0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.plAgnieszka Sadowska /...

5 listopada 2022 prezes PiS Jarosław Kaczyński występował przed zebranym w salach aktywem partii — przed starannie wybraną publicznością — w Suwałkach i w Ełku, a 6 listopada — w Ostródzie i Olsztynie.

O przedwyborczym objeździe prezesa PiS po Polsce — obliczonym na mobilizowanie działaczy — pisaliśmy w OKO.press wielokrotnie. Analizowaliśmy np. stałe wątki i motywy w wystąpieniach prezesa. Przybierają one zazwyczaj formę luźnych gawęd, pełnych dygresji (w Suwałkach np. Kaczyński opowiadał, że kiedyś wiózł go biznesmen Roman Kluska terenową Toyotą i jechali tak stromo pod górę, że Kaczyński się trochę bał; sala śmiała się i biła brawo).

Spośród licznych oryginalnych myśli wypowiedzianych przez prezesa PiS najbardziej przebił się do opinii publicznej pogląd, że młode kobiety w Polsce piją za dużo i dlatego w Polsce rodzi się za mało dzieci. Jest to, jak pisaliśmy w OKO.press, oczywiście nieprawda (a przy okazji konserwatywna fantazja).

Przeczytaj także:

Wujek Kaczyński opowiada historie

W OKO.press zgodnie z naszą fact-checkingową misją zajmujemy się wypowiedziami prezesa PiS regularnie. Oto przykłady z jedynie kilku ostatnich tygodni:

  • W Myszkowie Kaczyński stwierdził, że podnoszenie kwestii wychowywania dzieci przez pary jednopłciowe zrównuje rzeczone dzieci z psami i kotami.
  • W Puławach prezes PiS ogłosił, że inwestycje państwowe w Polsce „ogromnie wzrosły”, podczas gdy w rzeczywistości spadły w stosunku do PKB.
  • W Radomiu Kaczyński tłumaczył sondażowe spadki swej partii „niewystarczającymi kwalifikacjami umysłowymi” części Polaków i jednocześnie żalił się, że w mediach „panuje nierównowaga” na niekorzyść PiS.
  • W Jedliczu szef partii rządzącej obwinił zaś bezpośrednio Donalda Tuska za będący skutkiem wojny w Ukrainie kryzys energetyczny.
  • W Stalowej Woli narzekał, że Warszawa jest miastem bogatszym niż wiele stolic europejskich, ale dzieci z tego nie ma, dzietność jest mniejsza niż we wschodniej Polsce.

Kaczyński w Suwałkach: anatomia gawędy prezesa

Wypowiedzi Kaczyńskiego mają wyjątkową cechę: często nieprawdy i półprawdy są w nich ułożone piętrowo. Jedna ma wynikać z drugiej i w sumie składają się na zupełnie fałszywy obraz rzeczywistości. Prezes ma też skłonność do nawiązywania do historii, co — jak już pisaliśmy nie raz — często wychodzi mu niezbyt dobrze.

Pokażmy to na przykładzie wystąpienia Kaczyńskiego w Suwałkach 5 listopada 2022, w którym znalazła się ogromna, nawet jak na możliwości prezesa, koncentracja fałszów i fantazji.

Wystąpienie można obejrzeć w całości

">tutaj (jeśli ktoś ma silne nerwy i dużo czasu). Interesujący nas fragment zaczyna się mniej więcej po godzinie i siedmiu minutach nagrania.

Dużą część wystąpienia prezes PiS poświęcił atakowaniu opozycji — „zimnej” w odróżnieniu od „ciepłego”, swojskiego, patriotycznego, troszczącego się o Polki i Polaków PiS.

„Sądzę, że jeżeli się trzymać tego przeciwstawienia ciepło-zimno, to cieplejszej władzy jeszcze w Polsce nie było” — mówił, a sala biła brawo.

„I ta władza jest ciepła nie tylko dlatego, że chce być ciepła. Można chcieć, ale nie móc. (…)

Gdybyśmy pozwalali na rozkradanie kraju, to oczywiście pieniędzy (…) byśmy nie mogli prowadzić. Moglibyśmy mówić to, co oni mówili, że pieniędzy nie ma i nie będzie (…)”.

Potem wyrzucił całą litanię znanych zarzutów wobec opozycji: kiedy rządziła, Polacy pracowali nawet za 2 złote za godzinę; Polska straciła setki miliardów złotych, przez to, że tolerowali złodziejstwo; dziś atakuje kraj za granicą; zwijała armię; Donald Tusk jest niemiecką marionetką.

„Winni są ci, którzy szczuli, szczuli i jeszcze raz szczuli. Nie ma w Europie takiej sytuacji, jak w Polsce, żeby opozycja była antypaństwowa i antynarodowa!” — wołał Kaczyński, a sala znów biła brawo.

Opozycja jest jak Stalin

Przejdźmy teraz do rozbudowanej historycznej analogii prezesa. Zaczął od porównania opozycji do Stalina:

„Nasi przeciwnicy, zresztą biorąc przykład ze Stalina, bo to on wymyślił w latach 30., że są stronnictwa demokratyczne, czyli wtedy mówiło się też jednolitofrontowe, front razem z komunistami przeciw faszyzmowi (…) Później, w latach 40., też te stronnictwa, które dążyły do najbardziej obrzydliwej komunistycznej dyktatury, do totalitaryzmu, były podpisane jako demokratyczne. Dzisiaj oni się tak określają, chociaż można powiedzieć, że ich praktyka lat 2007, 2008 była często tym, co dzisiaj oni przypisują nam. Nie tak dawno jeden z polityków, nie warto jego nazwiska wspominać, akurat nie z Platformy, ale z innej partii, zapytany, czy w Polsce jest demokracja, odpowiedział, że jest substytut demokracji. Nie wyjaśnił, o co chodzi. Otóż szanowni państwo — substytut demokracji to był za czasów rządów PO”.

Przypomnijmy, o co chodziło. W istocie w latach 30., w obliczu zagrożenia faszyzmem w Europie — faszyści rządzili wówczas m.in. we Włoszech i w Niemczech — partie komunistyczne porzuciły strategię zwalczania partii socjaldemokratycznych (czyli demokratycznej lewicy) i przyjęły politykę „jednolitego frontu”. Rządy oparte na takiej koalicji powstały m.in. we Francji i w Hiszpanii (to przeciwko takiemu rządowi zbuntowali się faszyści z gen. Franco na czele). Rządy frontu ludowego rzeczywiście były demokratyczne.

Kaczyński więc zaplątał się we własnej historycznej analogii: PiS obsadził w niej w roli faszystów.

Sens jego wypowiedzi jest jednak jasny: opozycja udaje demokrację, podczas gdy prawdziwymi demokratami jest PiS.

Opozycja zlikwidowała prawicowe media

Dalej Kaczyński mówi już po prostu nieprawdę, i to nie raz, ale kilka razy.

„Zasługą naszej partii było to, że mimo takiej sytuacji zdołała wygrać i przywrócić w Polsce demokrację. To znaczy przywrócić sytuację alternatywną. Bo tamta strona zlikwidowała jakikolwiek pluralizm medialny, to znaczy, że na marginesie działały pisma, nawet była w jakimś momencie telewizja, jest Radio Maryja, ale to były tylko marginesy. (…)

Potem przeszedł do podawania przykładów:

„Atakowano i to bardzo brutalnie dziennikarzy, którzy to podważali. Atakowano nawet za napisanie pracy magisterskiej, która się nie podobała. Praca o Lechu Wałęsie nie podobała się, pokazała różne nieprzyjemne elementy jego życiorysu, nie będę w to wchodził, ale zrobiono coś takiego, co naprawdę w państwie demokratycznym jest poza wyobraźnią, znaczy postanowiono wysłać z powodu tej jednej pracy magisterskiej kontrolę na najstarszy uniwersytet w Polsce. Zresztą skądinąd bardzo lewicowy dzisiaj… Postanowiono tutaj dokonać kontroli, bo stała się rzecz straszliwa: ktoś napisał prawdę (…) Wielokrotnie też Donald Tusk, kiedy miały wychodzić różne książki, które mu się nie podobały, odgrażał się po prostu publicznie, co to się stanie autorom, jeśli się te książki ukażą. (…) Fizycznie próbowano wyrwać z rąk dziennikarzy te nagrania. Co to miało wspólnego z demokracją?”.

Wszystko się tutaj prezesowi pomyliło. Wyliczmy:

  • Mediów prawicowych w latach 90. nikt nie zakazywał ani nie likwidował. Przeciwnie, podczas podziału komunistycznego koncernu RSW środowisko Kaczyńskiego otrzymało kontrolę nad bardzo popularną bulwarówką „Ekspress Wieczorny”. Kaczyński był także redaktorem naczelnym „Tygodnika Solidarność”. Oba te pisma szybko traciły czytelników. To ich brak był problemem, a nie wroga działalność kogokolwiek.
  • Pracę magisterską o Lechu Wałęsie napisał ówczesny student (a dziś dr historii) Paweł Zyzak, dziś konsul generalny RP w Chicago. Zyzak napisał m.in., że Wałęsa miał nieślubne dziecko, opierając się na anonimowych relacjach składanych 30 lat po fakcie. Napisał także, iż Wałęsa donosił SB, „sikał do kropielnicy” i był „nożownikiem z kompleksem Edypa”. 2 kwietnia 2009 roku ówczesna ministra nauki, prof. Barbara Kudrycka złożyła wniosek do Państwowej Komisji Akredytacyjnej o przeprowadzenie kontroli na Wydziale Historycznym UJ „w związku z nieprawidłowościami metodologicznymi w procedurze przygotowania, zrecenzowania i obrony pracy magisterskiej Pawła Zyzaka”. Ta decyzja została jednak błyskawicznie skrytykowana nie tylko przez media, ale także przez premiera Donalda Tuska oraz wicepremiera Grzegorza Schetynę (oraz przez Jarosława Kaczyńskiego, wówczas w opozycji). „Polski rząd nie będzie nadzorował prac magisterskich” – oświadczył Tusk, komentując, że decyzja o kontroli na uczelni była „autorskim pomysłem pani minister (…) Bywa czasami, że jak na zło chcemy zareagować nadgorliwością, niektórzy urzędnicy błądzą, i to był błąd”. Tusk zażądał od min. Kudryckiej wycofania się decyzji. 5 kwietnia Kudrycka wycofała wniosek o kontroli.
Było więc dokładnie odwrotnie, niż mówił Kaczyński.
  • „Fizycznie próbowano wyrywać z rąk dziennikarzy te nagrania” — wbrew temu, co sugeruje Kaczyński, nie chodziło o żadną książkę, ale o próbę odebrania laptopa w czerwcu 2014 roku ówczesnemu naczelnemu tygodnika „Wprost” Sylwestrowi Latkowskiemu przez agentów ABW. „Wprost” publikował wówczas taśmy w tzw. aferze taśmowej, które kompromitowały polityków PO (a niektórzy z nich złożyli zawiadomienie o przestępstwie). Akcja była wielką kompromitacją służb, które najpierw nie potrafiły odebrać dziennikarzowi laptopa, a potem się wycofały (w dodatku okazało się, że nie mają informatyka, który mógłby zbadać zawartość komputera Apple).
Praca o Lechu Wałęsie nie podobała się (...) ale zrobiono coś takiego, co naprawdę w państwie demokratycznym jest poza wyobraźnią, znaczy postanowiono wysłać z powodu tej jednej pracy magisterskiej kontrolę na najstarszy uniwersytet w Polsce.
Fałsz. Kontrolę chciała wysłać ministra z PO, ale Tusk się sprzeciwił
Spotkanie z aktywem partii w Suwałkach,05 listopada 2022

Kaczyński: próbowali utworzyć kordon sanitarny

Jak widać ani jeden przykład w opowieści Kaczyńskiego nie ma sensu — albo jest fałszywy, albo dowodzi co najwyżej nieporadności służb za czasów PO, które szybko wycofywały się po publicznej awanturze.

„Próbowali naszą partię izolować, otoczyć kordonem sanitarnym, stworzyć jeden kierunek, postkomunistyczny, by mógł w Polsce rządzić” — mówił dalej w Suwałkach Kaczyński. I tu powiedział nieprawdę: zarówno PO jak i PiS powstały w opozycji wobec partii wchodzących w skład rządu SLD. Chociaż w obu partiach są działacze dawnej partii komunistycznej, żadna z nich z postkomunizmem nie ma nic wspólnego.

Misternie snuta przez Kaczyńskiego opowieść przypomina dom zbudowany z kart: rozpada się, kiedy się jej dotknie.
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze