0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: / Agencja Gazeta/ Agencja Gazeta

Kwarantanna to jedno z kluczowych narzędzi walki z pandemia COVID-19 w Polsce. Obecnie przebywa na niej ponad 130 tys. osób.

Aby była skuteczna, musi być szczelna. A osoby, które jej podlegają, nie mogą też być pozostawione same sobie. Nie tylko ze względu na ich komfort psychiczny - również po to, by nie opuściły odosobnienia.

OKO.press rozmawiało z blisko 20 osobami, które w marcu 2020 roku przebywały na kwarantannie. Z większości wywiadów wyłania się nie najgorszy obraz funkcjonowania systemu kwarantann, ale rozmówcy wskazywali również na niepokojące zjawiska, m.in.:

  • trudności w kontakcie z Sanepidem;
  • brak wsparcia i zainteresowania ze strony służb sanitarnych i innych instytucji;
  • brak dobrej komunikacji między służbami nadzorującymi kwarantannę;
  • brak testów dla osób w kwarantannie - również wtedy, gdy ich przeprowadzenie wydaje się być jak najbardziej uzasadnione;
  • opóźnienia w realizacji testów.

To luki, które są furtką dla ekspansji choroby.

Przeczytaj także:

Kto na kwarantannę?

Czternastodniową kwarantannę powinny odbyć osoby, które:

  • miały kontakt z osobą zarażoną koronawirusem SARS-CoV-2;
  • przechodzą łagodnie chorobę COVID-19 i nie wymagają hospitalizacji;
  • wracają do kraju z zagranicy.

Kwarantanna odbywa się w miejscu zamieszkania. Jeśli to niemożliwe, to służby sanitarne mogą wskazać izolatorium, do którego osoba objęta kwarantanną przeprowadza się na cały czas jej trwania.

"Jeszcze w samolocie poproszono nas o wypełnienie karty lokalizacyjnej, w której trzeba było wskazać miejsce odbywania kwarantanny. Taki sam dokument uzupełniłam raz jeszcze na lotnisku" - mówi OKO.press Ula (35 l.) z Chojny (woj. zachodniopomorskie), która po 15 marca wróciła do Polski z Wielkiej Brytanii. Cztery dni później zadzwonił do niej Sanepid z informacją, że na pokładzie samolotu, którym leciała, była osoba, u której wykryto COVID-19.

Niebezpieczna luka

Sanepid objął kwarantanną również jej matkę, która jest drugim domownikiem. Nie miał takiego obowiązku - pierwsza wersja przepisów zakładała, że współmieszkańcy nie muszą być izolowani, miało wystarczyć, że będę zachowywać dystans względem poddanej kwarantannie. Mogli normalnie kontaktować się z innymi, chodzić do pracy itd.

Była to oczywista luka, ponieważ generowała ryzyko zawleczenia wirusa poza miejsce kwarantanny, gdyby jednak okazało się, że osoba nią objęta jest zarażona (nawet jeśli nie ma objawów).

Przepisy, które obowiązują od 1 kwietnia 2020 roku, nakładają już kwarantannę na wszystkich mieszkających z osobą, która wróciła z zagranicy, miała kontakt z chorym bądź sama jest nosicielem wirusa.

Trzeba jednak podkreślić, że już w poprzednim stanie prawnym Sanepid był przezorny: bardzo często nakazywał kwarantannę wszystkim domownikom.

Wydaje się, że przeciwne przypadki były raczej rzadkością. Choć się zdarzały, co potwierdziły historie opisywane w mediach społecznościowych.

Komu test, a komu nie?

Kompletnie niejasne są przesłanki, które decydują o tym, kto - będąc na kwarantannie - będzie miał zlecony test na SARS-CoV-2. Próbowaliśmy się dowiedzieć w Głównym Inspektoracie Sanitarnym, kiedy Sanepid podejmuje decyzję o jego przeprowadzeniu, ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Elżbiecie (69 l.), jednej z naszych rozmówczyń ze Skierniewic, Sanepid zlecił test. "Poszłam do przychodni odebrać receptę dla męża. Tydzień później zadzwonili i powiedzieli, że kobieta, która weszła do gabinetu przede mną, była chora. Dlatego chcieli mnie zbadać" - mówi.

Do kobiety przyjechała karetka, wymaz pobrał ratownik medyczny ubrany w strój ochronny. "Wynik był dzień później - negatywny" - opowiada.

Ale już inaczej prezentuje się sytuacja małżeństwa Tomasza (45 l.) i Patrycji (40 l.), którym właśnie kończy się kwarantanna.

Mężczyzna jest lekarzem w dwóch warszawskich szpitalach. Gdy dowiedział się, że w jednym z nich miał styczność z osobą chorą, natychmiast zgłosił to swojemu przełożonemu, który wysłał go na test. Okazało się, że jest zarażony. Wysłano go na kwarantannę domową, bo nie wymagał hospitalizacji (przebywa w osobnym mieszkaniu).

Ale testu nie zlecono już ani jego małżonce, ani trójce ich dzieci - pomimo tego, że Tomasz miał z nimi styczność między kontaktem z zarażonym a informacją o tym, że sam jest chory.

"Nie rozumiem, dlaczego tak się stało. Podobno wysłano nam zlecenie na badanie, ale nic do mnie nie dotarło. Tymczasem kończy się nam już kwarantanna" - mówi OKO.press Patrycja.

Wynik testu pozytywny, niestety po kwarantannie

Tymczasem brak testów dla osób na kwarantannach może być groźny. Przekonał się o tym Konrad, którego historię w internecie opisała jego siostra. Młody mężczyzna wrócił z zagranicy i "z automatu" poszedł na kwarantannę.

Nie miał objawów specyficznych dla COVID-19, takich jak silny kaszel i wysoka gorączka. Stracił za to całkowicie smak i węch, miał też lekkie kłucie w płucach. Dolegliwości ustąpiły po trzech dniach. Sanepid nie chciał skierować go na testy.

Już po kwarantannie udało mu się zrobić tekst na koronawirusa i okazało się, że jest zarażony.

Sanepid nakazał kolejną, dwutygodniową kwarantannę. Ale przez dwa tygodnie po poprzedniej Konrad mógł zarażać.

Ekspert: lekarze powinni być regularnie testowani

Zany też przypadek lekarza, który po powrocie z zagranicy poszedł na kwarantannę, ale nie skierowano go na testy. A wkrótce ma wrócić do pracy.

"Lekarze i personel medyczny powinni być testowani po kwarantannach"

- mówi OKO.press Rafał Halik, epidemiolog i specjalista zdrowia publicznego.

"Problemem obecnej sytuacji jest też brak wyraźnych procedur odnośnie testowania osób będących na kwarantannach oraz postępowania przy pojawianiu się objawów" - dodaje.

Zdarzają się również niebezpieczne opóźnienia w testach. Jak informowało radio Weekend.fm., tak było w przypadku mężczyzny z powiatu sępoleńskiego (woj. kujawsko-pomorskie), który po kwarantannie wrócił do pracy. Tego samego dnia dostał informację z Sanepidu, że jego wynik jest pozytywny. W efekcie firma, w której pracował - fabryka mebli - została zamknięta na dwa tygodnie, a wszyscy pracownicy, razem z nim, wysłani na kwarantannę.

Wywiad epidemiologiczny rzetelny

Podczas pierwszego kontaktu z osobą, którą Sanepid kieruje na kwarantannę, powinien zostać przeprowadzony wywiad epidemiologiczny. Jego głównym celem jest ustalenie, z kim osoba ,mogąca być potencjalnie zarażona, miała kontakt. Pozwala to na określenie możliwych dróg szerzenia się koronawirusa.

Bo, jak niedawno mówił OKO.press epidemiolog Rafał Halik, "prawdziwie niepokojącym sygnałem byłoby masowe pojawianie się zarażonych, których nie bylibyśmy w stanie powiązać z konkretnymi przypadkami narażenia na zachorowanie". Tak jak stało się to we Włoszech, gdzie na samym początku epidemii zaniedbano wywiad epidemiologiczny.

Zdaniem naszych rozmówców, wywiady epidemiologiczne prowadzone przez Sanepid są bardzo szczegółowe i wnikliwe.

"Pytano mnie nawet o to, gdzie dokładnie siedziałam w samolocie"

- mówi Joanna (30 l.).

Efektywność wywiadu zwiększa również aktywna postawa potencjalnie zarażonych.

"Byliśmy na warsztatach dziennikarskich. Po ich zakończeniu okazało się, że jeden z uczestników jest chory, o czym nas poinformował. Sami zaczęliśmy zgłaszać się do Sanepidu, który poprosił nas o listę uczestników. Dzięki temu w ciągu kilku dni wszyscy byli już na kwarantannie" - mówi OKO.press Magda (35 l.) z Warszawy, koordynatorka projektów w NGO.

"Na obecnym etapie może dojść do zatorów śledztw inspekcji sanitarnej i takie głosy słyszę wprost"

- ostrzega OKO.press Halik.

"O ile kadra jest profesjonalna, dobrze wyszkolona i z pewnym etosem, to warsztat pracy jest nadal jest często papierowy, naszpikowany procedurami biurokratycznymi" - dodaje.

Podkreśla, że obecnie brakuje wykorzystywania dodatkowych technik analizy potencjalnych ognisk choroby niż same telefoniczne wywiady epidemiologiczne, np. wywiadów elektronicznych z opcją szybkiej analizy danych. A także komputerowych narzędzi do mapowania przypadków i narażonych, monitorowania zagrożeń i narażeń środowiskowych, tworzenia baz danych.

"To wszystko bardzo by przyspieszyło dochodzenia epidemiologiczne"

Nadzór (raczej) szczelny

Narzędzi sprawdzania tego, czy izolowani rzeczywiście pilnują odosobnienia jest kilka. Pierwszy to kontrole policyjne - raz dziennie, o losowych godzinach. Policja przyjeżdża pod dom, dzwoni i prosi o pokazanie się w oknie czy na balkonie.

Nie zawsze jednak funkcjonariusze sprawdzali w ten sposób, czy wszyscy domownicy pilnują kwarantanny.

Drugim narzędziem - teraz już obligatoryjnym - jest aplikacja na telefon komórkowy "Kwarantanna domowa". Dwa razy dziennie, na ogół rano i wieczorem, przesyła ona polecenie wykonania zadania: zrobienie sobie selfie z miejsca kwarantanny i przesłanie go do ememesem. Do pliku zdjęciowego przyporządkowane są koordynaty GPS.

Na zadanie jest 20 minut, po 10 przychodzi ponaglenie. "Zdarzyło mi się kilka razy już zaspać rankiem i nie zrobić zdjęcia, ale nie miało to żadnych konsekwencji" - mówi OKO.press pani Kinga (30 l.), która wróciła niedawno z Meksyku. Zagląda również do niej co jakiś czas policja.

Trójka rozmówców OKO.press - dziennikarka Kaja (32 l.) i wspomniane małżeństwo Tomka i Patrycji - powiedziała, że w ogóle nikt nie sprawdzał, czy pilnują się kwarantanny.

Za to część rozmówców informowała nas, że nie tylko byli stale kontrolowani, ale również ich losem interesował się miejski ośrodek pomocy społecznej (pytając m.in., czy ma kto im zrobić zakupy) a nawet centrum zarządzania kryzysowego oraz urzędowy psycholog (czy nie potrzebują wsparcia na czas kwarantanny).

"Całe osiedle patrzyło"

Rozmowy z naszymi informatorami pokazały, że bywały sytuacje, w których wadliwie przebiegała komunikacja między służbami, przede wszystkim policją a Sanepidem. Zdarzało się, że

funkcjonariusze przyjechali skontrolować osobę, która zakończyła już kwarantannę według terminu wskazanego przez służby sanitarne.

Kuriozalna sytuacja miała miejsce w przypadku Jana (32 l.), adwokata z Bielska Białej. Gdy dowiedział się, że jego przyjaciółka jest chora, sam skontaktował się z Sanepidem, który wysłał do na kwarantannę. "Zdziwiło mnie tylko, że nie kazali mi poinformować uczelni, na której wykładam, bo w międzyczasie miałem kontakt ze studentami" - mówi OKO.press mężczyzna.

Jednak karetka po potrzebny wymaz do testu przyjechała... kilka dni po zakończeniu kwarantanny.

"Sanitariusze nie chcieli wejść do mieszkania. Upierali się, by pobrać próbkę przed blokiem, w którym mieszkam. Było to wyjątkowo niekomfortowe, bo całe osiedle patrzyło" - mówi Jan.

"Przecież nie zataję przed lekarzem, że byłam na kwarantannie"

Niektóre nasze rozmówczynie skarżyły się, że

kłopoty zaczęły się dla nich po zakończeniu kwarantanny, bo nie chcą ich przyjmować lekarze.

"Jestem w pierwszym trymestrze ciąży, powinnam pójść na wizytę kontrolną do ginekologa, ale lekarz nie chce mnie przyjąć na wizytę kontrolną, bo niedawno zakończyłam kwarantannę" - mówi OKO.press Joanna (30 l.).

"Okulista wciąż przesuwa termin wizyty, choć informowałam go, że mój test na koronawirusa wyszedł negatywnie" - mówi OKO.press Elżbieta.

Do lekarza nie może się również umówić Danuta (49 l.) z Otwocka. "Jestem astmatyczką, kończą mi się leki. Nie wiem, co mam w tej sytuacji zrobić. Przecież nie zataję przed lekarzem, że byłam na kwarantannie" - mówi OKO.press.

Znajomy jednego z naszych rozmówców, miał inny problem: Sanepid telefonicznie skierował go na kwarantannę, ale nie wysłał mu oficjalnego pisma w tej sprawie. Pracodawca mężczyzny nie chce mu teraz wypłacić pensji za dwa tygodnie, ponieważ nie widzi do tego podstawy.

;
Na zdjęciu Robert Jurszo
Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze