Prezes PiS Jarosław Kaczyński mówi w "Rzeczpospolitej" o „zmianie” sędziów, co w praktyce będzie oznaczało reorganizację sądów w Polsce i weryfikację sędziów. Obejmie to też Sąd Najwyższy, nad którym PiS nie przejął jeszcze pełnej kontroli
Dokończenie „reform” w wymiarze sprawiedliwości prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, który ukazał się w 21 grudnia. Sądom Kaczyński poświęcił część swojej wypowiedzi.
Prezes PiS zapytany przez dziennikarza „Rzeczpospolitej” Michała Kolanko, czy wkrótce nastąpi kolejny etap zmian w sądach odpowiedział tak:
„Będą zmiany w sądownictwie, to jest wewnętrzna sprawa Polski. Nigdy nie chcieliśmy podważać niezależności sądownictwa, bo to byłoby rzeczywiste naruszenie zasad europejskich.
My tylko chcemy znieść fenomen, że w Polsce są sądy politycznie uzależnione od opozycji (...) Te sądy są upolitycznione, są po tamtej stronie. Polsce będą potrzebne normalne sądy, które będą się trzymać prawa”.
Kaczyński mówił w wywiadzie, że wyborcy narzekają na sądy, bo pracują wolno. Nie dodał, że minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro miał pięć lat, by to poprawić. Tymczasem za jego rządów na wydanie orzeczenia czeka się dłużej. Bo minister sprawiedliwości skupił się na wymianie kadr w sądach i podporządkowywaniu władzy kolejnych elementów wymiaru sprawiedliwości.
Narastającą zapaść wymiaru sprawiedliwości Kaczyński usprawiedliwiał działaniami Komisji Europejskiej w kwestii praworządności. Kaczyński mówił też w wywiadzie:
„Sędziowie muszą uznawać polską Konstytucję i uznawać równość obywateli. Są też oczywiście dobrzy sędziowie, rzetelnie wykonujący swoją pracę, ale reforma jest konieczna”.
„To będzie zmiana sędziów, czy zmiana procedur i systemu” – dopytywał dziennikarz „Rz”.
Prezes PiS odpowiedział: „Procedur, ale i w pewnym wymiarze – jest do tego pełna podstawa w Konstytucji – zmiana sędziów. Nie może być w Polsce korporacjonizacji aparatu państwowego. Sądownictwo jako korporacja jest dziś praktycznie poza państwem”.
Kaczyński dodał, że „reformy” trzeba jeszcze omówić w koalicji i z prezydentem. Prezes PiS zapewniał jeszcze w wywiadzie z Michałem Kolanko, że jego prywatne obiady z prezes TK Julią Przyłębską nie mają wpływu na wydawane przez Trybunał wyroki (większość jest korzystnych dla władzy).
Zapowiedź dokończenia „reform” w sądach pokrywa się z tym, co pod koniec listopada mówił na konferencji prasowej minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Minister przyznał wtedy, że jego resort ma przygotowane "projekty ustaw dotyczące szeroko rozumianego sądownictwa, dotyczące sądownictwa powszechnego, Sądu Najwyższego, ale też i innych pobocznych, ale ważnych aspektów działania wymiaru sprawiedliwości związanych z tymi głównymi projektami”.
Ziobro mówił też, że czeka tylko na zielone światło od koalicji rządzącej, żeby poddać je pod głosowanie w Sejmie.
O tym, że PiS chce przejąć pełną kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości głośno mówi się od dwóch lat. Jarosław Kaczyński takie sygnały wysyłał już przed wyborami do parlamentu w 2019 roku. Mówił o tym też Ziobro.
Pełna kontrola nad sądami potrzebna jest PiS, bo to jeden z ostatnich niezależnych obszarów działalności państwa. Przejęcie sądów da PiS pełnię niekontrolowanej władzy. Niezależne sądy tej władzy nie są potrzebne, wręcz są traktowane jak ostatnia barykada do zdobycia. Tym bardziej, że w ostatnich latach sędziowie pokazali, że praworządności i niezależności będą bronić do końca, nawet za cenę represji.
Sędziowie niezależność pokazują też na salach rozpraw, wydając niepodobające się władzy orzeczenia. Jak sędziowie Igor Tuleya i Paweł Juszczyszyn, którzy za swoje orzeczenia zostali zawieszeni.
Czy też jak sędziowie krakowscy, których prokuratura wzywa na przesłuchania za orzeczenia korzystne dla represjonowanego prokuratora Mariusza Krasonia.
Czy w końcu jak sędziowie z Poznania, którzy zmiażdżyli działania prokuratury w sprawie adwokata Romana Giertycha, co spowodowało atak Prokuratora Krajowego Bogdana Święczkowskiego na nich.
Władza PiS przejmowanie kontroli nad wymiarem sprawiedliwości rozłożyła na kilka etapów. Zaraz po wygranych w 2015 roku wyborach parlamentarnych zaczęła od przejmowania Trybunału Konstytucyjnego. Bo Trybunał kontroluje zgodność przepisów z Konstytucją. I PiS chciał wyłączyć ten „bezpiecznik”, by móc uchwalać dowolnie wymyślone przez siebie prawo. I to mu się udało. Ma swojego prezesa TK Julię Przyłębską. Obsadził również TK swoimi nominatami. I dziś Trybunał często wydaje wyroki takie, na jakich zależy władzy.
Jednocześnie przejęto niezależną prokuraturę. Na jej czele stanął Zbigniew Ziobro, a kierownicze stanowiska przejęli jego stronnicy. Na szczytach prokuratury zrobiono też masowe czystki. Doświadczonych i niezależnych prokuratorów zdegradowano. W II etapie PiS przejął kontrolę nad:
Wtedy PiS uchwalił jednak powstanie dwóch nowych Izb w SN – Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych oraz nielegalnej Izby Dyscyplinarnej, która ma pomóc wyrzucać niepokornych sędziów i prokuratorów z zawodu. Obie Izby obsadziła nowa KRS. W Izbie Dyscyplinarnej znalazło się wielu współpracowników Ziobry oraz sympatycy władzy.
Najnowsze zapowiedzi prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i ministra Ziobry dotyczą III etapu przejmowania kontroli nad wymiarem sprawiedliwości. Czyli przejęcia kontroli nad całymi sądami powszechnymi w Polsce - a nie tylko nad stanowiskami kierowniczymi - oraz nad całym Sądem Najwyższym i jak się wydaje nad sądownictwem administracyjnym z Naczelnym Sądem Administracyjnym.
To duża operacja, która może wywrócić cały wymiar sprawiedliwości, zdemolować go i spowodować zapaść w rozpoznawaniu spraw obywateli na długie lata. Bo będzie się wiązać – jeśli PiS pójdzie na taki wariant - z wielką reorganizacją sądów, zmianą ich struktury i wielką czystką wśród wszystkich sędziów w Polsce.
Jak to będzie wyglądać, wynika z wypowiedzi prezesa PiS, ministra sprawiedliwości i kontrolowanych przecieków z tego resortu do mediów:
Zbigniew Ziobro z niezależnymi sędziami chce rozprawić się z jednym ruchem. Resort sprawiedliwości chce to zrobić, spłaszczając strukturę sądów powszechnych. Zamiast trzech obecnych szczebli, czyli sądów rejonowych, sądów okręgowych i sądów apelacyjnych powstałyby dwa, nowe szczeble. To oznaczałoby likwidację obecnych sądów i powstanie nowych. Zrównany były też status sędziowski – każdy sędzia byłby sędzią sądu powszechnego.
Reorganizacja sądów powszechnych otworzy władzy furtkę do wielkiej weryfikacji wszystkich sędziów w Polsce (ok. 10 tysięcy). Bo będzie trzeba ich powoływać do nowych sądów.
A to oznacza, że dla niezależnych sędziów może zabraknąć miejsca w nowych sądach, albo dostaną przydziały z dala od domu. Część może odejść sama na wcześniejszą emeryturę. A najtwardsi, którzy zostaną w zawodzie i nadal będą niezależni muszą liczyć się z represjami.
PiS-owi na taki ruch pozwala artykuł 180 pkt 5 Konstytucji. Mówi on, że sędziowie są nieusuwalni, ale w przypadku zmiany ustroju sądów lub zmiany granic okręgów sądowych sędziego można przenieść do innego sądu lub w stan spoczynku, czyli na sędziowską emeryturę. I PiS chce z tego skorzystać. To właśnie o tym przepisie mówił w wywiadzie w „Rz” Jarosław Kaczyński, że pozwala na „zmianę” sędziów.
Z przecieków płynących z resortu Ziobry wynika też, że jest plan, by się rozprawić z niezależnym jeszcze Sądem Najwyższym. Dziś PiS ma już swoją Izbę Dyscyplinarną i Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Na czele SN stoi też prezes Małgorzata Manowska (była zastępczyni ministra Ziobry), którą wskazali nowi sędziowie SN i wybrał ją prezydent Andrzej Duda. Ale nadal większość w SN stanowią niezależni sędziowie ze starych Izb SN – Karnej, Cywilnej i Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych.
Z przecieków z resortu sprawiedliwości, jakie opublikowała we wrześniu 2020 roku „Rzeczpospolita”, wynika, że Ziobro ma już plan na dobicie SN. W Sądzie Najwyższym zostałoby tylko 20-30 sędziów z obecnych około 100. Reszta pod płaszczykiem reorganizacji może być wysłana na emeryturę.
Połączone mają też być Izby SN. Nielegalna Izba Dyscyplinarna może zostać połączona ze starą, legalną Izbą Karną SN, co miałoby zalegalizować osoby z Izby Dyscyplinarnej. Połączona miałyby być też stara Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych z Izbą Cywilną. Samodzielna nadal byłaby powołana przez PiS Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która orzeka m.in. o legalności wyborów.
Nie wiadomo, kto miałby zostać w takim kadłubkowym SN. Znając jednak intencje obecnej władzy wobec sądów, można założyć, że w nowym Sądzie Najwyższym znajdą się zapewne nowi sędziowie, powołani przez nową KRS. Kluczem do wytypowania sędziów, którzy by zostali w tak okrojonym SN, może być ponowny nabór i weryfikacja wszystkich obecnych sędziów SN. A cała operacja odbywałaby się pod płaszczykiem reorganizacji na którą zezwala artykuł 180 pkt 5 Konstytucji.
Kadłubkowy SN straciłby na znaczeniu. Dziś SN oprócz rozpoznawania kasacji od prawomocnych wyroków, wydaje też uchwały interpretujące prawo. W styczniu 2020 pełen skład SN składający się z sędziów ze starych Izb wydał historyczną uchwałę, z której wynika, że Izba Dyscyplinarna nie jest legalnym sądem, a nowa KRS jest zależna od władzy.
Władza rozważa też opcję zabrania kompetencji Sądowi Najwyższemu. Jak pisał „Dziennik Gazeta Prawna” nowy SN nie zajmowałby się już kasacjami (rozpoznawałyby je obecne sądy apelacyjne lub nowe sądy powstałe w ich miejsce). To ograniczyłoby rolę SN i jego wpływ na wykładnię prawa.
Z przecieków do mediów i wcześniejszych wypowiedzi Kaczyńskiego wynika ponadto, że władza myśli nad przejęciem kontroli nad niezależnym dotąd sądownictwem administracyjnym (kontroluje decyzje organów władzy), czyli wojewódzkimi sądami administracyjnymi i Naczelnym Sądem Administracyjnym, który ranga jest równy SN.
Do tej pory PiS nie atakował sądów administracyjnych i nie obejmował ich planami zmian w wymiarze sprawiedliwości. Ale w ostatnim czasie sądy administracyjne, które początkowo były z dala od tego, co władza robiła z sądami, też zaczęły bronić Konstytucji i wydawać orzeczenia nie podobające się władzy.
Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” kilka razy podkreślał, że zmiany w sądach to wewnętrzna sprawa Polski. Zrobił to nie bez powodu. Bo przejmowanie kontroli nad sądami przez władzę PiS jest główną osią sporu z UE. To z tego powodu Unia doprowadziła do powiązania wypłaty funduszów europejskich z nowego budżetu UE z kryterium praworządności.
Czy to zatrzyma PiS przed ostateczną rozprawą z sądami? Wszystko będzie zależało od stanowiska Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego, unijnych liderów i od władzy PiS. Przyjęcie kryterium praworządności ma chronić nowy budżet UE przed defraudacjami. Z kolei by oddalić polskie weto do nowego budżetu, liderzy unijni obiecali, że kryterium praworządności będzie wdrożone dopiero, gdy zbada je TSUE. Szacuje się, że zajmie to do dwóch lat.
Jeśli kryterium praworządności będzie interpretowane wąsko, tylko poprzez pryzmat ochrony wydawania środków unijnych przed defraudacjami, to PiS może spać raczej spokojnie.
Jeśli jednak będzie interpretowane szeroko, to może dojść do napięć w relacjach z UE. Prezes Jarosław Kaczyński pytany o interpretację unijnego rozporządzenia zawierającego kryterium praworządności, zapowiedział już, że jeśli będzie ono interpretowane nie pomyśli PiS, to „nikt nie ma złudzeń, że my się czemukolwiek podporządkujemy (...) W żadnym wypadku nie będziemy ustępować. Jeśli ktoś liczy, że my pod groźbą odebrania środków zmienimy naszą politykę, to się myli”.
I to w tym kontekście Kaczyński powtarzał kilka razy, że sprawa zmian w sądach jest wewnętrzną sprawą Polski. Czyli Unia ma się do tego nie wtrącać.
Jednak wdrożenie III i IV etapu przejmowania sądów musi skończyć się zderzeniem z Unią - Bruksela będzie musiała zareagować na łamanie podstawowych wartości UE, a jedną z nich są niezależne sądy.
Sądownictwo
Jarosław Kaczyński
Zbigniew Ziobro
Sąd Najwyższy
przejmowanie sądów
zmiany w Sądzie Najwyższym
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze