Zachodnie media piszą, że Ukraina szykuje się do wyborów prezydenckich w maju 2025 roku. Władze oficjalnie zaprzeczają: nie da się zorganizować wyborów w czasie wojny. Ale Ukraina musi o nich myśleć. Teraz pod ostrzałem, by móc przeprowadzić je sprawnie po wojnie. Bo Ukraina zakłada, że wybory zrobi demokratyczne
Wybory w Stanach Zjednoczonych i wygrana Donalda Trumpa zmieniają układy na światowej szachownicy. I kiedy Trump przygotowuje się, żeby po czteroletniej przerwie znowu objąć urząd prezydenta, w Ukrainie myślą o strategiach współpracy z nową administracją.
Po wyborach w USA media na całym świecie opisywały różne scenariusze tego, jak ma wyglądać polityka nowego prezydenta wobec wojny, którą prowadzi Federacja Rosyjska przeciwko Ukrainie. Donald Trump deklarował, że skończy wojnę w ciągu 24 godzin. Czyim kosztem? – zastanawiali się Ukraińcy. I chociaż część społeczeństwa ma obawy, przyjęła się też myśl, że panika nic tu nie pomoże – trzeba robić swoje i walczyć. Dla Ukrainy jest to egzystencjalna wojna.
„The Economist” 12 listopada napisał, że w Ukrainie przygotowują się do wyborów prezydenckich. Według gazety pierwszym możliwym terminem jest 25 maja 2025 roku. Według źródeł gazety regionalne sztaby wyborcze już nad tym pracują. A prezydentowi Zełenskiemu prawdopodobnie nie uda się powtórzyć sukcesu z 2019 roku, kiedy zagłosowało na niego 75 proc. wyborców. W trzecim roku pełnoskalowej wojny powoli spada poparcie dla ukraińskiego prezydenta, choć nadal jest wysokie.
Głównym oponentem Zełenskiego według mediów ma być generał Walerij Załużny, były głównodowodzący Sił Zbrojnych Ukrainy, którego Zełenski odwołał na początku lutego 2024 roku. Załużny nie zadeklarował zamiaru kandydowania. Obecnie jest ambasadorem w Wielkiej Brytanii.
Gdyby nie wojna, wybory prezydenckie odbyłyby się już w 2024 r. A gdyby teraz nie było stanu wojennego, można by organizować także wybory parlamentarne. Rosyjska propaganda podkreśla więc, że prezydent Zełenski nie ma już legitymacji do sprawowania urzędu. Tyle że to nieprawda.
Jak pisaliśmy, ukraińskie prawo wyklucza organizowanie wyborów w czasie wojny. Byłoby to też trudne technicznie: 6,7 mln osób wyjechało z kraju, 4,6 mln to wewnętrzni przesiedleńcy. Tysiące żołnierzy broni Ukrainy w okopach. Nie da się też w takich warunkach organizować wieców i prowadzić agitacji wyborczej.
A jeśli nie wszyscy obywatele i obywatelki będą mogli głosować, to nie będą demokratyczne wybory.
I chociaż niektórzy zachodni partnerzy Ukrainy wspominali o konieczności przeprowadzenia wyborów, to najwyraźniej doszli do wniosku, że jest to teraz zbyt trudne. Ukraińskie władze zapewniają, że wybory odbędą się zaraz po zakończeniu wojny.
Ukraińscy komentatorzy polityczni potwierdzają krążące słuchy o wyborach. Politolog Ihor Rejterowycz w tekście „Wybory w maju 2025 roku: dlaczego ich nie będzie?” pisze, że zgodnie z ukraińskim prawem wybory można przeprowadzić dopiero sześć miesięcy po zakończeniu stanu wojennego. Czyli nawet gdyby zaraz po inauguracji Trump jakimś cudem „zakończył wojnę”, to i tak, to za wcześnie na wybory. Pierwszy realny termin to jesień 2025.
„Szybsze przeprowadzenie wyborów nie będzie możliwe z powodów czysto technicznych. Trzeba na przykład przeanalizować, ile osób w Ukrainie jest jeszcze uprawnionych do głosowania, w jaki sposób mogą to zrobić itd.” – pisze politolog. Ten czas jest potrzebny do weryfikacji wszystkich rejestrów i umożliwienia partiom prowadzenia kampanii wyborczych.
Podczas stanu wojennego przeprowadzenie wyborów jest ryzykowne, ponieważ legitymacja nowo wybranych organów będzie kwestionowana.
Według Rejterowycza rozważane dwa scenariusze:
Teraz zaś w Ukrainie analizuje się po prostu, kiedy realnie wybory mogą się odbyć po ustaniu gorącej fazy wojny. Mało które państwo taką rzecz wie. Nie musi tego sprawdzać. Tymczasem pytanie o termin wyborów będzie pierwszą rzeczą, o którą zapytają zachodni partnerzy. Ekspert mówi, że w regionach można obserwować ożywienie w tej sprawie – partie polityczne pracują „na wszelki wypadek”.
Politolog Ołeh Saakian mówi, że władze mogłyby znaleźć sposób na przyspieszenie terminu wyborów. Uważa jednak, że takie zapowiedzi, jak w „The Economist” naprawdę służą do spowolnienia tego procesu przez to, że władze muszą to dementować („artykuł jest wyprzedzeniem i próbą wpłynięcia na sytuację, żeby to się nie odbyło”). Owszem, Ukraińcy już słyszeli od Amerykanów pytania, dlaczego Ukraina nie organizuje wyborów. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z zagrożeń wojennych.
Zdaniem eksperta wybory są „scenariuszem rezerwowym”
Warto pamiętać, że władze ukraińskie mają demokratyczną i prawną legitymację. Mają też wystarczający poziom poparcia.
„Kryzys w Ukrainie nie jest związany z wyborczymi procesami. [...] Dotyczy zarządczego, instytucyjnego kryzysu. Konieczności ponownego uruchomienia aparatu państwowego jako takiego, reguł jego organizacji, stosunków pomiędzy obywatelami a państwem. Czy o tym będą te wybory? Czy wokół tego będą rywalizować? Myślę, że jest to retoryczne pytanie” – utrzymuje Saakian. Dodaje, że nie widzi możliwości, żeby w najbliższym czasie wybory się odbyły.
„Kategoria fantastyki naukowej” – skomentowało artykuł „The Economist” źródło dziennikarzy New Voice w Radzie Najwyższej.
Według posłów, nawet jeśli w lutym 2025 roku ukraiński parlament nie przedłuży stanu wojennego (jest przedłużany co 90 dni; a 29 października Rada Najwyższa przedłużyła go do 7 lutego 2025), to na organizację wyborów trzeba co najmniej sześciu miesięcy (czyli wybory możliwe są nie wcześniej sierpnia 2025 roku).
To samo źródło podaje, że wybory samorządowe mogłyby się odbyć w ostatnią niedzielę października 2025. Można by wtedy rozważyć organizację wyborów prezydenckich, żeby zaoszczędzić.
Kolejne źródło New Voice zaprzecza, że wybory możliwe są wiosną. Dodaje, że obecnie
„nikt nie robi nic [w sprawie wyborów – red. NV] w znaczący sposób, ponieważ scenariusze zawieszenia broni nie są realnie rozpatrywane”.
„Nie możemy przeprowadzać wyborów, gdy nie ma gwarancji nie tylko zawieszenia broni, ale także tego, że nie zostanie zerwane. Komisje okręgowe, jako elementy zgromadzenia społeczności, będą celem dla agresora” – komentuje w New Voice Jarosław Jurczyszyn, deputowany z frakcji Głos i przewodniczący komisji Rady Najwyższej ds. wolności słowa. Dodaje, że prawdopodobieństwo uzyskania takich gwarancji w maju jest mała.
Oficjalnie Biuro Prezydenta zaprzecza, że ma miejsce przygotowanie do wyborów.
„Wojna jest dziś w gorącej fazie, podobnie jak rok temu... Federacja Rosyjska nie ma zamiaru angażować się w negocjacje. Nadal stawiają ultimatum, że Ukraina ma stracić nie tylko swoje terytorium, ale także podmiotowość i suwerenność. Nie widzę powodu, aby mówić o początku jakiegokolwiek sezonu politycznego lub procesu jako takiego” – komentował w radiu NV artykuł brytyjskiego dziennika Mychajło Podoliak, doradca szefa kancelarii prezydenta Ukrainy.
Podoliak zauważa, że publikacje mediów zachodnich na temat „zamrożenia wojny” „zawsze odsyłają do anonimowych źródeł i są bez logiki”. Zakładają bowiem, że to Ukraina ma ustępować, że to ją „trzeba zmusić do ustępstw”. Na to, że to Rosję trzeba zmusić do zaprzestania agresji, „źródła” te nie wpadają.
„Wszystko robi się kosztem kraju-ofiary, a nie agresora. Dziwne stanowisko. Ono wygląda absolutnie amoralnie” – mówi Mychajło Podoliak. Według polityka Zachód nie przeanalizował motywów i celów Rosji. Nie rozumie więc, że stawiając Ukrainie warunki, zachęca Rosję do agresji. Ukraina musi to w kółko wyjaśniać.
Pytany o wyniki wyborów w Stanach Zjednoczonych oraz ich znaczenie dla Ukrainy powiedział, że Trump-prezydent będzie się różnić od Trumpa-kandydata. Ukraina już nawiązuje komunikację z przyszłą administracją. Ukraińskie władze będą sięgać po pragmatyczne propozycje.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Komentarze