Wzrost płacy minimalnej nie prowadzi do wyraźnego wzrostu bezrobocia. Jednakże warto mieć na uwadze, że nie jest to narzędzie idealne polityki społecznej
1 lipca 2024 roku miesięczna płaca minimalna w Polsce wzrosła do 4300 złotych brutto, a stawka godzinowa do 28,10 zł. Co to oznacza dla zatrudnionych Polaków? Czy pojawiające się regularnie sugestie wskazujące na szkodliwość wzrostu płacy minimalnej dla miejsc pracy dla najgorzej opłacanych pracowników mają oparcie w danych? Na te oraz wiele innych pytań odpowiem w tym artykule.
Jeszcze nie tak dawno temu zapraszani do mediów eksperci grzmieli o skutkach wzrostu płacy minimalnej. Do krytyków tej polityki należeli między innymi przedstawiciele Pracodawców RP, którzy nie hamowali się przed bardzo dosadnymi stwierdzeniami.
Zapowiedziane przez Jarosława Kaczyńskiego w 2019 roku podniesienie miesięcznej płacy minimalnej z 2,25 do 3 tys. w 2021 roku, Leszek Juchniewicz, główny ekonomista wspomnianej organizacji, nazwał mianem gwałcenia praw ekonomii. Po wybuchu pandemii w 2020 roku, gdy okazało się, że płaca minimalna wzrośnie do 2 800 złotych, Pracodawcy RP wypuścili komunikat, w którym stwierdzili, że 63 proc. miejsc pracy w mikro oraz małych firmach (ponad 1,5 mln pracowników) będzie zagrożonych.
Co warto zaznaczyć, dosadne i bardzo krytyczne wypowiedzi odnośnie do wzrostu płacy minimalnej nie są bynajmniej cechą charakterystyczną dla naszego kraju. Jeszcze w latach 70. oraz 80. bez większych problemów bylibyśmy w stanie usłyszeć podobnie brzmiące opinie od wielu amerykańskich ekonomistów.
George Stigler, który otrzymał nagrodę Nobla z ekonomii w 1982 roku, stwierdził, że poparcie kandydata Demokratów na prezydenta Stanów Zjednoczonych, Michaela Dukakisa, dla podniesienia płacy minimalnej jest odrażające. Z kolei Finis Welch, badacz specjalizujący się w ekonomii pracy, nazwał wynagrodzenie minimalne jednym z najokrutniejszych wymysłów częstokroć okrutnego społeczeństwa.
Obecnie takie opinie należą do rzadkości, a ogrom badań analizujących wpływ wzrostu płacy minimalnej na zatrudnienie wskazuje, że bynajmniej nie prowadzi ono do znacznego wzrostu bezrobocia.
Co więcej, wiele analiz przekonująco udowadnia, że zwiększenie minimalnej płacy przynosi znaczącej większości źle zarabiających pracowników korzyści w postaci większych zarobków.
Z drugiej strony, analizując wpływ podwyżki płacy minimalnej na rynek pracy, trzeba mieć na uwadze, że nie jest to narzędzie idealne, a w pewnych warunkach może być nawet mocno szkodliwe.
Ze względu na to, że wpływ płacy minimalnej na zatrudnienie zależy od instytucji rynku pracy, zamiast analizować przykłady ze Stanów Zjednoczonych, czy Wielkiej Brytanii, przyjrzyjmy się bliżej naszemu podwórku.
Na początku dwudziestego pierwszego wieku na Węgrzech miał miejsce wręcz ogromny wzrost płacy minimalnej. W latach 2001-2002 wysokość minimalnej płacy w stosunku do mediany wynagrodzeń wzrosła z ok. 35 proc. do 55 proc. Zmiana ta była nieoczekiwana, duża i trwała.
Dało to dwójce ekonomistów Peterowi Harasztosiemu oraz Attili Lindnerowi doskonałą okazję do zbadania efektów podwyżek płacy minimalnej.
W celu ustalenia efektów analizowanej polityki autorzy artykułu naukowego „Who Pays for the Minimum Wage?” (“Kto płaci za płacę minimalną?”) skorzystali z dość intuicyjnej metody.
Zestawili ze sobą firmy, które przed silnym wzrostem płacy minimalnej zatrudniały wyłącznie pracowników zarabiających najniższe wynagrodzenie z przedsiębiorstwami, w których praktycznie w ogóle nie pracowały takie osoby.
Mając na uwadze, że w przypadku obu rodzajów przedsiębiorstw dynamika zatrudnienia oraz płac była nieodróżnialna od siebie przed 2000 roku, jesteśmy w stanie interpretować zmiany w trendach, jakie nastąpiły po wspomnianym roku jako efekty podwyższenia minimalnego wynagrodzenia.
Okazało się, że trendy faktycznie uległy znaczącej zmianie. Jak widać na zamieszczonym poniżej wykresie, zatrudnienie w przedsiębiorstwach pierwszego typu w czteroletniej perspektywie obniżyło się o ok. 10 proc. wobec przedsiębiorstw drugiego typu.
Z kolei średnie wynagrodzenie w firmach, w których pracowali wyłącznie pracownicy zarabiający najniższe wynagrodzenie, wzrosło o 54 proc. więcej, niż w przedsiębiorstwach, w których takich osób trzeba byłoby ze święcą szukać. Z kolei w przypadku średniego wynagrodzenia zaobserwowano wzrost o 54 proc.
W praktyce szacunki te oznaczają, że węgierska reforma doprowadziła do zwolnienia ok. 30 tys. z 290 tys. pracowników, którzy w 2000 roku zarabiali płacę minimalną oraz podniesienia płacy pozostałych 260 tys. pracowników średnio o 60,54 proc. Jak widać, przeważająca większość węgierskich nisko opłacanych pracowników znacząco skorzystała na analizowanej reformie.
Peter Harasztosi, Attila Lindner, „Who Pays for the Minimum Wage?”
Podobna sytuacja miała miejsce na Litwie. Po latach niewielkich podwyżek tamtejszy rząd zdecydował się w 2012 roku podnieść płacę minimalną z 317 do 373 euro, czyli aż o 17,7 proc. Był to największy względny wzrost płacy minimalnej w całej historii tego kraju. I dotyczył on znacznej części pracowników. Pod koniec 2012 roku co czwarty zatrudniony Litwin zarabiał mniej niż 373 euro miesięcznie.
Co więcej, wspomniana reforma weszła w życie nagle. Przyjęte 19 grudnia 2012 roku prawo zaczęło obowiązywać od 1 stycznia 2013 roku, praktycznie uniemożliwiając przedsiębiorstwom przeprowadzenie odpowiednich dostosowań w oczekiwaniu na wzrost kosztów pracy.
Ekonomiści Jose Garcia-Louzao, Linas Tarasonis wykorzystali tę okazję. Rezultaty swoich analiz opublikowali w artykule zatytułowanym „Wage and employment impact of minimum wage: evidence from Lithuania” („Wpływ płacy minimalnej na zatrudnienie oraz płace: przypadek Litwy”).
W celu ustalenia efektów podwyżki płacy minimalnej na zatrudnienie oraz płace ekonomiści wykorzystali podobną metodę, co wspomniani wyżej Peter Harasztosi oraz Attila Lindner, ale zamiast porównywać ze sobą firmy, zestawili oni ze sobą Litwinów, którzy przed 2013 roku zarabiali mniej niż 373 euro z litewskimi pracownikami znajdującymi się w górnej części rozkładu wynagrodzeń, na których z oczywistych względów wzrost płacy minimalnej nie mógł mieć żadnego wpływu.
Zgodnie z ustaleniami badaczy,
litewska reforma nie wpłynęła na zatrudnienie zdecydowanej większości pracowników
otrzymujących wynagrodzenie poniżej wspomnianej granicy. Statystyczne istotne i negatywne efekty zaobserwowano wyłącznie w przypadku osób zatrudnionych w niepełnym wymiarze godzin po roku od podwyższenia płacy minimalnej.
Jeżeli zaś chodzi o wynagrodzenie, to w przypadku osób zarabiających pod koniec 2012 roku poniżej 373 euro miesięcznie, przeciętnie wzrosło ono o 11,5 proc. po roku. Oznacza to, że ponownie wzrost płacy minimalnej był korzystny dla zdecydowanej większości nisko opłacanych pracowników.
No dobrze, a jak wygląda to w Polsce? W końcu w naszym kraju miał również miejsce może nie tak nagły, ale również znaczący wzrost minimalnego wynagrodzenia.
Z danych zaprezentowanych poniżej wynika, że podczas gdy w 2007 roku minimalna płaca w naszym kraju stanowiła ok. 33 proc. średniego wynagrodzenia, tak już w 2017 roku odsetek ten wynosił 44 proc.
Warto zauważyć, że podczas gdy w 2017 roku płaca minimalna była znacznie wyższa niż w 2007 roku, bezrobocie było zauważalnie niższe. Stopa bezrobocia spadła z 9,6 proc. do 4,9 proc., czyli niemal dwukrotnie.
Czy to nie wystarczy, aby stwierdzić, że płaca minimalna nie wpłynęła na zatrudnienie w Polsce? Bynajmniej.
W gospodarce ma jednocześnie miejsce wiele procesów. Nie można wykluczyć, że przykładowo, gdyby do wzrostu płacy minimalnej nie doszło, stopa bezrobocia spadałaby w jeszcze szybszym tempie.
Jak w takim razie ustalić wpływ płacy minimalnej? Polscy ekonomiści Maciej Albinowski oraz Piotr Lewandowski w tym celu postanowili wykorzystać regionalne zróżnicowanie wysokości płacy minimalnej.
Otóż mimo tego, że na całym obszarze Polski funkcjonuje jedna płaca minimalna (przykładowo w Japonii różni się ona w zależności od prefektury), to jej relatywna wysokość (w odniesieniu do średnich zarobków) znacznie różni się pomiędzy poszczególnymi regionami.
Jak widać w zamieszczonej poniżej tabeli w podregionie (autorzy badania posłużyli się unijną klasyfikacją regionów) Sieradzkim w 2007 roku średnie miesięczne wynagrodzenie osiągnęło 2155 złotych, podczas gdy w Warszawie było to aż 4100 złotych.
Tym samym w pierwszym podregionie płaca minimalna wyniosła 43 proc. średniego wynagrodzenia, a w tym drugim zaledwie 23 proc.
Mając to na uwadze, powinniśmy oczekiwać, że w przypadku regionów, w których zarobki były relatywnie niskie, wzrost płacy minimalnej powinien dotknąć znacznie większą część miejsc pracy.
Zgodnie z wyliczeniami badaczy faktycznie tak było. Wzrost płacy minimalnej miał istotny statystycznie wpływ na płace oraz wynagrodzenia jedynie w przypadku 25 podregionów, w których w 2007 roku średnia płaca była stosunkowo najniższa.
Jednak efekty w przypadku zatrudnienia były na tyle umiarkowane, że znaczna część pracowników skorzystała na fali niemal ciągłego wzrostu płacy minimalnej w Polsce.
Jak wskazują autorzy artykułu „The heterogeneous regional effects of minimum wages in Poland” („Regionalnie zróżnicowane skutki płacy minimalnej w Polsce”): „Gdyby relacja płacy minimalnej do przeciętnego wynagrodzenia pozostała niezmienna od 2007 r., w 2018 r. przeciętne wynagrodzenie w podregionach o niskich płacach byłoby o 3,2 proc. niższe (o 123 zł miesięcznie i 1475 zł rocznie), natomiast zatrudnienie byłoby o 1,2 proc. wyższe (23 tys. dodatkowych miejsc pracy w firmach zatrudniających co najmniej 10 pracowników)”.
Warto wreszcie wspomnieć o tym, jak wzrost minimalnego wynagrodzenia wpłynął na inne zmienne ekonomiczne.
Na ten temat również mamy badania. Aleksandra Majchrowska oraz Paweł Strawiński w swoim artykule „Impact of minimum wage increase on gender wage gap: Case of Poland” (Wpływ wzrostu płacy minimalnej na lukę płacową: przypadek Polski") przyjrzeli się wpływowi płacy minimalnej na lukę płacową między mężczyznami a kobietami.
Zgodnie z ustaleniami badaczy jej spadek w latach 2006-2010 o 2 pkt proc. był praktycznie w całości zasługą podwyżek płacy minimalnej w latach 2008-2009. Jak widać na zamieszczonym poniżej wykresie, do największej kompresji wynagrodzeń między kobietami i mężczyznami doszło w przypadku młodych Polaków. Luka w wynagrodzeniach dla pracowników w wieku od 20 do 24 lat zmniejszyła się o ponad 5 pkt proc.
Ogólnie wzrost płacy minimalnej w Polsce przyczynił się do zmniejszenia nierówności.
W artykule naukowym zatytułowanym „Firms and wage inequality in Central and Eastern Europe” („Firmy i nierówności płacowe w Europie Środkowej i Wschodniej”) Iga Magda, Jan Gromadzki oraz Simone Moriconi przyjrzeli się nierównościom wynagrodzeń w krajach Europy Środkowo-Wschodniej w latach 2002-2014.
Jak się okazało, zaobserwowany w tym okresie spadek nierówności płacowych w większości państw naszego regionu był pochodną głównie migracji oraz podniesienia minimalnego wynagrodzenia.
To właśnie tym dwóm czynnikom zawdzięczamy znacznie wyższy wzrost wynagrodzeń najgorzej zarabiających Polaków.
Jak widać na poniższym wykresie, osoby znajdujące się na dole rozkładu dochodów doświadczyły niemal 60 proc. wzrostu wynagrodzeń w latach 2002-2014. Z kolei w przypadku pozostałych pracujących Polaków co do zasady wzrost ten oscylował wokół 40 proc.
Wzrost płacy minimalnej prowadzi do silnego wzrostu bezrobocia. Polityka ta szkodzi najgorzej zarabiającym pracownikom, którym w teorii ma pomagać.
Jak to w ogóle jest możliwe, że wzrost płacy minimalnej nie prowadzi do bezrobocia? W końcu w standardowym modelu doskonałej konkurencji taki rezultat jest nieunikniony. Firmy sprzedają dobra na konkurencyjnych rynkach, więc nie mogą przerzucić dodatkowych kosztów na konsumentów.
Korzystają one z usług pracowników w sposób niedający możliwości dalszego poprawienia efektywności pracy poprzez na przykład zmienienie sposobu zarządzania. Do tego przedsiębiorstw jest nieskończenie wiele. To prowadzi do tego, że na skutek działania sił konkurencji każdy pracownik otrzymuje płacę równą jego produktywności.
Ponadto w modelu tym zakłada się również, że każda firma stanowi na tyle małą część rynku, iż nie może ona mieć żadnego wpływu na popyt na pracę i może zatrudnić dowolną liczbę pracowników po cenie rynkowej.
W skrócie w modelu doskonałej konkurencji wszystko działa efektywnie, a firmy nie mają żadnego wpływu na ceny (są, jak to się ujmuje w ekonomii, „cenobiorcami”). Oznacza to, że przedsiębiorstwa w zderzeniu ze wzrostem wynagrodzeń, niewynikającym ze wzrostu produktywności, mają tylko jedną możliwość – ciąć zatrudnienie.
Wyobraźmy sobie, że zamiast nieskończonej liczby przedsiębiorstw, jak w modelu doskonałej konkurencji, mamy do czynienia wyłącznie z jedną firmą. Ze względu na to, że firma ta jest jedynym podmiotem na rynku pracy, jej działania będą miały wpływ na rynkową płacę.
Dla porównania w modelu doskonałej konkurencji zakłada się, że każde przedsiębiorstwo stanowi tak małą część danej branży, że może zatrudnić dowolną liczbę pracowników po rynkowej cenie. To właśnie ta, na pierwszy rzut niepozorna różnica prowadzi do tego, że monopsonista (w taki sposób w ekonomii określa się podmiot będący jedynym kupującym na danym rynku) maksymalizując zysk w przeciwieństwie do firm działających na konkurencyjnym rynku, wybierze poziom produkcji nieoptymalny z punktu widzenia dobrobytu społecznego.
W celu wyjaśnienia tego posłużę się przykładem liczbowym (wszystkie przywoływane przeze mnie dane zostały zamieszczone w tabeli poniżej). Kiedy przedsiębiorca zdecyduje się zatrudnić tylko jednego pracownika, będzie musiał zapłacić mu wyłącznie 11 złotych. Pracownik ten wytworzy dla niego 17 dóbr „x”, każde przedsiębiorca sprzeda następnie za 1 zł, uzyskując przychód w wysokości 17 złotych. Daje to łącznie 6 złotych zysku (17 zł przychodu – 11 złotych kosztów).
Zachęcony tym przedsiębiorca decyduje się zatrudnić kolejnego pracownika. Działaniem tym zwiększa on popyt na pracę, podnosząc płacę do 12 złotych.
Jednakże mimo jej wzrostu o zaledwie 1 zł, krańcowy koszt pracy, czyli koszt związany z zatrudnieniem kolejnego pracownika, wyniósł 13 zł, czyli wzrósł o 2 zł.
Wynika to z faktu, że ze względu na swoją silną pozycję rynkową przedsiębiorstwo podnosząc popyt na siłę roboczą, zwiększyło również płacę pierwszego zatrudnionego pracownika z 11 do 12 zł, czyli o brakujący wcześniej 1 zł.
Z kolei w przypadku produkcji obserwujemy odwrotny proces. Przychody wraz ze zwiększeniem liczby zatrudnionych pracowników o 1 zwiększyły się o 16 złotych (wielkość tę będę określać krańcową produktywnością pracy), a nie o 17 zł jak w przypadku zatrudnienia pierwszego pracownika.
Winnym tego stanu rzeczy jest jedno z fundamentalnych praw ekonomii — prawo malejących przychodów krańcowych.
Zgodnie z nim wraz ze wzrostem wykorzystania czynnika produkcji w końcu nastąpi moment, po którym każda dodatkowa jednostka czynnika produkcji (w tym przypadku pracy) przynosi coraz mniejszy przychód. Przy czym nie musi się tak dziać od razu.
Co więcej, zazwyczaj na początku, kiedy przedsiębiorstwo zatrudnia kolejnych pracowników, doświadcza ono rosnących lub stałych przychodów krańcowych. Dzieje się tak między innymi dzięki specjalizacji pracy.
Jednakże w końcu pracowników będzie tylu, że zarządzanie nimi stanie się bardzo trudne, a zatem również kosztowne. A do maszyn, które w początkowym okresie praktycznie w ogóle nie były wykorzystywane, zaczną ustawiać się kolejki pracowników. W opisanym wyżej przykładzie założyłem, że przychody przedsiębiorstwa spadają od razu wyłącznie dla większej przejrzystości mojego wywodu.
Wracając do przykładu, dzięki zatrudnieniu dodatkowego pracownika zysk przedsiębiorstwa zwiększył się z 6 do 9 złotych, czyli o 3 złote. Należy zauważyć, że dokładnie tyle wynosi różnica między krańcową produktywnością pracy (16 zł) oraz krańcowym kosztem pracy (13 zł) i bynajmniej nie jest to przypadek.
Zwiększając zatrudnienie o jednego pracownika, przedsiębiorca zawsze będzie podnosił wielkość zysku o różnicę między tymi dwoma wielkościami. Korzystając z tego faktu, wiemy, że łącznie monopsonista będzie produkował 48 sztuk dobra „x”, zatrudniając łącznie 3 pracowników, gdyż właśnie w tej sytuacji krańcowy koszt pracy zrówna się z krańcową produktywnością pracy, uniemożliwiając tym samym dalsze zwiększenie zysków.
Wyobraźmy sobie teraz, że rząd wprowadza płacę minimalną w wysokości 14 złotych. Pozbawia to częściowo przedsiębiorstwo jego rynkowej władzy. Niezależnie od tego, czy firma zatrudni dwóch, czy tylko jednego pracownika cena pracy wyniesie dokładnie tyle samo, czyli 14 złotych, zrównującym tym samym krańcowym koszt pracy z wysokością płacy.
W praktyce oznacza to, że po wprowadzeniu płacy minimalnej zatrudnienie wyniesie 4, a łączna produkcja dobra „x” osiągnie 62!
Jednakże nie wszyscy skorzystają na tej zmianie. Zysk monopsonisty na skutek rządowej decyzji spadnie z 9 do 6 złotych.
Przy czym, mimo że model ten jest mocno uproszczony, w przypadku wielu rynków jest on dość dobrym przybliżeniem rzeczywistości. Weźmy za przykład Stany Zjednoczone.
Ekonomiści José Azar, Emiliano Huet-Vaughn, Ioana Marinescu, Bledi Taska, Till von Wachter postanowili sprawdzić wpływ lokalnych podwyżek płacy minimalnej w tym kraju na zatrudnienie w zależności od koncentracji firm na rynku pracy. Z opublikowanych przez nich w artykule „Minimum Wage Employment Effects and Labour Market Concentration Get” rezultatów analiz wynika, że faktycznie w przypadku rynku, w którym liczba pracodawców jest relatywnie niewielka, zatrudnienie po podniesieniu płacy minimalnej wzrasta.
Oczywiście nie są to wszystkie założenia standardowego modelu doskonałej konkurencji, które sprawiają, że zgodnie z nim płaca minimalna musi doprowadzić do wzrostu bezrobocia. Przykładowo w nim zakłada się również, że przedsiębiorcy mogą odpowiedzieć na wzrost płacy minimalnej wyłącznie obniżeniem zatrudniania. W praktyce zaś sposobów jest wiele, a ten akcentowany przez model nie jest najważniejszy.
W 2014 roku banki centralne, w tym również te z Europy Wschodniej, postanowiły przeprowadzić badanie ankietowe wśród przedsiębiorców, w ramach którego zapytali o strategie dostosowawcze, które ich firmy zastosowały w odpowiedzi na wzrost minimalnego wynagrodzenia (analiza wyników tego badania pochodzi z artykułu naukowego „How do firms adjust to rises in the minimum wage? Survey evidence from Central and Eastern Europe”).
Jak widać, w Polsce jedynie 38,5 proc. firm stwierdziło, że zwalnianie pracowników było istotnym sposobem na poradzenie sobie z podniesieniem minimalnego wynagrodzenia. Znacznie więcej, bo aż 68,7 proc. przedsiębiorców wskazało na to, że istotnym kanałem było podniesienie produktywności.
Ponadto 66,6 proc. respondentów stwierdziło, że ważnym sposobem było obniżenie kosztów niezwiązanych z pracą, a 52,3 proc. podkreśliło znaczenie podnoszenia cen produktów jako strategii dostosowawczej.
Dziennikarz w Obserwatorze Gospodarczym. Ekonomista zarażony miłością do tej nauki przez Ha-Joon Chang. To on pokazał, że ekonomia to nie są nudne obliczenia, a nauka o życiu społecznym.
Dziennikarz w Obserwatorze Gospodarczym. Ekonomista zarażony miłością do tej nauki przez Ha-Joon Chang. To on pokazał, że ekonomia to nie są nudne obliczenia, a nauka o życiu społecznym.
Komentarze