0:00
0:00

0:00

W piątek 27 maja 2022 Sąd Okręgowy w Warszawie ogłosił wyrok w sprawie apelacji dziennikarki Ewy Siedleckiej oskarżonej o zniesławienie (art. 212 kodeksu karnego) oraz zniewagę (art. 216 kodeksu karnego) przez dwóch sędziów – Konrada Wytrykowskiego (Izba Dyscyplinarna SN) oraz Macieja Nawackiego (KRS, prezes SR w Olsztynie) w związku z dwoma artykułami oraz wpisem na Twitterze z 2019 roku.

Jesienią 2021 roku sąd pierwszej instancji skazał dziennikarkę, bo uznał, że nie zebrała przed napisaniem felietonów dowodów na udział oskarżających ją sędziów w aferze hejterskiej. Sąd nie uznał publikowanych w mediach screenów z rozmów na komunikatorach (są głównym dowodem na aferę hejterską), ocenił, że mogły zostać zmanipulowane. A prokuratura, która prowadzi od ponad dwóch lat śledztwo ws. afery – jak dotąd nikt nie dostał zarzutów – odmówiła udostępnienia swoich akt na potrzeby tamtego procesu.

Dziennikarkę skazano na 3 tysiące złotych grzywny oraz po 2 tysiące złotych nawiązki dla oskarżycieli. Proces przed sądem pierwszej instancji opisywał na łamach OKO.press Mariusz Jałoszewski:

Przeczytaj także:

Wyrok uchylony, ale...

Sąd Okręgowy uchylił zaskarżony wyrok sądu pierwszej instancji, umorzył postępowanie i zasądził na rzecz Nawackiego i Wytrykowskiego po 300 zł poniesionych kosztów sądowych w pierwszej instancji. Sąd ocenił, że „czyn zarzucany oskarżonej cechuje niski stopień szkodliwości”.

Sąd odwoławczy nie zaakceptował rozumowania sądu pierwszej instancji, który uznał, że o popełnieniu przestępstwa przez Siedlecką przesądził fakt, że w swoich publikacjach opierała się o teksty Magdaleny Gałczyńskiej i Anny Mierzyńskiej, nie czyniąc swoich własnych ustaleń.

„Należy wziąć pod uwagę okoliczność, że ujawnienie przez portal Onet tzw. afery hejterskiej to fakt medialny. Z tego punktu widzenia, również biorąc pod uwagę termin publikacji, w ocenie sądu odwoławczego Ewa Siedlecka miała prawo bazować na treści tych publikacji” – mówiła sędzia.

Sąd odwoławczy uznał mimo wszystko, że sformułowania użyte w tekstach Siedleckiej „były nadmiarowe, przez co stanowiły czyn zabroniony”. Z ustnego uzasadnienia sądów wynika, że Anna Mierzyńska i Magdalena Gałczyńska po prostu opisywały istnienie pewnych grup, praktyki np. wynoszenia dokumentów, obiegu informacji na Twitterze, pokazywały, jakich narzędzi użyły do analizy zebranego przez siebie materiału. „Oskarżona mogła bazować na treści tych informacji, natomiast użyte przez nią sformułowania, będące podstawą aktu oskarżenia, z uwagi na treść artykułów Mierzyńskiej i Gałczyńskiej, stanowią czyn zabroniony” – stwierdził sąd. Innymi słowy uznał, że komentarz Ewy Siedleckiej poszedł w ocenie dalej, niż pozwalały na to (w tamtej chwili) materiały zebrane przez OKO.press i Onet.

„Afera hejterska wywołała słuszne oburzenie”

Jednocześnie sąd uznał, że choć wyrazy użyte przez Siedlecką stanowiły czyn zabroniony, to o niskim stopniu szkodliwości, a więc nie doszło do przestępstwa. „Sąd odwoławczy miał na względzie okoliczność, że afera hejterska odbiła się szerokim echem i wywołała słuszne oburzenie” – stwierdził SO. Fakt ten wymagał zatem „stosownej reakcji ze strony prasy”, choć – jak zwrócono uwagę – teksty Ewy Siedleckiej „nawiązywały do afery, nie miały w niej decydującego charakteru”.

„Materiały Magdaleny Gałczyńskiej i Anny Mierzyńskiej nie były jedynymi materiałami, które pojawiały się na ten temat, co więcej nadal pojawiają się informacje na temat tzw. afery hejterskiej, z której wynikają powiązania oskarżycieli prywatnych z tą właśnie aferą” – stwierdził także sąd. „Tę okoliczność sąd wziął pod uwagę, oceniając stopień szkodliwości, jednak nie miała ona znaczenia dla ustalenia realizacji kontratypu z art. 213 kk.”.

Obrońcy Ewy Siedleckiej domagali się bowiem przeprowadzenia tzw. dowodu prawdy i wnioskowali o dołączenie do akt sprawy najnowszych artykułów OKO.press i Onetu oraz materiałów TVN24 dotyczących afery hejterskiej i działalności grupy Kasta/Antykasta (do której należeć mieli obaj oskarżyciele), a także przesłuchanie sędziów Arkadiusza Cichockiego i Tomasza Szmydta, którzy teraz opowiadają o szczegółach afery.

Sąd Okręgowy wszystkie te wnioski dowodowe odrzucał. Jak podkreślił także w dzisiejszym wyroku – „dokonywał oceny materiału dowodowego na datę publikacji materiału zarówno oskarżonej, jak i Magdaleny Gałczyńskiej i Anny Mierzyńskiej”.

Wyrok jest prawomocny, nie podlega zaskarżeniu w trybie zwykłym. Stronom od wyroku przysługuje kasacja do Sądu Najwyższego.

Siedlecka: „To wyrok dobry dla prasy”

„Ten wyrok jest dobry, jeśli chodzi o wolność słowa i jego społeczne znaczenie. Wyrok pierwszej instancji ustanawiał fatalny standard dziennikarski. Wywoływałby nie tylko efekt mrożący, ale byłby niszczący dla felietonistyki, dla publicystyki. Tamten wyrok mówił o tym, że dziennikarz dla celów komentatorskich, musi sprawdzać wszystko osobiście” – mówi Ewa Siedlecka w rozmowie z OKO.press. „Z tego punktu widzenia wyrok sądu odwoławczego jest dobry. Sędzia wyraźnie powiedziała, że dziennikarz może korzystać z konkretnych publikacji, czy wiedzy notoryjnej, która jest w przestrzeni publicznej. Bardzo się z tego cieszę. Cieszę się, że ocalały standardy dziennikarskie i nadal możemy działać w państwie, w którym praktycznie nie ma już instytucji kontrolnych oprócz wolnych mediów i może Rzecznika Praw Obywatelskich. Natomiast sprawa afery hejterskiej pozostaje nierozstrzygnięta. Sąd nie chciał dochodzić do prawdy i powiem szczerze, że żałuję, bo ostatnie publikacje OKO.press, Onetu i TVN24 dają pole do tego, żeby tej prawdy dochodzić przed sądem. Ale myślę, że to się prędzej czy później stanie”.

Czytaj teksty o aferze hejterskiej:

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze