Kodeks wyborczy wymaga, by PKW „niezwłocznie” przyjęło sprawozdanie wyborcze PiS, ale byłaby to polityczna katastrofa. Zgodnie ze „standardami prawa okresu przejściowego” PKW zignoruje postanowienie Izby Kontroli Nadzwyczajnej
Stawiam hipotezę, że PKW nie uzna orzeczenia Izby Kontroli Dyscyplinarnej uznającej skargę PiS na odrzucenie sprawozdania wyborczego tej partii. Być może zwróci się raz jeszcze do Sądu Najwyższego o wydanie orzeczenia przez „skład sędziowski wolny od wszelkich kontrowersji” albo powołując się na wyrok TSUE oświadczy, że orzeczenia tej Izby SN po prostu nie ma, bo nie wydał go sąd. A może nie przyjmie żadnej uchwały, co by mogło znaczyć, że obowiązuje sierpniowa, w której PKW odrzuciła sprawozdania PiS?
Objaśnię po kolei.
Aktualizacja w poniedziałek 16 grudnia 2024 godz. 14. Jak się okazało, hipotezy mojego artykułu potwierdziły się. PKW nie uznało orzeczenia Izby Kontroli Dyscyplinarnej i odroczyło wydanie decyzji w sprawie postanowienia SN w odpowiedzi na odwołanie PiS do czasu „systemowego uregulowania przez konstytucyjne władze RP statusu prawnego Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN i sędziów biorących udział w orzekaniu tej izby”. PKW uznała zatem – jak pisałem w niedzielę – że orzeczenia Sądu Najwyższego po prostu nie ma, bo wydała je Izba, która nie jest sądem.
Czy w tej sytuacji obowiązują decyzje PKW o odrzuceniu sprawozdań finansowych komitetu wyborczego PiS, czy też należy poczekać z rozstrzygnięciem kwestii dotacji isuwnecji dla PiS aż do prawomocnego orzeczenia Sądu Najwyższego? I tym samym, czy minister finansów ma podstawy, by nie wypłacać dotacji i subwecji PiS? To tematy na kolejne teksty OKO.press.
I jeszcze jedno. Ostatecznie PKW obradowała w pełnym dziewięciosobowym składzie i wynik głosowania rozkładał się wg kryteriów politycznych 5:4. O tym wszystkim czytaj w tekście poniżej, który okazał się trafną prognozą wydarzeń.
Zanosi się na kolejny nerwowy odcinek serialu pt. „PKW na wojnie o przywrócenie praworządności”, a w dodatku nie wiadomo, kiedy zostanie wyemitowany. Posiedzenie dziewięcioosobowej Komisji zwołano na poniedziałek 16 grudnia 2024 na godz. 12. Jednak, jak mówił w TOK FM Ryszard Kalisz, nie weźmie w nim udział „jeden z członków PKW ”wskazany przez jedną z partii demokratycznych„, a to naruszałoby kruchą przewagę ”partii demokratycznych„, z pięciu delegatów (KO – 2, PSL, Polski 2050 i NL – po jednym) zostałoby czterech, czyli tylu ilu jest obrońców ”starego porządku" (dwóch nominatów PiS, sędzia tzw. TK oraz przewodniczący Sylwester Marciniak, który po okresie wahań opowiada się za tradycyjną, ograniczoną rolą PKW).
W tej sytuacji Kalisz zapowiedział wniosek o przełożenie obrad. Gdyby został odrzucony, możliwe jest także zerwanie w poniedziałek kworum przez delegatów „partii demokratycznych”, bo dla przyjęcia uchwały musi być minimum 6 osób. W niedzielę 15 grudnia dowiedzieliśmy się od jednego z członków Komisji, że „jeszcze nie zapadły ustalenia, czy obrady zostaną przełożone czy nie”.
Pomijając ten element niepewności, zasadnicze pytanie brzmi: co zrobi PKW?
Stawiam tezę odwrotną niż redakcyjna koleżanka Dominika Sitnicka, która uznała – korzystając z opinii „osoby znającej sytuację w PKW” – że Komisja „nie ma pola manewru” i zgodnie z kodeksem wyborczym musi wykonać postanowienie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN z 11 grudnia. Izba „uwzględniła odwołanie od uchwały PKW o odrzuceniu sprawozdania finansowego Komitetu Wyborczego PiS”. Czyli uznała, że sprawozdanie jest OK.
Zdaniem rozmówcy Sitnickiej podważenie przez PKW tej decyzji Izby Kontroli Nadzwyczajnej jest „skrajnie mało prawdopodobne”.
Uważam odwrotnie – wykonanie wyroku jest niemal nieprawdopodobne.
Trzeba przyznać, że art. 145 kodeksu wyborczego jest rzeczywiście jednoznaczny do bólu: „od orzeczenia Sądu Najwyższego nie przysługuje środek prawny” i dla wszelkiej jasności: "Jeżeli Sąd Najwyższy uzna odwołanie pełnomocnika finansowego za zasadne, PKW
niezwłocznie postanawia o przyjęciu sprawozdania finansowego".
Pełnomocnik finansowy komitetu wyborczego PiS złożył w terminie odwołanie, SN je uznał, sprawozdanie PiS trzeba przyjąć. I to niezwłocznie!
Źródło Sitnickiej jest wręcz załamane tym, co PKW musi zrobić w „sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Powiedzieć o niej, że jest tragiczna, to nic nie powiedzieć. PKW jest przepisami zobowiązane do kooperacji z Sądem Najwyższym„. Pozostaje ”apelować do władz, by jak najszybciej wyprostowały sytuację w SN„. Jak najszybciej?! Czas w polityce pędzi w takim tempie, że odłożenie sprawy na ”po prezydenckich wyborach„ oznacza ”wieczne nigdy".
Zanim wskażemy inny scenariusz, opiszmy konsekwencje wariantu „wykonać natychmiast”.
Przyjęcie postanowienia Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych przez PKW mogłoby przesądzić, że PiS nie straci 57,6 mln złotych kary za zakwestionowaną przez Komisję agitację wyborczą (szczegóły dalej). Mało tego, nie straci kolejnych 77,3 mln zł subwencji z tytułu odrzucenia przez PKW sprawozdania finansowego partii za 2023 rok. Także ta decyzja zostanie bowiem zakwestionowana przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i konsekwentnie trzeba byłoby przyjąć jej postanowienie.
Piszemy „mogłoby przesądzić”, bo ostatecznie przelew podpisuje minister finansów. Jednak trudno sobie wyobrazić (choć może mi z kolei nie starcza wyobraźni), że minister Andrzej Domański (czyli rząd Donalda Tuska) kwestionuje decyzję PKW o przyjęciu sprawozdania PiS. „Ministerstwo Finansów nie jest stroną w sprawie. Dla nas wiążące są decyzje PKW” – ogłosił resort 11 grudnia 2024.
Zgoda PKW na wyrok Izby Kontroli Nadzwyczajnej byłaby katastrofą dla koalicji rządowej nie tylko dlatego, że PiS odzyskałby ogromne środki i mógł poprowadzić z rozmachem kampanię wyborczą Karolowi Nawrockiemu. Ważniejsze bodaj byłyby konsekwencje wizerunkowe czy wręcz ustrojowe:
i odwrotnie
Jednym słowem, w wojnie nowego ładu ze starym porządkiem, zwycięzcy wyborów 2023 roku ponieśliby dotkliwą porażkę osłabiającą sens tamtego zwycięstwa. Operując skrótem,
symbol nadziei 15 października ustąpiłby przed epitetem koalicji 13 grudnia.
Tak jednak prawie na pewno nie będzie. Wystarczy przeczytać ze zrozumieniem skierowany do Sądu Najwyższego wniosek PKW z 2 grudnia 2024. Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, Komisja wnosi, by odwołania komitetu wyborczego PiS
nie rozpatrywała siódemka wyznaczonych do tego zadania sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej.
PKW wymienia ich po kolei z imienia i nazwiska. Chodzi o tzw. neosędziów powołanych przez Andrzeja Dudę na wniosek upolitycznionej Krajowej Rady Sądownictwa, utworzonej w 2017 roku w wyniku bodaj najbardziej bezczelnego złamania konstytucji przez Kaczyńskiego i Dudę.
Uzasadnienie swego wniosku PKW zaczyna od strzału z potężnej europejskiej armaty, powołując się na orzeczenie Wielkiej Izby Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z grudnia 2023 roku. Izba Kontroli Nadzwyczajnej zwróciła się do tego najwyższego europejskiego sądu z zapytaniem o interpretację prawa (mniejsza o szczegóły) i
uzyskała odpowiedź, że odpowiedzi nie będzie,
bo „skład orzekający Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, który zwrócił się do Trybunału z wnioskiem o wydanie orzeczenia w trybie prejudycjalnym, nie stanowi sądu w rozumieniu art. 267 TSUE, w związku z czym wniosek ten należy uznać za niedopuszczalny".
Warto przy okazji przypomnieć, że zgodnie z art. 91 Konstytucji RP prawo unijne „stanowi część krajowego porządku prawnego i ma pierwszeństwo przed krajowym”.
PKW argumentuje, że „wskazane orzeczenia sądów europejskich [poza TSUE powołuje się na wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka] wprowadzają ”racjonalną wątpliwość co do rozpoznania sprawy przez niezależny i bezstronny sąd ustanowiony ustawą, co może z kolei prowadzić do kwestionowania statusu tak ustanowionego, zarówno w opinii publicznej, jak też przed wszelkimi innymi organami zarówno polskimi, jak i europejskich".
PKW zwraca uwagę na to, że sprawa rozliczenia kampanii wyborczej PiS „stanowi bardzo ważny element dyskusji publicznej, a także wywołuje znaczące skutki zarówno prawne, jak też faktyczne”. PKW stoi na stanowisku, iż
tego typu decyzje powinny być podejmowane przez taki skład Sądu Najwyższego, który wolny jest od wszelkich kontrowersji.
PKW grzecznie zachęca Sąd Najwyższy do „ukształtowania składu orzekającego z sędziów, których status prawny pozbawiony jest kontrowersji, w sposób gwarantujący spełnienie standardu niezależności i bezstronności sądu w sposób eliminujący możliwość jego podważania”. I na wszelki wypadek wnosi o wyłączenie od orzekania kolejnych 11 sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej, co jest o tyle dowcipnym postulatem, że razem z wcześniej wskazaną siódemką dopełniają oni komplet 18-osobowego składu tej Izby.
Innymi słowy, PKW stwierdza, że żaden sędzia tej Izby nie może orzekać, a odwołanie PiS powinna rozpatrzeć inna izba SN. Zwłaszcza że kodeks wyborczy w art. 145 stwierdza ogólnie, że
odwołanie rozpatruje i postanowienie wydaje Sąd Najwyższy i nie wskazuje żadnej konkretnej Izby.
Nic dziwnego, że Sylwester Marciniak uznający, że Komisja „nie jest uprawniona do podejmowania w tym zakresie decyzji”, nie chciał podpisać wniosku PKW, zrobił to za niego Konrad Składowski, wiceprzewodniczący i delegat Koalicji Obywatelskiej.
Wniosek do Sądu Najwyższego w artykule Sitnickiej jest odczytany wyłącznie jako podwójny apel – do Sądu Najwyższego oraz do Sejmu, by „zakończyć chaos prawny i konstytucyjny, który mamy w Polsce związany z neosędziami". To by odkładało załatwienie problemu na czas po wyborach prezydenckich (i to pod warunkiem, że wygra je Rafał Trzaskowski, a nie Karol Nawrocki), a w międzyczasie PiS odzyskiwałby utracone fundusze.
Rzecz jednak w tym, że według Ryszarda Kalisza, jak zwykle zwolennika aktywnej roli PKW, stanowisko Komisji, że „nie będzie uznawała jakichkolwiek orzeczeń osób, które nie są sędziami” oznacza, że "jakiekolwiek orzeczenie Izby Kontroli Nadzwyczajnej nie zostanie przez nas uznane”. Niby masło maślane, ale bardziej jednoznaczne sformułowanie.
Jak można się było spodziewać, Izba Kontroli Nadzwyczajnej nie wzięła sobie do serca wniosku PKW i na posiedzeniu niejawnym 11 grudnia 2024, najpierw odrzuciła wniosek PKW o wyłączenie z postępowania neosędziów, a potem uznała skargę komitetu wyborczego PiS za uzasadnioną.
Jak odpowie PKW? A dokładniej, jak odpowie „prodemokratyczna piątka” delegatów partii koalicji rządzącej?
Stawiam hipotezę, że PKW orzeczenia Izby Kontroli Dyscyplinarnej nie uzna, być może zwróci się raz jeszcze do Sądu Najwyższego o wydanie orzeczenia przez „skład sędziowski wolny od wszelkich kontrowersji” albo oświadczy, że takiego orzeczenia po prostu nie ma (powołując się na wyrok TSUE). A może nie wyda żadnej uchwały, co by mogłoby znaczyć, że obowiązuje odrzucenie sprawozdania PiS z sierpnia 2024.
Dlaczego jednak PKW nie wykona po prostu zapisu w kodeksie wyborczym?
Na pozór wygląda tak, że PKW może albo postąpić zgodnie z prawem (kodeksem wyborczym) i nie zajmować stanowiska w sporze o praworządność, albo podjąć działanie, które będzie „polityczną wypowiedzią” przeciwko „praworządności według PiS”. To jednak fałszywy opis dylematu.
Każda decyzja PKW – zarówno wykonanie, jak odrzucenie postanowienia Izby Kontroli Dyscyplinarnej – będzie zajęciem stanowiska w sporze o polską praworządność.
Przyjmując postanowienie Izby Kontroli Nadzwyczajnej, PKW opowie się za trwaniem porządku prawnego stworzonego przez PiS i będzie go legitymizować. Odrzucając postanowienie PKW, naruszy przepis kodeksu wyborczego, odwołując się do wyższych racji ustrojowych.
Wskazówki może tu dostarczyć uchwała Sejmu z grudnia 2023 w zupełnie innej sprawie (mediów publicznych), w której sejmowa większość wezwała [Skarb Państwa) do „podjęcia niezwłocznie działań naprawczych (...) w zgodzie ze standardami państwa prawa w okresie przejściowym, tj. do czasu uchwalenia i wdrożenia stosownych rozwiązań legislacyjnych”.
Rzecz w tym, że przywracanie demokracji w okresie przejściowym, tzn. w czasie gdy prezydent Andrzej Duda stoi na straży przepisów prawa i instytucji ancien regime'u, stawia organy państwa (np. PKW) przed opisanym wyżej niekomfortowym wyborem, czy:
na straży którego stoją bastiony pozostawione przez władze PiS: od prezydenta, przez Pierwszą Prezes SN Małgorzatę Manowską i część Sądu Najwyższego, Prokuraturę Krajową, KRRiT, Radę Mediów Narodowych, NBP, a także... Krajowe Biuro Wyborcze, którym kieruje nominatka PiS, Magdalena Pietrzak.
PKW nie jest sądem, ale może zastosuje tu logikę tzw. rozproszonej kontroli konstytucyjności, do czego prof. Ewa Łętowska namawiała Sąd Najwyższy (z Pierwszą Prezes Małgorzatą Gersdorf) i sądy powszechne już w marcu 2017 roku: „Od zawsze stałam na stanowisku (mam dowody na piśmie), że sądy powszechne i administracyjne mogą w wyjątkowych wypadkach i działając rozważnie, odmówić w konkretnej sprawie stosowania ustawy lub innego aktu normatywnego, który uznają za niezgodny z Konstytucją”.
Mocny głos Łętowskiej wzywał sądy w czasach potęgi Kaczyńskiego do obrony demokracji traktowanej jak łup polityczny PiS. Dzisiaj takie podejście oznaczałoby eliminowanie wpływu na wymiar sprawiedliwości niekonstytucyjnie utworzonych ciał oraz części praw z poprzedniej epoki.
Przewidywanie „niepokornej reakcji” PKW wynika także z obserwacji działań tego organu. Przypomnijmy, że został on powołany z „naciągnięciem” kodeksu wyborczego, który stanowi, że poza dwoma sędziami tzw. TK i NSA w skład Komisji wchodzi siedmiu nominatów wskazanych przez „kluby parlamentarne, z tym że liczba członków musi odzwierciedlać proporcjonalnie reprezentację w Sejmie klubów parlamentarnych”.
Jak widać na poniższym wykresie, skład PKW nie jest proporcjonalnie wierny składowi Sejmu – wierniejszy byłby, gdyby delegatów PiS było trzech. Politycy PiS często powtarzają, że zostali skrzywdzeni i tu akurat mają rację.
Jarosław Kaczyński, biorąc „grzecznie” udział w wyborze PKW według proporcji narzuconych przez większość sejmową, zapewne liczył na to, że możliwości działania Komisji są na mocy kodeksu wyborczego więcej niż skromne. PiS padł tu wcześniej ofiarą snu o potędze zmieniając w 2018 roku ustawowy skład PKW. Poprzednio wyłaniały go w całości trzy sądy TK, SN i NSA, ale Kaczyński w ramach walki z sądami oddał aż siedem miejsc do obsadzenia Sejmowi. Miało to zapewnić kontrolę PiS nad wyborami po wsze czasy, ale załamało się, gdy Kaczyński stracił większość.
PKW, a dokładniej pięciu delegatów partii koalicyjnych,
już pokazało prawno-polityczny temperament przy odrzuceniu sprawozdania wyborczego PiS.
Przypomnijmy, że Komisja zastosowała nowatorską interpretację art. 144 kodeksu wyborczego, zgodnie z którym „odrzucenie sprawozdania wyborczego następuje w razie przyjęcia przez komitet wyborczy partii politycznej korzyści majątkowych o charakterze niepieniężnym”.
Dosłowna, stosowana do tej pory interpretacja zapisu, sprawiała, że – jak stwierdził Krajowe Biuro Wyborcze – „działania podmiotów innych niż komitety wyborcze nie podlegają kontroli ani ocenie przez PKW”.
PKW uznała jednak 29 sierpnia 2024, że kilka form ewidentnej agitacji wyborczej na rzecz PiS w wykonaniu instytucji publicznych można uznać za takie właśnie korzyści majątkowe, z jakich korzystał komitet wyborczy, nawet jeśli nie zawierał na nie umów, nie uzgadniał szczegółów itd. I na tej podstawie Komisja odrzuciła sprawozdanie PiS.
PKW poprosiła o „wycenę” przez odpowiednie władze tych form agitacji i zakwestionowała w sumie „korzyści” warte 3,6 mln, co zgodnie z opisaną przez OKO.press zasadą „przekręt wyborczy x 16” oznacza łączną stratę dla PiS równą 57,6 mln dotacji, subwencji i zwrotu zakwestionowanej kwoty do budżetu.
Największą zakwestionowaną pozycję stanowił klip Zbigniewa Ziobry, sfinansowany z osławionego Funduszu Sprawiedliwości, uznany przez PKW za typowy materiał promujący kandydata na posła. Ministerstwo Sprawiedliwości zapłaciło za produkcję 30-sekundowego klipu i jego emisję w największych telewizjach przez 64 dni przed wyborami 15 października 2 627 920 zł. To oznacza, że na Ziobrze PiS stracił 42 mln 47 tys. zł.
Jak widać, PKW jest gotowe przegłosować śmiałą interpretację prawa i wychodzenie poza dotychczasową ograniczoną rolę tego organu.
Wybory
Andrzej Domański
Jarosław Kaczyński
Małgorzata Manowska
Karol Nawrocki
Rafał Trzaskowski
Donald Tusk
Zbigniew Ziobro
Krajowa Rada Sądownictwa
Naczelny Sąd Administracyjny
Państwowa Komisja Wyborcza
Prawo i Sprawiedliwość
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej
Europejski Trybunał Praw Człowieka
Fundusz Sprawiedliwości
Krajowe Biuro Wyborcze
Małgorzata Gersdorf
Ryszard Kalisz
Sylwester Marciniak
Trybunał Konstytucyjny
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze