Wtedy oni płaczą, klękają, "no, mister, no Belarus". "Wstań kurwa, nie udawaj!" – I pałą w słupek, żeby był metaliczny dźwięk i żeby się bali - opowiadał pogranicznik Dorocie Borodaj. Joanna Łopat: "Moimi bohaterami są współcześni Sprawiedliwi". Dorocie i Joannie gratulujemy nominacji
Dorota Borodaj (na zdjęciu po lewej) dotarła do pogranicznika, który przepychał ludzi na białoruską stronę. To była jedyna taka rozmowa-spowiedź w polskich mediach. Pogranicznik nie ujawnił swoich danych, bał się, ale zgodził się opowiedzieć w szczegółach, co robi na służbie. Powstało świadectwo odczłowieczenia ludzi w mundurach.
Joanna Łopat (na zdjęciu po prawej) pojechała do przygranicznej strefy, by opisać jej cichych bohaterów, mieszkańców miejscowości, którzy w tajemnicy przed sąsiadami przyjmują uchodźców w swoich domach.
Reporterska rozmowa Doroty Borodaj „Spowiedź pogranicznika. Ona mówiła, że jest w ciąży, ale jej nie uwierzono, pojechała za drut" (opublikowana 2 stycznia 2022) i reportaż Joanny Łopat „Ammar w polskiej szafie" (18 kwietnia 2022) znalazły się wśród siedmiu tekstów nominowanych w kategorii "najlepszy materiał dziennikarski" do prestiżowej nagrody im. Teresy Torańskiej.
Naszym Autorkom serdecznie gratulujemy i dziękujemy także w imieniu Czytelniczek i Czytelników OKO.press.
OKO.press od początku, od Usnarza Górnego w sierpniu 2021, jest na granicy polsko-białoruskiej, opisujemy dramat uchodźców i mieszkańców strefy. Opowiadamy o aktywistach i aktywistkach z grup pomocowych ratujących uchodźców, zwyczajem OKO.press oddajemy im głos (choćby "Dziennik Marianny"). Patrzymy na ręce polskim władzom i służbom.
Pisaliśmy o szlaku, którym przemytnicy i Łukaszenka zaganiają ludzi na polską granicę obiecując im łatwą drogę na Zachód. Pisaliśmy też o dzieciach i szkole w strefie stanu wyjątkowego. Opublikowaliśmy dziesiątki relacji i dramatycznych świadectw- tylko pod tym ostatnim linkiem znajdziecie Państwo aż 350 tekstów.
Możemy bez falszywej skromności powiedzieć, że żadne inne medium, w tym znacznie od nas większe portale czy stacje telewizyjne, nie mogą się tu z nami równać. Po prostu, uznaliśmy w OKO.press, że na tej "granicy hańby" z Białorusią dzieją się rzeczy etycznie najważniejsze, toczy wojna prawa humanitarnego i ludzkiego odruchu solidarności z zalegalizowaną w "ustawie wywózkowej" praktyką push-backów, wypychania przemocą uchodźców na stronę białoruską. Wododatku, w odróżnieniu od proukraińskiego narodowego zrywu, minimalnie dominuje w społeczeństwie poparcie dla tej nieludzkiej praktyki push-backów (sondaże OKO.press z września 2021 i listopada 2022).
W polemice z narracją o obronie granicy przed hybrydowym atakiem Łukaszenki, Andrzej Leder na naszych łamach ostrzegał wspólnotę: "całe to pseudo-patriotyczne wzmożenie jest oparte na kłamstwie. Kiedy ludzie umierają z zimna i głodu, nie można rozdzielać moralności i real-polityki. Śmierć w lesie jest real-polityczna; dla umierającego nie ma nic bardziej realnego, ale także dla tych, którzy ją spowodowali i do niej dopuścili staje się realnością. Będzie im ciążyć przez dziesięciolecia".
Co zobaczyłeś? – zapytała Dorota Borodaj pogranicznika.
- Nie zdradzę szczegółów, nie powiem, ile razy i gdzie byłem. Ale brałem udział w push-backach. Kiedy się zgarnia ludzi z lasu, to najpierw jedzie się na placówkę ogarnąć papiery. Tam są dla nich jakieś zupki chińskie, jabłka, serki, woda, mogą coś zjeść, ogrzać się. A po ogarnięciu papierów, jak się ściemni – na ciężarówkę i do „okna życia”. Tak się mówi. Czyli do dziury w płocie. Mówi się na to też „paczkomat”.
Jedziesz ciężarówką, noc, leśna droga, strasznie telepie. Niektórzy koledzy mówili po akcjach: „Osiemdziesiąt prułem, tylko się ciapaci obijali głowami o sufit”. Tam naprawdę trzęsie, trzeba się mocno trzymać.
Dojeżdżasz do punktu, gdzie stoi wojsko i skręcasz w lewo albo prawo, podjeżdżasz kawałek dalej i wysiadka. Pyk-pyk-pyk, odgina się druciki, robi dziurę na metr-półtora. Nasi krzyczą: „Przechodzić!”.
Wtedy oni płaczą, klękają, „no, mister, no Belarus, no Belarus!”.
– „Wstań kurwa, nie udawaj! – I pałą w słupek, żeby był metaliczny dźwięk i żeby się bali.
Człowiek na ziemi pokazuje na kolano: – „Hospital”.
– „Ja ci kurwa dam hospital, w ryj dostaniesz!”.
I człowiek wstaje, przechodzi przez dziurę.
Borodaj pyta też pogranicznika o aktywistów.
- Co się u was o nich mówi?
- Najgorsze rzeczy. Lewactwo, trzeba ich pogonić. Aktywiści mówią, że to uciekają dentyści, profesorowie, inżynierowie. U nas, że to lewacka propaganda. A uchodźców zaczęto nazywać „profesorami” – „żadnej litości, trzeba bronić granic i wypierdalać za drut tych jebanych profesorów.
Dorota Borodaj, reporterka i autorka wywiadów publikowała m.in. w „Dużym Formacie”, magazynach „Pismo” i „Kontakt”, w „Wysokich Obcasach”. Jest absolwentką Polskiej Szkoły Reportażu. Pracuje nad reporterską książką o obronie Puszczy Białowieskiej w 2017 roku.
16 lutego 2023 wspomina okoliczności tamtej rozmowy z pogranicznikiem. "Pushbacki były już ponurą codziennością, trwał stan wyjątkowy, który mocno utrudniał niesienie pomocy humanitarnej, a służby czuły się bezkarne. Docierały do nas kolejne informacje o śmierciach w puszczy. Dziś, wiele miesięcy od tamtej rozmowy, zniesiono stan wyjątkowy, ale postawiono mur. Nie zatrzymał ludzi, sprawił, że są w o wiele gorszym stanie - poobijani, połamani, jeszcze bardziej wyczerpani. Nie zatrzymał też śmierci. Kilka dni temu media obiegła wiadomość o śmierci 28-letniej kobiety, do której jej towarzysze próbowali wezwać pomoc. Służby wywiozły ich za mur. Dziewczyna umarła na leśnej ściółce, pod samą Hajnówką. A wczoraj znaleziono trzy kolejne ciała uchodźców.
Kiedy opublikowaliśmy tę rozmowę - mówi Dorota Borodaj - wierzyłam trochę, że kolejni funkcjonariusze zaczną mówić, że coś pęknie, że choć jeden z nich głośno i publicznie powie: nie zgadzam się. Nic takiego się nie stało i myślę o tym ze smutkiem, z uczuciem porażki.
Myślę też o moim bohaterze - czy nadal pracuje na tej granicy? Czy ktoś go zdemaskował? Czy znalazł podobnych do siebie? Czy dzisiaj, po kolejnych pushbackach może powiedzieć o sobie: jestem dobrym człowiekiem?
Jestem mu wdzięczna, że tyle ryzykował i opowiedział nam wszystkim, co widział i robił. Ciągle czekam - i myślę, że wielu z nas - aż będą opowiadać kolejni pogranicznicy. Nie wiem tylko, jak sobie jako społeczeństwo poradzimy z tym, co przyjdzie nam usłyszeć.
Joanna Łopat, jest dziennikarką i reporterką, autorką reportaży telewizyjnych i prasowych. Była redaktorką telewizyjna w TVN24 Biznes i Świat. Prowadzi „Rozmowy NIEnormatywne” w ramach cyklu podcastów „Liberté Talks”. Jest absolwentką kulturoznawstwa i fotografii w łódzkiej Szkole Filmowej.
Pojechała do strefy, by opisać jej cichych bohaterów, mieszkańców przygranicznych miejscowości, którzy w tajemnicy przed sąsiadami przyjmują uchodźców w swoich domach.
Łopat pamięta pierwsze rozmowy z mieszkańcami pogranicza. - Już w listopadzie w 2021 roku, Jerzy, który Puszczę zna jak własną kieszeń, mówił mi, że będą leżeć trupy. Bo bagna. Bo trawy po dwa i pół metra. „Lisy i wilki będą ich ciągać”. Tak mówił. Ktoś powiedział mi, że w nocy słyszy płacz dziecka w lesie. Nie zapytałam, dlaczego do tego dziecka nie pójdzie. Nie usłyszałabym prawdziwej odpowiedzi. Na Podlasiu część ludzi uwierzyła, że pomaganie jest nielegalne. Jeśli pomagali, to w ukryciu. A w ukryciu dzieją się cuda. Zadzwonił telefon, a ja stałam się świadkiem cudu. Nie jednego, wielu.
Był luty i minus 12 stopni. Uchodźcy, do których wtedy docierałam razem z aktywistami, zazwyczaj byli w hipotermii. Ammar, gdy go poznałam, powtarzał: „myślałem, że umrę”. Cudem trafił do domu Beaty, bezpiecznego domu.
Takich domów jest niewiele. Bo ludzie mają różnych sąsiadów, a sąsiedzi różne poglądy. Zaryzykowała Anna, inna bohaterka mojego reportażu. Pierwszym jej gościem był Ali, który po kilku dniach ruszył do Niemiec. Tam, w ośrodku dla uchodźców nie uwierzyli w jego opowieść. Powiedzieli, że z takimi historiami to może iść do Hollywood. Bo jak uwierzyć w to, że przekroczył granicę, bo akurat była mgła? Dołączył do grupy, którą wyłapali ludzie w cywilu i tylko on uniknął pushbacku. Dlaczego? Po czterech dniach w lesie, kiedy już nie miał sił, by się ukrywać, wyszedł do miasta. I nikt go nie zatrzymał. Dziwne prawda? Siada na ławce w parku i ktoś zabiera go do domu.
Ten „ktoś”, kto zabiera do domu, kto ratuje, musiał pozostać w moim reportażu anonimowy. Imiona bohaterów musiałam zmienić, bo za pomoc uchodźcom mogliby być ukarani. W to też trudno uwierzyć. To nie jest historia z Hollywood. To historia, która się powtarza i trwa. A moimi bohaterami są współcześni Sprawiedliwi. Wierzę, że kiedyś poznacie ich imiona.
Nominowany do Nagrody Torańskiej „Ammar w polskiej szafie. Reportaż o ukrywaniu” ukazał się w OKO.press 18 kwietnia 2022. Oto cztery cytaty z tego reportażu.
Tomek pyta Kasię, czy może opowiedzieć o nieromantycznej stronie ukrywania ludzi.
– Tak, bo to pokazuje skalę upodlenia. – odpowiada Kasia. – Jak się ich odszuka w lesie, to wiadomo, że są brudni, są tam przecież od tygodni. Ale jak wchodzą do domu… – Kasia szuka słów. – Dla zwykłego człowieka, który nie zajmuje się ludźmi w kryzysowych sytuacjach, to jest strasznie ciężkie. Dla nich i dla nas. Bo oni też czują to, co my czujemy.
– Jeden Syryjczyk mówił mi, że dzieci nie kąpali sześć tygodni. Każdy kto to przeczyta, może sobie wyobrazić siebie, jakby się czuł po takich sześciu tygodniach w lesie bez kąpieli – mówi Tomek. – Pomagaliśmy z aktywistami przepakować w lesie rzeczy jednej kobiecie. Między ubraniami zobaczyłem kabel. Ciągnę, a na końcu… „o kurwa, suszarka!” krzyknęliśmy razem. Arcypolski okrzyk, ale sprawa arcypoważna. Bo oni wiozą tę suszarkę, żeby o siebie zadbać. Żeby nie stracić godności. Nie sądzili przecież, że zostaną z suszarką do włosów w lesie.
– Ale jak wychodzą już umyci, to są piękni. Ta kobieta, co u nas była, miała piękne, długie włosy. Jak wychodziła od nas, to cudnie powiewały na wietrze – uśmiecha się Kasia. – To burzy obraz uchodźcy u zwykłego Polaka – mówi Tomek. – Bo Polak ewentualnie zaakceptuje brudnego, bosego i sponiewieranego. Ale jak tamten ma normalne buty, telefon i walizkę, to już nie jest uchodźcą, tylko migrantem ekonomicznym. Nieważne ile bombardowań przeżył, ilu bliskich stracił, ile ma ran. Strażnicy też wolą mieć tych ludzi odczłowieczonych. Łatwiej wywieźć ich do lasu. Nie lubią, jak człowiek wygląda jak człowiek.”
Anna: – Miałam wrażenie, że oszalałam. Oddaję mój dom obcym ludziom, a sama chowam się po pokojach i jeszcze w międzyczasie chodzę do lasu. Że uprawiamy tu państwo podziemne, zabawę w chowanego, podchody jakieś. To jest nienormalne. I jeśli my w to wchodzimy, to znaczy, że nam odbija.
Opowiedziałam o tym poczuciu szaleństwa jednemu z moich gości. Powiedział: „Nie myśl tak. Ratujecie nam życie”.
Niedziela, pierwsza połowa września, piękne słońce. Dominika z mężem i synem poszła do lasu. Nie na spacer, bo Dominika nienawidzi spacerów w lesie. Poszli, bo chcieli pomóc. W zasadzie to syn chciał. Spakował plecak i cisnął: idziemy.
Łazili, łazili i nic. Już chcieli wracać, gdy nagle coś im mignęło.
Pamięta, serce miała w gardle. Powiedziała do męża: „Spierdalamy stąd! Ja tam nie podejdę. Przecież ja zawału dostanę, a ty będziesz szukał zasięgu, żeby zadzwonić po karetkę. Ja nie podejdę, bo się boję”. Bała się, chociaż widziała dwóch chłopaków i dziecko.
– Dziecka się boisz? – zapytał mąż.
– Ta, podejdę do dziecka, a tam trzydziestu chłopa wyleci. Zajebią nas tutaj. Nawet nikogo nie zawiadomimy, bo zasięgu nie mamy.
– Mamo, w domu taka odważam byłaś. Że jak spotkasz, to pomożesz, a teraz taki cykor – włączył się syn.
Podeszli. Trzy trzęsące się sieroty stały i prosiły o internet. Niczego więcej nie chcieli.
Puk, puk, „Cześć, na kawę wpadłam”- powiedziała koleżanka w progu. O kurde, pomyślała Dominika. Koleżanka siedzi i gada na „brudasów”. Że zajebać ich. Kulka w łeb. I to mówi dziewczyna, uczona dziewczyna. Dominika czeka: „Niech już szybciej pije kawę i idzie w czorty”. A ta wypiła jedną kawę i drugą, i dalej gadała. A gość Dominiki siedział cały czas w szafie.
– W duchu myślałam sobie, Boże, jak dobrze, że on nie rozumie polskiego. Przykro by mu było. Bo to taki sam człowiek jak my. I przez myśl mi przemknęło: a może każę mu wyjść? I pokażę: ty, zobacz, to jest ten brudas, o którym mówisz. Zobacz, jak wygląda elegancko. Bo oni są rzeczywiście brudni, ale tylko w tym lesie. Później jak się wykąpią to są zupełnie innymi ludźmi. Niczym nie różnią się od nas.
Kategoria Najlepszy prasowy materiał dziennikarski:
Kategoria Najlepszy medialny materiał dziennikarski:
Kategoria Najlepsza książka:
Nominowani za wyróżniającą się postawę obywatelską i działalność w życiu publicznym:
Nazwiska laureatów poznamy 6 marca.
Uchodźcy i migranci
Straż Graniczna
Andrzej Leder
Dorota Borodaj
Granica polsko-białoruska
Joanna Łopat
Leder
Nagroda im. Teresy Torańskiej
Reportaż z granicy polsko-białoruskiej
reportaże
śmierć na granicy
Reporter, kulturoznawca, autor „Obwodu głowy”, „Serca narodu koło przystanku”, „Niemca. Wszystkich ucieczek Zygfryda” oraz dwóch wywiadów książkowych: "Dżej Dżej. Rozmowy z Jackiem Jaśkowiakiem, prezydentem Poznania” (współautor Violetta Szostak) i "Onyszkiewicz. Bywały szczęśliwe powroty" (współautor Violetta Szostak). Przez kilka lat kierował magazynem reporterów „Duży Format”. Autor Studia DF – cyklu rozmów wideo z reporterami. Finalista Nike. Laureat niemieckiej Nagrody Kulturalnej im. George Dehio, Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej 2009 i Nagrody SDP im. Kazimierza Dziewanowskiego (2005) za cykl reportaży z Białorusi. W Teatrze Jaracza w Olsztynie prowadzi studium reportażu.
Reporter, kulturoznawca, autor „Obwodu głowy”, „Serca narodu koło przystanku”, „Niemca. Wszystkich ucieczek Zygfryda” oraz dwóch wywiadów książkowych: "Dżej Dżej. Rozmowy z Jackiem Jaśkowiakiem, prezydentem Poznania” (współautor Violetta Szostak) i "Onyszkiewicz. Bywały szczęśliwe powroty" (współautor Violetta Szostak). Przez kilka lat kierował magazynem reporterów „Duży Format”. Autor Studia DF – cyklu rozmów wideo z reporterami. Finalista Nike. Laureat niemieckiej Nagrody Kulturalnej im. George Dehio, Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej 2009 i Nagrody SDP im. Kazimierza Dziewanowskiego (2005) za cykl reportaży z Białorusi. W Teatrze Jaracza w Olsztynie prowadzi studium reportażu.
Komentarze