0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Orzechows...

W piątek 25 sierpnia 2023 sztab KO zdecydował o wykreśleniu z list aktywistki polsko-białoruskiej, Jany Shostak. Do dziś nie wiadomo, czy rozstrzygającym powodem była opinia na temat muru na granicy Polski z Białorusią, czy na temat aborcji. W każdym razie obie były zbyt kontrowersyjne jak na możliwości Koalicji Obywatelskiej. Shostak znalazła w końcu miejsce na liście Lewicy.

W niedzielę 27 sierpnia Donald Tusk odpalił bombę pominięty w pakcie senackim mecenas Roman Giertych powrócił do gry. Będzie startował jako kandydat KO z ostatniego (to wbrew pozorom dobra pozycja na liście wyborczej) miejsca w okręgu świętokrzyskim. Niby Giertych miał dostać ultimatum, że miejsce będzie, jeżeli mecenas zapowie poparcie dla przyszłego projektu legalizacji o aborcji do 12. tygodnia, ale ostatecznie wystarczyło, że 30 sierpnia Giertych napisał tak:

„Poglądu w tej sprawie nie zmieniam. Uważam aborcję za coś złego, choć czasem dopuszczalnego (np. stan wyższej konieczności). Uważam wyrok Przyłębskiej za nieistniejący, zły, głupi i mający wyłącznie tragiczne skutki”. Ale jednocześnie zastrzegł: „Po wyborach, jeżeli zostanę wybrany, to będę lojalnym i przestrzegającym dyscypliny członkiem klubu”. A w sprawie aborcji ma być partyjna dyscyplina. I tak kandydatura Giertycha została przyklepana.

O aborcję Giertycha zaczął wypytywać inny kandydat, obecnie poseł KO, Franciszek Sterczewski. 1 września okazało się, że może wylecieć z listy za twitty atakujące Romana Giertycha.

Przeczytaj także:

Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – w jego ramach od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości.

Czy chcesz wystąpić z UE? Czy lubisz Putina?

Wyobraźmy sobie teraz, że partia Y startująca do wyborów ma jakiś istotny punkt programu. Powiedzmy, że jest dla niej ważna obecność Polski w UE i chciałaby, żeby Unia była coraz silniejsza, a państwa członkowskie jeszcze bardziej ze sobą powiązane, np. wspólną armią.

Na listę tej partii nagle wskakuje człowiek, który całe życie mówił, że Polska powinna znaleźć się poza strukturami UE. W 2003 roku namawiał do głosowania przeciwko akcesji, a teraz zmuszony do ponownej deklaracji mówi: nie zmieniam zdania. Co najwyżej obiecuje, że nie będzie składał projektów ustaw, które mają wyprowadzić Polskę z UE.

Burzą się więc zwolennicy partii (bo europejskość to ważna część ich tożsamości i ważny argument przeciwko partii rządzącej), burzą się politycy partii Y, bo prowadząc kampanię wyborczą, często chwalą się unijnymi flagami, wiedzą, że to przyciąga wyborców. Teraz wyborcy w regionach pytają: co się dzieje, dlaczego macie na listach przeciwnika UE?

Wolno być fanem wyjścia Polski z UE? Wolno, to nie przestępstwo. Ale jednak złamanie wartości ważnej dla naszej partii Y. Jest wielce prawdopodobne, że polityk ten musiałby zdanie zmienić (w każdym razie deklaratywnie) lub wyleciałby z listy. A nawet więcej – prawdopodobnie nigdy by się na tej liście nie znalazł.

Tak samo byłoby z człowiekiem – każda partia poza Konfederacją unika jak ognia takich polityków który zadeklarowałby, że Putin jest okej, a wojnę wywołała Ukraina. Trzeba było oddać ten Kijów Moskwie i po sprawie.

„Ruska onuca” to najdelikatniejsze określenie, którym obrzucono by w szeregach partii Y takiego polityka. Jego pogląd – właściwie obydwa poglądy – zostałyby uznane za sprzeczne z polską racją stanu, a polityk albo połknąłby własny język, albo wyleciał z listy.

Dziewczyny wytrzymają

Ale nie jest tak z aborcją. Aborcja nie jest polską racją stanu. Aborcja i prawa kobiet są na „specjalnych” prawach. Polityk nie wyleci z listy za bycie konserwatystą, bo wszystkim miękną kolana na myśl, że mieliby ukarać człowieka po prostu za to, że jest „za życiem". Mimo że partia ma w swoim programie prawo do aborcji do 12. tygodnia ciąży, polityk zostaje i już.

Bo prawa kobiet zawsze traktuje się pobłażliwie. Nikt nie będzie za nie umierał. Zakłada się, że kobiety to wytrzymają, wybaczą, zrozumieją, że są inne priorytety. Chwilę się powściekają – jak to kobiety – ale wytrzymają.

Może wystarczy, że pochwalimy je w programie, że tak dzielnie walczą, stworzyły oddolne struktury aktywistyczne, stoją za największymi od lat protestami ulicznymi. No, należy się pochwała. Ale gdy przechodzimy do poważnych spraw, takich jak listy wyborcze, prawa kobiet muszą ustąpić przed rzeczami naprawdę pilnymi.

No chyba, że zbyt „na lewo”

No, chyba że chodzi o pogląd na aborcję, ale w drugą stronę. Wtedy nagle aborcja warta jest usunięcia z listy.

Gdy Jana Shostak wyjawiła pogląd zbyt „radykalny”, ale w stronę dopuszczalności przerywania ciąży, musiała z list polecieć (nie jest pewne, czy przyczyną usunięcia z list był bardziej pogląd o murze, który Shostak by zburzyła, czy o aborcji, która powinna być dostępna do końca ciąży, jednak oficjalne tłumaczenie PO dotyczyło aborcji).

Po informacji, że na listach znajdzie się jednocześnie Roman Giertych, poseł KO, Franciszek Sterczewski zaczął wypytywać mecenasa o jego stosunek do aborcji:

View post on Twitter

2 września ciągle nie wiadomo, czy za te twitty nie zostanie usunięty z listy KO.

I koincydencja usunięcia z list i wciągnięcia na listy pozwala jak na dłoni zobaczyć problem.

Pisze Roman Giertych: „I mam prośbę do dziennikarzy: zajmijmy się chociażby tym, że Kaczyński zapowiedział likwidację niezależnych sądów, a nie szukaniem różnic w szerokim przecież zespole kandydatów Koalicji Obywatelskiej. Jesteśmy szeroką grupą bo obejmujemy poglądy obecne w całej opozycji. Tylko taka szeroka koalicja ma szanse na zwycięstwo. A my po to zwycięstwo idziemy!”.

Co oznacza: no hej, aborcja to jakiś szczegół, sprawa światopoglądowa, dajcie już spokój i chodźmy do wyborów.

Dowiadujemy się zatem, że sprawy nazywane w przestrzeni publicznej „światopoglądowymi” są mniej istotne, trzeba je odłożyć na bok. A aborcja i prawa kobiet (ale też np. prawa osób LGBTQ) od zawsze uznawane były za sprawy „światopoglądowe”, dotyczące sumienia lub religii i jako takie traktowane jako niepolityczne, czyli nieważne. Może się nimi kiedyś zajmiemy, ale najpierw wygrajmy wybory.

Ochrona dla (niektórych) sumień

Zwolennicy takiego wymazywania praw kobiet i aborcji dodają też często – jak wygra PiS, to z prawami kobiet i tak nie będzie lepiej.

Ten argument nie jest akurat bez sensu (mnie co prawda nie przekonuje, ale ma swoje miejsce w polityce i rozumiem, że może kogoś przekonać), gdyby nie drugi przypadek, czyli Jana Shostak.

W wywiadzie dla TOK FM przyznała, że jest za prawem do aborcji „bez względu na czas trwania ciąży". Nie zapowiedziała jednak kroków w tej sprawie, ustaw itp. Wyraziła pogląd. Jak ci konserwatyści, których sumienie jest pod ochroną.

Na marginesie warto dodać, że np. w Wielkiej Brytanii czy w Holandii można przerwać ciążę do 24. tygodnia (w Holandii lekarze zawężają to często do 22 tygodni). Na życzenie, bo z powodów medycznych (nie tylko zagrożenia życia kobiety, ale i choroby płodu) można to zrobić do końca ciąży.

W Kanadzie aborcja nie ma w ogóle limitu, chociaż dokonanie późnej aborcji (po 24 tygodniu) jest tam bardzo trudne. Aborcje po 21. tygodniu stanowią ok. 1,3 proc. wszystkich aborcji.

Wracając do Shostak: okazuje się, że sprawy „światopoglądowe” i prawa kobiet jednak są ważne. Ważne na tyle, że można nimi wyjaśnić usunięcie z listy wyborczej aktywistki, która na pewno mogłaby zdobyć swój elektorat.

Bo PO biegnąc po wygraną z PiS, rozłożyła skrzydła niezwykle szeroko – zaprosiła na listy niemal wszystkie możliwe środowiska polityczne – konserwatystów, skrajnych konserwatystów, aktywistów, umiarkowanych lewicowców, działaczy. Janę Shostak, Michała Kołodziejczaka, Romana Giertycha, Hannę Gill-Piątek.

To konkretna strategia wyborcza. Ale ta strategia kosztuje, bo zawsze ktoś się może wymknąć spod kontroli i powiedzieć, co myśli jak Shostak. Albo nie powiedzieć nic ciekawego i nowego – jak Giertych. Z tym że konsekwencje ponosi tylko jedna strona. I to problem tej koncepcji.

Najpierw wygrajmy wybory

I tak kwestia aborcji i praw kobiet ciągnie się za nami od początku lat 90. W 1993 roku w życie wszedł tzw. kompromis aborcyjny, czyli drastyczne ograniczenie prawa do aborcji w porównaniu do ustawy z 1956 roku.

W międzyczasie do kosza wyrzucono wniosek o referendum w tej sprawie podpisany przez ok. 1,7 miliona obywateli i obywatelek. Zignorowano także sondaże, które wskazywało na bardziej liberalne postawy Polaków i Polek w tej kwestii. Pisałam o tym w tekście poniżej (chociaż tytuł brzydko się zestarzał):

Sygnałem, jak traktowane są kobiety i ich prawa było chociażby to, że przy Okrągłym Stole zasiadła tylko jedna kobieta – Grażyna Staniszewska. Wiadomo jednocześnie, że ruch Solidarność w PRL-u opierał się na kobietach. Pisała o tym Shana Penn w książce Sekret „Solidarności".

W 1992 roku Kościół był ważnym graczem w procesie uchwalania nowego prawa aborcyjnego. Wiadomo było, że ustawa była swego rodzaju haraczem zapłaconym Kościołowi, wbrew opinii społecznej. Ten ukłon w stronę hierarchów był uznaniem zasług dla opozycji w czasach PRL i podczas transformacji. Oraz zapewnieniem sobie dalszego wsparcia.

Prawo aborcyjne nie zostało zmienione np. wtedy, gdy weszliśmy do UE, chociaż w niemal całej wspólnocie prawo to jest liberalne. Znowu Kościół był potrzebny, by przekonać Polaków do wejścia do UE.

Mając naprzeciwko siebie fundamentalistów z PiS, PO nigdy nie odważyła się poprzeć liberalnych ustaw aborcyjnych np. tych, które prezentowała dzisiejsza polityczka KO Barbara Nowacka.

W styczniu 2018 roku politycy PO częściowo nie stawili się na głosowaniu projektu „Ratujmy kobiety” Nowackiej. Potem tłumaczyli OKO.press, że podnoszenie tego tematu doprowadzi jedynie do zaostrzenia przepisów, że to bezsensowna wojna, a debata o aborcji prowadzi jedynie do podburzania nastrojów:

Argumenty o niepotrzebnej wojnie, podburzaniu nastrojów to kolejna odsłona lekceważenia praw kobiet.

Do tej pory składanie projektów liberalizujących prawo spotykało się u większości polityków z jednoznaczną odpowiedzią, która zazwyczaj zawierała słowa „temat zastępczy". I ciągle wielu z nich nie rozumie, że ten temat to prawo do samostanowienia.

A dla Polek i Polaków prawo do aborcji zaczyna być oczywistością. W sondażu Ipsos dla OKO.press z listopada 2022 roku 70 proc. respondentów poparło prawo do aborcji:

Przekonanie, że aborcja to sprawa ideologiczna, światopoglądowa, daleka od prawdziwego życia jest całkowicie mylne. To złudzenie polityków i polityczek, które przyzwyczaiły się do obchodzenia się z katolickimi sumieniami jak z jajkiem.

W lipcu 2023 pojechałam na Aborcyjny Patrol z Aborcyjnym Dream Teamem. Reakcja osób, które spotkałam na deptaku we Władysławowie, była zaskakująca. Aborcja już dawno przestała być dramatycznym tematem tabu – stała się tematem życiowym. Jak poród, ciąża, poronienie. Tematem zdrowotnym, czasem trudnym, czasem nie. Moje rozmowy opisałam tutaj:

Dyscyplina partyjna?

Oczywiście, ta prawda do polityków powoli dociera. Trzeba przyznać Donaldowi Tuskowi, że 30 sierpnia na Campusie Polska Przyszłości podkreślił wyraźnie, że aborcja do 12. tygodnia jest w programie PO i projekt zostanie wniesiony do Sejmu podczas pierwszych 100 dni rządów („100 konkretów na 100 dni”), jeżeli wygra opozycja.

Zasugerował, że w sprawie aborcji może zostać zarządzona dyscyplina partyjna i że Roman Giertych obiecał, że jej nie złamie.

Warto jednak przypomnieć, że w kwestii „Ratujmy kobiety” w 2018 roku – mało kto to pamięta – także panowała dyscyplina partyjna. I co? Od posłów usłyszeliśmy wtedy:

„Dyscyplina partyjna, dyscypliną partyjną, ale w sprawach światopoglądowych nas nie obowiązuje” (poseł Paweł Arndt).

„To są kwestie wchodzące w zakres światopoglądowy i nie powinny podlegać dyscyplinie. Jasno pokazujemy, że jesteśmy przeciwko opresji pisowskiej” (poseł Czesław Mroczek).

W kwestii Giertycha na lisach znowu słyszymy: aborcja nie jest warta tego, by usuwać mecenasa z listy, musimy wygrać z PiS. Ale jak będzie, gdy dojdzie do głosowania?

;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze