednak wszystko to można było wyjaśnić. Gdyby oczywiście władza nie traktowała obywateli z niepełnosprawnościami jak przedszkolaków.
I gdyby prawa człowieka – prawa osób z niepełnosprawnościami – były częścią rządowej strategii bezpieczeństwa.
Do soboty 26 lipca, do wystąpienia w Pabianicach, obywatele z niepełnosprawnościami, członkowie ich rodzin i sojusznicy zalewali media społecznościowe apelami o jasną deklarację w sprawie ustawy. Oznaczali wszystkich świętych. Władza uznała, że to nieważne. I ostentacyjnie nie odpowiedziała.
Centrum Informacyjne Rządu odsyłało OKO.press do ministerstw, te odpisywały, że „wprowadzają poprawki” i „usuwają niespójności i błędy”. Nie dość, że to infantylne, to świadczy to o niesłychanym marnotrawstwie urzędniczej pracy. Te poprawki były po nic.
I tak władza potraktowała kilkaset tysięcy a może nawet kilka milionów osób, które wiedzą, o co chodzi w projekcie, lepiej niż premier jego służby prasowe. Konsekwencją tego ruchu będzie też to, że świadczenie wspierające nie pójdzie na normalne życie, ale – jeśli się tylko da – na opłacaną, zapewne na czarno, pomoc prywatnych asystentów osobistych. Reforma się wypaczy. A ludzie jak zawsze będą musieli sobie poradzić sami.
Niepełnosprawność
Polityka społeczna
Prawa człowieka
Donald Tusk
Rząd Donalda Tuska (drugi)
asystencja osobista
Łukasz Krasoń
Matki PIngwinów
świadczenie wspierające
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze