0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

15 października 2023 roku głos na Dorotę Łobodę, radną Warszawy i działaczkę społeczną, oddało 10,5 tys. wyborczyń i wyborców. W stolicy osiągnęła lepszy wynik niż wielu znanych polityków, mimo że na listach Koalicji Obywatelskiej była kandydatką niezależną.

Jej aktywizm zaczął się w czasie pierwszej kadencji PiS, gdy ówczesna minister edukacji Anna Zalewska wpadła na pomysł likwidacji gimnazjów. Łoboda stała się głosem sprzeciwu rodziców wobec reformy edukacji, co nie spodobało się władzy. Marszałek Sejmu Marek Kuchciński nie pozwolił jej zaprezentować obywatelskiego projektu referendum ws. reformy, żeby przekonać opinię publiczną, że jeśli ktoś w ogóle protestuje przeciwko pomysłom PiS, to tylko „komunistyczne ZNP”.

Ale co w zasadzie działaczka społeczna ma do zrobienia w polityce? O tym rozmawiamy z nowo zaprzysiężoną posłanką KO Dorotą Łobodą (lat 48).

Przeczytaj także:

Anton Ambroziak, OKO.press: Zapytam przewrotnie, czy Anna Zalewska jest matką twojej kariery politycznej?

Dorota Łoboda, posłanka Koalicji Obywatelskiej: Trochę tak. Rzeczywiście reforma Anny Zalewskiej sprawiła, że zaczęłam działać na szerszą skalę. Ale myślę, że ona jest nie tyle matką mojej kariery politycznej, ile raczej całego ruchu społecznego, który wtedy zawiązał się wokół edukacji. Organizacje pozarządowe, nauczycielki, rodzice, opozycja parlamentarna i samorządowcy zaczęli najpierw wspólnie rozmawiać o tym, jak przeciwstawić się deformie. A kiedy to się nie udało, zaczęliśmy budować narrację o zmianach, które powinny zostać wprowadzone w polskiej szkole.

Co popchnęło cię do polityki? Był konkretny moment, w którym stwierdziłaś, że działalność społeczna to za mało?

Siedziałam na sali plenarnej, przygotowana do wystąpienia przeciwko reformie edukacji. Miałam reprezentować blisko milion obywatelek i obywateli, którzy podpisali się pod wnioskiem o referendum, a marszałek Sejmu powiedział, że nie mam prawa wystąpić. To był moment, kiedy powiedziałam sobie dość.

Postanowiłam, że już nigdy żaden marszałek Sejmu, żaden pan polityk nie powie mi, że nie mam prawa zabierać głosu w ważnej dla mnie sprawie.

Tamta sytuacja pokazała mi, że gdy rządzi autorytarna partia, ruchy obywatelskie, organizacje pozarządowe, społeczeństwo nie mają za wiele do powiedzenia. Nasza aktywność sprowadza się wyłącznie do działań ulicznych, bo nikt naszego głosu nie słucha.

Ale jeszcze wiele razy, ty i setki innych osób, stałyście pod Ministerstwem Edukacji i Nauki z transparentami, żeby protestować. To nie miało sensu, skoro nikt was nie słuchał?

To, że z tamtej strony nie było chęci do dialogu, nie przekreśla naszych wysiłków. Pamiętam jednak, że w swojej naiwności na początku naprawdę liczyłam, że ktoś się zastanowi, czy wprowadzanie zmian w edukacji wbrew całemu środowisku jest dobrym pomysłem. Rzeczywistość szybko zweryfikowała mój idealizm aktywistki, pokazując, że partie takie jak Prawo i Sprawiedliwość nie są partiami demokratycznymi i strony społecznej nie słuchają.

Natomiast stojąc pod budynkiem MEiN z megafonem, budowałam w sobie siłę i odwagę. A jak się potem okazało, zawiązywałam też relacje, które zmieniły się w niesamowite wsparcie obywatelskie. Ono mi towarzyszyło tak naprawdę przez te wszystkie lata aż do wyborów. Myślę, że właśnie dzięki wsparciu nauczycieli, rodziców, uczennic i uczniów weszłam do Sejmu.

Jak nie stracić zaufania

Nie bałaś się, że jak zrobisz krok w stronę polityki, to stracisz ich zaufanie?

To pierwsze, co przyszło mi do głowy. Że wcale tego kapitału nie utrzymam, bo ludzie nie ufają politykom.

Ale było inaczej?

Zupełnie. Może dlatego, że zaczęłam od polityki lokalnej, która raczej kojarzy się z ciężką i uczciwą pracą, trochę mniej z zepsuciem, stołkami, ambicjami. Ubolewam, że często wrzucamy wszystkie polityczki i polityków do jednego worka, mówiąc, że to są osoby nieuczciwe, leniwe, upojone władzą.

Dopóki nie zaczęłam działalności aktywistycznej i sama nie zaczęłam spotykać się z różnymi polityczkami, też miałam takie wyobrażenie. O Związku Nauczycielstwa Polskiego też myślałam, że to ludzie, którzy bronią tylko pensum i nic więcej nie robią.

Dopiero gdy zaczęłam z nimi współpracę, okazało się, że to bardzo potrzebna organizacja, która ma nowoczesne spojrzenie na edukację. A że broni praw pracowniczych? Takie ma zadanie!

No dobra, ale naprawdę nie pytali cię, po co ci to? Nie zniechęcali?

Nie koloryzuję rzeczywistości, naprawdę dostałam pełne wsparcie. Pewnie dlatego, że konsekwentnie trzymałam się tego samego przekazu. Idąc do Sejmu, mówiłam, że będę robić dokładnie to samo, czym zajmowałam się przez ostatnie osiem lat – będę walczyć o dobrą edukację. Na tym zbudowałam moją wiarygodność.

I dlatego nie wstąpiłaś do żadnej partii? Startowałaś do Sejmu jako kandydatka niezależna na listach KO.

Tak, chociaż nie ukrywałam, że startuję z list Koalicji Obywatelskiej. KO składa się z różnych partii, to jest duża polityka. Na tym poziomie nie da się być zupełnie niezależną polityczką. Wybór listy był przemyślany i celowy. Jest mi blisko do tego środowiska, współpracowałam z KO w samorządzie i się nie rozczarowałam.

Nikt mi nie podcinał skrzydeł, nie próbował wpychać w ramy.

Reprezentujesz lewą flankę KO. To nigdy nie było problemem?

Jak dotąd – nigdy.

Wstawałam o 05:30

Jak robi się kampanię bez wsparcia partii?

Zbiera się ludzi, którzy są gotowi pomóc. To byli rodzice, nauczycielki, nauczyciele, uczennice i uczniowie, których spotykałam na protestach.

Dla części z nich – podobnie jak dla mojej młodszej córki – to były ich pierwsze wybory.

Dołączyły do mnie osoby, które poznałam po drodze, pracując jako radna. Otrzymałam też duże wsparcie od aktywistek Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Pomagały też wszystkie moje przyjaciółki i cała rodzina. Jeśli nie masz za sobą struktury partyjnej, musisz mieć ludzi, którzy ci pomogą.

Zaczęliśmy kampanię na początku września. Każdego dnia wstawałam o 05:30, od 07:30 stałam w jakimś ruchliwym punkcie miasta, przy metrze, na osiedlach, w drodze do szkół, rozdając ulotki i rozmawiając. To samo robiliśmy po południu.

05.12.2022 Warszawa , ulica Krakowskie Przedmiescie 46 / 48 . Palac Prezydencki . Jakub Kocjan z Akcja Demokracja (L), radna dorota Loboda (2P) podczas protestu '' Chcemy Weta ! - Prezydencie , nie ulegaj Czarnkowi !'' przeciwko nowelizacji Prawa oswiatowego , tak zwanego '' Lex Czarnek 2.0 ''.
Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.pl
05 grudnia 2022, Pałac Prezydencki. Jakub Kocjan z Akcja Demokracja (L), radna Dorota Łoboda (2P) podczas protestu ''Chcemy Weta! – Prezydencie, nie ulegaj Czarnkowi!'' przeciwko nowelizacji Prawa oświatowego, tak zwanego ''Lex Czarnek 2.0''. Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl

O czym te rozmowy?

Ludzie mówili, że mnie kojarzą, że kibicują, żeby w edukacji się zmieniło. Były panie, które mówiły, że nie potrzebują ulotki, są nauczycielkami, wszystko wiedzą i zagłosują. Albo panowie, którzy mówili, że ich żony uczą w szkole, namówiły ich do głosowania na mnie, więc koniecznie muszą sobie zrobić ze mną zdjęcie, żeby im pokazać, że mnie spotkali.

Niesamowite, ile osób kibicowało mi, ale i dosyć fundamentalnej sprawie, żeby w edukacji coś się wreszcie zmieniło na lepsze.

Poza tym, rozwieszałam banery, kleiłam plakaty, wieczorami spotykałam się online z Polkami i Polakami z zagranicy, a to wszystko nie zaniedbując obowiązków radnej. Ciągle chodziłam na komisje, sesje Rady Warszawy, debaty, odwiedzałam szkoły. To był szalony czas.

To było twoje drugie podejście do Sejmu. Co się zmieniło przez te cztery lata, że tym razem się udało?

Myślę, że rola radnej pomogła mi zbudować rozpoznawalność i wiarygodność. To były setki spotkań z rodzicami, uczniami, nauczycielami. Ale też pojawił się minister Czarnek, który stał się symbolem tego, jak nie powinna wyglądać edukacja. Był arogancki, butny, dyskryminujący, pogardliwy wobec środowiska oświatowego, ale i kobiet czy osób LGBT+.

Kim jest posłanka Łoboda?

Tą samą osobą, którą byłam jako radna i aktywistka, tylko z większymi możliwościami. Do znudzenia będę mówić o edukacji, będę prowadzić dialog z nauczycielkami i nauczycielami.

A konkrety? Trzy rzeczy, które chciałabyś załatwić w tej kadencji.

Podwyżki dla nauczycielek i nauczycieli i powiązanie ich wynagrodzeń ze średnią płacą w kraju, odpartyjnienie kuratoriów i kompleksowa zmiana podstaw programowych.

01.09.2023 Warszawa , aleja Szucha . Ministerstwo Edukacji i Nauki . Radna Warszawy Dorota Loboda (L), przewodniczacy Ogolnopolskiego Porozumienia Zwiazkow Zawodowych Piotr Ostrowski (3L),  posel Dariusz Klimczak (P) podczas protestu nauczycieli .
Fot. Jacek Marczewski / Agencja Wyborcza.pl
01 września 2023, Warszawa, Ministerstwo Edukacji i Nauki. Radna Warszawy Dorota Łoboda (L), przewodniczący OPZZ Piotr Ostrowski (3L), poseł Dariusz Klimczak (P) podczas protestu nauczycieli. Fot. Jacek Marczewski / Agencja Wyborcza.pl

Podwyżki to pewne, zapisane w umowie koalicyjnej. Pytanie, jakie i czy w dłuższej perspektywie da się stworzyć mechanizm sprawiedliwej waloryzacji?

Ten drugi postulat także był podnoszony przez KO i Lewicę. Czuję, że jest zgoda co do tego, że docelowe rozwiązanie powinno wykraczać poza jednorazowy skok. Pensje muszą być bezpieczne, by za 5 lat nie okazało się, że znowu rosną płace minimalne, a zarobki w oświacie stoją w miejscu.

I nauczycielki i nauczyciele, zamiast zajmować się dobrą pracą, muszą znów upominać się o wynagrodzenia. Ale oczywiście podwyżki ratunkowe musimy wprowadzić natychmiast, bo inaczej nie będziemy mieli z kim przeprowadzać głębszych zmian.

30 proc. od wynagrodzenia zasadniczego czy średnich wynagrodzeń? Pierwszego chce ZNP, drugie proponuje nowa koalicja.

Moim zdaniem to powinna być podwyżka liczona od wynagrodzenia zasadniczego.

By dorabianie nie było koniecznością

Same podwyżki może uspokoją ruch kadrowy, ale niekoniecznie automatycznie sprawią, że nauczyciel będzie miał więcej czasu dla ucznia. Nadal będzie pracował ponad etat, pewnie w więcej niż jednej szkole.

Chciałabym, żeby dorabianie nie było koniecznością. Chciałabym na zawsze zamknąć temat pracy nauczycieli za darmo, wszystkich godzin karcianych, czy bezpłatnych dodatkowych.

Nauczyciele muszą mieć czas dla uczniów, także, żeby przeciwdziałać kryzysom psychicznym wśród młodych ludzi. Szczególnie wychowawcy powinni być w stanie zauważyć, że coś niepokojącego się dzieje z dzieckiem, zbudować zaufanie, które pozwoli na rozmowę, na zwrócenie uwagi rodzicom, skierowanie do specjalisty, który będzie na terenie szkoły.

Byłoby wspaniale, gdybyśmy wcześniej wyłapywali sygnały nadchodzącego kryzysu psychicznego i zapewniali adekwatne wsparcie. Szkoła bez opresji, bez dyskryminacji to także placówka, która będzie wspierać osoby szczególnie narażone na ryzyko samobójcze, czyli młodzież LGBT+.

Sygnał z góry będzie ważny, ale wciąż w szkołach uczą ludzie, którzy nie aktualizują wiedzy, kierują się uprzedzeniami i wcale nie chcą wpuszczać świeżego powietrza do sal lekcyjnych.

To prawda, ale myślę, że przez ostatnie osiem lat nasze społeczeństwo stało się bardziej otwarte i progresywne, co na szczęście zauważyli też politycy. Z jednej strony była niespotykana dyskryminacja, strefy wolne od LGBT, minister homofob, zakazy tęczowych piątków, ataki na marsze równości, ale z drugiej strony u zwykłych obywateli i obywatelek rosła akceptacja dla osób LGBT.

Szkoła nie może pozostać obojętna wobec tej zmiany.

Kolejne zadanie to zmiana podstaw programowych, do których musi trafić edukacja równościowe i edukacja antydyskryminacyjna. Ci nauczyciele i nauczycielki, którzy do tej pory się nią nie zajmowali, będą musieli się wyedukować. A ci, którzy chcieli to robić i robili to odważnie, nie będą się musieli bać kurator Nowak.

Kuratoria odpolitycznić

A co z kuratoriami?

Odpolitycznić. Musimy zmienić przepisy tak, żeby członkowie partii nie mogli być kuratorami. I wrócić do prawdziwych konkursów. Nie nominacje polityczne, ale konkursy, które wyłonią przedstawicieli środowiska oświatowego.

Musi się zmienić też filozofia działania kuratoriów. Z funkcji nadzorczo-kontrolnej na wspierającą. Powinny to być centra wsparcia dla szkół, do który dyrektorzy sami mogą zwracać się w trudnych sytuacjach.

Niech to będzie też instytucja, która będzie wspierać rodziców, którzy mają problemy. Niech tam będą prawnicy oświatowi, którzy będą pomagali nauczycielkom i nauczycielom czy dyrektorom w trudnych sytuacjach, których jest coraz więcej, szczególnie na styku nauczyciele-rodzice.

Ale to sprzątanie wcale nie będzie łatwe. Może i ryba psuje się od głowy, może da się jednym szybkim ruchem wymienić politycznych funkcjonariuszy, ale przyzwyczajeń kontrolerów, którzy wpadają do szkół, proszę o tonę papierów i wydają zalecenia, nie zmieni się żadnym zarządzeniem. Tak samo z nauczycielami – można podnieść ich płace, ale to nie znaczy, że wszyscy będą zasługiwać na tytuł Nauczyciela Roku.

To nie jest proste, ale zmiana w edukacji to proces. Musimy się nastawić, że te wszystkie piękne rzeczy, o których mówimy, nie wydarzą się w ciągu roku, czy dwóch lat.

Czyli apelujesz o cierpliwość?

Tak. Kilka rzeczy można zrobić od razu i one z pewnością przyniosą ulgę: dać podwyżki, odsunąć od władzy w kuratoriach funkcjonariuszy partyjnych, zacząć pracę nad podstawami programowymi.

W tym ostatnim punkcie musimy również pomyśleć o decyzjach ratunkowych, żeby szybko pomóc tym, którzy dziś męczą się w systemie. Chodzi mi szczególnie o koszmar, który przeżywają siódme i ósme klasy, gdzie 12, 13-letnie dzieci nagle są dociśnięte nadmiarową liczbą godzin, które spędzają w szkołach, a także podstawami, które wymuszają długie godziny pracy w domu.

Równolegle trzeba wyrzucić HIT, czy przywrócić WOS. I to da się zrobić dosyć szybko.

Zdaję sobie sprawę, że są też większe wyzwania. Nie zmienimy za pstryknięciem palcami mentalności wszystkich nauczycieli. Są osoby, które zapytają, dlaczego dajemy podwyżkę nauczycielowi, który gnębi ich dziecko. Nie mamy wyjścia, musimy podnieść wynagrodzenia, żeby na miejsce tego nauczyciela, który ma skostniałe podejście do edukacji, znalazł się inny.

Dyrektorzy mówią dziś wprost, że mają związane ręce, chcieliby wymienić kadrę, ale nie ma komu uczyć.

Naszym celem długofalowym jest uatrakcyjnienie zawodu, tak żeby do pracy przychodzili młodzi ludzie i tacy, którzy lubią pracę z dziećmi i młodzieżą.

Rzecznik Praw Uczniowskich

A sprawy, które są mniej popularne, ale równie istotne z punktu widzenia edukacji?

Wadliwe statuty w szkołach. Tym mógłby zająć się np. Rzecznik Praw Uczniowskich. W Warszawie do tego organu zgłasza się wiele młodych osób. Najczęściej właśnie powołują się na łamanie ich praw w statutach. Chodzi o rygorystyczne traktowanie wyglądu uczniów, ich ekspresji.

Chodzi o prawa uczniów pełnoletnich, które są nagminnie łamane, bo nie mogą się sami usprawiedliwiać, nie mogą samodzielnie wychodzić ze szkoły. Kolejny blok skarg dotyczy udostępniania sprawdzianów. Uczniowie żalą się, że nie mają do nich wglądu. I w końcu nadmiar testów, sprawdzianów i prac domowych.

Jak miałby być umocowany taki Rzecznik?

Najlepiej, gdyby był zastępcą Rzecznika Praw Dziecka. Szczęśliwie za chwilę żegnamy najgorszego RPD w historii. Jego kadencja kończy się w połowie grudnia. Nowe biuro powinno poważnie podejść do praw dzieci i młodych osób.

W jakich komisjach cię zobaczymy?

W komisji edukacji, oczywiście. Zgłosiłam się też do komisji polityki społecznej i rodziny, bo w takiej pracowałam także w Radzie Warszawy oraz do komisji łączności z Polakami za granicą, bo to są także moi wyborcy. Odkryłam, że dla nich temat edukacji jest szalenie ważny. Część z nich wyjechała czasowo, chcą wrócić i posłać dziecko do publicznej szkoły, ale się boją.

Mówili, że stan polskiej edukacji, blokuje ich decyzję o powrocie.

Zastanawiają się, czy edukacja w kraju może być na takim samym poziomie jak w Skandynawii, Holandii, Belgii czy Niemczech.

A nie boisz się rozczarowania wyborców?

Boję się i czuję tę olbrzymią presję. Poziom entuzjazmu, który zapanował po wyborach, liczba wiadomości, którymi zostałam zalana, sprawia, że mam poczucie wielkiej odpowiedzialności. Ale wierzę, że w edukacji naprawdę mamy szansę wiele zmienić.

Są inne obszary, w których jest dużo do zmiany, i z których też będziesz rozliczana. Chodzi np. o prawa społeczności LGBT+, czy prawa kobiet. Szłaś do Sejmu z konkretnymi hasłami równościowymi, na pewno pojawią się pytania, czemu nie potraficie dowieźć podstawowych obietnic.

Już przed wyborami zdawaliśmy sobie sprawę, że KO nie będzie rządzić samodzielnie; że prawdopodobnie nie wystarczy koalicja z Lewicą. Współpracujemy z osobami, które mają tu zupełnie inne poglądy, więc pod tym względem to na pewno będzie bardzo trudna kadencja. Ja mogę obiecać, że zawsze będę głosowała zgodnie ze swoimi przekonaniami, za prawami człowieka.

Mam nadzieję, że po wyborach prezydenckich otworzy się szansa na legalizację aborcji, a także na związki partnerskie. To jest naprawdę minimum i ostatni dzwonek. Tak naprawdę powinniśmy już rozmawiać o równości małżeńskiej.

Otworzyć Sejm na współpracę

A jak utrzymać zaangażowanie obywateli?

Otworzyć Sejm na współpracę, tak żeby wszystkie zmiany były wprowadzane w dialogu. Ja wiem, że to brzmi banalnie, ale na pewno będę rzeczniczką strony społecznej, organizacji pozarządowych.

Komisja Edukacji pod rządami naszej koalicji nie będzie miejscem, w którym będzie się komukolwiek zamykało usta. Niezależnie od reprezentowanych poglądów. Nie chodzi o to, żeby wyrzucić ludzi, których słuchał PiS. Nie, chcemy prawdziwej agory, wymiany pomysłów, ścierania się stanowisk.

Zmian w edukacji bez szerokiej współpracy ze środowiskiem po prostu nie da się skutecznie przeprowadzić, co najlepiej pokazała deforma Zalewskiej. Gdy narzucasz coś z góry, gdy nie słuchasz, ignorujesz, zaczyna się bunt.

Tu kłania się Obywatelski Pakt dla Edukacji: nie musicie wymyślać koła, ekspertki edukacyjne mają gotowy plan ratunkowy i pomysły na długofalowe zmiany. Będziecie z nich korzystać?

Oczywiście będziemy korzystać z rozwiązań zaproponowanych w pakcie, sama uczestniczyłam w części prac nad nim, podpisały go wszystkie partie, które będą tworzyć rząd.

Pakt powstał w sposób, który można nazwać modelowym. Współpracowały przy nim ekspertki i eksperci, przedstawicielki i przedstawiciele organizacji pozarządowych, środowisk oświatowych i akademickich, związków zawodowych i samorządów. Mam nadzieję, że w tym samym gronie będziemy pracować w Sejmie nad zmianami w edukacji.

Ale też nie chodzi o to, żeby chodzić na pasku np. związkowców. Będziesz w stanie powiedzieć ZNP, że ich stanowisko nie jest w interesie polskiej edukacji, że macie inny pomysł?

Tak, ale zawsze wysłucham, co mają mi do zaproponowania. Edukacja nie powinna zamienić się w pole bitwy, ale konstruktywnego dialogu.

Ale wiesz, że różne osoby będą ciągnąć w różne strony. Są zwolennicy mądrej centralizacji, są piewcy pełnej autonomii szkół.

Wiem i to mnie wcale nie przeraża. Czuję, że w tej dyskusji możemy wymyślić coś nowatorskiego, coś, co sprawi, że edukacja zacznie wyglądać inaczej.

Najpierw ustawa ratunkowa dla kobiet

Złożyłaś ślubowanie, wiesz już, czego będzie dotyczyć twoje pierwsze wystąpienie?

Być może pierwszym projektem, który będziemy procedować, będzie ustawa ratunkowa Lewicy dla kobiet. Ale już niedługo musimy też przeprocedować podwyżki dla nauczycielek i nauczycieli.

To może być moment, w którym będę mogła wyjść na mównicę, żeby im podziękować za to, że jeszcze im się chce, i żeby zadeklarować, że naprawdę będzie inaczej.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze