0:00
0:00

0:00

Iwona Ochocka jest dyrektorką prywatnej szkoły podstawowej w Tczewie, polonistką, działaczką "Wiosny", organizatorką manifestacji. Maszerowała w obronie ofiar pedofilii w Elblągu i współorganizowała w Gdańsku pokaz filmu braci Sekielskich na ścianie domu arcybiskupa Głódzia. Aktywnie wspierała też młodzież LGBT — na marszach równości w Białymstoku czy Płocku.

Gdy 22 października 2020 roku Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok zaostrzający prawo antyaborcyjne w Polsce, wyszła na ulice, by uczestniczyć w manifestacjach Strajku Kobiet. Według kuratorium oświaty miała w ten sposób "uchybić godności" zawodu nauczyciela.

2 lutego 2021 ma stawić się na pierwszym przesłuchaniu w postępowaniu dyscyplinarnym. Kobiecie, podobnie jak Michałowi Sporoniowi, nauczycielowi z Tarnowskich Gór, grozi zakaz wykonywania zawodu. Póki co, szykan doświadczyła ze strony TVP i lokalnych mediów, a jej mąż, z zawodu inżynier, dostał wypowiedzenie w państwowym "Lotosie".

Anton Ambroziak, OKO.press: 27 stycznia 2020 Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej opublikował wyrok ws. aborcji. Jaka była pani pierwsza myśli?

Iwona Ochocka: Nie mogę zacytować. Te słowa nie nadają się do mediów.

A druga?

Pomyślałam, że to podłe i ohydne. Chyba już wszyscy poza żelaznym elektoratem PiS wiedzą, że rządzący próbują odwrócić naszą uwagę od swojej nieudolności, złodziejstwa, katastrofy w oświacie i ochronie zdrowia. Wkurza mnie, że tak ważny temat, jak prawo do aborcji, do decydowania o sobie, jest wykorzystywany w tak niecnych celach.

Czyli plaster?

Raczej sól na rany... Ludzie, którzy doprowadzili do tego pseudowyroku to sadyści. Noszenie dziecka z uszkodzeniami uniemożliwiającymi samodzielne życie poza organizmem matki jest wyrafinowaną torturą, zarówno psychiczną, jak i fizyczną. Potem dochodzi jeszcze poród i patrzenie, jak dziecko umiera, często w męczarniach.

Przeczytaj także:

Stoję na stanowisku, że kwestia aborcji to bezdyskusyjnie sprawa osoby, która jest w ciąży. Nie jestem zwolenniczką aborcji, ale jestem orędowniczką prawa wyboru. W myśl zasady: „moje ciało, moja sprawa”.

Trzeba mówić głośno, aby wybrzmiało, że to kwestia wolności i praw człowieka, a nie „widzimisię”. Muszę przyznać, że brakuje mi dziś słów, a to się rzadko zdarza. Wszak jestem polonistką.

Są słowa, których nie chce pani używać w mediach...

Nie znoszę hipokryzji. Nagle wszyscy Polacy przestali przeklinać, zawsze mówią polszczyzną Mickiewicza czy Sienkiewicza. Przecież to fałszowanie rzeczywistości.

Gdy pytają mnie o to, jak polonistka może używać wulgaryzmów, zawsze odpowiadam, że taka jest poetyka protestów, zwłaszcza ulicznych. Język służy wyrażaniu emocji, jest żywy – nasze „wypierdalać” wyraża wzburzenie i gniew, nie ma na celu ranić. Takie słowa w przedziwny sposób przynoszą emocjonalną ulgę.

Poza tym uważam, że lepiej rzucić „mięsem” niż kamieniem. Zwłaszcza, że czas na tłumaczenie i czekanie się skończył. Cierpliwe już byłyśmy.

Z cała mocą podkreślam, że kobieta jest odrębnym bytem, ma przyrodzoną godność, rozum i wolną wolę. Nie jest własnością państwa. Ludzie, którzy wyszli na ulice, też to wiedzą.

Pani wraca na ulice?

Już wróciłam. W środę byłam w Gdańsku, w piątek wspieramy Malbork, a w sobotę zapraszam na spacer w Tczewie. Chciałabym, by wyszło mnóstwo osób. Na największym spacerze szło nas ponad 5 tys. – to niemal 10 proc. mieszkanek i mieszkańców Tczewa.

Na zdjęciu: Październikowy Strajk Kobiet w Tczewie. Na pierwszym planie, w żółtej kurtce idzie Iwona Ochocka / fot. Krzysztof Małkiewicz

Za aktywność uliczną grozi pani utrata prawa wykonywania zawodu.

To nie jest tak, że się nie boję. Uruchamiam wyobraźnię i wiem, co mi grozi. Tyle że wszyscy jesteśmy w momencie próby: zarówno ja jako nauczycielka, która kształtuje charaktery młodych ludzi, jak i urzędnik, który zdecydował się na publikację pseudowyroku. Powtarzam często cytat z Burke’go: „Żeby zło zatriumfowało, wystarczy, by dobry człowiek niczego nie robił”. Nie potrafię i nie chcę pozostać obojętna na krzywdę człowieka i demontaż społeczeństwa.

Uczenie dzieci i młodzieży jest moją wielką pasją i miłością. Nie dam się jednak zastraszyć wyssanymi z palca oskarżeniami i hasłami o neutralności światopoglądowej nauczyciela. Nie ma czegoś takiego! Człowiek neutralny światopoglądowo to osoba pozbawiona charakteru i kręgosłupa moralnego. A do dzieci i młodzieży nie powinni mieć dostępu ludzie nienawidzący i wykluczający innych: faszyści, szowiniści, rasiści, homofobowie.

Megafon w dłoni, maseczka z piorunem na twarzy - to nie jest najbardziej popularny obraz dyrektorki polskiej szkoły. Jak na tę aktywność reagują uczniowie?

Może nie był, ale teraz z pewnością jest już bardziej!

Moi uczniowie, zwłaszcza starsi, wiedzą, że biorę udział w manifestacjach. Sami próbują mnie podpytywać, co się działo na ulicach i ja się im nie dziwię. Mają po 12, 13 lat, przez tę przeklętą zdalną edukację całe dnie spędzają przed komputerami, tu i ówdzie czytają wiadomości i relacje – nie możemy udawać, że ich to nie dotyczy. W tych protestach wykuwa się ich przyszłość.

Sama z siebie nie mówię na lekcjach ani o postulatach Strajku Kobiet, ani o preferencjach politycznych, swoich czy uczniowskich. Chcę jednak odpowiadać na pytania dzieci. Nie mam w zwyczaju ingerować w światopogląd innych, chyba że godzi on w prawa człowieka. Odnoszę się zatem do kwestii równouprawnienia, patriarchatu, przemocy w rodzinie czy agresji w relacjach międzyludzkich, bo to są tematy ważne.

Moim zdaniem ta osławiona „neutralność światopoglądowa nauczyciela” to albo „tumiwisizm”, kiedy nie interesują nas emocje, ciekawość i potrzeby dzieci albo tchórzliwość i kalkulacja.

Nie wyobrażam sobie jak miałaby wyglądać „neutralność”, gdy omawiam teksty z II wojny światowej czy „Folwark zwierzęcy” Orwella. Gdy uczeń mówi mi, że to jest tak, jak u nas w kraju, bo Kaczyński może więcej niż on i jego rodzice, to muszę jakoś zareagować. Dzieci nie są głupie ani ślepe - widzą, słyszą, myślą, wyciągają wnioski.

Kilka dni temu pod jednym z postów pani zapytała mnie, jak omawiam z uczniami poezje ks. Twardowskiego, skoro jestem zdeklarowaną antyklerykałką. Odpowiedziałam jej, że normalnie. Nie widzę tu żadnej sprzeczności. Jako polonistka bez większych problemów omawiam przypowieści biblijne, tezy Lutra czy mity greckie, bo to po prostu dzieła literackie, które miały silne oddziaływanie społeczne, są tekstami kultury wartymi analizy i interpretacji.

Rodzice się nie skarżą?

Nie, wręcz przeciwnie. Napisali w mojej obronie list do Rzecznika Dyscyplinarnego. Nie jesteśmy szkołą publiczną, to placówka z wyboru. Jej charakter rodzice poznają przy rozmowie rekrutacyjnej. Priorytetem jest zawsze szeroko pojęte dobro dziecka.

W codziennej pracy ogromnie sobie cenię współpracę z rodzicami, nawet jeśli czasem mamy odmienne spojrzenie na jakieś kwestie. Zdarza mi się np. tłumaczyć im, że tysiąc dodatkowych zajęć po lekcjach nie jest najlepsze dla rozwoju ich pociech.

W tej sytuacji, wychodząc na ulice, też chronię dzieci. Nie chcę, żeby żyły w państwie, w którym nie ma wolności, pogardliwie traktuje się ludzi, łamie prawa człowieka. Nie chcę tego dla siebie, ale przede wszystkim dla moich dzieci, uczniów i wszystkich młodych ludzi.

Skoro rodzice stoją za panią murem, to kto na panią doniósł?

Wiem kto, bo sprawca chwalił się, że "znalazł sposób na Ochocką". Jest jednak zbyt mądry, by dać się złapać – działa cudzymi rękami, bez skrupułów wykorzystując władzę wynikającą z przynależności do partii rządzącej.

Ktokolwiek jednak chciał mnie zastraszyć, nie udało mu się to. Byłam aktywna już wcześniej: w obronie sądów, szkół, nauczycieli, osób LGBT w Płocku i Białymstoku, na marszach przeciwko pedofilii, m.in. w Elblągu. Nie wyobrażam sobie udawać, że żyjemy w państwie prawa i sprawiedliwości, gdy tak naprawdę mamy do czynienia z bezprawiem i powrotem krok po kroku do systemu autorytarnego.

Nie ma mojej zgody na „Opowieści podręcznej” w realu, na policję łamiącą ręce nastolatkom, na pogardę w stosunku do jakichkolwiek mniejszości oraz nienawiść do drugiego człowieka tylko za to, że jest inny. Z tej drogi nie ma powrotu, bo warto być przyzwoitym. Nie będę gotowaną żabą.

Co pani powie 2 lutego na przesłuchaniu w kuratorium?

Powiem, że mamy prawo protestować, zatem jeszcze nie raz wyjdę na ulicę. Powiem też, że kto sieje wiatr, ten zbiera burzę.

Organizatorem naszych protestów jest Jarosław Kaczyński, który chciał być emerytowanym zbawcą narodu, a tymczasem stał się symbolem zła, które przenika nasze społeczeństwo.

Mam nadzieję, że poniesie za to konsekwencje. Myślę, że dla człowieka owładniętego takim strachem i nienawiścią do kobiet, a jednocześnie manią wielkości, najbardziej dotkliwą karą będzie miejsce w najciemniejszym kącie historii.

Więcej teraz nie zdradzę, ale na pewno będę miała ze sobą gotowe oświadczenie. Dużo zależy od tego, o co będę pytana.

Opowiadała pani, że cenę za aktywność obywatelską zapłacił pani mąż, zwolniony z pracy w spółce skarbu państwa.

Braliśmy pod uwagę, że poniesiemy konsekwencje, choć nie spodziewałam działań zakrojonych na tak szeroką skalę. Mąż towarzyszy mi, gdy wychodzę protestować, przede wszystkim dla bezpieczeństwa. Jest też okazjonalnym fotografem. Czasami sam wyglądał jak tajniak: wysoki, ubrany na ciemno, trzymający się na uboczu.

Po największej manifestacji w Tczewie, na czele której nieśliśmy transparent z hasłem: „Wybaczcie utrudnienia, Tczew ma rząd do obalenia”, w tczewskiej gadzinówce powiązanej z PiS-em ukazał się anonimowy artykuł szkalujący uczestniczki protestu, a pan Kazimierz Smoliński, wpływowy poseł PiS z Tczewa, odgrażał się, że odpowiedzialni za wulgarne strajki zostaną pociągnięci do odpowiedzialności.

Chwilę później TVPiS próbowało zabłysnąć komentarzami pod adresem nauczycieli, ilustrując swoje jałowe dyskusje filmikami z tczewskich protestów. Padało moje imię i nazwisko, funkcja oraz nazwa miasta, w którym mamy szkołę.

Na początku listopada mąż został wezwany przez doradcę głównego prezesa. Na pytanie o powód otrzymał odpowiedź, że chodzi o zmiany w strukturach firmy. Okazało się, że chodzi o zwolnienie z pracy.

Dostał ultimatum, że jeżeli nie zgodzi się na porozumienie stron ze skutkiem natychmiastowych, zostanie zwolniony dyscyplinarne.

Gdy mąż, obeznany w prawie pracy, zaczął protestować, usłyszał, że może się sądzić – nawet dwa lata, ale cała rodzina zostanie bez środków do życia. Okrutne, ale prawdziwe. Sądzenie się trwa i kosztuje, a na to nie możemy sobie pozwolić. Umowę rozwiązano więc za porozumieniem stron.

Pani też może stracić pracę...

Najsurowszą karą jest zakaz pracy w zawodzie nauczyciela. Bazując na swoim wykształceniu i doświadczeniu w tym zawodzie pełnię w naszej szkole funkcję dyrektorki oświatowej. Gdy dostanę "wilczy bilet” trudno będzie prowadzić szkołę. To nasze trzecie dziecko, w którego funkcjonowanie wkładam mnóstwo serca i czasu. Nie poddamy się oczywiście, ale wolałabym nie musieć rozpatrywać takiego scenariusza.

Żyjemy w brzydkim świecie. Może nie jest jak na Białorusi, bo nikt mi jeszcze pałą przez plecy nie przyłożył, ale to tylko kwestia czasu. Zresztą, ludzie w Warszawie już wiedzą, czym są policyjne represje.

Mieszkańcy Tczewa oglądają się za panią na ulicach?

Nie, bo mam maseczkę (śmiech).

Ale z błyskawicą.

Błyskawica przyciąga wzrok, to prawda. Martwi mnie tylko, że tych symboli strajkowych jest tak mało na polskich ulicach. Wcześniej wszyscy chodzili w przypinkach: jeden miał logo Platformy, drugi PiS-u, a trzeci Lewicy. A teraz? Ludzie się boją, pochowali poglądy w domach. Wszystko jest „tajne przez poufne”.

Gdzie szuka pani nadziei?

Nie idę sama. Nie byłoby mnie, gdyby nie tczewianki i tczewianie oraz dziewczyny z innych inicjatyw. Współpracujemy ze Strajkiem Kobiet z Malborka, Trójmiejską Akcją Kobiecą, Kobietami z Kwidzyna, dzielnymi aktywistkami ze Sztumu czy Dzierzgonia. Wspieramy się wzajemnie w protestach.

Aby wykorzystać lokalny potencjał założyłyśmy Powiślańską Akcję Kobiet, a ja za chwilę domykam swoje stowarzyszenie na rzecz edukacji obywatelskiej. Chcemy edukować społeczeństwo, mówić o prawach obywatelskich i roli oddolnego aktywizmu.

Zamierzamy również wspierać represjonowanych, a także kobiety doświadczające przemocy i osoby, które potrzebują legalnej aborcji.

Ogromną wartością naszych protestów jest przebudzenie społeczeństwa, olbrzymi wzrost świadomości obywatelskiej. Mnóstwo ludzi zna już swoje prawa w kontakcie z policją, cytuje wybrane fragmenty konstytucji czy paragrafy Ustawy o policji. To jest fenomenalne!

Młodzi ludzie nie zapomną tej nieudolnej, podłej władzy: zakazu wychodzenia z domu w godzinach 8-16, zlekceważenia ich potrzeb emocjonalnych, braku wsparcia podczas zdalnej edukacji, przekrętów z maseczkami czy respiratorami, umierających dziadków, cyrku z dostępem do opieki medycznej czy szczepień.

Nie zapomną też, że jakiś ogarnięty szałem fanatyk, przez niedopatrzenie i brak świadomości obywatelskiej obdarzony władzą, z dnia na dzień zabrał im podstawowe prawa: prawo wyboru i prawo do samostanowienia.

Gdybym nie miała nadziei na lepszą Polskę, nie robiłabym tego, co robię. Czasami tylko marzę o tym, żeby się chwilę ponudzić. (śmiech). Ale to jeszcze nie teraz, może za kilka lat.

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze