Nowe dzieło TVP – serial „Reset” – może robić za podręcznik pisowskiej propagandy. Już w pierwszym odcinku użyto przynajmniej dziesięciu różnych technik propagandowych. Rozkładamy film na części i pokazujemy, w jaki sposób jego twórcy próbują wywrzeć polityczny wpływ na widzów.
Najważniejszą techniką jest trwałe wiązanie Tuska z Putinem. Stosowane przez Telewizję Polską od dawna, w serialu „Reset” przybiera gigantyczne rozmiary.
Tusk – Putin, Putin – Tusk, do tego Sikorski – Ławrow, krwiożercza Rosja – Tusk – takie zestawienia widzimy non stop. Migają obrazy, powtarzane są nazwiska. To świadome działanie, którego celem jest wywoływanie określonego nastawienia wobec Tuska, i – wtórnie – wobec Sikorskiego. Obaj politycy PO mają budzić obrzydzenie.
Aby to osiągnąć, zastosowano kilka klasycznych technik propagandowych jednocześnie:
A to dopiero początek.
Premierowy odcinek dokumentalnego serialu „Reset” pokazano w poniedziałek 12 czerwca 2023 r. w TVP1 i TVP Info. Film ma opowiadać, jak rząd Donalda Tuska w latach 2007-2015 współpracował z Rosją.
Nakręcono go i wyemitowano właśnie teraz, gdy w parlamencie wciąż jednym z najważniejszych tematów jest lex Tusk i powołana na jego podstawie komisja do spraw rosyjskich wpływów w Polsce.
Zgodnie z nowymi przepisami w trwającym tygodniu powinni zostać zgłoszeni kandydaci na członków tego ciała. Jednak ze względu na nowelizację ustawy, zgłoszoną przez prezydenta Andrzeja Dudę, zgłoszeń prawdopodobnie nie będzie. Komisja zostanie powołana później.
Tyle że jej politycznym celem nie będzie badanie niejawnych wpływów Rosji na polską politykę i gospodarkę, lecz wskazywanie „winnych” wśród polityków opozycji. To działanie wpisujące się w kalendarz kampanii wyborczej, a jego celem ma być dyskredytacja opozycji w oczach wyborców.
Już 17 września ma ujrzeć światło dzienne pierwszy raport, z którego dowiemy się, kto zostanie publicznie oskarżony o współpracę z Rosją. Powszechnie przypuszcza się, że będzie to lider Platformy Obywatelskiej – właśnie dlatego ustawa powołująca komisję zyskała nieformalne miano „lex Tusk”. Film „Reset” jest propagandowym przygotowaniem przedwyborczych działań politycznych.
Główną tezą serialu jest oskarżanie rządu PO/PSL za realizowanie oficjalnej wówczas polityki nie tylko Polski, lecz całej Unii Europejskiej oraz Stanów Zjednoczonych – o podjęciu dialogu z Rosją i próbie wypracowania z nią pozytywnych relacji, przy jednoczesnym stawianiu warunków dotyczących demokratyzacji państwa.
Takie podejście nazywano resetem, stąd tytuł serialu. Autorami serialu są: pracownik TVP Michał Rachoń oraz powiązany ze Zjednoczoną Prawica historyk Sławomir Cenckiewicz.
Już pierwszy odcinek pokazał, że mamy do czynienia z serialem propagandowym, a nie dokumentalnym.
Aby tę tezę udowodnić, rozkładamy film na czynniki pierwsze i pokazujemy, jakie techniki propagandowe zostały w nim wykorzystane. Główne założenie – czyli zbudowanie skrajnie negatywnego wizerunku Donalda Tuska przez rzutowanie na niego cech Władimira Putina – już opisaliśmy. Teraz czas na szczegóły.
Film zaczyna się od historii Aleksandra Litwinienki, funkcjonariusza rosyjskiego FSB, który otwarcie protestował przeciwko polityce Putina. Ujawniał też tajne operacje rosyjskich służb, między innymi te, które miały doprowadzić do wybuchu wojen w Czeczenii. Litwinienko wyemigrował do Londynu. W listopadzie 2006 roku został otruty polonem. Zmarł 23 listopada 2006 roku.
Jego historia to 20 pierwszych minut premierowego odcinka serialu „Reset”. Oglądając ten fragment nie bardzo wiadomo, w jakim celu przypomina się tę tragiczną historię. Dopiero następne minuty odkrywają podstawowe (z punktu widzenia twórców filmu) przekonanie: otrucie Litwinienki to dowód na to, iż państwo rosyjskie jest w stanie zabijać.
A skoro mamy państwo, na którego czele stoi morderczy prezydent, nie należy z nim utrzymywać żadnych stosunków. Krwiożerczego Putina trzeba izolować, a nie zapraszać do rozmów.
Tymczasem zarówno ówczesna Unia Europejska, jak i premier Donald Tusk oraz minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski stosowali wobec Putina politykę resetu relacji. Weszli z nim w dialog.
Skandal – sugerują twórcy filmu. Skoro Putin zabił Litwinienkę i cały zachodni świat o tym wiedział, każdy, kto z Putinem rozmawiał, sam się zdyskredytował. W tym Tusk i Sikorski.
Aby wykreować tę narrację, w filmie użyto klasycznej techniki propagandowej – półprawdy.
Litwinienkę rzeczywiście otruli Rosjanie i było to zabójstwo na zlecenie państwa. Ale Brytyjczycy powiedzieli o tym wprost po raz pierwszy dopiero w 2011 roku!
Pięć lat po śmierci Litwinienki prowadzący śledztwo stwierdził, iż była to „egzekucja kierowana przez Rosję”. Wyraził się tak w wywiadzie dla „The Sunday Times”. Wcześniej brytyjscy śledczy i urzędnicy powstrzymywali się od oskarżania władz Rosji o udział w otruciu.
Zachowywali się tak zapewne ze względu na relacje ich państwa z Kremlem. Całe śledztwo oficjalnie zakończono dopiero w 2015 roku, wskazując wprost na zbrodnicze działanie Rosji.
O tym się jednak z „Resetu” nie dowiemy. Pojawia się tam co prawda stwierdzenie Edwarda Lucasa, brytyjskiego dziennikarza, który mówi: „Rząd brytyjski nie chciał zawstydzić rządu rosyjskiego, więc zajęło nam dużo czasu, zanim przeprowadziliśmy publiczne śledztwo.”
Ale twórcy filmu nie rozwijają tego wątku, widz nie wie, że „dużo czasu” oznacza kilka lat. W serialu pominięto późniejsze wydarzenia. Zasugerowano natomiast, że Tusk i Sikorski wiedzieli o kulisach zabójstwie Litwinienki już na przełomie 2007 i 2008 roku (właśnie o tym okresie opowiada pierwszy odcinek). A skoro tak, nie ma usprawiedliwienia dla ich rozmów z Kremlem.
Tyle że Tusk i Sikorski w 2007 roku nie mogli znać wyników brytyjskiego śledztwa, zakończonego w 2015 roku.
Właśnie tak tworzy się półprawdy.
Dodatkowego smaku całej sprawie dodaje fakt, że wypowiadający się na temat zabójstwa Litwinienki dwaj zachodni eksperci: Edward Lucas i Bill Browder, po emisji premierowego odcinka natychmiast odcięli się od stawianych w nim tez. Stwierdzili, że nie wiedzieli, w jaki sposób ich wypowiedzi zostaną wykorzystane oraz stanęli w obronie Tuska i Sikorskiego.
Edward Lucas wycofał też swoje zgody na dalsze używanie jego wizerunku w serialu „Reset”.
Z kolejną techniką propagandową mamy do czynienia, gdy w serialu następuje przejście od tematu Litwinienki do spraw polskich. Po informacji o dacie jego śmierci oglądamy fragment exposé Donalda Tuska z 23 listopada 2007 roku. Chwilę później Michał Rachoń stwierdza:
„Exposé Donalda Tuska, wygłoszone tu, w tej sali, dokładnie rok, co do dnia, po śmierci Litwinienki, było pierwszym publicznie znanym stanowiskiem polskiego rządu, z którego wynika, że od tego momentu w relacjach między Polską a Rosją miało zmienić się wszystko. Od tego momentu Polska miała rozmawiać z Rosją taką, jaką ona jest, a była wówczas i jest do dziś państwem mordującym swoich przeciwników”.
To nie przypadek, że Rachoń zestawia w „Resecie” dwa wydarzenia – śmierć Litwinienki i exposé Tuska sugerując, że zachodzi między nimi jakaś tajemnicza zbieżność czasowa. Jakie miałyby być przyczyny tej zbieżności? Tego nie wiadomo, ale coś musi być na rzeczy…
Ta technika propagandy nosi nazwę „post hoc”. Polega na głoszeniu, że skoro coś zdarzyło się po danym wydarzeniu, ma z tym wydarzeniem związek. Jaki? A to już zinterpretujcie sobie sami, drodzy widzowie.
Jeśli popatrzymy na fakty, okaże się, że koincydencja była, owszem, tyle że z harmonogramem politycznym w Polsce. 9 listopada 2007 roku prezydent Lech Kaczyński desygnował Tuska na premiera, a 16 listopada zaprzysiągł Radę Ministrów.
Od tego czasu zgodnie z Konstytucją premier ma 14 dni, by wystąpić do Sejmu o udzielenie wotum zaufania. Tusk zrobił to 23 listopada. Na ten dzień zwołano Sejm. Każde z tych wydarzeń działo się dokładnie co siedem dni, w trzy kolejne piątki listopada 2007 roku.
Doszukiwanie się zbieżności z datą śmierci Litwinienki jest tym samym co szukanie symboliki piątku lub cyfry 7. Ale twórcy „Resetu” wolą zestawiać exposé z tragedią Rosjanina.
Kolejne minuty serialu to opowieść o blokowaniu przez Rosję sprzedaży polskiego mięsa na rynku rosyjskim za rządów Jarosława Kaczyńskiego oraz o wetowaniu przez Polskę porozumienia handlowego między Unią Europejską a Rosją, w celu wymuszenia zniesienia embarga.
Opowiada o tym ówczesna minister spraw zagranicznych Anna Fotyga. Wtedy, w 31. minucie serialu, pojawia się chyba najbardziej fascynujący wątek – polityczka wspomina o… znikaniu polskich zastrzeżeń do unijnych negocjacji z Rosją.
„Fotyga: Był taki moment, że jak wchodziłam na salę 13 listopada, to te twarde polskie zastrzeżenia były tylko miękkimi uwagami. Dostałam w ostatniej chwili dokument i wobec tego złożyłam te zastrzeżenia w taki sposób ustnie, że stosowałam w zasadzie dwa języki, żeby było jasne…
Rachoń: Co to znaczy, bo nie rozumiem, twarde zastrzeżenia…
Fotyga: Po prostu znikały! Zastrzeżenia, które…
Rachoń: Na etapie urzędniczym?
Fotyga: Nie wiem, gdzie. Nie wiem, gdzie. Nie potrafię do dziś powiedzieć, gdzie.
Rachoń: Pani jest zawodowym dyplomatą, my wszyscy nie. Czy ja dobrze rozumiem, że co innego zostało zdecydowane, a dostała pani do ręki dokument, który miała Pani złożyć…
Fotyga: Tuż przed wejściem na salę…
Rachoń: Który mówił co innego?
Fotyga: Tak”.
Fascynujące, prawda? Znikające zastrzeżenia! Czasem znikają ludzie, najczęściej pieniądze, ale słowa z dokumentów? To trzeba sprawdzić. Zwłaszcza że Fotyga była ministrą rządu PiS, na unijne spotkanie zapewne przyjechała z polskimi urzędnikami, a dokumenty ktoś musiał akceptować.
Kto z Polski je widział, na jakim etapie „zastrzeżenia znikały”? Niestety, po raz kolejny jako widzowie zostajemy z pytaniami sami, ponieważ Michał Rachoń nie kontynuuje tego wątku.
Mamy więc następną tajemnicę – i siódmą już technikę propagandy: celowe sianie niejasności, nazywane też zaciemnianiem.
Za pomocą nieprecyzyjnych wypowiedzi, bez ich analizowania czy próby ustalenia wiarygodności, buduje się niejasny obraz. Widzowie, by go zrozumieć, muszą tworzyć własne interpretacje. Zajmują się więc rozgryzaniem, „co autor miał na myśli”, ale już nie oceną racjonalności przedstawianych tez.
Te automatycznie zostają uznane za prawdziwe, bo uwaga odbiorcy nastawiona jest na rozwiązanie innego problemu.
Następnie Rachoń wraca do Tuska i do jego decyzji z końca 2007 roku. Przypomina, że ówczesny premier zdecydował, iż Polska przestanie blokować negocjacje między UE a Rosją. To był krok, którego oczekiwała Unia Europejska.
Warto pamiętać, że byliśmy wtedy bardzo młodym członkiem UE – wstąpiliśmy do wspólnoty 1 maja 2004 roku. A nasze weto sprawiało wspólnocie problem. Choć Unia nie zostawiła Polski samej w jej sporze z Rosją o mięso, blokowanie rozmów o handlu z Rosją było postrzegane w UE negatywnie.
W tym okresie państwa zachodnie miały nadzieję, że z Kremlem uda się porozumieć, a jednocześnie – wprowadzić Rosję na drogę ku demokracji. Polityka tak zwanego resetu w relacjach z Rosja nie była pomysłem polskich polityków, lecz linią realizowana i przez UE, i przez Stany Zjednoczone. Tusk zdecydował się pójść podobną drogą.
W filmie jego decyzja przedstawiana jest negatywnie, między innymi za pomocą dziwnych sugestii. Jak wtedy, gdy głos z offu mówi: „Polska zrezygnowała z blokowania spraw fundamentalnych dla Federacji Rosyjskiej, takich jak negocjacje międzynarodowych porozumień. Rosja zadeklarowała rezygnację z utrzymywania embarga na polskie towary, ale uznała, że dla polskiej strony cenniejsze może być coś innego – zaproszenie do Moskwy polskiego premiera. Przygotowania do wizyty ruszyły pełną parą i przynajmniej formalnie prowadzone były w Ministerstwie Spraw Zagranicznych”.
Dwa stwierdzenia zwracają uwagę. Skąd wiadomo, co uznała Rosja w kategorii „cenniejsze dla polskiej strony”? Jakieś dokumenty rosyjskie, nagrania rozmów, informacje od rosyjskich uczestników niejawnych spotkań? Nic z tych rzeczy. Czyli – nie wiadomo. Ale sugestia stawiająca w złym świetle Tuska się pojawia.
Drugie stwierdzenie dotyczy przygotowań do wizyty premiera w Moskwie. Rachoń stwierdza, że „przynajmniej formalnie prowadzone były w MSZ”. Czyli nieformalnie gdzie indziej? Ale gdzie? Nie wiadomo.
Temat pozostaje zawieszony, widzowie mają się sami domyślić, że z tymi przygotowaniami było coś nie tak. Ponownie wykorzystano technikę celowych niejasności.
Tym bardziej absurdalną, że już w następnej scenie Rachoń, stojąc przed gmachem MSZ, stwierdza, że to właśnie tu powstawały „pierwsze dokumenty, stanowiące ideologiczną podstawę nowej filozofii stosunków pomiędzy Rzeczpospolitą Polską a Federacją Rosyjską”. Czyli jednak w MSZ. A nie gdzie indziej.
W tym momencie w serialu „Reset” zaczyna się epopeja dotycząca dokumentów. Ale zanim do niej przejdziemy, zatrzymajmy się przy słowie „filozofia”, które będzie używane wiele razy.
Określenie „nowa filozofia stosunków polsko-rosyjskich” zostaje w filmie nacechowane negatywnie. Chociaż nie było to określenie nadzwyczajne. W ten sposób w MSZ nazywano rozbudowane linie relacyjne wobec różnych państw.
W „Resecie” jest jednak używane podobnie jak słynna fraza z kampanii 2019 roku – „ideologia LGBT”. Ideologia LGBT była symbolem zła, teraz ma nim być „nowa filozofia”. Odnotujmy kolejne użycie propagandowych metod:
Od tej pory w filmie mówi się o „nowej filozofii stosunków polsko-rosyjskich”.
„Pod koniec roku 2007, w grudniu, zostaje zamówiony i powstaje dokument, który jest swego rodzaju ideologiczną podstawą, koncepcją tego, jak wyglądać mają stosunki między Polską a Federacją Rosyjską w rozpoczynającej się nowej epoce” – zaczyna dokumentalną epopeję Rachoń. – „Tezy na rozmowy pana Radosława Sikorskiego, ministra spraw zagranicznych, na rozmowy z panem Siergiejem Ławrowem, a wśród nich dokument, który opisywać ma stosunki między naszymi państwami”.
Na ekranie widzimy fragment strony z tekstem. Są tam podkreślone na niebiesko wersy: „Mimo licznych konfliktów w wieku XIX i XX warto przypomnieć charakterystyczny epizod, kiedy to po wprowadzeniu w 1815 roku Królestwa Polskiego car i król Polski Aleksander I nadał mu konstytucję, wzorowaną na liberalnej napoleońskiej konstytucji Księstwa Warszawskiego. Tym aktem Aleksander zaskarbił sobie sympatie Polaków”.
Choć może się to wydawać nieprawdopodobne, właśnie ten fragment został w filmie użyty do sformułowania najpoważniejszych zarzutów.
Po pierwsze: zdania te mają ponoć świadczyć o infiltracji polskiego MSZ przez rosyjską agenturę.
Po drugie: mają dowodzić „szokującej gotowości do podporządkowania się Rosji”.
Wreszcie po trzecie: podobno pokazują, że MSZ szedł w kierunku miłej dla ucha Ławrowa narracji, iż „Rosjanie zbudowali nam demokrację nad Wisłą”.
Pierwsze dwa zarzuty wygłasza historyk prof. Andrzej Nowak (członek Kolegium IPN oraz prezydenckiej Narodowej Rady Rozwoju, publicysta prawicowego „W sieci”).
O trzecim zarzucie mówi jeden z twórców filmu, historyk Sławomir Cenckiewicz. Przy okazji dowiadujemy się, że pokazywana na ekranie strona to jeden z „blisko 10 tysięcy dokumentów opisujących w różnych fazach i na różnych etapach politykę resetu w relacjach między Polską a Rosją”.
Oto mamy więc pięciowersowy fragment dokumentu, który jest jednym z 10 tysięcy dokumentów na ten temat.
Nie wiadomo, jaką rolę odegrał on podczas spotkań w Rosji, w filmie nie ma o tym żadnej informacji. Ani czy w ogóle odegrał. Na podstawie takiego fragmentu wysnuwane są wnioski między innymi o rosyjskiej agenturze w MSZ.
Cóż, mamy tu podręcznikowy przykład kolejnej techniki propagandy – hiperboli. Czyli inaczej przesady. To nadawanie nadmiernego i nieadekwatnego znaczenia szczegółom.
„Dokument o nowej filozofii polsko-rosyjskich stosunków, ten o carze Aleksandrze jako punkt wyjścia do tych stosunków, znajduje się wpięty w teczce, jaką Sikorski ma w Moskwie, ale również ten dokument, ta nowa filozofia, ma być tym, co za chwilę Donald Tusk przedstawi w Moskwie jako polskie stanowisko” – informuje widzów Rachoń kilkanaście minut później.
Mimo słów Rachonia z „Resetu” nie wynika, że ten dokument rzeczywiście był polskim stanowiskiem w Moskwie ani nawet, że Sikorski rzeczywiście miał go ze sobą podczas spotkania z ministrem spraw zagranicznych Siergiejem Ławrowem.
„To, czy minister podczas spotkania odczytuje tezy z kartki, czy nie, zależy od tego, czy ma własną wiedzę na tematy, o których rozmawia. Jeśli ma, nie jest zobligowany do posługiwania się gotowymi materiałami. Wszystko zależy od jego decyzji. Minister Sikorski miał dużą wiedzę i bardzo często w ogóle nie posiłkował się tym, co dostał od urzędników” – wyjaśnia anonimowo były wysoki urzędnik MSZ. – „Dlatego czekaliśmy w ministerstwie na notatki z jego rozmów, by dowiedzieć się, co dokładnie działo się na spotkaniu. Z każdego spotkania powstawała oficjalna notatka. Ze spotkania między Sikorskim a Ławrowem także. Na pewno jest w archiwach MSZ”.
To ciekawe, że w „Resecie” o notatce po spotkaniu ani słowa. Choć przecież właśnie jej lektura mogłaby odpowiedzieć na najważniejsze pytanie: czy i jak Sikorski wykorzystał cytowane w filmie dokumenty, uznane przez prawicę za „szokujące”? A może nie wspomniał o nich ani jednym słowem?
O niejasnościach w przedstawianiu dokumentów MSZ w „Resecie” można by napisać jeszcze wiele. Szanując jednak wytrzymałość czytelników zwrócę uwagę jeszcze tylko na jeden fragment filmu.
Oto w 58. minucie odcinka wypowiada się Ahmed Zakajew, były generał, polityk i wicepremier Czeczenii, uczestnik walk z wojskami Kremla w czasie wojen czeczeńskich, obecnie mieszkający w Londynie.
Mówi: „Rzeczywiście, Putin miał bardzo duże wpływy w Unii Europejskiej. Rosja miała tam swoje przedstawicielstwo. W zasadzie po niedługim czasie Tusk został wybrany na prezydenta Unii Europejskiej. Wydaje mi się, że ta jego kariera w instytucjach międzynarodowych była w jakiejś mierze związana z jego polityką wobec Rosji w tamtym okresie”.
Ta wypowiedź zaskakuje. O znajomości polskiej polityki wobec Rosji przez Zakajewa niewiele wiadomo. Z państwem polskim premier Czeczenii miał do czynienia głównie wtedy, gdy przyjechał do Warszawy w 2011 roku na Światowy Kongres Narodu Czeczeńskiego.
Przed przyjazdem został uprzedzony, że polska prokuratura będzie musiała wszcząć procedurę ekstradycyjną wobec niego, ponieważ Rosja wystawiła międzynarodowy list gończy. Zakajew mimo to stawił się w Warszawie. Procedurę wszczęto, sąd nie zgodził się na ekstradycję, sprawę umorzono.
Czy to wystarczy, by Zakajew prezentowany był w roli autorytetu, oceniającego politykę Tuska wobec Rosji? Albo jego wybór na prezydenta UE? Film nie zawiera żadnego uzasadnienia dla osadzenia Zakajewa w takiej roli. Ale to uzasadnienie oczywiście jest, tyle że propagandowe.
Zakajewa wykorzystano jako autorytet. Pozorny, jeśli weźmiemy pod uwagę temat jego wypowiedzi. Ale przecież to były wicepremier państwa, które tyle ucierpiało od Rosji. Musi wiedzieć, co mówi, prawda?
Na tym polega propagandowa technika fałszywego autorytetu – na wykorzystywaniu przekonania, że skoro wypowiada się ktoś ważny, to na pewno mówi prawdę, na każdy temat.
„Reset” powstał w określonym celu. To film, który ma pomóc PiS-owi wygrać wybory. O tym, że zrobiono go tak, by udowadniać bajkę o „złym Tusku, który z najgorszym mordercą spiskował”, świadczy między innymi wykorzystanie tak wielu technik propagandowych.
Serial jest zresztą tylko punktem wyjścia dla TVP, by następnie kontynuować zohydzanie lidera opozycji niemal we wszystkich programach informacyjnych i publicystycznych.
Nie wiadomo jednak, czy takie działanie odniesie jakiś skutek. Tusk jest zohydzany w TVP od 2016 roku. Był tam prezentowany jako symbol zła na długo przed wybuchem wojny rosyjsko-ukraińskiej, niezależnie od działań Putina. Jest tym politykiem, wobec którego trwa wieloletnia kampania nienawiści. Kto z widzów TVP miał Tuska znienawidzić, już to zrobił.
Propaganda
Radosław Sikorski
Donald Tusk
Telewizja Polska
Michał Rachoń
reset
serial reset
techniki propagandy
techniki wpływu
TVP
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Komentarze