0:000:00

0:00

"Koszty prawne: zwiększona odpowiedzialność lekarzy, którzy w obawie przed zarzutami o nieuzasadnione działanie w ciąży trudnej (mogące być postrzegane jako chęć dokonania aborcji) mogą unikać ryzykownych badań i interwencji medycznych", ocenia Biuro Analiz Sejmowych w opublikowanej na stronie Sejmu ocenie skutków regulacji projektu "Zatrzymaj aborcję".

"Zatrzymaj aborcję" usuwa z ustawy z 1993 roku jedną przesłankę do legalnej aborcji - ciężką i nieuleczalną chorobę płodu. W styczniu 2018 roku projekt w pierwszym czytaniu trafił do sejmowej komisji rodziny. W odpowiedzi na apele Episkopatu, w marcu pozytywnie oceniła go sejmowa komisja sprawiedliwości i praw człowieka, jej posiedzenie pod wodzą Stanisława Piotrowicza było popisem arogancji władzy i pogardy dla kobiet, o czym pisaliśmy tutaj:

Przeczytaj także:

To wszystko wywołało wielkie protesty w kilkunastu miastach Polski (Czarny Piątek 23 marca 2018). Ale o dalszych pracach nad projektem nic nie wiadomo - nie ma go w planach obrad komisji na najbliższe kilka miesięcy. Środowiska anti-choice oskarżają PiS, że zaostrzenie prawa jest mu nie na rękę i dlatego Sejm przeciąga sprawę.

Opublikowany dokument może być zapowiedzią odrzucenia ustawy. Nie jest jednoznacznie krytyczny, ale dość szczegółowo wymienia negatywne skutki ustawy.

Co autorki oceny - dr Izabela Bień i Justyna Osiecka-Chojnacka - zarzucają projektowi Kai Godek?

Po pierwsze, zwiększenie liczby zabiegów nielegalnych lub wykonywanych za granicą: "Delegalizacja aborcji związanej z ciężkimi i nieodwracalnymi wadami dziecka zapewne ograniczy rosnącą w ostatnich latach liczbę tego rodzaju zabiegów, jednak należy brać pod uwagę, że ich całkiem nie wyeliminuje.

Zakaz może stymulować proceder nielegalnych aborcji, którego skala nie jest w Polsce w wiarygodny sposób badana".

To konsekwencja, na którą wielokrotnie wskazywały środowiska pro-choice. Legalnie w Polsce dokonuje się ok. 1000 aborcji rocznie. Nie sposób policzyć ile Polek wyjeżdża za granicę, by zakończyć ciąże, lub korzysta z rodzimego podziemia. W marcu 2018 roku opublikowaliśmy rozmowę z pracowniczką kliniki w Wiedniu, w której rocznie aborcji dokonuje ok. 500 Polek. A to tylko jedna klinika, jedno miasto i jeden kraj. I wcale nie najbardziej popularny kierunek dla turystyki aborcyjnej.

Po drugie, brak poparcia społecznego dla zaostrzania ustawy. "Projekt ustawy obala obowiązujący kompromis aborcyjny będący wartością dla znacznej grupy obywateli - według najnowszych badań popiera go 43 proc. Polaków. (...) Poparcie dla projektu wyrażane przez rządzących może sprawić, że mniejszość popierająca zaostrzenie przepisów aborcyjnych uzyska pełną legitymizację do decydowania w tej kwestii; może to wywołać zniechęcenie społeczeństwa do polityki, która nie reprezentuje woli większości, a jedynie grono aktywistów bardziej zdeterminowanych w walce o realizację wyznawanych przez siebie wartości. Warto bowiem przywołać wyniki ostatnich sondaży, które pokazują, że 37 proc. Polaków opowiada się za liberalizacją przepisów, 43 proc. za utrzymaniem obowiązującego kompromisu, a jedynie 15 proc. domaga się zaostrzenia przepisów".

BAS powołuje się tutaj na wyniki sondażu IPSOS dla OKO.press ze stycznia 2018 roku.

Rzeczywiście, największa grupa nadal popiera obecną ustawę. Ale respondentów, którzy opowiedzieli się za liberalizacją prawa jest niewiele mniej. Zwłaszcza, gdy pytanie o ustawę zostanie zadane inaczej. W sondażu IPSOS dla OKO.press z kwietnia 2018 roku aż 55 proc. Polaków (50 proc. mężczyzn i 60 proc. kobiet) nie chce, by prawo zakazywało aborcji bliskiej im osobie, która znalazła się w trudnej sytuacji.

Wyniki wskazują ponadto, że za liberalizacją prawa częściej są osoby z wykształceniem zawodowym i podstawowym oraz osoby mniej zamożne. Prawdopodobnie dlatego, że respondenci z tych grup wiedzą, że opcja "zagranica" lub "drogie podziemie aborcyjne" nie wchodzi dla nich w grę. Osoby z wyższym wykształceniem, zarabiające więcej wiedzą, że w razie "kłopotów" poradzą sobie. Stać ich zatem na konserwatyzm w tej kwestii. Więcej o wynikach sondażu przeczytaj tutaj:

Po trzecie, rozbudzanie strachu lekarzy: "Zwiększona odpowiedzialność lekarzy, którzy w obawie przed zarzutami o nieuzasadnione działanie w ciąży trudnej (mogące być postrzegane jako chęć dokonania aborcji) mogą unikać ryzykownych badań i interwencji medycznych". Szczegółowo o takich konsekwencjach pisaliśmy tutaj:

Po czwarte, autorzy projektu nie przedstawili skutków finansowych ustawy takich jak: "Zwiększone nakłady na prowadzenie ciąż trudnych oraz późniejszą opiekę neonatologiczną noworodków z ciężkimi wadami; koszty związane ze specjalistyczną opieką i edukacją większej liczby dzieci niepełnosprawnych, organizacja nauki dla większej liczby dzieci niepełnosprawnych".

BAS wypomina projektodawcom, że ta kwestia została przez nich całkowicie pominięta: "Skutki regulacji w tym względzie będą zależeć m.in. od funkcjonowania opieki medycznej i opieki socjalnej oraz konsekwentnego wdrażania rządowego programu „Za życiem” (M. P. z 2016 r. poz. 1250). Zagadnienie to pozostaje jednak poza obszarem zainteresowania projektodawców, którzy np. nie przewidują finansowanych skutków wdrożenia regulacji".

"W przypadku wady letalnej potrzebna jest opieka paliatywna i hospicyjna, a w przypadku ciężkiej niepełnosprawności dziecka długofalowe wsparcie medyczne, socjalne i duchowe", pisze dalej BAS. Z dokumentu dowiadujemy się tymczasem, że na 14 hospicjów perinatalnych (którymi w końcu chwalą się rządzący, a ostatnio abp Hoser) tylko cztery mają umowę z NFZ.

Po piąte, nie wzięcie pod uwagę kosztów społecznych, takich jak: "Prowadzenie uporczywej terapii dzieci z wadami letalnymi, poczucie dyskryminacji rodzin, jeśli nie zapewni się im odpowiedniego wsparcia", a także "przymus kontynuacji ciąży przy diagnozie, że dziecko posiada wadę letalną - mogący powodować traumę i dodatkowe cierpienie kobiety". Co więcej, zdaniem BAS "projekt stanowi przyczynek do silnej polaryzacji debaty światopoglądowej, mogą na tym zyskać ugrupowania skrajne".

Do korzyści z wprowadzenia ustawy BAS - zgodnie z katolickim podejściem do "życia poczętego" zalicza "lepszą ochronę realizacji prawa do życia oraz kształtowanie pozytywnych postaw społecznych promujących równouprawnienie osób ciężko chorych i niepełnosprawnych".

Do tej pory opinie o projekcie "Zatrzymaj aborcję" na stronie Sejmu wydała jedynie Naczelna Rada Adwokacka. Ocena była miażdżąca, NRA twierdziła m.in., że ustawa jest niezgodna z Konstytucją RP. Pisaliśmy o tym szczegółowo tutaj.

;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze