Choć nikt nie spodziewał się przełomu po ostatnim szczycie klimatycznym w Madrycie, to jednak opieszałość światowych liderów i brak determinacji, by podjąć wiążące decyzje naprawdę może oburzać
„Chcę, żebyście panikowali razem z nami” – powtarza od miesięcy Greta Thunberg. Kryzys klimatyczny dzieje się teraz, czego skutki odczuwają w szczególności państwa wyspiarskie (delegat zagrożonego zatopieniem Tuvalu porównał negowanie zmian klimatycznych do zbrodni przeciwko ludzkości) i kraje afrykańskie.
Tymczasem prezydent Brazylii Jair Bolsonaro kontynuuje nagonkę na ekologów i dopuszcza do wycinki Amazonii, a Polska nie kwapi się na razie do przystąpienia do projektu „Zielonego Ładu”, przyjętego przez Radę Europejską.
„Będziemy w swoim tempie dochodzić do neutralności klimatycznej” – komentował z zadowoleniem premier Mateusz Morawiecki.
Światowym liderom można pozazdrościć optymizmu. Ich opinie wskazywać by mogły, że na redukcję emisji CO2 i zadbanie o klimat mamy jeszcze czas. To cyniczne podejście z pozycji silniejszego skrytykował na łamach OKO.press ekspert ONZ ds. skrajnego ubóstwa i praw człowieka Philip Alston. Bogaci sobie poradzą, skutki kryzysu klimatycznego najdotkliwiej odczują najbiedniejsi.
Alston jest autorem raportu ONZ, w którym wprost mówi o apartheidzie klimatycznym.
W dokumencie czytamy, że skutki globalnego ocieplenia mogą podważyć nie tylko podstawowe prawa człowieka jak prawo do życia, wody pitnej, żywności i dachu nad głową dla setek milionów, ale także systemy demokratyczne i rządy prawa.
Raport mówi, że kraje rozwijające się poniosą 75 proc. kosztów kryzysu klimatycznego, mimo że najbiedniejsza połowa ludności świata emituje zaledwie 10 proc. emisji dwutlenku węgla. Rosnące niezadowolenie w społeczeństwie, galopujące nierówności, kurczące się zasoby wody pitnej i pól uprawnych będą katalizatorem migracji, nastrojów nacjonalistycznych, ksenofobicznych czy rasistowskich.
Największą historyczną odpowiedzialność za emisje gazów cieplarnianych ponoszą Stany Zjednoczone. Te same, które na początku listopada oficjalnie zaczęły wychodzić z Porozumienia paryskiego, które zakłada m.in. znaczącą redukcję emisji CO2. Ignorancja nie dziwi.
W ONZ-owskim raporcie, Alston przytacza przykłady tego, jak bogate państwa Zachodu (a raczej ich zamożni obywatele) obecnie radzą sobie z ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi. Kiedy w 2012 roku huragan Sandy uderzył w Nowy Jork, większość mieszkańców odcięta była od elektryczności.
W tym czasie siedziba banku Goldman Sachs była zabezpieczona przez dziesiątki tysięcy worków z piaskiem i zasilana mocą z generatora.
Globalne ocieplenie nie jest wyzwaniem z przyszłości. Wysoką cenę za kryzys klimatyczny płacą już kraje afrykańskie. Średnia temperatura w Afryce rośnie dwa razy szybciej niż w innych regionach na świecie. Zmiany klimatu sprawiają, że normalnością staje się nieprzewidywalna pogoda, podtopienia, susze, niszczenie zbiorów. Choroby, epidemie, długotrwałe niedożywienie, susze, powodzie, niszczenie zbiorów i nieodwracalna dewastacja ekosystemu będą coraz częstsze. W Afryce mieszka około 17 proc. światowej populacji, jednak kontynent odpowiada jedynie za około 4 proc. emisji gazów cieplarnianych.
Wzrost temperatury między 1,5°C a 2°C dla Afryki będzie tragiczny w skutkach: przyniesie jeszcze więcej susz, fal upałów, wyjaławiania ziemi uprawnej. Ocieplenie klimatu dotyka państwa afrykańskie na wielu płaszczyznach, które omawiamy poniżej.
W październiku przez Republikę Środkowoafrykańską przeszła najgorsza od dwóch dekad powódź, która zostawiła blisko 30 tys. osób bez dachu nad głową. Budowane z prostych materiałów (np. z drewna czy z błota) domostwa dosłownie rozpływały się w wodzie. Tropikalny klimat i podmokły teren sprzyja rozwojowi chorób i zwiększa ryzyko epidemii np. cholery.
W 2001 roku ogromna powódź w Algierii doprowadziła do śmierci około 800 osób i strat ekonomicznych w wysokości około 400 milionów dolarów. Wielka powódź, jaka dotknęła Mozambik w 2000 roku spowodowała 800 zgonów, dotknęła prawie 2 mln ludzi, z czego około połowa została pozbawiona dostępu do żywności, a ponad 300 tys. osób musiało opuścić swoje domy, a grunty rolnicze uległy zniszczeniu.
W tym roku Mozambik nawiedziły jeszcze dwa cyklony: Idai (który uderzył także w Malawi i Zimbabwe) oraz Kenneth. Pierwszy raz w historii w Mozambik uderzyły dwa cyklony w tak krótkim odstępie czasu.
Wichury doprowadziły do wielu zgonów, zniszczyły prawie 800 tys. hektarów pól uprawnych i pozostawiły (tylko w samym Mozambiku) blisko 2 mln ludzi w sytuacji katastrofy humanitarnej, bez dostępu do wody pitnej, jedzenia.
Pomimo upływu blisko pół roku od tragicznych wydarzeń, nadal ponad milion osób potrzebuje natychmiastowej pomocy i zmaga się z niedożywieniem. Tysiące ludzi nadal nie może wrócić do swoich domów. Zwyczajnie nic tam na nich nie czeka.
Afryka mierzy się nie tylko z nadmiarem opadów, ale też z ich chronicznym brakiem. Końcówka roku w RPA to walka z najgorszą od lat suszą. Organizacja Narodów Zjednoczonych szacuje, że ponad 11 mln ludzi boryka się obecnie z brakiem żywności. Światowy
Program Żywnościowy szacuje, że w RPA normalne opady deszczu wystąpiły jedynie w jednym z pięciu ostatnich sezonów wegetacyjnych.
W najgorszej sytuacji jest Prowincja Przylądkowa Północna, gdzie zdarza się, że z kranów w domach mieszkalnych nie leci woda, a rolnicy muszą dzielić się swoim jedzeniem ze zwierzętami hodowlanymi. Według organizacji rolniczej Agri-SA, prowincja potrzebuje ponad 28 mln dolarów, by wspomóc ponad 15 tys. gospodarstw dotkniętych suszą.
Nieurodzajne pola nie są w stanie wyżywić rodzin, nie wspominając już o zarobku.
W jedynej szkole w miejscowości Vosburg codziennie w kolejce po jedzenia ustawia się sznur dzieci. Dostają papkę z mąki kukurydzianej, jakieś warzywa i zupę – posiłek, który ma zastąpić śniadanie, obiad i kolację.
Tegoroczne susze pozostawiły ponad milion ludzi w północnej Kenii na skraju niedożywienia. Umierają krowy, kozy, płowieją ziemie, kurczą się zasoby wody pitnej. Do najbliższej studni przedstawiciele etnicznej ludności Turkana muszą iść średnio 3-4 godziny.
Brak wystarczających zasobów wody pitnej prowadzi też do rozwoju epidemii. Wstrząsający scenariusz powtarza się też w Etiopii czy Somalii. Najbardziej na skutki suszy narażone są ludy koczownicze. Pasterze tracą zwierzęta, mieszkają zwykle na trudniejszych do uprawy ziemiach, otrzymują niewielkie wsparcie ze strony rządów.
Częstsze susze utrudniają ludziom powrót do zdrowia przez co grupy te są chronicznie osłabione. Całe społeczności muszą porzucać swoje miejsca zamieszkania i gorączkowo poszukiwać wody.
W suszy z 2011 roku, która nawiedziła Somaliland zginęło ćwierć miliona ludzi. Ogółem ponad 23 mln ludzi w Kenii, Etiopii, Sudanie Południowym i Somalii potrzebuje pomocy humanitarnej ze względu na niedożywienie.
W Mali 4,5 mln obywateli nie ma dostępu do czystej wody, a tysiące dzieci rocznie umiera z powodu biegunki (wywołanej przez brudną wodę i złe warunki sanitarne). Pustynnienie, wyjaławianie ziem i brak dostępu do wody niszczy też społeczności zamieszkujące Sahel (Sahel obejmuje obszar wzdłuż południowych obrzeży Sahary; rozciąga się od Senegalu po Sudan, przez Mauretanię, Mali, Niger, Czad oraz Erytreę). Na koniec 2018 roku ponad 33 mln mieszkańców Sahelu było pozbawione stałego dostępu do żywności.
Tylko w 2017 roku rywalizacja o wodę była jednym z głównych źródeł konfliktów w przynajmniej 45 krajach na świecie. Słychać coraz więcej głosów, że ograniczony dostęp do wody był jednym z kluczowych czynników, które doprowadziły w wybuchu wojny domowej w Syrii.
Konflikt poprzedziła długotrwała susza, która rozpoczęła się w 2006 roku. Zdewastowała pola uprawne, domostwa, infrastrukturę, doprowadziła do śmierci zwierząt hodowlanych i zostawiła z niczym farmerów, którzy musieli przenieść się do większych ośrodków miejskich w ucieczce przed głodem i odwodnieniem.
Wzrastała agresja i niezadowolenie migrantów, miasta były przeludnione, brakowało perspektyw.
Global Risk Report przygotowany przez Światowe Forum Ekonomiczne wymienia kryzys wodny jako z pięciu głównych zagrożeń dla planety i ludzi na kolejne 8 lat. Inne to ekstremalne zdarzenia pogodowe, klęski żywiołowe, niepowodzenie w łagodzeniu zmian klimatycznych, katastrofy środowiskowe spowodowane przez człowieka, upadek bioróżnorodności, konflikty międzypaństwowe i wymuszona migracja.
Skutki zmian klimatu pogłębiają konflikty między społecznościami także w trawionym długoletnimi konfliktami zbrojnymi Mali.
Pustynnienie i kurczące się zasoby wodne szczególne dotykają region północny, który mocno się wyludnia. Ludzie przemieszczają się wgłąb kraju na południe, gdzie razem z innymi grupami etnicznymi, społecznościami pasterskimi muszą rywalizować o ziemię uprawną, do wypasania bydła no i oczywiście o wodę pitną.
Władza centralna, która powinna odpowiadać za w miarę sprawiedliwy podział kurczących się zasobów naturalnych, kompletnie nie radzi sobie z tym zadaniem.
To sprawia, że wiele grup etnicznych czuje się wykluczonych, co wykorzystują grupy dżihadystyczne takie jak Katiba Macina, rekrutując rozczarowanych, bezrobotnych i głodnych farmerów czy pasterzy. Poza dżihadystami, głównym rdzeniem konfliktu jest spór między Dogonami (rolnikami i myśliwymi) a Fulanami (pasterzami prowadzącymi półkoczowniczy tryb życia). Dogonowie regularnie zarzucają Fulanom wtargnięcie na ich pola uprawne do nakarmienia swoich zwierząt, podczas gdy Fulani oskarżają Dogonów o zabijanie i kradzież ich bydła. W jednym z najgorszych ataków, do którego doszło w marcu w Ogossagou, zginęło 160 Fulan.
Konkurencja o kurczące się, żyzne pola uprawne stanowi punkt zapalny w rywalizacji między różnymi grupami etnicznymi także w Nigerii. W zeszłym roku walki pomiędzy farmerami a koczowniczymi pasterzami w stanie Plateau doprowadziła do śmierci 86 osób.
Pustynnienie i przemiana żyznej ziemi w jałową pustynię dotyka już około 60 proc. ziem w Nigerii. W rezultacie hodowcy bydła są zmuszani do migracji z północy wgłąb kraju tak, aby znaleźć ziemię do wypasu zwierząt, co powodowało tarcia z rolnikami osiadłymi w centralnych stanach. Nigerię zamieszkuje ponad 190 mln ludzi, co oznacza, że kurczące się zasoby żyznej ziemi, będą coraz częstszym przedmiotem rywalizacji różnych grup etnicznych.
Wiele roślin jest przystosowana do przetrwania w wysokich temperaturach. Niemniej jednak przedłużające się ekstremalne upały mogą przynieść drastyczne konsekwencje dla rolnictwa. Przesunięcie w czasie pór suchej i deszczowej oznacza nieoczekiwane susze i obfite deszcze co sprawia, że nie sposób zaplanować uprawę i zbiory. Zaburza to kalendarz i rytm życia farmerów. Jeżeli oczywiście coś wyrośnie i pola nie zostaną podtopione. Efektem są coraz mniejsze i rzadsze zbiory.
Postępujące zmiany klimatyczne w niedalekiej przyszłości mogą doprowadzić do wyraźnego wzrostu cen żywności, kurczenia się zasobów jedzenia oraz zmniejszenie dochodów i produkcji żywności dla drobnych producentów rolnych. Szczególnie wrażliwi na anomalie pogodowe są rolnicy w Afryce Subsaharyjskiej, po części dlatego, że polegają głównie nie na systemach irygacyjnych, a na wodzie z deszczówki.
W środkowej Tanzanii pora deszczowa trwa zwykle od listopada do kwietnia, po czym jest zbyt sucho, by kontynuować uprawy. Zatem rokrocznie rolnicy muszą produkować wystarczającą ilość żywności, by wyżywić rodziny do następnego sezonu. W dobrych latach rolnicy mają też wystarczająco dużo ziarna, żeby je sprzedać i zarobić. Jednak gdy plony zawodzą (a zdarza się tak coraz częściej) rodziny doświadczają chronicznego głodu.
Wyjątkowo dramatyczna jest sytuacja w Nigrze, którą szeroko opisuje Martin Caparros w książce „Głód”. Niger to jeden z najbiedniejszych państw na świecie, gdzie 80 proc. społeczeństwa żyje z tego co uda im się wyhodować. Globalne ocieplenie klimatu tylko potęguje trudne warunki klimatyczne (intensywnie gorący, pustynny klimat) i sprawia, że niskiej jakości gleba jest jeszcze bardziej wyjaławiana.
40 proc. dzieci cierpi tam na niedożywienie, tylko od czasu do czasu okresy głodu przerywane są batonami energetycznymi rozdawanymi przez Lekarzy bez Granic i inne organizacje humanitarne.
Podobne historie powtarzają się w Etiopii, Kenii, Sudanie czy Somalii. Ekosystem cierpi też na inne różne sposoby. Oprócz wysychającego jeziora Czad (o którym zaraz), jesteśmy świadkami topnienia lodowców, legendarnych wiecznych śniegów na Kilimandżaro i masowych zgonów dzikich zwierząt. W wyniku przeciągającej się suszy w Zimbabwe umarło ponad 200 słoni.
Miliard uchodźców klimatycznych
Kim jest uchodźca klimatyczny? Najczęściej cytowana definicja tego terminu została ukuta w połowie lat 80-tych: to ludzie zmuszeni do opuszczenia rodzinnego regionu w wyniku nagłych lub długoterminowych zmian w lokalnym środowisku. Zmiany te zagrażają ich dobrobytowi lub zapewnieniu środków do życia.
Uważa się za nie zwiększone susze, pustynnienie, wzrost poziomu morza i zakłócenia sezonowych warunków pogodowych. Jak szacuje raport organizacji Christian Aid, w ciągu kolejnych 50 lat aż miliard ludzi będzie zmuszonych by opuścić swoje domy i emigrować – wszystko przez zmiany klimatyczne.
Technicznie rzecz biorąc, w kontekście systemów prawnych i politycznych uchodźcy klimatyczni nie istnieją, ponieważ nie obejmuje ich Konwencja Genewska dot. statusu uchodźców.
W prawie międzynarodowym nie ma dla nich miejsca i nie ma też specjalnych planów dotyczących ich traktowania. W 2018 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło dokument „The Global Compact on Refugees”, który uznaje, że zmiany klimatyczne i klęski żywiołowe w coraz większym stopniu napędzają wymuszoną migrację, ruchy uchodźcze, ale to dopiero początek długiej drogi.
Oznacza to, że osoby opuszczające swoje domy, w których zwyczajnie nie będzie się dało niedługo żyć, trafią do biurokratycznej próżni. Ostatni kryzys uchodźczy w Europie pokazał nam, jak bardzo kraje zachodnie nie są gotowe na nową rzeczywistość.
Aktualizacja systemów prawnych byłaby skomplikowana, niewygodna i droga, a zatem można być pewnym, że państwa nie otworzą ochoczo swoich bram na kolejnych przybyszów. Wysiłki mające na celu stworzenie ram uwzględniających uchodźców klimatycznych, napotykają na silny sprzeciw.
Przykładowo porozumienie ONZ w sprawie migracji podpisane w grudniu 2018 roku zostało odrzucone przez USA i inne kraje najbardziej odpowiedzialne za zmieniający się klimat. Tylko w 2012 roku ponad 6 mln ludzi w północno-wschodniej Nigerii zostało przymusowo przesiedlonych z powodu powodzi, a ponad 500 tys. osób – w Czadzie. Wtedy jeszcze mało kto mówił o kryzysie klimatycznym.
Obrazowym przykładem jest historia jeziora Czad. Jezioro graniczące z Czadem, Nigrem, Nigerią i Kamerunem, od lat 60. XX wieku skurczyło się o 90 proc. Tymczasem ok. 25 mln ludzi w regionie jest mocno zależnych od zasobów wodnych jeziora, ponieważ trudnią się rolnictwem, rybołówstwem, hodowlą zwierząt zależnych od jeziora. Gwałtowne obniżenie poziomu wody oznacza, że prawie 7 mln ludzi jest pozbawionych stałego dostępu do jedzenia. Tysiące rybaków i rolników straciło pracę w ostatnich latach. Wyraźnie przyczyniło się to do przymusowego przemieszczania się - 2,5 mln osób zostało już wysiedlonych z regionu.
Dotychczasowe dane pokazują, że znaczna większość osób zmuszonych do migracji (ponad 90%) zamiast podróży do Europy wybiera pozostanie w regionie.
Wynika to głównie z braku środków materialnych, które są niezbędne do opuszczenia kontynentu. Jednak, biorąc pod uwagę trendy demograficzne, kraje sąsiadujące nie będą w stanie wiecznie przyjmować kolejnych grup migrantów. W związku z tym istnieje duże prawdopodobieństwo, że część osób zacznie rozważać kierunek europejski.
Komentarze