Jak to: uchodźca, a nie jest biedny? Bomby i rakiety spadają na Ukraińców i Ukrainki bez względu na ich status materialny. Dzisiaj masz przytulny dom pod Kijowem, a jutro rosyjski pocisk może go zmieść z powierzchni ziemi. I stajesz się potrzebującym
Kiedyś pisałam, że Ukraina jest krajem kontrastów. Wojenna Ukraina – również. Znana ukraińska pisarka Oksana Zabużko w swoim tekście pt. „Ukraina to nie Syria” opublikowanym na portalu Deutsche Welle pisze, że dla Europejczyków wojna równa się ubóstwu. Nie mogą zrozumieć, jak to jest możliwe, że w kraju, w którym trwa krwawa wyniszczająca wojna, we lwowskiej restauracji serwują ostrygi.
„A gdzie są kartki żywnościowe, puste półki, kawa z żołędzi, masło z czarnego rynku, wszystko to, co zwykle kojarzy się z wojną w zachodniej wyobraźni?” – pyta Zabużko.
Pisarka tłumaczy zagranicznym kolegom, że „w Ukrainie doskonale działa system bankowy, w przeciwieństwie do wojen jugosłowiańskich w latach 90., gdzie cały styl życia się załamał”. Na czas przyjeżdżają pociągi, czego w innych europejskich krajach mogą pozazdrościć.
„Trzydzieści lat wolności wyposażyło nasz kraj w poziom cywilizacyjnej odporności, którym nie mogły się pochwalić ani Afganistan, ani Syria” – pisze Zabużko. Dlatego ta wojna jest inna.
Jak żyć w kraju, ogarniętym wojną? Jak mimo niebezpieczeństwa odnajdywać siły, skąd brać inspiracje? Nad tym codziennie zastanawiają się nasi sąsiedzi, Ukrainki i Ukraińcy. My też powinniśmy. Nie tylko dlatego, że to dzieje się tak blisko. Ale też dlatego, że możemy się wiele od nich nauczyć. Dlatego powstał ten cykl o ukraińskiej codzienności w najtrudniejszych czasach. O ludziach.
Książkowo-filmowa wiedza o wojnie przeszkadza w zrozumieniu postaw osób, które na co dzień żyją w zagrożeniu lub wyjechali z kraju, ratując się przed wrogiem. Dla Ukraińców i Ukrainek po dwóch latach pełnoskalowej wojny życie stanowi największą wartość, dlatego szukają radosnych chwil mimo ryzyka. Na przykład w Odessie niektórzy opalają się na plaży, a podczas alarmu w strojach kąpielowych biegną do schronu w pobliżu.
W maju w obwodzie charkowskim rosyjska armia trafiła w ośrodek rekreacyjny. Wśród sześciu zabitych była kobieta w siódmym miesiącu ciąży. 27 osób zostało rannych, osiem z nich było w stanie ciężkim. Zdarza się, że ranni potem umierają w szpitalach. Po tygodniu czy dwóch. Ale o nich już media nie napiszą, bo są nowe ostrzały i nowe ofiary.
Nie wszystkie historie stają się medialne – jak zaatakowany 8 lipca 2024 roku szpital dziecięcy Ochmatdyt w Kijowie – ponieważ jest ich zbyt dużo i są podobne.
Był/była w pracy, w domu, uderzyła rakieta/dron, albo Rosjanie zrzucili bombę, pokaleczyli ludzi, zabili, przyjechały służby ratownicze, zaczęły rozbierać gruzy, kogoś udało się uratować, ciała przykryte folią. Obok ratownicy z okopconą twarzą i rękami. Dziennikarze robią zdjęcia. Namawiają świadków na komentarz. Mer miasta/przedstawiciel władz lokalnych wypowiada się do kamery.
Jutro już tu nikogo nie będzie. Zostaną tylko grzecznie posprzątane gruzy. A co mają zrobić Ukraińcy i Ukrainki? To ich kraj, ich ziemia.
Witalność zwycięża i przytępia cierpienie.
Będą przechodzić obok z nadzieją, że w ich dom/fabrykę/piekarnię/szkołę/szpital nie trafi. A za tydzień trafia. I znowu służby, media, ranni… Jeśli przeżyli, to nocują u znajomych, rodziny, jadą w nieznane.
Codziennie od początku wojny giną ludzie. Czy to nadepnął na minę, czy trafił go pocisk, czy ratował życie innym na froncie, czy walczył. Nie ma różnicy, czy to są cywile, czy wojskowi. Nikt w mundurze się nie urodził. Nikt dla wojny się nie urodził. Tysiące mężczyzn i kobiet wzięło do rąk broń, żeby bronić Ojczyzny. Wcześniej przecież ci ludzie chodzili do jakiejś pracy, jeździli na wakacje, słuchali muzyki, spacerowali w parku z psem. Wojna im to odebrała.
Ostatnio w kuluarach pewnej konferencji tłumaczka z ukraińskiego, która właśnie wróciła z Charkowa, opowiada o miejscowych przyzwyczajeniach. Mówi, że w Charkowie nie da się kupić jaskrawej piżamy. Ludzie wszystko wykupili. Żeby w gruzach ratownicy łatwiej mogli ich znaleźć. Z tego samego powodu obok łóżka kładą miseczkę zwierzęcej karmy. Żeby psom poszukiwawczym było łatwiej.
W Charkowie, znajdującym się 40 km od granicy z Rosją, na zejście do schronu mieszkańcy mają sekundy.
W czerwcu 2024 roku w mieście alarmy wyły przez 468 godzin, ok. 19,5 dni.
Kiedy myślimy o II wojnie światowej, w pamięci zbiorowej mamy największe zbrodnie. O tym chyba najczęściej myślimy w kontekście wyrazu „wojna”.
Od ponad dwóch lat na terytorium Ukrainy z powodu rosyjskiej agresji giną ludzie. Wojna nie toczy się w „małej części kraju”, jak piszą niektórzy w komentarzach w mediach społecznościowych.
Rosyjska rakieta również skutecznie trafi w dom we Lwowie i zabije kilka osób.
Ukraińskie służby, analizując resztki pocisków po ostatnich atakach rosyjskich, ustaliły, że Rosjanie wykorzystują również nowe rakiety, wyprodukowane mniej niż miesiąc temu. Są tam komponenty pochodzące z krajów zachodnich. Wiedzieliście o tym?
„Jaka tam wojna, jeśli oni jeżdżą na urlop do Ukrainy” – znowu czytam o uchodźcach w Polsce. Jeżdżą. Jadą z dziećmi zdawać egzaminy, jadą po odzież letnią/zimową, bo jej nie zabrali, ratując się w pośpiechu, jadą, żeby odwiedzić starszych rodziców czy męża, którego widzą tylko przez wideo, jadą na pogrzeb. Żeby chwilę pobyć w domu, jeśli go jeszcze mają. Jadą, żeby poczuć się na swoim miejscu.
W Ukrainie ludzie próbują udawać, że prowadzą zwykłe życie, że chodzą do sklepów i teatrów (oczywiście nie w regionach przyfrontowych; chociaż teatry mogą odwołać spektakle z powodu mobilizacji głównych aktorów, w drugiej połowie maja czernihowski teatr z tego powodu odwołał m.in. spektakl o Dobrym wojaku Szwejku). Natomiast bomby i rakiety spadają na Ukraińców i Ukrainki bez względu na ich status społeczny, na to, jakim samochodem jeżdżą. Dzisiaj możesz mieć przytulny dom pod Kijowem, a jutro rosyjski pocisk może go całkowicie zniszczyć. Miejmy tego świadomość.
Wojna wpływa na każdy obszar życia w Ukrainie. Wydawało się, że nie ma nic nadzwyczajnego w tym, żeby pojechać do szpitala położniczego. Znana ukraińska blogerka w nocy relacjonuje, jak przed porodem schodzi z 20. piętra, na którym mieszka, ponieważ jest przerwa w dostawie prądu i windy nie działają, a ta, która zawsze działała na generatorze, właśnie wtedy nie działa. Żeby wyjechać z garażu również potrzebny jest prąd, żeby otworzyć bramę garażową. Tyle wysiłku, nerwów i łez nie byłoby, gdyby do tej sytuacji nie doprowadziła wojna.
Najpierw Federacja Rosyjska niszczy system energetyczny Ukrainy i w kraju wprowadzane są wielogodzinne przerwy w dostawie prądu. Więc ukraińskie władze mówią, żeby rodzice z ciężko chorymi dziećmi, m.in. tymi, których życie zależy od sprzętu elektronicznego, przenieśli się do szpitali, ponieważ tam nie ma przerw w zasilaniu. Wtedy Rosjanie atakują i niszczą szpitale. Lekarze, zamiast operować, wynoszą gruzy.
Ukraina inicjuje posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ, w którym prezydencję sprawuje Federacja Rosyjska.
„Ilu jeszcze rosyjskich zbrodni potrzeba, by zajęto się kwestią wykorzystania członkostwa b. ZSRR w Radzie Bezpieczeństwa poprzez dyktatorski reżim Kremla? Jakie okrucieństwa muszą zostać popełnione, aby zapewnić, że weto agresora zostanie zignorowane, a Rada Bezpieczeństwa będzie w stanie zareagować na rosyjską agresję i zbrodnie wojenne?” – pyta na X Serhij Kysłycia, stały przedstawiciel Ukrainy przy ONZ.
Ukraina uważa, że Rosja jest nielegalnie członkiem Rady Bezpieczeństwa, ponieważ objęła to miejsce po rozpadzie Związku Sowieckiego, nikt jej nie wybierał. Ukraińcy utrzymują, że jej członkostwo (jako Federacji Rosyjskiej) powinno to być przegłosowane.
Niezrozumienie wojny, która toczy się na terytorium Ukrainy, przez obywateli krajów zachodnich może też wynikać z tego, że mają przestarzały obraz ukraińskiego państwa.
Dobrze go widać w powieści „Szczygieł” amerykańskiej pisarki Donny Tartt. Borys, przyjaciel głównego bohatera Theo, jest synem emigrantów czy to z Ukrainy, czy to z Rosji, czy z Polski (z rodzicami mieszkali we wszystkich tych krajach).
Mimo znajomości kilku języków, umiejętności poradzenia sobie w różnych sytuacjach i kreatywności Borys jest przedstawiony jako baciar, czyli bandzior, który uczy głównego bohatera, wychowanego w Nowym Jorku chłopca, miłośnika sztuki, przeklinać po rosyjsku, kraść jedzenie, pić wódkę, używać narkotyków oraz innych złych rzeczy.
Borys jest wiecznie głodny i ubrany w byle co (cieszy się niezmiernie, kiedy dostaje rzeczy od taty głównego bohatera), nie nosi majtek. Zdarzało się, że musiał spać na ulicy. Tata Borysa ma problem z alkoholem, bije syna.
W Ukrainie – opowiada Borys – był świadkiem, jak posła postrzelono w brzuch. „W tym kowbojskim kraju wszystko jest możliwe. Każdy ma broń” – tłumaczy amerykańskiemu przyjacielowi. W Ukrainie, według Borysa, nawet powietrze jest złe, „wszędzie szary beton, i wiatr…”. Tam w głuchych wsiach nie ma internetu. Borys nie chciałby, żeby go deportowali do Ukrainy.
Z książki Donny Tartt czytelnik dowiaduje się więc, że Ukraina jest strasznym krajem, gdzie nie ma cywilizacji i nie da się żyć.
To już dawno nieprawda. W ostatnich dekadach Ukraina się rozwinęła. Ale do tej pory na Zachodzie jeszcze nie zmienił się ten obraz Ukrainy, który opisała Tartt.
Nie mówię, że w Ukrainie nie ma biedy. Jest. Najbardziej cierpią m.in. starsi mieszkańcy przyfrontowych obszarów, ponieważ ich miasta nie funkcjonują jak wcześniej. Nie ma tam sklepów, pracy. Tam przechodzi się na całkiem inny tryb życia. W ciągłym niebezpieczeństwie. Miasta czy wsie przypominają szkielety. Są martwe.
Ludzie, którzy tam zostają, są załyszeńciami, czyli tymi, którzy zostają. W przeciwieństwie do biżeńca, uchodźcy – bieżeńca.
Załyszeńci prawie nie wychodzą z piwnic. Wolontariusze przywożą im potrzebne produkty, ryzykując życie. Ludzie nie chcą wyjeżdżać, ponieważ to jest ich dom, tu są groby ich rodziców. Boją się wyjeżdżać. „Nikt tam na nas nie czeka” – mówią.
W Ukrainie są różne klasy społeczne tak jak w innych krajach. I w różnych regionach sytuacja może wyglądać różnie. Niebezpieczeństwo jest wszędzie, różni się jego skala.
Nie oczekujmy od Ukraińców, żeby prowadzili ascetyczny tryb życia. Świat się zmienił.
Teraz możemy obserwować wojnę online. Jest tak samo okropna, jak każda inna wojna.
Wydaje się, że po inwazji na pełną skalę w całym kraju zniknęła radość. Jakby na cały kraj napadły dementory z książek o Harrym Potterze i wyssały szczęście ze wszystkich Ukraińców i Ukrainek. Z tych, którzy są za granicą, również.
Wojna wszędzie nas prześladuje i nadaje ton naszemu życiu. Może dlatego w ukraińskich szkołach – jak informuje pierwsza dama Ołena Zełenska – wprowadzają lekcje szczęścia.
Dzieci, których osobowość kształtuje się w czasach wojny, będą się uczyć:
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Komentarze