0:00
0:00

0:00

"Czy władze PiS powinny dążyć do likwidacji takich mediów jak "Gazeta Wyborcza" lub TVN?" - zapytaliśmy prosto z mostu w sondażu Ipsos dla OKO.press. Bo PiS nie ukrywa, że ma plan osłabiania niezależnych mediów i faworyzowanie "mediów narodowych".

Groźnie brzmi też zapowiedź z programu partii Jarosława Kaczyńskiego: "ochrona interesu narodowego poprzez walkę z postprawdą i fake newsami", ma być "priorytetem realizowanym przez rząd w sferze medialnej". PiS wstępuje na drogę, która doprowadziła Orbána do faktycznej likwidacji pluralizmu mediów na Węgrzech.

W sondażu OKO.press takim dążeniom do likwidacji niezależnych mediów sprzeciwiło się jednak ponad trzy czwarte badanych (78 proc.), w tym większość "zdecydowanie". Poparło je prawie pięć razy mniej osób - 16 proc.

Ipsos 2019 październik Likwidacji "Gazety Wyborczej" lub TVN. Wszyscy badani
Ipsos 2019 październik Likwidacji "Gazety Wyborczej" lub TVN. Wszyscy badani

Młodzi Polacy, którzy są główną bazą prawicowego radykalizmu, byli bardziej wojowniczy niż Polki. W wieku 18-29 lat za likwidacją opowiedziało się 24 proc. mężczyzn i 11 proc. kobiet. Poparcie dla zamachu na media spadało wraz z wykształceniem: od 26 proc. (podstawowe i zawodowe), przez 13 proc. (średnie) do 5 proc. (wyższe).

Wystąpiła też charakterystyczna dla postaw politycznych zależność od wieku w kształcie litery U: nieco wyższe poparcie dwudziestolatków (18 proc.) i ludzi w wieku 60 plus (23 proc.), najmniejsze wśród czterdziestolatków (8 proc.).

Te różnice są powiązane z sympatiami politycznymi. Co widać jak na dłoni:

Ipsos 2019 październik Likwidacji "Gazety Wyborczej" lub TVN. Elektoraty
Ipsos 2019 październik Likwidacji "Gazety Wyborczej" lub TVN. Elektoraty

Wyborcy PiS są grupą wyjątkową. Także dlatego, że aż 12 proc. nie wiedziało co wybrać; w pozostałych grupach odpowiedzi "trudno powiedzieć" było po 0-2 proc.

Wyborcy PiS: raczej nie likwidujmy

Ponad połowa (56 proc.) zwolenników Kaczyńskiego jest przeciw działaniom wymierzonym w "Wyborczą" czy TVN, ale najczęstsza jest odpowiedź, by "raczej nie likwidować". Jedna trzecia działania przeciwko mediom by poparła, a jedna piąta zdecydowanie.

Kategorycznie przeciwni są wyborcy Lewicy i Koalicji Obywatelskiej. Śladowe poparcie (6 proc.) pomysł miałby w elektoracie PSL-Kukiz'15. Zaskakująco demokratyczni okazali się wyborcy Konfederacji (10 proc. za likwidacją), może ze względu na libertariańskie inklinacje zwolenników Korwin-Mikkego, a może ze względu na przedwyborczą wojnę Konfederacji z TVP. Nie można mieć przeciw sobie wszystkich mediów na raz. Tyle że tak jak w elektoracie PiS "raczej nie" dominuje u konfederatów nad "zdecydowanie nie".

Różnica odpowiedzi zwolenników PiS (372 osoby) i wszystkich pozostałych badanych (wybierających inne partie, niezdecydowanych i deklarujących, że nie zagłosują; razem 632 osoby) jest ogromna: 33 proc. do 6 proc. za likwidacją mediów, 56 proc. do 92 proc. przeciw.

Przypomnijmy, że według naszego sondażu, przeprowadzonego w 10 dni po wyborach 13 października, PiS miałby poparcie wyborcze 42 proc. i zdobył 218 mandatów. Straciłby samodzielną większość w Sejmie.

Czy OKO.press nie wywołuje aby wilka z lasu?

Wśród kolegów dziennikarzy, którym mówiliśmy o pytaniu o media, pojawiły się opinie, że dotyczy ono problemu, którego nie ma. A jeśli nawet PiS ma takie plany, to sondaż może "wywołać wilka z lasu". Lepiej o takim scenariuszu głośno nie mówić.

Obawy o wpływ sondażu OKO.press na politykę PiS mogą być, łagodnie mówiąc, przesadzone. Natomiast dążenie PiS do likwidacji niezależnych mediów mieści się w planach tej formacji, a na pewno podejmuje ona już teraz działania na rzecz ich osłabienia, zdając sobie sprawę, że są przeszkodą we wprowadzaniu autorytarnych form kontroli i ograniczaniu demokracji.

Kaczyński: dokończyć pluralizm, zatrzymać panświnizm

Jarosław Kaczyński w jesiennej kampanii wyborczej 2019 zapowiadał: "Żeby Polska mogła się rozwijać, mogła być państwem rzeczywiście demokratycznym, musimy dokończyć proces pluralizacji mediów. Przykładów blokowania informacji, które są ważne dla Polaków, i rozpowszechniania z kolei nieprawdy, są nie dziesiątki, nie setki, tylko tysiące i dziesiątki tysięcy. To się musi skończyć. Oczywiście nie przy pomocy cenzury, tylko przy pomocy rozwoju dobrych mediów, które będą miały jedną zasadę: mówiły prawdę".

I dla jasności:

"Nie mamy jeszcze tego poziomu pluralizmu mediów, który by zapewniał, że wszyscy wiedzą jak w Polsce jest".

Kaczyński przez "pluralizm" rozumie obecność narracji prorządowej, przede wszystkim w wykonaniu publicznej telewizji Jacka Kurskiego. Im większy wpływ tej narracji na opinię publiczną, tym większy pluralizm. Największy byłby, gdyby inne media straciły na znaczeniu lub przestały istnieć.

To "jak w Polsce jest" oznacza wersję głoszoną przez PiS.

Kaczyński widzi problem także światopoglądowy. Wolność mediów ma oznaczać dominację narracji narodowo-katolickiej (o szczególnym rozumieniu wolności przez prezesa PiS pisaliśmy wielokrotnie, m.in. w 2016 roku, w 2018, a także w tekście z 2019 roku "Jeden naród, jeden Kościół. Demokracja skonstruowana prosto").

Już w kwietniu 2016 Kaczyński stwierdził, że po 1989 roku

"główny nurt mediów pomijał wartości narodowe, przesłanie Kościoła i polską tradycję.

Dążono do społecznej demobilizacji i (...) niszczenia wartości, ale wartości już wszystkich. Był to przekaz »NIE«, Urbanowski panświnizm".

Repolonizacja wisi nad mediami

Ten wątek wciąż powraca. W październiku 2018 roku wicepremier Piotr Gliński powiedział Wirtualnej Polsce, że ustawa o dekoncentracji mediów jest gotowa:

"Teraz to kwestia timingu politycznego".

Ustawa mogłaby uderzyć przede wszystkim w niemiecko-szwajcarski koncern Axel Springer ("Fakt", "Newsweek", Onet.pl). Gdy dziennikarze Onetu ujawnili nagranie Morawieckiego z restauracji "Sowa i przyjaciele", Beata Mazurek insynuowała, że "dziwnym trafem te informacje pokazują się w niemieckich mediach, po tym jak Schetyna wrócił z Niemiec.

W polskojęzycznych, niemieckich mediach" - poprawiła się.

Także TVN i jego amerykański właściciel są potencjalnie zagrożeni. Za “propagowanie działań sprzecznych z prawem i sprzyjanie zachowaniom zagrażającym bezpieczeństwu” Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji w grudniu 2017 roku nałożyła na TVN24 rekordową karę 1,5 mln zł. Stacja miała naruszyć przepisy ustawy o radiofonii i telewizji, relacjonując tzw. kryzys sejmowy 16-18 grudnia 2016 roku.

"Nierzetelności" relacji TVN-u dowodziła, wydana na zamówienie KRRiT opinia dr Haliny Karp, medioznawczyni z uczelni o. Tadeusza Rydzyka, której treść ujawniło OKO.press.

Kiedy w obronie TVN, należącego wówczas do amerykańskiej korporacji Scripps Network Interactive (dziś właścicielem jest Discovery), wystąpił Departament Stanu USA, KRRiT błyskawicznie uchyliła decyzję. Wiadomo, Ameryka!

Za nacisk władz na TVN może być też uznane zażądanie przez Izbę Administracji Skarbowej zapłaty 110 mln zaległego podatku za połączenie platformy „n” z Cyfrą+ w 2012 roku. Stacja tłumaczyła, że przed podjęciem transakcji konsultowała się z Ministerstwem Finansów, a podczas kontroli podatkowej w 2013 roku nie dopatrzono się żadnych nieprawidłowości.

Odcinanie dochodów

Decyzją polityczną PiS jest odcięcie dopływu do TVN i „Wyborczej” reklam spółek Skarbu Państwa. Według analizy NIK z 2018 roku

w 2015 roku spółki państwowe na reklamy w TVN wydawały 22,3 proc. wydatków na reklamy. W pierwszej połowie 2017 roku - już tylko 1,6 proc. W przypadku TVP ten odsetek wzrósł z 41,5 do 59,7 proc., a w przypadku Polsatu – z 15,8 do 33,9 proc.

Spółki Skarbu Państwa reklamują się za to w niszowej prasie prorządowej kosztem przewyższających ich nakładem dzienników i tygodników krytycznych wobec władzy. W tym "Wyborczej".

Media gorszego sortu

Media niezależne są też odcinane od informacji, urzędnicy i politycy odmawiają odpowiedzi na pytania, nawet w trybie dostępu do informacji publicznej. Także OKO.press pada ofiarą tej polityki władz (np. MON odmawiał nam od lipca do października 2019 informacji o wielkości odszkodowań smoleńskich, poskutkowało dopiero skierowanie sprawy do prokuratury i sądu).

Świeżym przykładem jest decyzja NSZZ "Solidarność", która - mimo wcześniejszej zgody - nie wpuściła dziennikarzy "Wyborczej" i TVN na organizowaną za publiczne pieniądze konferencję "Od godności człowieka do ponadnarodowej współpracy" (8-9 listopada 2019) w sali BHP w Gdańsku.

Uregulować dziennikarzy

Zgodnie z programem Prawa i Sprawiedliwości, opublikowanym 14 września 2019, partia chce utworzyć „samorząd dziennikarski”, który miałby dbać o “standardy etyczne i zawodowe”.

Ze względu na odpowiedzialność i szczególne zaufanie, jakim cieszy się profesja dziennikarza, należałoby również stworzyć zupełnie odrębną ustawę regulującą status zawodu (ustawa o statusie zawodowym dziennikarza). Wprowadzałaby ona rozwiązania podobne do tych, jakie mają inne zawody zaufania publicznego, np. prawnicy lub lekarze. Głównym celem zmiany powinno być utworzenie samorządu, który dbałby o standardy etyczne i zawodowe, dokonywał samoregulacji oraz odpowiadał za proces kształtowania adeptów dziennikarstwa. Możliwe byłoby wtedy zlikwidowanie art. 212 KK, bo powstałaby gwarancja nienadużywania mechanizmów medialnych w sposób nieetyczny. Ustawa ta nie będzie jednak w żadnym stopniu ograniczać zasady otwartości zawodu dziennikarza.

Zaniepokojonych dziennikarzy uspokajał wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki w wywiadzie dla Radia Zet, ale postraszył jeszcze mocniej. Jego zdaniem ustawa ma być “próbą ucywilizowania tej narastającej komplikacji, jaką są media społecznościowe,

portale, które sobie pozwalają często na rzeczy wyjątkowo niesympatyczne, nieprzyjemne”.

Nękanie prokuratorsko-sądowe

Miesięcznik „Press” zebrał 21 przypadków nękania mediów i dziennikarzy przez organy władzy od lutego 2017 do kwietnia 2019 roku. Zaznaczając, że są to jedynie niektóre przypadki.

Politycy PiS używają art. 212 ("Zniesławienie") do obrony swojego wizerunku. Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa zniesławienia złożył m.in. Jarosław Kaczyński (wyżej najświeższe zdjęcie prezesa czytającego "Wyborczą", z 2008 roku. Wiadomo, że czyta nadal, ale nie publicznie). W lutym 2019 roku zareagował tak na serię artykułów “Wyborczej”, ujawniających nagrane rozmowy, podczas których prezes PiS dobijał targów ws. wieżowca budowanego przez powiązaną z nim spółkę Srebrna.

Choć zniesławionym miał być sam Kaczyński, prezes zawnioskował o “objęcie ścigania z oskarżenia publicznego ze względu na występujący w sprawie interes publiczny”.

Art. 211

§ 1. Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności. § 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. § 3. W razie skazania za przestępstwo określone w § 1 lub 2 sąd może orzec nawiązkę na rzecz pokrzywdzonego, Polskiego Czerwonego Krzyża albo na inny cel społeczny wskazany przez pokrzywdzonego. § 4. Ściganie przestępstwa określonego w § 1 lub 2 odbywa się z oskarżenia prywatnego

O znieważeniu organu konstytucyjnego przez “Wyborczą” doniosła też prokuraturze Julia Przyłębska, prezes Trybunału Konstytucyjnego.

Najbardziej pomysłowym w tej kategorii działaniem prokuratury było wezwanie na przesłuchanie operatora TVN Piotra Wacowskiego w sprawie rzekomego podżegania przez niego do przestępstwa propagowania ustroju totalitarnego.

Wacowski brał udział w reportażu wcieleniowym “Superwizjera”, w którym pokazano nagranie ze świętowania urodzin Adolfa Hitlera przez członków Stowarzyszenia Duma i Nowoczesność z Wodzisławia Śląskiego. Jeden z nich zeznał, że dziennikarze za organizację urodzin zapłacili 20 tysięcy złotych w gotówce. 25 listopada 2018 roku, po dwóch dniach od wezwania Wacowskiego na przesłuchanie, Prokuratura Krajowa uznała, że za wcześnie na stawianie mu zarzutów. Prokuratura w Gliwicach odwołała przesłuchanie, a w lutym 2019 roku umorzyła śledztwo.

Węgry to wszystko zrobiły

Mamy zatem pakiet:

  • wspieranie "swoich mediów" pieniędzmi publicznymi i odcinanie od nich mediów niezależnych;
  • nękanie prokuratorskie, sprawy w sądach redakcji i dziennikarzy;
  • zapowiedzi regulacji zawodu dziennikarskiego;
  • zapowiedzi repolonizacji;
  • odmawianie informacji i dezawuowanie mediów krytycznych wobec władzy.

Trudności stwarzane przez władze, nakładają się na trudności na rynku medialnym związane z przejściem w erę cyfrową, co skutkuje spadkiem nakładu gazet i dochodów ze sprzedaży egzemplarzowej (a w perspektywie uderzy także w oglądalność TV). Na razie nie grozi nam jeszcze zamykanie tytułów czy stacji (choć presja polityczna zadziałała w przypadku mniejszych podmiotów, jak Superstacja).

Ale opisany pakiet doskonale sprawdził się na Węgrzech Victora Orbána.

Tamas Bodoky, redaktor naczelny portalu Atlatszo.hu (pod wieloma względami inicjatywy podobnej do OKO.press), opisał, jak działa system totalnej kontroli rynku mediów i jak został - krok po kroku - wprowadzony. Jego zasmucającą skuteczność poznajemy na przykładzie reakcji na publikację śledczą Atlatszo o luksusowych wypadach wakacyjnych ludzi władzy za pomocą prywatnego odrzutowca za 50 milionów euro i ogromnego jachtu za 20 milionów, w towarzystwie zaprzyjaźnionych oligarchów. Sfotografowano nawet podróżującego Orbána.

Przeczytaj także:

Na koniec rzut oka na kontekst zwalczania niezależnych mediów, jakiego dostarcza najnowszy program PiS z 2019 roku.

Program PiS: Trzeba pokonać te media, by ostatecznie zabezpieczyć Polskę

PiS rysuje czarny obraz "głównego nurtu mediów w czasach PO-PSL, pozostającego pod faktyczną kontrolą rządzących". Przypuściły one (media) "potężny, niespotykany poprzednio atak na nowo wybranego Prezydenta RP oraz Prawo i Sprawiedliwość.

Uruchomiono gigantyczną akcję propagandy, oczerniania, kłamstw i obelg, nazwaną trafnie przemysłem pogardy". Te siły nadal - po wyborach 2019 - zachowują potężne wpływy, które trzeba ograniczyć.

PO zastosowała podwójną taktykę – z jednej strony popierała, chociaż w wersji łagodnej, projekty zmian, których odrzucenie obciążyłoby ją politycznie, a z drugiej strony podjęła wraz z mediami głównego nurtu potężny, niespotykany poprzednio atak na nowo wybranego Prezydenta RP oraz Prawo i Sprawiedliwość. Uruchomiono gigantyczną akcję propagandy, oczerniania, kłamstw i obelg, nazwaną trafnie przemysłem pogardy.

System domykała, choć nie do końca szczelnie, faktyczna kontrola rządzących nad wszystkimi silniejszymi mediami. Sytuacja taka powstała po przejęciu Telewizji Polskiej i radia publicznego i miała jeszcze jeden aspekt, tj. wyraźne dążenie do ograniczenia roli tych instytucji, a być może nawet do ich likwidacji. Właśnie ten stan rzeczy pozwalał nie tylko na prowadzenie wskazanych wyżej akcji socjotechnicznych, ale także na zupełne lekceważenie właściwej demokracji potrzeby wiarygodności.

W sferze ekonomicznej i medialnej oraz jeśli chodzi o wpływy w aparacie państwowym, siły postkomunistyczne zachowują wciąż silną albo bardzo silną pozycję. Postkomunizm ma też swoją ciągle liczącą się reprezentację polityczną, przy czym jej bardzo poważna część występuje dziś znów pod czerwonym, ale także – co jest w pewnej mierze nowością – kontrkulturowym sztandarem.

"Groźba powrotu skrajnie niesprawiedliwego i nieefektywnego ustroju jest ciągle aktualna. Od nas zależy, czy podtrzymując fundament demokracji, jakim jest wiarygodność, a także wykazując pełną determinację w umacnianiu demokracji, zdołamy zwyciężyć w kolejnych wyborach i ostatecznie zabezpieczyć Polskę przed nawrotem choroby, która ją dotknęła".

Warunkiem jest "pełny dostęp do prawdy dla wszystkich obywateli". A prawdę dystrybuują media prorządowe:

Jesteśmy przekonani, że właśnie te prawidłowo działające mechanizmy, jeśli tylko spełniony jest podstawowy warunek ich funkcjonowania, jakim jest pełny dostęp do prawdy dla wszystkich obywateli, ostatecznie wyeliminują tę groźną dla naszej przyszłości patologię.

Sposobem na opanowanie rynku mediów jest rozbudowa i umocnienie "Mediów narodowych".

PiS buduje pluralizm, a rząd będzie zwalczał fejk newsy

Program PiS przewiduje dokończenie "najbardziej oczekiwanych reform, które zapewnią równowagę w przekazie medialnym". Należy "ostatecznie wprowadzić efektywny system finansowania mediów publicznych. System ten powinien gwarantować wykonanie misji zgodnie ze zobowiązaniami zawartymi w karcie mediów (...)

Ostatnie lata pokazały, jak łatwo jest manipulować emocjami ludzi w polityce, a także jak można wpływać na wyniki wyborów, dzięki nowoczesnym metodom socjotechnicznym stosowanym w mediach tradycyjnych i społecznościowych.

Dlatego ochrona interesu narodowego poprzez walkę z postprawdą i fake newsami to kolejny priorytet, który powinien być realizowany przez rząd polski w sferze medialnej".

Mateusz Morawiecki - mistrz fake newsów, skazany nawet przez sąd za ich wytwarzanie w kampanii wyborczej do samorządów 2018 roku - ma zostać strażnikiem prawdy w mediach.

PiS stwierdza też, że "z coraz większą intensywnością doświadczamy ataków wymierzonych w Polskę na arenie międzynarodowej. Priorytetem powinno być więc utworzenie poważnego, regionalnego, anglo- i rosyjskojęzycznego kanału informacyjnego telewizji publicznej, którego zadaniem będzie obrona polskiej racji stanu i narzucanie naszej narracji na arenie międzynarodowej.

W mijającej kadencji rozpoczęliśmy prace, które miały na celu stworzenie warunków do funkcjonowania pluralistycznych, demokratycznych i inkluzywnych mediów. Przygotowaliśmy grunt pod najbardziej oczekiwane reformy. Dążąc do równowagi w przekazie medialnym, której przez lata nie było, udało nam się zreformować najbardziej zaniedbane obszary.

Podjęliśmy się przede wszystkim trudu naprawy mediów publicznych, zaproponowaliśmy rozwiązania mające na celu zapewnienie im stabilnego finansowania. Kilka projektów rozpatrywanych jest na poziomie politycznym. Błędy naszych poprzedników, którzy doprowadzili do całkowitej destabilizacji finansowej niemal 20 spółek medialnych należących do skarbu państwa, naprawiamy systematycznie, zwracając utracone dochody w formie rekompensat abonamentowych.

Postawiliśmy również na profesjonalną kadrę menadżerską, która z sukcesami wyprowadza firmy z trudnej sytuacji, reformując je, podnosząc jakość audycji, dbając o pluralizm, ale także o dziennikarzy. Zatrudniamy ich w coraz większym zakresie na umowy o pracę, bez uszczerbku dla wyniku finansowego spółek. Po latach poprzednich rządów zdecydowana większość ze spółek medialnych miała wynik ujemny. Dzisiaj prawie wszystkie charakteryzują się równowagą budżetową lub zyskiem.

Media publiczne to nie tylko TVP, Polskie Radio i 17 lokalnych rozgłośni radiowych, to również Polska Agencja Prasowa. Wzmocniliśmy jej rolę i pozycję, zwiększając dotację oraz łącząc ją z Przedsiębiorstwem Wydawniczym Rzeczpospolita. Umożliwiło to uruchomienie serwisu anglojęzycznego i serwisów dedykowanych regionom. Reforma skarbu państwa dała Ministrowi Kultury nowe instrumenty nadzoru, co doprowadziło do uszczelnienia polityki finansowej spółek i wprowadzenia standardów korporacyjnych.

Reforma mediów publicznych to nie tylko finansowanie, ale również obowiązki mediów publicznych oraz wymagania, jakie stawiamy instytucjom działającym w oparciu o środki publiczne. Dlatego znowelizowaliśmy ustawę o radiofonii i telewizji, doprecyzowując misję publiczną poprzez wprowadzenie „Karty Mediów”. W konsekwencji powstał transparentny system, dzięki któremu odbiorca jest w stanie rozliczyć każdą publiczną złotówkę wydaną przez nadawców. W tym roku po raz pierwszy misja publiczna była konsultowana ze społeczeństwem, właśnie dzięki wprowadzonym regulacjom. Zwiększyliśmy także do 50 proc. obowiązkowy udział programów z ułatwieniami dla osób niepełnosprawnych. Wzmocniliśmy również nadzór nad wydatkowaniem pieniędzy publicznych, wprowadziliśmy jasne zasady rozliczania dotacji oraz narzędzia egzekwowania zobowiązań nadawców.

Mimo że wiele udało się zrealizować, to ciągle jeszcze stoją przed nami wielkie zadania. Przede wszystkim należy ostatecznie wprowadzić efektywny system finansowania mediów publicznych. System ten powinien gwarantować wykonanie misji zgodnie ze zobowiązaniami zawartymi w karcie mediów, a poziom wsparcia powinien w pełni odzwierciedlać koszt tych zobowiązań. Tylko w ten sposób uda się stworzyć media, które będą mogły wykonywać swoją misję niezależnie od kaprysu polityków lub sytuacji budżetowej. Nadawcy będą mogli planować inwestycje i wydatki ze względu na przewidywalność corocznej składki (lub dotacji).

Ostatnie lata pokazały, jak łatwo jest manipulować emocjami ludzi w polityce, a także jak można wpływać na wyniki wyborów, nawet w państwach o utrwalonej demokracji dzięki nowoczesnym metodom socjotechnicznym stosowanym w mediach tradycyjnych i społecznościowych. Dlatego ochrona interesu narodowego poprzez walkę z postprawdą i fake newsami to kolejny priorytet, który powinien być realizowany przez rząd polski w sferze medialnej.

Z coraz większą intensywnością doświadczamy ataków wymierzonych w Polskę na arenie międzynarodowej. Priorytetem powinno być więc utworzenie poważnego, regionalnego, anglo- i rosyjskojęzycznego kanału informacyjnego telewizji publicznej, którego zadaniem będzie obrona polskiej racji stanu i narzucanie naszej narracji na arenie międzynarodowej.

Sondaż IPSOS dla OKO.press 21-23 października 2019, metodą CATI (telefonicznie), na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie 1004 osoby

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze