0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jan VAN DE VEL, Unia Europejska 2024, źrodło: Parlament EuropejskiFot. Jan VAN DE VEL,...

Na forum Unii Europejskiej trwa uzgadnianie programów finansowania europejskich inwestycji zbrojeniowych oraz wsparcia rozwoju europejskiego przemysłu zbrojeniowego. Cel? Wzmocnienie europejskiego bezpieczeństwa w związku z zagrożeniem ze strony Rosji oraz niepewności co do zaangażowania w obronność kontynentu dotychczas najważniejszego sojusznika Europy, czyli Stanów Zjednoczonych.

Jednocześnie podczas debaty na forum Parlamentu Europejskiego europosłowie grzmiali, że „Europa została sama”, USA nie są już sojusznikiem, na którym można polegać. Parlament Europejski w rezolucji przyjętej 12 marca wzywa do budowy „europejskiego filaru NATO, zdolnego do samodzielnego działania". Co to wszystko znaczy?

  • Możemy jeszcze liczyć na kolektywną obronę ze strony NATO, czy już nie?
  • Czym miałaby być europejska unia obronna, do której utworzenia wzywa szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oraz takie grupy polityczne jak Europejska Partia Ludowa, Socjaliści i Demokraci, liberałowie i Zieloni, podczas gdy narodowo-konserwatywna i skrajna prawica z takich grup jak EKR, Patrioci dla Europy i Europa Suwerennych Narodów, grzmi o zawłaszczaniu przez UE kolejnych kompetencji państw członkowskich, pogwałcaniu ich suwerenności i planie budowy europejskiego super państwa?
  • Czy artykuł 42 Traktatu o Unii Europejskiej zobowiązujący państwa UE do kolektywnej obrony może być alternatywą dla obrony w ramach NATO?
  • Jak to jest z europejskim finansowaniem Tarczy Wschód – już jest klepnięte, czy jeszcze nie?
  • Czym jest biała księga obronności, którą 19 marca przedstawić ma komisarz obrony Andrius Kubilius?

W czwartek 13 marca porozmawialiśmy o tym w Strasburgu z Andrzejem Halickim, wiceprzewodniczącym Europejskiej Partii Ludowej oraz szefem polskiej delegacji Platformy Obywatelskiej do PE.

Europa została sama?

Paulina Pacuła, OKO.press: Podczas wtorkowej debaty w PE na temat obronności szef Europejskiej Partii Ludowej, Manfred Weber, powiedział: „Po ostatnich deklaracjach administracji USA, jest już jasne: Europa została sama”. W rezolucji o obronności, którą przegłosowaliście w środę, jest zapis wzywający przywódców i instytucje UE do utworzenia „w pełni zdolnego do samodzielnego działania europejskiego filaru NATO”. Co to dokładnie znaczy?

Andrzej Halicki, europoseł, wiceprzewodniczący Europejskiej Partii Ludowej, szef polskiej delegacji Platformy Obywatelskiej do PE: Chodzi o koordynację działań europejskich sojuszników NATO, bo w związku ze zmianą administracji amerykańskiej niestety pojawił się taki znak zapytania, czy artykuł piąty będzie przez Stany Zjednoczone realizowany w sytuacji faktycznego, fizycznego zagrożenia któregoś z sojuszników.

Nie możemy się zastanawiać, czy w razie zagrożenia Amerykanie zareagują, czy nie.

Sami mamy zdolności, i przemysłu obronnego, i potencjał poszczególnych armii, do tego, żeby się bronić i czuć bezpiecznymi. Musimy tę współpracę i nasze zasoby wzmocnić na tyle, by w razie czego nie musieć się oglądać na Amerykanów. Stąd plan budowy Europejskiej Kopuły, czyli ochrony europejskiego nieba, Tarcza Wschód, dyskusje o odstraszaniu nuklearnym, czy plan wzmacniania zdolności własnej produkcji obronnej UE.

Tu nie chodzi ani o zastąpienie struktur NATO, ani żadne przejęcie kompetencji państw członkowskich, bo takie oskarżenia się pojawiają. Chodzi o pogłębioną współpracę. To nie oznacza też, że powstaje armia europejska.

Budowa europejskiego filaru NATO to plan uzupełnienia wszystkich kluczowych zdolności, które składają się na europejską możliwość obrony.

Zarówno w zakresie produkcji zbrojeniowej, jak i możliwości operacyjnych. To wspólne planowanie inwestycji i ich realizacja, częściowo ze środków europejskich, ale głównie ze środków w budżetach krajowych. Na szali leży bowiem bezpieczeństwo całego kontynentu.

To są działania, które podejmujemy, choć wciąż stoimy na stanowisku, że architektura bezpieczeństwa oparta o NATO i artykuł 5 działają i będą działać.

Czyli zapowiedź Manfreda Webera o tym, że „Europa jest sama” i że trzeba budować unię obronną to nie krzyżyk postawiony na NATO?

Nie, zdecydowanie nie, wręcz odwrotnie. Nawet w tej rezolucji przyjętej we wtorek mamy bardzo mocny paragraf mówiący o konieczności ścisłej współpracy w ramach struktur NATO i o tym, że

sojusz transatlantycki, w jego obecnej konstrukcji, jest podstawą europejskiego bezpieczeństwa.

Myślę, że Manfred Weber miał na myśli coś szerszego niż obronny wymiar działania NATO. On, podobnie jak my wszyscy, był wstrząśnięty tym, co usłyszał w Monachium z ust wiceprezydenta USA J.D. Vance’a oraz później, z ust innych członków amerykańskiej administracji. Te stwierdzenia o tym, że USA mogą w ogóle rozważać jakiś deal z Rosją jako bardziej dla nich korzystny od współpracy z Europą, to jest szok. Takie przeciwstawianie się demokratycznym wartościom, obrona wolności, tożsamości, prawa, zaprzeczanie faktom, że to Rosja jest agresorem i to ona powinna być karana, a nie ten słabszy, broniący się, to jest coś, co w etyce i praktyce politycznej po drugiej stronie oceanu do tej pory się nie pojawiało. Stany Zjednoczone były liderem demokratycznego świata. Dziś to wszystko uległo zmianie i myślę, że to w tym kontekście Manfred Weber uważa, że Europa została sama.

Przeczytaj także:

Europejska unia obronna, czyli co?

Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wyraźnie wzywa po raz kolejny, bo to samo wezwanie pojawiło się w pierwszej kadencji, do budowy europejskiej unii obronnej. Także w tej rezolucji przegłosowanej we wtorek w PE, którą Platforma Obywatelska poparła, pojawiają się te postulaty. Parlament postuluje m.in. utworzenia europejskiej Rady Ministrów Obrony i zmiany sposobu podejmowania decyzji w sprawach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa z jednomyślności na kwalifikowaną większość. To postulat reformy działania Unii Europejskiej i jakiegoś rozszerzenia jej kompetencji w zakresie obronności, która jest dziś kompetencją współdzieloną z państwami członkowskimi?

Nie, tu chodzi o koordynację, a nie rozszerzanie czy tym bardziej zabieranie komukolwiek kompetencji.

Ale żeby mogła działać Rada ds. Obrony, to obronność musiałaby być kompetencją europejską. Bo tylko w takich przypadkach dochodzi do utworzenia Rady.

Nie, w naszym rozumieniu Europejska Rada Obronna to mogłoby być takie ciało jak Europejska Rada Bezpieczeństwa Zdrowotnego, która organizowała i nadzorowała zakupy szczepionek. Czy to było zabranie kompetencji komukolwiek?

Wspólne zakupy szczepionek były realizowane przy zgodzie politycznej wszystkich państw, pomimo że polityka zdrowotna też nie należy do wyłącznych kompetencji UE. Państwa zgodziły się na taką współpracę i utworzyły forum do wspólnego działania.

My musimy być nieraz elastyczni, by działać sprawnie.

Traktaty UE dają taką możliwość. Nie mam wątpliwości, że artykuł 122 TUE, który mówi o możliwości przyznania przez Radę na wniosek Komisji pomocy finansowej państwu w związku z nadzwyczajną sytuacją, użyty podczas pandemii, jest wystarczającą podstawą prawną do większej koordynacji naszych działań na rzecz obronności. I tak ostatecznie o wszystkim decydują rządy państw członkowskich, nikt nikomu nic nie narzuca. Komisja przygotowuje propozycje na wniosek szefów rządów, które następnie są negocjowane i zatwierdzane przez Radę UE i Parlament. Ale to, co nie jest zapisane w traktatach, nie musi być zakazane.

Ale już wezwanie do zmiany trybu podejmowania decyzji z jednomyślności do większości kwalifikowanej to jest propozycja reformy obecnego funkcjonowania UE, co zresztą znajduje się w agendzie państwa grupy. Choć wiemy, że nie wymaga zmiany traktatów.

To jest w pewnym sensie przyszłość. Unia musi być sprawniejsza, więc musi mieć także taką drogę podejmowania decyzji, która będzie szybsza i sprawniejsza. Ale nie mówimy tu o żadnym zabraniu kompetencji państwom narodowym, typu kontroli nad armią, bo pojawiają się i takie zarzuty.

Nie mówimy dziś w ogóle o zmianie traktatów.

To naprawdę daleka przyszłość. W tej chwili nie ma na to ani przestrzeni, ani potrzeby. Ta potrzeba pojawi się wówczas, gdy będziemy mieli w UE 37 państw członkowskich. Bo przypomnę, że wciąż kilka narodów czeka na tą wielką szansę rozwojową, jaką jest wejście do UE. Zanim to nastąpi, będziemy musieli pomyśleć o tym, jak lepiej zarządzać. Wtedy będziemy się zastanawiać nad tym, jak poprzez zmiany traktatowe uczynić UE bardziej funkcjonalną.

To na czym w takim razie ma polegać budowa europejskiej unii obronnej? Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen przywołuje w tym kontekście plany architektów europejskiej integracji z lat 50., w których była mowa o pełnej integracji europejskiej obronności. W traktacie z Lizbony znajduje się art. 42, który, podobnie jak artykuł 5 Traktatu Waszyngtońskiego, mówi o kolektywnej obronie. Podczas debaty na forum PE wielu polityków wzywało do uniezależnienia się w kwestiach obronnych od NATO, bo USA przestały być godnym zaufania sojusznikiem. To zresztą nie jest postulat nowy.

Chodzi o to, o czym już mówiłem. Sprawnej koordynacji, raz na zawsze poradzenia sobie z problemem fragmentaryzacji rynku produkcji obronnej, realizacji wspólnych, europejskich projektów obronnych, budowy systemu obrony europejskiego nieba, wzmocnienia ochrony granic. To wszystko, nad czym już dziś pracujemy, to elementy europejskiej unii obronnej.

Artykuł 42 Traktatu o UE to jest taki dodatkowy bezpiecznik, który jest źródłem bezpieczeństwa dla UE. Tylko ja bym znowu tutaj nie spekulował za daleko, bo jeżeli ktoś powie, że Unia Europejska ma zastąpić NATO, to tak nie jest, nikt o tym dziś nie myśli. Jako europejscy sojusznicy NATO chcemy tylko wziąć większą odpowiedzialność za własną obronność. Naszym celem jest znaczne wzmocnienie europejskiego filaru NATO. I na to nastawione są nasze działania.

Art. 42. TUE Wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony 1. Wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony stanowi integralną część wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Zapewnia Unii zdolność operacyjną opartą na środkach cywilnych i wojskowych. Unia może z nich korzystać w przeprowadzanych poza Unią misjach utrzymania pokoju, zapobiegania konfliktom i wzmacniania międzynarodowego bezpieczeństwa, zgodnie z zasadami Karty Narodów Zjednoczonych. Zadania te są wykonywane w oparciu o zdolności, jakie zapewniają Państwa Członkowskie.

2. Wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony obejmuje stopniowe określanie wspólnej polityki obronnej Unii. Doprowadzi ona do stworzenia wspólnej obrony, jeżeli Rada Europejska, stanowiąc jednomyślnie, tak zadecyduje. W takim przypadku Rada Europejska zaleca Państwom Członkowskim przyjęcie stosownej decyzji zgodnie z ich odpowiednimi wymogami konstytucyjnymi. Polityka Unii w rozumieniu niniejszej sekcji nie uchybia specyficznemu charakterowi polityki bezpieczeństwa i obronnej niektórych Państw Członkowskich. Szanuje ona wynikające z Traktatu Północnoatlantyckiego zobowiązania Państw Członkowskich, które uważają, że ich wspólna obrona jest wykonywana w ramach Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO) oraz jest zgodna z przyjętą w tych ramach wspólną polityką bezpieczeństwa i obronną.

3. Państwa Członkowskie, w celu realizacji wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony, oddają do dyspozycji Unii swoje zdolności cywilne i wojskowe, aby przyczynić się do osiągnięcia celów określonych przez Radę. Państwa Członkowskie wspólnie powołujące siły wielonarodowe mogą również przekazać je do dyspozycji wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony. Państwa Członkowskie zobowiązują się do stopniowej poprawy swoich zdolności wojskowych. Agencja do spraw Rozwoju Zdolności Obronnych, Badań, Zakupów i Uzbrojenia (zwana dalej „Europejską Agencją Obrony”) określa wymogi operacyjne, wspiera środki ich realizacji, przyczynia się do określania i, w stosownych przypadkach, wprowadzania w życie wszelkich użytecznych środków wzmacniających bazę przemysłową i technologiczną sektora obrony, bierze udział w określaniu europejskiej polityki w zakresie zdolności i uzbrojenia oraz wspomaga Radę w ocenie poprawy zdolności wojskowych.

4. Decyzje dotyczące wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony, w tym decyzje w sprawie podjęcia misji, o których mowa w niniejszym artykule, są przyjmowane przez Radę stanowiącą jednomyślnie na wniosek wysokiego przedstawiciela Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa lub z inicjatywy Państwa Członkowskiego. Wysoki przedstawiciel może zaproponować, w stosownych przypadkach wspólnie z Komisją, użycie zarówno środków krajowych, jak i instrumentów Unii.

5. W celu ochrony wartości Unii i służenia jej interesom Rada może powierzyć wykonanie danej misji, w ramach Unii, grupie Państw Członkowskich. Wykonanie takiej misji reguluje artykuł 44.

6. Państwa Członkowskie, które spełniają wyższe kryteria zdolności wojskowej i które zaciągnęły w tej dziedzinie dalej idące zobowiązania mając na względzie najbardziej wymagające misje, ustanawiają stałą współpracę strukturalną w ramach Unii. Współpracę tę reguluje artykuł 46. Nie narusza ona postanowień artykułu 43.

7. W przypadku gdy jakiekolwiek Państwo Członkowskie stanie się ofiarą zbrojnej agresji na jego terytorium, pozostałe Państwa Członkowskie mają w stosunku do niego obowiązek udzielenia pomocy i wsparcia przy zastosowaniu wszelkich dostępnych im środków, zgodnie z artykułem 51 Karty Narodów Zjednoczonych. Nie ma to wpływu na szczególny charakter polityki bezpieczeństwa i obrony niektórych Państw Członkowskich. Zobowiązania i współpraca w tej dziedzinie pozostają zgodne ze zobowiązaniami zaciągniętymi w ramach Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego, która dla państw będących jej członkami pozostaje podstawą ich zbiorowej obrony i forum dla jej wykonywania.

„Nie grozi nam zbrojeniowe szaleństwo”

Członkowie NATO chcą ustalić nowy poziom wydatków na obronność względem PKB i złożyć taką deklarację na następnym szczycie NATO w Hadze. Jaki zdaniem państwa grupy poziom wydatków byłby racjonalny? Przypomnę, że Andrzej Duda wzywa do 3 proc. PKB, szef sojuszu Mark Rutte do 4 proc., a prezydent Donald Trump mówi o wydatkach na poziomie o 5 proc. Przy czym są wyliczenia ekspertów, które mówią, że gdyby wszyscy członkowie NATO zaczęli wydawać 5 proc. na obronność, to wydatki sojuszu przekroczyłyby poziom obecnych wydatków w skali całego globu. Propozycja Trumpa to więc propozycja z gatunku tych szalonych.

Myślę, że nie ma ryzyka, że zaczniemy uprawiać jakieś szaleństwo zbrojeniowe. Proszę zauważyć, że dzisiaj wciąż kilka państw wydaje na obronność mniej niż to, na co się umówiliśmy w 2014 roku.

Przez te 10 lat po tym, jak umówiliśmy się na minimum 2 proc. PKB, niektóre państwa, i to duże, ledwo przekroczyły poziom 1 proc. A przecież już wtedy Rosja anektowała Krym. I to nawet nie było pierwsze ostrzeżenie, lecz kolejne, po Gruzji w 2008 roku. Mimo to te deklaracje wzmocnienia obronności zostały tylko na papierze. A przecież decyzja polityczna, kierunkowa, została podjęta.

Dziś już naprawdę nie możemy pozwolić sobie na stratę czasu. Stąd dużo większa presja i dużo większe oczekiwania. Żyjemy znowu w takim okresie zimnej wojny. A nawet gorzej, bo przecież gorąca wojna toczy się u naszych bram. Dlatego sięgamy po niektóre lekcje z zimnej wojny i wywieramy na Rosję presję różnego rodzaju, także ekonomiczną. Związek Radziecki został spacyfikowany głównie dzięki presji ekonomicznej, dziś jest podobnie – Putin jest słaby, sankcje działają. Uchwalane są kolejne pakiety, ostatecznie udaje nam się osiągnąć porozumienie nawet z Viktorem Orbánem.

Sankcje bardzo mocno oddziałują na gospodarkę rosyjską.

Oczywiście mamy problem tego, że ciągle jeszcze z naszych europejskich krajów do gospodarki rosyjskiej trafiają miliardy za zakup gazu. Ale mimo wszystko to jest kilkukrotnie mniej niż jeszcze trzy lata temu. Jeśli dobrze pamiętam te kwoty, to teraz to jest jakieś 60 miliardów rocznie, a trzy lata temu to było 280 czy 270 miliardów. A więc to jest 200 miliardów mniej.

Gospodarka rosyjska to odczuwa i Putin się dusi. Skoro się dusi, to wymaga od Trumpa, żeby ten dał mu ten oddech gospodarczy, żeby odrodziła się rosyjska armia. Rosyjska armia okazała się dużo słabsza niż myśleliśmy. Rosja miała w trzy dni zająć Ukrainę i Kijów, a wojna trwa już trzy lata. Udało się zająć część Ukrainy, ale niewielką w porównaniu do planów.

Putin jest słaby, ale to, że jest słaby nie oznacza, że my, nawet wtedy, gdy dojdzie do zawieszenia ognia, możemy pomyśleć o rozluźnieniu naszej strategii wzmocnienia obronnego i gospodarczego.

Jak wynika z przebiegu wtorkowej debaty o obronności w Parlamencie Europejskim, nie ma konsensusu co do potrzeby zwiększenia wydatków obronnych. Ze strony skrajnej prawicy, ale i lewicy, pojawiają się takie głosy, że to napędzanie machiny wojennej, podżeganie do wojny itp. Z nauk o bezpieczeństwie znamy coś, co się nazywa dylematem bezpieczeństwa. Zwiększanie uzbrojenia jednej strony celem wzmocnienia bezpieczeństwa własnego prowadzi do zwiększenia uzbrojenia drugiej strony, wzrostu napięcia i ryzyka eskalacji. Na tym opiera się dziś antyzbrojeniowa narracja skrajnej prawicy. Martwi was to, że zwiększenie europejskich zbrojeń mogłoby mieć taki efekt?

Nie na tym dziś polega problem. Putin czeka na to, żeby Europa była niezdolna do podejmowania żadnych decyzji i w tym kierunku mobilizuje różne siły polityczne, także w tej izbie. Przecież fake newsy, inspirowanie radykalnych nacjonalizmów i politycznych formacji, które dążą nie tylko do rozbicia współpracującej ze sobą Europy, ale też wewnętrznego rozbicia krajów UE, to podstawowy kierunek antyeuropejskich działań rosyjskich służb.

Putin chce Europy słabej, to jest oczywiste.

Nasze szacunki pokazują, że Europa musi w tej chwili usprawnić, uzupełnić swoją obronność. Przez lata czerpaliśmy z dywidendy pokojowej. Dziś mamy w tej kwestii deficyt. Ci, którzy wzywają do tego, by zaprzestać dozbrajania Europy, nie mają na myśli jej interesu.

2,5 mld euro na Tarczę Wschód

Po państwa wtorkowych ogłoszeniach o tym, że udało się wpisać do rezolucji Parlamentu Europejskiego dot. obronności wezwanie do uznania Tarczy Wschód za europejski projekt priorytetowy, w polskich mediach posypały się wiadomości, że mamy przełom, „Tarcza Wschód flagowym projektem UE, jest decyzja Parlamentu Europejskiego”. To nieprawda, bo nie taka jest moc prawna tej rezolucji. Dlatego chciałam Pana poprosić o dokładne wyjaśnienie, jaki jest naprawdę w tej chwili status Tarczy Wschód i co musi się jeszcze wydarzyć, byśmy mogli ze 100-procentową pewnością powiedzieć, że będzie miała europejskie finansowanie?

Tarcza Wschód, jako projekt budowy umocnień na całej wschodniej flance NATO i przedłużenie Bałtyckiej Linii Obrony, staje się ważnym projektem europejskim, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo UE.

Dziś wpisana w priorytety stanowiska Parlamentu Europejskiego, w przyszłym tygodniu znajdzie się w białej księdze obronności, którą Andrius Kubilius, komisarz obrony, będzie przedstawiał przed szczytem UE, mającym miejsce 21 i 20 marca w Brukseli. Andrius Kubilius, z którym dzisiaj rozmawiałem [12 marca 2025 r. – red.], uwzględnia ten projekt jako projekt wspólnego, europejskiego zainteresowania. Nie ma więc zagrożenia, że Tarcza Wschód nie zostanie uwzględniona w białej księdze.

Wszystko wskazuje też na to, że będą na to przeznaczone również duże środki.

Podstawą prawną tego programu, jak zapowiadała szefowa KE, będzie artykuł 122 Traktatu o Unii Europejskiej.

Czyli plan jest taki, by Tarcza Wschód otrzymała finansowanie z ogłoszonego przez Komisję Europejską programu SAFE, czyli z tych 150 miliardów euro na obronność zapowiedzianych w ramach programu dozbrajania Europy?

Tak. W ramach tego programu będzie można ubiegać się o pełne finansowanie projektu, dlatego Polska będzie ubiegać się o 2,5 mld euro. Jak wynika z wyliczeń, budowa polskiego odcinka Tarczy Wschód będzie kosztować ok. 10 miliardów złotych.

Ale warto wspomnieć, że Tarcza Wschód może być też finansowana z innych źródeł, np. z przesunięć funduszy spójności, które zaraz po formalnym zatwierdzeniu przez Radę i Parlament wniosku Komisji Europejskiej w tej sprawie, będzie można wykorzystywać na infrastrukturę obronną.

Mamy więc różne możliwości, choć pełne finansowanie z SAFE to najlepsza opcja.

Ale to finansowanie nie będzie dostępne szybko. Komisja nie złożyła jeszcze nawet wniosku legislacyjnego w tej sprawie, ma się on pojawić bodaj w przyszłym tygodniu.

Tak, to na pewno chwilę potrwa, choć działamy w trybie przyspieszonym. Właśnie przed chwilą parlament podjął decyzję o zastosowaniu przyspieszonej procedury do uzgadniania mniejszego programu inwestycji w rozwój produkcji zbrojeniowej, programu EDIP. Dlatego rząd nie czeka na środki europejskie, tylko działa.

Tarcza Wschód jest już w budowie, budowa zaczęła się od kierunku północnego, ale oczywiście będzie równolegle prowadzona dużo szerzej. Koniecznym jest, żeby Tarczą Wschód objąć większą część Europy, od Finlandii po Rumunię. Dlatego ten projekt powinien być projektem dużo większym.

Poza tym w międzyczasie pojawiają się jakieś mniejsze, europejskie środki, które można na to przeznaczać. Np. pewna pula środków na rozwój infrastruktury bezpieczeństwa na wschodniej flance znajdzie się już w tegorocznym budżecie UE, który będziemy przyjmować prawdopodobnie 1-2 kwietnia. Tak więc te środki popłyną z różnych źródeł.

Czy w białej księdze obronności będzie zaproponowany konkretny podział środków na te różne, strategiczne projekty europejskiej obrony?

Nie, w ramach tego dokumentu nie będzie propozycji pełnego podziału tych 150 miliardów euro. Dopiero jak program zostanie przyjęty, państwa będą ubiegały się o to finansowanie. Biała księga to dokument strategiczny, który diagnozuje najważniejsze braki europejskiej obrony i możliwości produkcyjnych przemysłu zbrojeniowego.

To ma być taka mapa drogowa dla rządów i przemysłu do jak najbardziej efektywnego zaprojektowania dalszych inwestycji obronnych i działań.

Z programu SAFE mają być finansowane projekty wspólnej europejskiej obrony, realizowane przez więcej niż jedno państwo europejskie. Przynajmniej tak wynika z obecnej propozycji Komisji Europejskiej. Czy Polska prowadzi już rozmowy z partnerami z pozostałych państw wschodniej flanki NATO, by mieć gotowy do złożenia projekt, gdy będzie już taka możliwość?

Tak, oczywiście, choć to pytanie do rządu, nie znam szczegółów.

Kupować po europejsku

Jak Pan już wspomniał, w Parlamencie Europejskim procedowany jest obecnie jeszcze jeden unijny program wsparcia produkcji zbrojeniowej, EDIP. Jego budżet jest dużo mniejszy niż w przypadku SAFE, bo to tylko 1,5 mld euro na lata 2025-2027, ale w przypadku obu tych programów pojawił się postulat, m.in. ze strony samego przemysłu, o wpisanie do regulacji wymogu preferowania produkcji i zakupów europejskich. Chodzi o tę dyskutowaną dziś szeroko zasadę „Buy European”, którą Komisja Europejska wpisuje w tej chwili także do innych regulacji, np. aktu w sprawie leków krytycznych. Francja, która ma największy w Europie przemysł zbrojeniowy, postulowała, by nawet 80 proc. tych europejskich środków było wydawane na produkcję europejską. Inne kraje, w tym np. Litwa, wskazywały, że to zły pomysł i że lepiej w ten sposób nie antagonizować USA, które, jak wiadomo, mają transakcyjne podejście nawet do kwestii bezpieczeństwa. Zasada „Buy European” to Pana zdaniem sensowne rozwiązanie, czy nierealny wymóg, który bardziej utrudni, niż ułatwi dozbrajanie Europy?

Tu trzeba być bardzo ostrożnym, bo trzeba wyważyć różne priorytetowe kwestie. Uważam, że nie można zerojedynkowo nakazać czegoś w tym obszarze.

Z jednej strony faktycznie jest tak, że dziś państwa członkowskie UE bardzo dużo pieniędzy wydają na uzbrojenie amerykańskie. To ogranicza możliwości rozwoju europejskiej produkcji. Czy tak musi być? Nie. Czy naprawdę musimy tego sprzętu szukać za oceanem, np. w Azji? Wystarczy pomyśleć o tym, jak drogie są kredyty, które towarzyszą tym zakupom, na przykład koreańskie. Dlaczego nie robić tego dużo taniej, efektywniej i szybciej?

Z drugiej strony w USA kupujemy często bardzo dobry, sprawdzony sprzęt, więc dlaczego mielibyśmy tego zaprzestać i czekać na rozwój europejskiej produkcji, jak postuluje przemysł. Zwłaszcza że nie wiadomo, czy spełni ona te same oczekiwania.

Ale: rozwój europejskiego przemysłu zbrojeniowego jest dla nas absolutną koniecznością, to jest cel tych wszystkich działań, które na forum UE podejmujemy. Bo stan bazy przemysłu zbrojeniowego jest kluczowy dla zdolności obronnych. Musimy więc to priorytetyzować. To jednak nie mogą być zbyt sztywne wymogi, bo bardzo często bardzo istotne komponenty dla sprzętu produkowanego w Europie pochodzą z krajów trzecich.

Już w regulacjach programu EDIP będzie zapis, aby skoncentrować się na przemyśle europejskim, ale nie wykluczać producentów, którzy używają komponentów produkowanych w innych krajach.

Natomiast przy tym, że potrzebujemy ograniczać naszą strategiczną zależność od państw, które mogą to uzależnienie wykorzystywać do wywierania na nas presji lub osiągania czegoś poprzez szantaż, ten kierunek proeuropejskiego myślenia będzie dominował.

;
Na zdjęciu Paulina Pacuła
Paulina Pacuła

Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.

Komentarze