Ukrainy nie przyjmują do NATO nie z powodu niespełniania warunków, a przez strach Zachodu przed Rosją. W Wilnie Zachód pokazał chęć negocjowania z diabłem – piszą ukraińskie media.
Przez dwa dni szczytu NATO – 11 i 12 lipca 2023 – na żywo relacjonowaliśmy wydarzenia na szczycie i wokół szczytu. Jak na wyniki szczytu zareagowali ukraińscy komentatorzy?
Ogólnie można wyodrębnić dwie reakcje: część mówi, że to, co wybrzmiało w Wilnie, było przewidywalne. Ukraina nie może liczyć na członkostwo, kiedy na jej terytorium trwa wojna. Inni są oburzeni i rozczarowani, bo mieli inne (złudne) nadzieje.
Według badań Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii (KIIS) 89 proc. Ukraińców chce przystąpienia do NATO. W 2021 roku „za” było tylko 48 proc. obywateli Ukrainy.
Po pierwszym dniu wypowiedzi przedstawicieli NATO w stosunku do Ukrainy określano jako „zimny prysznic”. Drugiego dnia szczytu prezydent Zełenski odbył dwustronne spotkania ze szefem Sojuszu Jensem Stoltenbergiem i przywódcami USA, Francji, Niemiec, Kanady, Wielkiej Brytanii, Holandii oraz Australii. Uczestniczył również w Radzie NATO-Ukraina.
„Kiedy wojna się skończy, Ukraina z pewnością zostanie zaproszona do NATO. I Ukraina na pewno będzie w sojuszu. Nie słyszałem dziś żadnej innej opinii”
– cytuje prezydenta Zełenskiego Liga.net.
Ukraińskie media zauważyły też deklarację wsparcia dla Ukrainy ze strony G7.
Jednak po zakończeniu szczytu, kiedy emocje opadły, przeważa w Ukrainie opinia, że jednak program minimum został zrealizowany. Osiągnięto to, co było realne. Chociaż w obietnicach NATO jest za mało szczegółów a dużo niewiadomych, Ukraińcy zdają sobie sprawę z tego, że sojusznicy zostawili sobie szerokie pole do manewru.
Teraz Ukraina już myśli o szczycie NATO w Waszyngtonie za rok. Tam „potrzebujemy precyzyjnego trafienia w cel, a nie kolejnego produktu dyplomatycznej akrobatyki, jak widzieliśmy w Wilnie” – pisze dla Europejskiej Prawdy Aliona Hetmańczuk, dyrektorka centrum „Nowa Europa”. Żeby otrzymać przynajmniej wskazówkę na polityczne zaproszenie do NATO, Ukraina powinna: po pierwsze, zwyciężyć Rosję, po drugie, pracować nad reformami w kraju. Tym może przekonać USA i Niemcy, głównych rozgrywających w sprawie decyzji wileńskiego szczytu.
Marija Zołkina, polityczna analityczka Fundacji „Inicjatywy demokratyczne” im. Ilki Kuczeriwa, na swoim profilu w Facebooku pisze:
„Nie spodziewaliśmy się żadnych przełomów na szczycie. Zrezygnowanie w przypadku Ukrainy z procedury MAP [z ang. Membership Action Plan] było znanym i dość przewidywalnym prawie maksimum, na które wszyscy członkowie Sojuszu mogli się zgodzić. Fakt, że Ukraina chciała więcej i miała bardziej ambitne oczekiwania, był słuszny – i mogło się udać”.
Według Zołkiny w Wilnie zapadła decyzja polityczna. Tak to wyjaśnia:
„Politycznie Stany Zjednoczone (to najważniejsze, choć nie jedyne) nie były gotowe na strategiczną i całkiem logiczną (!) decyzję. To duży błąd, który jednak prawdopodobnie będzie postrzegany w Waszyngtonie jako ostrożność i racjonalne podejście (wojna, eskalacja z Rosją, targowanie lub negocjacje, szczyt waszyngtoński 2024 itp.)”.
I dodaje:
„Dobrze, że ustalili rezygnację z MAP, dobrze, że nie wspomnieli o członkostwie w NATO po zakończeniu wojny. I to nie tylko dlatego, że wtedy byłby to sukces Rosji i kontynuacja wojny w nieskończoność. Ale w większym stopniu dlatego, że „NATO po wojnie” to satelita koreańskiego scenariusza dla Ukrainy. Zamrożenie linii frontu w zamian za członkostwo w NATO dla „reszty terytorium” nie jest nową formułą. Więc dobrze, że koniec wojny nie został wymieniony jako warunek.
Ale źle, że nie było jasnych kryteriów, ram czasowych i silniejszego sygnału niż w Bukareszcie”.
Zołkina uważa, że cień Rosji i kształtowania polityki wobec Ukrainy z myślą o Rosji jest wciąż obecny w procesie decyzyjnym sojuszników Ukrainy.
„Mimo że fakt, że Rosja jest zagrożeniem, jest wspomniany w prawie każdym akapicie dokumentu końcowego. I wciąż musimy walczyć z tą krótkowzrocznością” – podsumowuje analityczka.
Rusłan Osypenko, ukraiński dyplomata, ekspert ds. stosunków międzynarodowych w radiu New Voice mówi, że z jednej strony Ukraina powinna być wdzięczna za pomoc Zachodu. Ale z innej „jest to Budapeszt i Bukareszt 2.0 w jednej szklance” [chodzi o memoranda budapesztańskie, z lat 90. XX wieku, w których Zachód dał Ukrainie mgliste gwarancje bezpieczeństwa w zamian za rezygnację z broni nuklearnej i o szczyt NATO w Bukareszcie w 2008 roku, kiedy Sojusz obiecał Ukrainie i Gruzji członkostwo, ale bez żadnych konkretów – red.]
„Geopolitycznie, w perspektywie jest to sygnał i dla Rosji, i dla Chin, że Ukrainę zostawiają w strefie interesów Rosji. Jest to wymiana interesów” – uważa dyplomata.
Gospodarka oraz infrastruktura Ukrainy są zniszczone. Kraj jest osłabiony i będzie zależny od państw zachodnich. Do tego nie można zapomnieć o milionach uchodźców ukraińskich. W Rosji zniszczeń nie ma. Pozostaje imperium, ponieważ tym – według eksperta – są zainteresowane Stany Zjednoczone.
„Oni chcą się targować, dają sygnał Rosji, żeby oderwać ją od Chin i pozbawić Chiny, głównego rywala, zaopatrzenia w energię i żywność. W rzeczywistości Ukraina zostaje w szarej strefie pomiędzy Rosją a Europą” – mówi Osypenko. Zaznacza też, że szczyt wpłynie również na negocjacje Ukrainy z UE.
„Jest to przede wszystkim przegrana Zachodu, a nie Ukrainy. Pokazali słabość, zademonstrowali chęć negocjowania z diabłem.
Chcą negocjować z tymi, którzy rzucili im wyzwanie, ich systemowi bezpieczeństwa zbudowanemu po II wojnie światowej i hegemonii USA” – tłumaczy Osypenko. – „Wiceminister spraw zagranicznych Rosji przed wojną mówił do Zachodu, żeby NATO cofało się w kierunku swojej wschodniej flanki z 1997 roku. Jeśli rękawica zostanie rzucona, to oznacza wojnę. Negocjacje nie są możliwe. A Zachód pragnie negocjować. Niestety kosztem naszych [ukraińskich – red.] interesów”.
Osypenko utrzymuje, że Zachód zademonstrował Ukrainie, że trzeba pozbawiać się iluzji.
„W przyszłości czekają nas trudne czasy, trzeba pracować nad tym, żebyśmy wzmocnili państwo, siły zbrojne, wzmacniali instytucje władzy w środku” – mówi ekspert, zaznaczając, że nie trzeba liczyć tylko na partnerów. – „Klucz sukcesu zależy od Ukraińców”.
Według Osypenki Zachód nie chce niszczyć wyimaginowanych stref wpływu, które należą do imperiów:
„Zachód uważa, że odebrał Rosji Europę Środkowo-Wschodnią, to była taka daleka strefa wpływu Imperium Rosyjskiego, i Moskwa milczała. Natomiast kiedy Zachód przyszedł po Ukrainę, żeby uczynić z niej członka zachodniej wspólnoty, to Rosja uważa, że z niej ściągają kołdrę. Teraz USA wysyła sygnał: zostawiamy wam waszą strefę wpływu”.
Sygnał do negocjacji Rosja odebrała nie tylko jako słabość, ale też jak potwierdzenie swojej racji, że rozpoczęła tę wojnę, żeby nie wypuścić Ukrainy ze swojej strefy wpływów i nie wpuścić ją w objęcia NATO.
Według Osypenki jest nie tylko sygnał do negocjacji, to stworzenie warunków wstępnych do następnej wojny. „Jeśli zostajemy w strefie wpływów Rosji – i NATO daje sygnał w tym kierunku – to Rosja za jakiś czas wróci »dowalczyć«, jak mówią. Tak jak to było w Czeczenii” – przekonany jest dyplomata.
Rusłan Osypenko uważa, że Zachód nie jest zainteresowany rozpadem Rosji na fragmenty, jak chciałaby tego Ukraina, „a oderwaniem Rosji od Chin, przeformowaniem jej w państwo prozachodnie. W zamian za to oddają jej Ukrainę”.
Dyplomata podkreśla, że to wojna egzystencjalna dla Ukrainy, nie dla Zachodu. Dla świata zachodniego to „wymiana interesów”.
„Nie mają scenariusza, co np. robić z rozlokowywaniem broni jądrowej po terytorium Rosji. Brak tego scenariusza również jest przyczyną, dlaczego Ukrainy nie biorą do NATO. Nie wiedzą, czym skończy się wojna i co robić z Rosją po wojnie.
Tylko Wielka Brytania zaczęła mówić po tym teatralnym puczu wojskowym Prigożyna, że trzeba mieć scenariusz na wypadek, kiedy szybko zmieni się władza w Rosji” – mówi ekspert.
Osypenko przypomina, że USA nie chciały również rozpadu Związku Radzieckiego. „Przekonywali nas prezydenci Stanów Zjednoczonych, żebyśmy nie wychodzili ze składu ZSRR, ponieważ im było tak wygodnie. Byli umówieni z ZSRR, który przegrał zimną wojnę. A tutaj pojawiają się nowe państwa z bronią jądrową i co z nimi robić?” – retorycznie pyta ukraiński dyplomata.
Utrzymuje, że po tych „sygnałach Zachodu” w Europie obudzą się siły prorosyjskie, które będą nawoływać na zawarcie pokoju, ponieważ i tak „Ukrainę nie biorą do NATO”.
W ocenie Zełenskiego raczej był po stronie prezydenta. Powiedział, że Zełeński na tym szczycie postawił na kartę nawet swoją przyszłość polityczną, broniąc interesów Ukrainy.
„Zełenski ujawnił niezdecydowanie i słabość Zachodu” – stwierdził dyplomata.
Osypenko twierdzi, że wojna jest regulowana (widać to chociażby przez dostawy broni) i skończy się w 2024 roku, kiedy będą wybory prezydenta Stanów Zjednoczonych.
„Żeby było to atutem w kampanii wyborczej” – mówi dyplomata, dodając, że drugim osiągnięciem będzie oderwanie Rosji od Chin i przeformatowanie jej w prozachodnie państwo. Uważa, że przyspieszone przyjęcie Ukrainy do UE będzie demonstracją w skali geopolitycznej, że zachód „odciął pępowinę Rosji i Ukrainy”. Póki co Ukraina w oczach Osypenki nadal jest w szarej strefie.
„Jeśli UE da nam perspektywę i powie, że Ukraina będzie członkiem sojuszu za rok, czy dwa, to będzie sygnałem przegranej Rosji.
Ponieważ ona zaczęła tę wojnę, żeby nie pozwolić na członkostwo Ukrainy w UE i NATO.
I żeby nie utracić fundamentów swojego imperium. Cała jego mitologizacja zaczyna się od Kijowa, cerkwi, słowiańszczyzny. I jeśli korzeń tego imperium będzie oderwany od tego drzewa i będzie posadzony w nowym gruncie, w Europie, to to drzewo rosyjskie natychmiast umrze” – sądzi Osypenko.
Ukraiński politolog Wołodymyr Fesenko mówi, że trzeba realnie patrzeć na sytuację. Zaproszenie do NATO w Wilnie było to mało prawdopodobne.
„Dopóki trwa wielka wojna między Rosją a Ukrainą, NATO nie przyjmie Ukrainy w swoje szeregi, aby uniknąć ryzyka bezpośredniego starcia wojskowego z Rosją, a tym samym ryzyka wojny nuklearnej” – pisze na swoim Facebooku.
Fesenko nie widzi powodu do rozpaczy, ponieważ decyzje szczytu NATO w Wilnie w sprawie Ukrainy nie są ostateczne.
„Kwestia naszego przystąpienia do NATO zostanie rozstrzygnięta po zakończeniu obecnej wojny, w zależności od jej wyników.
To, co obecnie przyjęto w Wilnie w sprawie Ukrainy, jest zgodne z naszym programem minimum i jest dla nas obecnie zadowalające (chociaż chcieliśmy znacznie więcej).
Proces integracji Ukrainy z NATO nabiera nowego impetu wraz z ustanowieniem Rady NATO-Ukraina, wieloletniego programu wsparcia dla Ukrainy (zasadniczo programu operacyjnej i technicznej integracji Ukrainy z NATO) oraz zniesieniem wymogu posiadania Planu Działań na rzecz Członkostwa.
Oznacza to, że nasz powojenny ruch w kierunku NATO będzie przyspieszony, choć nie tak szybko, jak Finlandii i Szwecji” – mówi Fesenko.
Według politologa Ukraina powinna wdrożyć szereg reform instytucjonalnych i strukturalnych, w tym w sektorze obrony i bezpieczeństwa narodowego. „Najważniejsze jest to, że pewnie podążamy ścieżką integracji euroatlantyckiej, a ruch ten nawet przyspiesza. Dwa lata temu bezskutecznie błagaliśmy naszych zachodnich partnerów o przedstawienie Ukrainie Planu Działań na rzecz Członkostwa w NATO. A teraz nie ma to już znaczenia, naszym bezpośrednim celem jest dołączenie do Sojuszu Północnoatlantyckiego” – podsumowuje Fesenko.
Walerij Czały, prezes zarządu Ukraine Crisis Media Center, ambasador nadzwyczajny i pełnomocny Ukrainy w Stanach Zjednoczonych (2015-2019) w eterze radia NV mówi, że sukcesy ukraińskiej armii na froncie spowodują polityczne i geopolityczne decyzje. Nie odwrotnie.
Jego zdaniem nie należy budować zbyt wysokich oczekiwania. Szczyt był do pewnego stopnia skuteczny. Ukraina otrzymała nowy pakiet pomocy, broń. I uwagę.
„Trzeba patrzeć na to, czego mogliśmy oczekiwać i otrzymaliśmy” – mówi były ambasador nadzwyczajny.
Według Czałego spełnił się realistyczny scenariusz. Dyplomacie zabrakło jednak głosu NATO w dwóch kwestiach:
„Po pierwsze, kwestia naszego systemu bezpieczeństwa. Zabrakło gwarancji, że wstąpienie do NATO nie będzie nigdy przedmiotem targowania się z Rosjanami. I że jakiekolwiek zastosowanie przez Rosjan broni jądrowej lub prowokacji na obiektach jądrowych, będzie oznaczać bezpośredni atak na NATO”.
Czały mówi, że chciałby również usłyszeć decyzję o konwojach na Morzu Czarnym eskortujących ładunki zboża. „Rosja szantażuje wyjściem z umowy zbożowej. Turcja, Bułgaria i Rumunia przy wsparciu sojuszników mogłyby zapewnić taką eskortę. Taki sygnał byłyby wielkim sukcesem” – mówi dyplomata.
Wcześniej ukraiński ekspert Andrij Kłymenko, szef Instytutu Strategicznych Studiów Czarnomorskich, redaktor naczelny ukraińskiego portalu analitycznego BlackSeaNews w rozmowie z OKO. press wyjaśniał, w jaki sposób takie konwoje mogą być sformowane.
„Prezydent kraju nie może być bardziej radykalny w komunikacji z sojusznikami niż inne instytucje” – zaznaczył Czały, omawiając zachowanie Zełenskiego podczas pierwszego dnia szczytu.
Według niego nie do końca prawidłowo jest wykorzystywać najwyższy poziom władzy do tego, żeby wyrażać niezadowolenie w warunkach, kiedy jeszcze trwa proces polityczny.
„Będzie na to odpowiedni czas, jednak do tego potrzebne są jeszcze kroki ze strony Ukrainy” – jest przekonany dyplomata.
Czały nie zgadza się z komentatorami, którzy mówią, że Ukraina jest gotowa do wejścia w NATO i de facto już tam jest, a potrzebna jest tylko decyzja polityczna.
„Gdyby tak było, byłby to przypadek Finlandii. Bądźmy szczerzy. Wymogi zostały ogłoszone: Ukraina powinna wykonać pewne ruchy w reformowaniu egzekwowania prawa, sektorze bezpieczeństwa i obrony, systemie politycznym” – mówi dyplomata. Dodaje, że jego znajomi politycy sygnalizowali, że do Wilna Zełenski powinien jechać z konkretnymi sukcesami (np. z reformą SBU, Służby Bezpieczeństwa Ukrainy).
„Nie pokazywać emocji, a odrabiać zadanie domowe” – ostro pointuje Czały.
Dyplomata podkreśla, że „okno możliwości nie zostało zamknięte”:
„Nie trzeba czuć rozczarowania. Kto mówił, że na szczycie w Wilnie nas zaproszą do NATO? [...] Szansa jest. Trzeba ją wykorzystać. Wszystko powinno iść, jak idzie. Wielu rzeczy nie mogliśmy sobie wyobrazić wcześniej. Putin popełnił zbrodnię, ale też pomyłkę. Jest to proces nieodwracalny. Trzeba przez niego przejść z minimalnymi stratami. Emocje tutaj nie pomogą. Profesjonalizm, pewność siebie – idźmy tą drogą. Innej nie widzę”.
Czały większe nadzieje łączy z następnym szczytem w Waszyngtonie niż tym w Wilnie. Oto dlaczego:
„Jest rok na wykonanie zadania domowego i przemyślenie rezultatów politycznych tego szczytu. Będą sukcesy – gdy będą dostawy broni – na froncie. Będą wybory w USA. Przecież z jakiegoś powodu szczyt w Waszyngtonie został przesunięty na kilka miesięcy.
Okoliczności zmieniają się ciągle, co miesiąc. Jest przeciwnik, który wnosi swoje korekty. Ma jeszcze czym szantażować” – mówi dyplomata, reasumując, że jednak to, co wydarzy się w Waszyngtonie zależy od wszystkich stron.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Komentarze