No i co z tym Tuskiem zrobić?
Polityk z takim dorobkiem, przez pięć lat „prezydent Europy”, błyskotliwy fajter, który rzuca posadę lidera największej partii UE, żeby walczyć ze „złem” w Polsce (tak, to jest „zło”), bokser wagi ciężkiej, ale z energią jak z piórkowej („biologia nie jest moim wrogiem”), a przy tym jakoś normalny, nie nadęty, nie żaden srala-mądrala-Jarosław cedzący słowa.
Mamy Tuska i nie zawahamy się go użyć? Nie jest to aż tak proste, ale wykonalne: demokratyczna opinia publiczna (jest coś takiego, prawda?) może zobaczyć w Tusku na białym koniu co najmniej harcownika, który miesza w szeregach armii PiS, zwłaszcza, że ich armia wymęczona, a harcownik w formie. A może i kogoś, kto zmobilizuje nasze, i stare, i nowe oddziały.
Możemy wszyscy my, którzy nie zgadzamy się na rządy PiS, na Tusku zyskać, będę do tego przekonywał, żeby dać mu szansę i dać sobie szansę. Co nie znaczy, że ma być wodzem, który poprowadzi nas na Nowogrodzką. I co oznacza, że staje przed wyzwaniem uprawiania przez nawet dwa lata polityki poza parlamentem, pod presją ogromnych i sprzecznych oczekiwań. Bo paradoksalnie nawet ci, którzy Tuska nie lubią, też krytykują go za to, czego nie powiedział i czego na pewno nie zrobi. A do tego duży „elektorat negatywny” troskliwie odżywiany hejtem mediów PiS.
Tekst publikujemy w cyklu „Widzę to tak” – od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do rzeczywistości. Zachęcamy do polemik
Jednym słowem „widzę to tak”, że to może się udać, ale widzę też trudności. Poczynając od założenia Tuska, że liczy się tylko bicie wroga, szabla w dłoń i Kaczyńskiego goń, goń, goń. Zgadzam się, że trzeba walczyć z PiS i to bez żadnego „ale”, ale nie da się uprawiać polityki bez pytania, co ma być potem. Figura, że program zaczyna się liczyć, gdy wygramy, nie przejdzie.
„Nie przyzwyczajajcie się do zła”
Tusków mamy zresztą dwóch. Sobotni (3 lipca, niecałe 27 minut) był politycznym kaznodzieją, skupionym na moralnym „apelu do narodu”, by nie przyzwyczajać się do zła. Niedzielny (140 minut) i poniedziałkowy (w Szczecinie, 23 minuty) uprawiał już politykę na całego, zachęcał partnerów Platformy do współdziałania (z wyjątkiem Lewicy) i parę razy tak przyłożył władzy, że aż miło. W efektowny sposób obnażył też propagandę mediów prorządowych.
Pierwszy Tusk był patetyczny, a końcówka „Idziemy po zwycięstwo, bo się was nie boimy. Idziemy po zwycięstwo, bo nie jesteśmy bezradni! Bo się nie przyzwyczailiśmy do zła, które tutaj uczyniliście” mogła się nawet kojarzyć ze słynnym „We are on the move now” (w luźnym tłumaczeniu „Już nas nie powstrzymają”) Martina Luthera Kinga w czasie marszu z Selmy do Montgomery w marcu 1965 (tu możesz posłuchać).
Tusk nr 2 bardziej przypominał Johna Olivera, komika-analityka z jego precyzyjnym sarkazmem pod adresem władz [Trumpa a także Bidena]: „What the fuck?” („Co to ma być do k…. nędzy”).
Pierwszy Tusk mnie poruszył, ale potem zacząłem mu w myślach stawiać zarzuty i wzruszenie zamieniło się w rozczarowanie. Drugi rozwiał kilka wątpliwości, ale nie wszystkie. Pokazał jednak, jak groźnym może być przeciwnikiem dla PiS. I ile może wnieść do życia publicznego.
Z ostrożną nadzieją czekam na kolejnego Tuska, bo w interesie polskiej polityki jest to, żeby Tusk wychodził z roli konserwatywnego kunktatora w stylu starej Platformy w kierunku „do Europy”. Żeby był raczej jak Trzaskowski niż Schetyna.
Anty-PiS jako nauka moralna? Arogancja czy terapia?
„Powiem może brutalnie, nie przyzwyczaiłem się jeszcze do tego, co się w Polsce dzieje”. Tusk parokrotnie nazywał rządy PiS „złem – ewidentnym, bezwstydnym, permanentnym”. W efekcie „ludzie w Polsce, i to dotyczy prawie wszystkich, jakby opuścili ręce, mówią – nie, no oni są tak bezczelni w tych złych sprawach, że chyba nic się nie da zrobić”.
To samo mniej więcej pisaliśmy w czerwcu 2021 w obywatelskich życzeniach dla czytelniczek i czytelników: „żeby w nas nie zgasło oburzenie, zdumienie (trzeba się dziwić!), a także śmiech, bo ta władza jest oczywiście tragikomiczna”. Zachęcaliśmy do popandemicznego odpoczynku, bo „inaczej zmęczenie mogłoby zamienić się w rezygnację, a nawet prowadzić do cichej zgody, że ten świat, że Polska ma tak wyglądać”.
Nie ma tu żadnego „ale”, typu „trzeba walczyć z PiS, ale nie to jest najważniejsze”. Trzeba uwierzyć w wygraną – podpowiada Tusk – przecież 65-70 proc. ludzi nie chce tej władzy.
Adresatów jest tu dwoje. „Nie wygra partia, która nie wierzy w sens własnego istnienia” – to było do Platformy. Z pewnością apel potrzebny, ale to ich sprawa. Niech się mobilizują. Nie zaszkodzi, chyba, że Hołowni.
Ale apel był skierowany także do obywateli i obywatelek. Zastanawiam się, skąd płynęło uczucie głębokiej satysfakcji, jakie odczuwałem słuchając go.
Mocno, wyraziście i błyskotliwie nazwał Tusk po imieniu rządy, które mają na celu zatrzymanie demokracji, autorytarne sformatowanie ustroju na potrzeby dalszych rządów, które łamią praworządność i prawa człowieka, a także szkodzą Polsce w wymiarze międzynarodowym. Ośmieszają nas wszystkich.
Wyzwalającą moc miały też zestawienia: „Czarnek – oświata, Ziobro – sprawiedliwość, Kaczyński – bezpieczeństwo, Sasin – zarządzanie”.
Powiecie, że opozycja powtarza to w kółko? Ale Tusk powiedział to lepiej. Jego słowa zabrzmiały świeżo, nawet dla mnie, a pracuję w portalu, który właśnie tym się zajmuje: sprawdzaniem losów demokracji i praw człowieka.
Polityczka Lewicy Agnieszki Dziemianowicz-Bąk uznała, że nauki moralne Tuska to arogancja, pouczania z pozycji kogoś, kogo tu nie było.
„Kobiety protestujące przeciwko zakazowi aborcji i ciągane po komisariatach, mniejszości, które codziennie spotykają się ze szczuciem ze strony władzy, pracownicy na śmieciówkach, strajkujące pielęgniarki, sędziowie pod nieustającą presją, młodzi walczący o ochronę klimatu
Ci wszyscy ludzie nie potrzebują pouczeń, że jest źle. Oni i one to wiedzą, boleśnie tego doświadczają”.
Ten argument mnie nie przekonał. Skala aktywizmu jest dziś minimalna, o czym OKO.press, które jest jego kroniką, wie najlepiej. Nastroje obywatelskie opadły. Z drugiej strony, Tusk nie spędził ostatnich ponad sześciu lat na turystycznych wojażach.
Poza tym dajmy mu szansę. Franek Sterczewski, poznański buntownik w KO, zaprosił Tuska, by stanął z nim na ulicy i rozdawał ulotki, co wywołało oburzenie establishmentu Platformy. Ale Tusk odpowiedział, że owszem, czemu nie. A może z Babcią Kasią umówiłby się na pogawędkę pod jej ulubionym prawym lwem przed Pałacem Prezydenckim (często tam stoi z hasłem na tekturowej planszy).
Chciałbym, by wyszedł ze skóry polityka partyjnego, który będzie rozmawiał z mediami i czekał, co powiedzą sondaże. Żeby się uczył Polski od aktywistów i aktywistek, i od organizacji społecznych.
Tak sobie rzeźbię w Tusku, co jest ulubionym zajęciem także tych, którzy go nie lubią. Taki masz być, Tusku – mówimy. Dlaczego? Bo jego głos się liczy, wprost proporcjonalnie do liczby paszkwili w TVP.
Poruszeni, obojętni, wkurzeni
Reakcje, zwłaszcza na pierwszego Tuska były – także w OKO.press – generacyjnie spolaryzowane.
Nas, trochę starszych ujmowały jego Wielkie Słowa. Dobrze czujemy się w patosie, może dlatego, że odebraliśmy kolejne lekcje pokolenia Solidarności: Sierpnia ’80, Grudnia ’81, wyborów 1989, wejścia do UE w maju 2004.
Młodszemu pokoleniu Tusk i Kaczyński, z ich wzajemnymi oskarżeniami, wypełniają całą polityczną pamięć, a wejście w dorosłe życie za rządów PO-PSL nie było łatwe. Dla osób, które mają serce z lewej strony, rządy PO przyniosły sporo rozczarowań, zawiedzionych obietnic. Liberałowie trzymali się „aborcyjnego kompromisu”, czyli szczytu hipokryzji, nie dali praw osobom LGBT, słuchali się Kościoła (z chwalebnym wyjątkiem rządowego programu in vitro).
(Tu się na moment odmłodzę. Nigdy nie zapomnę, jak Tusk tłumaczył nam na Kongresie Kobiet 2013, że nie forsował ustawy o związkach partnerskich, bo przywódca nie może iść na czele rewolucji… Sala buczała. Krzyknąłem wtedy „Odwagi”).
Dla nas, starszych, identyfikacja z III RP ma charakter fundamentalny, bo ta pokomunistyczna Polska została nam „zadana” i wiemy, co było wcześniej.
Może także dlatego błyskotliwa międzynarodowa kariera Tuska robi na nas większe wrażenie niż na młodych. Może leczy nasze stare kompleksy peryferyjnego kraju?
Młodym niełatwa w użyciu liberalna demokracja łącznie z członkostwem w UE, została „dana” i nie budzi aż takich emocji, jak prawa indywidualne czy zagrożenie planety.
Jest jeszcze jedna różnica: starsi mają mniej czasu, wisi nad nami groźba, że skończymy życie w Polsce rządzonej przez „zło”. Stąd nasza podatność na patos, może nawet polityczną histerię. Dlatego Tusk nas ujął za serce.
Siła rażenia Tuska. Co za frajda!
To, co w Tusku zachwyca, to siła rażenia. Jego precyzyjny atak na PiS za hipokryzję uchwały o nepotyzmie; mówił o tym „koryto plus”. Jego wysoce wiarygodna krytyka zapowiadanego wbrew własnym deklaracjom sojuszu Kaczyńskiego z Salvinim, Orbánem i Le Pen (plus kilka innych oszołomiastych formacji typu Partia Finów, austriacka FPÖ, bułgarski Ruch Narodowy, czy z reguły prorosyjska Akcja Wyborcza Związku Polaków na Litwie).
„Pan Kaczyński i jego koledzy uparli się, aby punkt po punkcie realizować polityczną agendę Putina w Polsce i Europie. Konsekwencje mogą być dużo groźniejsze, niż sobie wyobrażamy”.
Jego poniedziałkowa (5 lipca) polemika z resortem Ziobry o konferencji w sprawie Sławomira Nowaka: „Z ewidentnie politycznych pobudek, z partyjnych gier wewnątrz PiS-u de facto inscenizuje się proces i skazanie. I robi to prokurator generalny, a nie sąd. Po co mnie pytać o zdanie, skoro wszystko jest jasne?”.
Czy Tusk to tylko kolejny recenzent, przecież cała opozycja regularnie demaskuje, debunkuje i podgryza władzę? Podobnie media niezależne. Jasne, ale Tusk dodaje tu nową jakość, czego dowodem są reakcje władz. Racjonalne byłoby Tuska przemilczeć, ale politycy PiS na wyścigi z „Wiadomościami” TVP dowodzą, że to on jest skorumpowany, uprawia nepotyzm i wspiera Putina, a w ogóle jest tak naprawdę Niemcem.
Niestety pojawiają się też – mniej lub bardziej sterowane – akcje hejterskie w sieci i w realu. Nawet boję się tę falę komentować.
Silną stroną Tuska są potyczki z mediami prorządowymi. Na poniedziałkowej konferencji przedstawicielka Telewizji Trwam Tadeusza Rydzyka, sowicie opłacanego z publicznych pieniędzy, zapytała, czy Platforma jest gotowa rozliczyć się z własnym nepotyzmem, tak jak to zrobił PiS w uchwale 3 czerwca. Tusk kolejny raz przejechał się po tej uchwale, która stanowi, że zakaz zasiadania rodziny posłów i senatorów PiS w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa „nie obejmuje osób, które zostały zatrudnione ze względu na swoje kompetencje, doświadczenie zawodowe i jednocześnie doszło do nadzwyczajnej sytuacji życiowej”.
Czyli jak Kaczyński powie, że kompetentny, to może zostać – podsumował Tusk. I zapytał dziennikarkę katolickiej telewizji: „Na odległość cuchnie siarką i smołą, pani nie czuje tego zapachu? Czy wam to pasuje?”.
Wielką karierę zrobiła też seria ciosów, jaką Tusk zadał przedstawicielowi TVP Info (o nazwisku Michał Dudzik), który próbował zastosować ulubiony chwyt swego medium „na syna”. Zapytał, czy przykładem nepotyzmu Platformy nie jest aby Michał Tusk, który pracuje w gdańskim urzędzie miejskim. Jak to szczegółowo opisała Agata Szczęśniak (warto zobaczyć całą scenkę), Tusk ośmieszył go i zdemaskował: „A niech pan sobie sam odpowie na to pytanie”. Dudzik milczał, więc Tusk pomógł:
„Mój syn, z wyższym wykształceniem, socjolog, od 20 lat zajmujący się transportem w Gdańsku, jest urzędnikiem ds. komunikacji i zarabia netto poniżej 3 tysięcy zł miesięcznie. Chce pan to nazwać nepotyzmem?”.
I oskarżył:
„O tym niewiarygodnym wprost zakłamaniu mówię cały czas. Myśli pan, że te łajdactwa [PiS – red.] można przykryć i zmanipulować tego typu technikami dziennikarskimi?”.
Parokrotnie Izabela Leszczyna czy Katarzyna Lubnauer potrafiły obnażyć techniki TVP, Adrian Zandberg zagadał kiedyś Michała Rachonia powtarzając, że z taśm kelnerów wynika, że Morawiecki był „załatwiaczem”, ale to było mocniejsze. Przedstawiciel TVP wydukał „dziękuję” i tyle go było.
Bez „ale”? OK, ale nie da się bez „przedtem” i „potem”
Uniesienie patosem mija zwykle po kilku godzinach. Łzy wysychają, zaczynamy się przyglądać.
W Tusku nr 1 sporo było platformerskiej arogancji: „Nie ma bez Platformy szansy na zwycięstwo. Bo ten projekt od samego początku ma wpisane w DNA wolę zwycięstwa i umiejętność zwyciężania”. A przecież to DNA nie działa od 6 lat i należałoby raczej poszukać odpowiedzi dlaczego.
Tusk nr 1 to właściwie kwintesencja „anty-PiS” plus lekceważące słowa o programach. Dorobek programowy PO opisuje jako „imponujący” (przesada), ale „to nie programy są najważniejsze. Najważniejsze jest odzyskanie wiary w sprawczość i w możliwość wygranej z PiS”.
Może i najważniejsze, ale niewystarczające.
Owszem, Tusk sygnalizuje konieczność zielonej rewolucji, ale przydałaby się wizja przyszłości, konkret, jak przywracany będzie ład demokratyczny, z jakim udziałem samorządów, organizacji społecznych. A może jakieś zabezpieczenia przed upartyjnieniem państwa? Zasady rozliczeń z PiS, których w 2007 zabrakło?
W pierwszym Tusku zabrakło też śladu samokrytyki.
Taki powrót Tuska byłby na rękę Kaczyńskiemu, bo jak to ujął Michał Kobosko (prawa ręka Szymona Hołowni), „elektoratowi PiS także należy się propozycja programowa – na przyszłość. Tusk takim wystąpieniem nie przeciągnie na swoją stronę ani jednego głosu wyborców PiS”.
Cztery wyzwania/zagrożenia powrotu Tuska
Cztery ryzyka powrotu Tuska mona opisać jako
- partyjniactwo, czyli przyjęcie wyłącznie perspektywy Platformy i zafałszowanie narracji o niej,
- brak krytycznej autorefleksji, dotyczącej własnych rządów, które przecież otworzyły drogę PiS do władzy,
- powrót do platformerskich ograniczeń – tzw. kotwicy konserwatywnej (wg określenia Grzegorza Schetyny) i
- neoliberalnej polityki ekonomicznej.
Kolejne wypowiedzi Donalda Tuska wskazują, że przynajmniej z niektórych z nich zdaje sobie sprawę.
(1) Tusk wychodzi poza partyjne opłotki
Tusk niedzielny i poniedziałkowy był tu znacznie lepszy niż sobotni. Snów o potędze Platformy nie było już wcale. Tusk mówił, że wrócił, bo sondaże pokazywały, że Platforma tonie.
O opozycji demokratycznej – z wyjątkiem Lewicy, z którą mają kosę – mówił wręcz z „czułością” (odwołując się do Olgi Tokarczuk). Zacytujmy za niego: „Czułość jest sztuką uosabiania, współodczuwania, a więc nieustannego odnajdywania podobieństw. Jest spontaniczna i bezinteresowna. Czułość dostrzega między nami więzi, podobieństwa i tożsamości. Jest tym trybem patrzenia, który ukazuje świat jako żywy, żyjący, powiązany ze sobą, współpracujący i od siebie współzależny”.
Zobacz cały fragment o czułości z mowy noblowskiej Olgi Tokarczuk
Piszę fikcję, ale nigdy nie jest to coś wyssane z palca. Kiedy piszę muszę wszystko czuć wewnątrz siebie samej. Muszę przepuścić przez siebie wszystkie istoty i przedmioty obecne w książce, wszystko, co ludzkie i poza ludzkie, żyjące i nie obdarzone życiem. Każdej rzeczy i osobie muszę przyjrzeć się z bliska z największą powagą i uosobić je we mnie, spersonalizować. Do tego właśnie służy czułość. Czułość jest bowiem sztuką uosabiania, współodczuwania, a więc nieustannego odnajdywania podobieństw.
Tworzenie opowieści jest niekończącym się ożywianiem, nadawanie istnienia tym wszystkim okruchom świata, jakimi są ludzkie doświadczenia, przeżyte sytuacje, wspomnienia. Czułość personalizuje to wszystko do czego się odnosi, pozwala dać temu głos, dać przestrzeń i czas do zaistnienia i ekspresji. To czułość sprawia, że imbryk zaczyna mówić. Czułość jest tą najskromniejszą odmianą miłości. To ten jej rodzaj, który nie pojawia się w pismach, ani w ewangeliach, nikt na nią nie przysięga, nikt się nie powołuje. Nie ma swoich emblematów, ani symboli, nie prowadzi do zbrodni, ani zazdrości. Pojawia się tam, gdzie z uwagą i skupieniem zaglądamy w drugi byt, w to, co nie jest ja. Czułość jest spontaniczna i bezinteresowna. Wykracza daleko poza empatyczne współodczuwanie. Jest świadomym, choć może trochę melancholijnym współdzieleniem losu. Czułość jest głębokim przejęciem się drugim bytem, jego kruchością, niepowtarzalnością, jego nieodpornością na cierpienie i działanie czasu.
Czułość dostrzega między nami więzi, podobieństwa i tożsamości. Jest tym trybem patrzenia, który ukazuje świat jako żywy, żyjący, powiązany ze sobą, współpracujący i od siebie współzależny.
Literatura jest zbudowana właśnie na czułości. To jest podstawowy psychologiczny mechanizm powieści. Dzięki temu cudownemu narzędziu, najbardziej wyrafinowanemu sposobowi ludzkiej komunikacji, nasze doświadczenie podróżuje poprzez czas i trafia do tych, którzy się jeszcze nie urodzili, a którzy kiedyś sięgną po to, co napisaliśmy, co opowiedzieliśmy o nas samych i o naszym świecie.
Nie mam pojęcia, jak będzie wyglądało ich życie, kim będą. Często o nich myślę z poczuciem winy i wstydu. Kryzys klimatyczny i polityczny, w którym dzisiaj próbujemy się odnaleźć, i któremu pragniemy się przeciwstawić ratując świat nie wziął się znikąd. Często zapominamy, że nie jest to jakieś fatum i zrządzenie losu, ale rezultat bardzo konkretnych posunięć i decyzji, ekonomicznych, społecznych, światopoglądowych, w tym i religijnych. Chciwość, brak szacunku do natury, egoizm, brak wyobraźni, niekończące się współzawodnictwo, brak odpowiedzialności, sprowadziły nasz świat do statusu przedmiotu, który można ciąć na kawałki, używać i niszczyć.
Dlatego wierzę, że muszę opowiadać tak, jakby świat był żywą, nieustannie stawającą się na naszych oczach jednością, a my jego jednocześnie małą i potężną częścią.
Tusk otwierał możliwości. Na wtorkowej (6 lipca) konferencji w Senacie, mówił, że model Paktu Senackiego (wspólnej listy całej opozycji) jest zachęcający także dla Sejmu, ale robił wiele, by uniknąć wrażenia, że patrzy z góry. Zwłaszcza, że „jego przyjaciel” Szymon Hołownia przegonił KO w sondażach.
(2) Tusk składa samokrytykę. Powierzchowną, przydałaby się głębsza
W niedzielę (4 lipca) Tusk złożył samokrytykę, twierdząc, że ustawa podnosząca wiek emerytalny była błędem (należało dać wybór), w poniedziałek w Szczecinie mówił o innej porażce: „Nie dałem rady uratować Stoczni Szczecińskiej”.
Przeciął też wszelkie spekulacje na temat wycofywania 500 plus, ale mówił o tym w kategoriach pragmatycznych: „nie można odbierać ludziom tego, co dostali”. Przydałaby się głębsza refleksja na temat polityki społecznej w czasach PO-PSL i dzisiaj, braku (wtedy) polityki wyrównywania szans, roli państwa w gospodarce, pomocy słabszym grupom.
(3) „Sprawy obyczajowe”, coś za dużo tych „ale”
Wydawało się, że po siedmiu latach w Europie Donald Tusk przywiezie do Polski klarowny przekaz o europejskich wartościach, które zostały dobrze zdefiniowane w art. 2 Traktatu o UE:
„Unia opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne Państwom Członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn”.
Europejska Partia Ludowa, największa siła w Parlamencie UE, której Tusk przewodniczy od grudnia 2019 roku, deklaruje, że „kluczowe jest propagowanie europejskiego modelu, jeśli chcemy, by europejskie wartości zachowały swoje znaczenie w gwałtownie zmieniającym się świecie”.
Tylko tyle i aż tyle. Wydawałoby się oczywiste, że oznacza to m.in. pełne prawa reprodukcyjne dla kobiet i prawa dla mniejszości LGBT, włącznie z prawem do zawierania związków partnerskich, a także małżeńskich. Polska jest obok Malty jedynym krajem w UE, który nie pozwala kobiecie przerwać ciąży i jednym z sześciu ostatnich krajów, które nie dają prawnego usankcjonowania homoseksualnej miłości.
Wydawało się oczywiste, że Donald Tusk będzie mówił także w Polsce językiem Europy, co oznacza, że prawa gejów czy kobiet nie są kwestią sporu światopoglądowego czy – jak to niestety ujął Tusk – „spraw obyczajowych”, ale praw człowieka.
W pierwszym manifeście Tuska nie było ani słowa o Kościele katolickim, ale w niedzielę Tusk pojechał po hierarchach. „Jestem katolikiem i nie mam problemu, aby powiedzieć to głośno. Wewnątrz Kościoła są siły, które niszczą Kościół. Nierozliczenie pedofilii to śmiertelne ciosy dla Kościoła. Na zewnątrz też są siły, które niszczą Kościół – to PiS i Kaczyński”.
Ale zapewniał, że bez Kościoła Polska historia byłaby gorsza, co wymagałoby co najmniej zniuansowania.
Opisał Wielkanoc, jaką spędził u jednego z zakonników, który opiekuje się osobami z niepełnosprawnością. „Tam z pewnością Pan Bóg jest obecny”. Kościół, który przykleił się do władzy, nie jest już Kościołem. Brzmiał jak Hołownia, który mówił, że Jezus jest antytezą polskich hierarchów.
Zapowiedział, że będzie respektował stanowisko PO w sprawie aborcji z lutego 2021: do 12. tygodnia ciąży kobieta ma prawo sama podjąć decyzję o jej przerwaniu po konsultacji z lekarzem i psychologiem. Zaznaczył jednak, że akceptuje i rozumie ludzi, którzy mają inny pogląd czy wrażliwość w tej sprawie.
Coś z tego akceptowania i rozumienia wynika poza nienarażaniem się konserwatystom? Odpowiedziałbym Tuskowi jego własnym argumentem:
prosimy, bez żadnych „ale”, bo czujemy zapach siarki „aborcyjnego kompromisu”.
W niedzielę mówił o prawach „społeczności LGBT”. Ale znowu pojawiło się niepokojące „ale”.
„Potrafią kopać dziewczynę leżącą na ulicy, bo miała tęczową koszulkę na sobie, zawsze będę po jej stronie. Niezależnie od moich poglądów na świat i na konkretne rozstrzygnięcia legislacyjne”.
To jakie pan ma poglądy na świat, panie Tusk?
O prawach mniejszości Tusk mówił w kontekście wojny makropolitycznej: „Pogarda do mniejszości i to taka najbardziej brutalna i wulgarna, te autorytarne skłonności, niechęć do wszelkiej formy wolności, NGS-ów, do wolności słowa. Nieustanny atak na Unię Europejską to jest agenda Putina robiona jeden do jednego. Czy [robią to] przez głupotę, czy przez jakieś złe emocje, czy w sposób planowany? Czy to ma jakieś znaczenie dla ofiar tej polityki?
Ja nie chcę żyć w państwie, gdzie rządzący tak zupełnie bezwstydnie wydają rozkaz żeby bić kobiety, starsze, samotnie demonstrujące kobiety, a gdzieś w mailach i tajnych rozmowach planują wysłać czołgi na demonstrujące dziewczyny, nasze żony, nasze matki, nasze córki”.
Nawet w mocnych deklaracjach o zagrożeniu katastrofą klimatyczną pojawiło się pozbawione sensu stwierdzenie:
„Niech naukowcy spierają się o konkretne przyczyny i konkretne sposoby zapobiegania tej katastrofie, ale jedna rzecz musi być oczywista: nie można tego negować i trzeba robić wszystko, żeby nas przygotować na ciężkie czasy w wymiarze globalnym”, co Adam Wajrak w „Wyborczej” – może nawet przesadnie – zinterpretował jako „nie odrobienie lekcji o klimacie”.
(4) Tusk konserwatywnym liberałem?
Za polityczno-gospodarczą deklarację Tuska można uznać słowa: „Ja, w przeciwieństwie do panującej obecnie mody, nie dostaję mdłości na dźwięk słowa «liberalizm». Urodziłem się i umrę wolnościowcem. Mądrzy ludzie powinni być liberalno-socjal-konserwatystami, każda z tych wrażliwości ma sens”.
Cytat z Kołakowskiego brzmi zachęcająco, ale Tusk mówił tu różnymi głosami, także konserwatywno-liberalnym stylem swego ministra finansów (2007-2013) Jacka Rostowskiego. Wyraźnie dumny z grepsu skrytykował politykę PiS „3D” (dług, daniny, drożyzna)
jakby chodziła mu po głowie wolnorynkowa kontrrewolucja, polityka zbijania długu i ograniczania świadczeń publicznych.
Tusk chwali się znajomością z Bidenem, ale najwyraźniej nie chciałby pójść drogą prezydenta USA, który pompuje ogromne sumy w gospodarkę i pomoc społeczną, licząc, że to da impuls rozwoju. Może nie słyszał o Nowoczesnej Teorii Monetarnej (New Monetary Theory).
Tyle recenzji z pierwszych trzech dni z Tuskiem. Jedno jest pewne – z Tuskiem jest inaczej, może być lepiej.
"Może nie słyszał o Nowoczesnej Teorii Monetarnej (New Monetary Theory)." – litości. Efektywna makroekonomia polega na naukowym weryfikowaniu długofalowych konsekwencji zastosowanych w przeszłości przez państwa środków. Papierowe teorie są dla dyktatorów i populistów. Jeżeli chcemy zjednoczenia opozycji to fajnie by było abyście schowali natanczas marksistowskie pomysły. Spora część klasy średniej bardziej boi się "Razem" niż "PIS".
Mam nadzieję, że kiedyś zrozumie Pan bezmiar głupoty zawartej w tej pozornie rozumnej wypowiedzi. Boją się? Bo ich straszą, tacy jak Pan, że bez kapitalizmu nie ma życia. Nie będę miał liości i dorzucę jeszcze kilka "teorii", o których Tusk, być może także nie słyszał: degrowth, bezwarunkowy dochód podstawowy, "Doughnut Economics".
Tak, wolny rynek i uczciwa rywalizacja jest podwaliną rozwoju ludzkości. Socjalizm, a wręcz bijący pod "nowatorskimi hasłami" komunizm jest doskonale udokumentowany wraz z jego konsekwencjami. Wielkie korporacje i banki są skutkiem regulowania rynku, nie wolnorynkowego rozwoju.
Thusk to liberał, kosmopolita, salonowiec na dworach. Nie ma nic wspólnego z konserwatyzem jak król korwin konserwatywny liberał. Dwa różne światy. Nie ma też Thusk nic wspólnego z lewicą, znamy jego pogląd na 500. Thusk to lord sith, gwiazda śmierci, on nic wam nie da a wszystko zabierze. Jego drugie imie to thief i każdy polak nie z klasy średniej to wie.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Młode kobiety czekają na wyraźny sygnał, że PO nie nakaże im rodzenia na rozkaz. To jest za mało dobitnie powiedziane. Lewica mówi to bardzo wyraźnie.
Nie ma innej drogi niż porozumienie na opozycji.
Dwa lata to szmat czasu aby PIS zdechło. Bo będzie coraz drożej a inflacja to z jednej strony większe wpływy z VAT a z drugiej więcej kasy na jedzenie dla najbiedniejszych. Oni najwięcej wydają na życie i te wydatki nie mogą czekać. Klasa średnia przeżyje, najwyżej mniej ciuchów kupią i za granicę rzadziej wyjadą. Tak więc elektorat PIS powoli się wykruszy, bo oni tylko na kasę patrzą. Nie da się wszystkich trzymać za pysk panie Kaczyński.
Rodziny pisowskie będą doiły Polskę na potęgę i warto to nagłaśniać. Tak jak to robo OKO.
Im później będą wybory tym dla opozycji lepiej. Ale oni tak nie myślą chyba.
Ten "polityk" bardzo mnie ubawił gdy manifestował w Paryżu po ataku na Charlie Hebdo, wsparcie dla wolności publikacji i głoszenia opinii zarazem zapominając, że podczas jego rządów kultywował art. 196, dotyczący obrazy uczuć religijnych.
Wszak ten artykuł potwierdza nam, że jakiekolwiek religie mają prawo egzekwować swoje wyroki na "niewiernych" n.p. odcinając głowę wykładowcy w gimnazjum, za pokazanie uczniom rysunku Allacha na okładce tygodnika. W Polsce jeszcze nie mają przyzwolenia na dekapitację, ale skazanie blondyneczki za wyrażenie opini że biblia była napisana przez palaczy marychy, pijących niestrawnego sikacza z brudnego gąsiorka, zmierza ostrym krokiem w tym kierunku.
Dzień dobry Panie Tusk, jest pan teraz u siebie i już nie grozi Panu obligacja wspierania antychrystów.
Szanowny Panie Pacewicz, czy naprawdę jest pan przekonany, że siła tego dziadersa (czytaj Troglodyty) zachwyca i odświeża ? Zanim Pan napisze następne banialuki, niech pan porozmawia z młodymi ludźmi, ale przede wszystkim z tymi, którzy już uciekli z kraju.
Po co te przytyki do wieku? Starsi zmieniali losy tego świata. Ważną natomiast część wypowiedzi, dotycząca zachowań T we Francji.
Przedwczesne zachwyty. Jeszcze nic nie zrobił, a pamiętamy co robił, jak był premierem.
Nie ma żadnych przesłanek do optymizmu. PO samą, bez co najmniej 2 koalicjantów nie wygra wyborów.
To może małe przypomnienie o bycie PO:
http://www.grzechy-platformy.org/podsumowanie/
"Którędy do Europy?" Trza było pytać w latach 90tych, kiedy Wałęsa w koncercie życzeń dla Wojtyły, z Glempem, Gocłowskim i Jankowskim promował narodową konserwę dziadowsko-kalwaryjską "walcząc z anarchią", potem Macierewiczem i Olszewskim i kolejnie z Kaczyma.
Poszli do Europy przez Gniezno, Częstochowę i Watykan. Tępa arogancja konserwatywnych oszołomów i państwowe kajanie się przed politycznie pazernym klerem, przy bierności zajętych turbokapitalizmem neoliberałów i demokratów, dały szansę na wjazd motłochu podczas pierwszych rządów sekto-mafii PiS i czas minął. A motłoch, dla ludu poklęczał i potłukł się w piersi, się usadowił i urósł by przejąć permanentną kontrolę nad państwem, jego obywatelami i ich wolnością. O tym przestrzegali muzycy, Olga Lipińska i ulica. Politycy, jak Tusk, olewali ulicę, opinię społeczną, następnie rosnącą emigrację i faszyzm, mają więc teraz samospalonego Piotra, politykę uliczną a w Sejmie kloaczną. Nec Hercules contra plures. I Tusk dópa, gdy dojrzała gnoyu kupa. I PO ptakach.
Powrót Tuska tylko pokazuje ,że Platforma dalej nie ma żadnego pomysłu na siebie. Jasne – mówimy o najwybitniejszym polskim polityku tego stulecia, ale jednak dzielącym Polaków równie mocno jak Kaczyński. Czy tędy prowadzi droga do sukcesu? No nie wiem, no chyba,że mówimy tu o roli przybudówki dla ruchu Hołowni.
Informuję, że życzę sobie być szczelnie oddzielony od kołtuńskiej 1/3 społeczeństwa. Póki nie wymrą. Bo oni już wymieraja tak, jak wcześniej wymarli na Zachodzie.
Pamiętam wczesne PO jako powrót do normalności po dwóch latach ciemnoty PiS. Budowa autostrad, orlików, wyglądało że rozwój kraju idzie w dobrą stronę.
Ale pamiętam też późne PO, i wcale nie chodzi o zegarek Nowaka i ośmiorniczki:
– pamiętam próby blokowania internetu,
– pamiętam "tymczasową" podwyżkę VAT do 23% na dwa lata,
– pamietam, że kiedy można było odebrać immunitet byłym pisowskim aparatczykom nadużywającym władzy, posłowie PO zaspali albo nie głosowali,
– pamiętam gdy premier na wojnie z dopalaczami ogłaszał, że służby będą działać "na granicy prawa", by gnębić do skutku sklepy prowadzące dozwoloną działalność,
– pamiętam jak pod wpływem brukowców piszących o "bestiach", popełniono ustawę dla bezterminowego zamykania w psychuszkach ludzi wychodzących z więzienia, bo nie było lepszego pomysłu na ich monitorowanie.
Czy dzisiejsze PO przebierające nóżkami w drodze do upragnionej władzy jest bardziej cywilizowane?
Mojego głosu nie dostaną, choćby zbawca Tusk tańczył kankana w rewii na lodzie.
Lubię Tuska (prawie nie mam wyboru – mój rocznik), szanuję i podziwiam za sprawność intelektualną. To dobre uzupełnienie opozycyjnej drużyny o zawodnika potrafiącego dryblować i obdarzonego celnym strzałem, ale pod jednym warunkiem, że będzie potrafił grać zespołowo i w sytuacji podbramkowej, mając kolegów na lepszej pozycji, poda im piłkę. Niestety, doświadczenie ostatnich wyborów prezydenckich nie pozwala mi zapomnieć, że łatwo przychodzi mu mylić interes partii z interesem ogółu. Mogliśmy mieć niepisowskiego prezydenta, wystarczyło grać dla Polski. Drugie zastrzeżenie, o wiele poważniejsze, dotyczy braku sygnałów o dogłębnym zrozumieniu egzystencjalnych wyzwań, które stoją przed światem. Nie czepiałbym się tego niezręcznego zdania o "spieraniu się o przyczyny katastrofy klimatycznej", gdyby nie olbrzymi niepokój jaki wzbudził ten fragment zdania. Może jednak moje pokolenie nie jest w stanie ogarnąć bezmiaru zagrożeń i skali zmian jakie muszą się dokonać, by nas uratować?
Tusk dla PO jest chyba ostatnią deską ratunku. W sukces nie wierzę. Dalej nie widzę nawet na końcu tunelu tego co będzie po PiS. Jedyny miły plus – potworny skowyt zjednoczonej prawicy.
Wszystkim, którzy narzekają na Tuska, że mało mówi o programie a dużo o pogonieniu pisiaków, radzę wyobrazić sobie ludzi gaszących pożar domu i tracąch przy tam czas i energię na dyskusję o przyszłym kolorze ścian, kiedy dom będzie odbudowywany.
Merkel wysłała swojego pachołka Tuska, żeby zrobił znowu tanią siłę roboczą dla Niemców na szparagi- tak jak za jego rządów. Niemiec Tusk powinien wrócić do swoich. Dostał od Merkel całą szafę medali, od Polski żadnego, a nawet załatwiał sankcje. Podpisał umowę na najdroższy gaz w Europie, Wyprzedawał polski majątek- Ciech, próbował Lotos Rosji,LOT i inne dla Niemców. Podwyższył wiek emerytalny, zabrał pieniądze z OFE Polaków. Jak on śmie wracać do Polski. Czekamy na Trybunał Stanu za ukradzione miliardy vat.
Komisja do spraw wat raport końcowy
"Tusk kierował do Sejmu projekty nowelizacji ustawy o VAT rozszczelniających system podatkowy pod pozorem znoszenia barier administracyjnych. "
https://www.rp.pl/Polityka/190909429-Komisja-sledcza-ds-VAT-przyjela-raport-koncowy.html