0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Zuchowicz / Agencja GazetaDawid Zuchowicz / Ag...

Na prawym skrzydle obozu władzy i na prawo od jego granic dzieje się sporo. Już kilka różnych politycznych ekip działających na narodowo-katolickim skrzydle obozu władzy lub w jego orbicie szykuje się do obchodzenia PiS-u od prawej flanki. W grze jest Zbigniew Ziobro ze swoją Solidarną Polską, grupa ultrakonserwatystów z PiS pod wodzą posła Bartłomieja Wróblewskiego i ta część środowisk nacjonalistycznych, której liderem jest Robert Bąkiewicz. Wszystkim marzą się polityczne zyski z radykalizacji.

Motywacje do ruchów na prawej flance PiS-u są trojakiego rodzaju.

Po pierwsze, w szeregach partii coraz silniejsze jest poczucie, że trzeciej kadencji rządów Zjednoczonej Prawicy może już nie być. W związku z tym czas zacząć myśleć o politycznej przyszłości w nieco innych niż dotychczasowe warunkach.

Po drugie, nacjonalistyczno-militarystyczne wzmożenie części elektoratu związane z kryzysem na granicy polsko-białoruskiej otwiera nadzieje na lepsze wyborcze wyniki formacji odwołujących się bezpośrednio do pomysłów politycznych charakterystycznych dla skrajnej prawicy.

Po trzecie, PiS-owski mainstream z Jarosławem Kaczyńskim i Mateuszem Morawieckim na czele jest skoncentrowany na bieżącym szarpaniu się z rzeczywistością – żołnierzom na granicy zaczęło brakować racji żywnościowych, papieru toaletowego i baterii do latarek, a czwarta fala pandemii wymknęła się spod jakiejkolwiek kontroli.

W tych właśnie warunkach może zacząć się spełniać jedna z największych obaw Jarosława Kaczyńskiego – że PiS zostanie okrążony od prawej. I że odpływ elektoratu na rzecz jeszcze bardziej radykalnej od PiS prawicy, postawi partię przed nieprzyjemnym dylematem:

ścigać się z ultraprawicową konkurencją na radykalizm, zniechęcając wyborców bliższych centrum i mobilizując wyborców opozycji, czy może zostawić na prawym skrzydle puste pole do zagospodarowania przez nowych chętnych?

"Prezes przestrzegał przed tym już lata temu, między innymi dlatego wcale mnie nie dziwi, że obserwujemy to właśnie dziś, gdy rząd mierzy się z największymi wyzwaniami po 1989 roku, broniąc kraju przed hybrydową agresją i przed epidemią" – komentuje w rozmowie z OKO.press polityk Prawa i Sprawiedliwości.

Ziobryści szaleją

Ziobryści po raz kolejny weszli w tryb ofensywny. Zbigniew Ziobro zasypał Trybunał Konstytucyjny nowymi wnioskami – pierwsze dwa mają służyć podważeniu obowiązywania w Polsce Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, kolejny ma pomóc w próbie zakwestionowania kar finansowych nałożonych na Polskę przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w postępowaniach dotyczących Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego i elektrowni w Turowie.

Na tym jednak nie koniec. W poniedziałek 15 listopada 2021 - jak opisywaliśmy już w OKO.press - bez większego porozumienia z PiS-owską częścią rządu Ziobro przedstawił na konferencji prasowej założenia kolejnych zmian w sądownictwie. Zrobił to, mimo że koalicja rządząca nie zdołała się jeszcze w żaden sposób dogadać co do sposobu rozwiązania największego związanego z tym problemu – czyli zmian dotyczących Sądu Najwyższego oraz Izby Dyscyplinarnej.

O ile kierownictwo PiS wraz z otoczeniem Mateusza Morawieckiego zmierzają tu raczej do takich rozwiązań, które pozwoliłyby im zakończyć konflikt z Brukselą, o tyle Ziobro po raz kolejny może dążyć do otwarcia nowego frontu i do zwarcia z Komisją Europejską oraz TSUE. Jest mu to potrzebne do pozycjonowania siebie i Solidarnej Polski w roli konsekwentnych eurosceptyków. A zatem do budowania gruntu pod samodzielny start w przyszłych wyborach pod sztandarem obrony narodowych wartości i zachęt do polexitu.

I to jeszcze nie koniec – bo najnowszą odsłoną tej ostatniej fazy hiperaktywności Ziobry było przedstawienie przez Ministerstwo Sprawiedliwości projektu nowelizacji kodeksu rodzinnego.

„Polski system prawny otacza opieką instytucje małżeństwa. Małżeństwo wciąż pozostaje w Polsce ważną instytucją społeczną” – napisano w jego uzasadnieniu. By bronić ważności małżeństw, resort sprawiedliwości postanowił skomplikować oraz wydłużyć rozwody, a także uczynić całym proces droższym. A nawet do rozwodu zniechęcać. To nie żart – według projektu, jeśli o rozwód wystąpi para z małym dzieckiem, proces musi być poprzedzony nie krótszym niż miesiąc obowiązkowym „postępowaniem informacyjnym”, w ramach którego sędzia ma pouczać o „indywidualnych i społecznych skutkach rozpadu małżeństwa”. Do tego ma zniknąć przepis o zwrocie połowy 600 złotowej opłaty sądowej w wypadku procesu zakończonego rozwodem bez orzekania o winie.

Ziobro pilnie pragnie zaznaczyć swoją obecność w obszarze szczególnie ważnym dla fundamentalistów katolickich. Po to, by utrzymać pozycję w walce o elektorat i środowiska, o które skutecznie zaczął właśnie walczyć ktoś inny.

Fundamentaliści szykują się do skoku

Bo w PiS formuje się właśnie kolejna frakcja, czy na razie może raczej frakcyjka. To grupa ultrakonserwatywnych posłów o fundamentalistycznym nastawieniu skupiona wokół posła Bartłomieja Wróblewskiego. Wróblewski znalazł się już w ostatnich latach w świetle reflektorów w krajowej polityce co najmniej kilkakrotnie.

Wróblewski nie jest w tym sam, jak było jeszcze kilkanaście miesięcy temu. Na konferencji prasowej poświęconej PIRiD wspierali go posłowie Dominika Chorosińska i Bartłomiej Dorywalski. Chorosińska to aktorka i matka szóstki dzieci zaangażowana w ruchy pro-life oraz inicjatywy na rzecz wielodzietności. Dorywalski to prawnik po KUL-u, był asystentem Przemysława Gosiewskiego, następnie burmistrzem Włoszczowy i wicewojewodą świętokrzyskim.

Ale i na tym nie koniec. Grupa obecnie związana z Wróblewskim to łącznie około 10 posłów. Większość z nich zasiada w sejmowym Zespole ds. Życia i Rodziny i aktywnie wspiera organizacje antyaborcyjne i zwalczające osoby nieheteronormatywne.

W sojuszu z Wróblewskim część z nich zdaje się upatrywać szansy na ponowne próby wprowadzenia do Sejmu najbardziej radykalnych propozycji z zakresu wojny kulturowej. Dla PiS-u oznacza to perspektywę kolejnych politycznych kłopotów, ale w sytuacji, w której większość parlamentarna stała się bardzo krucha, zwarta grupa kilkorga posłów ma już swoją siłę przetargową.

Polityk PiS mówi nam tak: "Za każdym razem, kiedy do Sejmu wkracza Kaja Godek, albo ktoś inny z tych najbardziej zaangażowanych organizacji pro-life, można być pewnym, że wspiera ją w tym ktoś z tej właśnie ekipy".

Wróblewski zamierza – jak słyszymy w PiS – zmusić partię do zajęcia się na poważnie jego projektem ustawy o PIRiD. Złośliwi powtarzają, że napisał ustawę po to, by stanąć na czele nowej instytucji (z siedmioletnią kadencją).

Bąkiewicz bawi się w polski Jobbik

Ostatnią siłą, która zaaktywizowała się do harców na prawo od obozu władzy – choć już nie wchodzi w jego skład – jest część środowisk narodowych, której patronuje Robert Bąkiewicz.

Przebieg Marszu Niepodległości – po raz kolejny podniesionego do rangi uroczystości państwowej – wskazywał dość jasno, że jego główny organizator Bąkiewicz wybrał drogę podobną do tej, którą podjęli lata temu przywódcy skrajnie prawicowego Jobbiku na Węgrzech.

Jobbik długo orbitował na prawej flance rządzącego na Węgrzech Fideszu, raz udzielając wsparcia obozowi Orbana, a innymi razy pełniąc niezwykle wówczas pożyteczną dla niego rolę „większego zła”, które miałoby nadejść po ewentualnym upadku Orbana. Teraz w podobny układ z PiS-em próbuje wchodzić Bąkiewicz.

"Panie premierze, oni się z nami nie dogadają. Oni chcą nas zniszczyć. Żadne ustępstwa! Ani kroku w tył. Niech pan zobaczy, ile biało-czerwonych flag tu jest, pół narodu zdeterminowanego, świadomego, gotowego do poświęceń za panem stoi" – taki adres do Mateusza Morawieckiego wystosował Bąkiewicz przemawiając podczas marszu. Pozostaje otwarte pytanie, czy akurat Morawieckiemu – razem z całym otoczeniem wciąż umizgującemu się do elektoratu centrowego – ten hołd złożony przez przywódcę skrajnej prawicy jest politycznie na rękę.

Przeczytaj także:

Z punktu widzenia Bąkiewicza ważne jest zupełnie co innego – jego zapewnień o wsparciu dla obozu władzy w sytuacji kryzysu na granicy uważnie najtwardszy słucha elektorat PiS-u. Dotąd skrajna prawica nie bardzo miała czego wśród niego szukać – wyborcy PiS-u środowiskom narodowym generalnie nie ufają, uważają je za prorosyjskie i mało poważne zarazem.

Ale przez najbardziej prawicowych wyborców PiS Bąkiewicz ze swym „propaństwowym” przekazem, autoryzacją w postaci kilkumilionowych dotacji, ciepłych słów Jarosława Kaczyńskiego z okresu Strajku Kobiet oraz nadania Marszowi Niepodległości statusu uroczystości państwowej, może być postrzegany zupełnie inaczej. I z czasem zacząć to wykorzystywać zupełnie nie w interesie PiS-u.

Ruchy na prawej flance obozu władzy dodatkowo komplikują sytuację polityczną, w której znajduje się PiS. Kryzys na granicy nie daje obozowi władzy trwałego rozszerzenia społecznej bazy, lecz raczej rodzaj efektu powierzchniowego, dzięki któremu Prawo i Sprawiedliwość może na razie bez większych strat prześlizgiwać się nad piętrzącymi się problemami.

Gdy wyczerpie się to tymczasowe paliwo, kłopoty na prawej flance staną się dla Jarosława Kaczyńskiego o wiele bardziej poważne.

Udostępnij:

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze