0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. z Archiwum Kamila MieszczankowskiegoFot. z Archiwum Kami...

W lipcu 2022 podręcznik do przedmiotu „Historia i teraźniejszość” autorstwa prof. Wojciecha Roszkowskiego został zatwierdzony do stosowania w szkołach średnich. Przez media przelała się lawina zarzutów wobec tej publikacji – od jednostronności narracji, prezentowania stereotypów skrajnej prawicy, po wykluczanie dzieci powstałych z in vitro.

OKO.press wielokrotnie opisywało błędy, manipulacje i fałszowanie historii w tej książce. Publikację krytykowali historycy, naukowcy, a nawet uczelnie. Czarę goryczy przelało wspomniane wykluczanie dzieci z in vitro. „Coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi, można powiedzieć hodowli. Skłania to do postawienia zasadniczego pytania: kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci?” - ten fragment książki wywołał największe, społeczne oburzenie.

Przeczytaj także:

Odpowiedź na „obłąkaną krucjatę” ministra Czarnka

Zbulwersowało to zwłaszcza Kamila Mieszczankowskiego, dotychczas znanego na Twitterze jako Bezczelny Lewak. To ojciec córki z in vitro. Przez wiele lat wraz żoną starali się o dziecko, udało się dopiero dzięki procedurze in vitro. „Nie pozwolę, żeby w publicznej szkole moja córka była wytykana palcami jako obiekt eksperymentów i dziecko niekochane przez rodziców, dlatego zrobię wszystko, żeby zanim trafi do szkoły, ten podręcznik był już odległą przeszłością i niechlubnym świadectwem czasów, w jakich przyszło nam wszystkim żyć" – zapowiadał 12 sierpnia 2022, gdy uruchomił zrzutkę na pozwanie ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, autora książki i wydawnictwa Biały Kruk. Za stygmatyzowanie dzieci z in vitro.

„Zbiórka przerosła moje najśmielsze oczekiwania, bo z zakładanych 30 tys. zł w tydzień udało się łącznie zebrać 330 tys.” - opisuje. Zrzutka została udostępniona w sieci ponad 74 tys razy.

Wtedy Mieszczankowski zapowiedział, że nadwyżkę zebranych pieniędzy będzie przeznaczał na wsparcie dla rodzin starających się o dzieci z in vitro.

250 tys. zł z tych środków zostanie przeznaczone na bezpłatny program in vitro dla par, których nie stać na te kosztowne zabiegi, które mieszkają na terenach, gdzie lokalne samorządy nie refundują leczenia niepłodności. „Średnio na rynku jeden zabieg in vitro bez dofinansowania kosztuje około 12 tys. zł. Nam udało się wynegocjować ofertę, dzięki której za 250 tys. zł, aż sto par dostanie szansę na największe szczęście w życiu, na długo wyczekiwane i ukochane dziecko” - opisuje autor zrzutki. Tłumaczy, że stworzenie nowego życia poprzez in vitro, będzie „najpiękniejszą odpowiedzią na tę obłąkaną krucjatę” ministra Czarnka.

Kliniki dopłacą

100 procedur za 250 tys. oznacza, iż jedna kosztuje tylko 2,5 tys. zł.

Jak to możliwe, że zabiegi będą tak tanie? 2,5 tys. zł na zabieg pochodzi ze zbiórki, a resztę dokłada klinika.

Dlatego w akcji uczestniczy 19 takich placówek w kraju, w tym niektóre to sieciowe placówki. Na razie organizatorzy nie chcą podawać nazw klinik leczenia niepłodności.

„Dzieci Roszkowskiego”

Program przewrotnie nazwali „In vitro, to HIT!”. „Na samym początku chcieliśmy go nazwać „Dzieci Roszkowskiego”. Ale to byłoby kłopotliwe dla klinik” - wspomina Mieszczankowski.

Obecnie są dopinane ostatnie uzgodnienia z klinikami, które uczestniczą w programie. „Mamy na razie gentlemen's agreement, z 19 placówkami, które zadeklarowały wykonanie w sumie 100 procedur zapłodnienia z in vitro. Jeszcze nie podpisywaliśmy umów” - zaznacza Marta Górna, przewodnicząca Stowarzyszenia Nasz Bocian, organizacji pacjenckiej, która wspiera rodziców starających się o dzieci z in vitro, czy adopcji i współorganizuje „In vitro to HIT!”.

Program pierwotnie miał ruszyć pod koniec 2022 roku, ale ilość koniecznych ustaleń, biurokratycznych wymogów, była tak duża, że już kilka razy przesuwano jego start. „Teraz mam nadzieję, że ruszymy z nim na Wielkanoc, ale nadal nie jest to pewne” - zapowiada Górna. Mieszczankowski liczy, że może jeszcze uda się w marcu. Program ruszy na podstronie Stowarzyszenia Nasz Bocian, z dokładnie opisanymi warunkami wzięcia w nim udziału i możliwością zgłoszeń. Potem ma zostać uroczyście otwarty na konferencji prasowej.

Kto skorzysta?

Kwalifikacja 100 par do programu będzie dwuetapowa. W pierwszym, niemedycznym, warunków będzie kilka.

Mogą w nim wziąć udział pary, mieszkające poza gminami i miastami, które posiadają swoje programy wsparcia dla in vitro. Te są prowadzone w ok. 40 miastach i gminach Polski m.in. w: Warszawie, Łodzi, Wrocławiu, Gdańsku, Krakowie, Częstochowie, Sosnowcu czy nawet w małych Pyskowicach. W kraju są też programy wojewódzkie, które prowadzą urzędy marszałkowskie: dolnośląskim, mazowieckim i zachodniopomorskim. Te programy nie będą wykluczające, czyli pary z tych regionów będą mogły brać udział w „In vitro to HIT!”.

Drugim kryterium jest bezdzietność w danym związku – aby para starająca się o dziecko, nie miała już wspólnego potomstwa. Ale program nie wyklucza osób, które mają dzieci z innych związków. „Chcemy dać szanse parom, w których jeden z partnerów ma już np. dorosłe dzieci, więc czemu teraz w nowym związku miałby ten fakt blokować posiadanie potomstwa z osobą, która jest z nim/ nią obecnie?” - tłumaczy Górna.

Pary mogą mieć dochody nie wyższe niż 12 tys. brutto / miesiąc, bazując na PIT za 2022 rok. Wiek uczestników – od 20 do 40-42 lat. „Drugi z tych poziomów jest do akceptacji przy założeniu dobrze rokującej rezerwy jajnikowej” - zaznacza szefowa Naszego Bociana.

Wśród kryteriów medycznych z programu wykluczają m.in.:

  • nieodpowiednia rezerwa jajnikowa;
  • więcej niż 3 udokumentowane poronienia;
  • nieodpowiednia reakcja na stymulację - brak pozyskania komórek jajkowych w poprzednich cyklach;
  • wady macicy uniemożliwiające donoszenie ciąży.

Koszty

Choć procedura – punkcja, zapłodnienie komórek i transfer do macicy – będzie dla par bezpłatna, to jednak uczestnicy muszą się liczyć z pewnymi, dodatkowymi wydatkami. Ale niewielkimi.

  • Za wizytę i badania niezbędne do kwalifikacji do programu. „Bo jeśli nam się para nie zakwalifikuje to nie mamy jak pokryć tych kosztów. To wydatki rzędu kilkuset zł”, uspokaja Marta Górna.
  • Ewentualne koszty plemników lub komórki jajowej od innego dawcy. „To jest potrzebne tylko u kilku procent pacjentów. W zdecydowanej większości par te zabiegi nie będą wymagane” - zaznacza przewodnicząca Naszego Bociana.
  • Ewentualna biopsja jąder.
  • Koszty leków – rzędu kilkuset zł.

Pary będą też badane przez psychologa i jeśli ten stwierdzi „niegotowość do rodzicielstwa niegenetycznego” – posiadania ciąży z nie swoich genów – to wówczas też zostanie się wykluczonym z programu. Ale przewodnicząca Naszego Bociana uspokaja: to niezwykle rzadka sytuacja.

„To moja słodka zemsta na hejterach metody in vitro”

Organizatorzy nie wiedzą, ile mogą się spodziewać zgłoszeń, bo to pierwszy tego typu społeczny program darmowego zabiegu in vitro dla bezpłodnych par w Polsce. Dotychczas prowadziły lub prowadzą je samorządy, a kiedyś także rząd.

Ile z tych 100 procedur ma szansę urodzić się dzieci? Szefowa Naszego Bociana liczy, że to będzie ok. 30 maluchów – statystyki dają średnio 35-38 proc. szans na uzyskanie ciąży w czasie jednego cyklu.

„Ten program to odpowiedz na to całe zło, które wydarzyło się w podręczniku HiT. W obliczu tej krzywdy udało się nam zjednoczyć siły ludzi, którzy wsparli zrzutkę Kamila, NGOsów, lekarzy, pacjentów i społeczeństwa. Dla mnie to jest niesamowite” - podkreśla Marta Górna.

„Ten program to moja słodka zemsta na hejterach metody in vitro – dzięki tej fali nienawiści powstanie nowe życie i wiele osób spełni najskrytsze marzenie - posiadanie potomstwa. Ja wiem, jak to jest widzieć zadowolonych ludzi, którzy idą ulicą ze swoimi maluchami, jak to jest oglądać dzieci we własnej rodzinie, a samemu ich nie mieć. Znam te emocje i bardzo się cieszę, że dzięki tej metodzie uda się zrealizować marzenia par, które będą uczestniczyć w programie”, komentuje Kamil Mieszczankowski.

350 tys. dzieci z in vitro rocznie na świecie

Niepłodność dotyka nawet co piątą parę w wieku reprodukcyjnym. W Polsce mamy ok. 1.5 mln par niepłodnych, z czego 7-20 proc. kwalifikuje się do stosowania metody in vitro – to najskuteczniejsza metoda leczenia bezpłodności. Co roku w naszym kraju potrzeba 23-26 tys. tych procedur.

Do lipca 2020 roku w Polsce urodziło się 22 191 dzieci z in vitro, głównie (aż 21 tys. dzieci) dzięki rządowemu programowi za czasów rządów PO-PSL.

Z kolei Prawo i Sprawiedliwość zamknęło program in vitro w 2016 roku, zastępując go „naprotechnologią”. „Połączenie kalendarzyka, diety i modłów” - tak opisuje go Kamil Mieszkankowski. Z tego rządowego programu, do lipca 2020 roku dokonano ledwo 209 poczęć (co nie znaczy, że tyle dzieci się urodziło). Kosztował aż 86 mln zł.

Według danych ESHRE na świecie rocznie z in vitro rodzi się ok. 350 tys. dzieci.

Procesy, które Kamil Mieszczankowski wytacza ministrowi Czarnkowi, prof. Roszkowskiemu i wydawnictwu Biały Kruk jeszcze nie ruszyły. W Krakowie, gdzie będą się toczyć dwa ostatnie, sprawę poprowadzi sędzia Waldemar Żurek (został wybrany w wyniku losowania). Sąd Okręgowy w Katowicach właśnie nakazał go przywrócić do pracy w pierwotnym wydziale.

;
Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze