0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Agnieszka Sadowska / Agencja GazetaAgnieszka Sadowska /...

Za tydzień okaże się kto obejmie najwyższy urząd w państwie na kolejnych 5 lat. Przyglądamy się programom obydwu kandydatów pod kątem zdrowia, a także temu, co mówią na ten temat w ostatnich dniach kampanii.

On sam niewiele może

Rozdział pt. „Zdrowie i ekologia” w programie Andrzeja Dudy pod hasłem „Jak obronić dobrą zmianę” jest niezwykle krótki i enigmatyczny.

Jego pierwsze zdanie brzmi: „Odkąd zostałem prezydentem, nakłady na służbę zdrowia urosły z 77 mld zł w 2015 roku do 104 mld zł w ubiegłym [2019] roku.”

Zdanie to jest prawdziwe, prezydent jednak nie dodaje, że wzrost ten nie jest bynajmniej jego zasługą. To efekt pracy milionów obywateli płacących obowiązkowe składki zasilające Narodowy Fundusz Zdrowia. W latach 2015-2019 nasze pensje rosły, a wraz z nimi wspomniane składki.

Następnie prezydent się chwali:

„Podpisałem ustawę, która zakłada wzrost nakładów na ochronę zdrowia do co najmniej poziomu 6 proc. PKB w 2024 roku. Niemniej, zamierzam podejmować działania mobilizujące rząd do przyspieszenia realizacji tego celu w krótszym terminie”.

W samym podpisaniu ustawy 6 proc. trudno też doszukiwać się jakiejkolwiek zasługi prezydenta. Wszak wiadomo, że przez ostatnie 5 lat Duda podpisywał niemal wszystko, co podsunął mu rząd PiS. Natomiast, gdy młodzi lekarze rozpoczęli w 2016 roku protesty i za naczelny postulat zmian uznali zwiększenie nakładów na publiczną ochronę zdrowia do 6,8 proc. PKB, Duda nie był w stanie w żaden sposób ich wesprzeć. Okazał wówczas swój całkowity imposybilizm.

Przeczytaj także:

„W 2016 roku zorganizowaliśmy dwie kilkudziesięciotysięczne manifestacje w Warszawie” - opowiadał OKO.Press Krzysztof Hałabuz, jeden w ówczesnych liderów Porozumienia Rezydentów.

„Po pierwszej dostaliśmy nawet zaproszenie na spotkanie z prezydentem Dudą, który oświadczył, że »On sam to niewiele może. Niestety«. Może porozmawiać z panią premier [Szydło] i prezesem Kaczyńskim, jednak problem reformy ochrony zdrowia jest bardzo trudny i złożony, więc nic nie może obiecać”.

Sprawa jest prosta - trzeba wypłacać emerytom

Ostatecznie rezydenci po głośnym strajku głodowym i długich negocjacjach z rządem (w trakcie których doszło do wymiany ministra zdrowia), doprowadzili do podpisania porozumienia. Duda stosowną ustawę podpisał niemal pół roku później.

Prezydent w programie na drugą kadencję nie wspomniał, że rząd oszukał w trakcie jej realizacji rezydentów, wydatki na zdrowie licząc według PKB sprzed 2 lat. Dzięki temu trikowi budżet państwa mógł dotąd praktycznie nie dokładać ani złotówki do wydatków NFZ. Gwarantowane ustawą stopniowe podwyżki szły wprost ze zwiększonych składek.

Rząd wielokrotnie tłumaczył, że taki sposób liczenia był oczywisty od początku. Na osłodę dodawał, iż tego typu liczenie będzie korzystne w razie kryzysu i spadku dochodów państwa.

Jeszcze rok temu trudno było komukolwiek w to uwierzyć. Tymczasem nadeszła epidemia, dochody państwa spadły i jeśli tylko rząd nie naruszy ustawy 6 proc., już niebawem wpadnie we własne sidła.

W przyszłym roku nakłady na zdrowie mają wynieść 5,30 proc. PKB, a będzie się je liczyło według dobrego 2019 roku. W efekcie począwszy od 2021 roku realizacja ustawy będzie wymagała gigantycznych dotacji z budżetu państwa.

Zgodnie z niedawną analizą Public Policy rząd w 2021 będzie musiał wysupłać na ten cel aż 24,9 mld zł. W kolejnych dwóch latach (uwzględniając planowany wzrost gospodarczy i dodatkowe wpływu do kasy NFZ) dotacje te wyniosą odpowiednio 25,8 i 34,8 mld zł.

Łącznie w latach 2021-2023 budżet będzie musiał dołożyć na zdrowie 85,5 mld zł. Jak to pogodzić z wysokimi wydatkami socjalnymi, np. z planowaną 14. emeryturą?

Andrzej Duda wydaje się tym nie przejmować.

Powiedziałem do koleżanek i kolegów z rządu: słuchajcie, sprawa jest prosta - trzeba zacząć wypłacać emerytom i rencistom dodatkowe świadczenia i trzeba starać się wypłacać ich coraz więcej” - powiedział 19 czerwca na spotkaniu wyborczym w Kielcach. „Może w końcu uda się nam dojść do pełnych 12 i będzie za każdym razem dwa razy tyle, co do tej pory mieli. Bo o to właśnie chodzi (…). Do tego zmierzamy”.

A zatem Duda chciałby wypłacać 14., 15., 16… wreszcie 24. emeryturę, bo „sprawa jest prosta”, a do tego „mobilizować rząd do szybszego wzrostu nakładów na zdrowie”. Jak tego dokonać, w programie ani słowa.

Jest problem z tym leczeniem

Po pierwszej serii pochwał pod własnym adresem prezydent przyznaje: „Jednak system [ochrony zdrowia] wciąż wymaga naprawy…”

A więc pomimo 5 lat tak udanej prezydentury i 4,5 roku rządów PiS nie udało się systemu naprawiać do końca. Nie pada tu jednak żadna propozycja jak to dzieło dokończyć. Prezydent stawia trzy kropki. Może się nad tym zastanawia, a może sprawa jest tak ewidentna, że nie ma tu w ogóle czego wyborcom tłumaczyć?

Następnie mamy drugą serię pochwał i dokonań (nie programu, a więc czegoś na przyszłość, do przodu).

„Dodatkowe 3 mld zł z zaproponowanego przeze mnie Funduszu Medycznego będą przeznaczone na leczenie onkologiczne oraz chorób rzadkich, w tym możliwe leczenie specjalistyczne w dedykowanych placówkach na całym świecie”.

Przypomnijmy – Fundusz Medyczny to niespodziewana obietnica Dudy, która pojawiła się na początku marca 2020, zaraz po bardzo niekorzystnym wizerunkowo podpisaniu ustawy o przekazaniu 2 mld zł na sprzyjające władzy media publiczne.

Jak pisaliśmy w OKO.press PiS zależało na tym, by zatrzeć złe wrażenie, że rząd nie dba o chorych na raka, stąd ten „ekstraordynaryjny element”. Prezydent pytany przez dziennikarza radia RMF, dlaczego Fundusz przygotowywany był ad hoc w kampanii wyborczej odparł:

„Może się pan zdziwi, przyczyny są bardzo prozaiczne. Po pierwsze nie tak dawno zachorowała na chorobę nowotworową moja koleżanka (…) i w jakimś sensie uczestniczę w procesie ratowania jej”.

„Druga sprawa to są codzienne zadania, które wykonuje moja żona. Ona wielokrotnie mówiła mi »Słuchaj Andrzej, jest problem z tym leczeniem, jest bardzo wiele takich sytuacji, kiedy nie ma tej pomocy«”.

COVID weryfikuje plany

Z Funduszem niewiele się działo od marca do czerwca 2020. Duda w dniu wyjazdu do USA na spotkanie z Donaldem Trumpem na lotnisku w Balicach ogłosił, że właśnie skierował swój projekt do Sejmu.

Pierwotnie Fundusz miał dysponować 2,75 mld zł rocznie, ostatecznie stanęło na 4 mld, z tym, że w tym roku, z racji tego, że to już lipiec, kwota ma być o połowę niższa. Skąd jednak będą pochodzić te pieniądze?

Początkowo wydawało się, że z budżetu i że chodzi o zupełnie dodatkowe środki poza mechanizmem 6 proc. PKB. Dziś już wiadomo, że tak pięknie nie jest. „Jak mówił u nas w czasie debaty wiceminister zdrowia Sławomir Gadomski, COVID-19 weryfikuje wcześniejsze plany i możliwości” czytamy na stronie portalu „Co w zdrowiu”.

W projekcie ustawy wpisano aż 5 źródeł finansowania Funduszu - w tym na drugim miejscu budżet – jednak nie będą to dodatkowe środki.

Wymienione w punkcie pierwszym opłaty dotyczą instytucji i firm planujących np. budowę szpitala czy nowego oddziału.

Projekt leży na razie w Sejmie, nie wiadomo, kiedy zajmą się nim parlamentarzyści. Jest natomiast bardzo prawdopodobne, że realnie Fundusz ruszy dopiero w 2021 roku.

Jest świetnie, będzie jeszcze lepiej

„Obecnie realizowane są programy, które przeniosą naszą służbę zdrowia na jeszcze wyższy poziom” – chwali się w dalszej części programu Andrzej Duda. Trudno wprawdzie się zorientować o jakie programy chodzi, ważne, że już jesteśmy na „wysokim poziomie”, a będzie on „jeszcze wyższy”.

Prawdopodobnie prezydentowi chodzi o Narodową Strategię Onkologiczną, z której „jest szczególnie dumny”.

Przypomnijmy – poprzednią „Strategię Walki z Rakiem w Polsce na lata 2015-2024”, nad którą długo pracował duży zespół specjalistów i która uzyskała świetne recenzje zagranicznych ekspertów, rząd PiS wrzucił do kosza. Trzeba było zaspokoić ambicje innych twórców a przy okazji pochwalić się własnymi dokonaniami.

Ogłaszana z fanfarami nowa strategia powstająca pod patronatem Dudy została ostro skrytykowana m.in. przez Fundację Onkologiczną „Alivia”.

„Jakość tak ważnego dokumentu, który w perspektywie wielu lat może decydować o życiu i śmierci tysięcy ludzi, jest na nieakceptowalnie niskim poziomie” - ostrzegała Fundacja w dniu przyjęcia dokumentu przez Radę Ministrów (4 lutego 2020).

Jak pisaliśmy w OKO.press dodatkowe środki na onkologię, których wysokość ogłaszał prezydent i o których wielokrotnie trąbiły przyjazne władzy media, de facto będą znacznie niższe. Nowa Strategia zastąpi bowiem poprzedni wieloletni Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych (przewidziany do 2024 r.), który miał zapewnione własne finansowanie. W efekcie dodatkowe 5 mld zł (do 2030 r.), to w rzeczywistości 2,1 mld.

A więc sytuacja podobna jak z Funduszem. PR-owo pomysł sprzedaje się jako nowy, ale nowych środków się do niego nie dokłada, albo dołoży się za jakiś czas i to mniej niż głoszą zapowiedzi.

Podwyżka czy obniżka?

O czym jeszcze mowa w programie na drugą kadencję prezydenta?

O zwiększonych wynagrodzeniach lekarzy, rezydentów, ratowników, pielęgniarek i położnych. Otóż jeśli chodzi o wynagrodzenia lekarzy, to od lipca br. lekarze stażyści i rezydenci dostaną okrągłe 200 zł (brutto) podwyżki. To żaden gest ze strony władz czy prezydenta, ponieważ podwyżkę gwarantuje im ustawa z 8 czerwca 2017 roku. Jak zwraca jednak uwagę prezes Naczelnej Izby Lekarskiej prof. Andrzej Matyja, taki wzrost wynagrodzeń młodych lekarzy oznacza w rzeczywistości obniżkę w stosunku do płacy minimalnej.

Wynagrodzenie rezydenta w 2008 roku wynosiło 3170 zł brutto, co stanowiło 280 proc. płacy minimalnej, a od lipca sięgnie 4299 zł, tj. 165 proc. płacy minimalnej. Z kolei pensja stażysty w 2008 r. wynosiła 160 proc. ówczesnej płacy minimalnej, tymczasem teraz będzie bliska poziomowi najniższego wynagrodzenia.

„To płaca nieadekwatna do wykształcenia, kwalifikacji i odpowiedzialności, jaką ponosi lekarz. Taka obniżka może uszczuplić nasze kadry, których i tak mamy najmniej w Europie w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców” - alarmuje prof. Matyja.

Lekarze od lat powtarzają: dwie średnie krajowe dla rezydenta, trzy średnie dla specjalisty.

Permanentny deficyt

I ostatnia kwestia - szpitale. W programie Dudy widnieje hasło: nowoczesny szpital powiatowy – rozbudowa i modernizacja ponad 200 szpitali powiatowych. Hasła tego program nie rozwija. Zostało ono najprawdopodobniej po dawnym pomyśle o powołaniu specjalnego Funduszu Modernizacji Szpitali. W efekcie zrezygnowano z niego zlewając go z Funduszem Medycznym, który omówiliśmy przed chwilą.

Modernizacja wielu placówkom z pewnością by się przydała. Ale tak naprawdę większość ośrodków tego typu w Polsce walczy nie o rozbudowę, tylko o przeżycie.

Wprowadzenie pod koniec 2017 r. tzw. sieci szpitali zamiast polepszyć, pogorszyło jeszcze ich kondycję. Sieć uderzyła przede wszystkim w najmniejsze, najbiedniejsze szpitale powiatowe. W 2019 r., a więc niemal równo dwa lata po wprowadzeniu zmian, na minusie było aż 90 proc. z nich (wcześniej kulała finansowo połowa). Dyrektorzy tych placówek od dawna protestują.

Twierdzą, że rząd de facto chce zamknąć ok. 150 szpitali, tylko nie ma odwagi o tym głośno powiedzieć. Więc bierze je głodem, a gdy protesty stają się zbyt głośne, dorzuca szpitalom nieco grosza. W 2019 roku zrobiono już to dwukrotnie, choć – jak twierdzili przedstawiciele powiatów – to tylko kropla w morzu potrzeb.

A teraz doszedł do tego jeszcze COVID-19. Szpitale opustoszały. Z powodu niemożności wykonywania planowych zabiegów przestały zarabiać. NFZ wprawdzie oferuje zaliczki na poczet zabiegów i badań, ale placówki boją się, że nie będą w stanie przeprowadzić w drugiej połowie roku tylu operacji, a zaliczki trzeba będzie zwracać.

Od lipca 2020 szpitale dostaną o 3 proc. więcej za świadczenia. Ich koszty rosną jednak dużo szybciej niż wyceny świadczeń obliczane przez NFZ.

„Większość szpitali działa w stanie permanentnego deficytu i nie wie jak ma się zachować” - napisał w liście do prezydenta 22 czerwca 2020 przewodniczący Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Krzysztof Bukiel. List ten krytykuje brak aktywności prezydenta w czasie jego mijającej kadencji.

„Z jednej strony rządzący krytykują działanie szpitali »dla zysku« i postulują, aby działały one »dla misji«, z drugiej - wymagają od szpitali, aby oszczędzały pieniądze za wszelką ceną i nie zadłużały się – nie zważając na faktyczne potrzeby chorych” - pisze Bukiel.

Na krawędzi wydolności

Rafał Trzaskowski zwlekał z opublikowaniem programu, choć miał na to – trzeba przyznać - znacznie mniej czasu od urzędującego prezydenta.

Ostatecznie ogłosił go dosłownie w przededniu głosowania w pierwszej turze.

Program w kwestii zdrowia składa się z krótkiego wstępu i 9 szczegółowych, choć również krótko omówionych, punktów.

„System ochrony zdrowia od lat utrzymuje się na krawędzi wydolności” – zaczyna Trzaskowski. „Wydajemy na niego za mało – rząd woli dziś dać pieniądze na propagandę w TVP” – wbija od razu szpilę politycznym przeciwnikom. „Potrzebujemy nowej polityki zdrowotnej. Takiej, która jest blisko ludzi”.

Brzmi to nieźle, ale na czym ma polegać ta nowa polityka już trudniej się z programu dowiedzieć.

Nie ma chyba nikogo, kto by kwestionował, że Polska wydaje od lat zdecydowanie za mało na ochronę zdrowia. Ale wiadomo, że samo dołożenie pieniędzy nie wystarczy. System jest reformowany od lat, właściwie od zawsze, tymczasem wydaje się, że jest w coraz gorszej kondycji.

„Prezydent jako gwarant bezpieczeństwa Polek i Polaków, ma obowiązek wymusić na rządzie działania prowadzące do trwałej poprawy sytuacji w służbie zdrowia.”

OK, ale jak to osiągnąć?

Trzaskowski wylicza:

  • zwiększenie środków,
  • rozwój e-medycyny,
  • szpitale powiatowe jako centra szybkiej diagnostyki,
  • profilaktyka od najmłodszych lat,
  • opieka psychiatryczna dla dzieci,
  • telemedycyna,
  • więcej lekarzy i pielęgniarek,
  • zadbanie o rezydentów,
  • wreszcie Biała Księga COVID-19, czyli co zrobiliśmy źle w czasie walki z epidemią.

Skąd pieniądze?

Skąd wziąć pieniądze na zdrowie - tego w programie nie ma. Ale można było o tym usłyszeć m.in. w czasie rozmowy, jaką przeprowadziła Monika Olejnik z Rafałem Trzaskowskim 2 lipca w TVN24.

„Trzeba przede wszystkim znaleźć pieniądze na podwyżki, ja mówię jasno, 6 proc. PKB rocznie na służbę zdrowia” - mówił kandydat na prezydenta. I dalej: „Wskazywałem skąd te pieniądze można znaleźć, choćby z tej gigantomanii, w momencie, kiedy rządzący mówią o budowaniu jednego z największych lotnisk na świecie, to te pieniądze, zwłaszcza po epidemii, trzeba wydawać na służbę zdrowia”.

„Te pieniądze” będą potrzebne na praktycznie wszystkie obietnice programowe Trzaskowskiego. Porządne podwyżki płac, pomoc dla szpitali, nowy sprzęt diagnostyczny, kosztowne kształcenie studentów, programy profilaktyczne, to wszystko oznacza bardzo duże koszty. Czy rzeczywiście sama rezygnacja z „wielkich programów infrastrukturalnych” wystarczy? Oznaczałaby ona spory, ale jednak ograniczony w czasie dopływ pieniędzy. Tymczasem trzeba myśleć o zmianie systemowej, na trwałe.

To, czego najbardziej zabrakło w programie Rafała Trzaskowskiego, to choćby zapowiedzi naprawdę zasadniczych zmian w funkcjonowaniu systemu.

Mam na myśli zastanowienie się nad sposobem działania NFZ. Nad likwidacją betonujących ten system limitów i ryczałtów, często absurdalnych sposobów rozliczeń. Wymyślenie tego, w jaki sposób przekazywać władzę i pieniądze na zdrowie samorządom. Kto powinien tym zarządzać?

Czeka nas też poważny namysł nad podniesieniem składki zdrowotnej i współpłatności, choćby symbolicznej, za niektóre usługi medyczne. Trzeba zastanowić się nad dalszym modelem funkcjonowania podstawowej opieki zdrowotnej. Wypracować sposoby współdziałania publicznego i prywatnego sektora. PiS udaje, że tego drugiego po prostu nie ma, tymczasem stałe osłabianie publicznej opieki wzmacnia tę prywatną, zaostrza konkurencję między tymi dwoma sektorami, które powinny się uzupełniać i wspierać a nie zwalczać.

Same hasła to za mało

Można by rzec, że prezydent nie ma prerogatyw, by reformować opiekę zdrowotną. Nie jest też bezpośrednio odpowiedzialny za kształt ani za funkcjonowanie publicznej ochrony zdrowia w Polsce. Od przyszłego prezydenta oczekiwalibyśmy, by nie poprzestał na - choćby najlepszych - hasłach. Naprawa zaniedbywanego przed długie, długie lata systemu, to długi i bolesny proces. I z pewnością nie na jedną prezydenturę, ale od czegoś trzeba zacząć.

Nie wydaje mi się, by tym najlepszym początkiem było tworzenie Białej Księgi COVID-19. Nie trzeba być wybitnym ekspertem, by dostrzec, co w Polsce zadziałało, a co nie zadziałało i dalej nie działa w kwestii epidemii. Za mało testów, niedostateczne śledzenie kontaktów, niedofinansowany, zaniedbany Sanepid, wreszcie fatalna polityka informacyjna rządu z premierem zapędzającym ostatnio do urn seniorów i tłumaczącym, że „latem wirusy grypy i ten koronawirus są słabsze, dużo słabsze”.

Od prezydenta oczekujemy naturalnie, że będzie wetował złe ustawy, w tym mające wpływ na nasze zdrowie, jak choćby ta, którą bez wahania podpisał ostatnio Andrzej Duda. Chodzi o zaostrzenie kodeksu karnego wprowadzone pod płaszczykiem tarczy 4.0, które bardzo zaniepokoiło lekarzy. Nowy przepis mówi bowiem, że lekarz za nieumyślne spowodowanie śmierci pacjenta będzie praktycznie od razu szedł za kratki.

Rząd PiS zrobił wiele złego, by skłócić ze sobą poszczególne zawody medyczne, a także lekarzy między sobą. A urzędujący prezydent praktycznie nie zrobił nic, by te fatalne zagrania łagodzić bądź im przeciwdziałać.

"Dzisiaj niestety nie opłaca się zaczynać tego [medycznego] zawodu” - mówił 2 lipca w TVN24 Trzaskowski. „Jest to bardzo trudne, jeszcze do tego rząd przez cały czas atakował [lekarzy] obniżając prestiż zawodu - dodał.”

Zdrowie najwyraźniej nie miało szczęścia do polityków w Polsce od wielu, wielu lat. Wydawałoby się, że pandemia koronawirusa i wszystkie jej konsekwencje powinny jasno unaocznić jak ważna to sfera i jak bardzo trzeba o nią dbać. Ponowny wybór Andrzeja Dudy nie pozostawia złudzeń. Zdrowie będzie dalej podporządkowane polityce, prezydent poza PR-owymi działaniami będzie nadal bezwolny i bezczynny.

Rafał Trzaskowski nie wydaje się być szczególnie przejęty tą tematyką, ale można przynajmniej liczyć na jego energię, zdrowy rozsądek i niezależność. A także na to, że otoczy się dobrymi doradcami i nie zawaha się skorzystać z ich rad.

Ma się do kogo zwrócić. W ciągu 4 dni blisko 400 samodzielnych pracowników nauki (profesorów i doktorów habilitowanych) związanych z medycyną podpisało apel o poparcie jego kandydatury w drugiej turze wyborów. Do apelu dołączają się inni medycy.

"Obecny obóz władzy i jego kandydat na prezydenta nie realizują swoich obietnic: potrzeby chorych nie są zaspakajane, a niemal wszystkie wskaźniki opieki medycznej sytuują nasz kraj na końcu listy państw Unii Europejskiej" - piszą sygnatariusze apelu.

"W pełni identyfikujemy się i wspieramy elementy zawarte w programie wyborczym Rafała Trzaskowskiego: większe nakłady na służbę zdrowia i na szkolenie kadr medycznych, zwiększenie liczby lekarzy i pielęgniarek, wdrożenie szerokich programów profilaktycznych czy rozwój programu e-zdrowie i telemedycyny".

;
Na zdjęciu Sławomir Zagórski
Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Komentarze