Po wyborach na żywo. Tutaj znajdziesz najważniejsze informacje. 11 listopada okazją do politycznych oświadczeń. Tusk o pojednaniu, Duda o tym, że trzeba uważać na sojusze, Kaczyński o niemieckiej partii Tuska
W poniedziałek, 11 września marszałek Sejmu Elżbieta Witek wręczyła nominacje członkom komisji ds. badania wpływów rosyjskich, którą PiS powołał na mocy niesławnego „Lex Tusk”. Jej przewodniczącym został historyk, szef Wojskowego Biura Historycznego i twórca „Resetu” TVP Sławomir Cenckiewicz.
Podczas rozmów z dziennikarzami w Sejmie jeden z członków komisji, Przemysław Żurawski vel Grajewski – politolog, przewodniczący Rady ds. Bezpieczeństwa i Obronności przy Kancelarii Prezydenta – przekazał, że z całą pewnością komisja rozpocznie prace jeszcze przed wyborami. Nie ma jednak mowy, by doszło do przesłuchań. „Najpierw trzeba ustalić tematy, zadania, sprawy do wyjaśnienia, a nie listę osób do przepytania” – stwierdził Grajewski.
Jak pisał w OKO.press Witold Głowacki, komisja ma być koniem trojańskim w kolejnej kadencji – szczególnie jeśli to opozycja zdobędzie większości i uformuje nowy rząd. 9-osobowe ciało z nadania PiS będzie działało przy kancelarii premiera. Każdy z członków komisji będzie miał rangę sekretarza stanu w KPRM, sowitą pensję i bardzo rozległe uprawnienia.
„A nowy premier nie będzie mógł się ich ot tak, po prostu, pozbyć, wręczając im dymisję. Do tego potrzebna będzie bowiem zmiana ustawy w Sejmie, a następnie podpis pod nią prezydenta. O ile to pierwsze byłoby dla zwycięskiej opozycji dziecinnie proste, o tyle to drugie oznacza konieczność zdania się na łaskę i niełaskę Andrzeja Dudy” – wyjaśniał Witold Głowacki.
„W rządzie i w PiS nie ma planów szybszego odchodzenia od węgla” – taką deklarację w Zabrzu złożył dziś minister aktywów państwowych Jacek Sasin. Podczas konferencji prasowej poinformował, że spotkał się z sygnatariuszami umowy społecznej dotyczącej przyszłości węgla kamiennego w Polsce. Wygaszenie kopalni ma potrwać do 2049 roku, co stoi w sprzeczności z unijnym celem klimatycznym.
Do 2030 r. państwa członkowskie są zobowiązane do redukcji emisji gazów cieplarnianych o 55 proc. (w stosunku do 1990 r.). Neutralność klimatyczną wspólnota chce osiągnąć do 2050 roku. Porozumienie wypracowane w Brukseli nie jest szczególnie ambitne, a i tak może skończyć się porażką, jeśli wszystkie państwa UE nie przyspieszą transformacji energetycznej. Dziś to właśnie elektrownie na węgiel kamienny i brunatny są jednymi z największych emitentów na kontynencie.
Minister Jacek Sasin podkreślał, że doświadczenia wojny w Ukrainie przekonały rząd, że paliwem przejściowym, do czasu gdy Polska będzie wytwarzać wystarczająco dużo czystej energii, ma być węgiel. „Czyli z węglem jeszcze długo będziemy mieli do czynienia w polskiej energetyce, jeszcze długo węgiel będzie podstawą polskiej energetyki” – stwierdził Sasin.
„Na pewno jako odpowiedzialny rząd nie przyjmiemy żadnych podszeptów i żadnych projektów, które będą prowadziły do tego, aby odchodzić od węgla w sposób ideologiczny, odchodzić od węgla pomimo braku możliwości zastąpienia go innymi źródłami energii” – deklarował.
Jednocześnie stwierdził, że Polska będzie brała udział w transformacji energetycznej, ale na swoich zasadach.
Tyle że pakiet klimatyczny przyjęty przez Radę Unii Europejskiej w 2021 roku nie jest dobrowolny. „Europejskie prawo klimatyczne jest rozporządzeniem unijnym i każde państwo członkowskie ma obowiązek przestrzegania jego przepisów” – tłumaczył OKO.press mec. Bolesław Matuszewski, adwokat, pełnomocnik Fundacji ClientEarth. Dodał, że brak należytego wykonania tego obowiązku naraża dany kraj na negatywne konsekwencje prawne.
W tym na niekorzystny wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Jarosław Kaczyński oświadcza: Tusk podniósł wiek emerytalny, bo tak kazała mu Angela Merkel. Wiemy, skąd wziął to kłamstwo
Prawie dokładnie tydzień trwało, zanim kłamstwo wymyślone przez Michała Rachonia z TVP trafiło do oświadczenia prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Mamy też pewien postęp w relacjach między PiS a mediami, bo partia rządząca nie nazywa już spotkania, na którym nie można zadać pytań konferencją prasową. Jarosław Kaczyński w trzy minuty w siedzibie PiS powiedział swoje i poszedł, bez żadnych pytań.
„Dotarliśmy do nowych informacji” – powiedział w swoim oświadczeniu Kaczyński. I pokazał dokładnie ten sam dokument, który tydzień wcześniej w swoim programie „Jedziemy” w TVP Michał Rachoń przedstawiał jako dowód na podległość Tuska wobec Merkel.
Jest to zarzut absurdalny, o czym dokładnie pisaliśmy w tym tekście. Nie tylko dlatego, że Angela Merkel nie miała w tym żadnego interesu. Ale przede wszystkim dlatego, że w przytoczonej przez Rachonia, a dziś Kaczyńskiego notatce, po prostu nie ma takich informacji. W skrócie: Merkel z Tuskiem rozmawiali między innymi o pakcie dla konkurencyjności. Była to unijna propozycja, która miała pozwolić na szerszą koordynację polityki gospodarczej. Propozycją reform było między innymi „powiązanie wieku emerytalnego państwa z jego sytuacją demograficzną”. Ale nie było takiego obowiązku, a sam pakt nie był sukcesem — kraje się nim nie interesowały, po kilku latach sprawdzanie implementacji reform zostało włączone do innego unijnego programu.
Czyli – Rachoń, a teraz Kaczyński pokazują dokument, i mówią, że są tam dowody na to, że to Merkel wymyśliła podwyższenie wieku emerytalnego w Polsce. Ale wystarczy cytowany dokument przeczytać z uwagą, by widzieć, że niczego takiego tam nie ma.
Swoją drogą prezentując dokument, Kaczyński popełnił gafę. Pomylił daty — notatka jest z 2011 roku, on jednak mówił o roku 2013. Byłoby to dodatkowo niedorzeczne, bo ustawa wprowadzająca reformę emerytalną została przegłosowana w Sejmie 11 maja 2012 roku. Być może politycy PiS będą teraz zmuszeni przekonywać wszystkich, że tak naprawdę stało się to w 2013 roku. Gdy Jarosław Kaczyński mówił o obietnicy czternastej emerytury, pomylił kwoty netto z brutto. W PiS nikt tego nie skorygował, uznano, że słowa prezesa są święte, państwowy budżet będzie to kosztować około 4 mld zł.
„Ta notatka w sposób zupełnie jednoznaczny wskazuje na to, że sprawa emerytur była omawiana [przez Tuska i Merkel], chociaż jest to całkowicie, wewnętrznie Polska sprawa” – przekonuje Kaczyński.
O emeryturach jest w notatce mowa dwa razy, najpierw przy okazji omówienia wypowiedzi Merkel:
„W ocenie Kanclerz Angeli Merkel Pakt powinien polegać na dobrowolnych zobowiązaniach państw uczestniczących, co przyczyni się do wzmocnienia konkurencyjności Europy w wymiarze globalnym (jako przykład wymieniła powiązanie wieku emerytalnego państwa z jego sytuacją demograficzną, zobowiązania dotyczące wynagrodzeń w sektorze publicznym, wzrost gospodarczy, kwestia umów zbiorowych)”.
Później, gdy notatka omawia odpowiedzi Tuska:
„W ocenie Premiera RP założenia przedstawione przez Kanclerz Angelę Merkel brzmią interesująco, zwłaszcza, że Polska nie będzie miała trudności ze względu na obecną sytuację gospodarczą spełniać. Jako przykład wskazał wypracowanie wspólnej koncepcji polityki emerytalnej, która ułatwiłaby procesy decyzyjne w niektórych państwach członkowskich UE”.
O szczegółach paktu, o którym rozmawiał Tusk z Merkel można przeczytać w cytowanym już wcześniej tekście. Tutaj istotne jest, że w notatce, na którą powołuje się Kaczyński, nie ma ani słowa dowodu na tezy, które sam na podstawie tej notatki prezentuje. Swoją drogą przypadek tej notatki jest też doskonałym studium tego, jak propaganda TVP jest w symbiozie z przekazem PiS. Po tygodniu szef partii rządzącej mówi dokładnie tym samym przekazem, jaki przygotował wcześniej Michał Rachoń na antenie telewizji publicznej.
Kaczyński, omawiając notatkę, ma też świadomość, że jej treść nie jest wcale tak jednoznaczna. Mówi więc:
„Chodziło tutaj o przyjęcie, no nazwijmy to tak delikatnie, niemieckich sugestii. Biorąc pod uwagę całokształt relacji między Tuskiem a Merkel, to nie były to sugestie, tylko podawane oczywiście w języku dyplomatycznym polecenia”.
To bardzo wygodny tok myślenia. Nie ma na coś dowodów? Ale przecież wiemy, jacy są Tusk z Merkel, więc na pewno były to niemieckie rozkazy! To prymitywny, ale bardzo wygodny tok myślenia. W ten sposób Tuskowi można zarzucić wszystko, a on nie będzie miał jak się bronić.
Kaczyński mówi chwilę później o „uderzeniu w polskie społeczeństwo, szczególnie w starsze pokolenie”. A uderzenie to było o tyle gorsze, że sterowane z zewnątrz. Wszystko opiera się na jednym: Tusk to pachołek Merkel i chce dla Polski źle. Pytań zadać nie wolno, więc Kaczyński nie musi nam wytłumaczyć, w jaki sposób Niemcom opłacało się podnosić wiek emerytalny w Polsce.
Istnieje natomiast wiele argumentów za tym, że to niski wiek emerytalny opłaca się Niemcom. Na Twitterze podaje dr Tomasz Lasocki z UW.
Można więc odbić piłeczkę i znaleźć argumenty za tym, że to PiS próbuje działać na rzecz Niemców. To jednak prymitywna przepychanka. A podstawowe fakty są takie: PiS kłamie na temat rozmów Tuska i Merkel. A dla emerytów w Polsce nie wynika z tego nic dobrego, problemy polskiego systemu emerytalnego pozostają niezmienione.
Rano pisaliśmy o opublikowanym przez PiS nowym spocie. Jarosław Kaczyński odbiera w nim telefon od aktora, który udaje niemieckiego ambasadora. Na sugestię, że Niemcy chcą, by wiek emerytalny był wyższy, Kaczyński reaguje słowami:
„Proszę przeprosić pana kanclerza, ale to Polacy w referendum zdecydują w tej sprawie. Nie ma już Tuska i te zwyczaje się skończyły”.
Doświadczenie aktorskie prezesa PiS jest skromne, a swoją najważnieszą rolę filmową zagrał ponad 60 lat temu, gdy wcielił się w Placka w filmie „O dwóch takich, co ukradli księżyc”. Brak praktyki aktorskiej widać w spocie, Kaczyński jest mało ekspresyjny i nieobecny. Filmik postanowiła wykorzystać Koalicja Obywatelska.
PO opublikowała filmik, który można zobaczyć tutaj:
Poseł KO Arkadiusz Myrcha „dzwoni” na nim do Jarosława Kaczyńskiego i tłumaczy mu, że jego znajomi chcą mieć dzieci, ale potrzebują metody in vitro, która jest bardzo droga. Kaczyński odpowiada: „Nie ma już Tuska i te zwyczaje się skończyły”.
W ten sposób KO wykorzystuje mało dynamiczny spot PiS do mówienia o swoich postulatach. Od rana na koncie twitterowym PO publikowane są krótkie filmiki, na których mowa jest o elementach programu związanych ze zdrowiem reprodukcyjnym. Od godziny ósmej widzieliśmy już klipy o:
W Szczecinie Lewica zaprezentowała swoje pomysły na zdrowie. Podstawą jest zwiększenie środków do 8 proc. PKB. Lewica chce większych środków na remonty szpitali i publicznego progamu in vitro
„PiS przez 8 lat nie był w stanie doprowadzić do tego, żeby wejść na europejski poziom nakładów na ochronę zdrowia – 7-8 procent PKB. Mamili, że w 2023 r. będzie to 6 procent” – mówił poseł Lewicy Dariusz Wieczorek podczas konferencji prasowej w Szczecinie.
Wieczorek przypominał, że na podstawie ustawy z 2017 roku PiS do obliczania odsetka nakładów na ochronę zdrowia wobec PKB stosuje dane o PKB sprzed dwóch lat. Oficjalne tłumaczenie jest proste — dane o PKB są kompleksowe i pełne wyliczenia trwają. Więc aby skorzystać z pewnych danych, trzeba odwołać się do wcześniejszych danych.
Jasne jest jednak, że prawdziwa przyczyna takiego przelicznika jest prosta — gdy przeliczamy nakłady na zdrowie przez wcześniejsze PKB, odsetek jest większy. Nakłady na zdrowie z 2022 roku podzielone przez PKB z 2020 roku to bezsensowna informacja. Ale PiS w ten sposób buduje swoją opowieść o zwiększaniu środków na zdrowie.
„Dzięki temu mówili, że jest 5,5 procenta czy 6 procent PKB na zdrowie, ale to było oszustwo” – mówił na konferencji Wieczorek.
PiS podczas swoich rządów rzeczywiście nie dorosło do europejskich standardów. Dane, które podaje Eurostat, powstają przy użyciu innej metodologii, więc są nieporównywalne z krajowymi. Ale pozwalają nam porównać się z innymi krajami UE. W 2015 roku Polska znajdowała się na czwartym miejscu od końca z 6,34 proc. PKB. W 2020 roku — to najnowsze dane Eurostatu — pozycja jest jeszcze gorsza, to trzecie miejsce od końca, a wzrost jest symboliczny — do 6,49 proc.
Lewica twierdzi, że mogłoby inaczej. Ale PiS odmówił wykonania reform, dzięki którym otrzymalibyśmy środki z KPO.
„Dziś mija 870 dni bez pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy dla Polski, a mówimy o około 20 mld złotych, z czego 18 mld to granty. Lewica podczas negocjacji wprowadziła do KPO zapis o 5 mld zł na rozwój szpitali powiatowych” – mówił Wieczorek.
Posłanka Joanna Scheuring-Wielgus przedstawiła gorzką ocenę dwóch kadencji PiS w ochronie zdrowia:
„Radziwiłł doprowadził do likwidacji refundacji zabiegów in vitro, nie potrafił dogadać się ze strajkującymi rezydentami i ratownikami. W niesławie został wywalony z rządu. Szumowski, był ministrem zdrowia w trakcie pandemii i za jego kadencji zmarło w Polsce najwięcej ludzi, ponieważ nie było pomocy. Jest znany również z przekrętów: respiratorów i maseczek. Odszedł w niesławie. Niedzielski, to on ujawnił dane jednego z lekarzy, zrobił coś, co nigdy nie powinno się wydarzyć. On również odszedł w niesławie” – punktowała posłanka.
I podsumowała:
„Na ostatni miesiąc PiS wystawiło panią minister Sójkę, która wsławiła się strasznymi słowami, że „kobiety umierały, umierają i umierać będą”. TO pokazuje, jak Prawo i Sprawiedliwości traktuje nasze zdrowie oraz lekarzy”.
Poza 8 proc. PKB Lewica zaprezentowała też kilka konkretnych rozwiązań dla ochrony zdrowia: