0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Rys. Iga KucharskaRys. Iga Kucharska

Ewa Koza, OKO.press: Czym jest bierna agresja?

Dr Bartosz Zalewski: To taki sposób funkcjonowania w relacji z drugą osobą, w którym przekazujemy treści atakujące, poniżające, dyskwalifikujące czy wrogie tak, że wydaje się, jakby ich nie było. Kiedy zareagujemy na nią słowami: „Byłaś (czy byłeś) wobec mnie agresywny (czy agresywna), taka osoba zwykle odpowie: „Kiedy? Pokaż mi, kiedy?”. Gdybyśmy się wdali z analizę wypowiedzianych przez nią słów, w każdym momencie

może się wybronić, mówiąc: „Słuchaj, to, że ty widzisz w tym agresję, to twój problem”, podczas gdy jej zachowanie jest agresywne.

Agresja, która udaje żart

Często można usłyszeć: „Weź, nie wymyślaj!”, „Nie znasz się na żartach” albo „Jesteś przewrażliwiona czy przewrażliwiony”.

To, o czym pani mówi, pojawia się również w aktywnej agresji, kiedy ktoś opowiada atakujący żart, przedstawiający osobę albo grupę osób w sposób dyskryminujący. Oczywiste jest, że „żartująca” osoba próbuje komuś ubliżyć. Jeśli zwrócić jej uwagę, zwykle pojawia się: „Na żartach się nie znasz?”.

Istotą biernej agresji będzie to, że nie da się w żaden sposób pokazać, że to, co ktoś robi, jest agresywne, uwłaczające, poniżające czy degradujące.

Dowodzenie wydaje mi się sprawą drugorzędną, ale jak rozpoznać bierną agresję i nie dać sobie wmówić, że „źle” czuję.

Chodzi przede wszystkim o samoświadomość. Oczywiście, może się zdarzyć, że – z różnych powodów – ktoś ma tendencję do doszukiwania się przemocy i agresji tam, gdzie jej nie ma. Myślę o sytuacji, w której człowiek widzi bardzo dużo osób, które zachowują się w stosunku do niego w sposób przemocowy. To może być nadinterpretacja.

Ale jeśli czujemy oparcie w swoim rozpoznaniu świata – nie jest tak, że inni ciągle nam mówią, że się mylimy – najważniejsze jest zaufanie do siebie, do tego, co czujemy.

Po drugie, jest coś takiego jak społeczny dowód słuszności – nasi najbliżsi też ją widzą, bo bierną agresję dość dobrze widać.

Jeśli ktoś nie ma specjalnego motywu, żeby jej nie widzieć, zwykle powie: „Tak, to naprawdę było agresywne”.

Przeczytaj także:

Jak się nie dać wciągnąć?

Wciąż słyszymy, że toksycznych ludzi trzeba eliminować z życia, najszybciej jak się da. Ale mamy przecież szwagrów, szwagierki, drugich mężów naszych matek, kolejne żony ojców, mężów i żony serdecznych przyjaciółek czy przyjaciół. Jak możemy choć trochę się ochronić w kontaktach z osobami stosującymi bierną agresję?

Jest taki sposób bierno-agresywnych zachowań, w których wciąga się kogoś w dyskusję, jak troll w internecie, tylko po to, żeby osoba atakowana poczuła, że przegrała. Tu nie chodzi o żadną rozmowę i logiczną argumentację, tylko o to, żeby ktoś poczuł się źle.

Osoba atakująca może nie mieć świadomości, co robi, i pozostać z poczuciem – pogadaliśmy.

Tymczasem z boku będzie to wykładać tak, że druga strona była nieustannie atakowana, punktowana i pozostawiona z sugestią, że jest głupia. Atakujący czuje się z kolei mądry, swobodny, wyluzowany, towarzyski i zdziwiony, że druga osoba jest spięta, jego zdaniem dziwna albo przesadnie wrażliwa.

Jeśli chcę się spotkać z siostrą i wiem, że ona pojawi się z mężem, którego nie lubię, przyjąłbym taki punkt widzenia, że ja go nie zmienię i że on będzie mnie zapraszał do takich bierno-agresywnych gierek. Co z tym zrobić?

Być może wystarczy nie dać się w to wciągnąć. Stosować metodę zdartej płyty, odpowiadać zdawkowo, na przykład: „Może i tak” albo „Nie zajmowałem się tym”. Ograniczyć reakcje do minimum.

Zawsze mogę się wdać w jakąś dyskusję, która najpewniej przybierze wojenny wydźwięk i raczej ją przegram. Co innego można wymyślić? Może najlepiej powiedzieć siostrze czy przyjaciółce wprost: „Słuchaj, mam kłopot z twoim mężem. Po pięciu minutach mam dość. Nie jestem w stanie cieszyć się spotkaniem z tobą w jego obecności, bo zajmuję się głównie tym, żeby go udusić”.

Bierna agresja nie musi być wyrażona werbalnie.

„Ja tak mam, jesteś przewrażliwiony”

Można znacząco wyzdychać albo przewracać oczami. Czasem warto to zignorować, nie każdy komunikat trzeba czytać. Można też nazwać to w bezpośredni sposób, mówiąc na przykład: „Chyba ci się nie podoba to, co mówię. Widzę, jak przewracasz oczami”. Zwykle usłyszymy wówczas: „Nie, nie, wszystko jest w porządku”. Można odpuścić albo iść dalej: „Acha, czyli coś ci się dzieje z oczami?” – to już jest bardzo agresywny komunikat, rozumiem, że człowiek ma w takim momencie dość.

„Ja tak mam, jesteś przewrażliwiony”. Tego bym już proponował nie komentować, bo jak ktoś zacznie rozmowę o swoim przewrażliwieniu, to niemal pewne, że zakończy ją w bardzo złym nastroju. To zaczepka, najlepiej ją zignorować. To tak, jakby ktoś, zamiast przewrócić oczami czy znacząco westchnąć, powiedział: „Idiotą jesteś!”.

Co wtedy? Wejdę w kłótnię, oddając: „Sam jesteś idiotą”, powiem: „No, wiesz, chyba mam ciekawsze sprawy niż słuchanie, że jestem głupkiem”, czy zignoruję?

A gdyby się zdarzyło, że ktoś nazwałby pana idiotą, jaka byłaby pana reakcja?

Chyba by mnie to zaskoczyło, pewnie bym się nad tym zatrzymał i skomentował pytaniem: „Ale co ci przyszło do głowy? To my się teraz będziemy wzajemnie od idiotów wyzywać?”. Raczej bym się zezłościł i wprost to skomentował. Pokazałbym, że mnie to wkurzyło.

Bierna agresja to tak, jakby ktoś nas chciał uderzyć

Często można usłyszeć, że najważniejsze, żeby zachować spokój. Trudno się z tym nie zgodzić, tyle że atakowany człowiek nie zawsze ma nerwy ze stali.

To byłby atak wprost, natomiast przy biernej agresji, gdybym powiedział, że złości mnie, że ktoś przewraca oczami, mógłbym usłyszeć: „A weź się ode mnie odczep, nie przewracam oczami. Z tobą to już się gadać nie da”.

Gdy reagujemy złością na bierną agresję, wychodzi na to, że złościmy się bez powodu i że to my jesteśmy agresywni. Przecież ta osoba jest niewinna, ona tylko głębiej odetchnęła, a my ją atakujemy.

Najbezpieczniej unikać.

Zdecydowanie tak. Bo co zrobić z osobą, która za każdym razem, gdy się widzimy, chce mnie uderzyć? Czym się to różni od biernej agresji? Ta osoba też chce mnie uderzyć, ale tak, żeby nikt nie widział – słowem, przewracaniem oczami czy znaczącym wzdychaniem. Jaki zatem miałbym mieć powód, żeby utrzymywać takie kontakty?

Rozumiem, że trudniej jest wtedy, gdy mam bardziej złożoną relację z osobą bierno-agresywną.

Nie jest to mąż siostry czy przyjaciółki, ale ona sama albo przyjaciel, którego lubię, cenię i chcę się z nim spotykać, tymczasem on jest bierno-agresywny wobec mnie, i za nic nie chce się do tego przyznać. Jeszcze trudniej, gdy jest to ktoś z rodziny, z kim musimy albo czujemy w obowiązku się widywać, chociażby starszy rodzic.

Relacje tylko troszkę bierno-agresywne

Przyznam, że nie rozumiem, jak mogłabym czerpać radość z kontaktów z przyjacielem czy przyjaciółką, z kimś, kto zachowuje się w sposób bierno-agresywny.

Ktoś, kogo traktuję jak przyjaciela, prawdopodobnie nie jest tylko bierno-agresywny wobec mnie, bo wtedy – rzeczywiście – raczej nie zdecydowałbym się na podtrzymywanie kontaktu. Może jest to relacja, w której jego bierno-agresywne zachowania stanowią 20 proc. To już dużo. Jeśli jest to 10 proc., być może wystarczy powiedzieć: „Oj, weź się odczep ode mnie”.

Ale wróćmy do 20 proc. – w tej relacji są dwa elementy: jemu na mnie zależy, a jednocześnie, z jakiegoś powodu, zachowuje się w moją stronę w sposób bierno-agresywny.

Na to mogą być różne sposoby.

  • Wiedząc, że przyjaciel mnie lubi i ceni, mogę część tej biernej agresji wytrzymać, traktując ją jako jego nieprzyjemną przypadłość.
  • Mogę mu też dać znać: „Słuchaj, jak tylko wspomnę o swojej żonie, wzdychasz albo przewracasz oczami. Czuję, że chcesz mi coś powiedzieć, ale nie mówisz. Irytuje mnie to, ale wiem, że tak masz. Jakoś muszę to znieść”.
Jeszcze trudniejsza jest relacja z bratem, siostrą, rodzicem lub sytuacja zależności służbowej.

Bierno-agresywni potrafią być zarówno podwładni – na przykład eskalując żądania czy pokazując, że osoba zarządzająca zespołem źle organizuje pracę i nie daje rady – jak i osoba przełożona albo współpracownik czy współpracownica.

Owszem możemy zmienić pracę, ale to nie zawsze jest takie łatwe, jakby mogło się wydawać, bo – na przykład – bardzo ją lubimy albo włożyliśmy wiele wysiłku, żeby zdobyć konkretne stanowisko.

Próba pokazania komuś, że robi coś, czego on jest pewien, że nie robi, a jednocześnie nie jest w stanie przestać robić, jest bardzo dużym wyzwaniem.

Korzyść z bycia ofiarą

Postawiłbym hipotezę, że z jakiegoś powodu ten człowiek musi tak się zachowywać, może nawet przez całe życie. To mogą być osoby, które wytworzyły w dzieciństwie sposób funkcjonowania na bycie ofiarą, bo tylko tak mogły zyskać uwagę czy wsparcie. W innym przypadku musiały sobie ze wszystkim radzić i jeszcze zajmować rodzicami. Mogą więc przyjmować tożsamość ofiary również w dorosłym życiu, bo nauczyły się, że to skuteczna metoda, żeby coś dostać.

Prof. Michał Bilewicz, w książce „Traumaland. Polacy w cieniu przeszłości”, przedstawił ciekawą teorię – kiedy jest się ofiarą, z definicji nie jest się sprawcą.

Można wówczas stosować każdy rodzaj przemocy, a ona nigdy nie będzie opisana jako przemoc.

Kilka lat temu współpracownica zrobiła mi straszne świństwo – okradła z efektów mojej pracy. Jak chwilę później usłyszałam od jej przyjaciółeczki: „Nie ma co robić zamieszania, Marysia i tak ma trudno, przecież ma chore dziecko”. Ta osoba całe życie płynie na fali bycia najbardziej poszkodowaną wśród poszkodowanych i naprawdę dużo uchodzi jej płazem.

To jest korzyść z bycia ofiarą, bo bycie nią ma szereg negatywnych następstw. To nie jest komfortowa pozycja życiowa. Nie jest tak, że taki ktoś zrobi nas w konia i będzie się z tego cieszyć. Taka osoba ma zwykle bardzo trudny świat wewnętrzny, głównie cierpi, bo nie radzi sobie z różnymi rzeczami. Jednak bycie ofiarą jest strategią, w której można coś zyskać.

Rzeczywiście, ten kto jest najsłabszy, najbardziej poszkodowany czy wrażliwy, może liczyć na wsparcie społeczne. To jest, co do zasady, bardzo dobry mechanizm społeczny. Są osoby, które wchodzą w tę rolę od dziecka, bo tak się ułożyło ich życie rozwojowe. W dorosłości mogą być – jak mówi Christopfer Bollas, brytyjski psychoanalityk – tymi, które roszczą sobie pretensje do parkowania na miejscach dla osób z niepełnosprawnościami, mimo że niepełnosprawne nie są.

Kradzież? “Wzięłam, bo musiałam”

Kobieta, o której pani mówi, ma najpewniej taką konstrukcję psychiczną, że nie przyjmie do wiadomości faktu, że ona zrobiła coś nie tak, bo to by ją skonfrontowało z różnymi sprawami, nie tylko z teraźniejszości. To bardzo silne motywy, które zaślepiają. Ona nie może założyć takich okularów, żeby to zobaczyć, więc raczej tego nie zobaczy, tylko będzie broniła swojej strategii bycia ofiarą.

Sytuację, którą pani przeżywa jako kradzież, ona będzie przeżywała z pozycji ofiary – wzięłam, bo musiałam. Ma taki motyw wewnętrzny, który podpowiada jej konieczność znajdowania argumentów na swoją korzyść – cała inteligencja i doświadczenie życiowe takiego człowieka jest w to włączone – więc znajdzie ich bez liku.

Nie ma co liczyć na zmianę, gdy jest to tak nasilone, ale to pozwala mitygować zaangażowanie. Wiedząc, że rozsiadła się w roli ofiary i będzie w niej umoszczona, wiem, że jeśli zaangażuję się w relację, rodzaj wdzięczności będzie umiarkowany. Taka jest jej konstrukcja. Ona uważa, że ja czy my jesteśmy ręką, za pomocą której los jej słusznie wynagradza jakieś trudności. Na przykład, skoro ma chore dziecko, inni mają moralny obowiązek ją wspierać.

Jak to rozpoznać?

Zwykle, jeśli komuś pomagam, ta osoba wie, że mam swoje ograniczenie i nie będę mógł pomagać jej bez końca. Jeśli przychodzi moment zmęczenia albo czuję, że pomogłem i gdzie indziej kieruję swoją uwagę, osoba wchodzącą w rolę ofiary może okazać zaskoczenie, bo traktowała moją pomoc jako coś oczywistego.

Bolesna konieczność stawiania granic

Dlatego konieczne jest postawienie wyraźnych granic: „Tego już dla ciebie nie zrobię, nie mam możliwości słuchania cię i myślenia o tobie w tej sprawie”. Większość z nas stawia granice przez działania i większość ją uznaje.

Jednak w relacji z osobą wchodzącą w rolę ofiary konsekwencje postawienia granic mogą być bardzo nieprzyjemne.

Może być tak, że innym będzie mówione, jacy jesteśmy niemoralni, a rzeczywistość będzie przedstawiana w sposób odmienny od faktycznego.

„Dziękuję. Gdybyś chciał (czy chciała) zrobić stałe zlecenie, zrób to tak a tak” – taki komunikat można otrzymać, gdy przekazuje się datek na jakiś szczytny cel.

Dobitnie tu widać, że ktoś uważa, że tak już będzie zawsze. Podobnie jest we współpracy, gdy komuś się wydaje, że może nas dewaluować. Raz to zignorujemy, drugi raz zignorujemy, ale gdy powtarza się po raz trzeci, najpewniej wydarzy się po raz czwarty i kolejny, bo komuś się wydaje, że może tak robić. Komuś innemu, że będziemy mu stale pomagać, a jeszcze innemu, że będziemy za niego pracować.

Jeśli ktoś stosuje bierną agresję, o której szeroko tu rozmawiamy, głównym sposobem na nią będzie postawienie granicy.

Czasami jest to zmniejszenie lub zerwanie kontaktu, czasami powiedzenie, że tego a tego sobie nie życzę, a czasami jest to bardzo przykre doświadczenie,

w którym będziemy atakowani, oczerniani, nasze słowa będą podważane, pojawi się ogromna niezgoda. Co zrobić, gdy ktoś zaczyna nas obgadywać, a sam umościł się w pozycji ofiary? To trudne, bo gdy jest się ofiarą, to tak zwane „słuszne oburzenie” pozwala na wszystko. Można obgadywać, atakować i niezmiennie pozostać ofiarą.

Jak przeżyć złość osoby, której stawiamy granice?

Na jednej z niedawnych sesji mężczyzna powiedział do partnerki coś w taki sposób, że ewidentnie ją zaszantażował. Gdy zwróciła mu uwagę: „Słuchaj, szantażujesz mnie”, omal nie dostał apopleksji. Wracał do tego przez wiele kolejnych spotkań, pytał, czy zdaje sobie sprawę, jak bardzo go zraniła zarzutem szantażu, tego, którego ewidentnie się dopuścił. Jak mówił, zraniła go tak bardzo, że już nie może jej ufać. Z takim zachowaniem możemy się zetknąć, stawiając granicę osobie, która osadziła się w roli ofiary.

Załóżmy, że ktoś ma świetną pracę, doskonale zarabia, lubi osoby, z którymi na co dzień współpracuje, a także swoją przełożoną, ale ta nagle się zmienia. Pojawia się nowa, która stosuje bierną agresję, akurat w jego stronę. Czy ten człowiek ma szansę zmienić sposób, w który szefowa się z nim komunikuje? I jak może się do tego zabrać?

Najpierw warto dać asertywny komunikat, na przykład: „To, co pani powiedziała, bardzo mnie dotknęło” albo „Nie zgadzam się z taką wizją” czy „Nie wiem, czy pani zobaczyła, że …”, i sprawdzić, a nuż się zmieni.

Stawianie granic sprawia, że osoba działająca w taki sposób, może się nauczyć, że z nami się tak nie da. Może z innymi tak, ale z nami nie.

Ale – jak oboje wiemy – jest możliwe, że nic się nie zmieni.

Przyda się strategia

Im bardziej skomplikowana sytuacja, tym mniejsza szansa, że pojedyncze działanie przyniesie pożądany efekt, dlatego warto pomyśleć o strategii. Po pierwsze, sprawdzić, czy inni też widzą bierną agresję, którą szefowa kieruje w stronę kolegi czy koleżanki.

A jeśli widzą?

Dobrze, żeby ten człowiek porozmawiał z osobami z zespołu i powiedział, że nie chce być w takiej relacji z szefową. Jak uzyskać ich wsparcie? To już się robi bardziej złożone. Warto zweryfikować, czy będą gotowi pójść z nim do wyższych przełożonych, czy są zalęknieni i mówią, że – owszem – widzą, co się dzieje, ale nie mogą mu pomóc. Ktoś nie lubi konfrontacji, ktoś ma kredyt – ci uciekną, ale będą też tacy, którzy wstawią się za tą osobą.

W asertywności mówi się, że musimy mieć plecy. Musimy móc odwołać się do większej siły.

Kto to może być? Albo wyższa przełożona czy przełożony, albo struktury w konkretnej firmie. Musimy wiedzieć, że kiedy podniesiemy temat, stosująca bierną agresję szefowa poczuje się zaatakowana. I tu jest kluczowa sprawa: jak wytrzymać jej wściekłość?

Jak przeżyć złość osoby, której stawiamy granice? Najpewniej będzie wysoce sfrustrowana. Może czuć się poniżona, obnażona, wściekła, że jej się nie udaje.

Niewykluczone, że nie zna innych sposobów działania, jedynie od biernej – jak obgadywanie czy dewaluowanie – po agresję wprost.

Mogą pojawić się ataki, zarówno wprost, jak i nie wprost, drobne lub poważne. Jest prawdopodobne, jeśli nie wysoce prawdopodobne, że to się wydarzy. Jak się w tym wzmacniać, żeby przetrzymać taki przejściowy trudny czas? To kwestia znajomości siebie.

Kto potrzebuje wsparcia

Jeśli wiem, że jestem wytrzymały, widzę swój cel, wiem, że teraz jest wściekła, rozsiewa plotki, pomijam to, asertywnie na to odpowiadam, sprawy się toczą, a ja widzę szansę, że coś dobrego z tego wyniknie. Jeśli natomiast wiem, że jestem wrażliwy, ruminuję to, czyli negatywne myśli wielokrotnie do mnie powracają, stresuję się na samą myśl o kontakcie z agresywną szefową, potrzebne mi będzie wsparcie społeczne.

Gdy znów będzie wymownie wzdychać czy przewracać oczami, ważne, żebym mógł wyjść z pokoju, pójść do koleżanki, która mnie lubi i pogadać sobie z nią albo po prostu chwilę posiedzieć w przyjaznej atmosferze.

Kluczowa jest tu wiara, że jest szansa na zmianę sytuacji. Część z nas została tak ukształtowana, że nie miała okazji nabyć wiary w swoje sprawstwo.
  • Po pierwsze, poczucie, że nie mogę mieć sprawczości.
  • Po drugie, że nie wytrzymam.
  • A po trzecie, że nie wiem, jak to zrobić, albo że nikt mnie nie wesprze

– to przekonania, z którymi najczęściej pracujemy na sesjach terapeutycznych. Bardzo często słyszę pytanie od osób, które czują się wykorzystywane czy atakowane, tak w pracy, jak i w relacjach prywatnych: „Ale co to da?”.

Nie zmienimy ludzi, ale swoją sytuację zmienić możemy

To, że nie zmieni się charakter drugiej osoby, to być może prawidłowe rozpoznanie rzeczywistości. Ale to, że w żaden sposób nie mogę zmienić swojej sytuacji, adekwatnym już nie jest.

I nie zawsze musi to oznaczać zerwanie relacji.

Zdecydowanie nie. W pracy będziemy mieć być może trzy miesiące nieprzyjemnych tarć, a potem ta osoba będzie już wiedziała, że jak przewróci oczami w naszej obecności, my na to zareagujemy. Będzie pamiętała, bo dla niej to też nie będzie przyjemne. Być może zostanie z przekonaniem: „No z tym chłopakiem z księgowości w ogóle nie da się pracować. Nawet odetchnąć przy nim nie można, taki przewrażliwiony”.

Czy wejście w pozycję „ofiara” to jakiś rodzaj przemocy?

Raczej mówi się o wpływie, o sposobie, w który może coś uzyskać, bo ktoś nie ma pomysłu, jak to zrobić w inny sposób. Ale – faktycznie – kiedy zabiegi nie przynoszą pożądanego efektu, często pojawia się frustracja, a tej może towarzyszyć atak. Część osób może mieć taką konstelację: po pierwsze, często przyjmuje pozycję ofiary, po drugie, wewnątrz w ogóle nie radzi sobie z agresją, więc używa pozycji ofiary, żeby atakować innych.

Poprzez bierną agresję wywołuje złość bliskich, a potem ich za to oskarża – to już wyższy poziom zaawansowania.

To uspokaja agresora?

Tak, to wzmacnia metabolizm agresji wewnętrznej, pomaga rozładować własną złość.

Kiedy odpowiedzią na stawianie granic jest foch

Jest jeszcze słynny foch.

Prof. Krystyna Doroszewicz i dr Małgorzata Gamian-Wilk badały strategie wpływu w bliskich związkach miłosnych, owocem tych badań jest książka „Uległość w bliskich relacjach”. Autorki pokazały, że foch jest twardą i bardzo niszczycielską metodą wpływu, której istotą jest zaprzeczenie istnienia drugiej osoby. Foch ma zakomunikować:

„Jesteś tak obrzydliwy czy obrzydliwa, że nawet nie chcę cię znać. Jesteś najgorszym robakiem, jaki pełza po ziemi”.

Wprawdzie rzadko jest używany w takiej funkcji, ale foch zawsze ma w sobie pierwiastek bardzo twardego ataku: „Pogardzam tobą, przestałeś czy przestałaś dla mnie istnieć. Brzydzę się na ciebie patrzeć”.

Osoba, która ucieka się do takich metod, musi być w strasznym stanie. To bardzo kosztowna strategia, która działa na procesach hamowania. Ten, kto ją stosuje, będzie po kwadransie tak zmęczony, że już mu współczuję.

Jeśli fochem zareagował na stawianie granic ktoś, kto stosował wobec mnie bierną agresję, cieszę się, że mam go z głowy.
Młody mezczyzna z zarostem i w okularach, w niebieskiej koszuli
Dr Bartosz Zalewski. Fot. Max Zieliński

Bartosz Zalewskidr n. hum, certyfikowany psychoterapeuta Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, współpracownik Uniwersytetu SWPS. Pracuje w Zespole Terapii Rodzin Ośrodka Terapeutyczno-Szkoleniowego Kontrakt w Warszawie. Współautor podręcznika o diagnozie w terapii par oraz standardów prowadzenia procesu diagnozy. Autor artykułów naukowych z zakresu diagnozy psychologicznej, terapii rodzin oraz efektywności nauczania diagnozy klinicznej. Propaguje wiedzę naukową z zakresu psychoterapii par, m.in. prowadząc blog „Terapia Rodzin – Badania”.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

;
Na zdjęciu Ewa Koza
Ewa Koza

Ekonomistka, psycholożka biznesu, redaktorka – związana z mediami od 2013 roku. Pisze o aspektach zdrowotnych i społecznych, z naciskiem na prawa człowieka, prawa kobiet, zdrowie psychiczne osób małoletnich i wszelkie przejawy przemocy w relacjach skośnych, tak prywatnych, jak i zawodowych.

Komentarze