0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Anatolii STEPANOV / AFPFoto Anatolii STEPAN...

24 lutego 2022 roku to dzień, w którym zakończył się okres hipotetycznych ocen i oceny ewentualnych scenariuszy nowego etapu agresji Rosji na Ukrainę. Rozpoczęta tego dnia pełnoskalowa wojna oznaczała wyciąganie wniosków nie na podstawie hipotez i domysłów, ale faktów.

Koncentracja rosyjskich sił zbrojnych w pobliżu granic Ukrainy (w tym seria ćwiczeń w latach 2021-2022) oraz działania polityczne, w tym żądania wysuwane pod adresem Ukrainy i państw NATO, wyraźnie wskazywały, że na Kremlu podjęto decyzję o gotowości do rozpoczęcia działań zbrojnych.

Potwierdzała to także aktywność dyplomatyczna państw zachodnich, zwłaszcza USA i Wielkiej Brytanii. Przykładowo, w styczniu 2022 roku ministerka spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii podała publicznie do wiadomości, że rząd brytyjski ma informacje wskazujące na to, że Rosja zamierza dokonać siłowej zmiany władz w Kijowie.

Przeczytaj także:

Siły Rosji na granicy z Ukrainą

W wymiarze ściśle militarnym, siły rosyjskie liczono wówczas według specyficznej miary, jaką były tzw. batalionowe grupy bojowe – podstawowe formacje bojowe rosyjskich wojsk lądowych.

Taka grupa była tworzona przez batalion czołgów lub piechoty zmechanizowanej, któremu przydzielano dodatkowe siły wsparcia – artylerii, saperów, obrony przeciwlotniczej. Liczebność takiego zgrupowania była szacowana na 700 do 800 żołnierzy.

Tuż przed inwazją oceniano, że dookoła Ukrainy znajdowało się 120 takich formacji. Oczywiście, były podporządkowane związkom taktycznym – brygadom i dywizjom, wchodzącym w skład armii ogólnowojskowych. Te siły rozlokowane były na kilku kierunkach operacyjnych, zarówno północnym (białoruskim), jak również na północny wschód i wschód Ukrainy (w tym w Donbasie, wraz z siłami separatystów) oraz na Krymie.

Oprócz nich rozmieszczone zostały także siły lotnicze i morskie, ponadto zaobserwowano, że wojskom regularnym towarzyszą oddziały Rosgwardii, a więc zmilitaryzowanej formacji policyjnej. Sugerowało to, że operacja będzie miała na celu zajęcie części terytorium Ukrainy. Te formacje były przeznaczone przede wszystkim do pacyfikowania ludności cywilnej i zwalczania sił partyzanckich.

Rosja miała wszystkiego więcej

Gdy mowa o spodziewanym oporze strony ukraińskiej, istotnym czynnikiem była wyraźna dysproporcja, zwłaszcza liczebna sił. O ile armia ukraińska liczyła w czasie pokoju około 190 tysięcy żołnierzy, to pod względem wyposażenia sytuacja wyglądała już znacznie gorzej.

Rosja posiadała większą liczbę sprzętu pancernego, artylerii – w tym rakietowej. W powietrzu mogła użyć pocisków manewrujących, balistycznych oraz lotnictwa, które było liczniejsze od ukraińskiego, miało też nowocześniejsze samoloty bojowe. Na morzu zaś przewaga Rosji wydawała się bezsprzeczna.

Można więc było szacować, że dominacja rosyjska na morzu pozwoli zapewnić jej w tej domenie całkowitą swobodę. W przestrzeni powietrznej zaś wywalczenie przewagi wydawało się kwestia kilku dni, niezbędnych na obezwładnienie ukraińskiego lotnictwa i zestawów przeciwlotniczych takich jak S-300 i Buk. Można było się spodziewać, że obrońcy zdołają zadać straty – zwłaszcza posługując się przenośnymi i samobieżnymi, a więc najtrudniejszymi do wykrycia wyrzutniami rakiet, ale opóźni to jedynie rosyjski sukces i nie zmieni przebiegu konfliktu.

Na lądzie, przeprowadzenie ofensywy na kilku kierunkach operacyjnych również wydawało się niepomyślne dla Ukrainy. Można było zakładać, że Rosjanie będą prowadzić je w sposób typowy dla konwencjonalnego konfliktu zbrojnego, a więc że uderzenie sił pancernych i zmechanizowanych będzie wspierane przez lotnictwo i artylerię, a siły będą ugrupowane w kilka rzutów kolejno wchodzących do walki.

W kilka dni chcieli dojść do Kijowa

To pozwalało obezwładnić wykryte zgrupowania obrońców, wybić luki w obronie, w które weszłyby siły szybkie, omijające główne siły, ale dążące do zajęcia ważnych miejsc (np. węzłów komunikacyjnych, mostów) i dezorganizacji aparatu logistycznego i dowodzenia. Podążające za nimi siły kolejnych rzutów dokończyłyby zadanie, niszcząc obezwładnione wcześniej a być może okrążone wojska.

To pozwoliłoby Rosjanom w ciągu kilku dni podejść pod Kijów i być może próbować zająć lub przez dłuższy czas oblegać to miasto. Taki wynik walk pozwoliłby hipotetycznie na dyktowanie politycznego rozwiązania – zmianę władzy i być może oddania części ziem ukraińskich Rosji.

Pewny był opór społeczeństwa – także zbrojny i możliwym wynikiem takiej, hipotetycznej skutecznej ofensywy byłby podział Ukrainy na część kontrolowaną przez Rosję i jakiś obszar pozostający pod kontrolą prozachodnich władz ukraińskich.

Częściowo taką hipotezę potwierdza kilka faktów. W lutym 2022 roku tuż przed wybuchem wojny władze amerykańskie sugerowały ewakuację władz z Kijowa do Lwowa, wiadomo także, że rozważane były opcje powstania rządu na uchodźstwie i wspomagania walki partyzanckiej na Ukrainie. Te obawy jednak się nie sprawdziły.

Strategiczna porażka Rosjan

Początkowa faza inwazji okazała się strategiczną porażką Rosjan. Było to przedsięwzięcie zaplanowane jako operacja specjalna, bardziej przypominające zamach stanu niż konwencjonalną wojnę. Świadczy o tym silne uderzenie na okolice Kijowa, w tym z użyciem wojsk aeromobilnych, które miały zająć lotnisko w Hostomelu desantem śmigłowcowym i przygotować warunki do przyjęcia kolejnego rzutu.

Ten miał w samolotach transportowych wylądować i wyprowadzić uderzenie prosto na stolicę. Zapewne zakładano, że w tym czasie w Kijowie dojdzie do zabójstwa prezydenta. Ewidentnie planiści rosyjscy zakładali, że zajęcie stolicy i zmiana rządu będą wystarczające, by opór regularnej armii ustał. To wyjaśnia brak efektywnego przełamania ukraińskiej obrony przeciwlotniczej czy obezwładnienia lotnictwa.

W pierwszych tygodniach wojny doszło zajęcia przez agresora znacznych terenów na południu Ukrainy, w tym Chersonia oraz oblężenia Mariupola, podejścia sił lądowych na przedpola Kijowa, stworzenia zagrożenia dla Charkowa oraz prowadzenia działań na kierunku donbaskim.

Jednak po pierwszym miesiącu walk, gdy siły rosyjskie zostały zmuszone do wycofania się spod Kijowa na północ, stało się jasne, że strategiczny cel Rosji nie został osiągnięty.

Ukraina obroniła swoją niepodległość

Późniejsze wydarzenia są pasem sukcesów i porażek. Wśród niewątpliwych sukcesów strony ukraińskiej są zwłaszcza udana ofensywa charkowska latem i jesienią 2022 roku, wyzwolenie Chersonia jesienią tego samego roku, zatopienie krążownika Moskwa oraz innych okrętów rosyjskich, oraz przetrwanie zimowej fali nalotów rosyjskich na miasta i infrastrukturę krytyczną.

Niestety mimo wysiłków, w tym heroicznych – jak obrona Mariupola, a później już tylko zakładów w Azowstalu – nie udało się powstrzymać Rosji przed zagarnięciem pasa ziem tworzących korytarz na Krym.

Również obrona Bachmutu, zakończona wycofaniem sił ukraińskich, skutkowała znacznymi stratami, podobnie jak niedawno zakończone walki o Awdijiwkę. Wreszcie ofensywa w roku 2023, która miała ten korytarz przerwać, ostatecznie zakończyła się fiaskiem, przeradzając się w starcia toczone w okopach, gdzie udaje się skutecznie przesunąć linię frontu na najwyżej kilka kilometrów.

Wojna na wyczerpanie

Po dwóch latach konflikt przeistoczył się – przynajmniej na razie – w wojnę na wyczerpanie. O jej ostatecznym wyniku może więc przesądzić to, której stronie pierwszej wyczerpią się zasoby. Zarówno, gdy mowa o żołnierzach, sprzęcie, amunicji, możliwościach produkcji lub importu broni, ale także te niematerialne, jak zdolność władz politycznych do kontynuacji konfliktu, morale sił zbrojnych i wola społeczeństwa, by ponosić ciężary związane z wysiłkiem wojennym. Te dotyczą także państw zachodnich tworzących koalicję wsparcia.

Są to istotne czynniki ryzyka i w sytuacji zmęczenia wojną, ograniczenia dostaw z Zachodu, erozji pozytywnych postaw wobec Ukrainy, mogą one mieć istotny wpływ na decyzję władz ukraińskich, aby zgodzić się na jakąś formę zamrożenia konfliktu zbrojnego, na przykład poprzez porozumienie rozejmowe.

Oczywiste jest, że żaden ukraiński polityk nie zgodzi się na traktat pokojowy, który odda Rosji okupowane tereny, ale rozejm, stwarzający minimum zachowania twarzy i kreowania na wewnętrzny użytek narracji o przyszłym odzyskaniu utraconym ziem jest prawdopodobny.

Straty są duże, po obu stronach

Jedna z baz danych (UALosses) zawierająca wykaz osób znanych z imienia i nazwiska podaje liczbę 42 152 żołnierzy, choć prawdopodobna realna liczba jest większa.

Do tego liczbę rannych różne źródła szacują na przekraczające 100 000 osób. Gdy mowa o osobach cywilnych – dane ONZ podają, że do stycznia 2024 roku zginęło 10 378 osób, zaś 19 632 zostały ranne. Także te dane należy uważać za niepełne, zwłaszcza mając na uwadze rosyjskie zbrodnie wojenne na okupowanych terenach.

Znacznie większa jest także liczba osób, które musiały uchodzić z miejsc zamieszkania. Ponadto Ukraina poniosła straty w infrastrukturze, przemyśle oraz w zabudowie mieszkaniowej. Sytuacja jest więc trudna, a odbudowa państwa – choćby usunięcie min i niewybuchów – zajmie całe dekady.

Z drugiej strony straty ludzkie po stronie rosyjskiej są ogromne. Według danych ukraińskich Rosja straciła do 19 lutego 2024 roku 403 720 żołnierzy – zarówno zabitych, rannych, wziętych do niewoli.

Portal Mediazona zdołał potwierdzić (poprzez analizę postów w mediach społecznościowych, nekrologów, wiadomości z mediów) śmierć 44 654 żołnierzy do 15 lutego. „New York Times” w lutym tego roku, powołując się na oceny Pentagonu, podaje, że Rosjanie stracili około 60 000 żołnierzy, zaś około 180-240 000 odniosło rany.

Mając na uwadze deficyty rosyjskiego systemu opieki nad poszkodowanymi, prawdopodobne jest, że spora część rannych umrze lub będą trwale niepełnosprawni. Ponadto można sądzić, że osoby poszkodowane, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, nie otrzymają profesjonalnej pomocy, a substytutem będzie alkohol i inne używki.

Rosja jednak z uwagi na swój system polityczny może przez dłuższy czas mobilizować ideologicznie oraz stosując przymus (a wręcz terror państwowy) zmuszać społeczeństwo do posłuszeństwa. W tym wysyłania kolejnych tysięcy żołnierzy na front. O ile więc długofalowe konsekwencje mogą być znaczne, to załamanie społeczne skutkujące dążeniem do szybkiego przerwania walk, jest mało prawdopodobne.

Rosja – kolos na glinianych nogach

Gdy mowa o samym przebiegu walk, zauważalny jest jeden czynnik. Rosja okazała się znacznie słabsza, niż sądzono. Przedwojenne oceny dotyczące jej potencjału militarnego koncentrowały się na procesach modernizacyjnych. Armia rosyjska, która poniosła klęskę w pierwszej wojnie czeczeńskiej, była stopniowo odbudowywana. Kupowano nowe samoloty, rakiety, modernizowano czołgi. Niepokój budziło utrzymywanie i odtwarzanie zdolności konwencjonalnych.

W porównaniu z państwami zachodnimi liczebnie silna była obrona przeciwlotnicza oraz artyleria. Niepokojące były także inne zdolności. W roku 2018 amerykańscy dowódcy byli nieprzyjemnie zaskoczeni tym, że w Syrii ich działania utrudniają agresywnie działające rosyjskie środki walki radioelektronicznej, zakłócające łączność i systemy nawigacyjne. Niepokój wzbudzał nie tylko sprzęt, ale także próby zmian kadrowych, poprzez zwiększenie liczebności żołnierzy kontraktowych.

Ten kolos okazał się mieć gliniane nogi – wręcz dosłownie. Fatalne w skutkach okazały się założenia początkowej fazy operacji. Być może zostały one przyjęte z powodów ideologicznych, ignorując czynniki obiektywne. Jak choćby zmiany społeczne, jakie nastąpiły w Ukrainie, a które stały się fundamentem masowego oporu w pierwszych dniach wojny.

Znaczące okazały się niedomagania logistyczne i to na szeroką skalę, skutkujące nieefektywnym wykorzystaniem posiadanego potencjału i prowadzące do znanych z pierwszych tygodni wojny obrazów porzuconych z braku paliwa lub awarii wozów bojowych.

SU-34 ze starymi bombami

Charakterystyczne były choćby zdjęcia pokazujące jedne z najnowocześniejszych rosyjskich samolotów – bombowce Su-34 startujące do misji bojowych nie z nowoczesnymi, kierowanymi rakietami, ale niekierowanymi pociskami rakietowymi i bombami, jak kilka dekad temu.

Sugerowało to albo braki w uzbrojeniu lub w wyszkoleniu załóg – albo jedno i drugie. Niektóre porażki, zwłaszcza w pierwszej fazie wojny, okazały się kompromitujące – jak zatopienie krążownika Moskwa. Armia rosyjska nie potrafiła, jak się okazało, przekształcić się w armię na wzór zachodni. Symptomatyczna była nadreprezentacja wysokich stopniami oficerów wśród zabitych, z generałami włącznie.

Ich obecność na froncie najwyraźniej wynikała z chęci osobistego dowodzenia – co oznaczało, że albo nie ufali podwładnym, albo mieli świadomość braku ich wyszkolenia. Najwyraźniej wraz ze zwiększeniem liczby żołnierzy zawodowych (kontraktowych) nie szła modernizacja szkolenia wciąż często nastawionego – w typowo sowieckim stylu – nie na naukę samodzielności i inicjatywy, ale na wykonywanie rozkazów przełożonych.

Obserwując ewolucję rosyjskiej armii widać powrót do zachowań z przeszłości. Masowa mobilizacja – także więźniów – oraz dążenie do stworzenia przewagi ilościowej, na tyle dużej by stała się jakością sama w sobie. To także dążenie do złamania oporu społeczeństwa poprzez masowe represje i zbrodnie wojenne.

Kreml się uczy

Niestety Rosjanie zdołali przynajmniej częściowo modyfikować swoje działania. Kampanie nalotów z użyciem rakiet i dronów, jakie miały miejsce poprzedniej zimy i obecnej, były wymierzone nie w ukraińskie wojsko, ale w społeczeństwo dla złamania woli oporu. Nie jest to nic nowego – takie koncepcje użycia sił lotniczych do wygrania wojny są znane od niemal stu lat.

Na mniejszą skalę zmieniano także inne elementy sił zbrojnych, choćby wdrażając prymitywne, ale skuteczne moduły UMPK, zmieniające bomby niekierowane w kierowane bomby szybujące. Zmiany dotyczyły także indywidualnego wyposażenia. W sposób zauważalny zwiększyła się dostępność ciężkich kamizelek balistycznych, chroniących zwłaszcza przed odłamkami.

To, że Rosja okazała się słabsza, niż sądzono, i szybko powracająca do radzieckich wzorców prowadzenia walki, okazało się paradoksalnie korzystne. Pierwsze bitwy pokazały, że armię rosyjską można zatrzymać i zadawać jej duże straty. Okazało się także, że zachodnie uzbrojenie daje znaczną przewagę jakościową.

Szczególnie spektakularne sukcesy odniosły tu choćby przeciwpancerne granatniki NLAW, wyrzutnie rakiet HIMARS, systemy obrony przeciwlotniczej takie jak Patriot czy IRIS-T, czy wreszcie artyleria – jak polskie Kraby. Udało się to osiągnąć mimo ograniczeń związanych z szybkimi, nieraz ograniczonymi dostawami i brakiem pełnego otoczenia systemowego, jakie z reguły towarzyszy nowoczesnej broni.

Trzy czynniki uzbrajania Ukrainy

Te ograniczenia z kolei wiążą się z trzema czynnikami. Pierwszym jest dostępność danego uzbrojenia, drugim możliwość szybkiej absorpcji go przez ukraińskie siły zbrojne, trzecim niestety ograniczenia polityczne. Ten ostatni czynnik wyraźnie wpłynął na przykład na dostawy pocisków ATACMS, które dotąd dostarczono tylko w najstarszej wersji o najmniejszym zasięgu i częściowo zaważyły na decyzjach w zakresie przekazania myśliwców F-16.

Ten ostatni przykład jednocześnie ilustruje znaczenie czynnika systemowego. Przezbrojenie choćby jednej czy dwóch eskadr w odmienne od dotychczas używanych maszyn jest poważnym przedsięwzięciem i wymaga długiego procesu przeszkolenia kadr i budowy zaplecza logistycznego. Szansę zaś na pełne przezbrojenie armii – a nie działania doraźne da dopiero ewentualny rozejm.

Uzupełnieniem tego jakościowego potencjału jest oczywiście ilościowa mobilizacja. Można wręcz postawić tezę, że o ile po stronie rosyjskiej dominuje dążenie do uzyskania przewagi ilościowej, uzupełnianej punktowo przez jakościową, po stronie ukraińskiej jest odwrotnie. Ma to wiele wymiarów, nawet genderowy: w armii ukraińskiej służy co najmniej czterdzieści tysięcy kobiet, nierzadko na stanowiskach wymagających szczególnej wiedzy i umiejętności (np. operatorek dronów) zaś po stronie rosyjskiej armia jest zdominowana przez mężczyzn (w tym wspomnianych już byłych więźniów).

Wojna informacyjna i drony

Podobnie, przynajmniej w pierwszych miesiącach wojny, jakościową przewagę Ukraina uzyskała na froncie informacyjnym. Przekaz o demokratycznym państwie, podobnym do zachodnich państw, zaatakowanym przez ponurą, represyjną i zbrodniczą dyktaturę był bardzo efektywnie kierowany do zachodnich społeczeństw, a pomagały w tym liczne odwołania do popkultury.

Obecnie ta skuteczność jest mniejsza – wraz z rosnącym zmęczeniem wojną i wiadomościami o niej, a Rosja próbuje w tej sferze działań ofensywnych, choć jej propaganda jest bardziej toporna, a więc jej zasięg jest ograniczony, przynajmniej na Zachodzie.

Z drugiej strony znakiem zmian na polu walki stało się rozpowszechnienie urządzeń bezzałogowych. Zarówno dostępne komercyjnie małe drony DJI i podobne konstrukcje, większe maszyny latające (choćby polskie FlyEye), wreszcie bezzałogowce nawodne, znane z ataków na rosyjskie okręty (zwłaszcza w portach), aż po wystrzeliwane przez Rosjan Shahed stały się jednym z rozpoznawalnych symboli tej wojny. Tak jak były śmigłowce w Wietnamie.

Ich obecność i ewolucja – choćby masowe stosowanie dronów FPV mają zauważalny wpływ na sposób prowadzenia wojny. Ich proliferacja wynika jednak zarówno z ich charakterystyki technicznej, jak i dostępności (zwłaszcza tańszych i prostszych konstrukcji), stąd też często są one substytutem innego rodzaju sprzętu (choćby pocisków przeciwpancernych czy okrętów).

Jest to więc zmiana ewolucyjna nie zaś rewolucyjna i nie oznacza na przykład, że tanie drony nagle zastąpią na przykład artylerię lub podważą sens posiadania czołgów.

Wojna zaskakująco konwencjonalna

Patrząc z perspektywy dwóch lat, wojna w Ukrainie okazuje się zaskakująco konwencjonalna. Jak pisał Clausewitz, „wojna jest aktem przemocy mającym na celu zmuszenie przeciwnika do spełnienia naszej woli” i to właśnie dzieje się od dwóch lat.

Walczą więc siły zbrojne jako całość – zarówno grające pierwsze skrzypce siły lądowe, takie jak piechota, artyleria i czołgi oraz wspierające ich działania wojska inżynieryjne, logistyka czy siły specjalne. Walczące siły należy postrzegać jako system i oceniać ich efektywność na tym poziomie.

Niestety, także z tego powodu aktualna prognoza musi uwzględnić zarówno słabe, jak i silne strony tych systemów. W roku bieżącym prawdopodobna jest kontynuacja wojny na wyczerpanie, nie jest także wykluczone doprowadzenie do zamrożenia konfliktu na skutek porozumienia rozejmowego.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Michał Piekarski
Michał Piekarski

Adiunkt w Instytucie Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, zajmuje się problematyką bezpieczeństwa narodowego, w szczególności zagrożeń hybrydowych, militarnych oraz kultury strategicznej Polski. Autor książki "Ewolucja Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1990-2010 w kontekście kultury strategicznej Polski" (2022), stały współpracownik magazynu „Frag Out” członek Polskiego Towarzystwa Bezpieczeństwa Narodowego

Komentarze