0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Zuchowicz / Agencja GazetaDawid Zuchowicz / Ag...

Lex Czarnek, zwany 2.0 został przyjęty przez izbę niższą parlamentu stosunkiem głosów 230 do 220, 4 osoby się wstrzymały. Wcześniej 22o posłów i posłanek głosowało za odrzuceniem nowelizacji ustawy oświatowej w całości, 232 przeciw. Klub PiS liczy dziś 228 osób.

To smutny dzień dla edukacji

Jakby mało było poprzednich nieszczęść i trudności, edukacja znowu dostaje linijką po łapach.

Tekst publikujemy w cyklu „Widzę to tak” – od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do rzeczywistości

Właściwie chce się płakać widząc piramidę przemocy, fałszu i ciasnoty umysłowej w odniesieniu do kwestii tak delikatnej, trudnej i kluczowej zarazem, jak edukacja naszych dzieci, wnuczek i wnuków. Narzuca się naiwne pytanie, które - w nieco innej wersji zadała w Sejmie Paulina Hennig-Kloska, posłanka Polski 2050: "Co wam zrobiły dzieci (...), że chcecie je oddać w ręce 16 kuratorów oświaty, którzy jak Barbara Nowak bardziej nadają się na rzeczników episkopatu niż na osoby, które mają nadzorować świecką szkołę"?

Przeczytaj także:

Pytanie "co wam zrobiły dzieci" powtarzane przez autora tego tekstu (naiwnego rodzica i dziadka, a także dziennikarza, który współtworzył wiele akcji edukacyjnych, w tym kilkanaście odsłon "Szkoły z klasą"), wywołałaby pewnie śmiech przedstawicieli obozu władzy, czy to będzie zimna i inteligentna Mirosława Stachowiak-Różecka, która żelazną dłonią prowadziła obrady komisji edukacji, w subtelny sposób obrażając posłanki opozycji, czy rozwichrzony myślowo religijny fanatyk Przemysław Czarnek i jego druga połowa Barbara Nowak, czy wreszcie Jarosław Kaczyński, który o Czarnku mówi, że "walczy z ofensywą głupoty i szaleństwa, by polskiej oświacie przywrócić charakter służby narodowi" (ale w sondażu OKO.press we wrześniu 2022 pozytywnie ocenia ministra tylko 28 proc., negatywnie - 63 proc.).

Naiwnie pragnę jednak wyrazić żal, że wzmocnienie władzy kuratorów, podwładnych Czarnka, utrudni pracę szkołom, ograniczy inicjatywę dyrektorek i nauczycieli, popsuje atmosferę, zniechęci do zawodu kolejnych fajnych pedagogów. Pozbawi też dzieci zajęć pozalekcyjnych, np. wyrównujących szanse na terenach wiejskich (bo fundacja podejrzana), albo uczących angielskiego (z pieniędzy z jakiejś zagranicznej fundacji, trzeba by sprawdzić), albo oferujących pomoc psychologiczną dzieciom, nie mówiąc już o wychowaniu seksualnym czy profilaktyce przeciwko przemocy seksualnej (takie tematy, to koledzy, na katechezie) albo w pomocy w kształceniu i adaptacji dzieci z Ukrainy.

Sieć wsparcia polskich szkół i przedszkoli zostanie pocięta nożycami kuratoryjnej cenzury.

Oczywiście nie wszystko będzie zakazane, może nawet większość jakoś by przeszła, ale sama procedura kilkumiesięcznych starań i przygotowywania wypasionej oferty z załącznikami (koszty!) i czekanie na decyzję bez żadnej gwarancji, zniechęci zarówno organizacje, jak dyrekcje. Zwłaszcza że wiele zaproszeń organizacji pozarządowych było reakcją na sytuacje kryzysowe (np. narkotyki albo przemoc w szkole). Ćpają czy biją dzisiaj, a tu trzeba zgłosić z dwumiesięcznym wyprzedzeniem.

Ten żal pomieszany ze złością, który - jestem pewien - odczuwa znaczna część środowisk szkolnych i wielu czytelników i czytelniczek OKO.press, jest jednak wyrazem głupiej naiwności, czy raczej kilku jej postaci.

Naiwność nr 1. Nie chodzi o argumenty

Naiwne jest myślenie, że lex Czarnek mógł zostać odrzucony czy choćby zmodyfikowany (poprawiony) przez nawet najbardziej oczywiste propozycje organizacji niezależnych od władz czy instytucji oświatowych, nie mówiąc już o opozycji.

Aby zaoszczędzić sobie zbędnej mitręgi, tym razem lex Czarnek zostało zgłoszone jako projekt poselski, który nie wymaga konsultacji, z karkołomną argumentacją, która byłaby bardzo śmieszna, gdyby komuś jeszcze chciało się śmiać:

"W stosunku do projektu nie przeprowadzono konsultacji. Jednakże zaproponowane zmiany dotyczące wzmocnienia roli kuratora oświaty (...) były ujęte w uchwalonej przez Sejm 13 stycznia 2022 ustawie o zmianie ustawy – »Prawo oświatowe«, która była procedowana w trybie przewidzianym przepisami prawa, z zachowaniem wszystkich wymogów, w tym dotyczących konsultacji publicznych".

Czyli raz już były konsultacje, więcej nie trzeba, a to, że pierwsze lex Czarnek zostało zawetowane, znaczenia nie ma żadnego.

Uderzającą ilustracją tego, że argumenty się nie liczą, jest historia poprawki o PCK. Na posiedzeniu komisji edukacji 25 października poseł KO Piotr Borys zaproponował, by z procedury zatwierdzania przez kuratora wyłączyć wchodzące do szkoły agendy PCK, z oczywistą argumentacją, że idzie o zdrowie dzieci. Głosami PiS została odrzucona (18 do 16).

Dzisiaj (4 listopada) na posiedzeniu tej samej komisji, identyczną poprawkę zgłosiła posłanka PiS. Została przyjęta głosami 37 do 1. Jak komentowała Katarzyna Lubnauer: "My głosujemy za poprawkami, a nie za tym, kto je zgłasza".

Borys próbował pytać: "Dlaczego moja poprawka została odrzucona, skoro identyczną...", ale Stachowiak-Różecka wyłączyła mu głośnik.

Naiwność nr 2, że szkoła ma nie być ideologiczna i religijna

Starania organizacji społecznych i próby opozycji, by jednak ratować w lex Czarnek co się da, zakładały, że myślimy wszyscy o tej samej szkole, tym samym systemie edukacji. Mamy inne poglądy, ale wspólny paradygmat. Ale tak nie jest.

Zamiar władzy jest jednoznaczny i wyrażony wprost przez ministra Czarnka, który mówi głosem katolickiego taliba:

"Kurator jako organ nadzoru pedagogicznego musi zwracać szczególną uwagę na te propozycje zajęć, które nie są dostosowane do wieku dzieci, jawnie demoralizujące, gorszące. A jest ich coraz więcej w dużych miastach (...) [mówię o] demoralizującej, gorszącej, genderowskiej rewolucji, z którą lewactwo chce na siłę wejść do szkół".

Czy to się czymkolwiek różni od bon motów uważanej czasem za wypadek przy pracy PiS kurator Barbary Nowak? Ona mówi nawet łagodniej, bo na pozytywnie: "Jestem przekonana, że już w pierwszym roku działania tej ustawy [lex Czarnek] dostrzeżemy,

jak wiele rzeczy można jeszcze naprawić przy dobrej woli i współudziale nauczycieli oraz katechetów, przyciągając młodych ludzi do zasad cywilizacji chrześcijańskiej. Bardzo szybko zauważymy zmiany”.

Nowak liczy na „polskie rodziny” i Kościół: „Nadal w Polsce większość młodych ludzi jest wychowywana przez rodziny i Kościół katolicki, gdzie przy parafiach działają prężnie organizacje młodzieżowe, które mają też zadania wychowawcze. Te dzieci i młodzież kształtowane są w wartościach chrześcijańskich, w umiłowaniu tradycji i dumnej historii Polski. To oni rokrocznie masowo biorą udział w imprezach patriotycznych, podejmują rywalizację w konkursach wiedzy i za życiem”.

A w tle mamy wielokrotnie cytowany przez OKO.press zapis w programie PiS: „Kościół jest po dziś dzień dzierżycielem i głosicielem powszechnie znanej w Polsce nauki moralnej. Nie ma ona w szerszym społecznym zakresie żadnej konkurencji, dlatego też w pełni jest uprawnione twierdzenie, że w Polsce nauce moralnej Kościoła można przeciwstawić tylko nihilizm”.

W tle także osobiste wyznania Jarosława Kaczyńskiego o własnej religijności ze wskazaniem, że jest dla niego źródłem działalności politycznej. „Dla nas to wynika – przynajmniej dla mnie, bo nasza partia nie ma charakteru konfesyjnego – z mojej wiary, ale faktem jest to, że to jest najlepsza cywilizacja w dziejach świata i najbardziej szanująca jednostkę i naród”.

Czarnek otwarcie głosi katolicki fundamentalizm jako program obrony polskiej szkoły przed „ideologiami neomarksistowskimi, takimi jak gender, ideologia LGBT, wojujący ateizm, [które] dążą do wyrzucenia Boga, prawa naturalnego i jego konkretyzacji, czyli Dekalogu, z życia Europy. Krótko mówiąc, ideologie te walczą o oderwanie Europy od jej chrześcijańskich korzeni”.

Wiem, że wiele razy OKO.press o tym pisało, sam podawałem już te cytaty. Ale warto powtarzać, bo choć trudno w to uwierzyć, taki właśnie kurs ma obowiązywać, tego właśnie kuratorzy mają pilnować: żeby nie było "lewactwa" i żeby było po Bożemu.

Strasznie to nierealistyczne i głupie, ale również szkodliwe. Zaowocuje hipokryzją, grą pozorów, ośmieszeniem państwa i przy okazji religii. Będzie więcej szkolnych apostazji, czyli rezygnacji z katechezy, ale to marna pociecha.

Polska edukacja straci masę czasu, wiele świetnych osób da sobie spokój z uczeniem.

Naiwność nr 3, czyli wiara w prezydenta

Jak wielokrotnie analizowaliśmy, dwie propozycje nowelizacji prawa oświatowego, czyli lex Czarnek 2.0 i propozycja Dudy (zgłoszona między I i II turą prezydenckich wyborów 2020, żeby zachęcić wyborców homofobicznego Bosaka), są nie do pogodzenia.

Łączy je jedno – ograniczają autonomię dyrekcji i rady rodziców w podejmowaniu decyzji, czy i jakie organizacje społeczne warto zaprosić do szkoły (nowelizacja prezydencka dotyczy wyłącznie tej kwestii).

PiS i prezydent udawali jednak, udają i będą udawać, że projekty rozpatrywane są łącznie i jakoś uzgadniane. Komisja edukacji określiła jednak jasno, że Czarnek był wiodący, z czego wynikało, że Duda był wiedziony, dodajmy - na manowce zupełnie innej filozofii edukacyjnej.

Duda stawiał bowiem na coś w rodzaju demokracji bezpośredniej, w postaci referendów z udziałem wszystkich rodziców, kosztem uprawnień dyrekcji i wybieranej reprezentacji, czyli rady rodziców. Prezydent kuriozalnie to uzasadniał: „Opinia rady rodziców co do organizacji zajęć dodatkowych, mimo iż rada rodziców reprezentuje ogół rodziców, może jednak nie odzwierciedlać poglądów większości rodziców”.

Wszystko, rzekomo w trosce o przestrzeganie art. 48 Konstytucji RP: „Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami”.

Na pozór się zgadza, w rzeczywistości jest odwrotnie, szkolne referenda… łamałyby tę konstytucyjną regułę. Większość rodziców narzucałaby przecież swoje przekonania różnym mniejszościom, pozbawiając konkretnych rodziców prawa do udziału w zajęciach zgodnych ze swoimi przekonaniami. Po co, skoro zajęcia są nieobowiązkowe?

Może dlatego, że Duda zachowywał się tak, jakby wierzył, że ta zasada demokracji bezpośredniej da zawsze wynik ideologicznie właściwy, zgodny z prawicowo-katolickim profilem samego prezydenta. Innymi słowy, że większość "lewactwa" nie zechce. A przecież byłoby raz tak, a raz inaczej. Inaczej na Podkarpaciu, inaczej w Pomorskim.

Ale tak czy owak, głos mieli mieć rodzice.

Opozycja stanęła na rzęsach, żeby przy pomocy Dudy zatrzymać Czarnka, na zasadzie mniejszego zła.

Dwukrotnie posłanki KO zgłaszały poprawkę, by procedurę referendum "włożyć do lex Czarnek" zamiast interwencji kuratora. Ilu posłów i posłanek PiS poparło ten wniosek? Macie rację - zero.

Tymczasem Duda (za pośrednictwem swoich ministrów) współtworzył legendę, że jego uwagi zostały uwzględnione, tak samo mówił Czarnek. Przepraszam, że wracam do tych samych cytatów, ale szef kancelarii Dudy ogłosił już 27 października, że "wprowadzone przez komisję [edukacji] poprawki odpowiadają intencjom prezydenta, w szczególności poprawki usuwające rozwiązania dotyczące nauczania domowego".

Wielka imba z uderzeniem w edukację domową, a potem samo-wycofanie większości poprawek przez PiS, odegrała tu rolę zasłony dymnej; głośne protesty aktywistów tej formy edukacji, zagłuszyły bardziej zasadnicze uwagi, a opinia publiczna zajęła się - jak to ma w zwyczaju - nowym tematem. Być może nawet była to manipulacja PiS do spółki z Dudą lub bez takiej spółki.

PiS minimalnie skorygował procedurę konsultacji z rodzicami, którą trzeba uruchomić, gdy organizacja chce poprowadzić zajęcia (wyłącznie pozalekcyjne, u Dudy mogła także prowadzić lekcje), tak by przypominało to trochę procedurę proponowaną przez Dudę. Przybyło mitręgi biurokratycznej, ale samego referendum nie ma.

Zresztą, nawet gdyby było, to sprawa i tak ląduje na koniec na biurku kurator Nowak i jej 15 kolegów i koleżanek.

Naiwność nr 4, że liczy się coś innego niż władza

Przyjęcie ideologii katolickiej za podstawę kolejnego etapu "deformy edukacji" nie tłumaczy sprawy do końca.

Zostaje czynnik władzy, rozumianej jako autorytarna kontrola według zasad, które sama władza uzna za słuszne. Bo jak diagnozował Jan Werner Mueller zjawisko prawicowego populizmu (od Erdoğana i Putina, przez Orbána i Kaczyńskiego aż po Bolsonaro i Trumpa) zasadnicze jest tu przekonanie, że "my i tylko my reprezentujemy naród/lud".

"Populiści przeciwstawiają prawdziwy lud – czy też naród – elitom, posługując się językiem moralnym. Elity są skorumpowane, niemoralne. Problem polityczny jest więc przedstawiany jako problem personalny – odpowiedzialna za wszystkie problemy jest konkretna grupa ludzi o wątpliwej moralności.

Populiści odwołują się do prawdziwego ludu czy narodu, ale jednocześnie wykluczają z niego wszystkich, którzy się z nimi nie zgadzają".

W języku PiS lud czy naród bywa też zwany suwerenem.

Kiedy populiści dochodzą do władzy, najpierw dokonują skoku na aparat państwa i obsadzają go swoimi ludźmi. Skoro bowiem reprezentują prawdziwy lud/naród, a państwo powinno być dla ludu/narodu, to oni powinni przejąć cały jego aparat – sądy, urzędy, wojsko…

Mogłoby się wydawać, że będzie to dla nich politycznie zabójcze, bo przecież populiści doszli do rządu z naczelnym postulatem walki z korupcją i klikami u władzy. Jednak, po pierwsze – ich zwolennicy mogą to akceptować, bo czują, że korzyści z władzy w końcu trafią do prawdziwego ludu/narodu.

Po drugie, populiści robią, co mogą, by wyeliminować niezależne media. Dlatego o ich własnym kolesiostwie po prostu nie wszyscy się dowiadują.

Protesty społeczne są dla populistów niebezpieczne, dlatego populiści robią cwszystko, by je zdyskredytować, przedstawić oponentów jako agentów obcego wpływu. Wtedy populiści mogą nawet zyskać na eskalacji konfliktu, bo przedstawią siebie jako obrońców ludu przeciwko wyalienowanym elitom.

Ta arogancja władzy (tylko my mamy moralne prawo i absolutną rację) w połączeniu z zabytkową wersją katolicyzmu i podszytego kompleksami nacjonalizmu, stanowi wizytówkę tej władzy. Im trudniej rządzić, tym bardziej nasila się ideologia i tym mniej "obciachu" w forsowaniu działań, które mają służyć partii.

Przejawem tego są rozstrzygnięcia ministerialnego konkursu na "Inwestycje w oświacie". Większość środków z obu transz (100 mln) zasili "sektor katolicki". Jak pisała Wyborcza o pierwszej transzy (59,6 mln), wśród 58 zwycięskich podmiotów 36 to szkoły prowadzone przez diecezje, zakony czy katolickie stowarzyszenia, ale dostaną one aż 55,2 mln zł. Pozostałe 22 placówki otrzymają tylko 4,5 mln zł.

W tym sensie lex Czarnek, w którym prezydent Duda odgrywa rolę ośmieszonego statysty, jest pieśnią czasów późnego PiS, partii, która próbuje zatrzymać laicyzację i inne procesy cywilizacyjne, a także erozję obozu władzy.

Czy uda się uratować szkoły?

Rzecz w tym, że bezpośrednia siła rażenia grupy "Czarnek-Nowak+15" nie jest aż tak duża, gorszy będzie efekt mrożący i zniechęcenie. Aktywistki i aktywiści z ruchu wolnej szkoły czy SOS dla edukacji podejmą działania w obronie edukacji, część kontaktów zejdzie nie tyle do podziemia ile do placówek typu domy kultury. Niektóre organizacje mogą też wspomagać szkoły w ramach działalności gospodarczej. Bo kolejnym skandalem lex Czarnek jest to, że kontrola kuratorium dotyczy tylko fundacji i stowarzyszeń, firmy mogą robić w szkole to, na co się ze szkołą umówią.

Jak widać z naszej analizy, liczyć trzeba przede wszystkim na to, że cały ten gmach władzy-ideologii-religii zostanie obalony w wyborach 2023. Organizacje edukacyjne razem z samorządami, związkami nauczycielskimi i politykami opozycji, już szukają rozwiązań dla przyszłej szkoły. Bez Czarnka i Nowak, nowoczesnej, odchudzonej programowo, autonomicznej.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze