0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Dawid Zuchowicz...

Decyzja o wzięciu na listy KO Michała Kołodziejczaka była oczekiwana mniej więcej tak, jak wieloryb w Wiśle. Kolejny raz Donald Tusk pokazuje, że potrafi zaskoczyć. To w ogóle cecha jego kampanii – Tusk nadaje ton, porusza swoich zwolenników, odwraca dotychczasową regułę, że od narzucania tematów jest PiS, a zadyszana opozycja goni za nimi i gdy już ma króliczka w garści pojawia się następny. Tusk jest wyrazisty, wzbudza sprzeczne reakcje, ale zawsze r e a k c j e. Tym razem występuje w roli enfant terrible polskiej demokracji, zrywa z inteligencką poprawnością liberalnego centrum.

Do tej pory łapaliśmy się za głowę, patrząc na kolejne pomysły Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego, teraz zmusza nas do tego lider KO.

Łatwo sobie wyobrazić, jak trudno było Adamowi Bodnarowi (jedyny w sali w marynarce) ściskać dłoń Kołodziejczaka, który reprezentuje to, z czym były RPO się zmagał – postawę antyeuropejską, umizgi do narodowców, łącznie ze zwalczaniem „roszczeń żydowskich”, tani populizm. Także w środę mówił Kołodziejczak bez nadmiernej dbałości o sens, nakręcał się aż do zawrotu głowy. Najwyraźniej uwielbia, jak go słuchają. Postawiony na scenie przez Tuska gadał i gadał, skończyć nie umiał.

A Tusk się tylko chytrze uśmiechał, jak na rudego lisa przystało.

OKO.press przypomniało kto zacz, a komentatorzy komentują, że w razie powyborczych przepychanek będzie Kołodziejczak pierwszym posłem do kupienia przez PiS. Agrounista temu żarliwie zaprzecza w programie TVN24 „Tak jest”, co nie znaczy, że tak nie będzie.

Przeczytaj także:

Tusk płynie jednak na fali wyborczego szaleństwa, bo ta decyzja jest szalona, nawet jeśli racjonalne są kalkulacje, że może przynieść porcję młodych wściekłych wyborców ze wsi. Szaleństwo wliczone jest w koszty celu nadrzędnego, jaki stawia sobie Tusk i który ujmuje jakby był jakimś Morawieckim a rebours: Polska musi wygrać z PiS-em. Kołodziejczak obok Tuska nabiera polskości, bo liczy się tylko jedno – odsunąć Kaczyńskiego od władzy. Na polaryzację w wykonaniu PiS z poziomu Giewontu Tusk odpowiada ze szczytów Himalajów.

Taka determinacja polityczna musi budzić fascynację (moją jak widać, budzi), nawet jeśli po pierwszym hauście powietrza, wydech blokuje aksjologiczny szok. I człowiek zżyma się i nie wie, co z tym Kołodziejczakiem zrobić.

Tusk lekceważy takie rozterki i wysyła mobilizacyjny sygnał na ostatnie 60 dni do wyborów. Nie ma już czasu na rozkminy, bo sondaże – które wszyscy znamy, a Tusk ma dodatkowe własne – nie stawiają demokracji w roli faworyta. I Polsce grozi koalicja złej prawicy z jeszcze gorszą prawicą (zgadnijcie która zła, a która gorsza).

Uwaga, uwaga! Dziś w OKO.press premiera nowego odcinka Programu Politycznego, Dominika Sitnicka i Agata Szczęśniak opisują i komentują rzeczywistość polityczną. Lekko, często zabawnie, ale zawsze kompetentnie i jednak na poważnie. Bo ta śmieszno-straszna polityka, to rzecz poważna. Słuchaj dzisiaj o tym, jak Roman Giertych zabiegał, kręcił i manipulował, żeby dostać się na listę opozycji do Senatu. A w drugiej części programu o tym, skąd wziął się Michał Kołodziejczak. Obejrzyj też poprzednie odcinki Programu Politycznego!

Koalicja Obywatelska jako koalicja po prostu

Kolejna „zdobycz” Tuska Hanna Gil-Piątek, wcześniej w Lewicy i w Polsce 2050, stojąc obok Bodnara i Kołodziejczaka, wygłasza zdanie, które jest jak motto ostatniej fazy kampanii KO: „Tylko jedna lista idzie po zwycięstwo i nie ma żadnej innej”.

Nieuprzejme to wobec dawnych koleżanek i kolegów, ale – już wiemy – że polityka właśnie przestaje być zabawą dla grzecznych dziewczynek. Dziewczyny też są niegrzeczne. Wymowa słów posłanki o artystycznych i aktywistycznych korzeniach, która działała już w Zielonych, SLD, Wiośnie, Lewicy, a chwilę temu w Polsce 2050, jest oczywista:

głosujcie na Koalicję Obywatelską, ona wszystkich weźmie na pokład zwycięskiej fregaty.

Donald Tusk, rozwijając skrzydła od Bodnara po Kołodziejczaka daje sygnał, że znosi rozkminy koalicyjne, że jedna lista, która zresztą służyła głównie do bicia po łapach Szymona Hołowni i całej reszty opozycji, tak właśnie się materializuje. Gra znaczeń polega na tym, że Koalicja Obywatelska staje się koalicją w szerszym tego słowa znaczeniu, ma zastąpić koalicję trzech, czy czterech partii, której nie ma i nie będzie.

Osobną sprawą jest to, dlaczego jej nie ma i nie będzie. To materiał na żmudne śledztwo, którego po wyborach nikt nie przeprowadzi (bo po co?), ale z tzw. sygnałów, jakie docierały do opinii publicznej, wygląda na to, że Donald Tusk nigdy poważnie nie zabiegał o porozumienie z trzema prodemokratycznymi ugrupowaniami i od początku stawiał na scenariusz, który się właśnie dopełnia.

Wracając w lipcu 2021 roku do polskiej polityki, mógł wybrać rolę męża opatrznościowego całej demokratycznej opozycji, ale wymagałoby to przełamania partyjnych i osobistych, przywódczych ambicji, toczenia negocjacji i uzgodnień, neutralizowania zagrywek partnerów, szukania kompromisów, korzystania z dorobku ruchów społecznych, środowisk akademickich itd.

Donald Tusk najwyraźniej od początku poczuł się w roli jedynego, dość samotnego lidera i – co więcej – dobrze się w niej sprawdzał. Ostatecznie wspólna lista zadeptana została przez marsz 4 czerwca, ogromny sukces KO i Tuska osobiście, który ustawił Lewicę, Polskę 2050 i PSL w sytuacji ludzi, którzy o tak ważnym dla opozycji wydarzeniu dowiadują się z twittera.

Nie tak tworzy się demokratyczny front.

Trudno się przy tym dziwić, że Tusk tak wolał, zwłaszcza że kolejne wiece dowodzą talentu oratorskiego i energii, której byśmy nie podejrzewali u faceta, który był już wszystkim łącznie z „prezydentem Europy”. Wykazuje się morderczą złośliwością w krytykowaniu władz, by za chwilę ze łzami empatii mówić o cierpieniu rodaczek pod rządami wiadomo kogo. I rzuca ogólnikowe obietnice szczęśliwego, uczciwego kraju, z którego w magiczny sposób zniknie PiS. Wszystko to, mówiąc jego językiem, budzi rrrrespekt.

Nie ma w tym wszystkim miejsca na umowy koalicyjne, zapowiedzi wspólnych rządów, dogadywanie programów. Tusk zapewne zapomniał, jak z Hołownią, Kosiniak-Kamyszem, Czarzastym, Biedroniem, a także samorządowcami z Trzaskowskim na czele, ogłaszał w Sejmie deklarację wzmocnienia samorządów. Może nawet nie wie, że jego partia podpisała przygotowany przez organizacje społeczne Obywatelski Pakt dla Edukacji, a także propozycje dla polityki oświatowej na pierwsze 100 dni nowych rządów. Od początku mówił, że „to nie programy są najważniejsze. Najważniejsze jest odzyskanie wiary w sprawczość i w możliwość wygranej z PiS”.

I tego się trzyma, uznając, że najlepiej zrobi to sam.

Także PiS liczy na Tuska?

Żeby trochę ochłodzić ten entuzjazm ruchów szalonych, zauważmy, że na takiego super – Tuska – jedynego wodza liczy także... PiS. Warto czasem posłuchać tych mniej mądrych polityków prawicy:

„Z całym szacunkiem dla PSL-u, czy tam dla Lewicy itd., wybór w Polsce jest następujący: albo my będziemy dalej rządzić, albo to będzie Donald Tusk, bo to oni chcą, żeby, siłą rzeczy on będzie premierem, w związku z tym ludzie muszą wybierać między czym a czym” – mówił Patryk Jaki 14 sierpnia w Polsat News. Niezależnie od trudności w artykułowaniu myśli, Jaki przedstawił diagnozę sytuacji, a może nawet strategię władzy.

Rzucająca się w oczy, wręcz obsesyjne skupianie uwagi na Donaldzie Tusku, w tym totalny tuskoholizm Jarosława Kaczyńskiego to może być coś więcej niż odruch starych urazów, przegranych w wyborach 2007 i 2011 roku, a także porażki w rywalizacji prezydenckiej 2010 roku, bolesnej osobiście, bo po tragicznej śmierci brata, za którą Kaczyński wciąż szuka winnego.

Strategią władzy może być... lansowanie Tuska, bo on i tak PiS nie dogoni, skoro 24/7 pracuje prorządowy kombajn medialno-polityczny. A rzucanie odchodami propagandy działa na zasadzie, że zawsze się coś przyklei.

Tej strategii nie zakłócają ewidentne porażki w konkretnych potyczkach. Kiedy Tusk zadeklarował, że uroczyście odwołuje referendum i ośmieszył cztery pytania referendalne, Morawiecki rzucił, że Tusk to może sobie odwoływać referendum w Niemczech. Nawet najbardziej zagorzały zwolennik PiS mógł się zdziwić. Jak to? Przecież Tusk to popychle kanclerz Merkel, słup Scholza, pomocnik Webera, jak takie nic może mieć wpływ na niemiecką politykę?

PiS może liczyć na to, że Tusk jeszcze trochę urośnie, ale napotka sufit i nie przeskoczy PiS, za to osłabi „z całym szacunkiem” Lewicę i Trzecią Drogę.

To jak to jest z tym sufitem?

Widać go na wykresie ze strony ewybory.eu pokazującym średnie notowania partyjne w kolejnych miesiącach od wyborów 2019 do sierpnia 2023 zmierzone przez największe polskie sondażownie. Podajemy tu poparcie wśród osób zdecydowanych, że chcą głosować i wiedzą na kogo – co jest bliskie prognozie wyniku wyborów.

Sondaże

Widać, że KO (linia pomarańczowa) rosła od powrotu Tuska najpierw gwałtownie (kosztem żółtej Polski 2050), potem powolutku, ale trend załamał się w marcu 2023. Po marszu 4 czerwca notowania znów skoczyły powyżej 30 proc., ale w lipcu i sierpniu spadły. Dlatego Tusk szarpie Kołodziejczakiem.

Pytanie, czy powrót do poziomu 30+ proc. nie odbędzie się kosztem Lewicy i Trzeciej Drogi. I chodzi tu tyleż o przesunięcia elektoratu do KO, jak i demobilizację zwolenników Hołowni, Zandberga czy Kosiniaka-Kamysza. A wtedy rosnąca Konfederacja (kolor czarny) pozamiata demokratyczne podwórko.

Donald Tusk, atakowany przez propagandę PiS od kilkunastu lat, a także lider partii, która naraziła się wielu grupom społecznym, ma silny elektorat negatywny (w naszym sondażu z 2019 roku był obok Biedronia najbardziej „niewybieralnym” kandydatem na prezydenta).

Czy to się zmienia? Czy osobisty sufit Tuska się podnosi?

Są ku temu powody, bo jak wynika z telefoniczno-internetowego sondażu United Surveys ludzie doceniają wiecowy talent Tuska. Na pytanie „kto najlepiej sobie radzi w kampanii wyborczej”, aż 48 proc. podało (spontanicznie) jego nazwisko. Na dalszych miejscach byli:

  • Trzaskowski – 27 proc. wskazań.
  • Mentzen – 24 proc.
  • Kaczyński – 22 proc.
  • Morawiecki – 14 proc.
  • Hołownia – 13 proc.
  • Duda – 10 proc.

Niepokojące jest, że liderzy PSL i Lewicy byli wskazywani przez ledwie 5 proc. badanych, a można było podać nawet trzy nazwiska.

Czy uznanie dla kampanii przekłada się na wzrost zaufania do Tyska? Odpowiedź brzmi – co najwyżej trochę, ale wciąż jest ono niskie.

Kiedy w lipcu 2021 Donald Tusk wracał do polskiej polityki cieszył się (czy raczej martwił) zaufaniem – wg sondażu IBRIS – 31 proc. badanych, a 58 proc. wyrażało nieufność. Daje to przewagę aż 27 pkt proc. negatywnych ocen, co opisujemy jako „zaufanie netto” = minus 27 pkt proc.

Po dwóch latach walki z PiS w lipcu 2023 bilans poprawił się: więcej osób Tuskowi ufa (36 proc.) i jest to jego najlepszy wynik od kwietnia 2019 roku (wówczas 40 proc.), gdy był jeszcze przewodniczącym Rady Europejskiej. Spadła nieufność (do 52 proc.), co dało zaufanie netto minus 16 pkt proc.

Nie jest to pewnie tyle, na ile liczył Tusk. W tym samym czasie zaufanie do Kaczyńskiego zmniejszyło się (z 35 do 30 proc.), a nieufność wzrosła (z 55 do 58 proc.). „Netto” było minus 20 pkt proc., a jest minus 28.

Wyniki pracowni CBOS wyniki są trochę inne. Donald Tusk startował z zaufaniem 29 proc. Polek i Polaków (tyle samo co wg Ibris), ale ze znacznie mniejszym poziomem nieufności (45 proc.). W lipcu 2023 zaufanie wzrosło do 34 proc., ale nieufność także do 52 proc., co daje netto 18 pkt proc., czyli statystycznie tyle samo co w lipcu 2021.

Pomiary CBOS potwierdzają natomiast spadek zaufania do Jarosława Kaczyńskiego. „Netto” lidera PiS identyczne jak wg Ibris (minus 28 pkt proc.) jest katastrofalnie niskie, gorzej wypada tylko Zbigniew Ziobro (minus 30 pkt).

Obie sondażownie zmierzyły spadek zaufania do lidera PiS (z poziomu niskiego do katastrofalnie niskiego). Niskie zaufanie do Tuska wg Ibris trochę wzrosło, wg CBOS jest, jakie było, ale postępuje polaryzacja ocen. Słabym pocieszeniem dla Tuska jest to, że Kaczyński wypada znacznie gorzej. Potwierdza to czerwcowy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM.

Także tutaj zwraca jednak uwagę znaczący odsetek odpowiedzi żaden z nich.

Czy Trzecia Droga pokaże rogi?

Nawet jeśli Tusk zdoła tak szarpnąć notowaniami KO, że zrówna się z PiS, to za sprawą manipulacji przez PiS prawem wyborczym (niewprowadzania korekt demograficznych) dostanie kilka mandatów mniej niż Kaczyński.

Kluczowa bitwa rozegra się o miejsca 3-5.

Przyjęcie Kołodziejczaka jest ruchem podwójnie bolesnym dla Trzeciej Drogi. Został odrzucony przez Szymona Hołownię, co stało się nawet powodem niesnasek z Kosiniak-Kamyszem. Tusk pokazuje więc, że ma więcej odwagi (żeby nie powiedzieć „jaj”). Po drugie, Kołodziejczak ma werbować wkurzony elektorat wiejski, co może być zagrożeniem dla pozycji PSL.

To wszystko w połączeniu z osinowym kołkiem wbijanym w Hołownię przez Gil-Piątek może demobilizować wyborców Trzeciej Drogi, którzy i tak mają ze swoją dwu-partią pod górkę. Jeśli liderzy nie pokażą nowej energii i nowych treści, jeśli nie zdefiniują na nowo, dokąd ta droga prowadzi, to grozi nam demokratyczne nieszczęście – zejście koalicji pod próg wyborczy 8 proc.

Paradoksalnie Kołodziejczak jest jednak okazją dla Trzeciej Drogi. Skoro Tusk uprawia politykę „na maksa”, to może także Kosiniak-Kamysz i Hołownia mogliby pokazać rogi? Skomentować obecność Agro-Unisty na listach KO? Wykluczyć jego udział w przyszłym wspólnym rządzie? Kontrkandydatka Kołodziejczaka w Koninie Paulina Hennig-Kloska nie chciała w czwartek 17 sierpnia w Polsat News opowiedzieć o tym, jak Kołodziejczak awanturował się z nią na korytarzu stacji. Może nie powinna mu kulturalnie schodzić z drogi (wszystko jedno której)?

Zapytany o wejście Kołodziejczaka do gry Kosiniak-Kamysz wytknął Platformie stare winy, że głosowała przeciwko „piątce dla zwierząt” i że wieś o tym pamięta, ale potem – zamiast postawić kosę na sztorc, uśmiechnął się jak zmęczony żniwiarz i rzekł, że on wszystkim życzy dobrze. Tak jakby bał się zarzutu, że psuje szyki Tuskowi, tymczasem szansą Trzeciej Drogi jest to, że pokłóci się z KO.

To koronkowa kombinacja: KO ma jeszcze zyskać, ale Trzecia Droga już nie może tracić. Modlitwa demokraty brzmi dzisiaj tak: żeby Tusk dogonił PiS, ale nie zepchnął Hołowni z Kosiniakiem-Kamyszem pod próg 8 proc., bo wtedy żadne harce lidera KO nie pomogą.

Chyba że po wyborach w Wiśle pojawiłyby się kolejne wieloryby. Ruch z Kołodziejczakiem pokazuje, że dla Donalda Tuska odsunięcie PiS od władzy jest celem uświęcającym środki, więc nie sposób wykluczyć powyborczych negocjacji z Konfederacją. W miękkim wariancie Tusk mógłby wyciągać, przynajmniej niektórych posłów Konfederacji i tworzyć kruchą większość. Tego samego będzie próbował PiS.

Kwadratura demokratycznego koła

Ruch z Kołodziejczakiem otwiera także dla Lewicy przestrzeń do zaznaczenia granic demokratycznej gry, których nie należy przekraczać. Lewica może przypomnieć kanon swoich wartości, w tym prawa kobiet, które lider AgroUnii w którymś ze swoich wcześniejszych wcieleń poświęcał na ołtarzu Kościoła katolickiego. Nie mówiąc o jego flirtach z narodowcami.

W ogóle Lewica ma najczystszą ideowo propozycję i najwyższy czas, by odezwała się głosem swoich mocnych liderek, którym ustąpią miejsca zmęczeni przywódcy. Taką próbką była konwencja „Bezpieczna Pol(s)ka” 24 czerwca 2023. Elektorat kobiet to ogromna, wciąż niewykorzystana siła.

Na koniec szerszy kontekst, bo to wszystko nie jest takie proste. Kwadratura koła polega na tym, że nawet ostre spory na opozycji powinny toczyć się obok zapowiedzi wspólnych rządów.

Czwartkowe (17 sierpnia) ogłoszenie wspólnej listy do Senatu może stać się takim bodźcem dla zaakcentowania wspólnoty poglądów i wspólnej wizji rządu po PiS. Donald Tusk w tę stronę komentował, że lista jest symbolicznie dobrym prognostykiem powyborczym dla opozycji. „Będzie nam łatwiej ustalić także współpracę po wygranych wyborach”.

Dwa miesiące to dużo czasu. Starczy go na ostre spory, który podniosą adrenalinę wszystkim trzem elektoratom opozycji i zarazem na obietnicę lepszej Polski po wyborach i upewnienie wyborców, że wspólnymi siłami opozycja zakończy „dobrą zmianę” w Polsce.

Taka deklaracja jedności – pomimo różnic – sił demokratycznych zaakcentowana podczas marszu miliona serc, mogłaby zachęcić do głosowania na wszystkie trzy formacje polityczne, które chcą odsunąć PiS od władzy.

To by jednak wymagało od Tuska, żeby wyszedł z siebie i stanął obok Hołowni, Kosiniaka-Kamysza, Czarzastego. A może zdarzyłby się cud i opozycję reprezentowałaby tego dnia jakaś kobieta? Skoro będzie milion serc, to chyba nie same męskie będą to organy?

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze