0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.plFot. Tomasz Pietrzyk...

W życiu publicznym zdarzają się czasem chwile uniesienia, czyli radości pomieszanej ze wzruszeniem i poczuciem nadzwyczajnej powagi.

Podczas nocy wyborczej oczekując na sondaż late poll pracowni Ipsos, oglądałem w TVN24 relację z kolejki do lokalu wyborczego na Jagodnie we Wrocławiu. Nastrój był lekki, żartobliwy, ludzie wprost rozanieleni, ktoś dowoził pizzę, ktoś donosił herbatę. Żartowano z reporterem TVN24, że to kolejki jak w PRL, kto to jeszcze pamięta, za czym się stało.

I nagle ktoś powiedział: „To jest kolejka po wolność”, a ja się z drugiej strony ekranu wzruszyłem tak jak kolejkowicze.

Chwilę później wzruszenie powróciło, kiedy przewodnicząca komisji z warszawskiej Woli wykończona szychtą i zalana łzami dziękowała wyborczyniom i wyborcom z jej obwodu za cierpliwość i użyła frazy: „Dziękuję wam rodacy”.

Obie wypowiedzi oddają nastrój, jaki zapanował wśród większości społeczeństwa i który stoi za tajemnicą sukcesu opozycji. Dostrzegliśmy, że podstawowa wolność jest zagrożona, że ktoś chce nam zabrać to, co nam się należy. Że być może jest to ostatnia kolejka po wolność, jaką nam dano.

Uderzam w patetyczne tony, bo jestem z pokolenia, które lubi patos. Na usprawiedliwienie mam tylko, że z perspektywy 70-latka to mogły być ostatnie wybory, które można było wygrać z PiS. Partia zresztą bez żenady zapowiadała, że jeżeli będzie dalej rządzić, to dokończy „reformę sądownictwa”, że zabierze się za media, a Czarnek z kuratorką Nowak nareszcie zdyscyplinują szkoły, żeby żadna lewacka organizacja nie deprawowała już naszej polskiej młodzieży.

Okazało się jednak, że my nie chcieliśmy tej wolności oddać. To było główne źródło wielkiej mobilizacji, która przełożyła się sukces opozycji.

„Notatnik wyborczy Pacewicza” to subiektywny przegląd kampanii wyborczej, w formie analityczno-felietonowej. Siłą rzeczy tylko autor ponosi odpowiedzialność za głoszone tu poglądy, herezje i absurdy, które także mogą się trafić. Ten odcinek notatnika jest zredagowaną i uzupełnioną wypowiedzią autora w TVN24 w poniedziałek 16 października w rozmowie z Justyną Sieklucką.

Tusk wielki, Tusk rozsądny

Jestem, myślę, że nie ja jeden, pozytywnie rozczarowany politykami i polityczkami opozycji. Wykonali ogromną pracę, wykazując się talentami, których się po nich nie spodziewałem. Zacząć wypada od Donalda Tuska, który ma dwie zasługi.

Pierwszą jest powrót do polskiej polityki w lipcu 2020 roku z przekazem, który brzmi jak tautologia, ale nią nie był, że „nie wygra ten, kto nie wierzy we własne siły”. To zdanie miało moc odświeżającą. Tusk obudził nadzieję nie tylko w szeregach Koalicji Obywatelskiej. Promieniowała ona na inne partie polityczne i szersze kręgi społeczne.

Drugim sukcesem Tuska jest to, że w pewnym momencie zrozumiał, że jego pomysł na wielkie zwycięstwo Koalicji Obywatelskiej z PiS-em, w walce jeden na jednego, nie ma szans powodzenia. Potrafił dopuścić do siebie myśl, że się pomylił. I na Marszu Miliona Serc, który mógł mu posłużyć do batożenia zwłaszcza Trzeciej Drogi, zaapelował do głosowania także na nich i na Lewicę. To był przełomowy moment. Po całej grze wokół jednej listy i absurdalnych oskarżeniach o symetryzm tych, którzy zgłaszali wątpliwości do pomysłu Frontu Jedności Narodu AD 2023, usłyszeliśmy z ust polityków KO, Lewicy i Trzeciej Drogi, że chcą razem stworzyć rząd.

W ostatnim tygodniu rosły gwałtownie notowania, przede wszystkich Trzeciej Drogi. I to zadecydowało o tym, że PiS przegrał.

Wyobraźmy sobie wszyscy, którzy oglądaliśmy debatę w TVP, co by było, gdyby zwyciężyła koncepcja jednej listy. Tusk z Morawieckim pod czujnym okiem Rachonia kłóciliby się w towarzystwie nieco rozwichrzonego przedstawiciela Bezpartyjnych Samorządowców oraz spokojnego Bosaka z Konfederacji. Padałyby odbijane zarzuty, że jesteś tchórzem, nie – ty jesteś, to ty oszukujesz, ty zabrałeś Polakom emerytury, to ty kradniesz... Skutek byłby katastrofalny, frekwencja w wyborach poleciałaby na łeb, na szyję. Otworzyłaby się przestrzeń dla Konfederacji.

Przeczytaj także:

Stawialiśmy w OKO.press tezę, że PiS przegrał z powodu depolaryzacji. Faktycznie, łączne poparcie dla PiS i KO (ok. 67 proc.) jest w tych wyborach mniejsze niż w 2019 roku (71 proc.), ale decydowała raczej mobilizacja, zwłaszcza elektoratów KO i Trzeciej Drogi, na którą PiS odpowiedział za słabo. Wyprana z energii partia straciła ćwierć miliona głosów w porównaniu z 2019 rokiem, KO zyskała półtora miliona.

Nie byłoby polityki bez nas

Byłoby jednak bardzo niedobrze, gdybyśmy na tym zakończyli opowieść o polskim sukcesie. Politycy tylko i aż postawili kropkę nad i. Nie byłoby wyborczej mobilizacji, gdyby nie ruchy społeczne, które nie dawały ludziom zasnąć, jak na Węgrzech. Gdyby nie Obywatele RP, a także happenerzy Lotnej Brygady Opozycji, najwierniejsi towarzysze Kaczyńskiego w religii smoleńskiej. Nie byłoby jej bez działania KOD, który stał za ogromnymi protestami w obronie praworządności, a także niezliczonymi inicjatywami od pomysłów takich jak ubieranie pomników w Koszulki z Konstytucją po akcje fundamentalne, jak Obywatelska Kontrola Wyborów. Gdyby nie protesty Wolnych Sądów i akcji w obronie edukacji Wolnej Szkoły wywodzącej się z ruchu SOS dla Edukacji. Gdyby nie protesty aktywistów klimatycznych i obrońców przyrody, w tym niesamowitych akcji w obronie kolejnych puszcz i rzek. Gdyby nie rosnący w siłę ruch w obronie praw osób LGBT, gdyby nie dziesiątki marszów i parad równości.

A przede wszystkim, gdyby nie protesty po wyroku tzw. Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 roku. Tysiące młodych ludzi wyszło na ulice z zachwycającą energią, wkur...niem i kreatywnością. Trzeba zawsze powtarzać, że to po tych protestach Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, dosłownie z dnia na dzień notowania PiS spadły o dobre 8-10 punktów procentowych. I już nigdy nie wróciły do poziomu 40 proc. plus, który był wcześniej. Skończyła się era małej pisowskiej stabilizacji pod znakiem 500 plus, zwieńczonej triumfem partii Kaczyńskiego w wyborach 2019.

To właśnie ten kapitał społecznego buntu, aktywności, kreatywności, zobaczyliśmy w kolejkach do urn wyborczych.

Opozycja przed pokusą arogancji

Konfederacja w osobie Sławomira Mentzena przyznała, że poniosła porażkę, ale PiS wciąż mówi o zwycięstwie. Należy się spodziewać, że partia Kaczyńskiego wykorzysta cały okres wynikający z przepisów Konstytucji na próby utworzenia rządu, mimo że zdają sobie sprawę, że to się nie uda.

Dopiero w połowie grudnia 2023 roku doczekamy się tego, że opozycja przedstawi swojego premiera.

Byłoby to dziwne, gdyby to był ktoś inny niż Donald Tusk. Dla polityków PiS i ich mediów to będzie ciężka próba, bo to jakby Lucyfer został biskupem. Obstawiam, że ograniczą dotychczasowy hejt, ale będą korzystali ze wszystkich narzędzi do zabezpieczenia swoich interesów i utrudnienia startu nowemu rządowi. Tak zabrzmiał komentarz Kaczyńskiego po ogłoszeniu wyników wyborów: „Przed nami dni walki, dni różnego rodzaju napięć, ale finał w postaci kontynuacji naszego programu, będzie ostatecznie naszym, ale przede wszystkim Polski zwycięstwem”.

Opozycja stanie wobec niesamowitych wyzwań.

Najważniejsze, żeby po wielkim politycznym sukcesie nie popadła w dwa grzechy, które są charakterystyczne dla polityków nie tylko w Polsce. Arogancji i alienacji.

Opozycji politycznej nie wolno zapomnieć, że ma zaplecze w postaci ruchów społecznych, gotowych projektów ustaw i pomysłów na reformowanie kraju. Takich, jak pakt dla edukacji czy rozwiązania samorządowe, które także cała opozycja kiedyś podpisała. Społeczeństwo obywatelskie wypracowało projekty, jak przywrócić praworządność, uzdrowić media publiczne, poprowadzić politykę klimatyczną, zapewnić prawa kobiet. To wszystko jest wypracowane, leżało na ulicy, a teraz może leżeć na stole.

Bo opozycja uliczna i organizacje społeczne wychodzą na powierzchnię.

Byłoby karygodnym błędem, gdy politycy – jak mają często w zwyczaju – skupili się na tym, jak zaspokoić zasłużonych towarzyszy, komu dać jaką posadę i jak podzielić się ministerstwami. I nie korzystali z dorobku społeczeństwa obywatelskiego, nie uruchomili szerokich konsultacji, nie tworzyli zespołów zadaniowych. To byłaby alienacja, czyli odklejka sfery politycznej od społecznej i eksperckiej.

Arogancja może pójść za tym krok w krok, kiedy polityczka nagle rzuca na wiecu, że trzeba zlikwidować prace domowe. Pomysł może i kierunkowo dobry, ale raczej tylko w młodszych klasach i wymagałby zmiany całego systemu uczenia, egzaminowania etc. A inny polityk powiada, żeby nauczycielom płacić z budżetu, co podważa koncepcję oświaty samorządowej. Najmądrzejsi w całej wsi, z całym szacunkiem dla wyborców z miejscowości poniżej 20 tys. mieszkańców.

Gdyby polityków nie przekonały argumenty merytoryczne, mam dwa dodatkowe na rzecz skorzystania z dorobku obywatelek i obywateli. Po pierwsze, rządy PiS powinny dać opozycji do myślenia, bo widać, jak kończą władze, które nie słuchają przestróg pewnej premier:

„Koniec z arogancją władzy i pychą. Pokora, praca, umiar, roztropność w działaniu”.

Po drugie, nowy rząd popełni sporo błędów i będzie szeroko krytykowany, o tym mogę zapewnić w imieniu niezależnych mediów. I wtedy dobrze jest z kimś podzielić się odpowiedzialnością.

Na zdjęciu: Tłumy w kolejce do komisji wyborczej we wrocławskiej dzielnicy Jagodno, trzy godziny po zamknięciu lokali wyborczych w nocy z 15 na 16 października 2023.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze