Ponieważ zmogła mnie grypa, redakcyjny zespół namówił mnie, żebym zajął się ważkim dla wielu pytaniem. Mianowicie: czy rosół ma rzeczywiście aż tak korzystny wpływ na zdrowie. Każdy z nas zetknął się przecież z takim twierdzeniem. Więc sprawdzamy
Gdy poprzednim razem pisałem o domowych sposobach na przeziębienie i grypę, był to grudzień, czyli środek sezonu grypowego. W przenośni, bo większość z nas choruje jednak na przeziębienia, które mają lżejszy przebieg niż grypa.
Choć jest pogodna połowa kwietnia, dopadła mnie najprawdopodobniej grypa. Najpierw pojawiła się wysoka gorączka i ból głowy, poczucie ogólnego rozbicia. Potem bóle mięśni i stawów. Kaszel pojawił się dopiero następnego dnia, a katar jeszcze później.
Mam za swoje, bo co roku planuję zaszczepić się na grypę i tego nie robię. Skutecznie odstrasza mnie perspektywa wizyty w mojej przychodni, w której numerek do lekarza można dostać, tylko jeśli dotrze się bladym świtem.
Gdy przyznałem się redakcyjnemu koleżeństwu, że jestem chory, szybko pojawił się temat na dzisiejszy tekst. „Może napisz o tym, czy rosołek rzeczywiście pomaga. Mnóstwo osób mi o tym mówi i pisze”. Proszę bardzo.
Pedanius Dioskurydes, grecki lekarz, farmakolog i botanik, żył i pracował w Rzymie w czasach Nerona. Zasłynął jako autor 5-tomowego dzieła „De Materia Medica”. Była najważniejszą księgą o ziołach w czasach starożytnych. Pozostawała cennym źródłem wiedzy aż do XVII wieku. A potem stała się prekursorem nowożytnych farmakopei.
Dioskurydes nie ograniczył się do spisania skutków leczniczych ziół. Na szereg dolegliwości zalecał także rosół z kury.
O nim wspomina także Majmonides, żydowski filozof (główny przedstawiciel arystotelizmu żydowskiego), rabin i lekarz, który żył i tworzył w świecie islamu (urodził się 1135 roku w Kordobie, zmarł w 1204 roku w Kairze). Również twierdził, że wywar z drobiu to panaceum na wiele schorzeń: od astmy po trąd. Sugerował też, że pomaga zrzucić zbędne kilogramy.
Obaj czerpali zapewne z wcześniejszej tradycji talmudycznej, bowiem wzmianki o zdrowotnych skutkach drobiowych wywarów znane są już z II wieku przed naszą erą. Jak większość starożytnych receptur, również te na rosół były dość egzotyczne. Według jednej z nich drób należy gotować kilka dni, aż się rozpuści.
Drobiowy rosół do dziś jest częścią żydowskiej tradycji kulinarno-zdrowotnej. Amerykańscy Żydzi pamiętają, jak w chorobie babcie podawały im gorący rosół (koniecznie z kury). To tradycja tak powszechna, że Amerykanie żartobliwie nazywają go „żydowską penicyliną”, Żydzi z Brooklynu „bobamycyną” – „bobe” to w jidysz „babcia”.
Ale czy rosołek rzeczywiście pomaga w przeziębieniu (o ile coś pomaga w ogóle)?
We wspomnianym już na początku tekście rozbrajałem mity o domowych środkach na przeziębienia. Okazało się, że nie ma zbyt wielu naukowych dowodów na to, że któreś z nich działają.
Zacznijmy od powszechnie stosowanej witaminy C. Niestety nie ma najmniejszych dowodów na to, żeby skracała czas wirusowych infekcji, gdy zaczniemy ją brać po wystąpieniu objawów. Jej gorącym zwolennikiem był chemik i noblista Linus Pauling. W 1970 roku wydał książkę „Vitamin C and Common Cold”, czyli po prostu „Witamina C i przeziębienie”.
Niestety nie ma naukowych dowodów na skuteczność tej witaminy w leczeniu grypy i przeziębienia. (Jak widać nawet nobliści się mylą.)
Potrzebujemy około 100 do 120 miligramów tej witaminy dziennie. Większość tego przyjmujemy z pożywieniem i naprawdę nie ma sensu brać jej więcej. Przyjęcie dodatkowej dawki sprawi tylko, że nadmiar tej witaminy zostanie z krwi usunięty i wydalony z moczem. (Pauling nie musiał o tym wiedzieć. Był chemikiem.)
Są słabe dowody na to, że działanie przeciwwirusowe oraz pobudzające układ odpornościowy mają wyciągi z czarnego bzu. Z badań opublikowanych w „Journal of International Medical Research” wynika, że syrop z czarnego bzu skraca czas trwania objawów grypy o 4 dni. (Tu należy zastrzec, że było to badanie prowadzone na kilkudziesięciu chorych, zatem niezbyt licznej grupie.)
Nie działają natomiast – co naukowcy badali wiele razy – czosnek ani jeżówka purpurowa. Do sposobów, których skuteczności naukowcom nie udało się potwierdzić, należą też: miód, olejki eteryczne, chińskie preparaty ziołowe, inhalacje z pary wodnej oraz przepłukiwanie nosa i gardła. Nie ma dowodów na to, że skracają czas trwania infekcji wirusowych czy istotnie łagodzą ich przebieg.
Na pewno jest wiele osób przekonanych o skuteczności powyższych sposobów. To, że dana metoda na kogoś zadziałała, nie oznacza jednak, że działa na większość ludzi – to pierwsze. Drugie zaś – nasze przekonania czasem mają niewiele wspólnego z prawdą potwierdzoną naukowymi metodami.
To, że stan naszego zdrowia poprawił się po przyjęciu jakiegoś specyfiku, wcale nie oznacza, że tenże specyfik nam pomógł. Mogło zupełnie co innego.
Większość wirusowych infekcji nie trwa zbyt długo. Objawy zaczynają słabnąć po dwóch, trzech dniach. Łatwo to przypisać działaniu naszej domowej metody leczenia. Zapominamy, że nie musi być to zasługą specyfiku. Poprawa może być po prostu skutkiem upływu czasu. To, że efekty widzimy po zażyciu specyfiku – to korelacja.
Naukowcy takie korelacje znajdują bardzo często. Stawiają wtedy hipotezę, którą starają się potwierdzić (lub obalić). W naszym przypadku brzmiałaby na przykład „domowy rosół skraca czas trwania przeziębienia”.
My nie bardzo mamy jak sprawdzić, czy nasza hipoteza, że ulubiony domowy sposób skrócił czas przeziębienia, jest prawdziwa – bo nie mamy z czym tego porównać. Bez porównania nie ma sensu wyciągać wniosków.
Możemy porównać z poprzednim przeziębieniem, jednak pamięć bezustannie płata nam figle i podsuwa wiele nieprawdziwych wspomnień. (Chyba że skrupulatnie rejestrowaliśmy, ile trwały nasze przeziębienia bez stosowania domowych sposobów, a ile przy ich stosowaniu).
Może porównać z przeziębieniem małżonka, który odmawiał przyjmowania specyfiku? To już nieco bliżej metody naukowej (mamy grupę kontrolną). Jednak grupa badawcza dwóch osób jest zdecydowanie za mała, by móc potwierdzić hipotezę. Wyciąganie wniosków znów będzie nieuprawnione.
Żeby móc wyciągnąć wnioski, czy dana hipoteza jest prawdziwa, naukowcy prowadzą badania różnego rodzaju.
Można badać działanie specyfiku w laboratoryjnych probówkach i owszem, badano tak efekty wywaru z drobiu (o czym za chwilę). To badania in vitro, które jednak nie zawsze przekładają się na efekt in vivo – czyli w organizmie.
Można na przykład obserwować, czy po podaniu danego specyfiku okres infekcji jest krótszy niż u osób, które go nie przyjmowały. To badanie obserwacyjne. Ten rodzaj badań ma swoje ograniczenia. Przede wszystkim nie dowodzi prawdziwości hipotezy (może pokazać nam korelację).
Najcenniejsze są badania, w których udział bierze wiele osób podzielonych na dwie grupy. Jednej podaje się badaną substancję, drugiej zaś identycznie wyglądającą pigułkę, która tej substancji nie zawiera (czyli placebo). Badani nie powinni przy tym wiedzieć, czy dostają lek, czy placebo, by nie ulegali sugestii. A ponieważ sugestii ulegają także badacze, również i oni nie powinni tego wiedzieć. Takie badania nazywa się badaniami z podwójną ślepą próbą.
Istotne jest także, by do obydwu grup badanych przydzielać losowo, co eliminuje na przykład przypadki, gdy w jednej grupie będzie przewaga (na przykład) osób młodszych, co może przecież wpłynąć na działanie specyfiku. Takie badanie nazywamy randomizowanym. A jeśli prowadzone jest w warunkach klinicznych – klinicznym.
Randomizowane badania kliniczne (zwykle nie dodaje się już „z podwójną ślepą próbą”, choć z nią są prowadzone) są złotym standardem w badaniach medycznych. Są cenne, bo ograniczają do minimum wpływ sugestii badanych, badaczy oraz wpływ doboru badanej próby. Gdy zaś prowadzone są na dużej liczbie osób idącej w setki lub tysiące, ograniczają także rolę przypadku.
Gdy istnieje już wiele badań na dany temat, można zrobić przegląd badań (bez analizy statystycznej) lub metaanalizę (z analizą statystyczną wyników). I są to najsolidniejsze dowody naukowe, że coś działa.
Co zatem działa w przypadku przeziębienia? Jest nieco solidnych dowodów, że dwie rzeczy. Witamina D oraz cynk.
Przyjmowanie witaminy D skraca czas przeziębienia o ponad jedną trzecią (o 36 procent) i łagodzi dokuczliwość objawów, wykazali brytyjscy naukowcy. To rzetelne badanie, bowiem to randomizowana próba kliniczna. Niestety, żeby witamina D zadziałała, trzeba przyjmować ją zawczasu, czyli zapobiegawczo. Naukowcy zalecają 25 mikrogramów (1,000 IU, czyli jednostek międzynarodowych) dziennie w sezonie jesienno-zimowym.
Na skuteczność cynku w walce z infekcjami wirusowymi również wskazuje wiele badań. Z ich przeglądu opublikowanego w „Open Respiratory Journal” wynika, że przyjmowanie cynku może skrócić czas choroby o około 40 procent. Jego dawka powinna wynosić 75 mg dziennie lub więcej. Najlepiej przy tym, by cynk był w postaci octanu (czyli soli kwasu octowego).
Przypominam o cynku i witaminie D nie bez powodu. Oba składniki znajdziemy w zupach, gotowanych na mięsie. Przekonanych o dobroczynnym działaniu mięsnych wywarów ucieszy zapewne, że głównym źródłem cynku w diecie jest czerwone mięso. Wołowina zawiera go około 9 miligramów w stu gramach, drób około 3 mg.
Mięso może być również źródłem witaminy D. W pracy opublikowanej w „Advances in Nutrition” naukowcy podają, że surowa wołowina zawiera jej 0-9 μg (mikrogramów), drób 0-14 μg, wieprzowina 1-23 μg, cielęcina 0-50 μg, a „inne produkty mięsne” do 0-23 μg (w kilogramie surowego mięsa).
Można więc założyć, że w domowym rosołku jest i cynk, i witamina D. Czy to oznacza, że rosół rzeczywiście może pomóc na przeziębienie czy grypę? Nie jest to żaden naukowy dowód. Raczej przesłanka do dalszych poszukiwań.
Przykro mi rozczarować wszystkich amatorów drobiowego wywaru. Nie ma randomizowanych badań klinicznych z podwójną ślepą próbą, czyli najsolidniejszych dowodów naukowych na jego skuteczność.
Nie oznacza to, że nie ma żadnych. Są, tyle że słabe.
W 2000 roku (w „Chest”) opublikowano badanie działania wywaru z warzyw i drobiu na neutrofile (które stanowią większość leukocytów, czyli białych krwinek). W laboratoryjnych szalkach wywar hamował ich działanie. Może to oznaczać, że rosół hamuje reakcję zapalną organizmu, co łagodzi objawy infekcji.
To badanie co rusz powraca w mediach jako potwierdzenie leczniczej mocy rosołku. Na przykład przypominał o nim polski „Newsweek” w 2023 roku, co z radością odnotował nawet Wydział Medyczny Uniwersytetu Nebraski, w którym te badania prowadzono.
Warto jednak nieco pohamować ewentualny entuzjazm. Wpływ rosołu na neutrofile w probówce nie był oszałamiający.
Ponadto fakt, że rosół hamuje aktywność neutrofili w próbówkach, nie musi wcale oznaczać, że tak samo zadziała na nas, gdy go zjemy. Często zdarza się, że efekty widoczne w laboratoriach nie znajdują potwierdzenia w badaniach in vivo, czyli na żywych organizmach.
Po trzecie i chyba najważniejsze – pojedyncze badanie to jednak mało z naukowego punktu widzenia.
Są też badania sprzed trzech lat opublikowane w „Poultry Science”. Prowadzone były na myszach, u których sztucznie obniżano odporność i podawano trzy różne wywary z drobiu. Wbrew powszechnemu przekonaniu myszy są wszystkożerne i nie gardzą białkiem. Choć każda z receptur miała nieco inne działanie, podawanie zup gryzoniom skutkowało ogólną poprawą ich odporności.
To już nieco więcej niż badanie wywaru z drobiu na limfocyty w próbówce. Zanim jednak ktoś zakrzyknie „a jednak to działa”, warto poczynić kilka zastrzeżeń. To nadal słaby naukowy dowód na skuteczność rosołu w leczeniu infekcji.
Deficyt odporności u gryzoni wywoływano sztucznie, wstrzykując im cyklofosfamid. Badania na laboratoryjnych zwierzętach ze sztucznie wywołanym niedoborem odporności niekoniecznie muszą przekładać się na ten sam efekt u ludzi o odporności osłabionej w wyniku infekcji.
Poza tym – znów – to tylko pojedyncze badanie.
Jest też jedno badanie, o którym warto wspomnieć. Otóż gorąca zupa może odetkać zatkany nos. Oraz rozrzedzić wydzielinę w drogach oddechowych. Jedno i drugie przynosi wyraźną ulgę.
Nie o ulgę jednak chodzi. Zalegająca wydzielina zlepia rzęski nabłonka dróg oddechowych, których funkcją jest usuwanie intruzów. Gdy wydzielina jest rzadsza, rzęski skuteczniej wykonują swoje zadanie.
W badaniu opublikowanym w „Chest” w 1978 roku naukowcy porównali efekt picia zimnej wody, ciepłej wody oraz rosołu z kury na gęstość wydzieliny z nosa i drożność jego przewodów. Stwierdzili, że najskuteczniejszy był właśnie gorący rosół.
Naukowcy nie badali wtedy mechanizmu, który za tym stoi. Ograniczyli się jedynie do stwierdzenia, że może to być skutek „wyczuwanych zapachów lub inny mechanizm związany ze zmysłem smaku”.
Dr Colby Teeman, wykładowca dietetyki i żywienia University of Dayton, stawia w „The Conversation” inną hipotezę. Nie chodzi o to, czy rosół z kury pobudza organizm do walki z wirusami.
Chodzi raczej o to, że gdy jesteśmy chorzy, zwykle nie mamy apetytu. Nie sprzyja to walce z infekcją. Organizm lepiej sobie z nią radzi, gdy dostarczymy mu składników odżywczych i mikroelementów, a nie pościmy. W chorobie dobrze zrobi nam coś, co pobudzi nasz apetyt.
A rosół robi to doskonale, przekonuje Teeman. Wywar z drobiu zawiera aminokwasy, które odbieramy jako „mięsny” smak (zwany też czasem „umami”). To wrażenie smakowe, jak wynika z badań, pobudza z kolei apetyt.
Inne badania wskazują z kolei na to, że smak umami może poprawić trawienie. „Mięsny” smak przygotowuje organizm na nadejście białka, ułatwia jego rozłożenie i przyswojenie.
Choć nie zawsze tak się dzieje, wielu infekcjom górnych dróg oddechowych może towarzyszyć niestrawność i problemy jelitowe. Gorąca, lekkostrawna zupa może je złagodzić.
Nie bez znaczenia jest i inny fakt. W infekcjach przebiegających z gorączką zwykle pocimy się obficiej niż zwykle, co sprzyja odwodnieniu. Porcja gorącej zupy uzupełnia niedobór płynów (i soli mineralnych).
Nawiasem mówiąc, te dwa ostatnie czynniki (łagodzenie dolegliwości żołądkowych oraz uzupełnienie elektrolitów) mogą mieć znaczenie po nadmiernym spożyciu alkoholu. Być może nie błądzą ci, którzy uważają rosołek za remedium na kaca, choć trzeba dodać, że przyczyny tej dolegliwości nadal pozostają naukowo niewyjaśnione.
Rosół z drobiu pomaga w przeziębieniu i grypie
Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.
Może w kwestii wyjaśnienia leczniczej mocy rosołu spoglądamy nie w tę stronę, co trzeba – pisał w marcu 2024 roku na łamach „British Columbia Medical Journal” dr n. med. George Szasz.
Przywołuje wspomnienie bolesnego zapalenia ucha, którego nabawił się jako dziecko i ostrego bólu podczas zabiegu wykonanego przez wezwanego do domu lekarza. Pamięta też, że ulgę przyniosło mu trzymanie mamy za rękę. I podany potem przez babcię domowy rosołek.
„Mam wrażenie, że rosół z kurczaka ma korzyści wykraczające poza potencjalną wartość medyczną. Moja babcia musiała kupić kurczaka i stać w kuchni, żeby mi go podać. Moi przyjaciele muszą pójść do sklepu i przynieść mi zakupy, żebym mógł go ugotować. Wydaje mi się to wyrazem szczerego wsparcia, niemalże rytuału troski i opieki. Nawet jeśli nie wiemy dokładnie, w jaki sposób takie wyrazy uczuć i wsparcia poprawiają stan chorych”.
Nie da się ukryć. Zwykle rosołek gotuje i podaje nam ktoś bliski, a my doświadczamy, że jesteśmy pod czułą opieką. Może właśnie temu zawdzięczamy jego dobroczynny wpływ.
Relacje społeczne są dla naszego zdrowia tak ważne, że aż przedłużają nam życie.
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i słowniki. Ukończył anglistykę, tłumaczył teksty naukowe i medyczne. O nauce pisał m. in. w "Gazecie Wyborczej", Polityce.pl i portalu sztucznainteligencja.org.pl. Lubi wiedzieć, jak jest naprawdę. Uważa, że pisanie o nauce jest rodzajem szczepionki, która chroni nas przed dezinformacją. W OKO.press najczęściej wyjaśnia, czy coś jest prawdą, czy fałszem. Czasem są to powszechne przekonania na jakiś temat, a czasem wypowiedzi polityków.
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i słowniki. Ukończył anglistykę, tłumaczył teksty naukowe i medyczne. O nauce pisał m. in. w "Gazecie Wyborczej", Polityce.pl i portalu sztucznainteligencja.org.pl. Lubi wiedzieć, jak jest naprawdę. Uważa, że pisanie o nauce jest rodzajem szczepionki, która chroni nas przed dezinformacją. W OKO.press najczęściej wyjaśnia, czy coś jest prawdą, czy fałszem. Czasem są to powszechne przekonania na jakiś temat, a czasem wypowiedzi polityków.
Komentarze