0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Marcin Stępien / Agencja Wyborcza.plFot. Marcin Stępien ...

„Mateusz, niestety, twój rząd obalą kobiety”, hasło protestów kobiet od 2016 roku (wtedy w wersji z Beatą...) staje się bardziej aktualne niż kiedykolwiek przedtem. Takie są wnioski z najnowszego sondażu Ipsos dla OKO.press i TOK FM*.

Omawialiśmy już jego wyniki pytanie po pytaniu, ale tym razem skupimy się na porównaniu odpowiedzi Polek i Polaków. Różnice postaw politycznych między płciami są tak mocne, że modyfikują nawet – i to w przeciwstawnych kierunkach – pamięć własnego udziału w wyborach prezydenckich 2020 roku. Za sympatiami i antypatiami partyjnymi stoi jednak coś więcej – różna wrażliwość na wartości demokratyczne, inny poziom odrzucenia/aprobaty dla rozwiązań autorytarnych, mniejsza lub większa podatność na przekaz narodowo-katolicki.

Używając tytułu popularnego w latach 90. poradnika Johna Greya „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus” (dziś wydaje się pełen upraszczających, a miejscami fałszywych stereotypów genderowych), można powiedzieć, że odpowiedzi kobiet i mężczyzn w naszym sondażu pochodzą jakby z różnych planet, przy czym Polki AD 2023 są z demokratycznej i empatycznej Wenus, a Polacy z autorytarnego i prawicowego Marsa.

Pokażemy kolejne genderowe różnice, a na koniec zastanowimy, skąd się biorą. Wysuniemy trzy przypuszczenia.

Sejmy Polek i Polaków przeglądają się w lustrze

Zacznijmy od pytania, które spędza sen z powiek politykom i polityczkom – o poparcie wyborcze. Analizując partyjne notowania z końcówki czerwca 2023, zwracaliśmy z Michałem Danielewskim uwagę, że wyniki sondażu nie wróżą dobrze opozycji. Wprawdzie KO Donalda Tuska (prawie) dogania PiS Jarosława Kaczyńskiego, ale Trzecia Droga w naszym sondażu nurkuje pod próg dla koalicji, a Lewica jest półtora raza słabsza niż Konfederacja. W efekcie prawica z łącznym poparciem 45 proc. zdobywa 245 mandatów, a trzy listy prodemokratyczne mimo statystycznie takiego samego (46 proc.) poparcia – mają ich tylko 204 (koalicja Trzeciej Drogi nie dostaje nic). Głosy na mandaty obliczamy – jak zawsze w OKO.press – korzystając z modelu Leszka Kraszyny, który w oparciu o wyniki poprzednich wyborów szacuje, jak poparcie wyborcze będzie przekładać się na mandaty w kolejnych okręgach.**

Ogólny wynik sondażu skrywa kolosalne różnice odpowiedzi Polek i Polaków:

Jak widać, Polacy o jedną trzecią częściej niż Polki wskazują na PiS (39 do 29 proc.) i aż 2,6 raza częściej na Konfederację (18 do 7 proc.). Polki z kolei półtora raza częściej wybierają KO (37 do 24 proc.) i dwukrotnie częściej Lewicę (10 do 5 proc.). Trzecia Droga jest genderowo neutralna (po 7 proc.).

Myśląc o potencjalnych rządowych koalicjach powyborczych podliczamy: łączne poparcie Polaków dla PiS i Konfederacji sięga 57 proc., a Polek – tylko 36 proc.

Odwrotnie z opozycją prodemokratyczną. Suma poparcia Polaków dla KO, Lewicy i Trzeciej Drogi to ledwie 36 proc., za to Polek – 54 proc.

Polki tak samo często wybierają prodemokratyczną opozycję, jak Polacy prawicę, i tak samo rzadko prawicę, jak Polacy opozycję.

Czynnik genderowy działa jak lustrzane odbicie, w którym prawa ręka w tajemniczy sposób staje się lewą tego „ja”, które widzimy w lustrze, a lewa staje się prawą.

Oznacza to oczywiście, że Sejmy wybrane przez mężczyzn i kobiety byłyby, właśnie, jak z dwóch różnych planet.

Sejm Polaków bije w oczy granatem i brązem – jest zdominowany przez prawicę w stopniu niewyobrażalnym (przynajmniej dla autora tego tekstu): 322 fotele to znacznie więcej niż większość konstytucyjna (307). PiS mógłby zresztą rządzić sam, osiągając wynik (232 mandaty) prawie taki sam, jak w wyborach 2015 i 2019, kiedy zdobywał ich po 235 (nawiasem mówiąc, spadek notowań partii Kaczyńskiego jest po latach rządów tak duży, że aby utrzymać większość sejmową musiałaby odebrać Polkom, po 105 latach, prawa wyborcze).

Klub KO miałby w wersji panów 130 mandatów (o 4 mniej niż w obecnym Sejmie), a Lewica nędzne 7 mandatów (obecnie – 49). Trzecia Droga mogłaby tylko pomarzyć o 30 mandatach PSL w Sejmie IX kadencji.

Sejm Polek dla odmiany byłby pomarańczowo-czerwony z solidną większością 248 mandatów dzięki potężnej KO (204) i Lewicy (44) silniejszej od Konfederacji (25). PiS stałby się mocną (186 mandatów), ale jednak mniejszością.

Hołownia i Kosiniak-Kamysz jako dwóch w jednym. Co to zmienia?

Tak by to wyglądało, gdyby przyjąć obecny stan politycznej gry, zgodnie z którym Polska 2050 i PSL startują jako koalicja pod nazwą Trzecia Droga. Przy proporcjach poparcia z sondażu Ipsos byłoby to rozwiązanie równie ryzykowne, jak fatalna w skutkach decyzja sił lewicowych, które w 2015 roku wystąpiły jako koalicja wyborcza (bez Partii Razem) i mimo wyniku prawie 7,6 proc. nie weszły do Sejmu, bo próg dla koalicji wynosi 8 proc. W 2019 siły lewicowe (razem z Razem) dmuchały na zimne i wystartowały z list SLD.

Gdyby Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz wystartowali z listy partyjnej (zapewne PSL), weszliby bezpiecznie do Sejmu, co oznaczałoby oczywiście więcej mandatów dla opozycji.

W wyborach Polek suma mandatów dla trzech list opozycji urosłaby w porównaniu z dwiema listami: z 248 (dla KO i Lewicy) do 263 mandatów (dla KO, Lewicy i Trzeciej Drogi). Razem z „Trzecią Drogą” koalicja demokratów wybieranych przez Polki spycha prawicę poniżej 200 mandatów.

W wyborach Polaków – opozycja zyskuje tyle samo ze 137 robią się 153 mandaty. Sejm z Hołownią i Kosiniakiem-Kamyszem w wersji męskiej miałby z punktu widzenia demokratów przynajmniej taką zaletę, że PiS z 223 mandatami nie miałby samodzielnej większości:

Mniejsze nadzieje Polek, a Polacy pewni, że prawica jest na fali

W czerwcowym Ipsos pytaliśmy też, "które ugrupowanie będzie w miarę zbliżania się wyborów zyskiwało coraz większe poparcie?”. Już zwracaliśmy uwagę, że wysoki optymizm cechuje trzy elektoraty – KO, PiS i Konfederacji, za to wyborcy Lewicy i Trzeciej Drogi są pogrążeni w pesymizmie.

Okazuje się, że także nadzieja ma płeć.

Aż 35 proc. Polek spodziewa się wzrostu KO, ale na pozostałe dwie partie prodemokratyczne wskazuje tylko po 5 proc. Razem daje to 45 proc. demokratycznych nadziei kobiet, w porównaniu z 31 proc. wskazań na PiS i 10 proc. na Konfederację. Suma przewidywań, że prawica będzie coraz silniejsza (41 proc.), jest tylko minimalnie niższa niż nadzieje na wzrost opozycji, co jest dla niej niepokojącym sygnałem.

Wyborczynie, które mogłyby ponieść demokratów do zwycięstwa, nie dość wierzą w dalszy przebieg kampanii, a ich optymizm jest niemal w całości skupiony na partii Tuska.

Polacy aż w 57 proc. wierzą we wzrost prawicy (39 proc. wskazało PiS plus 18 proc. na Konfederację). Tylko 26 proc. wskazało KO i ledwie po 3 proc. Lewicę i Trzecią Drogę, co daje słabiutkie 32 proc. szans na demokratyczną zmianę.

Odsetek Polaków przekonanych, że prawica będzie rosła, jest taki sam (57 proc.) jak odsetek ich łącznego poparcia dla PiS i Konfederacji. W przypadku Polek nadzieja jest o 9 pkt proc. mniejsza niż poparcie dla KO, Lewicy i Trzeciej Drogi, co znaczy, że co szósta wyborczyni sił prodemokratycznych nie wierzy w udaną kampanię. Co gorsza, oczekiwanie wzrostu prawicy jest w grupie Polek o 5 pkt proc. wyższe niż ich deklarowane poparcie PiS i Konfederacji.

Jeśli taki stan nastrojów utrzyma się do wyborów, może oznaczać zmniejszenie kobiet motywacji do pójścia do urn. Na razie Polki i Polacy deklarują zamiar głosowania w takim samym stopniu (68 i 67 proc.), tyle że Polki nieco częściej (8 proc.) niż Polacy (4 proc.) mówią, że jeszcze nie wiedzą na kogo. Grupa niezdecydowanych może być szczególnie podatna na postrzeganie tego, kto jest na fali, a kto zostaje z tyłu.

Kobiety niegłosujące – też w kierunku demokracji, ale silna Konfederacja

W czerwcowym sondażu postąpiliśmy nieładnie wobec 32 proc. osób badanych, które deklarowały, że nie zamierzają iść na wybory i zapytaliśmy, jak by jednak zagłosowały, gdyby był taki przymus. Genderowa wymowa wyników jest podobna jak wśród zadeklarowanych wyborczyń i wyborców.

Polki niegłosujące wybierały opozycję w 48 proc. (przy czym notowania KO w porównaniu z wyborczyniami zadeklarowanymi spadły aż o 7 pkt, a Lewicy wzrosły o 1 pkt), a prawicę w 30 proc.

Polacy odwrotnie: prawicę w 47 proc., a opozycję w 33 proc.

W wymuszonych deklaracjach wyborczych zarówno Polek, jak i Polaków Konfederacja wypadła lepiej (odpowiednio o 3 i 2 pkt proc.) niż wśród osób twierdzących, że pójdą głosować, co – kolejny raz – pokazuje potencjał tej formacji. Najwięcej w wymuszonych wyborach traci PiS (9 pkt wśród kobiet i aż 12 pkt proc. wśród mężczyzn), co potwierdza, że rezerwy partii władzy są minimalne.

KO straciła także dużo – 7 pkt wśród kobiet i 3 pkt wśród mężczyzn. Może to oznaczać, że im bardziej dominować będzie w kampanii frontalne stracie PiS-KO, tym mniejsze będą szanse na zwiększenie frekwencji i pozyskanie nowych wyborców i wyborczyń, zwłaszcza dla opozycji.

Drugie wybory – prawica nie ma rezerw ani u Polek, ani Polaków

Zapytaliśmy też o to, co by zrobiła osoba badana, gdyby się dowiedziała, że nie może głosować na swoją partię. Pytanie znowu kłopotliwe, bo sporo osób wybiera jedną partię i już. Aż 38 proc. Polek i 42 proc. Polaków uniknęło wskazania partii nr 2, odpowiadając, że w takiej sytuacji nie poszliby głosować, zapowiadając głos nieważny, czy po prostu odmawiając odpowiedzi.

Uderzają minimalne, niemal zerowe notowania PiS – jako drugi wybór wskazuje partię władzy jedynie 3 proc. Polek i 2 proc. Polaków. Na Konfederację mogłoby się przerzucić 6 proc. kobiet i 11 proc. mężczyzn. Rezerwy prawicy są zatem wśród Polaków (13 proc.) tylko nieco wyższe niż wśród Polek (9 proc .). Przepływy między elektoratami PiS i Konfederacją są minimalne.

Aż 47 proc. Polek i 38 proc. Polaków wskazuje na którąś z partii prodemokratycznych jako swój nr 2, przy czym najczęściej wybierana jest Lewica, nieco rzadziej Trzecia Droga a najrzadziej KO, która już zdominowała dwie mniejsze formacje. Wyniki pokazują na dużą gotowość elektoratu prodemokratycznego (antyprawicowego) do popierania się nawzajem w ramach trójcy KO-Lewica-Trzecia Droga.

Wyborcy, a zwłaszcza wyborczynie są po stronie demokratycznej znacznie życzliwsze sobie nawzajem niż liderzy.

Młode kobiety kontra młodzi mężczyźni, różnica się pogłębia

Poparcie trzech list prodemokratycznych przez Polki w wieku 18-39 lat sięga łącznie aż 60 proc., przy czym KO i Trzecia Droga nie wypadają lepiej niż wśród wszystkich kobiet, za to wyskakuje do góry Lewica. I znowu sporo młodych pań (13 proc.) chce głosować, ale jeszcze nie wie na kogo. To potencjał wyborczy dla sił prodemokratycznych, zwłaszcza gdyby obok znanych od wielu, wielu lat męskich twarzy, pojawiły się młode liderki.

Młodzi Polacy nie odróżniają się od starszych w poparciu opozycji, która zbiera razem 35 proc. poparcia.

W górę wyskakuje Konfederacja – i to jak, na 40 proc.! Jest absolutnym numerem jeden, a PiS (11 proc.) wypada wśród mężczyzn przed czterdziestką gorzej niż KO (21 proc.). Zwraca też uwagę wysoki wynik Agrounii (aż 8 proc., u młodych Polek – 0 proc.).

Połowa Polaków w wieku 18-39 lat chce głosować antysystemowo (Konfederacja plus Agrounia), wśród Polek dwa i pół raza mniej.

To pokazuje, jak głęboki jest poziom frustracji i rozczarowania rządami ostatnich dekad wśród młodych Polaków. I o ile bardziej „u siebie” czują się w Polsce młode Polki, niezależnie od tego, czy bliżej im do III, czy do IV RP.

Polki za Tuskiem bardziej niż powinny, Polacy za Kaczyńskim mniej

Zapytaliśmy, kto byłby lepszym liderem na dzisiejsze czasy, dając do wyboru dwóch głównych antagonistów: Donalda Tuska wskazało 41 proc., Jarosława Kaczyńskiego (30 proc.) a 27 proc. odpowiedziało „żaden z nich”. Pokazaliśmy, jak polaryzacja rodzi koniunkturę dla Konfederacji, której wyborcy aż w 77 proc. odrzucają obu liderów. Postawę „żaden z nich” wyraża także aż połowa najmłodszych wyborców, ten odsetek spada wraz z wiekiem do 8 proc. dla siedemdziesięciolatków.

Różnice genderowe przynoszą tu kolejne zaskoczenie.

Polki wybierają Donalda Tuska jako lepszego przywódcę na dziś (49 proc.) znacznie częściej niż partię, której prowadzi (KO – 37 proc.). Pokazuje to na osobistą popularność lidera, czyli pewną rezerwę wzrostu głównej partii opozycyjnej, ale zapewne kosztem dalszych strat Lewicy i Trzeciej Drogi, bo jak wiadomo z wielu badań, Tusk ma silny elektorat negatywny i trudno mu będzie podbierać sympatyków prawicy.

Odwrotnie z Polakami, którzy wskazywali Kaczyńskiego jako lepszego lidera (37 proc.) rzadziej niż wybierali PiS (39 proc.). To oznacza, że osobowość polityczna Kaczyńskiego raczej zniechęca, niż zachęca do głosowania nawet na PiS, nie mówiąc o Konfederacji***.

Mieszkający na prawicowym Marsie Polacy mniej cenią swego komendanta niż mieszkanki demokratycznej Wenus swego trybuna ludowego występującego na kolejnych agorach.

Może to wynikać z tego, że Tusk – ostry w krytyce władz – w swoich wystąpieniach publicznych jest pełen empatii wobec problemów „zwykłych ludzi”, jego narracja jest zwykle miękka, rozumiejąca, wchodzi w dialog. Lider KO wygłasza też często hymny pochwalne pod adresem kobiet. Tusk jest zatem zarówno „męski” (gdy walczy z PiS), jak i „kobiecy” (gdy zwraca się do swego elektoratu).

Jarosław Kaczyński jest zapewne nie dość „męski” dla znaczącej części wyborców prawicowych, niedostatecznie wiarygodny jako twardy i mocny lider. Z czego płynie wniosek także dla opozycji – bardziej skuteczne mogłoby być ośmieszanie tej postaci niż straszenie Kaczyńskim.

Polityczna pamięć Polek zdeformowana odwrotnie niż Polaków

To kolejny wynik, który pokazuje potęgę i odmienność postaw politycznych Polek i Polaków.

Zapytaliśmy osoby badane, jak głosowały w II turze wyborów prezydenckich 2020 roku. Odpowiedzi są zaskakujące: znacznie więcej (47 proc.) wskazało na Trzaskowskiego niż na Dudę (40 proc.), a do tego 10 proc. podało, że nie głosowało, 3 proc. nie pamięta. To by oznaczało, że tamte wybory Trzaskowski wygrał 54 do 46 proc., choć naprawdę to Duda go wyprzedził 51 do 49 proc.

Tę różnicę częściowo tłumaczy „efekt kostuchy”, czyli fakt, że umarło więcej wyborców kandydata PiS (bo byli starsi), ale – jak wyliczaliśmy z Michałem Danielewskim – po uwzględnieniu go powinniśmy uzyskać remis wśród żyjących wyborczyń i wyborców z 2020 roku.

Wynik sondażu i „prodemokratyczna korekta” tamtych wyborów to robota „wiatru historii”, który wieje partii władzy w twarz – pisaliśmy. Analiza odpowiedzi Polek i Polaków pokazuje jednak, że wiatry są dwa:

potężny wicher, który przewraca Dudę w pamięci Polek i wiaterek, który popycha go lekko do przodu w pamięci Polaków.

Według wyników exit poll w dniu głosowania 12 lipca 2020 Andrzej Duda wygrał wśród mężczyzn (51,3 proc. do 48,7 proc.), a Rafał Trzaskowski wśród kobiet (50,4 proc. do 49,6 proc.). Pamięć Polek i Polaków przedstawia się zupełnie inaczej:

Deklaracje Polek (35 proc. na Dudę i 55 proc. na Trzaskowskiego) oznaczałyby, że w wyborach 2020 Duda uzyskał wśród pań ledwie 39 proc. poparcia a Trzaskowski aż 61 proc. głosów.

Błąd pamięci Polek wynosi aż 11 pkt proc. – o tyle zawyżony jest wynik Trzaskowskiego i zaniżony Dudy.

Polakom pamięć płata figla w drugą stronę, ale tylko o 4 pkt proc.: do głosowania na Dudę przyznaje się 46 proc. a na Trzaskowskiego 38 proc., co oznaczałoby wynik 55 do 45 proc.

Uwaga! W obu przypadkach pomijam tym razem „efekt kostuchy”, wynoszący ok. 1 pkt proc. Nie zastanawiam się też, dlaczego więcej mężczyzn (13 proc.) niż kobiet (8 proc.) twierdzi, że w 2020 nie głosowało.

To – przyznacie państwo – niezwykle sugestywny dowód na siłę politycznych postaw. Polki tak dalece odsunęły się od PiS (prawicy w ogóle), że wielu z nich nie mieści się po prostu w głowie, że mogły głosować na Dudę i ukrywają ten fakt przed ankieterem a może nawet przed sobą. Polacy dryfują dalej w prawo, co wyraża się drobnym przesunięciem pamięci na korzyść PiS.

Wynik może być kolejną wskazówką dla opozycji, by w kampanii serio potraktować potrzeby i aspiracje kobiet. Tak jak to zrobiła Lewica na konwencji 24 czerwca „Bezpieczna Pol(s)ka”. Opowiadał o takiej strategii także wywiad w Krytyce politycznej (niestety męskim głosem Roberta Biedronia).

Katarzyna Kotula i Joanna Scheuring-Wielgus na Konwencji Lewicy Bezpieczna Pol(s)ka 24 czerwca 2023. Z prawej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk

Sprawy Polek nieobce także Polakom

Magdalena Chrzczonowicz opowiedziała się w OKO.press za zniesieniem tzw. klauzuli sumienia, która coraz częściej sprawia, że placówki odmawiają nawet legalnego zabiegu aborcji: „Jeżeli w szpitalu jest lekarz, który ze względu na sumienie nie chce wykonywać aborcji, niech go ktoś wyręczy i pacjentka zostanie przekierowana – nawet nie musi o tym wiedzieć! – do innych lekarzy. Niech to będzie problem szpitala. A jeśli nie ma takich lekarek czy lekarzy, którzy pomogą pacjentce, to znaczy, że dyrektorka placówki nadaje się do zwolnienia”.

Przeczytaj także:

W sondażu Ipsos okazało się, że Polki i Polacy uważają w większości tak, jak nasza autorka:

Różnice genderowe są tu znaczące, przeciwko klauzuli sumienia jest nieco ponad połowa Polaków (57 proc.) i blisko trzy czwarte Polek (71 proc.). Na tle innych odpowiedzi prawicowość Polaków nie odbiera tu zdolności do zachowania elementarnej wrażliwości na sytuację kobiet, które nie mogą przerwać ciąży mimo zagrożenia, jakie niesie ona dla ich zdrowia.

Nie precyzując, że chodzi o śmierć Doroty z Nowego Targu, zadaliśmy kolejne pytanie: „W szpitalach zdarza się, że lekarze odmawiają przerwania ciąży, nawet gdy występują poważne powikłania, powołując się na prawo, które zakazuje aborcji lub klauzulę sumienia. Czy Pan/Pani zdaniem lekarze w takiej sytuacji ponoszą odpowiedzialność za zagrożenie zdrowia a czasem nawet życia kobiety?”.

Tutaj różnice między odpowiedziami Polek (78 proc. – ponoszą odpowiedzialność) i Polaków (73 proc.) były mniejsze (choć istotne statystycznie). Zapewne także mężczyzn poruszyła tragedia rodzących kobiet w konfrontacji ze strachliwym postępowaniem lekarzy. Usprawiedliwiało lekarzy tylko 14 proc. Polek i 16 proc. Polaków (różnica nieistotna).

Wyniki wskazują na to, że kwestia praw reprodukcyjnych mniej niż można by się spodziewać różnicuje postawy Polek i Polaków. Mars się cywilizuje.

Homofobia męska rzecz. Szokująca różnica genderowa

Anton Ambroziak analizował postawy Polek i Polaków wobec Parad Równości, których w 2023 r. było rekordowo dużo (25 – bez jesiennych, których pewnie będzie jeszcze kilka). Pytanie było proste: „W coraz większej liczbie miast odbywają się marsze i parady równości z postulatami równych praw dla osób LGBT. Czy uważa Pan/Pani, że to dobrze, czy źle, że takie marsze się odbywają?”. „Dobrze” uznało 53 proc., „źle” – 39 proc.

Według Ambroziaka wyraża to aprobatę dla „większej zmiany kulturowej, której symbolem są parady. Chodzi o ideę otwartego państwa, w którym każdy obywatel ma prawo do wyrażania i celebrowania swojej tożsamości i wybranej przez siebie ekspresji”. Homofobicznym hamulcowym jest tu PiS, aż 76 proc. elektoratu Kaczyńskiego uznało, że źle, że ludzie z tęczowymi flagami maszerują po mieście.

Tym razem różnice genderowe są ogromne. Wśród Polek zdecydowanie przeważa akceptacja Parad (67 proc.) nad ich odrzuceniem (29 proc.) – różnica wynosi aż 38 pkt proc. Wśród Polaków – odwrotnie, odrzucenie (52 proc.) jest częstsze niż aprobata (38 proc.), co oznacza przewagę odruchu homofobicznego o 14 pkt proc.

Jak tłumaczyć tak dużą różnicę? Podatność na prawicową ideologię narodowo-katolicką, w której właściwe i moralne jest tylko to, co hetero odgrywa tu na pewno ważną rolę. Poza homofobią PiS (patrz wyżej), także elektoratowi Konfederacji bliskie jest hasło „NIE dla gejów” z ujawnionej w OKO.press „piątki Mentzena” z wyborów 2019. „Źle” o paradach myśli aż 60 proc. konfederatów, dobrze tylko 32 proc.

Ale skrajność różnicy między aprobatą kobiet i dezaprobatą mężczyzn, przywodzi na myśl rozważania psychoanalityków o tym, że „gej” podważa tradycyjnie rozumianą męskość, która zwłaszcza dla młodych facetów jest kluczowym wymiarem samowartościowania. Paradoksalnie kryzys męskiej roli i zanikanie patriarchalnych przywilejów, nasila ten efekt i młodzi Polacy reagują lękiem i agresją na sygnały o homoseksualizmie.

Skalę tego lęku ujawnił nasz wcześniejszy sondaż Ipsos dla OKO.press. We wrześniu 2019 poprosiliśmy o ocenę zagrożeń dla Polski w XXI wieku, wymieniając tak zasadnicze ryzyka, jak kryzys klimatyczny, katastrofa ochrony zdrowia, zagrożenie ze strony Rosji, kryzys demograficzny czy groźba Polexitu. Ku naszemu zaskoczeniu mężczyźni w wieku 18-39 lat najczęściej wybierali "ruchy LGBT i ideologię Gender”.

Akceptacja kobiet dla odmienności seksualnej i kulturowej wyraża z kolei postawę większej empatii i tzw. decentracji, czyli braniu pod uwagę innego niż własny czy własnej grupy punktu widzenia. To cecha „wartości demokratycznych” zdefiniowanych w fundamentalnym art. 2 Traktatu o UE.

Demokratyczna planeta Wenus przestrzega zapisu o „poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości”, na wojowniczym Marsie obowiązuje wykluczenie tych, którzy i które nie pasują do narodowo-katolickiej sztancy.

Unia opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne Państwom Członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn.

Polki nie boją się migrantów, którymi straszy Kaczyński

Postawę kobiecej otwartości widać także w postawach wobec osób innych kulturowo czy rasowo. Michał Danielewski analizował odpowiedzi na pytanie, w którym próbowaliśmy uchwycić podatność Polek i Polaków na próbę odnowienia przez PiS narracji antyuchodźczej, tym razem w wersji referendum przeciwko przesiedleniu uchodźców, które rzekomo chce Polsce narzucić Unia Europejska.

Sprawdzaliśmy nasilenie siedmiu reakcji emocjonalnych. Cztery różnice genderowe okazały się statystycznie istotne.

Polacy wyrażali częściej niż Polki:

  • złość (7 do 4 proc.);
  • niepokój (30 do 24 proc.) i
  • obojętność (23 do 16 proc.).

Ogromna była za to

  • przewaga Polek w wyborze akceptacji (34 do 17 proc.)

Okazuje się, że Polacy są znacznie bardziej skłonni niż Polki do odrzucenia „czarnych” i „mahometan”, widząc w nich zagrożenie. Jest to tym bardziej znamienne, że część antyuchodźczej narracji odwołuje się do zagrożenia kobiet, a propaganda PiS i TVP chętnie cytuje fałszowane statystyki gwałtów popełnianych przez muzułmanów i innych „obcych”.

Tymczasem Polki boją się mniej i kolejny raz wykazują się akceptacją zróżnicowanego, multikulturowego świata. Polakom bliższe jest hasło skrajnej prawicy „Polska cała tylko biała”, co wobec znaczącej liczby migrantów zarobkowych z krajów Azji i Afryki staje się fantazją o naszym kraju (por. analizę Pauliny Pacuły).

Empatia wobec dzieci kontra męska szkoła patriotyzmu Czarnka

Okazuje się, że Polki i Polacy mają też odmienne recepty na edukację. W czerwcowym sondażu sprawdzaliśmy poparcie dla dwóch modeli szkoły.

Wprowadzanej przez PiS (na szczęście tylko częściowo skutecznie) edukacji pod kontrolą ministerialnego centrum, z narzuconą ideologią narodowo-katolicką oraz naciskiem na posłuszeństwo i dyscyplinę w nabywaniu szczegółowej wiedzy przeciwstawiliśmy model szkoły autonomicznej, otwartej i nowoczesnej, z ograniczeniem rywalizacji i stresu, nastawionej na kształtowanie tzw. umiejętności XXI wieku, w tym krytycznego myślenia, twórczości, a także współpracy.

Ten drugi model został sformułowany w Pakcie dla Edukacji przez koalicję organizacji społecznych SOS dla Edukacji i w końcu czerwca 2023 zyskał poparcie całej opozycji prodemokratycznej.

Jak widać, Polacy bardziej niż Polki sympatyzują z nauczaniem zgodnym z deklarowanymi wprost przez Przemysława Czarnka celami ideologicznymi: „powstrzymania liberalno-lewicowej propagandy organizacji społecznych” oraz nasilenia starań o „wychowanie w duchu patriotycznym i zgodnie z wartościami chrześcijańskimi” (obie różnice statystycznie istotne).

Polki z kolei znacznie częściej troszczą się o to, żeby szkoła przekazywała umiejętności potrzebne do życia w XXI wieku, zamiast wciskać do głowy ogrom szczegółowej wiedzy opisanej w podstawach programowych. Polki (matki, babcie i siostry uczniów i uczennic) przyjmują też częściej postawę troski, uznając, że w szkole jest za dużo stresu i rywalizacji.

Dlaczego Polki są inne niż Polacy? Po pierwsze, edukacja

Polki nie są wyjątkiem. Genderowe różnice postaw politycznych występują także w USA. Tylko dzięki głosom Amerykanek w 2022 roku Joe Biden wygrał z Donaldem Trumpem (poparły go w proporcji 55 proc. do 44 proc.). Wśród Amerykanów wygrał Trump (50 proc. do 48 proc.), a wśród białych Amerykanów – aż 57 do 40 proc. Podobnie w Brazylii – to głosy kobiety odebrały władzę prawicowemu populiście Jairowi Bolsonaro.

Także za oceanem kobiety są częściej za miękką demokracją niż za prawicowymi skrajnościami, które pociągają mężczyzn. A przecież ani jedno, ani drugie nie stanowi chyba trzecio- czy czwartorzędowych cech płciowych.

W grę muszę tu wchodzić czynniki (zmienne), które kształtują odmienne postawy kobiet i mężczyzn, powiązany z jednej strony z płcią, a z drugiej strony z nastawieniem pro i antydemokratycznym. Narzucającą się w polskich warunkach hipotezą jest wykształcenie, bo (1) ma wpływ na postawy polityczne, a zarazem (2) odróżnia Polki od Polaków.

(1) Poniższy wykres pokazuje, że średnie i wyższe wykształcenie (od matury wzwyż) zapewnia aż 2,7 raza więcej głosów na KO i dwa razy na Lewicę w porównaniu z grupami bez matury. I odwrotnie, osoby z wykształceniem podstawowym i zawodowym popierają prawicowy populizm w wykonaniu PiS równo 2,5 raza częściej niż osoby lepiej wykształcone.

(2) Rzecz w tym, że kobiety są lepiej wykształcone. Sięgamy do danych z naszego sondażu: odsetek osób z wykształceniem zawodowym jest ponad dwa razy wyższy wśród Polaków niż Polek. Odwrotnie z wykształceniem wyższym: ma je dwa razy więcej Polek niż Polaków.

Powiązanie kobiecości z nastawieniem prodemokratycznym byłoby zatem zapośredniczone przez lepszą edukację, która otwiera oczy na zróżnicowanie i złożoność świata społecznego. Męska podatność na prawicowy populizm płynęłaby z łatwiejszej akceptacji dla uproszczonych przekazów w odpowiedzi na złożone problemy. W grę wchodzi zatem większa dojrzałość poznawcza Polek niż Polaków.

Lepsze wyniki szkolne dziewczynek są też wyrazem tego, że z uwagi na wzorce ról genderowych (patrz – dalej) są one lepiej przystosowane do wymogów tej instytucji. Chłopcy łatwiej „migają się” od szkoły, co statystycznie skraca ich karierę edukacyjną (ale z drugiej strony stanowi szansę dla niektórych na samodzielny rozwój intelektualny, np. skupienie uwagi na własnych pasjach).

Jest prawdopodobne, że lepsze wykształcenie Polek chroni je przed uleganiem narodowej propagandzie PiS i zarazem otwiera oczy na wartości świata Zachodu. Choćby z tak banalnego powodu, jak lepsza znajomość angielskiego.

Dlaczego jeszcze? Bo to chłopcy bawią się w wojnę

Do tego dochodzi zmienna kulturowa, jaką są wzorce wychowania chłopców i dziewczynek. Mimo postępującej tu zmiany dziewczynki w domu i szkole są nadal wychowywane do roli kobiety empatycznej, opiekuńczej, wrażliwej. Mówiąc w wielkim skrócie, bawią się chętniej w dom niż w wojnę, która u chłopców ożywia nacjonalistyczne skojarzenia. W wychowaniu chłopców dopuszczany jest też większy poziom agresji.

Dziewczynki mają być grzeczne. Doceniane są za staranność, grzeczność, sumienność, uważność, spokój, gotowość do współpracy i wycofania się, wrażliwość, dojrzałość, obowiązkowość. To wszystko chroni je przed uleganiem w dorosłym życiu ideologiom, które naruszają ład demokratyczny, ale stanowi też obciążenie życiowe, oznacza nadodpowiedzialność, przyjmowanie zadań ponad siły.

Taki model wychowania zgodnego ze stereotypami powoli ulega erozji, chłopcy są uczeni empatii, a dziewczynki zachęcane do stanowczości i wyrażania złości, w kulturze masowej XXI wieku jest z jednej strony coraz więcej postaci silnych kobiet, w filmach akcji zdolnych nawet do wygrywania z mężczyznami w walce wręcz, a z drugiej coraz więcej wrażliwych mężów i ojców. W sondażu Ipsos mamy jednak do czynienia z kobietami i mężczyznami dorastającymi do dorosłości w ogromnej większości w XX wieku.

I trzeci powód. Rosnąca świadomość genderowych nierówności

To być może kluczowa kwestia – rosnące aspiracje kobiet i ich poczucie, że – pomimo postępującej emancypacji – wciąż żyją w opresji, którą tworzą rządzący państwem mężczyźni i której trzeba się przeciwstawić. Z tego punktu widzenia dwie kadencje rządów PiS stanowiły przyspieszoną lekcję feminizmu, tym bardziej uderzającą, że pierwsze propozycje tej partii (a zwłaszcza 500 plus) stanowiły dowartościowanie i „transfer godności” dla uboższych kobiet i ich rodzin.

Od początku rządów PiS – odwołując się do nauczania Kościoła – podejmował próby brutalnej ingerencji w prawa reprodukcyjne (w 2016 r. rząd proponował zasiłek 4 tys. zł za donoszenie ciąży z uszkodzeniem płodu). Państwo wycofało się też z finansowania in vitro.

Przełomowe znaczenie miał tu wyrok tzw. Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 r.oku zakazujący aborcji, nawet gdy wiadomo, że ciąża skończy się śmiercią płodu lub dziecko umrze zaraz po urodzeniu. Doprowadził do fali protestów Strajku Kobiet i krachu notowań PiS wśród młodych ludzi, a zwłaszcza kobiet.

Mimo deklarowanego szacunku i „całowania rączek” przez Jarosława Kaczyńskiego wypowiedzi lidera PiS wyrażają niekiedy pogardę dla kobiet, które nie wpisują się w tradycyjny model dobrej żony i pełnej poświęcenia matki rodzącej kolejne dzieci. Wyrazem tego był „żart” o „dawaniu w szyję” przez młode Polki, który – jak sprawdziliśmy w sondażu Ipsos dla OKO.press i TOK FM w listopadzie 2022 – oburzył 75 proc. kobiet i 66 proc. mężczyzn.

Rosnąca aprobata dla prawa kobiet do przerywania niechcianej ciąży (70 proc. w końcu 2022 roku) jest emancypacyjną odpowiedzią na zaostrzanie zakazów i katolicki szantaż moralny na temat zabijania „życia poczętego”.

Jednocześnie Polkom towarzyszy przekonanie, że wymagania wobec nich są za duże. W sondażu z listopada 2022 zapytaliśmy, kto ma w Polsce trudniejsze życie. Prawie nikt (4 proc.) nie wskazał mężczyzn, za to 10 razy więcej (46 proc.) – kobiety; 48 proc. uznało, że nie ma różnicy.

W tamtym sondażu nawet mężczyźni rzadko (7 proc.) wskazują, że to oni mają trudniejsze życie, Polki praktycznie nie wybierają takiej odpowiedzi wcale (2 proc.). Przekonanie, że życie kobiet jest trudniejsze, było wśród pań (58 proc.) blisko dwa razy częstsze niż wśród panów (33 proc.).

Nie oznacza to, że życie Polaków, a zwłaszcza młodych Polaków, nie jest trudne, bo przemiany ich świadomości nie nadążają za załamaniem patriarchalnego ładu, w którym męska pozycja władzy była dobrze zdefiniowana i chroniona. Odpowiedzią wielu najmłodszych mężczyzn jest próba konserwacji tradycyjnego modelu, co musi kończyć się klęską, choćby w znalezieniu partnerki, która chciałaby zagrać w męsko-damskiej sztuce dawno zdjętej z afisza. W efekcie, we wspomnianym sondażu tylko 25 proc. młodych Polaków (18-39 lat) uznaje, że kobietom żyje się trudniej, reszta jest zdania, że nie ma różnicy lub, że oni cierpią więcej.

W tle są tu także frustracje życia seksualnego, bo – jak wynika z sondażu Kantar dla Wyborczej – młode kobiety chętnie wchodzą w związki z mężczyznami starszymi o kilka lat, pozostawiając osamotnionych rówieśników: „W grupie badanych w wieku 18-30 lat jest tylko 20 proc. singielek i aż 47 proc. singli. Jedna czwarta młodych mężczyzn ma problem ze znalezieniem partnerki, w szczególności ci bez wyższego wykształcenia i z mniejszych miejscowości”.

Nierówność genderowa przyjmuje także ekonomiczną postać. Mimo lepszego wykształcenia kobiety zarabiają mniej. Widać to także w naszym czerwcowym sondażu:

Zobacz inne omówienia sondażu Ipsos dla OKO.press i TOK FM z 19-22 czerwca 2023

Czytaj też wyjątkową w polskich mediach analizę Leszka Kraszyny. Tłumaczy on, jak naprawdę przekładają się w Polsce wyniki wyborów na sejmowe mandaty.

*Sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM metodą CATI (telefonicznie). 19–22 czerwca 2023 roku na ogólnopolskiej, reprezentatywnej próbie dorosłych Polek i Polaków, N=1000

** Siłą modelu Kraszyny jest to, że zamiast prostej ogólnokrajowej formuły matematycznej przelicza on poparcie każdej partii na mandaty na poziomie okręgów korzystając z analizy historycznego rozkładu głosów w poszczególnych okręgach. Takie podejście pozwala oszacować, że PiS dostanie nieco więcej mandatów (ok. pięciu) niż wynikałoby z odsetka głosów, jaki zdobędzie w skali kraju, bo tak było we wszystkich wyborach od 2007 roku PiS – zdobywał więcej mandatów niż „powinien”, a PO/KO – mniej. PiS korzysta bowiem z faktu, że siła głosu wyborców z metropolii (a więc w większości opozycyjnych) jest mniejsza niż pozostałych. Wynika to z trzech powodów: zablokowaniu przez PiS korekty demograficznej wielkości okręgów, przypisywania głosów Zagranicy do Warszawy i wyższej frekwencji w metropoliach.

*** Warto podkreślić, że inna jest jednak podstawa liczenia obu wskaźników. Poparcie partyjne stanowi odsetek głosów osób deklarujących udział w wyborach, o ocenę Tuska i Kaczyńskiego pytaliśmy wszystkie osoby badane, a więc także te, które na wybory się nie wybierają

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze