0:000:00

0:00

"Na TikToku, medium dla najmłodszych, hasło Strajk Kobiet generuje ponad 200 mln odsłon. Nigdy wcześniej sprawy publiczne w Polsce nie dotarły w miejsce, z którym tak słabo radziliby sobie dorośli. Nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia z tak potężnym zaangażowaniem gwiazd mediów społecznościowych w kwestię publiczną, która jest tak polityczna" - bezprecedensową mobilizację w sieci z okazji Strajku Kobiet analizuje Hanna Waśko, strateg komunikacji, działaczka społeczna, założycielka agencji PR Big Picture. Zarządza wizerunkiem firm i osób publicznych, doradza pro bono organizacjom i liderom społecznym.

Anna Wójcik, OKO.press: Media społecznościowe mobilizowały swoich odbiorców do udziału w protestach po wyroku TK ws. aborcji. To oczywiste, ale jaka była tego skala?

Hanna Waśko: Ogromna. To największa rzecz o tematyce społecznej, jaka wydarzyła się w polskiej sieci, przynajmniej w świecie tak zwanych influencerów. Nigdy wcześniej gwiazdy mediów społecznościowych nie angażowały się na taką skalę w kwestię publiczną, która jest w oczywisty sposób polityczna.

Owszem, angażowali się w Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, protesty w obronie Puszczy Białowieskiej czy kampanie profrekwencyjne. Ale raczej unikali wchodzenia wprost w rozmowę o partiach i politykach.

Polityka, którą widzimy w telewizji, była dla gwiazd sieci na tyle „obciachowa”, że świadomie od niej stronili.

Zmieniło się to w tegorocznej kampanii prezydenckiej. Wiele gwiazd sieci w bezprecedensowy sposób opowiedziało się za jednym z kandydatów. Nie miało to jednak porównania ze skalą, poziomem zaangażowania i zasięgami w czasie Strajku Kobiet. "Obudziły się" największe gwiazdy, w tym te, które wcześniej konsekwentnie unikały deklaracji światopoglądowych.

Przeczytaj także:

Media społecznościowe, mówimy jednym tchem. Które z nich się naprawdę liczą?

To zależy dla kogo. W świecie mediów tradycyjnych jedne kanały, jak OKO.press, mają rolę pogłębiania i kształtowania opinii, inne są obrazkowe i szybkie. Jeszcze inne, jak Tele Tydzień czy programy telewizji śniadaniowej, reagują wolniej, ale mają wielomilionowe zasięgi. Dla polityków czy dziennikarzy najbardziej liczy się Twitter, gdzie informacja rozchodzi się najszybciej. Dla aktywistów, organizatorów protestów, nadal ważny jest Facebook, bo ma najwięcej funkcji ułatwiających organizowanie wydarzeń, grup i tak dalej.

Jeśli patrzymy na protesty po wyroku TK w sprawie aborcji jako na fenomen zaangażowania licealistów i studentów – ich mapa mediów jest z innej planety. Dla nich ważny jest Instagram, YouTube, a dla najmłodszych, nawet 8-10 latków – TikTok.

Facebook liczy się w tej grupie wiekowej coraz mniej. Ma też mniejsze zasięgi. Polityka próbowała za tym wszystkim podążać. Kiedy sztaby polityków dopiero uczą się prowadzić Instagram, na TikToku dzieciaki trzykrotnie przebijają łączne zasięgi YouTube'a i Instagrama.

Topowe gwiazdy polskiego Instagrama śledzą dziś 2-3 miliony osób. Liderzy rankingu YouTube mają ponad 4 miliony obserwujących. Pierwsza piątka TikToka – 5-10 milionów.

Jestem z rocznika 1989. Nawet dla mojego pokolenia to imponujące i zaskakujące.

Politycy też to czują. Andrzej Duda w kampanii wyborczej próbował funkcjonować na TikToku. Tak naprawdę nikt z osób publicznych nie potrafi się tam komunikować. Dla „dorosłych” to medium jest po prostu nienaturalne.

Tymczasem TikTok ma miliony wyświetleń w grupie, która nie obejrzy wiadomości w telewizji. Żyjemy w zupełnie różnych światach informacyjnych.

„Dorośli”, czyli trzydziestolatkowie i starsi, na Facebooku szukają głębszej interakcji, chcą komentować, należeć do grup. Dwudziestolatkowie lubią Instagram, medium obrazkowe, ale są przede wszystkim na YouTube, gdzie pojawia się już trochę polityki. W marcu 2020 roku premier Mateusz Morawiecki wystąpił u jednego z najpopularniejszych youtuberów w Polsce, czyli Blowka (urodzony w 1994 roku Kamil Gązawa, jego kanał na YouTube obserwuje 4,61 miliona osób - red.), opowiadając o ograniczeniach w czasie pierwszej fali COVID-19. Wyszło średnio, ale zasięg – olbrzymi.

Dzieciaki i młodsze nastolatki spędzają czas na TikToku w rytm krótkich filmików. To medium wyróżnia jeszcze szybszy "kontent", jeszcze większe możliwości tworzenia. Tam gwiazdą jest na przykład Viki Gabor (urodzona w 2007 roku piosenkarka, zwyciężczyni Eurowizji dla Dzieci w 2019 roku), którą oglądają ośmio-, dziesięciolatki.

Badasz ruch informacji w sieci, udział w tym gwiazd i influencerów. Jak to się odbywa?

Zasada jest taka sama jak w świecie mediów tradycyjnych – ton nadają szanowani liderzy opinii. Podobnie jak w branży newsów, polityki, spraw publicznych. Zanim "wszyscy" wydadzą opinię o czymś kontrowersyjnym, czekają na opinię tych, którym ufają. Chcą potwierdzić albo odrzucić swoją intuicję. Minimalizują ryzyko. Tak samo działa świat Instagrama i YouTube'a. Gdy dzieje się coś nietypowego, szlak przecierają największe, zazwyczaj dorosłe gwiazdy. Młodsi patrzą, co zrobią ich autorytety.

Kto z tego świata zabrał głos jako pierwszy po wyroku TK w sprawie aborcji?

Najbardziej wpływowi – ci z dużymi zasięgami i pozycją liderów: Julia Kuczyńska, czyli Maffashion, Jessica Mercedes Kirchner, Małgorzata Rozenek, Anja Rubik, Krzysztof Gonciarz, Taco Hemingway, Dawid Podsiadło. Za nimi poszła reszta.

To działa jak...?

...ławica.

Albo inaczej: świat mediów społecznościowych ma kilka poziomów – schemat wpływu jest jak piramida. Najszerszy zasięg, osiągany na dole, u milionów czytelników, dają największe gwiazdy – jednak na nich i publikowane przez nich treści wpływa od góry wąska grupa najbardziej opiniotwórczych autorytetów.

Największe gwiazdy na Instagramie obserwują 1-3 miliony osób. Roberta Lewandowskiego obserwuje 20 milionów, ale to międzynarodowa supergwiazda. W tej grupie są rozpoznawalne blogerki modowe, takie jak Maffashion (urodzona w 1987 roku Julia Kuczyńska z 1,4 miliona obserwujących), Jessica Mercedes (urodzona w 1993 roku Jessica Mercedes Kirchner z 968 tys. obserwujących), Julia Wieniawa (urodzona w 1998 roku modelka i aktorka, ma 1,8 miliona obserwujących), topowe trenerki, jak Ewa Chodakowska i Anna Lewandowska, ale też osoby znane z telewizyjnych reality show czy świata mody, jak Jakub Kosel (urodzony w 1992 roku model, ma 293 tys. obserwujących). I wreszcie – znani z telewizji piosenkarze, aktorki. Z kolei na YouTubie wielkie, kilkumilionowe zasięgi mają gamerzy, czyli ludzie, którzy na żywo grają w gry komputerowe.

Ci "wysoko zasięgowi" influencerzy, w większości dorośli, mają ugruntowaną pozycję, za ich obecnością w sieci stoją kilku-, czasem kilkunastoosobowe zespoły. To oni są autorytetami dla milionów obserwujących, ale sami mają swoje autorytety, po pierwsze, zagraniczne gwiazdy sieci, a później gwiazdy rodzimych mediów, dziennikarzy, pisarzy, artystów. Na przykład Gonciarza (urodzony w 1985 Krzysztof Gonciarz twórca internetowy z 1 milionem obserwujących na YouTubie i 459 tys. obserwujących na Instagramie), "aspiracyjnych" pisarzy - Jakuba Żulczyka, Szczepana Twardocha, Justynę Kopińską, a także największe gwiazdy kultury popularnej, piosenkarza Dawida Podsiadło, rapera Taco Hemingway'a, czy modelkę Anję Rubik. Jest tam miejsce również dla opiniotwórczych dziennikarzy. To oni stoją na szczycie piramidy wpływu.

Jak się to przekłada na media "tradycyjne"?

Post na Instagramie jest jak kamyk wrzucany do stawu – tworzy kolejne kręgi i fale.

Obieg informacji rozrywkowych i lifestyle'owych zaczyna się w mediach społecznościowych. Ktoś wrzuca sensacyjny komentarz lub zdjęcie, które trafia na serwisy plotkarskie, stamtąd na największe portale, czasem do telewizji śniadaniowej, a na końcu do papieru.

Do zasięgu posta w mediach społecznościowych dochodzą zasięgi mediów internetowych, telewizji, a na końcu prasy drukowanej. Dobrze podany wpis z Instagrama może dziś być na portalu plotkarskim, a jutro na okładce gazety. Z kilkuset tysięcy zasięgu robi się kilkanaście milionów.

Gwiazdy mediów społecznościowych same są jak media.

Granica pomiędzy byciem influencerem a medium zaciera się. Dobrze pokazuje to fenomen Make Life Harder, kanału prowadzonego przez Jakobe Mansztajna i Rafała Żabińskiego z 548 tys. obserwujących na Instagramie. W 2020 roku ten kanał stał się podstawowym źródłem nie tylko memów, ale newsów.

Make Life Harder to najważniejsze medium protestów po wyroku TK w sprawie aborcji.

Kiedy maturzyści idą protestować i dokumentują to filmikami na Instagramie, nie oznaczają na nich TVN24, Gazety Wyborczej, czy OKO.press, ale Make Life Harder i Gonciarza, którzy natychmiast repostują, czyli udostępniają te nagrania na instastories (instastories to zdjęcia lub krótkie filmiki, dodawane jako opowieść z dnia, widoczne dla wszystkich obserwatorów przez 24 godziny).

Dlatego Make Life Harder ma bardziej aktualną relację z protestów w kilkudziesięciu miastach w Polsce niż TVN24. Dostępną w telefonie, podaną wśród genialnych memów.

Prowadzący reagują natychmiastowo i posługują się językiem zrozumiałym dla młodych. Ma być krótko i na temat, w czasie rzeczywistym. W kierunku medium idą też profile Ruchu Ośmiu Gwiazd.

Tradycyjne media newsowe nie mają już dla młodych znaczenia?

Protestu w małym miasteczku pod Koninem czy w Mrągowie nie organizują trzynastolatki, które nigdy nie robiły niczego społecznie. Organizatorami są zazwyczaj starsi, zaangażowani nastolatkowie i młodzi dorośli. Może byli przewodniczącymi klasy, udzielali się w harcerstwie, wolontariacie, brali udział w olimpiadzie z wiedzy o społeczeństwie. Śledzą OKO.press, Onet.pl, Twittera.

Jak do nich dotrzeć? Z czyim zdaniem się liczą?

Paradoksalnie, dwudziestolatkowie często uważają za liderów opinii te same osoby, co czterdziestolatkowie. Wybierają tych, których znają z mediów społecznościowych. Takim liderem opinii może być Adam Wajrak (urodzony w 1972 roku działacz na rzecz ochrony przyrody), czy Nergal (urodzony w 1977 roku muzyk i producent, ma 434 tys. obserwujących na Instagramie). W obszarze ochrony przyrody liczy się Areta (Areta Szpura, urodzona w 1992 roku aktywistka ekologiczna i przedsiębiorczyni, 79. tys. obserwujących na Instagramie), ale też Kinga Rusin (urodzona w 1971 prezenterka i przedsiębiorczyni, ma 524 tys. obserwujących na Instagramie).

Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar umiejętnie wychodzi poza polityczną bańkę i stał się rozpoznawalny również dzięki aktywności w mediach społecznościowych. Podobnie prof. Marcin Matczak, choć najmłodsi znają go przede wszystkim jako "Tatę Maty" (urodzonego w 2000 roku rapera Michała Matczaka).

Autorytetem w mediach społecznościowych był Szymon Hołownia (urodzony w 1976 roku prezenter, publicysta i polityk, ma 336 tys. obserwujących na Instagramie). Pomysł na kandydowanie w wyborach prezydenckich wziął się m.in. z tego, że Hołownia był rozpoznawalną z telewizji gwiazdą o wysokich zasięgach w mediach społecznościowych. Nagle zaczął mówić o państwie i wspólnocie, jego wpisy zyskały popularność.

Autorytety kształtują dyskusję na Twitterze i potrafią ją przekładać na inne media społecznościowe. Wtedy tematy podejmują duże portale horyzontalne, takie jak Onet.pl, Wirtualna Polska, TVN24. Potem burza przechodzi na Instagram, gdzie o pozycjonowaniu tematu decydują top influencerzy.

Najpopularniejsze blogerki są około trzydziestki, wchodzą w nowe etapy życia, zostają mamami, mają swoje firmy, angażują się społecznie. To nie dzieci, którym trzeba tłumaczyć, o co chodzi z protestami w obronie praw kobiet, ale dorosłe kobiety, które mają swój "kościół" wyznawców.

I nagle do tego "kościoła" wprowadzają politykę.

Przełom nastąpił w czasie kampanii Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich. Celebryci sieci od dawna chętnie brali udział w mało kontrowersyjnych kampaniach profrekwencyjnych. Mieli jednak opory, żeby powiedzieć, na kogo głosują.

Dziesięć razy zastanowią się, zanim się wypowiedzą. Przed podjęciem decyzji wszystko starannie badają. W trakcie kampanii prezydenckiej, wiele gwiazd sieci przeprowadziło sondaże poparcia dla kandydatów na swoich instastories. Dopiero, kiedy okazało się, że większość obserwujących deklaruje oddanie głosu na Trzaskowskiego albo jest niezdecydowana, uznali, że mogą powiedzieć, na kogo zagłosują.

Czyli zimna kalkulacja zamiast porywu politycznej emocji.

Świadome podejście. Świat gwiazd mediów społecznościowych z obszaru rozrywki i stylu życia działa inaczej niż newsowy, polityczny świat Twittera. Po pierwsze: polityka nie jest w nim tematem numer jeden. Po drugie: produkcja treści na Instagram czy YouTube trwa dłużej.

Na Twitterze liczy się refleks, moment, wpisanie krótkiej treści o ograniczonej liczbie znaków. Tymczasem influencerzy muszą nagrać i zmontować filmik, przygotować post, pokazać to wszystko menadżerowi lub mamie. Ten świat działa nieco wolniej i w bardziej przemyślany sposób.

Największe gwiazdy, influencerzy, piosenkarze, aktorki, to nie są przypadkowi ludzie. Łatwo ich dezawuować, bo zajmują się rozrywką i stylem życia. Ale przecież doszli tak daleko, bo są inteligentni, pracowici, mają etykę pracy, często są to ludzie po szkołach muzycznych czy sportowych, w których od dziecka wyrabiano dyscyplinę i charakter. Nawet jeśli mają jakiś impuls, instynkt, podejmują przemyślane decyzje. Po prostu nie mogą mówić językiem telewizji informacyjnej, bo ich odbiorcy szukają czegoś innego.

A jednak wypowiedzieli się po wyroku TK w sprawie aborcji.

Największym zaskoczeniem było zabranie głosu przez gwiazdy, które dotąd świadomie starały się być przezroczyste. Czasem dlatego, że nie interesowali się polityką. A czasem, żeby nie stracić niczyjej sympatii.

Strajk Kobiet stał się dla influencerów tym, czym dla środowiska muzycznego Festiwal w Opolu – trzeba się było opowiedzieć. Albo to firmujesz, albo nie. Przy tej skali protestów, milczenie byłoby zbyt wymowne.

Osobiście mam sporo żalu do gwiazd, które na co dzień unikają tematów społecznych. Uważam, że bycie osobą publiczną zobowiązuje. Konieczność wypowiedzenia się przy okazji Strajku Kobiet zmusiła gwiazdy do odrobienia lekcji, która być może przyda się w przyszłości.

Wiele gwiazd zakłada w swojej strategii marketingowej, żeby nie polaryzować. Na przykład Anna i Robert Lewandowscy nie ukrywają, że są religijni, ale nie wypowiadają się w sprawach światopoglądowych.

Dlatego takim przełomem było zabranie głosu po wyroku TK ws. aborcji przez Annę Lewandowską [urodzoną w 1988 roku sportsmenkę, trenerkę i przedsiębiorczynię z 892 tys. obserwujących na Instagramie]. Jej komentarz był wyważony "Zawsze, a teraz szczególnie, powinniśmy się wspierać, a nie dzielić. Bycie kobietą i bycie matką to odpowiedzialność oparta na miłości. Wierzę w kobiety, wierzę w miłość, wierzę w wolność i jest mi dziś bardzo smutno...". Uciekła od agresywnego języka.

Ale przekaz był jednoznaczny.

Tak. Kolejnym zaskoczeniem była wypowiedź Małgorzaty Kożuchowskiej (urodzona w 1971 aktorka z milionem obserwujących na Instagramie), która otwarcie mówi o swoich konserwatywnych poglądach, wcześniej wypowiadała się przeciw in-vitro.

Na tle bardziej zachowawczych gwiazd, wyróżniają się zdecydowane wpisy Ewy Chodakowskiej, która jest prawdziwą guru, ma swój "kościół" (urodzona w 1982 roku trenerka fitness z 1,9 mln obserwujących na Instagramie). Już wcześniej angażowała się w kampanie przeciwko przemocy wobec kobiet. Zderzyła się wówczas z falą hejtu, co być może umocniło ją w decyzji, że trzeba się angażować.

Głos zabrała też Joanna Koroniewska (urodzona w 1978 roku aktorka z prawie 500 tys. obserwujących na Instagramie), dzieląc się bardzo intymną historią o kilku poronieniach.

Każda z tych kobiet wypowiedziała się własnym językiem. Często wypowiadały się jako matki, które miały dostęp do badań w czasie ciąży i dlatego bały się mniej. Mówiły, że nikt nie ma prawa zarządzać ich lękiem. Dużo wpisów było niekonfrontacyjnych.

Aktywizm, zaangażowanie w dziedzinach, które wykraczają poza rozrywkę czy styl życia, to dziś w sieci norma?

Dzisiaj dwudziestolatkowie uważają, że wolność i szacunek dla osób i środowisk LGBT to coś naturalnego, nie polaryzującego. W to się angażują. Mogą też zaangażować się w działania na rzecz środowiska, kiedy dzieje się coś poważnego, jak wycinka Puszczy Białowieskiej. Ale już rzadziej w sprawy rozliczeń z Kościołem katolickim. Protest po wyroku TK w sprawie aborcji, Strajk Kobiet, jest pośrodku.

Najmłodsi po prostu nie interesują się polityką na Wiejskiej i w Brukseli. Podstawową blokadą jest ściana stawiana im przez polityków. Bycie „dziadersem” to nie kwestia wieku, ale podejścia - brak zrozumienia, a nawet chęci zrozumienia, problemów i światopoglądu młodzieży, przekonanie, że zawsze wie się lepiej, w ocenie młodych archaiczne przekonania o rolach społecznych.

Do pewnego momentu dwudziestolatkowie uważali, że to słabe, ale ich nie dotyczy. A teraz po prostu się wkurzyli. Bo teraz ci „dziadersi” weszli im z butami w życie.

A młodzi zaczęli mówić o Trybunale Konstytucyjnym.

Doradzam sędziom, w jaki sposób komunikować kwestie zmian w sądach po 2015 roku i ich wpływ na niezawisłość sędziowską. To niełatwe zadanie, bo dyskusja o stanie praworządności w Polsce milionom ludzi wydawała się abstrakcyjna. Trudno było wyjaśnić, że kwestia Trybunału Konstytucyjnego czy immunitetu Igora Tulei to nie daleka polityka. A nagle wyrok TK w sprawie aborcji pokazał, że politycy i ich awantury wcale nie są daleko.

To, że ktoś rzeźbi w ustroju państwa, ma konkretny wpływ na nasze życie. Polityk przejmuje kontrolę nad Trybunałem Konstytucyjnym, a potem zabiera się kobietom prawo decyzji.

Na ulice wyszły nie tylko trzydziestolatki, co jest zrozumiałe, bo wyrok TK dotyka ich codziennych decyzji, tego, czego będą się bały, kiedy zajdą w ciążę.

Ale przejęły się też nastolatki, dziewczynki i chłopcy poczuli, że istnieje ryzyko poważnego naruszenia ich najbardziej intymnych spraw.

Wszystko to jest dodatkowo utopione w tym obciachu, beznadziei, państwie z kartonu i śmieszności odklejonych polityków. Młodzi widzą to państwo jak jeden wielki mem. Memy są okej do oglądania z dystansu, ale nikt nie chce, żeby jego życie tak wyglądało.

Język memów widać było na protestach.

Młode pokolenia mają swoje media i ufają swoim autorytetom. Słuchają na przykład Dawida Podsiadło, który nie jest napastliwy, nie mówi gomułkowskim językiem, jakim mówi opozycja w Sejmie. Śledzą Make Life Harder czy Ruch Ośmiu Gwiazd, czyli profile, które mają dystans, poczucie humoru, zrozumiały język.

Dorośli zachwycali się plakatem "Annuszka już rozlała olej", który nawiązuje do powieści Michaiła Bułhakowa "Mistrz i Małgorzata". Na rozlanym przez Annuszkę oleju poślizgnął się jeden z bohaterów, po czym wpadł pod tramwaj. Powiedzenie oznacza, że jakiś proces już się rozpoczął. Masa nastolatków nie wie, o co chodzi. Za to nawiązują do znanych im filmów, książek, gier komputerowych, do "Harry'ego Pottera", "Gossip Girl" i "Simsów". Nieco makabrycznie żartują, że gdyby grali w simsy, wyciągnęliby Kai Godek drabinkę z basenu ("The Sims" to gra komputerowa, w której gracze mają władzę na życiem bohaterów; umieszczenia simsa w basenie i wyciągnięcie drabinki jest popularnym sposobem uśmiercania nielubianej postaci).

Jeśli aktywizm jest w modzie, czego obawiają się influencerzy?

Represji prawnych i utraty kontraktów. Są też świadomi swoich zasięgów oraz wpływu społecznego, w związku z czym czują odpowiedzialność. Zastanawiali się, czy nawoływanie do brania udziału w demonstracjach w czasie epidemii jest odpowiedzialne. Obawiali się, czy mogą ich spotkać prawne konsekwencje za pisanie "***** ***".

Kilka gwiazd sportu i muzyki straciło gigantyczne, roczne kontrakty ze spółkami skarbu państwa ze względu na wpisy w kampanii prezydenckiej. Niedowierzali, że działy marketingu każą im wyczyścić konta z wpisów wspierających osoby LGBT, albo że „Sasin przewalił 70 mln na wybory, które się nie odbyły”.

Natomiast na takie kontrakty liczyć mogą nieliczni. To nie jest trzon rynku.

Większość influencerów zarabia na kampaniach prywatnych firm. A tam nikt nie ściga za demokrację.

I ta zależność finansowa powstrzymuje przed zaangażowaniem?

Współpracuję z wieloma firmami, które angażują influencerów w kampanie. Przeprowadzamy dla nich "audyty" gwiazd. Oceniamy, czy bezpieczne i korzystne wizerunkowo jest związanie się dużym, rocznym kontraktem na kampanię z daną osobą. Firmy nie są chętne do podpisania kontraktu, jeśli czyjś menadżer ma problem z używkami i nie pilnuje terminów, jeśli gwiazda nie potrafi przygotować się do występu w telewizji śniadaniowej, jeśli nie wywiązuje się z umów.

Dopóki mówimy o komercyjnym biznesie, a nie kontrolowanych przez rząd spółkach, nikomu nie przychodzi do głowy, żeby gwiazdę tępić za pro-demokratyczne zaangażowanie społeczne. Korporacja nie skreśli kogoś za to, że chce funkcjonować w państwie prawa.

Większość dużych firm, które mają do wydania pieniądze na influencerów, wspiera wartości demokratyczne. Mają swoje kodeksy, oparte na szacunku dla różnorodności i włączaniu mniejszości. Inaczej może być z prywatnymi polskimi firmami, ale i w wśród nich takie postawy są niszowe.

W jakie obszary angażują się gwiazdy?

Dużo zależy od tego, skąd sami przychodzą, jakie mają doświadczenie. Lubię historię Szymona Majewskiego (urodzony w 1967 roku prezenter), który angażuje się w akcje wspierania edukacji "trudnych" dzieciaków. Joanna Przetakiewicz (urodzona w 1967 roku projektantka mody) setkom tysięcy kobiet w Polsce mówi, że kobieta po pięćdziesiątce nie musi stawać się przezroczysta. Ewa Chodakowska zaangażowała się w kampanię przeciwko przemocy wobec kobiet - i to w trudnym momencie, kiedy pojawił się pomysł wypowiedzenia przez Polskę konwencji o ochronie przed przemocą. Małgorzata Rozenek (urodzona w 1978 roku prezenterka) zajmuje się tematem in vitro, bywa na konferencjach w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Kinga Rusin angażuje się proekologicznie, godzinami siedziała na komisjach sejmowych. Wiele gwiazd angażuje się we wspieranie akcji pomocy seniorom. Te, które niechętnie deklarują się światopoglądowo, a do tego pojawiają się w telewizji publicznej, również znajdują pola do zaangażowania, na przykład promują akcje pomocy dzieciom.

I to też jest super. Nigdzie nie jest powiedziane, że influencer musi się koniecznie angażować politycznie. Chociaż dziś w Polsce może i trzeba pokazać, że takie zaangażowanie jest ważne. Zwłaszcza, jak ma się milionowe zasięgi i de facto wychowuje się kolejne pokolenie.

Mowa o wychowywaniu pokolenia. Czy starsi powinni się mieszać do buntu młodych?

Nie. Licealiści i studenci, którzy wyszli na ulice, sami robią to sto razy lepiej, niż ktokolwiek starszy by im doradził.

Wychowałam się na Unii Wolności, dorastałam w wielkim szacunku wobec starszych. Pamiętam, jak profesor Bronisław Geremek z Janem Lityńskim mówili – słuchajcie, wymyślmy, co zrobić, żeby dotrzeć do tych młodych? Oczywiście, nic masowego dla młodych zrobić nie mogli. Udało im się za to coś innego – przekazali wartości tym młodym, których mieli blisko. Tadeusz Mazowiecki, Henryk i Ludwika Wujec, oni wszyscy zostawili po sobie dużą grupę społeczników, dzisiejszych trzydziesto-czterdziestolatków, którzy z perspektywy kancelarii prawnych, biznesu, organizacji społecznych, chcą zrobić coś więcej dla innych. Robimy to po swojemu, ale to starsi pokazali, że tak trzeba i można.

Starsi powinni być otwarci na kontakt z młodymi, powinni chcieć ich zrozumieć. Marian Turski dotarł do milionów swoim „Jedenaste: nie bądź obojętny”. Niektóre organizacje, społecznicy, ludzie biznesu, zaangażowani prawnicy, kierują już do młodych komunikat, że chętnie podzielą się wiedzą i doświadczeniem. O taki rodzaj mądrego wsparcia dziś chodzi. Nie o wchodzenie młodym na głowę, ale o otwartość i rozmawianie po partnersku.

Modlę się, żeby politycy nie przyklejali się do Ruchu Ośmiu Gwiazd. Bo to jest ich, młodych, rewolucja. A Ośmiu Gwiazdom powiedziałabym, że dobrze jest rozmawiać, bo mamy wspólny problem. Jak w "Grze o Tron", nadchodzi zima. Trzeba zebrać koalicję.

Do kogo ich skierować?

Do kogoś, kto nie jest częścią partyjnej polityki i cieszy się zaufaniem. Na przykład do społecznej kandydatki na urząd Rzecznika Praw Obywatelskich Zuzanny Rudzińskiej-Bluszcz. Kompetentnej prawniczki, która po latach w prywatnej firmie poszła pracować dla państwa. Popiera ją tysiąc organizacji społecznych.

Co powinny usłyszeć gwiazdy sieci? Jeśli akurat czytają OKO.press i naszą rozmowę.

Nie fiksujcie się na tym, że ktoś wam zabierze kontrakty za zaangażowanie po stronie demokracji i praw człowieka. Miejcie świadomość, że macie wpływ na miliony ludzi. Również na to, czy będą głosować, czy będą mieli otwarte głowy i czy będą dbać o innych. Wielu komentatorów mówiło, jak ważne dla wyniku Joe Bidena w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, było wsparcie udzielone przez Lady Gagę. Jeśli chcecie zmiany, bądźcie jej częścią. Weźcie tę odpowiedzialność.

;

Udostępnij:

Anna Wójcik

Pisze o praworządności, demokracji, prawie praw człowieka. Współzałożycielka Archiwum Osiatyńskiego i Rule of Law in Poland. Doktor nauk prawnych. Pracuje w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk. Stypendystka Fundacji Humboldta, prowadzi badania w Instytucie Maxa Plancka Porównawczego Prawa Publicznego i Międzynarodowego w Heidelbergu.

Komentarze