To jedna z najważniejszych reform. Stawia pytanie, kto ma obowiązek wspierać osoby z niepełnosprawnościami. I odpowiada: nie rodzina, ale my wszyscy. Z podatków, bo tak się należy w cywilizowanym kraju. Mało było ostatnio reform tak ważnych
Pod Kancelarię Prezesa Rady Ministrów w Al. Ujazdowskich w Warszawie 13 maja znowu przyszli obywatele upominający się o ustawę o asystencji osobistej (na zdjęciu). Poprzednio byli w grudniu. I wtedy mieli szczęście: po miesiącach przepychanek projekt dostał w końcu zielone światło. Został opublikowany i wszedł na ścieżkę rządową.
„Teraz jesteśmy w sytuacji, że projekt jest już na wyciągnięcie ręki, ale ciągle go nie ma" – mówi OKO.press współorganizatorka protestu Małgorzata Szumowska.
Projekt jest już na etapie Stałego Komitetu Rady Ministrów, czyli rzeczywiście o krok od przyjęcia przez rząd i przesłania do Sejmu. Przeszedł bardzo porządne konsultacje i uzgodnienia. Wyłapano w nich jeszcze więcej szczegółów, które ta ustawa ma ogarnąć. Zdaniem ekspertów jest bardzo przyzwoity.
Ale w zeszłym tygodniu utknął na tym etapie. I dziś rząd go nie przyjmie – a mógłby. Stąd więc ta demonstracja.
Przyjechało kilkaset osób – z Zamościa, Białegostoku, Torunia, Malborka, Elbląga, Sopotu, Wrocławia... To dużo – bo przecież większość zainteresowanych nie przyjedzie do Warszawy, bo... nie ma asystenta. Zebrani złożyli w biurze podawczym KPRM (do którego wchodzi się... po schodach), petycję, by parlament przyjął ustawę do końca czerwca. „Wtedy rzeczywiście mogłaby ona zacząć działać jesienią 2026 roku" – mówi Szumowska.
Demonstracja troszkę rozładowała napięcie. „Ludzie opowiadali dziennikarzom swoje historie. Poczuli się zauważeni, wreszcie wysłuchani”„ – mówi Szumowska. – ”Mieliśmy szansę wyjaśnić krążące w przestrzeni publicznej opinie, że osoby z niepełnosprawnościami nie pracują i »nie mają potencjału«, więc projekt ustawy o asystencji osobistej to tylko koszty".
Projekt ustawy o asystencji osobistej jest gigantyczną reformą – z gatunku tych, które starsi pamiętają z lat 90. Nie zapewni powszechnej szczęśliwości, zapewne wyprodukuje problemy, o których nie mamy jeszcze pojęcia. Odpowiada jednak na fundamentalne pytanie:
kto ma obowiązek wspierać osoby, które tego wsparcia potrzebują?
Osobom z niepełnosprawnością potrzebne jest wsparcie, a nie opieka. Dzięki asystentom część z nich będzie mogła pracować, brać udział w życiu społecznym, kulturalnym. Projekt jest bardzo kosztowny. W piątym roku działania ustawy ma to być nawet ponad 10 mld zł rocznie.
Ministerstwo Finansów głowi się więc, co zrobić, by system był szczelny i nie marnował pieniędzy. A ministrowi finansów drży ręka.
Społecznie i politycznie jesteśmy w punkcie zwrotnym. Media już dowiedziały się o problemie i zaczynają mówić o projekcie jak o kolejnej katastrofie władzy („to za długo trwa”). Społeczny pomysł, by ustawę sfinansować z podwyższonej akcyzy na piwo, gdzieś przepadł. Może jest zbyt ryzykowny w kampanii wyborczej.
Projekt wprowadza systemowo usługę społeczną zwaną asystencją osoby z niepełnosprawnością. Obecnie takie usługi istnieją, ale w ramach projektów: samorząd lokalny albo organizacja społeczna występuje w konkursie o pieniądze, a potem świadczy usługi asystencji na tyle, ile jej tych pieniędzy starczy.
Projekt zakłada, że będzie to usługa finansowana z budżetu, a przyznawana osobom wymagającym wsparcia po indywidualnej analizie potrzeb. Wdrażanie usługi zacznie się od najbardziej potrzebujących.
Przy czym – co istotne – ustawa mówi nie o „opiece” (to wprowadza hierarchiczną zależność „opiekun” – „podopieczny”), ale właśnie o wsparciu i asystencji. Asystent ma wesprzeć osobę z niepełnosprawnością w realizacji jej prawa do niezależnego życia – tak, jak stanowi Konwencja o prawach osób z niepełnosprawnościami.
Większości kwestii merytorycznych została już zanalizowana i przedyskutowana. Teraz zaczyna się polityczna przepychanka. Marszałek Sejmu i kandydat na prezydenta Szymon Hołownia np. grozi wyjściem z koalicji, jeśli projekt nie przejdzie.
Ale przejdzie, choć pytanie, kiedy. Jest już delikatnie wodowany w Sejmie, by nie spadł na zupełnie nieprzygotowanych posłów. Dyskutowany jest już roboczo w komisjach sejmowych. I ministra Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy ze swoim zastępcą i pełnomocnikiem rządu ds. osób z niepełnosprawnościami Łukaszem Krasoniem z Trzeciej Drogi, obiecują, że wszystko będzie dobrze i wcale nie jest „za długo”.
To akurat prawda. Do tej pory nie było to „za długo” – bowiem trwał społeczny proces doprecyzowywania szczegółów w toku konsultacji i uzgodnień. To zajęło ledwie kilka miesięcy – tempo dla porządnie prowadzonych konsultacji ekspresowe.
Projekt był rządowy, ale od lat pracowało nad nim bardzo szerokie środowisko. Razem szukali rozwiązań, analizowali to, co działa w innych cywilizowanych krajach, szukali argumentów, jak do tego przekonać rządzących.
Teraz projekt jest w rękach administracji i polityków. „Nie wiemy, co się tam dzieje. Czy używa się tam tylko argumentów o kosztach, czy może także o zyskach społecznych” – mówią aktywiści. I teraz ich frustracja będzie narastać.
To, jak szybko projekt trafi do Sejmu, zależy już od politycznej kalkulacji:
W takiej sytuacji projekt mógłby być zarówno wielkim wspólnym sukcesem. Przecież przyczynił się do niego także PiS. Początki asystencji, w ramach programów samorządowych i dla organizacji pozarządowych to dzieło PiS z 2019 roku. Ale może też stać się tradycyjną katastrofą, z wytykaniem sobie błędów i przekonywaniem wszystkich wokół, że to zupełnie bez sensu.
Po proteście pełnomocnik rządu ds. osób z niepełnosprawnościami napisał na X, że zreferował problem na posiedzeniu rządu, a szef Stałego Komitetu Rady Ministrów (SKRM) Maciej Berek powołał grupę, która ma szybko zebrać i przetworzyć uwagi do projektu – czas na ich zgłoszenie do Komitetu minął właśnie dziś. Krasoń nie ogłasza niczego szczególnego — ale publiczna deklaracja działa mobilizująco. I to zasługa protestujących. SKRM będzie musiał zdecydować, co z uwagami, a potem projekt trafi już na posiedzenie rządu. A potem – do Sejmu.
To, co się stanie, zależy też teraz od opinii publicznej. Na ile uzna, że to ważne.
„To nie jest fanaberia. Ludzie bez asystencji osobistej umierają”
– mówi Małgorzata Szumowska (tu rozmowa z nią przed pierwszym protestem, w grudniu 2024).
Projekt już lekko się obsuwa w stosunku do pierwotnych założeń: asystencja nie ruszy od połowy 2026 roku, jak planowano w grudniu 2024 roku, ale od jesieni. Wobec faktu, że projekt jest przeterminowany o 13 lat – bo wtedy Polska ratyfikowała Konwencję o prawach osób z niepełnosprawnościami – to niewiele.
Ale dla osób z niepełnosprawnościami i ich bliskich to kolejny kwartał bez systemowego wsparcia.
Leonard Osiadło pokazywał te osoby w OKO.press w cyklu „Matki pingwinów”. Rozmawiał z nimi po premierze serialu Netfliksa pod tym tytułem o życiu rodzin z dziećmi z niepełnosprawnościami.
„Ja po prostu chciałbym mieć wpływ na swoje życie. Nie jestem winny swojej niepełnosprawności. To jest po prostu sytuacja, w której się znalazłem i chcę mieć wybór, jak się do niej zaadaptuję.
(…) Zatrudniam asystenta osobistego, bo pracuję na to jako influencer. Ile bym nie zarobił, większość idzie na asystencję. A i tak to jest luksus w świecie OzN. Bo moje zarobki są wyższe niż mediana w moim środowisku i tylko dlatego mnie na to stać. Ciągle żyję jednak z nożem na gardle (…). Z asystencją muszę się zmieścić w kwocie 20 tysięcy złotych miesięcznie. Do tego dochodzi koszt wynajmu mieszkania, leków, jedzenia i pozostałych codziennych wydatków. (…) Asystencja osobista wzbudza kontrowersje. Zawsze jak poruszam ten temat na swoich social mediach, to pojawiają się komentarze, że polskiego państwa na to nie stać, że to są jakieś moje fanaberie, że luksusów mi się zachciało”.
Niepełnosprawność
Prawa człowieka
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk
Szymon Hołownia
Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej
asystencja osobista
Łukasz Krasoń
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze